Będę szczera. Kiedy Połówek zaproponował mi wyjście do kina na najnowszy film z Universum Marvela ‒ "Thunderbolts" ‒ westchnęłam ociężale, jakbym właśnie została skazana na pracę w kamieniołomach. Albo wysłana do słuchania hip-hopu. Albo podziwiania schnącej farby. Albo do tego wszystkiego.
No, ale czego się nie robi dla ukochanego?
Dawno, dawno temu źli ludzie obrzydzili mi kino. Niedobrych ludzi, kompletnie pozbawionych znajomości kinowej etykiety, było za dużo, a mojej cierpliwości za mało. Któregoś razu grzmotnęłam więc wyimaginowaną pięścią w wyimaginowany stół (aż połamały mu się wyimaginowane nogi) i powiedziałam: DOŚĆ!
Dość kina z obcymi! Dość ciamkających, smrodzących, gadających, świecących telefonami i dmuchających we mnie dymem z e-papierosa!
Jako że nie mogłam jednak powiedzieć: "wynocha mi stąd, buraki!", pozostało mi jedynie samej się wynieść. Kinowy fotel zamieniłam na domowy, szeroki ekran na marne 42”, ale odzyskałam spokój. A ten, jak wiemy, jest bezcenny.
A właśnie ‒ tu stawiam baner, wielki jak stodoła: SPOILERY, bejbe!
Wybierasz się do kina na ten film? To może nie czytaj dalej. Choć nie planuję tu zamieszczać streszczenia fabuły, to jednak zawrę garść moich poseansowych refleksji.
Przede wszystkim film mnie pozytywnie zaskoczył! (sama wizyta w kinie też!)
Spodziewałam się prostej jak budowa cepa naparzanki, a dostałam film z głębią. Kompleksowych, wielowymiarowych bohaterów, często zresztą skonfliktowanych wewnętrznie. Nikt z tytułowych "thunderboltsów" nie jest czysty jak łza. Nikt nie jest ani kryształowy, ani nieskazitelny jak miś Coccolino.
Zamiast nieskazitelności mamy przeróżne skazy, wszak nasi bohaterowie nie są bajkowymi ideałami. Aż chciałoby się powiedzieć, że to zwykli ludzie (no prawie!), tacy jak my. Z przeróżnymi przywarami, z wieloma grzeszkami na sumieniu, z traumami i z problemami z zaufaniem.
To wszystko sprawia, że "Thunderbolts" jest wyważony i życiowy, bohaterowie zaś są bardzo ludzcy. Publika utożsamia się z nimi i ich życiowymi problemami, przez co film wyjątkowo przemawia do ludzi.
Chyba właśnie w tym tkwi jego sukces. Nie jest ani przesadnie ckliwy, ani patetyczny. Zahacza o ważną tematykę, jaką jest depresja, wynikające z niej poczucie wszechogarniającej pustki, ale robi to umiejętnie, a nawet wplata w treść szczyptę humoru. Skłamałabym, gdybym napisała, że salwy śmiechu wybrzmiewały w sali, ale tak jakby trudno o nie, kiedy są w niej tylko cztery osoby.
Nade wszystko jednak wysyła jasny i piękny przekaz: nigdy nie jest za późno na naprawę błędów. Mając odpowiednie wsparcie, można zamienić ciemność w światło. A do tego każdy z nas może być bohaterem. Nawet jeśli nie na światową skalę, to chociaż na swoim małym i prywatnym podwórku. Bo jak już doskonale wiemy, nie wszyscy bohaterowie noszą peleryny (niektórzy zamiast nich mają protezy!).
"Zło dobrem zwyciężaj" ‒ to takie ponadczasowe przesłanie, które głosił ksiądz Jerzy Popiełuszko, zanim go brutalnie zamordowano, ale, te kilkadziesiąt lat później, nadal jest aktualne, o czym ta produkcja dobitnie nam przypomina.
Nie zostawiajmy innych w potrzebie ani w ciemności. W grupie drzemie niewyobrażalna siła. Nie chcę tu brzmieć jak nawiedzony manager, ale w tym przypadku hasło "teamwork makes the dream work" naprawdę się sprawdza.
Dodam jeszcze tylko, że wszyscy aktorzy stanęli na wysokości zadania, najbardziej jednak podobały mi się dwie kreacje kobiece: Yeleny i Val. Jako osoba, która całkowicie pozbawiona jest słuchu muzycznego, nie mogę nie pochwalić aktorki wcielającej się w rolę Yeleny. Mówiła z wyraźnym, naturalnym rosyjskim akcentem. Florence Pugh to Angielka, a ja głupia myślałam, że ona urodziła się gdzieś w środku rosyjskiej tajgi albo w syberyjskiej tundrze, tak dobrze jej to wychodziło!
Myślałam, że zapomnę o tym filmie już na drugi dzień, ale ponad tydzień później nadal o nim pamiętam. I przez to z jakąś mniejszą obawą myślę o dniu, w którym Połówek zapyta: to co? Idziemy na "Fantastyczną czwórkę"?
Ja tam prosta baba ze wsi jestem i się nie znam, I'm late to the party, ale eksperci w dziedzinie powiadają, że to najlepszy film Marvela w ostatnich latach. Tak więc, jeśli masz szekspirowski dylemat: iść czy nie iść, pozwól, że właśnie rozwiążę Twój problem. IŚĆ! I siedzieć do samego końca!
Nadal zadziwia mnie, ilu miłośników MCU (Filmowego Universum Marvela), nie zdaje sobie sprawy, że oficjalny koniec filmu wcale nim nie jest, bo po napisach zawsze jest jakaś scena. Albo dwie. To nawet taki laik jak ja to wie. Tu były dwie.
A może zwyczajnie ludziom nie chce się na te sceny czekać? Ja też często marudzę Połówkowi, żeby już iść, no ale ponieważ mam do czynienia z zatwardziałym "ultrasem", najczęściej opuszczamy salę jako ostatni, niczym kapitan na tonącym statku. Biorąc pod uwagę, że często chodzimy też na ostatni seans dnia, o późnej wieczorowej porze, na pewno jesteśmy przez to ulubieńcami pracowników kina. Ty też możesz być!
Oglądanie filmu w kinie, szczególnie takiego o którym piszesz jest dużo większa przyjemnością niż w zaciszu domowym. I to nie tylko chodzi o ogromny ekran, dla mnie dźwięk jest wyjątkowy, i nie ważne czy bardzo głośny jak wybuch czy cichy jak szept, dźwięk tak natychmiast dociera do mnie, że prawie czuje że jestem tam.
OdpowiedzUsuńKiedyś bardzo dużo chodziłam do kina, oczywiście bywało że miałam zakłócane odbieranie filmu przez zachowanie niektórych widzów, czasami udawało się zmienić siedzenie, trochę pomagało, a ostatnimi laty o tyle było lepiej że coraz mniej ludzi bywało w kinie.
Zgadza się, w kinie jakość dźwięku jest zupełnie inna, zwłaszcza jeśli nie posiada się w domu żadnych subwooferów ani innych "wypasionych" wzmacniaczy dźwięku (to właśnie mój przypadek).
UsuńPowiem Ci, Tereniu, że powoli zaczynam na nowo przekonywać się do kina, jako że kilka moich ostatnich wizyt było naprawdę fajnych - nie natrafiłam na żadnego buraka, którego miałabym ochotę rozszarpać na drobne strzępy ;) Nawet na takim filmie jak ten, który - można rzec - przyciąga raczej młodszą publikę niż starszą, nie było żadnych problemów. Nikt nie był obładowany śmierdzącymi przekąskami i nikt też nie hałasował. Tak zawsze powinno być! :) I masz rację, ja również zauważyłam, że w ostatnich latach jakby mniej ludzi na seansach. Dawno, dawno temu zdarzało się, że sala była w większości wypełniona, teraz najczęściej są spore pustki. No, ale też kiedyś kino było znacznie tańszą rozrywką. Później znacznie zdrożało, jak wszystko zresztą.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz :)
Taito, och ilez to razy mialam ochote w kinie zdzielic taka ciamkajaca, gadajaca , stale przeszkadzajaca osobe przez ten ... glupi leb! Chodzimy do kina kilka razy w roku , na wybrane filmy, wlasnie ze wzgledu na dzwiek, na rozmach i warte tego efekty techniczne. Takie filmy jak Mission Impossible czy Maverick odbiera sie w kinie fantastycznie , ogladane pozniej po czasie w domu , owszem , nadal fajne , ale to juz zupelnie inne wrazenie - duzo duzo slabsze. Od wielu lat bukuje juz bilety w domu i zawsze wybieram dwa miejsca na samiutkim szczycie kina i takie, przed ktorymi nie ma innych krzesel / sa dokladnie na srodku szerokiego przejscia a za nami scisna . Tak wiec przed nami nie ma nikogo i jest duzo miejsca na nogi , a czesto i po bokach jest pusto, bo coraz mniej ludzi do kina chodzi. No i efekty dzwiekowe zagluszaja ewentualne ciamkanie i chrupanie ( na sam zapach pop cornu mdli mnie w srodku ;)) Dzieki za rekomendacje - zapowiada nam sie pierwszy deszczowy wikend po 5 -ciu tygodniach slonca, wiec byc moze ze skorzystamy 👌 Buziaki Kitty
OdpowiedzUsuńHahaha, widzę, że mamy identycznie! I jak miło poczytać, że komuś popcorn śmierdzi tak samo jak mi :) Nie rozumiem takich niewychowanych ludzi, naprawdę. Kiedyś miałam "przyjemność" siedzieć nieopodal pary, która niemal przez cały film intensywnie ze sobą konwersowała. I to wcale nie jakoś dyskretnie.
UsuńU nas akurat nie ma takich foteli w przejściu, przez długi czas wybieraliśmy ostatni rząd, ale stamtąd właśnie wszystko było widać jak na dłoni - tych bawiących się telefonami, wstających, wychodzących do ubikacji, zasłaniających... Potem zmieniliśmy miejscówkę na fotele położone znacznie niżej, przed którymi nie ma innych i to jest właśnie TO :) Dużo też zależy od sali w multipleksie. Niektóre są bardzo małe, inne ogromne i wtedy ma się fajny wybór.
Chyba mamy dokładnie tę samą pogodę, bo właśnie sprawdziłam i u nas też przewidują rain i showers na sobotę i niedzielę. Dziś za to było bardzo przyjemnie i słonecznie, sporo czasu spędziłam w ogródku czytając, i ze zdziwieniem odkryłam później, że mnie trochę spaliło słońce! Trochę deszczu nie zaszkodzi, bo gdzieniegdzie jest lekko wypalona trawa.
"Mavericka" oglądaliśmy w domu, i to z zapartym tchem - tak na marginesie, gdyby Ci się nudziło i nie miałabyś nic do czytania, to pod koniec marca 2024 opublikowałam swoją recenzję ;) Skoro w domu zrobił na nas TAKIE wrażenie, to wyobrażam sobie, jak to musiało wyglądać i brzmieć w kinie!
Maverick w kinie byl fantastyczny! To znaczy tak do polowy filmu spogladalismy na siebie lekko rozczarowani, i jak juz myslelismy, ze ten film to bedzie klapa - nagle akcja ruszyla jak z katapulty! Efekty dzwiekowo-techniczno-bombowe po prostu fantastyczne 👏 Ufff! Bylo takie tempo, ze myslalam, ze glowe mi urwie😅 U nas kina w mulitiplecie sa dosc male , kameralne , za to bardzo strome , wiec miejsca na samej gorze sa naprawde the best. Ekran mamy dokladnie na wprost , a to co ponizej , nie zachodzi na nasze pole widzenia, wiec mam to gdzies, co sie dzieje pod nami. Efekty dzwiekowe zagluszaja wszystko. O tutejszej " kulturze" w kinie wole zmilczec , nie jestem obeznana z takim zachowaniem. Ciamkaja, chrupia, szeleszcza, siorbia, gadaja na caly glos,itp - a po wyjsciu z kina miedzy rzedami mozna ujrzec cale tony smieci, wszystkie te papiery, kubki, torebki rzucaja po prostu pod siebie. Wiesz, ostatni raz bylam w kinie w Polsce jakies 15 lat temu , wiec nie wiem czy juz nie przyswoilismy tej zachodniej " kultury", ale w zyciu nie spotkalam sie tam z takim zachowaniem. Pojedyncze przypadki zaklocania innym odbioru natychmiast byly uciszane i nikt nie rzucal pod siebie swoich smieci. Wzdryga mnie to tutaj - ale , niektore filmy naprawde warto obejrzec w kinie, wrazenia sa niezapomniane 😍Zycze ci milego wikendu Taito i do uslyszenia ! Kitty
UsuńNiełatwo jest zrobić drugą część filmu do pierwszej, która stała się tak kultowa. "Top Gun: Maverick" jednak sprostał zadaniu i wcale, ale to wcale nie dziwi mnie to ciepłe przyjęcie przez widownię. Z reguły nie jestem zwolenniczką długich filmów, lubię, jak trwają maksymalnie 90 minut, ale w tym wypadku siedziałam grzecznie w fotelu i przez cały czas gapiłam się w ekran jak cielę w malowane wrota :)
UsuńW naszym lokalnym multipleksie najmniejsza sala liczy sobie tylko 30-40 foteli, a ekran jest niewiele większy od tego w standardowym telewizorze ;)
I tutaj, moja droga, otwierasz mi pole do narzekania i długaśnej dyskusji - ja to w ogóle mam wrażenie, że współczesne pokolenie młodych jest dość niewychowane. A wiadomo, że czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. I teraz się zacznie :) Kiedy ja byłam dzieckiem, uczono mnie kultury - dziecko pierwsze miało witać się z dorosłymi, zawsze zwracać się do obcych per "pani/pan", szanować starszyznę, pomagać starszym ludziom, ustępować miejsca ciężarnym/schorowanym, ładnie się ubierać do teatru (broń Boże nie jeść tam!), nie śmiecić w kinie, oj długo by wymieniać... Jestem więc zniesmaczona chamskim zachowaniem niektórych użytkowników kina: pomimo próśb, które wyświetlają się na ekranie, aby wyrzucać śmieci do koszy stojących koło wyjścia (każdy MUSI przejść koło nich), to i tak znajdą się tacy, którzy porozrzucają popcorn po podłodze, albo zostawią niedojedzone pozostałości na siedzeniu... Jakim chamem trzeba być?
Dziękuję za życzenia i wzajemnie, Kitty :)
Hej Taito, wroce jeszcze do tego tematu ; brak kultury. Cale clue jest wlasnie w tym zdaniu :" Kiedy ja bylam dzieckiem" uczono mnie kultury i dobrego zachowania". Wlasnie o to chodzi, ze tych ludzi, ktorzy smieca i halasuja w kinie nikt juz nie uczyl... Widze te angielska " kulture" na codzien i przerazenie mnie ogarnia. Dzieciom nie wolno zwracac uwagi, dzieci sie chowa bez zadnej dyscypliny czy regul, chowa - nie wychowuje. Szkola w tym bardzo pomaga. Nauczyciele sa zastraszeni przez dzieci, ktore robia co chca, sa agresywne i wulgarne i z tym samym spotykaja sie w domu...Kto ma je wychowywac, skoro ich rodzice sa wychowani rowniez bezstresowo? Tylko jeszcze stare pokolenie zachowuje grzecznosc, uprzejmosc i wie jak sie zachowac w miejscach publicznych. Reszta smieci i rzuca pod siebie wszedzie, nie tylko w kinie - na ulicy bardzo czesto widze matki z dziecmi , ktore idac jedza, pija a butelki i papiery rzucaja prosto na chodnik - matka nie zwraca dzieciom uwagi , ba , robi to samo. Oni sa wychowywani w przeswiadczeniu, ze to normalka, ze przeciez ktos przyjdzie i posprzata... Uff, no ulzylam sobie :)) Kitty
UsuńWłaśnie o to chodzi, że rodzice hodują zamiast wychowywać. Najgorsze jest też to, że często nie stają po stronie nauczyciela tylko swojego cudownego i niewinnego "bombelka", ósmego cudu nowożytnego świata! Za moich czasów (znów gadam jak starucha ;)) dzieciaki drżały na myśl o uwadze w dzienniczku albo wywiadówce. Nikt nie chciał (poza skrajnymi patologicznymi jednostkami) podpaść nauczycielowi, bo to oznaczało wielkie problemy w domu. Często pas (tego akurat nie pochwalam).
UsuńTeż kiedyś byłam świadkiem podobnej scenki - jakiś młody i niewychowany typ wyszedł z fast-foodu z tekturowym opakowaniem, w którym miał jakiegoś burgera. Wyjął bułę, zapakował w otwór gębowy, a pudełko bezceremonialnie wyrzucił na chodnik! Kurtyna!
Gracias por la recomendación
OdpowiedzUsuńDe nada!
UsuńI really enjoyed reading your take—it felt honest, warm, and unexpectedly uplifting. It's refreshing to hear a perspective that blends humor with heart, and now I’m curious to give Thunderbolts a chance myself. Sometimes, stepping out of our comfort zones leads to the best surprises.
OdpowiedzUsuńNew post: https://www.melodyjacob.com/2025/05/lochwinnoch-nature-reserve-travel-guide.html
Thanks for your kind words, Melody!
UsuńTwój mąż przypomina mi mojego własnego hahha. Też na jego filmowe propozycje reaguje wielkim westchnieniem no i oczywiście tak samo jak Twój musi siedzieć w sali kinowej aż do samego końca napisów :D
OdpowiedzUsuńMam pomysł! Skontaktujmy ich ze sobą i niech sobie chodzą razem do kina! ;)
UsuńJa za tego typu filmami nie przepadam, ale za to mój mąż na pewno chętnie by obejrzał :) Kiedyś poszłam z nim na maraton nie lubianych przeze mnie "Gwiezdnych wojen". To dopiero było poświęcenie ;) Ale tak jak mówisz- czego się nie robi dla kochanej osoby.
OdpowiedzUsuńMaraton "Gwiezdnych wojen" na szczęście mi nie grozi (chyba) ;)
UsuńMarvel nie moje klimaty 🤷🏼♀️
OdpowiedzUsuńTe filmy nie są takie złe, jak mogłoby się wydawać :) Spora część nawet mi się podobała :D
UsuńMieszkam koło kina, mogę iść w piżamie, gdy późny seans, ale bywam rzadko, nie mam siły do jedzących cały seans widzów lub kręcących się siusialskich...
OdpowiedzUsuńNie lubię wychodzenia w czasie napisów.
"Kręcących się siusialskich" - hahaha, o mało co nie wyplułam herbaty na monitor! Ależ siusialskim należy współczuć, a nie karcić ich w myślach, wszak wielomocz/częstomocz nie należy do żadnych przyjemności ;))
UsuńJa najchętniej wyszłabym w momencie pojawienia się pierwszego końcowego napisu :) Czekanie aż wszystkie się przewiną (a to trwa całą wieczność!) jest dla mnie zwyczajną stratą czasu ;)
Czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego Magda z Belgia Nasz dom wyświetla mi się jako Taita w Irlandii?
UsuńNic nie rozumiem...
Co takiego? Jak to możliwe? Weszłam do niej teraz i normalnie wyświetlił mi się jej blog. Nie mam pojęcia, o co chodzi.
UsuńSorry, sprawdziłam jeszcze raz, macie po prostu podobne listy blogów, tylko w jej profilu jest Belgia, cos źle spojrzałam, przepraszam.
UsuńNie szkodzi, nic się nie stało - ważne, że działa, jak należy :)
UsuńTo zupełnie nie dla mnie :) filmy Marvela bardzo mnie nudzą, najczęściej nie mają treści, tylko efekty specjalne, ale do kina chętnie bym poszła, bo ostatnio wszystkie filmy oglądam w domu :) pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTeż tak kiedyś mówiłam, ale Połówek zrobił mi pranie mózgu i teraz stwierdzam, że nie taki Marvel zły, jak go malują ;)
UsuńZaskoczyłaś mnie, że jest nowy film Marvela i nie słyszałam o nim od K.Ostatnim filmem Marvela na którym byliśmy był Deadpool and Wolverine i zdrowo się wówczas uśmiałam. Z kolei ostatni film na którym byłam w kinie to nie jestem pewna czy Prawdziwy Ból czy też Bridget Jones: Szalejąc za facetem.
OdpowiedzUsuńNaprawdę są tacy, którzy nawet w kinie palą e papierosy? To jest zmora naszych czasów. Obrzydliwe. Telefony również, coraz częściej, gdy idziemy do kina widzę, że ludzie zamiast oglądać film świecą innym telefonem po oczach. Nie podoba mi się to równie mocno co i Tobie.
Wygląda na to, że przeżywamy totalny upadek kultury. Chociaż! Ostatnio byłam na wydarzeniu, gdzie byłam totalnie zaskoczona bo niemal nikt nie wyciągnął telefonu, a jak już to tylko na chwilę :)
My mamy dwa kina w naszym mieście, jednak zwykle mają populistyczny repertuar, a nie ten który mnie interesuje. Na interesujące filmy musimy jechać do innych miast. Widzę, że właśnie w innych miastach film, o którym piszesz jest w repertuarze, ale u nas nie;-) Z resztą aktualnie i tak nie jestem w stanie iść do kina.
Ostatnio spędzamy wieczory z Kubą Wojewódzkim, tudzież książką.
Też byliśmy na "Deadpool & Wolverine" :) Warto było, choćby dla muskułów Wolverine'a :D
UsuńNie do wiary, prawda? Tymczasem tu i teraz przysięgam Ci, że któregoś razu usiadł sobie za mną jakiś typ i począł wypuszczać kłęby dymu! Miał szczęście, że mi mowę w wrażenia (negatywnego!) odebrało i że nie trwało to zbyt długo. Niestety, takie realia. Totalna degrengolada wartości. Rodzice nie uczą kultury, a samym zainteresowanym w ogóle nie przeszkadza to, że jej nie posiadają. Mam wręcz wrażenie, że w niektórych nieciekawych kręgach szpanuje się chamstwem i niechlujstwem, co wyraża się na wiele sposobów, choćby w mowie.
Fajnie Ci - mnie akurat w ostatnich dniach przebiega tyle myśli przez głowę, że nie mogę skupić się na treści czytanej książki, przez co czytam w żółwim tempie, bo szybko się rozkojarzam! Jak to irytuje...!
Widzę, że też jesteś bardziej team Wolverine :D
OdpowiedzUsuńMasakra! To jak ja pamiętam dawno temu byłam w studyjnym kinie w Katowicach i nie można było wnosić jedzenia, ale dziewczyna wniosła ukrytego w torebce kebaba i wyciągnęła na film! Śmierdziało w całym kinie! True. Okrutna true! :D
Mi też się ciężko skupić, ale do szóstego czerwca muszę oddać książki do biblioteki. Jestem w dalekim..tyle, a jest na nie kolejka, więc nie będę mogła przedłużyć.
Też tak miewam także doskonale Cię rozumiem.
Gdybym miała wybierać między nimi, to tak, wybrałabym włochatego i dzikiego Wolverine'a ;) Lubię też Winter Soldiera :)
UsuńW całym swoim długaśnym życiu nie byłam jeszcze w żadnym kinie studyjnym, nigdy nie miałam okazji. Współczuję wrażeń zapachowych - zawsze znajdzie się ta jedna osoba!
Do niedawna nie miałam większych problemów ze skupieniem się na treści, to nowa przypadłość w moim wydaniu ;) Już nie mogę się doczekać, kiedy przeminie! Bo... przeminie? :)
No to sprężaj się tam, bo szósty czerwca już czyha na Ciebie za rogiem! ;)
Dziki Wolverine brzmi zdecydowanie dobrze ;-)
UsuńKina studyjne to moje ulubione kina. Malutkie, kameralne, w Polsce często niedocenione i walczące o przetrwanie. W Krakowie uwielbiałam Kino pod Baranami, gdzie jak szłam na film w kolejce ustawiała się dostojna grupa zdobionych seniorów z kieliszkiem wina w dłoni.
W Katowicach w Rialto można było pić dobrą kawę przy stoliku i oglądać film. U siebie mogę kupić również herbatę lub kawę. Dla mnie takie kulturalne kino ma inny wymiar niż ogromne, nastawione na zysk multipleksy z nachosami (nienawidzę ich zapachu) i popcornem.
Myślę, że przeminie. Zależy co lub kto Cię tak bardzo rozprasza 😉 Ja nadal do czytania książki potrzebuję czasu i spokoju. Takiego momentu, kiedy mogę się z dziką przyjemnością wgryźć w lekturę.
Wow, niesamowite! Naprawdę trudno mi sobie to wyobrazić, bo moje doświadczenia kinowe wyglądają zupełnie inaczej. Super, że istnieją takie miejsca na poziomie, i aby nigdy ich nie zabrakło!
UsuńJuż w zasadzie przeminęło, bo to głównie kwestie pracy i wyborów prezydenckich mnie rozkojarzały.
A widzisz, mówiłam, że to minie! ;) Pochwal się wobec tego aktualną lekturą :)
UsuńZostało mi jeszcze 50 stron do przeczytania "Man's Search for Meaning" Viktora Frankla - wspominałam Ci o niej przy okazji rozmowy o literaturze obozowej.
UsuńDziś Połówek przywiózł mi świeży stosik z biblioteki (4 książki), więc będę mieć, co robić.
Chyba opublikuję niedługo jakiś książkowy wpis. Przez długi czas powstrzymywałam się od tego, bo wydawało mi się, że to nikogo nie interesuje, ale potem ze zdziwieniem odkryłam, że takie wpisy nawet cieszą się popularnością! Chyba nie jest tak źle z tym czytelnictwem w Polsce!
Zawsze mnie to zdumiewa jak słyszę, że nikt nie czyta. Ilekroć chcę wypożyczyć najbardziej pożądane pozycje z biblioteki to są już wypożyczone lub muszę ustawiać się w długiej kolejce. Sama też zwykle kupuję jedną książkę na miesiąc, także nie mam bladego pojęcia skąd oni biorą te statystyki!
UsuńNiewątpliwie dużo osób czyta, ale też bardzo dużo nie czyta. Nieskromnie przyznam, że w moim środowisku jestem w zasadzie jedyną osobą, która tak bardzo umiłowała sobie książki. Moli książkowych znam jedynie z Internetu.
UsuńJa nie przepadam z tego typu filmami, to coś dla mojego męża.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Są dość specyficzne, trzeba lubić to uniwersum, więc doskonale rozumiem :)
UsuńNie wybierałam się, więc zaczęłam czytać, ale im dalej w Twoją opinię, tym bardziej mnie kusi. Możliwe, że obejrzę, ale też jak będzie możliwość w domowym zaciszu, a nie w kinie. Spokój to jedno, dwa to cena :). Nie czytam więc całości posta, żeby spojlerów uniknąć, ale fakt, że porusza ważne psychologiczne motywy i jest też trochę śmiechu, mnie namawia :).
OdpowiedzUsuńOjejku, przepraszam najserdeczniej, nie wiem, jak to się stało, ale przegapiłam Twój komentarz! Oj tak, obecne ceny zdecydowanie nie zachęcają do częstych wizyt w kinie. Ja również je sobie dawkuję! A w domu może być równie przyjemnie, jeśli nawet nie przyjemniej :)
Usuń