niedziela, 1 czerwca 2025

Chwila wytchnienia w opactwie Rushen


Gdyby Robert z Molesme żył współcześnie, miałby spore szanse na bycie wpływowym influencerem. Zanim wynaleziono media społecznościowe, udało mu się bowiem zbudować wokół siebie pokaźną społeczność i porwać tłumy. Każdy internetowy celebryta wie, że to już połowa sukcesu. 


Tylko, że sam Robert chyba nie wiedział, jak bardzo popularny okaże się jego ruch. W 1098 roku, wraz ze swoją skromną grupką mnichów, wybudował monastyr na francuskich mokradłach w dawnym Cistercium (współczesne Cîteaux w Burgundii). 


Lekko zniesmaczeni komfortowym żywotem, jaki wiedli ich bracia z innych zakonów, poprzysięgli sobie, że oni będą inni. Prostota, na którą postawili, przejawiała się nawet w ich ubiorze. Stawiali na proste i naturalne szaty. Żadnych kolorów ‒ tylko niebielona i niefarbowana przędza. I to właśnie ze względu na te ich białe habity zaczęto nazywać ich białymi mnichami. 



Cystersów interesował prosty, ascetyczny wręcz, sposób życia, a reguła spisana przez świętego Benedykta w VI wieku wydała im się idealna jako dewiza życiowa. Zasady były proste. Określały je trzy krótkie słowa: ora et labora. Módl się i pracuj. I nie były to tylko puste frazesy. 


Cystersi od zawsze stawiali na samowystarczalność. Kiedy szukali nowych ziem pod budowę zakonów, szukali jej daleko od skupisk ludzi. Nie potrzebowali rozrywek ani rozpraszaczy. Wszystko potrzebne im do szczęścia miało znajdować się wewnątrz murów. Ich dieta odzwierciedlała sposób życia ‒ skromna,  prosta, niewyrafinowana, zazwyczaj bezmięsna i złożona z tego, co udało im się wyprodukować własnymi rękoma. 


Te ich proste w założeniu zasady nie do końca jednak były takie łatwe do wykonania. Surowy styl życia, pozbawiony luksusów, za to okupiony ciężką pracą, ubóstwem i dyscypliną, niemal okazał się gwoździem do trumny. Z czasem jednak mnisi zaczęli wzbudzać podziw swoim przykładnym żywotem. Imponowali i inspirowali, a to z kolei przełożyło się na zainteresowanie ze strony szlachetnych mężczyzn, którzy zaczęli marzyć o tym, by zasilić ich szeregi, stać się braćmi w modlitwie i pracy. 



Systematycznie rośli w siłę, a kiedy Cîteaux stało się dla nich za małe i liczba rekrutów osiągnęła dramatyczne rozmiary, postawili na ekspansję ‒ opuścili macierzysty klasztor i zaczęli zakładać filialne monastyry w innych częściach kraju. Później zaś rozprzestrzenili się na resztę Europy. W połowie XII wieku byli już w Polsce. 


Współczesne Rushen Abbey to miejsce skromne jak niegdysiejsi mnisi, które je zamieszkiwali. Nade wszystko jest ono jednak mocno przesiąknięte ciekawą, lokalną historią. Nie ma tu w zasadzie nic spektakularnego. Spektakularność i dobre czasy zakończyły się w XVI wieku wraz z uchwalonym przez angielski parlament aktem supremacji. Łasy nie tylko na pokarm i kobiety, ale także na bogactwa zakonników, Henio VIII Tudor zmarł w 1547 roku, ale zanim wyciągnął kopyta, zdążył wyciągnąć łapy po majątek zakonników. Jeszcze za swojego życia doprowadził do kasaty zakonów. 



Co to oznaczało dla cystersów z Rushen Abbey? Koniec życia, jakie znali. Utratę wszystkiego, co posiadali. Kiedy pod koniec czerwca 1540 roku wygnano stąd opata i sześciu mnichów, ich inwentarz był całkiem imponujący. Liczył sobie 82 owce, 26 koni i 128 sztuk bydła. Dziś nie ma tu już żadnego z tych zwierząt. Pośród kolorowych kwiatów na łące kwietnej latają jedynie miododajne pszczoły. 


To, co miało jakąkolwiek wartość, zostało bezpardonowo rozgrabione. Budynki rozebrano niczym domki z klocków Lego. Były zbyt drogocennym budulcem, żeby pozwolono im niszczeć. Aż chciałoby się rzec, że to cud, iż do naszych czasów udało się przetrwać wieży kościelnej ‒ i to w tak dobrym stanie! Nie bez znaczenia jest tu fakt, że to późniejszy nabytek, młodszy niż inne budynki, które oryginalnie wchodziły w skład tego kompleksu. 


Wszystko dlatego, że w XII wieku, kiedy powstało Rushen Abbey, cysterski dekret zabraniał budować kamiennych dzwonnic. Uważano je za zbędną ekstrawagancję. Ten pogląd z czasem ewoluował i w XV wieku były już postrzegane jako konieczność, nie fanaberia. 


Kolejne wieki (XIII i XIV) były bowiem dość niespokojne, a wyspę najeżdżano. Jak podają tutejsze annały, w 1316 roku niejaki Richard de Mandeville wylądował na wyspie wraz ze swoimi rozbójnikami i przez cały miesiąc grabił, co popadło. Wybredny to on nie był. Splądrował również opactwo Rushen, a kiedy już je opuścił, zabrał ze sobą między innymi meble, bydło i owce. 


Dziś to już tylko romantyczna ruina będąca "żywicielem" dla wielu roślin, z których część miała swój początek właśnie w tych średniowiecznych ogrodach, po których pozostało wspomnienie. 



W budynku, w którym obecnie znajduje się kawiarenka urzędował w XVIII wieku mański sędzia, Thomas Moore, który niczym biblijny król Salomon co najmniej dwa razy w tygodniu wysłuchiwał zwaśnionych stron i rozstrzygał sprawy o napaść z pobiciem, spory o ziemię i długi. W XIX wieku była to z kolei szkoła z internatem dla dziewcząt. Później zaś hotel. Dodam, jako ciekawostkę, że na terenie opactwa Rushen znajdowała się także wytwórnia dżemu zatrudniająca wielu lokalnych pracowników, odbywały się tu popularne potańcówki (garden party), a w latach 80. XX wieku miała miejsce nawet... popularna dyskoteka.   



To była bardzo przyjemna, relaksująca wizyta w opactwie. Choć jest to dość ubogi kompleks sakralny, to jednak warto się tu na chwilę zatrzymać (szczególnie, jeśli ma się wykupiony holiday pass, bo bilet wstępu kosztuje tu aż £12.50, a po takim wydatku wielu turystów może odczuwać niedosyt bądź niesmak). Pomyślano tu także o dzieciach i to z myślą o nich utworzono "monky business", szereg zabaw i gier, co z pewnością docenią rodzice starający się oswoić potomstwo z kulturą i dziedzictwem narodowym. 


Miejsce emanowało wręcz spokojem, tak jakby wzniesiono je w naturalnym źródle zen. A może była to dobra energia dawnych zakonników, którą to teraz ziemia oddawała?



 

36 komentarzy:

  1. Ah ten Henio VIII! Nie tylko zabijał niewinne, kochające niewiasty, ale też zdecydowanie wytrzebił katolicyzm w Irlandii…Ile on zabił tych swoich żon?

    Niezmiennie podobają mi się irlandzkie opactwa. Nie wiedziałam przyznam szczerze o białych szatach cystersów, za to uwielbiam inny zakon z białymi habitami, mianowicie-dominikanów.

    Dobrej niedzieli 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był z niego niezły pies na baby ;) Dwie kazał ściąć, a jedną pośrednio wpędził do grobu, bo zmarła niedługo po tym, jak urodziła.
      To opactwo akurat znajduje się na Wyspie Man, ale te irlandzkie wyglądają łudząco podobnie.
      Dziękuję za życzenia, weekend (długi) faktycznie bardzo miły :) Niedawno się rozpadało, ale zdążyłam jeszcze posiedzieć w ogródku i wysuszyć pranie :)

      Usuń
    2. Bardziej bym go do hieny porównała 😉
      Biedne niewiasty. Miłość je zgubiła.
      Tak, wszystkie te opactwa wyglądają łudząco podobnie.

      Cieszę się zatem z (Twojego) udanego weekendu. Zazdroszczę ogródka. W tym roku po dwóch latach posadziłam kwiatki na balkonie, ale jak tylko tam usiądę muszę uciekać z powodu smrodu palaczy…
      U nas codziennie deszcz, ale jest to taki przyjemny, letni, ciepły deszczyk. Miło się moknie, chociaż sierściuch nie podziela mojego entuzjazmu 😉

      Usuń
    3. O proszę, ja buszuję u Ciebie, zastanawiam się, co napisać, a Ty u mnie ;)

      Ogródek to niewątpliwie błogosławieństwo, ale bywa też utrapieniem (takim malutkim, kiedy trzeba kosić trawę, malować płot, szopę, etc) W poprzednim domu mieliśmy znacznie mniejszy, a do tego podmokły jak bagno, rzadko z niego korzystaliśmy, ten jest zdecydowanie fajniejszy.
      Zdradzę Ci w sekrecie, że nie cierpię palaczy ;) Jak w ogóle można być z kimś, kto pali? Nie dałabym rady! Gdyby (jakimś cudem) zainteresował się mną palący Brad Pitt, dałabym mu najpierw czarną polewkę, a zaraz po niej kopa w tyłek ;) Nikt nie będzie mi zatruwał powietrza i zdrowia :) Moja sąsiadka jest palaczką, jednak nie robi tego w domu, tylko wychodzi do ogródka. Ona sobie puszcza dymki, a wiatr robi resztę. Boże kochany, jaki smród! Łącze się zatem w bólu! Można więc z powodzeniem powiedzieć, że sąsiedzi znaleźli sobie skuteczny sposób, żeby wykurzyć Cię z Twojego własnego balkonu ;)

      Bo zwierzaki to "creatures of comfort". Jeśli myślisz, że koty są pod tym względem lepsze od pasów, to właśnie wyprowadzam Cię z błędu. Czasami otwieram im drzwi na podwórko, bezceremonialnie dostają wiatrem w pysk, często też deszczem, i od razu wycofują się rakiem :D Albo prowadzą mnie do innych drzwi wyjściowych, jakby w nadziei, że po drugiej stronie domu będzie inna pogoda. W ogóle to mam wrażenie, że one myślą, iż to my kontrolujemy warunki atmosferyczne i możemy od tak wyłączyć deszcz, bo nieraz z pretensją w głosie skarzą się na to, co widzą ;) No nie, nikt mnie nie zatrudnił do pracy nad projektem HAARP :)

      Usuń
    4. Zaskoczona? ;-)

      Wierzę, jednak im jestem starsza, tym bardziej mam ochotę grzebać w ziemi, uprawiać własne warzywka i kwiatki.
      Nie wiem, nigdy nie chciałabym być z kimś, kto pali. Ja Ci z kolei zdradzę, że podczas pierwszych randek nie potrafiliśmy uwierzyć jakie to szczęście nas spotkało trafić na osobę bez takich paskudnych nałogów. Oboje utraciliśmy wiarę w to, że to możliwe. Kopa w tyłek Pittowi? Chyba Cię poniosło!! ;-) No dobra, ja bym też z nim nie chciała być. Według ludowych opowieści nie tylko pali, ale i za kołnierz nie wylewa ;-) Życie z nudnymi, komputerowymi nerdami jest znacznie lepsze ;) Może nie tak ciekawe, ale...coś za coś ;-) Ba, żeby tylko z balkonu. Latem okien się nie da otwierać z powodu tego smrodu! Jestem za zakazem palenia na balkonach. Nigdy nie zrozumiem dlaczego ktoś, kto niszczy swoje zdrowie ma i zatruwać moje?

      Inna pogoda po drugiej stronie domu? Świetne są! To co najmniej jak wtedy, gdy Luna dostaje szybciej jeść bo mamy wyjście, a potem po powrocie ona myśli, że dostanie swoją "zaległą" porcję ;-)

      Usuń
    5. Może nie powinnam, ale jednak tak!
      To chyba naturalna kolej rzeczy, jeszcze jeden aspekt "starzenia się" i ewoluowania, bo i ja zauważyłam u siebie podobną ochotę. Jako dziecko jeżyłam się, że muszę grzebać ziemi, pielić grządki, dbać o te wszystkie warzywa, które mama sadziła, a teraz doskonale ją rozumiem - nie ma to jak swoje, wyprodukowane własnymi rękami! Trzeba do tego dojrzeć, a trudno wymagać dojrzałości i szerszego spojrzenia na sprawę u dziecka czy nastolatki.

      Coś w tym jest. Dziś coraz więcej osób ma jakieś nałogi i problemy z nimi związane - hazard, narkotyki, alkohol, papierosy, imprezowy styl życia, a czasami to wszystko razem wzięte! Cieszę się, że to mnie nie dotyczy. Alkohol może dla mnie nie istnieć, papierosy i cała reszta też :)
      Ja tam zdecydowanie wolę "nudnego" komputerowego nerda niż "łobuza" :)

      Usuń
    6. :)

      Czyli mówisz, że to kolejny element starzenia się? O nie..Ile jeszcze będzie tych objawów wczesnej starości? ;-) To prawda, wiele jest rzeczy do których trzeba dojrzeć i ta jest jedną z nich. Tym oto sposobem moje pelargonie na balkonie cieszą oko każdego dnia!

      Ja się również cieszę, że mnie to nie dotyczy, ale kiedy czytam o amerykańskich zombie na fentanylu czy o ludziach w Polsce na dopalaczach-przeraża mnie to. Zdaje się, że wszelkie nastoletnie odpały w naszych latach to były lekkie mrzonki w porównaniu do uzależnień dzisiejszych czasów.

      Podzielamy wobec tego swoje upodobania :) Chociaż jakbym spotkała Domhnalla czy Eda to nie wiem czy nadal bym tak wytrwale obstawała przy nerdzie :D

      Usuń
    7. Obawiam się, że ten repertuar nigdy się nie kończy, to taka "geriatryczna studnia bez dna" - zawsze znajdzie się nowy objaw, psychosomatyczny bądź fizyczny, nowe schorzenie, nowy mięsień i nowa kostka, która może boleć... ;)

      Tak, współcześnie chyba faktycznie mamy znacznie więcej tych niebezpieczeństw w postaci różnych używek.

      Widzę, że stara miłość nie rdzewieje! ;)

      Usuń
    8. Jestem stała w uczuciach! 😉

      Usuń
  2. Bardzo ciekawa opowieść, przeczytałam jednym tchem! To prawda, i u nas zwiedzaliśmy pocysterską świątynię w Krzeszowie, choć nie wyglądała na ascetyczną. Szkoda, że inni duchowni nie wzięli z cystersów przykładu...
    Opłata za zwiedzanie faktycznie ogromna, ale jeśli się lubi takie podróżowanie, to przymykamy oczy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za tak przychylną opinię - przy postach tego typu zawsze gdzieś tam mam obawę, że zanudzę Was na śmierć, bądź zniechęcę do czytania długością wpisu ;)
      Zdaje się, że nigdy nie słyszałam o tym opactwie w Krzeszowie, ale właśnie je sobie wyszukałam - zupełnie odmienne pod względem architektonicznym od tego na Wyspie Man, ale też na pewno ciekawe. Gdyby pogrzebać w jego historii, pewnie znalazłby się różne ciekawe "smaczki".
      Powiem Ci, że ogromnie wzrosły te ceny wstępu do przeróżnych atrakcji, zwiedzanie już nie jest takie tanie jak kiedyś!

      Usuń
  3. Ciekawie opisałaś historie Rushen Abbey. Szkoda że tak zostało to miejsce rozkradzione w przeszłości, nawet budynki rozebrane, nie mówiąc już o kompletnym zrujnowaniu życia ludzi.
    Na pewno można tam dzisiaj spędzić wycieczkowy dzień, poznać historie, docenić piękno natury, ciszę, pomarzyć o prostym życiu tych ludzi kiedyś,…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za pozytywny feedback, Tereso :) Fakt, opactwo mocno rozszabrowane, zdecydowanie nie jest to rozbudowany kompleks sakralny, i potrzeba tu dość dużej wyobraźni, aby wszystko sobie zwizualizować, miło jednak, że cokolwiek przetrwało do naszych czasów. Zawsze to jakaś pamiątka i namacalny relikt z jakże odmiennych czasów.
      Zgadza się, to bardzo spokojne miejsce, idealne do relaksu. Nie było tam tłumów zwiedzających, jak zresztą w każdym innym miejscu na Wyspie Man, i choćby za to uwielbiam ten kraj :) Wiadomo, że teraz, w czasie trwania wyścigów motocyklowych Tourist Trophy, wygląda to zupełnie inaczej, ale poza tym słynnym wydarzeniem raczej nie ma tam dzikich pielgrzymek i "stonki turystycznej" ;)

      Usuń
  4. Okazuje się, że już od prawieków człowiek grabił i zabierał innym co tylko się dało.
    Ciekawie to opisałaś, przeczytałam to wszystko z uśmiechem i zainteresowaniem.
    Interesujące miejsce, choć cena biletu wstępu rzeczywiście nie zachęca.
    Ale czego się nie robi dla kultury :)
    Buziaki i życzenia miłego tygodnia przesyłam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tanio to już było, niestety. Przedwczoraj sprawdziłam cenę biletu wstępu do pewnego irlandzkiego zamku i ze zdumieniem odkryłam, że wynosi kilkanaście euro! Jak to się niesamowicie zmieniło przez te wszystkie moje lata życia tutaj. Kiedyś z powodzeniem można było zwiedzić coś za 3-4 euro.
      Przesyłam ciepłe pozdrowienia z deszczowej wyspy :)

      Usuń
  5. Droga Taito!
    Twój przepiękny post to miodek na serce. Bardzo dziękuję, że mogłam zobaczyć pozostałości opactwa prezentowane przez Ciebie. Uwielbiam odwiedzać takie miejsca i kilka takich kompleksów sakralnych widziałam w naszym kraju: Jędrzejów, Lubiąż, Gdańsk Oliwa, Henryków, Rudy, Mogiła w Nowej Hucie.
    No cóż, kiedyś cystersi powracali do ewangelicznej prostoty i praktyki ubóstwa, wszystko to miało prowadzić do naśladowania Chrystusa. Mnisi musieli wyrzec się wszelkiego bogactwa, duży nacisk był położony na surowość obyczajów. Kiedyś w ich kościołach zakazane były obrazy, freski, rzeźby, z wyłączeniem krzyża. Obecnie opactwa są pełne przepychu, z przepięknymi freskami bardzo często przypominają wytworne pałace czy zamki.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja ogromnie Ci dziękuję, że znalazłaś czas i chęci, aby wpaść do mnie i poczytać o tym, co tu napisałam, a do tego pozostawić taki przyjemny komentarz :)
      Udało mi się zwiedzić dużo zagranicznych atrakcji tego typu, ale tych polskich niestety nie miałam okazji odwiedzić, jedynie nazwy są mi znane.
      Zgadzam się z tym, co napisałaś - to, co było kiedyś, a to, co jest teraz dzieli ogromna przepaść!
      Pozdrawiam Cię serdecznie :)

      Usuń
  6. A mogło być pięknie do dzisiaj ale jak zawsze komuś przeszkadzało 🤷🏼‍♀️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogło, mogło. Takie barbarzyńskie czasy były. Choć mam ochotę użyć tu czasownika w czasie teraźniejszym, a nie przeszłym.

      Usuń
  7. It is amazing to think of Robert from Molesme as an early influencer, building such a strong community around his simple philosophy.

    I loved learning about the Cistercians' "ora et labora" motto and their dedication to self-sufficiency. It is quite a contrast to today's world.

    Your description of Henry VIII's dissolution of the monasteries and its impact on Rushen Abbey is vivid and a bit sad. It's truly a marvel that the church tower survived.

    It is playful to imagine all the different lives the site has had, from a magistrate's seat to a disco. It sounds like a wonderfully peaceful and historically rich place to visit, perfect for finding a moment of calm.

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękna pogoda Wam się udała na tę wycieczkę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedyś dużo interesowałam się zakonami, najbliżsi mi byli Franciszkanie.
    Ciekawa historia i na zdjęcia widać, że miłe miejsce. Dziś do zwiedzania, ale i do życia chyba było w porządku, o ile ktoś nie potrzebuje wygódek jak tlenu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Chętnie pospacerowałabym po tym miejscu. Ciekawa historia. Hah a teraz influencerzy zdobywają serca, chwaląc się dobrami materialnymi, choć jak zakonnik żyć też bym nie chciała. Coś pięknego jest gdzieś pośrodku :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze jest to, że często są tylko zwykłymi pozerami, ich życie wcale nie jest takie bajkowe, jak je przedstawiają, a do tego robią sieczkę z mózgu podziwiającym je dzieciakom i nastolatkom. Dziś prawie każdy chce zostać w przyszłości "jutuberem" bądź "influenserem".

      Usuń
  11. Super, że z historii opactwa i tak coś ocalało! Nawet, jeśli są to tylko romantyczne ruiny, to i tak są świadectwem pamięci, która żyje nadal. Twoja relacja z Rushen Abbey przywołała moje wspomnienia z wizyty w Czerwonym Klasztorze, który został wzniesiony na terenie Słowacji, w otoczeniu majestatycznych Pienin. Leżąc blisko granicy, cieszył się wsparciem polskich monarchów, co miało duży wpływ na jego rozwój i status w regionie. Życie zakonników w Czerwonym Klasztorze było rygorystycznie zorganizowane i skupione na ascezie. Kameduli, którzy przejęli opiekę nad klasztorem, znani byli z surowych reguł zakonnych, które zobowiązywały ich do milczenia i samotności. Klasztorne zabudowania były świadkami ich codziennej pracy, modlitwy i medytacji. Jednakże, mimo izolacji, mnisi prowadzili intensywne życie intelektualne, tworząc m.in. słowniki oraz prowadząc prace zielarskie, co pozwalało na utrzymanie apteki klasztornej, służącej lokalnej społeczności.
    Mimo upływu czasu, mury takich opustoszałych klasztorów wciąż tchną duchem minionych epok, przyciągając miłośników historii oraz poszukiwaczy duchowych doznań.
    Dziękuję Ci za poznanie interesującego miejsca i jego historii, o którym zapewne nigdy bym nie usłyszała ;-))
    Życzę Ci wielu miłych chwil i pogodnego nieba na kolejne czerwcowe dni!
    Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ przepięknie położony ten klasztor, i jaki urodziwy sam w sobie! Dziękuję, że mi go przybliżyłaś, prawdziwa perełka - od razu pożałowałam, że nie mogę go odwiedzić!
      Ślę serdeczne podziękowania, niebo ostatnio dość szare, więc życzenia jak najbardziej na miejscu :)

      Usuń
  12. What a wonderful post. Your photos are really beautiful. Warm greetings from Montreal, Canada ❤️ 🇨🇦

    OdpowiedzUsuń
  13. Thank you for your kind words, Linda ❤️

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękna pogoda na wycieczkę :) szkoda, że tak mało budynków przetrwało do czasów współczesnych, ale i tak robią wrażenie, biorąc pod uwagę możliwości techniczne w dawnych czasach :) mam wrażenie, że obecnie powstające budowle nie mają szans utrzymać się przez kilka stuleci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, pogoda była dla nas wyjątkowo łaskawa - byliśmy tam nieco ponad tydzień, a tylko jeden dzień był odrobinę kapryśny i deszczowy.
      Zgadza się, nie przez przypadek nazywa się niektóre obecne budowle "kartonowymi".

      Usuń
  15. Niesamowita historia, bardzo ciekawy wpis. Interesujące miejsce, zresztą jak wszystkie które miałam okazję u ciebie poznać 😁 zauważyłam że opłaty za zwiedzanie różnych miejsc rosną systematycznie. Nie powinno być czasem odwrotnie? By zachęcić do odwiedzenia? Jednak jeżeli ktoś jest fanem takich miejsc i lubi odkrywać nowe to wiadomo że cena nie gra roli 😁 u mnie jest taka zabawna sytuacja że w sąsiedztwie mam bardzo ładny park miniatur. Kilka lat temu odwiedziłam go za 5 zł a dziś bilet wynosi 50 zł 😁 szkoda że wiele miejsc nie wytrzymuje próby czasu. Jednak dobrze że nadal mamy okazję odwiedzić to co zostało bo to fantastyczna podróż w czasie. Życzę Ci pięknego dnia 🌹 pozdrawiam serdecznie 🌹

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ciekawy aspekt poruszyłaś, Klaudio. Przyznam, że trochę przerażają mnie te gwałtownie wzrastające ceny biletów. Nie są niestety symboliczne, a to z kolei przekłada się na większe koszty podróżowania i zwiedzania. O tak drastycznej podwyżce, jak ta wspomniana przez Ciebie, to jeszcze nie słyszałam! Gruba przesada!

      To takie błędne koło - życie jest coraz droższe, więc przedsiębiorcy zwiększają ceny (np. w restauracjach), to z kolei sprawia, że coraz mniej osób może sobie pozwolić na korzystanie z ich usług, przez co niektóre firmy plajtują.

      Dziękuję Ci za wizytę i komentarz :)

      Usuń