sobota, 30 sierpnia 2025

Żal mi tamtych nocy i dni...


W zamierzchłych czasach, kiedy byłam panią praktykantką, starałam się, aby moim uczniom robiło się cieplej na sercu na mój widok, nie zaś, by ze strachu trzęśli portkami. Albo, jeszcze gorzej, z wymownymi bulgotami brzusznymi biegli w popłochu w kierunku toalety.

Wiedziałam, jak to jest siedzieć jak na szpilkach i być spiętą jak plandeka na żuku. Choć nigdy nie reagowałam w ten ostatni, nerwowy, sposób na żadnego z nauczycieli, to jednak uczucie strachu i niepokoju, który ogarniał mnie wraz z przekroczeniem progu przez nauczycielkę, nie było mi obce.

Dziś jednak, niczym najbardziej surowa i znienawidzona belferka, bezwzględnie zaciągnęłam się za ucho do komputera i wydałam krótką komendę: siedź na dupsku i pisz! Do skutku. Nie ma zlituj się!

A więc piszę.

Zbyt długo pobłażałam sobie i na tysiąc przeróżnych sposobów usprawiedliwiałam swoje postępowanie. Zrzucałam winę na kolejne niesprzyjające okoliczności. Niczym zła baletnica, której przeszkadzał rąbek spódnicy.

Nie byłam ani baletnicą, ani nie miałam na sobie żadnej spódnicy, jednak pomysłowości w wymyślaniu kolejnych wymówek absolutnie mi nie brakowało. Zła baletnica mogłaby mi pokazać kilka ciekawych trików tanecznych, ale to ja mogłabym udzielić jej korepetycji z kreatywnych wymówek.

Część z nich była wydumana, ale druga część miała solidne podłoże.

Jednak zdecydowanie głównym winowajcą mojego wycofania się z wirtualnego życia było moje kiepskie samopoczucie (tu nie bez znaczenia były moje perypetie zdrowotne). A ponieważ nigdy nie miałam ekshibicjonistycznych zapędów, i nie pchałam się na ambonę, by grzmieć z niej o moich bolączkach, wolałam zaszyć się w ustronnym miejscu i tam, w tej swojej przytulnej norce, przeczekać na lepsze czasy. 

Lepsze czasy jednak nie nadchodziły, a z nawet najfajniejszej i najprzytulniejszej jamy trzeba czasem wyjść, by rozprostować stary grzbiet i zdrętwiałe kości. A także przewietrzyć głowę i zaczerpnąć w płuca haust świeżego powietrza.

 

To ostatnie wyjątkowo mi się udało ‒ i był to mój ulubiony rodzaj powietrza. Morski, pachnący Atlantykiem i przygodą.

Dopóki obracałam się w moich stronach, nie widziałam, jak szybko i podstępnie skrada się do nas jesień. Końcówka sierpnia, więc należałoby się jej spodziewać. Po lecie zawsze przychodzi jesień, żadna to anomalia, ale... Trochę wypierałam ją ze świadomości. Pogoda sprzyjała, jak rzadko kiedy o tej porze roku, było dużo słońca i ciepłych dni, więc nie myślało się o tych, które będą ich przeciwieństwem.


Dopiero ten wyjazd, i krajobraz zmieniający się za samochodową szybą, uświadomił mi, że to już ostatnie podrygi lata. A to z kolei napełniło mnie żalem i tęsknotą za tymi długimi, ciepłymi i przyjemnymi letnimi dniami. Za możliwością czytania i suszenia prania na świeżym powietrzu. Za widokiem kolorowych kwiatów ‒ które teraz coraz mocniej przygasały ‒ i nad unoszącymi się nad nimi trzmielami, motylami i pszczołami.


Parę dni po naszym powrocie wiatr przywiał nam do ogródka martwe, brunatne liście z okolicznych drzew.

Okazałe do niedawna pąki dalii zaczęły straszyć, a nie cieszyć oczy.

Załamała się pogoda.

Kot, który powinien był urodzić się w jakimś śródziemnomorskim kraju, bo tak bardzo uwielbia słońce, przestał wylegiwać się na trawie i ostentacyjnie przeniósł do domu. Przez całe lato bywał w nim jedynie na gościnnych występach, najczęściej przy misce, a stałym bywalcem stawał się dopiero wraz z nadejściem chłodniejszej pory roku. Kotka zaś najwyraźniej niepostrzeżenie przepoczwarzyła się w... leniwca, bo od dobrych kilku dni twardo okupuje swój ukochany kocyk (tylko patrzeć jak spróbują ją nająć do protestów Just Stop Oil) i chyba nawet buldożer nie mógłby jej stamtąd ruszyć.

A zatem jesień, panie sierżancie.

Ta melancholijna wizja osnuła mnie niczym niewidzialna mgła, i póki co nie umiem jej skutecznie strząsnąć z siebie.

Wiem, że jesień też potrafi być fajna, już nawet zaczęłam ją oswajać, kiedy zrobiłam najazd na asortyment Aldiego (sprzedawali obłędnie pachnące świece w kształcie dyń!), chodzi jednak o to, że nie jestem jeszcze na nią gotowa mentalnie.


Próbowałam wykorzystać to lato jak najlepiej, a mimo to zostałam z ogromnym poczuciem niedosytu. Starałam się korzystać z sezonowych produktów: robiłam zupę i sałatki z bobu, mimo że później śmierdziało w kuchni starymi skarpetami (kto wie, ten wie), ale Połówek mlaskał z zachwytem, więc smród jakby się wyzerował.


Ba! Po raz pierwszy w życiu zrobiłam nawet jagodzianki (smaczne, ale i tak nic nie przebije moich ukochanych drożdżówek z makiem), i przetestowałam kilka nowych przepisów na przetwory. Zazwyczaj co roku hurtowo kisimy ogóry, jednak w minionym roku (albo dwóch, już nie pamiętam) mieliśmy małą przerwę spowodowaną... zepsutą zmywarką (aż taka nadgorliwa nie jestem, żeby ręcznie szorować kilkadziesiąt słoików, o nie!) 

W tym jednak udało się wyprodukować ponad 30 litrowych słoików małosolnych, później zaś ‒ w ramach kulinarnego eksperymentu ‒ dorobiłam jeszcze 15 słoików ogórków w różnych zalewach. W pewnym momencie musiałam jednak zawiesić produkcję, bo wyprztykałam się ze wszystkich słoików, a w domu zaczęło nieznośnie śmierdzieć octem (to już chyba wolę smród bobu!). W międzyczasie zamówiłam online dwa wielkie słoje z Kilnera, do których trafiła sałatka gyros. Jak to smakuje? Nie mam pojęcia. Czy jest jadalne, okaże się wkrótce!


Tego minionego lata dużo czytałam na swojej ogródkowej ławeczce. Z czterech przedstawionych tu książek, trzy mnie naprawdę pochłonęły!


Wracałam do nich z przyjemnością, mimo że w dwóch przypadkach tematyka była dość ciężka. W ogóle mam wrażenie, że niezwykle trudno jest napisać książkę z gatunku literatura faktu, bo taka właśnie jest "Say Nothing", tak, aby czytało się ją łatwo, szybko i przyjemnie. Niczym najlepszą beletrystykę. A jednak Patrick Radden Keefe tego dokonał. Kłaniam się nisko w podziwie! Książka dla miłośników Irlandii. Porusza skomplikowaną tematykę "The Troubles", konfliktu w Irlandii Północnej, nie robi tego jednak w nudny, podręcznikowy sposób.


"A Life Stolen" może nie jest wybitną pozycją pod względem języka czy kompozycji, jest jednak SZOKUJĄCĄ historią matki, która utraciła swojego syna, a później niczym lwica walczyła z bezdusznością machiny, jaką okazała się brytyjska policja. Czasami "najlepsze" scenariusze pisze właśnie życie, choć w tym konkretnym przypadku używanie tego słowa wydaje się być nie na miejscu, bo wydarzenia opisane w książce są bezsprzecznie najgorszym, co spotkało jej bohaterów. Szczerze im ich współczuję.


Jako że nie znałam tej historii, wszystkie fakty (stopniowo odkrywane i dawkowane) były dla mnie nowością. Jeśli tak jak ja lubicie powoli zagłębiać się w fabułę, i nie cierpicie wszelkich spoilerów, to nie czytajcie opisu z tyłu książki ‒ "pięknie" wszystko streszcza! Pozycja dla miłośników historii z życia wziętych.


"Think Twice" amerykańskiego autora bestsellerów, Harlana Cobena, uświadomiła mi przykrą prawdę ‒ chyba już wyrosłam z jego thrillerów. Nasze drogi splotły się, kiedy byłam nieopierzoną nastolatką. Wówczas zachłysnęłam się jego powieściami. Pochłaniałam je z ogromną przyjemnością, z obłędem w oczach. Trzydzieści kilka książek później już tego nie robię. Powieść nie ma złych not, większość czytelników twierdzi, że Coben trzyma poziom, ale mnie już dawno serce przestało szybciej bić na widok jego nowej publikacji. Czytałam, bo czytałam, chciałam dotrzeć do końca, ale nie było w tym większych emocji. Mieliście tak kiedykolwiek z autorem, który się Wam "przejadł"?

 

Na koniec słówko o "Lighthouses of Ireland" Kevina M. McCarthy'ego. Dobra lektura dla pasjonatów irlandzkich latarni morskich. Przeczytałam już wiele książek tego typu, myślałam więc, że treść będzie powtarzalna, ale dowiedziałam się z niej sporo nowych rzeczy. Książka nie opisuje wszystkich latarni w Irlandii, co mnie nie dziwi, rozdziały są dość krótkie, opatrzone przypisami (dla tych, którzy chcieliby poszerzyć wiedzę na temat danego obiektu), a do tego pięknie zilustrowane. Czego tu nie lubić? 

41 komentarzy:

  1. Awww!!!!

    Jest nowy post! Jak tu pięknie i przytulnie i smacznie. Kupiłaś mnie tym musztardowym, wymarzonym dzbankiem, w którym są piękne róże.

    Pozwoliłam sobie rozgościć się na chwilę i powspominać z Tobą te letnie dni, chociaż lata za nic w świecie nie lubię. Piękne kwiaty, piękne wspomnienia, jednak lato to zwykle u mnie czas stagnacji.
    Nie cierpię upalnych dni, kiedy to cała się kleję. Zawsze zastanawiam się jak to robią te wszystkie piękne i świeże kobiety sukcesu bo ja za cholerkę nie potrafię zachować świeżości i piękności w takie dni. Bardziej przypominam roztopionego Olafa z Frozen. Męczymy się zatem w te dni niemiłosiernie. Nie ma jak chodzić z Luną na długie spacery aby nie poparzyć jej łapek i nie narazić na udar cieplny.

    Uwielbiam bób! Za to moja druga połowa nienawidzi jego smrodu zatem mamy konflikt interesów ;-) Muszę powiedzieć, że tyle tu piękna i pyszności, że nie potrafię się napatrzeć! Cudownie wyglądają te Twoje przetwory!

    Mam na liście sporo książek okalających historię Irlandii. Czytałaś "Nasze winy", "Irlandia wstaje z kolan", "Irlandzka dziewczyna"?
    Tej drugiej raczej nie polecam. Temat potraktowany zbyt pobieżnie i na pograniczu faktów.

    Martwisz mnie Taito tym swoim zdrowiem. Mam nadzieję, że w końcu wszystko Ci się ustabilizuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bóg zapłać za dobre słowo - płonę rumieńcem niczym pensjonarka! ;)
      Uwielbiam ten żółty dzbanek. Natrafiłam na niego kilka lat temu w Woodie's, z miejsca w nim zakochałam, a cała reszta jest już historią ;) Dobrze mi służy (a ja głupia zastanawiałam się, czy powinnam go kupić! A to tylko 10 euro było), mam nawet wrażenie, że kwiaty dłużej w nim stoją niż w tych szklanych flakonach. No i - w przeciwieństwie do nich - nie może się stłuc! Co jest przydatne, kiedy jego właścicielką jest łamaga ;)

      Bo polskie lato bywa bardziej upierdliwe od irlandzkiego ;) Tegoroczne było bardzo przyjemne - ani zbyt chłodne i deszczowe, ani zbyt gorące. Dużo słońca, ale nie takiego powalającego Cię z nóg, przyjemne temperatury oscylujące wokół 22-23 stopni. Najgorętsze dni przypadły, jak leżałam w szpitalu (30 stopni!). Jakby mało człowiekowi było cierpienia ;) Absolutnie nie jestem miłośniczką żaru tropików, ale umiarkowanie ciepłe lata jak najbardziej lubię. Głównie właśnie za możliwość suszenia prania w ogródku, czytania na świeżym powietrzu, za tę kwiecistą feerię barw...
      Mam tak samo jak Ty - jak by zaśpiewał Niemen - jeśli chodzi o brak umiejętności zachowania świeżego looku :( Świecę się jak psu... no wiadomo, co, a do tego wyłącza mi się mózg przy wysokich temperaturach!

      To my chyba źle się sparowaliśmy, bo u nas na odwrót! Połówek kocha bób, zapach mu nie przeszkadza, według mnie natomiast on strasznie śmierdzi (bób, nie Połówek, bo jeśli wierzyć koleżankom z pracy, to jest jednym z nielicznych zawsze ładnie pachnących facetów ;)), smak również nie rzuca mnie na kolana, i źle mi robi na jelita ;) Chyba nie jadłam go w dzieciństwie, dla Połówka jest to jednak część jego dziecięcych i miłych wspomnień, podobnie zresztą jak ogórki małosolne.

      Nawet nie wiesz, jak żałuję, że nie mam spiżarki, albo chociaż kredensu, gdzie mogłabym przechowywać te wszystkie przetwory. Ich widok naprawdę cieszy. Wiadomo, że to wszystko spokojnie można dziś nabyć w sklepach, ale swoje to swoje. Wiesz, co jest w środku, no i smak dużo lepszy, bo bez konserwantów i innych "ulepszaczy".

      Nie kojarzę żadnego z tych tytułów, więc chyba nie czytałam, ale, ale... może być tak jak z Tobą i "Z nienawiści do kobiet" Justyny Kopińskiej ;)

      Chciałabym, aby tak się stało. Stary człowiek i coraz mniej może ;) Nie można żyć wiecznie...

      Usuń
    2. Ty masz jakiś fetysz z tą pensjonarką bo często o niej wspominasz 😉

      Podobne widziałam zdaje się w dwóch miejscach: w Ikei na pewno, ale też odbudowujące się zakłady emalii w Olkuszu mają dzbany.

      Też jesteś taka łamaga jak ja? Ja ostatnio stłukłam dzbanek, a jakiś czas wcześniej kubek.

      Głupio się przyznać, ale jeszcze nie dorobiłam się porządnego wazonu, więc jak już dostanę kwiaty-używam co tam mam pod ręką.

      Takim latkiem 22-23 stopnie to bym nie pogardziła. Za to powyżej 25 stopni wegetuję. Polskie lato jest parne i duszne. W tym roku trawy były wyschnięte na wiór. Były dni, kiedy nawet otwarte okna w nocy nie przynosiły ulgi.

      Mam tak samo jak Ty! Mogłabym te upalne dni przespać!

      Bardzo możliwe 😉 Kochać to nie kocham, ale lubię, również go jadłam w dzieciństwie. Wśród kontrowersyjnych produktów w naszym domu są także pierogi, smalec i flaczki. K. Nie je tego wszystkiego.

      My mamy, ale jesteśmy chyba deczko zbyt daleko, żeby Ci przechować.

      Jaki tam stary. Nawet tak nie mów!

      Usuń
    3. Tak samo często jak o Kate Moss? ;) Jak o nim wspomniałaś, to aż zaczęłam się nad tym zastanawiać, no i wyszło mi, że chyba jednak nie mam - nudna jestem ;)
      Pofatygowałam się na stronę IKEA i masz rację. Znalazłam bardzo podobny za 13 euro. Biały, emaliowany. Więcej kolorów nie mają. A ja nadal nie nabyłam tej cudownej patery, którą Ty masz! Smuteczek :(
      Paradoks polega na tym, że jestem od Ciebie wyższa, ale jednocześnie jestem mniejszą łamagą niż Ty ;) Łączę się w bólu z powodu straty pięknego i przydatnego przedmiotu! Nic ostatnio nie rozbiłam, ale jakiś czas temu coś wypadło mi z szafki kuchennej i uderzyło w ceramiczną irlandzką misę, w której przechowuję owoce albo ziemniaki (dostałam ją kiedyś na prezent), no i oczywiście ukruszyło kawałek ozdobnego brzegu. Bolało, jakbym sama skaleczyła sobie rękę!

      O nie! Flaczki i wysokie temperatury to samo ZŁO! Smalcu nie kupuję i dawno nie jadłam (zdarzało się w dzieciństwie zjeść pajdę nim posmarowaną), i nie rozumiem, jak można nie kochać pierogów??? Wychowałam się na nich! Toż to jedna z najwspanialszych potraw, jakie istnieją! Chciałabym wierzyć, że ta kontrowersja dotyczy jedynie nazwy pierogów ruskich (ponoć niektórzy zaczęli nazywać je... ukraińskimi!) Może mama robiła mu niedobre (tak jak jajecznicę) i nie miał okazji skosztować porządnie zrobionych?

      Usuń
    4. O Kate Moss chyba nieco rzadziej ;-)

      Tak mi się właśnie wydawało, że kojarzę ten dzbanek z Ikea ;-) Smuteczek.
      Dokładnie tak! Zwłaszcza, że ten piękny i przydatny przedmiot przejechał kawałek świata z Irlandii i był naszym ulubionym dzbanuszkiem.
      Ojoj, my też oboje na koncie mamy trochę zbitych naczyń, ale ten dzbanek! Szkło rozbryzgnęło się po całym pokoju. Mam złamane serce.
      Czekaj, czekaj, sugerujesz, że niżsi ludzie są bardziej ciamajdowaci?

      Nie lubisz flaczków i smalcu? No właśnie! Jak można nie kochać pierogów? Z mojego doświadczenia wynika, że mój mąż ma wiele jedzeniowych traum z dzieciństwa i jedną z nich są pierogi. Traumę gołąbkową uleczyłam, zawzięłam się jak mi powiedział, że nikt nigdy nie zrobił mu dobrych gołąbków to ja zrobię. Jak rzekłam, tak zrobiłam.

      Usuń
    5. Muszę to nadrobić ;)
      Ten z IKEA jest chyba nawet solidniejszy od tego mojego. Tak przynajmniej wynika z opisu.
      Przejechał kawał świata, a Ty mu zgotowałaś taki smutny koniec! Gdyby wiedział, to może zostałby w Irlandii i dożył sędziwego wieku w szczęściu i całości ;) Dobrze, że krew się nie polała!
      Nie wszyscy są ciamajdowaci, Ty za nich nadrabiasz ;)
      Zgadza się, nie lubię - już sama nazwa jest odrażająca! Trauma gołąbkowa odhaczona, to teraz czas na uleczenie tej pierogowej! Wierzę w Ciebie! Tylko może nie rób pierogów na słodko (no chyba, że lubi takie hmm, oryginalne, połączenia) :)

      Usuń
  2. Muszę jeszcze wspomnieć o jesieni! Bo właśnie teraz, kiedy lato chyli się ku końcowi dla mnie jest czas na ruszenie z miejsca. W drogę, na długie spacery. Dni nie są już tak długie, więc można zamienić się w namiętną jesieniarę ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżby mowa o zapowiedzianym urlopie? Mam nadzieję!
      Pod względem podróżniczym faktycznie jest to dobry czas na wyjazdy - mniej stonki turystycznej ;)
      Jesień też ma swoje uroki, na przykład gorącą kąpiel i miłe, puchate sweterki :) Jedno i drugie już przetestowane! Latem "nie smakują" tak dobrze jak teraz.

      Usuń
  3. Plandeka na żuku - the best!
    Jagodzianki pobudziły mój apetyt, chyba pójdę do cukierni po ciacho z malinami!
    Móc czytać w ogrodzie w wygodnym fotelu, to już połowa raju.
    Dziś powitały nas mgły, liście lecą, kwiaty przekwitają, jesień idzie, nie ma na to rady!
    Zdrówka po całości:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama z wielką chęcią bym zjadła, ale te ze zdjęcia są pracochłonne, a raczej czasochłonne. Samo ciasto drożdżowe musiało wyrastać chyba ze dwie godziny, a ja niecierpliwa jestem ;) Chyba nie będę zbyt często wracać do tego przepisu (jeśli w ogóle), wolę drożdżówki z makiem. Robi się je znacznie szybciej, wychodzi ich więcej, i bardziej mi smakują, no ale ja uwielbiam mak :)
      To prawda, jotko, bardzo fajnie jest mieć ogródek i móc się nim cieszyć. Jedyny minus jest taki, że trzeba w nim kosić trawę, za czym nieszczególnie przepadam. Chyba czas kupić sobie kozę albo owcę :)
      Dziękuję bardzo!

      Usuń
    2. Zarówno z kozy, jak i owcy pożytek podwójny!

      Usuń
    3. Jedno jak i drugie ma swoje plusy :) Chyba jednak taniej (i łatwiej) samemu skosić trawnik niż najmować do tego czworonożną kosiarkę ;)

      Usuń
  4. Jak dawno Cię tu nie było, myślałam, że na wakacje pojechałaś, ale jakoś strasznie długo one trwały.
    Ja też czasem mam wielkiego niechcemisia, ale jak bardzo mi się nie chce to stosuję metodę "Zjedz tę żabę" i dzielę projekt na najmniejsze z możliwych kawałków, żeby zawsze jednak coś zrobić. Bo jak mówią "Zrobione jest lepsze od doskonałego" ;) Mam nadzieję, że choć trochę Cię zmobilizowałam.
    A jesień idzie wielkimi krokami i niestety czuć jej oddech na plecach. Ale wiedzę, ze spiżarnię zopatrzyłaś.
    Pozdrawiam Cię serdecznie Taito

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z różnych względów nie mogę sobie pozwolić na długie wyjazdy. Nigdy nie wyjeżdżam na kilka tygodni. W zeszłym roku "zaszalałam", bo byłam poza domem jakieś jedenaście/dwanaście dni. Muszę mieć nastrój do blogowania, a jak kiepsko się czuję (czy to fizycznie, czy psychicznie), to zazwyczaj mało się wtedy udzielam. Tak do końca to się jednak nie myliłaś, bo faktycznie byłam na wyjeździe, ale to był dość krótki urlop. Taki bardziej przedłużony weekend.
      Dokładnie te same słowa ("zjedz tę żabę") wypowiedziałam wczoraj rano do Połówka, kiedy prosiłam go o zrobienie pewnej rzeczy, z którą się ociągał :) Masz rację, metoda małych kroków jest zdecydowanie lepsza od nicnierobienia.
      U nas od kilku dni bardzo jesiennie. Skończyło się słońce i wróciła pora deszczowa. Zaczęłam spać pod kocem (rzuconym na kołdrę) i wyciągnęłam z szafy nowy, ciepły sweterek zakupiony z myślą o jesieni! Brr ;)
      Dziękuję za ten miły komentarz i próbę pokrzepienia :) Miłego tygodnia, Elso :)

      Usuń
  5. Czytając Twój wpis czułam się, jakbym słuchała opowieści przy kuchennym stole z filiżanką kawy i zapachem jagodzianek w tle. Dobrze to znam... Odkładanie pisania (albo czegokolwiek ważnego) na później i wymyślanie różnych, nawet absurdalnych wymówek.
    U mnie w tygodniu były drożdżówki z musem mirabelkowym i kruszonką, a dziś pachnie w domu pieczonym chlebem i zrobiłam też-pierwszy raz- bułki 'puccia'🙂
    Jeśli chodzi o lato... to też mam poczucie niedosytu. Na szczęście mój urlop dopiero przede mną, najprawdopodobniej między 4 października, a 3 listopada, bo wtedy mam czas wolny od wszelkich spraw zdrowotnych. Może jesień jeszcze mnie czymś pięknym zaskoczy😉 A póki co do wazonu trafił bukiet z nawłoci i wrotyczu, więc jesień coraz śmielej zagląda do domu.
    W świecie książek czekam z niecierpliwością na nowego Dana Browna, który ma wyjść we wrześniu. Mam nadzieję, że znowu mnie wciągnie tak, że zapomnę o całym świecie.
    Dzięki za ten wpis. Pachniał Atlantykiem, bobem i świeżością książkowych stron jednocześnie🙂
    Ściskam Cię serdecznie i przesyłam pozdrowienia od Puszka, który już okupuje kocyk i mruczy, że jesień można polubić, jeśli ma się swoje miękkie miejsce😸.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z reguły staram się nie zamieszczać zbyt osobistych wpisów tutaj, ale od czasu do czasu robię wyjątek, wpuszczam Was do mojego prywatnego świata i "mówię" Wam o tym, co mi aktualnie w duszy gra. A w jakich okolicznościach najlepiej się to robi? Właśnie w takich: w domowym zaciszu, przy stole, czymś na ząb i kawie :) Wiem, że niektórzy bardzo lubią posty tego typu, ale ile ludzi, tyle preferencji. Jeden woli czytać o podróżach, inny - o codziennym, szarym życiu i problemach z nim związanych. Dlatego staram się zaspokoić potrzeby wszystkich ;) To trochę taka syzyfowa praca, wszak jeszcze się taki nie urodził, coby wszystkim dogodził, ale... ;)
      Chyba każdy z nas (albo przynajmniej zdecydowana większość!) ma w sobie coś z prokrastynatora.
      Ależ pięknie musiało u Ciebie pachnieć (uwielbiam domy pachnące domową kuchnią) i jak smakować!
      Mam nadzieję, że jesień będzie dla nas łaskawa - utuli nas w żalu po lecie i pocieszy łagodnymi temperaturami, a także ciepłymi promieniami słońca :)
      Nawet nie wiedziałam, że szykuje się premiera nowej powieści Browna - dawno go nie czytałam!
      Kochana, życzę Ci, aby Twój urlop przeszedł Twoje najśmielsze oczekiwania :) I po cichutku liczę, że podzielisz się swoimi przeżyciami :)

      Usuń
  6. Absolutely stunning photos! The food looks amazing and the lighthouse book sounds like a great read!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thanks, Linda. The book was very enjoyable indeed. Have a great week!

      Usuń
  7. No i ja bym tak chciała, mniej internetu a więcej czytania. Niestety zrobiłam się leniwa, idę na łatwiznę, za dużo siedzę w internecie, a książki czekają. Trochę mam usprawiedliwienia, bo lubię wiedzieć co się w świecie dzieje, polityka ciągle mnie obchodzi, po prostu lubię, nie mam tak jak niektórzy że złoszczą się, nawet jak przeżywam to jakos bez złości, mam swoich ulubionych dziennikarzy na australijskim Sky News, ulubiona Rite Panahi, która ma tak na wesoło “Lefties losing it” wiec jest i do śmiechu.
    Przetworów też już nie robię, ciast nie umiem piec, słaba że mnie kucharka, podziwiam Twoje jagodzianki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko jest do zrobienia, proszę Pani :) Wszak to nic skomplikowanego, żaden lot w kosmos ;) Może po prostu musisz chwilowo odpocząć od książek i poczekać aż znów nabierzesz na nie ochoty? Ja ogólnie dużo czytam, ale też zdarzają mi się takie przerwy, kiedy nawet nie spojrzę na książkę. No dobra - spojrzę, ale nie wezmę do ręki i nie zagłębię się w jej treść :)
      Nie mam chęci obsesyjnego śledzenia wszystkiego, co się dzieje na świecie (zbyt depresyjne, za mało dobrych wieści, zdecydowanie za dużo wszelkich nieszczęść ludzkich i zwierzęcych), ale lubię wiedzieć, co w trawie piszczy. Polityka potrafi wyzwalać ogromne frustracje u niektórych ludzi (a wybory to już w ogóle!) Również nie rozumiem tego wściekania się, rzucania wulgaryzmami, psucia sobie (i innym) humoru i zdrowia z powodu czegoś, na co nie mamy zbyt dużego wpływu. Politycy śmieją się nam w twarz, a ludzie niezdrowo emocjonują. Tylko spokój może nas uratować . I humor :) Dobrze więc, że masz taki program na wesoło :)
      Zdradzę Ci w sekrecie, że jagodzianki wyglądały lepiej, niż smakowały ;) Dlatego na drugi dzień polałam je na szybko (i niedbale) resztą roztopionej białej czekolady, no i dorzuciłam kilka borówek na wierzch, aby były smaczniejsze.
      Miłego tygodnia, Tereso :)

      Usuń
  8. Dobrze, że poświęciłaś ten czas, żeby zająć się swoim samopoczuciem. To jest najważniejsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami najlepszą metodą na niepisanie jest właśnie... pisanie. Sprawdziło mi się parę razy!

      Usuń
  9. zaczynając od końca oj tak przejadł mi się zdecydowanie Mróz który zaczął pisać za szybko, za dużo i na jedno kopyto. Przestał mnie zaskakiwać. To samo niestety Lackberg pisząca w duecie też jakoś odstraszyła i na razie długa przerwa i Puzyńska się przejadła. Także to normalne.

    Co do pogody jesień choćby nie wiem kiedy przyszła zawsze będę nieprzygotowana a tegoroczne lato niestety było u nas mega słabe. Późno się zaczęło i praktycznie sierpień jedynie był ładny i to tyle. A liście opadały u nas już w połowie miesiąca ale doczytałam że to wina suszy. Że drzewa w ten sposób bronią się przed obumarciem jak mają za mało dostępu do wody a ja myślałam że jesień taka szybka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Przeczytałam wiele jego książek (głównie tych prawniczych, cykl z Chyłką i Zordonem), ale w pewnym momencie zaczęłam postrzegać Mroza jako wyrobnika. Wielokrotnie przechwalał się liczbą tworzonych książek, mam jednak wrażenie, że czasami lepiej zrobiłaby mu mała przerwa od tego pisania. Nie ilość, a jakość! Zawiodłam się niektórymi z nich i jakoś mnie od niego (chwilowo) odrzuciło. No, ale pewnie jeszcze po niego sięgnę, bo czemu nie?
      Lubię Lackberg (a konkretnie cykl o Fjallbace), jej styl narracji, klimat tych kryminałów... Fajnie czytało mi się te książki. Chyba nie czytałam tych, o których mówisz.
      Czytałam na kilku blogach o tych narzekaniach na tegoroczne lato. Jedni pewnie zadowoleni, że nie było uporczywych i przedłużających się upałów, inni zaś rozczarowani. No, ale może jesień Wam to wynagrodzi. Któregoś roku (rok, dwa lata temu?) mieliście naprawdę złotą i piękną! Może będzie powtórka?

      Usuń
    2. mam na myśli cykl książek napisanych w duecie Camilla Läckberg i Henrik Fexeus

      Usuń
    3. Zdaje się, że wypożyczyłam je kiedyś z biblioteki z zamiarem przeczytania, ale to były cegły, nie wyrobiłam się z czasem i oddałam je totalnie nieruszone, co mi się praktycznie nigdy nie zdarza. Jakoś mnie już do nich nie ciągnie, a Twoja negatywna opinia też nie zachęca do lektury.

      Usuń
    4. Może spróbuj i się przekonaj co Ty uważasz. Ja wolę lackberg solo nie w duecie. Melduje nadejście kolorowej korespondencji 🥰

      Usuń
  10. Jestem jesieniarą, więc co roku na nią czekam. Drzewo przed balkonem zaczęło żółknąć. W sklepach pojawiły się dynie i bzy w doniczkach. Ale jeszcze jest gorąco.

    Do mojego stanu obecnie, będzie bardzo pasować ta pora roku.

    Też próbowałam, planowałam wykorzystać to lato jak najbardziej, a wynikło tak, że całe przepracowałam.
    Jak dziki osioł. Bez urlopu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że to nadal się nie zmieniło, nawet pomimo tego, że w tym roku "oswoiłaś lato". Bzy czy wrzosy? Bzy niezbyt mi się kojarzą z jesienią, no ale nie jestem żadną specjalistką w temacie. Tak, u nas też już coraz więcej jesiennego asortymentu, a nawet tego halloweenowego albo bożonarodzeniowego! (widziałam na paru stronach sklepów online)
      Szkoda, że dopiero teraz zaczynasz pracę w bardziej ludzkim systemie. Mimo wszystko coś tam udało Ci się wycisnąć z tego lata. Nie wszystkie soki, ale jednak ;)

      Usuń
  11. Kochana, tak mi przykro, że dopadły Cię dolegliwości zdrowotne i zepchnęły do bezpiecznej, przytulnej "norki" odbierając nieco radość codzienności. Oby były to przejściowe problemy - tego z całego serca życzę! A lato... wyobraź sobie, że zanim go poczułam, to już się skończyło. Ogromnie zawiodłam się w tym razem na mojej ukochanej porze roku. Niebawem jesień, a ja wypieram tę oczywistą kolej rzeczy...
    Pragnę zauważyć, że wiele pyszności na słodko i na wytrawnie przygotowałaś w ten letni czas. Choć w ten sposób - robiąc przetwory - zamknęłaś lato w słoikach. Te smaki z pewnością przywołają miłe wspomnienie lata :-))
    Czytelniczo też nie próżnowałaś! Nie są mi znane te propozycje, lecz muszę przyznać, że Harlana Cobena na pewno czytać nie będę. Obejrzałam kilka seriali na podstawie jego twórczości i zawsze na koniec przeżywałam mniejsze lub większe rozczarowanie... ale to taka moja, osobista dygresja ;-))
    Życzę Ci wielu pięknych chwil oraz słonecznych i ciepłych dni na wrześniowy czas!
    Uściski... Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ogromnie za Twój przesympatyczny i empatyczny komentarz, który był niczym balsam na obolałą duszę i ciało ;) Przez całe życie cieszyłam się końskim zdrowiem, ale już chyba weszłam w ten wiek, kiedy człowiek zaczyna się sypać jak domek z piasku ;) Ten rok to dla mnie jakaś porażka pod względem zdrowotnym. Same plagi mnie dopadają, Jak dożyję jego końca, to będzie sukces ;) No, ale dość marudzenia :) Pamiętałam właśnie o tym, jak bardzo pokrzywdziło Cię tegoroczne lato, Anitko. Miejmy nadzieję, że jesień nieco się zrehabilituje w jego imieniu :) Oby była piękna i złota! :)
      Zgadza się - próbowałam uchwycić esencję lata i zamknąć ją w słoikach, aby jesienną porą przypominała o miłych chwilach :)
      Te zakończenia u Cobena są dość specyficzne, w moim odczuciu często też bardzo przekombinowane. Oglądałam chyba tylko jeden serial bazujący na jego powieści, ale akurat mi się podobał.
      Dziękuję serdecznie za życzenia i... wzajemnie :)

      Usuń
  12. Też mi trochę żal lata i w ogóle mam wrażenie, że zleciało jakoś nie wiem kiedy i przeleciało mi przez palce. I choć od kilku sezonów lubię jesień, która kojarzy mi się z domowym spokojem i zwiększoną ilością wolnego czasu, to jednak trochę żal... ja w lecie najbardziej lubię to, że można wyjść z domu na zewnątrz, czy to do ogrodu, czy na podwórko, bez specjalnego ubierania się, przebierania itd. Nie cierpię kurtek, szalików i zimowych butów, bez których zimą po prostu się nie da. A tegorocznym, zimnym i dziwnym latem jestem bardzo rozczarowana... nie tak miało ono wyglądać :(
    Prawdziwa, przetworowa gospodyni z Ciebie... zazdro, jak to teraz młodzi mówią :)
    Poczęstowałam się bez pytania jedną jagodzianką... chyba nie będziesz na mnie za to zła? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zleciało błyskawicznie, jak zresztą minione miesiące i całe nasze życie.
      Tak, to jest właśnie niezaprzeczalny atut jesieni - ta domowa, przytulna atmosfera i nieco zwolniony tryb życia. Wreszcie będziesz miała więcej czasu dla siebie i na swoje przyjemności :) Choć siedzenie w ciepłym domu, pod kocem, z kubkiem w ręku ma swój urok, to jednak będzie mi trochę brakowało przesiadywania w słońcu, w cieple i na świeżym powietrzu. Pewnie nim się obejrzymy, będziemy żegnać zimę i witać się z wiosną ;)
      Nie ma czego zazdrościć, wszak masz w domu swojego prywatnego Gordona Ramseya (tylko takiego bardziej kulturalnego) ;)
      Częstuj się do woli, po to są wystawione ;) Dużo dobra, spokoju i ciepła na kolejne miesiące, Pani Ogrodowo :)

      Usuń
  13. Mam nadzieję, że uporałaś się z jesienną melancholią :) jestem pod wrażeniem przetworów, 30 słoików z ogórkami to dla mnie mega wyzwanie :) mieszkam teraz w Indiach i szczerze mówiąc tęsknię za porami roku, tutaj jest albo bardzo gorąco i sucho, albo bardzo gorąco i wilgotno, brakuje mi zmienności i chociaż jestem ciepłolubna (wcześniej mieszkałam w Meksyku), to oczekiwanie na zmiany wydaje mi się teraz przyjemne i jak tylko mogę to wracam do Europy :) miłego września :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca, nadal siłujemy się za bary ;) Raz ona jest u góry, raz ja ;) Taki amatorski, kobiecy wrestling.
      A ja jestem pod wrażeniem Twojej niespokojnej i nomadycznej duszy! Indie? Wow! Wiedziałam, że mieszkałaś w Meksyku, ale Indie są dla mnie całkowitą nowością. Nawet nie wiesz, jak żałuję, że nie prowadzisz bloga opisującego swoje życie! A słoiki były robione na raty, wszak nie można się przemęczać ;) Nie od razu Rzym zbudowano. No i zawsze robimy je razem, więc jest łatwiej.
      Wielkie dzięki za ten ciekawy komentarz :)

      Usuń
  14. Witaj Taito jeszcze u schylku lata, ale faktycznie na Wyspach juz powialo jesienia. Ciesze sie, ze piszesz.
    Wrocilam z jeszcze zielonej i slonecznej Polski, a tu drzewa juz zolkna i czerwienieja na calego , deszcze przelatuja i powialo chlodkiem , 16-17 st odczuwam jako chlodek , hi hi, a na wiosne bede sie plawic w tej samej temperaturze uwazajac , ze to blogie cieplo :)) Juz od wielu lat obserwuje, ze tutaj lato zaczyna sie w maju , a jesien w sierpniu , czyli zgodnie z kalendarzem celtyckim... Lato to moja ukochana pora roku i ciezko mi sie z nim rozstawac, tym bardziej, ze w tym roku wiekszosc lata widzialam tylko za oknem ( lub w ogrodku ), ale na szczescie jeszcze zdazylam nacieszyc sie nim w sierpniu.

    Piekne te Twoje wypieki i przetwory , dobrze ze moj Polowek tego nie widzi, bo wskoczylby w tego posta i wymiotlby wszystko do czysta ! :) Oboje lubimy te same rzeczy, bob uwielbiamy , tyle, ze ja musze sie trzymac z daleka od weglowodanow i probuje z calych sil :)

    Co do literatury ... historie tragiczne i smutne omijam , nie siegam po takie, nie daje rady, Cobena nie czytalam i chyba mnie kusi , natomiast wyzej widzialam wzmianke o nowej powiesci Dana Browna, tej to jestem ciekawa, bo pochlonelam wszystkie jego ksiazki jednym tchem, po angielsku oczywiscie.

    Mam nadzieje, ze Twoje problemy zdrowotne szybko cie opuszcza , a kysz, za to checi do pisania nie, bo Twoje posty czytam z ogromna przyjemnoscia. Zostawiaja we mnie same pozytywne i roznorodne mysli , do ktorych pozniej wracam ... Zawsze zaluje, ze dzieli nas zbyt duzy dystans , bo milo byloby z Toba napic sie kawy , posiedziec i pogwarzyc o sprawach wielkich i malych...Jak dobrze , ze jestes. Usciski Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww, jakie miłe powitanie i sympatyczny komentarz :) Wielkie dzięki, Kitty :) Wiesz, jak dodać motywacji do pisania :)
      TAK! Jesień pełną gębą! Nigdy nie uważałam się za zmarzlucha, a od paru dni jest mi naprawdę zimno! Nie wiem, czy to wiek, czy co... Wieczorami robię sobie gorącą, rozgrzewającą kąpiel, śpię pod kołdrą i kocem, no i wyciągnęłam z szafy puchaty sweter zakupiony z myślą o zimnych czasach. Do tego oczywiście dużo gorącej herbaty :) Jakoś trzeba sobie radzić, prawda? Mam nadzieję, że też masz swoje sprawdzone i ulubione sposoby na niepogodę :)

      Ze wszystkim się zgadzam :) Wiosną te 17 stopni niesie obietnicę lata, inaczej się je odczuwa. Teraz zaś to zapowiedź deszczowej pory roku i chłodu. Maj był bardzo ładny i słoneczny, zrobiliśmy wówczas pierwszego grilla. Zdecydowanie można powiedzieć, że to właśnie wtedy zaczęło się tegoroczne lato. Sierpień bywa najczęściej lekko jesienny, w tym roku jednak nas rozpieszczał, i zanim dzieci wróciły do szkoły, mogły nacieszyć się słoneczną końcówką wakacji. Mamy tu taki obiegowy żart - jak na złość ładna pogoda wraca zawsze wtedy, kiedy dzieci rozpoczynają rok szkolny. Tym razem jednak się nie sprawdziło. Z ciekawości rzuciłam okiem na długoterminową pogodę i na najbliższe 10 dni zapowiadają szarą chmurkę i showers ;)

      Widzę, że masz łasucha pod swoim dachem :)) Dom pachnący wypiekami i smaczną kuchnią to to, do czego od zawsze dążę. Też powinnam trzymać się z dala od wypieków i innych węglowodanów, ale to takie trudne! Zwłaszcza teraz. Już dawno temu zauważyłam, że im zimniej na dworze, tym większą chęć mam na jakiś "comfort food". Oczywiście najlepiej na bombę kaloryczną, bo przecież nie na liścia sałaty! ;) Wczoraj zrobiłam gar rozgrzewającej zupy i... prawie cały zniknął jeszcze tego samego dnia! ;)

      Nie chcę, żeby to zabrzmiało źle, bo to nie jest tak, że karmię się cudzymi tragediami, ale kiedy czytam, albo nawet słyszę o czymś strasznym, co przydarzyło się innym, od razu bardziej doceniam swoje życie. Pomaga mi to w ćwiczeniu wdzięczności za wszystko, co mam i... czego nie mam. Czasami popadamy w pułapkę, zazdrościmy innym ich "idealnego" życia, porównujemy się z nimi, myśląc, że mają lepiej od nas, a prawda bywa najczęściej zgoła inna.

      Jeszcze raz wielkie dzięki za tyle dobrych i miłych słów :) Przesyłam Ci gorące pozdrowienia i życzę jak najmilszej jesieni :)

      Usuń
    2. Odniose sie do tych smutnych czy tragicznych historii... Jak ognia unikam takich filmow, ksiazek i opowiesci. Dosyc naczytalam sie o losach, krzywdach ludzkich i okrucienstwie w czasie wojny , jak bylam jeszcze nastolatka. Do dzis pamietam kazde slowo , jak bolalo, jak przerazalo. Nie chce i nie potrafie do tego wracac. Mnie podnosza i niosa historie dobre, szczesliwe , optymistyczne , cieple ... Nie oznacza to, ze ogladam tylko komedie romantyczne, absolutnie nie, ale chyba mam dobra intuicje do filmow. Zawsze czytam metryczke filmu ( czy ksiazki) , wiec mniej wiecej wiem czego sie spodziewac :) Poza tym mocno siedze w polityce, a tam zla jest az nadto , ale wole wiedziec niz nie wiedziec co nam szykuja. Juz dawno przestalam porownywac moje zycie do zycia innych : ciesze sie i doceniam to co mam i codziennie znajduje jakas inna mala rzecz do zadowolenia , a jesli marudze, to zzymam sie na glupote ludzka i absurdalne przepisy , na opresyjny system i korupcje elit itp., ale robie swoje i zyje jak mozna najlepiej w tym swiecie, ktory mamy, bo .... innego moze juz nie byc. Gorace pozdrowienia z North West , niech cie mocno ogrzeja !:) 🔥Kitty

      Usuń
    3. Wiesz co... ja to chyba jakaś nieczuła jestem, albo z biegiem czasu nabrałam odporności na nie, bo z reguły nie przytłaczają mnie ani smutne historie w książkach, ani te filmowe. Powiem Ci jednak, że jak za dzieciaka dobrałam się kiedyś do czarno-białego albumu o Oświęcimiu, i na własne oczy zobaczyłam te wychudzone sylwetki, sterty osobistych przedmiotów należących do więźniów, to tak mną to wstrząsnęło, że do dziś pamiętam. W tym roku raz tylko poryczałam się (bo popłakałam to za mało powiedziane) w czasie czytania o pewnym tragicznym wydarzeniu, które miało miejsce w Irlandii. Miałam opisać tę książkę na blogu, ale oczywiście jeszcze mi się to nie udało.
      Ciepłe, optymistyczne i radosne historie zawsze są mile widziane. Robi się od nich cieplej na duszy, a poza tym kto z nas nie lubi "bajek" i happy endów? :)
      O tak, w polityce jest więcej zła niż w niejednym horrorze!
      I bardzo dobrze robisz, że doceniasz to, co masz, i że nie porównujesz się do innych. To nigdy nie kończy się dobrze! Jest takie fajne powiedzenie, które bardzo mi się podoba: "comparison is the thief of joy". Jakie to prawdziwe! (przetestowane na sobie, potwierdzam autentyczność!) ;)
      Pozdrawiam serdecznie i uciekam do łazienki - czas się rozgrzać w ten dżdżysty i chłodny dzień! A potem relaks pod kocykiem :)

      Usuń
  15. Och, więc jesteś nauczycielką. Sama szkolne doświadczenia znam tylko ze strony ucznia. W większości mile wspominam moich nauczycieli, ale nie zapomnę nigdy pana od fizyki, który wyzywał nas przy każdej możliwej okazji.
    Przykro mi czytać o Twoich problemach, zdrowotnych czy też innych. Nie załamuj i trzymaj się!

    Faktem jest, że lato zleciało w mgnieniu oka. Czas pędzi jak szalony, a ja nie zawsze nadążam.
    Moja kotka jeszcze nie zmieniła swoich zwyczajów, cały czas korzysta z resztek lata. Już niedługo przybierze na wadze, szykując się na zimę :)
    Chętnie skosztowałabym Twoich jagodzianek! Uwielbiam takie wypieki!
    Prezentowanych przez Ciebie książek nie znam, choć zaciekawiły mnie :)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zamknięty rozdział. Ja miałam okazję stać po obydwu stronach barykady, jedna i druga była stresująca ;) TAK! Ci od fizyki i matematyki są najgorsi! :D Moje zmory szkolne! Kiedyś przemoc słowna (a czasami nawet fizyczna) była normą - przynajmniej z tego, co słyszałam z opowiadań bliskich. U mnie raczej nikt nie wyzywał uczniów jak Pani Frał we "Włatcach Móch", ale w podstawówce parę razy doszło nawet do rękoczynów! To były zdecydowanie inne czasy. Teraz nie do pomyślenia!
      Przybierze na wadze i pewnie zmieni futerko na zimowe :) Moja już przeszła w tryb zimowy i bardzo dużo czasu spędza na przesypianiu dni na swoim ulubionym kocyku :) Na podwórko wychodzi tylko wtedy, kiedy musi.
      Wielkie dzięki za komentarz i słowa otuchy :) Bardzo je doceniam :)

      Usuń