niedziela, 12 października 2025

Książka, która mnie uleczyła

 

Nie wiem, kiedy to się stało. Chyba najlepszą odpowiedzią byłoby "nagle". Zupełnie nie potrafię wskazać dnia, w którym straciłam chęć do czytania. Nie umiem nawet wskazać przyczyn tego zachowania.

Zawsze czytałam dużo i chętnie. Nigdy nie trzeba było mnie do tego namawiać. Sierpień był jeszcze normalny pod tym względem. Później zaś nastał pierwszy wrześniowy tydzień, potem drugi, trzeci i czwarty. Nic się nie zmieniało. 


Dni mijały szybko, mój czytelniczy stos nie malał, rosły za to moje wyrzuty sumienia. Miałam kilka rozpoczętych książek: "Stories of Surrender" – autobiografię Bono, "Ireland's Curious Places" – kompendium ciekawych irlandzkich miejsc (przewodnik inny niż wszystkie), "Inishtrahull" – pozycję poświęconą irlandzkiej wyspie na dalekiej północy kraju, skąd już tylko rzut beretem do Szkocji, "Exploring Ireland's Castles", album o tutejszych zamkach, a także "One of the Girls", powieść, którą kupiłam kiedyś za trzy czy cztery euro w czasie... spożywczych zakupów w Aldi. Miałam więc w czym wybierać, ale tak naprawdę nie ciągnęło mnie do żadnej z nich. 



Aż któregoś dnia Połówek wrócił z zakupów, a na dnie reklamówki znalazłam dwie książki świeżo odebrane z biblioteki. Jedną była "Poor" Katriony O'Sullivan, a drugą "Schronisko, które przestało istnieć" Sławka Gortycha.


Bez większego przekonania zaczęłam czytać pierwszą z nich, i... zadziałała się magia!

"Poor" niespodziewanie przywróciła mi przyjemność z czytania. Uleczyła z mojej nietypowej bolączki. 


Jeszcze do niedawna miałam problem z przeczytaniem kilku stron czegokolwiek, teraz zaś... nie mogłam przestać! I tak sobie czytałam ją aż do drugiej w nocy, kiedy to doszłam do wniosku, że już czas spać.

Z zaskoczeniem stwierdziłam, że zaangażowałam się w historię tej obcej dla mnie kobiety i zaczęłam mocno jej kibicować.

Jako dziecko lubiłam czasopismo "Z życia wzięte". To była jedna z wielu gazet, które namiętnie kupowała moja mama. Nie wiem, czy historie w nim zawarte faktycznie były autentyczne, czy może wyssane z palca – nieważne. Lubiłam je jednak czytać. I choć dziś już nie sięgam po tę gazetę, z tamtych czasów pozostało mi zamiłowanie do historii z życia wziętych. Woody Allen może mieć kilka Oscarów, ale najlepsze scenariusze i tak pisze samo życie.

Na co dzień bardzo cenię sobie autentyczność – mam wrażenie, że zanika w naszym świecie. W świecie sztucznych fasad, w świecie pozerów i pozorów autorka jest powiewem świeżości. Katriona obnażyła przed czytelnikiem swoje wnętrze i stanęła przed nim nago (taka metafora, niech nikt się nie napala na goliznę), co niewątpliwie wymagało ogromnych pokładów odwagi.

Przed zupełnie obcymi dla niej ludźmi otworzyła drzwi do swojego osobistego piekła na ziemi i zapoznała ich ze swoimi demonami. Jednak ani przez moment nie udawała świętoszka i nie robiła z siebie aniołka, choć – biorąc pod uwagę powodzenie, jakim cieszyła się wśród mężczyzn – można by było pomyśleć, że jest kolejnym aniołkiem Victoria's Secret. 


W "Poor" kiepski jest tylko tytuł. Powieść O'Sullivan to historia niesamowicie zawiłych relacji rodzinnych, w których nic nie jest czarno-białe. To słodko-gorzka opowieść o tym, jak trudno przerwać błędne koło i wyrwać się z patologii, w której się dorastało.  

Były w niej rozczulające sceny chwytające za serce, ale też takie, w których to czytelnik chwyta za scyzoryk automatycznie otwierający się w kieszeni.

Jest też bardzo interesująca z psychologicznego punktu widzenia, bo jak na dłoni ukazuje negatywny wpływ programowania, które – chcąc nie chcąc – fundują nam rodzice. Programowania i prania mózgu, które wielokrotnie determinują później nasze zachowania (również w obliczu niebezpieczeństwa), a nawet życie.

To przejmująca opowieść o ludzkiej sile, ale też słabościach. O jednej z najtrudniejszych walk – tej ze samym sobą. O syzyfowym wysiłku i heroicznej walce o lepsze jutro, czyli bolesnych realiach, w których żyją dzieci z dysfunkcyjnych rodzin. Wielu z nich nigdy nie udaje się przerwać tej wielopokoleniowej patologii, ani wyrwać z bagna, w którym przyszły na świat. Nawet jeśli początkowo zaciekle walczą o każdy oddech, o to, by nie pójść na dno, to jednak z czasem te słabsze opadają z sił. Ewentualnie wykańczają je złowieszcze głosy w głowie podpowiadające szatańskie rozwiązania.  

Niedawno pisałam tutaj o autobiografii Matthew Perry'ego, która również porusza tematykę uzależnień i walki z nimi. Te dwie pozycje dzieli jednak ogromna przepaść. Mój osobisty stosunek do nich również jest inny. Zdecydowanie bardziej przemówiły do mnie przeżycia i rozterki Irlandki. Prawdę powiedziawszy, to gdzieś tam momentami widziałam w niej siebie. Sama książka również jest lepsza – ładniej napisana, mocniejsza w swoim przekazie i bardziej dopracowana (choć końcówkę uważam za zbyt przyspieszoną, z chęcią przeczytałabym bardziej szczegółowy opis wydarzeń).

Katrionie udało się nie zatonąć w tym niebezpiecznym wirze, w który wciągnęli ją nieustająco podtapiający się rodzice. Zdołała wydobyć się z matni. Jeśli więc ktoś z Was ma ochotę na pokrzepiającą "bajkę" z happy endem, to "Poor" będzie dobrym wyborem. 


 

66 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawa recenzja i może książka powinna raczej mieć tytuł Obnażona?
    Takie odkrycia przywracają nie tylko chęć do czytania, ale pozwalają poznać zawiłości ludzkich losów.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się Twój pomysł i nawet by pasował, bo autorka faktycznie mocno się w niej obnażyła, jednak ta książka porusza ważne społeczne problemy (bieda i często wynikająca z niej patologia, ograniczony dostęp do edukacji, dyskryminacja ubogich warstw społeczeństwa, protekcjonalność, niesprawiedliwość...), więc "Poor" pasuje jeszcze bardziej – sprowadza się do niego cała istota problemu.

      Usuń
  2. Dziś się zalogowałam i muszę pochwalić twoje zdjęcia, a ciasto na końcu chętnie bym zjadła, to pewnie ze śliwkami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję za miłe słowa, dobra kobieto :) Tak, bezbłędnie odgadłaś – to oczywiście ciasto śliwkowe na kruchym cieście :) Niestety już nic z niego nie pozostało ;) To ten sam przepis, już je pokazywałam w którymś z ostatnich wpisów. Tym razem jednak powstało z innej odmiany śliwek (te były bardzo soczyste i słodkie, a także fioletowe w środku), no i zrobiłam je w dużej prostokątnej formie, a nie w tortownicy, jak poprzednio, przez co wyszło dość niskie. Było jednak przepyszne! Jak Połówek poczęstował nim w pracy koleżankę, to natychmiast zażyczyła sobie przepis, i nie odpuszczała, dopóki go nie dostała :)

      Usuń
  3. Bardzo podoba mi się recenzja i naprawdę cieszę się, że odnalazłaś radość czytania :) nie wiem, czy interesują Cię bardziej egzotyczne miejsca, ale mogę polecić książkę, której akcja rozgrywa się w latach 80-tych WW wieku w Indiach, pt. Shantaram, napisana przez Australijczyka, który ucieka z więzienia i ukrywa się w slumsach Bombaju. Książka nie jest nowa, ale niektóre sprawy wyglądają w Indiach niezmiennie, a czytając można zdać sobie sprawę, jakimi jesteśmy szczęściarzami żyjąc w Europie :) ciasto bardzo apetyczne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki, Magdo, za Twój ciekawy komentarz, a także za rekomendację – zachęciłaś mnie do tej książki! Tylko liczba stron trochę mnie przeraża ;) Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam, że można wypożyczyć ją w polskim tłumaczeniu, czego nie omieszkam zrobić, jak tylko wróci mi limit wypożyczeń (na ten moment nic już nie mogę zamówić, buu!)
      Wiesz, generalnie jestem otwarta na różne gatunki (najczęściej stronię od sci-fi i tandetnych romansów), w ostatnich latach przekonałam się nawet do (auto)biografii, po które niegdyś bardzo rzadko sięgałam. Nie ograniczam się więc do jednej tematyki. Z przyjemnością zapoznam się z tą poleconą przez Ciebie pozycją – raz jeszcze bardzo dziękuję! :)

      Usuń
    2. Super, mam nadzieję, że się nie zawiedziesz :) książka gruba, ale czyta się naprawdę szybko, przynajmniej u mnie tak było :)

      Usuń
    3. Też mam taką nadzieję :) W razie czego, to wiem, gdzie Cię szukać, aby złożyć zażalenie ;)
      Jak książka jest dobrze napisana, to nawet najgrubsza i najcięższa "cegła" nie jest straszna!

      Usuń
  4. Już lubię tę książkę:-) Za to, że przywróciła Ci chęć do czytania. Twoja recenzja jest świetna, rzeczowa i intrygująca i z pewnością zachęci sporo osób do sięgnięcia po "Poor":-) Nie obraź się kochana ale ja póki co daruję sobie tę lekturę ponieważ: 1. chyba nie mam na razie nastroju na taką tematykę; 2. jeśli dobrze sprawdziłam to nie ma niestety przekładu na polski, a mój angielski nie jest tak dobry żeby czytać książki w tym języku; 3. mam wielkie zaległości w czytaniu i cały stos książek (w tym 3 cegły po prawie 1000 stron!) do przeczytania, dobrze, że wszystkie są moje więc nie goni mnie czas; A czyta mi się ciężko bo nie mogę się skupić i łapę się na tym, że czytam kilka razy jedno zdanie, a i tak nie wiem, co przeczytałam.
    A wiesz, że moja mama też kupowała "Z życia wzięte"? Bardzo lubiłam tę gazetkę i zawsze czytałam ją od "deski do deski":-) Widzę, że jesienny nastrój króluje w Twoim domu, a ciasto śliwkowe wśród deserów:-) Kończę już i zmykam bo ślinka mi cieknie, a od dziś jestem na diecie;-) Ściskam, życzę pięknego i pysznego tygodnia i wielu przeczytanych książek:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłabym największą świnią, gdybym się obraziła na Ciebie za coś takiego! :) Absolutnie nie mam w sobie potrzeby nawracania nikogo i forsowania moich racji, nie zamknę Ci też blogowych drzwi przed nosem i nie pogonię widłami za to, że nie masz ochoty na czytanie tej książki :) Ja mam to szczęście, że mnie w ogóle nie dołuje smutna literatura, mogę więc bez problemu czytać o różnych – fikcyjnych, jak również prawdziwych – strasznych rzeczach. Nie dlatego, żebym była nieczuła i pozbawiona empatii; zdarzało mi się nieraz uronić łezkę nad książkowymi bohaterami, ale mimo wszystko nie przekłada się to na moje samopoczucie. A ten post zamieściłam po to, by podzielić się swoimi spostrzeżeniami (a nuż ktoś też czytał?) i zasygnalizować, że jest takie dzieło. Jakiś czas temu z przyjemnością odkryłam, że na moim blogu znajduje się sporo miłośników literatury :)

      Możesz mieć rację co do braku przekładu na polski, bo przed publikacją wpisu sprawdzałam z ciekawości, czy ją przetłumaczono i nie znalazłam takiej informacji. Była dostępna w Empiku, ale pod oryginalnym tytułem i w anglojęzycznej wersji.

      Doskonale rozumiem Twoje bolączki, bo też tak miałam. Zaczynałam czytać, a po chwili orientowałam się, że w ogóle nie wiem, co przeczytałam, bo mój mózg zajmował się w tym czasie wszystkim tylko nie pracą nad zrozumieniem tekstu! Mam nadzieję, że niedługo pozbędziesz się tego uporczywego problemu.

      To tak jak ja! :) Uwielbiałam wszelkie kolorowe czasopisma, które przynosiła moja mama do domu. To chyba po niej mam to zamiłowanie do gazet i książek :) Cieszę się też, że podsycała moją pasję i nigdy nie żałowała pieniędzy na moje książki i inne gazetkowe zachcianki :)

      Tak, w tym roku jest u mnie w domu bardzo jesiennie, co mnie ogromnie cieszy. Nigdy jakoś specjalnie nie dekorowałam wnętrz z okazji jesieni, nie kupowałam żadnych gadżetów, w tym roku zrobiłam jednak wyjątek i absolutnie nie żałuję! Nawet nie jestem w stanie napisać Ci, ile frajdy dają mi te wszystkie jesienne kubeczki, pojemniki, bieżniki, dekoracyjne dynie, itd.! :D
      W Lidlu były fantastycznie pyszne śliwki – bardzo soczyste i słodkie, nie takie jak tamte poprzednie (kwaskowate, zielone w środku). Żal byłoby ich nie wykorzystać na kruche ciasto śliwkowe ;)

      Dziękuję i wzajemnie – dużo ciepła, słońca i pogody ducha Ci życzę :)

      Usuń
    2. Ufff, kamień z serca bo już myślałam, że rzucisz na mnie klątwę, obłożysz anatemą
      i przeklniesz po wsze czasy:-)
      Nie, nie chodzi o to, że nie lubię książek o trudnej tematyce. Lubię i chętnie czytam ale akurat nie teraz. Aktualnie, w ramach relaksu, potrzebuję czegoś extra mocnego więc wzięłam się za islandzki thriller pod wielce znaczącym tytułem "Zabójcza lalka";-)
      Urokowi jesieni nadal nie uległam ale myślę za to już o świętach:-) Znalazłam w necie słodkie świąteczne poszewki na jaśki i chyba je zamówię:-) Zaznaczyłam też w kalendarzu dzień, w którym nastawię piernik staropolski długodojrzewający, tak jak to robię już od kilku lat. To taka moja świąteczna tradycja.
      A teraz rzucam wszystko i z mężem i Puszkiem wyjeżdżam w Bieszczady:-)
      Ściskam mocno i życzę szybkiej aklimatyzacji po powrocie z urlopu:-)

      Usuń
    3. A gdzie tam, jak bym mogła! ;) Ja tu codziennie dziękuję niebiosom, że nasze ścieżki się splotły, nie w głowie mi gonić Cię tam, gdzie pieprz rośnie ;)
      "Zabójcza lalka" mnie urzekła, a konkretnie to ten tytuł, bo thrillera nie czytałam :))
      Ja również coraz częściej myślę o świętach. Zresztą, trudno o nich nie myśleć, kiedy w sklepach jest już bożonarodzeniowy asortyment! Na razie wdziera się delikatnie, wszak przed nami jeszcze halloween, ale po nim będzie już jazda bez trzymanki! Mimo wszystko, smutno mi, że kolejny rok dobiega końca, a ja go zmarnowałam.
      Twój piernik staropolski brzmi (i zapewne smakuje!) obłędnie! :) Wyprawa w Bieszczady zresztą też... Mam nadzieję, że będziecie mieć świetny urlop.
      Dziękuję – aklimatyzacja przebiegłą dość sprawnie, choć nie ukrywam, tęskno mi za widokami, które miałam na wyjeździe.

      Usuń
  5. no no jeśli o czytanie chodzi to u mnie szydelko wyparło w tym roku calkowicie i nie przeczytałam nic. I nawet sie nie zanosi póki co. Gdybym była słuchowcem słuchałabym audiobooków a tak oglądam seriale i dziergam.

    Piękne jesienne dekoracje poczyniłaś i kubeczek z pierwszego zdjęcia mi się podoba a że chwilowo byłam w podobnych kolorach z moją robótką to podeślę Ci na maila ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie miałam pytać, czy próbowałaś zamienić seriale na audiobooki, ale uprzedziłaś mnie i w następnej linijce dodałaś, że to jednak nie jest coś dla Ciebie :) Swoją drogą, od kiedy czytasz w moich myślach? ;)
      Dziękuję bardzo i cieszę się, że moje jesienne pierdółki spotkały się z Twoim uznaniem :) Moja droga, to nie jest żaden "kubeczek"! ;) To kubas! Zamówiłam go z Tesco, w czasie robienia zakupów spożywczych online, bo nie był drogi (tylko trzy euro za porcelanę wysokiej jakości), no i spodobał mi się jego wygląd. Nie było tam jednak żadnej informacji odnośnie do jego pojemności, więc wiesz, jak to jest. Czego człowiek nie wie, to sobie dopowie :) Myślałam więc, że to standardowy rozmiar – jakieś 300 ml, a on ma chyba z 450! Kiedyś z ciekawości zmierzę jego pojemność. Piję z niego herbatę, ale doskonale sprawdza się również jako pojemnik za zupę :D

      Usuń
    2. audiobooki odpadają.

      Aaaa to na foto nie wygląda on na takiego olbrzyma ten kubas. To ja takich dużych nie używam ale princik ładny :D

      Usuń
    3. Wczoraj z ciekawości w końcu zmierzyłam jego pojemność – 600 ml! Takie duże też się przydają. O tej porze roku wypijam hektolitry herbaty i bardzo często gotuję przeróżne zupy :)

      Usuń
    4. ponad pół litra ?????????? O matko i córko to ja do pracy zabieram herbatę w pół litrowym bidonie :O

      Usuń
    5. Mhm :) Takie wiadro :) Skutecznie dba o poziom mojego nawodnienia :)

      Usuń
    6. no ale teraz nie dziwię się że jesz w nim zupę :D

      Usuń
    7. Każda wiedźma ma swój kociołek, a w niej magiczny wywar ;)

      Usuń
  6. Też mam takie okresy, gdy mogę czytać non stop lub takie, gdy nie można mnie w ogóle zaciągnąć do czytania. Wtedy właśnie potrzebuję jakiejś naprawdę dobrej książki, żeby wyciągnąć mnie z tego czytelniczego zastoju. Dodałam "Poor" to swojej listy must-read :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To... pocieszające, bo nie jestem w tym sama! Na szczęście "Poor" całkowicie mnie uleczyła, bo zaraz po niej przeczytałam tę pokazaną książkę S. Gortycha, a nawet zamówiłam kolejny tom. Dziś z kolei przybyły do mnie 3 nowe książki z biblioteki, więc będę mieć zajęte ręce :)
      Mam wielką nadzieję, że przypadnie Ci do gustu!

      Usuń
  7. Czasem trafi się książka, która trafia przekazem do serca. Jeśli lubisz czytać, to mimo przerw, pewnie nadal będziesz trafiała na perełki, które uskrzydlą, zainteresują i zachwycą.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za ten komentarz :) "Lubię" to za mało powiedziane. "Uwielbiam", albo nawet "kocham" bardziej oddaje rzeczywisty stan rzeczy :) "Poor" przerwała tę złą passę i zaraz po niej przeczytałam kolejną powieść, a po niej kolejną. No dobra, jeszcze nie dotarłam do końca, bo zostało mi mniej niż 100 stron, ale... ;) Znów trafiła mi się interesująca (i szokująca!) historia z życia wzięta, czyli coś, co bardzo lubię. Takie historie najbardziej mnie inspirują, choć beletrystyka również ma swoje plusy, wiadomo.
      Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę miłego dnia :)

      Usuń
  8. Jakże mi się podobają te wszystkie jesienne dodatki, które widać w tle. Ja też nigdy jakoś specjalnie nie dekorowałam domu zgodnie z porami roku (oprócz świąt oczywiście), ale nie zarzekam się, że to się nie zmieni... podoba mi się nastrój, jaki wprowadziłaś tymi drobiazgami, to z pewnością pomaga przetrwać smutne, jesienne dni.
    Szkoda, że nie ma tej książki w polskim przekładzie, bardzo chętnie sięgnęłabym po nią. Też lubię takie historie z życia wzięte, zwłaszcza, że Twoja recenzja bardzo do tego zachęca.
    Skoro już raz przekazywałaś te przepis dalej, to może mogłabym też skorzystać? Ciasto wygląda obłędnie, a dla mnie - ciastkowego łasucha - taki widok, to woda na młyn :)
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co mi się stało, że dopiero w tym wieku zaczęłam nabywać jesienne ozdoby (pomimo że zawsze lubiłam tę porę roku, a jako dziecko to nawet uwielbiałam, bo miałam wówczas najwięcej wolnego czasu), ale... podoba mi się to! :) Lubię fajną, ciepłą i przytulną atmosferę, a świece, świeczki i lampiony pozwalają ją osiągnąć i to małym kosztem.
      Cieszę się, że również lubisz historie z życia wzięte :) Iwonko, dużo słońca i optymizmu na tę ciemniejszą i zimniejszą porę roku, bo mam wrażenie, że bardzo tego potrzebujesz.
      A przepis zaraz podeślę Ci mailem!

      Usuń
  9. Bylam już tutaj kilka dni temu, przeczytałam. Tak ciekawie napisałaś o książce “Poor” Katriony O’Sullivan, że musiałam poznać kobietę, zobaczyć, posłuchać, poczytać o niej. Jak ona otwarcie mowi o sobie, o swoim życiu, dzieciństwie, młodości…szanuje bardzo i podziwiam takich ludzi. Też cenie w ludziach autentyczności. Mówiła jak w szkole bardzo pomogła jej nauczycielka, dobrze że są tacy ludzie jak ta nauczycielka.
    I jak bardzo budujące jest że mimo tak trudnego całego początku jej życia, dała radę pozbierać się z tego i mało, osiągnęła tak dużo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry bardzo, Tereso :) Jak miło czytać, że zainteresowałam Cię osobą Katriony O'Sullivan! :) Niesamowita kobieta, prawda? Bardzo lubię takie nietuzinkowe i inspirujące osoby, które wykazały się w życiu niezłomnością w dążeniu do celu. Nie dość, że ich historie ogrzewają serce, to jeszcze inspirują – są światełkiem w tunelu dla wielu innych, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji.
      A zachowanie tej wspomnianej nauczycielki ogromnie mnie wzruszyło. Boże, co za cudowna, empatyczna osoba! Świat byłby zdecydowanie lepszym miejscem, gdyby takich osób było więcej!

      Usuń
  10. Też miałam długi zastój czytelniczy. Wyrwała mnie z niego powieść fantastyczna, ale po coś życiowego też bardzo chętnie sięgnę, bo bardzo lubię taką czasem niełatwą tematykę. Coś pokrzepiającego też się przyda, bo ostatnio jesienny trudny czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że tak do tego podchodzisz i że trudna tematyka nie jest Ci straszna :) Z tego, co czytam, dużo osób jej unika.
      Dobrego tygodnia Ci życzę i dużo ciekawych książek na ten jesienne wieczory!

      Usuń
  11. Miewam od czasu do czasu takie okresy odwyku od czytania, kiedy to nie mogę przebrnąć przez parę stron różnych książek, a nie są to książki złe, bo przestraszona, że naszła na mnie ociężałość umysłowa zaczynam się rozleniwiać, a od tego krok do pogrążenia się w telewizyjnych serialach biorą na tapetę swoje ulubione książki i nic. Na szczęście te okresy jak dotąd mijały i powracała chęć czytania i radość z czytania. Ja ratuję się wówczas audiobookami. Aby skupić uwagę na treści słuchanej książki układam np pasjansa na ekranie komputera, wówczas myśli nie uciekają gdzieś w bok. Aktualnie słucham (z dużą przyjemnością) Faraona Prusa - a przyznam, że nie znałam go bo nigdy wcześniej nie czytałam, a film oglądałam fragmentarycznie, bo nie przepadałam za odtwórcą głównego bohatera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego, co czytam, i czego się dowiaduję od Was, wynika, że to nie jest moja prywatna przypadłość, bo zdarza się nawet największym molom książkowym. Mnie niestety nie bardzo po drodze z audiobookami i e-bookami. Pod tym względem jestem zatwardziałą konserwatystką – kocham książki, ale tylko papierowe. Mam też wrażenie, że łatwiej mi się skupić na słowie pisanym niż czytanym.
      Zdaje się, że ja również nigdy nie czytałam "Faraona" Prusa. Uczyłam się o nim w szkole, ale nie był lekturą obowiązkową.

      Usuń
  12. Moja droga, to dobrze, że są tak pokrzepiające historie osób, których własny system rodzinny wciągał tam, gdzie muł i szlam. Niestety w swej pracy zawodowej spotykam się na codzień z historiami tak poranionych dzieci, dlatego w ramach "relaksu" w jesienne wieczory wybieram seriale kryminalne i thrillery. To moja ulubiona tematyka 🫣
    Cieszę się, że odzyskałaś czytelniczą wenę, bo dzięki temu nadal będziesz podsyłać nam inspirujące tytuły.
    Z najcieplejszym pozdrowieniem...
    Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że tak :) Bardzo je lubię, bo dobitnie przypominają mi, że można (przy odrobinie szczęścia i dzięki własnym chęciom) wyjść nawet z największego bagna. Jeśli jest to Twój chleb powszedni, to nie dziwię się, że potrzebujesz odskoczni. Choć, przyznam, nieco zaskoczył mnie dobór gatunku na relaks ;)
      Trzymaj się ciepło i zdrowo, Anitko :)

      Usuń
  13. Podobnie jak u Ciebie dopadła mnie niemoc na czytanie. Usiłuję nas tym popracować, ponieważ za chwilę będę musiała odgruzować dom z nieprzeczytanych książek, a warto myślę wspomnieć, że w ostatnim tygodniu dorobiłam się czterech..

    Coś czuję, że książka o której piszesz byłaby dla mnie dobra, chociaż aktualnie nie miałabym na nią siły. Moje dylematy są pomiędzy „Pozwól im” a „Miękko”. Jeszcze dziś dostałam od męża „Światłoczułość”.

    Ciekawa za to jestem Twojej opinii po przeczytaniu książki Bono 🙂 Na mnie zrobiła bardzo dobre wrażenie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęściara – uwielbiam świeżutkie, nowo zakupione książki, ale to przyjemność i luksus, na który bardzo rzadko sobie pozwalam (nie mam miejsca na nowe!). O "Pozwól im" bardzo głośno ostatnio i sama zastanawiałam się nad jej wypożyczeniem. O tych dwóch ostatnich za to nie słyszałam. A rozpoznałaś może obiekt z okładki książki Gortycha? Dzięki Twoim pourlopowym opisom miałam w głowie odpowiedni krajobraz, kiedy czytałam ten kryminał (akcja toczy się w Karkonoszach, a w książce przewijają się miejsca, które zwiedziliście), tak że... dziękuję! Przez przypadkach nakreśliłaś mi jej tło :)
      Nawet nie wiedziałam, że czytałaś książkę Bono! Dawno? Powiem Ci, że na razie nie bardzo mogę się w nią wgryźć. Trochę boję się, że już mi tak zostanie!

      Usuń
  14. Ja też trochę zwolniłam z czytaniem! Jakoś nie miałam na to ochoty... Co prawda przeczytałam dwie, ale nie mam weny by napisać ich recezje xD

    A co do książki. Wielka zagadka kryminologii to pytanie co ma większy wpływ na skłonności kryminalne: geny czy środowisko. Jeśli oba z wymienionych czynników są złe, bardzo trudno wyrosnąc na przyzwoitego człowieka. Mam tym większy szacunek dla tych, którym się to udaje, choć zdaję sobie sprawę, że niekórzy dyskryminowaliby takiego człowieka, nie chcąc mieć nic wspólnego z osobą z patologicznej rodziny. Trochę to smutne.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, jak ja to dobrze znam! Tylko u mnie ten bark weny przekłada się również na relacje z podróży. Mam ogromne zaległości i szczerze wątpię, by udało mi się z nimi uporać.
      Mam nadzieję, że wkrótce wróci Ci ochota na czytanie i znów będziesz mogła z przyjemnością zatopić się w ciekawej lekturze, później zaś podzielić się z nami swoimi spostrzeżeniami :)
      Ciekawy aspekt poruszyłaś, samo zjawisko zaś jest bardzo złożone. Geny nie są bez winy – kto z nas nie zna dzieci z tego samego domu, które były w ten sam sposób wychowywane, a mimo to niektóre z nich zeszły na złą drogę? Środowisko, w którym przebywamy, niezwykle mocno na nas oddziałuje. Wydarzenia, które nas dotykają, również nas kształtują.
      Ja również przesyłam Ci serdecznie pozdrowienia :)

      Usuń
  15. Thanks for the review. I want to read Poor. I love a good story of overcoming circumstances and self examination. I think you might really enjoy the book, Educated by Tara Westover. One of my carpet cleaning customers recommended it to me, and like you with Poor, I couldn't put it down.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thank you very much for your recommendation as I never heard of "Educated" by Tara Westover. I do love good books based on true stories.
      Have a nice weekend!

      Usuń
  16. Wlasnie wrocilam z podrozy, podczas ktorej ciezko mi bylo znalezc 5 min dla siebie , a czytanie blogow w ogole nie wchodzilo w grafik :) I mnie nie po drodze z audiobookami czy elektronicznymi czytnikami , od dziecinstwa nie znosilam tzw. sluchowisk w radio. Byl to dla mnie taki slowotok, ktory przechodzil przeze mnie jak woda przez kran:) Kiedys pochlanialam ksiazki , ale w obecnych czasach staly sie dla mnie luksusem... Nie ze wzgledu na cene, ale ze wzgledu na czas , ktory trzeba dzielic na prace, zycie , napor informacji z kazdej strony i ... zmeczenie materialu :) Moj material jest juz mocno nadwyrezony:)) I dlatego jeszcze wazniejsza staje sie tematyka tego, o czym czytam... Pozdrawiam Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troszkę się rozminęłyśmy zatem, bo Ty wróciłaś, a ja wyjechałam, no ale już jestem. Powroty, jak to zwykle bywa, są słodko-gorzkie, bo na wyjeździe było super i nie chciałam wracać, ale przebywanie w domu też ma swoje plusy i uroki :)
      Tak, pamiętam o Twojej "trudnej relacji" z książkami, a nawet trochę ją rozumiem :) Podzielam Twoją niechęć do audiobooków i e-booków, choć przyznam, że czasami lubię posłuchać ciekawego podcastu na YouTube. Muszę mieć jednak nastrój i sprzyjające okoliczności. Nie potrafię jak inni słuchać audiobooków albo oglądać YT w czasie sprzątania domu.
      Trzymaj się ciepło i zdrowo, Kitty :)

      Usuń
    2. A wiesz , ze podcasty bardzo lubie, znaczy pewnego gatunku. Musze widziec osobe, ktora mowi , widziec jej oczy, gestykulacje, wyraz twarzy... Jedynym wyjatkiem jest rozmowa przez telefon i tu dziwna sprawa, ale nie znosze videorozmow! Nie potrafie sie skupic na rozmowie, mam wrazenie ze rozmowa skupia sie na ogladaniu rozmowcy a nie tym co ma do powiedzenia :)) Jestem chyba troszke pokrecona:)) Milo slyszec, ze bylas na fajnym wyjezdzie, bedzie relacja! 👏 Trzymaj sie cieplo Taito , usciski Kitty

      Usuń
    3. O tak! Dobrze prawisz, Kitty :) Łączę się w niechęci do wideorozmów – szatański wynalazek ;) Ja to w ogóle nie lubię rozmów telefonicznych, a co dopiero tych wideo :) Mam podobne odczucia do Twoich. A tam od razu pokręcona :) A nawet jeśli, to jest nas dwie – nie musisz się czuć osamotniona w swoich "dziwactwach" :)
      Wyjazd był z serii tych moich ulubionych, czyli morski, do latarni :) Nie wiem, czy jeszcze nie przejadła się Wam taka tematyka :)

      Usuń
    4. Morska? Nigdy! 👏😜Kitty

      Usuń
  17. Ja też,jakos nietypowo,bo przecież jesień-czas kocyków i książek,a tymczasem mam wręcz awersje.Dzisiaj zachęcona jedym wpisem blogowym ściagnełam ksiązke na kindla i ...zamiast wertowac jej strony,to jestem tutaj :) Co sobie akurat chwalę :)
    Na pólce z nieprzeczytanymi mam właśnie "Schronisko,które przestało istnieć".Może po przeczytaniu tego wpisu coś się odczaruje i wróce do książek?
    PozdrawiamSimera

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, Simero :) Cieszę się bardzo, że się odezwałaś i dziękuję za Twój komentarz :) Mnie na szczęście już przeszła ta awersja do książek. Teraz "jestem w ciągu" i pochłaniam jedną za drugą :)
      Nie mam niestety takiej mocy, by odczarować Ci książki, mam jednak szczerą nadzieję, że wkrótce znajdziesz na nie czas, jak i chęci. Trzymaj się ciepło i zdrowo.

      Usuń
  18. Czasem tak jest, że niepozorny tytuł i książka której zupełnie się nie spodziewamy odmienia nasze życie. Też tak kiedyś miałam ale bardzo dawno jak byłam jeszcze dzieckiem. Poznałam wtedy swój ulubiony tytuł "złota kula". Fantastycznie, że książka aż tak ci się spodobała. Po takiej recenzji nie sposób nie sięgnąć po ten tytuł. Tak mocno zachęcasz, że przeczytanie tej książki jest jakby obowiązkowe 😁 chciałabym mieć więcej czasu na czytanie, zapewne tak się stanie w przyszłości. Pozostaje mi życzyć tobie samych świetnych tytułów. Takich, jakie wzbudzą w tobie podobne emocje. Wszystkiego dobrego i pozdrawiam serdecznie 🌹

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, chyba nie znam "Złotej kuli", choć o autorce (na szczęście!) słyszałam :)
      Wielkie dzięki, Klaudio – Tobie również życzę tego samego :)

      Usuń
    2. To literatura typowo dziecięca, ale poznałam ją dość późno. Gdy po raz kolejny zaczynam czytać tę książkę, przenoszę się w zupełnie inny odległy świat. Takie książki trzyma się w sercu długo. Każdy kto lubi czytać wie o co mi chodzi 😁 samych serdeczności ❤️

      Usuń
    3. Nieważne, że typowo dziecięca. Ważny efekt! :)

      Usuń
  19. Ciekawe książki... Powiem Ci, że ja też mam wyrzuty sumienia, bo ostatnio zdecydowanie za mało czytam. Praca zmianowa i dużo obowiązków w domu, nauka z dziećmi i zwyczajne zmęczenie sprawia, że nie potrafię się zmobilizować się do czytania. Póki co czekam na lepsze czasy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, bo jednak trudno jest pogodzić pracę z przyjemnościami, szczególnie gdy ma się dzieci. Szybkiego nastania lepszych czasów życzę :)

      Usuń
  20. Czasem tak jest, ze człowiek "zamyka się" na czytanie, a potem nagle pstryk i nie można przestać. Kilka razy miałam takie zastoje.
    Poor nie czytała, a nawet o niej wcześniej nie słyszałam. "Schronisko" podobało mi się na tyle, że śladami bohaterów wróciłam na stare śmieci ;) (tak swoją drogą w 1997 mieszkałam w schronisku na Szrenicy przez 3 tygodnie). Zresztą pozostałe 3 książki Sławka też wciągają. Polacem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie to mi się przytrafiło. Cieszę się, że to już przeszłość, bo książki zawsze stanowiły duże źródło moich małych, codziennych przyjemności :)
      O proszę, czyli byłaś jedną z tych, którzy pod wpływem Gortycha udali się do Karkonoszy :) Ja wypożyczyłam sobie drugą część i na dniach będę czytać.

      Usuń
    2. Wiesz, ja pochodzę z Karkonoszy, do końca liceum mieszkałam z widokiem z okna na Śnieżkę, więc dla mnie to taki trochę powrót. Zwłaszcza 4 część, której fragment mówi o moich czasach i ja też bywałam na imprezach w Karpaczu ;)

      Usuń
    3. Aaaa, rozumiem. Jakoś nie byłam świadoma Twoich korzeni, a może kiedyś wiedziałam, ale z czasem ta wiedza uleciała mi z głowy? To musi być niesamowicie fajne uczucie czytać o stronach, które się zna i lubi. Ja na chwilę przed lekturą poznałam tamte okolice (przez zupełny przypadek) u koleżanki na blogu, i od razu inaczej czytało mi się tę książkę. Miałam przed oczami te krajobrazy i miejsca, które widziałam na zdjęciach z jej urlopu, bo niestety nigdy nie miałam okazji na żywo ich zobaczyć. Wczoraj wieczorem rozpoczęłam ten drugi tom i... nie mogę się od niego oderwać! Trochę obawiałam się tych kolejnych części (wiemy, jak z tym bywa), ale mam wrażenie, że jest nawet lepszy od tego pierwszego! Przeczytałam ponad 150 stron i mam nadzieję, że moje odczucia już się nie zmienią :)

      Usuń
  21. Najpierw napiszę o moim zaskoczeniu. Nie o książkach.
    Nie uwierzysz, gdzie się zapisał twój blog do obserwacji. 12 lat temu założyłam drugi blog, bo pierwszy mi się nie aktualizował z jakiegoś powodu. Ale później wróciło wszystko do normy i do tego drugiego blogu nie zaglądałam przez lata, aż do niedawna, kiedy pomyślałam o zamieszczaniu tam moich starych historii z Gospodarzem. Ta druga nazwa bloga istnieje na pasku, ale obok jest komunikat że blog został zamknięty. Kliknęłam na słowo aktualizuj i ukazał mi się twój post 🤣🤔👏
    Ale gdy zaczęłam pisać komentarz, to pokazuje się ikonka tego używanego adresu. Może dlatego że to na smartfonie. Jutro sprawdzę na laptopie, bo blog był zakładany na innym adresie mailowym. Dzisiaj już mi się nie chce wstawać z łóżka.
    A zajrzałam na ten dawno nieużywany blog, ponieważ mam zamiar założyć jeszcze trzeci 🤣 i chciałam sprawdzić czy ten drugi działa.
    Już sama się teraz z siebie śmieję.
    Pozdrowienia z godziny duchów 🥂👏👍♥️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty to jesteś niesamowita ;) Ważne, że działa i możesz otrzymywać subtelne przypominajki o moim wesołym grafomaństwie ;)

      Usuń
  22. Ojej... Brak chęci do czytania, to jeszcze mi się nie przytrafiło...
    Ale wszystko jest w życiu możliwe...
    Super, że trafiłaś na książkę, która Cię wyleczyła!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęściara – mnie niestety zdarzają się takie okresy. W dobrym miesiącu potrafię przeczytać nawet 7-8 książek, w tych złych – 0! Oby Cię nie dopadło, nie polecam ;)
      Dzięki za komentarze i odwiedziny :)

      Usuń
  23. Mnie też w tym miesiącu dopadł zastój czytelniczy, ale podobnie jak ty, powoli wychodzę na prostą. Mnie wciągnął reportaż o Iranie: Fashionistki zrzucają czadory A. Chrobak. Nie była to jakaś wybitna książka, podchodziłam do niej kilka razy, ale w końcu się wciągnęłam i co więcej, zachęciła mnie do wizyty w Iranie.
    Z Twojej listy najbardziej do mnie przemawia pozycja o niezwykłych miejscach w Irlandii.
    Pozdrawiam jesiennie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łoo, pani, ja w tym miesiącu idę po rekord! ;) Siedem książek przeczytanych, dziś zaczęłam ósmą – jak się streszczę, to skończę ją przed nadejściem listopada :)
      Rok temu czytałam "Beduinki na Instagramie" A. Chrobak. Tej wspomnianej przez Ciebie nie znam.
      Trzymaj się ciepło i zdrowo, gdziekolwiek teraz jesteś!

      Usuń
  24. This post is so heartfelt and beautifully written. I love how you share not just the book itself but your personal journey of rediscovering the joy of reading. Your reflections on authenticity and human struggle make the review feel deeply personal and relatable. It’s inspiring to see how a single book can reignite a love for stories and connect with real-life experiences so profoundly.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww, you are spoiling me with your compliments, Melody ;) Thank you very much.

      Usuń