Coś siękończy, coś się zaczyna…
W chwilach takich, jak ta, stając u progu Nowego Roku,zazwyczaj robię sobie mały rachunek sumienia. Pozwalam myślom poszybować wprzeszłość, by dokonać podsumowania mijającego roku. Robię to przede wszystkimdla siebie. Nie dlatego, że być może wypada, że koleżanka właśnie dokonałaswojego podsumowania, a znajomy z sąsiedztwa właśnie się do tego zabiera. Nie.Chcę choć przez kilka minut zastanowić się nad częścią mojego życia, tymrokiem, który właśnie bezpowrotnie mija. Chcę przeanalizować zaistniałesytuacje, by na koniec z czystym sumieniem powiedzieć sobie: „Tak trzymać,Taita, to i to zrobiłaś super!” lub zganić samą siebie, nie szczędząc przy tym słówkrytyki.
Upływający czas zawsze wywoływał u mnie pewnego rodzajużal. Żal, że wszystko tak szybko się kończy, że każdy nowy tydzień przeistaczasię w zasadzie w jeden dłuuugi dzień. Że wszystko jest tak potwornie do siebiepodobne, a każdy dzień sprowadza się do prostego schematu: praca – dom – sen –praca.
Upływ czasu to jeden z tych życiowych procesów, z którymitak naprawdę nigdy nie mogłam się pogodzić. Zawsze żywiłam swego rodzaju buntprzeciwko starzeniu się i śmierci. Choć doskonale zdaję sobie sprawę, że toczęść składowa każdego ludzkiego istnienia, chyba nigdy tak do końca niezaakceptuję tych zjawisk. Ten bunt nasila się głównie na moim obecnym etapieżycia. Teraz, kiedy żyję poza granicami ojczystego kraju i rzadko oglądam moichbliskich, jeszcze bardziej docierają do mnie zgubne właściwości czasu. Każdanowa zmarszczka na twarzach moich bliskich jest jakby bardziej widoczna. Każdazmiana w wyglądzie, jakby bardziej wyeksponowana. Kiedy patrzę na dziecięcątwarzyczkę mojego siostrzeńca, widzę coś, co mnie niekiedy przeraża.Uświadamiam sobie, że obrazy przechowywane w mojej pamięci już dawno przestałybyć aktualne. To ciągle ten sam malec, ale już bez tych charakterystycznychdziecinnych rysów. To już nie ten bezbronny noworodek – to chłopiec zmieniającysię w błyskawicznym tempie, z coraz bardziej zarysowującymi się cechamicharakteru i specyficznymi upodobaniami. Uświadamiam sobie też coś, przed czymdrży chyba niejedna matka biologiczna, chrzestna, ciotka, czy babcia. Docierado mnie, że dla tego oto dziecka jestem kimś, kim nigdy nie chciałam być –ciocią, która objawia swoją miłość i troskę głównie przez pieniądze, walizkęprezentów i ubrań. Ciocią, której przez większą część roku fizycznie nie ma.Ciocią, która istnieje tylko w zamazanym obrazie w dziecięcej pamięci. I nazdjęciach w ramce. Ciocią, która [jeszcze] istnieje w sercu…
Największą wadą mojego życia na emigracji nie jest barierajęzykowa. Nie jest nią obce środowisko ani też świadomość bycia tym „gorszym”obywatelem, której tak naprawdę nie odczuwam. Największą bolączką jest przymuspodejmowania ciężkich decyzji. Konieczność wybierania pomiędzy szczęściemmoim i moich bliskich. Pozostaje też świadomość bycia tylko „niedzielną” córką,wnuczką, siostrą i ciotką. Osobą, która przecież dobrowolnie zamieniła fizycznąobecność na gotówkę i prezenty…
Nie, nie mogę tak po prostu spakować się i wrócić doPolski. To byłaby pewnego rodzaju „misja samobójcza”. Nie potrafię i - cowięcej - nie chcę zamieniać Irlandii na Polskę. To oznaczałoby, że musiałabymdoszczętnie zburzyć świat, który tutaj systematycznie sobie wykreowałam. Musiałabymopuścić miejsce, które pokochałam i ludzi, których naprawdę cenię i szanuję. Ludzi,którym naprawdę wiele zawdzięczam, którzy dali mi do zrozumienia, że nie jestemdla nich nic nie znaczącą, głupią Polką. Ludzi, dzięki którym UWIERZYŁAM wbezinteresowną, ludzką dobroć.
Wrócić do Polski, by być blisko z rodziną? Tak,chciałabym. Ale to oznaczałoby także, że musiałabym skazać się jednocześnie naciężkie chwile, na tęsknotę za Irlandią, za jej prawdziwymi mieszkańcami - słynącymiz otwartości i gościnności - których dzięki Bogu miałam okazję poznać. To tak, jakbym spadła z deszczu pod rynnę.
Wrócić do Polski, by na nowo wytyczać swoją życiowąścieżkę? Wrócić, by utracić wiarę w ludzi? By polec w walce ze smutnąrzeczywistością? Aby dać się pokonać biurokracyjnej hydrze? Nie, nie potrafiętego zrobić. Bo to oznaczałoby, że musiałabym świadomie pozbawić się cząstkisiebie. To tak, jakbym wyrwała sobie serce, albo dobrowolnie odcięła dopływpowietrza.
Kto sam to przeżył, ten zrozumie…
Ech, rozumie doskonale, Taito. Mnie też to bolało, że nagle zostałam oderwana od mojej ukochanej rodziny i ich życie i moje toczy się już osobnymi torami. Bolało, że nie mogę w każdej chwili, jak zwykle czyniłam, ruszyć na pomoc w nagłej potrzebie, gdy ktoś z moich bliskich o to poprosił. Bolało, ale nauczyłam się z tym jakoś żyć. A upływ czasu najbardziej widzę na twarzy mojej mamy. Bardzo bym chciała, żeby trwała niezmieniona zawsze, ale to niestety niemożliwe. Masz rację, Taito, kto sam tego nie przeżył, nie zrozumie...Szczęśliwego Nowego Roku! I buziaki :*
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie! Dokonale Cie rozumiem! Mieszkam obecnie w Madrycie, taka droge wybralam... I wiem, co czujesz i przezywasz. Życzę wiele sil i pogody ducha w Nowym Roku!!! Pozdrawiam goraco! Agnieszka
OdpowiedzUsuńRozumiem...chociaz ja osobiscie nie mam juz tych dylematow, wiem ze do Polski nie wroce...nie chce..jest mi tu dobrze..nie potrafilabym znowu przyzwyczaic sie do polskiej mentalnosci. Tego jestem pewna.Wszystkiego dobrego w Nowym Roku, Taitko!
OdpowiedzUsuńI będzie ten stan, Taito, trwał tak długo, póty nie przeniesz całego swego życia tutaj. Życia emocjonalnego, nie tylko ekonomicznego. A z Polską będą Cię łączyć tylko i wyłacznie wspomnienia. Jakkolwiek okrutnie by to zabrzmiało....
OdpowiedzUsuńKażdy w końcu odnajduje swoje miejsce na ziemi , obojętnie gdzie , w którym miejscu świata...bo ja jestem zdania, że nasze miejsce na ziemi nie jest koniecznie tam , gdzie się rodzimy i spędzamy dzieciństwo...trzeba go poszukać....Buzka noworoczna Taitko :*
OdpowiedzUsuńNie przeżywałam tego co opisujesz, ale doskonale Cię rozumiem. Z tego co piszesz wynika, że znalazłaś swoje życiowe miejsce, w którym się dobrze czujesz. Miałaś szczęście, bo poznałaś wspaniałych ludzi, którzy Cię zaakceptowali. A może to Ty jesteś wspaniała, bo polubili Cię mimo, że byłaś obca. Nie dziwię się, że nie chcesz wracać, wraca się do ludzi, a Ty znalazłaś ich w Irlandii. Myślę, że nie każdy ma takie szczęście. Ty masz. :))))
OdpowiedzUsuńSpełnienia marzeń w Nowym Roku Taitko :)
OdpowiedzUsuńDoskonale rozumiem Twoją sytuację i ....sam nie wiem co powiedzieć. Emigracja wcale nie zmusza nas do podejmowania trudnych decyzji lecz życie jest takie. Różnica tylko taka, że w kraju może jednak nie jest łatwiej ale człowiek jest między swoimi. Na emigracji jest zawsze emigrantem i może dlatego jest ciężej. Każdy też decyduje, gdzie chce żyć i co robić. Dla Ciebie Irlandia jest twoim drugim domem, ja po prostu czułem, że najwyższy czas podjąć decyzję o tym co robić dalej stąd decyzja o powrocie a co dalej to się zobaczy. Kiedyś i Ty będziesz musiała podjąć taką decyzję choć z drugiej strony jak ktoś kiedyś stwierdził żyjemy w Unii więc nie ma mowy o emigracji. Po prostu mieszkamy i pracujemy tam, gdzie chcemy. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku
OdpowiedzUsuńNajlepsze życzenia noworoczne Taita. Jak dobry nie byłby Stary Rok, niech Nowy będzie w każdym calu lepszy. I obyś zawsze tęskniła za Polską (sic!) :)
OdpowiedzUsuńAha, i w nadchodzącym roku Milan zdobył najwyższe możliwe miejsce w serie A. Znaczy drugie. Haha! :)
OdpowiedzUsuńTo żeś mnie rozbawił, Drogi MiSzO :) Rozumiem, że chciałeś przez to powiedzieć, iż czołówka Serie A będzie wyglądać następująco: Inter, ACM, Stara Dama ;) God help you! ;)
OdpowiedzUsuńW pewnym sensie zawsze będę! Wierz mi!I wszystkiego najlepszego dla Ciebie - wracaj do zdrowia, staruszku ;)
OdpowiedzUsuńDzięki, Alku! I za komentarz i za to, że jesteś! Mnie emigracja zmusiła do podjęcia wielu ciężkich decyzji, których nie musiałabym podejmować, będąc w kraju. Mieliśmy dwa różne przypadki. W Twojej sytuacji Anglia była miejscem, w którym nie czułeś się szczęśliwy. W moim przypadku tak nie jest. Bardzo lubię Irlandię i pod wieloma względami mi ona odpowiada [chociażby pod względem turystycznym] Dobrze się tu czuję, otaczam się ludźmi, których szanuję, lubię i doceniam. Jestem tu szczęśliwa. Do pełnego szczęścia brak mi w zasadzie tylko bliskich...Pozdrawiam serdecznie, składam życzenia noworoczne i życzę powodzenia w ojczyźnie.
OdpowiedzUsuńWzajemnie, Electro!
OdpowiedzUsuńDokładanie tak to wygląda, Rozyno :) A co do mojej osoby, to uczciwie przyznając, uważam, iż zapracowałam sobie na sympatię moich znajomych Irlandczyków. Szanuję ich kraj, ich kulturę i ich samych. Nigdy nie wywyższałam się, bo nie miałam i nie mam do tego powodów. Koniecznie chciałam dołożyć swoją małą cegiełkę w budowie wizerunku uczciwego i dobrego Polaka, który przyjechał tu nie po to, by się wzbogacić, lecz także w celu integracji. Zawsze uważałam, że każdy Polak jest tutaj ambasadorem swojego kraju. I jakkolwiek zarozumiale to zabrzmi - uważam, że swoją postawą zapracowałam na szacunek i sympatię. Cieszy mnie to, że nie jestem w moim otoczeniu postrzegana jako ta "zła". To mój mały sukces. Coś, co mnie naprawdę cieszy.Pozdrawiam Cie serdecznie i życzę wszystkiego najlepszego na ten Nowy Rok!
OdpowiedzUsuńMoje miejsce z pewnością nie jest w rodzinnej miejscowości. Niestety.
OdpowiedzUsuńPewnie masz rację...
OdpowiedzUsuńWiem, że rozumiesz, Lauro. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Ty również odnalazłaś swoje miejsce poza granicami kraju. I obyś zawsze była tam tak szczęśliwa! Pozdrawiam serdecznie i ściskam :)
OdpowiedzUsuńI ja witam Cię serdecznie. Dzięki za słowa otuchy i za pozostawienie śladu swej obecności. Masz może jakieś namiary na siebie [blog?]Pozdrawiam serdecznie i życzę szczęśliwego Nowego Roku! Niech hiszpańska ziemia miłą Ci będzie :)
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam, Maro? Masz rację. W tej sytuacji trzeba po prostu nauczyć się żyć z tym. Pozdrawiam serdecznie Ciebie i Twojego męża :)
OdpowiedzUsuńEch no właśnie..:(Wiem że jesteś tez z Południa Polski tak jak ja.I wiem, że duzych perspektyw tutaj na rozwijanie swoich pasji i perspektyw na cokolwiek brak. Niestety:(I ja wiem, że to nie tutaj jest me miejsce chciałabym je odnalezć ...Buzka:*
OdpowiedzUsuńPromyczku, opanuj się, nie tak głośno ;) Nie ma to jak urodzić się na zadupiu (ooops!) Polski! Spokojna głowa - i Ty pewnego pięknego dnia odnajdziesz swój wymarzony zakątek! :) Wow, ja to dziś tryskam optymizmem ;) Ale to dlatego, że już uknułam plany na ten rok i jestem nimi niezwykle podekscytowana ;)
OdpowiedzUsuńHehehe OK. pssssst :)Pewnie że odnajdę a co:) Krok po kroku :)A ja właśnie żyje niedzielnymi urodzinami Anonima i zastanawiam sie czy śpiewać sto lat czy nie heheheAle kochana Ja tam na ile Ciebie znam to wierze, że te postanowienia sie ziszczą :):*
OdpowiedzUsuńNo jasne, że śpiewać! I to po P O L S K U, koleżanko! Niech solenizant pozna nasz koloryt lokalny ;) Trzeba w nim rozbudzić miłość do naszego pięknego, polskiego języka ;) Hehe, swoją drogą, to nie chciałabym być obcokrajowcem uczącym się polskiego ;) Te wszystkie koniugacje i deklinacje to prawdziwy sajgon! I ja jestem przekonana, że przynajmniej część moich planów zostanie wprowadzona w życie. A może i wszystkie - jeśli Ten Na Górze pozwoli :) Pierwsze marzenie zostanie już zrealizowane za jakiś miesiąc :) Yipeee!
OdpowiedzUsuńOooo to i ja się już cieszę razem z Tobą choć nie wiem jeszcze na co :) ale jak ty się cieszysz to pewnie to coś fajowego będzie:) :):)A co niech Anonim poznaje nasz piekny polski jezyk a co ....szkoda, że w sto lat nie ma za dużo szszsz czczcz itd :)Ale co tam:)
OdpowiedzUsuńA ja jednak wracam. Mieszkam juz 4 lata w Anglii. Sporo wysilku wlozylem w to by osiagnac sukces zawodowy. Nie mniej zeby sie tutaj zaklimatyzowac i ulozyc sobie zycie. Mam swietna prace, jestem stuprocentowo niezalezny, nie spoczywam na laurach caly czas podnosze kwalifikacje i prespektywy dla mnie sa bardzo rozowe. Mimo to wracam. Nie jestem w stanie zniesc samotnosci, ktora uczepia sie mnie codziennie rano i wloczy sie za mna dopoki nie zasne. Pochodze z Krakowa i juz wiem, ze tylko tam moge zyc. Tam przynaleze, tam jest moje dziecinstwo, rodzina, przyjaciele, znajomi, wspomnienia, tam jest dla mnie sens zycia. Bol, ktory przezywam codziennie jest juz nie do wytrzymania i obawiam sie, ze jesli nie spakuje walizek to wkrotce zwariuje. Bardzo lubie Anglie i anglikow. Spotkalem tu swietnych ludzi ktorzy potrafia mnie rozbawic do lez. Jednak tak pieknych chwil jakie przezylem w Krakowie nigdy Anglia mi nie potrafila podarowac. Zycie jest tylko jedno, ja akurat wole je spedzic z najblizszymi, ludzmi ktorych kocham nawet jesli bedzie mnie to kosztowac pewnie nienajgorsza kariere i dobre pieniadze. Wracam za rok. Was pozdrawiam i zycze sukcesow.
OdpowiedzUsuńWitam;-) pieknie napisane, a czytajac zastanawialam się czy to moja historia nadal w Irlandii i napewno postaram się zrobić wszystko aby tutaj zostać;-)) powrót do Polski już sprawdzilam i po 1,5 miesiąca zawitałam na wyspe na nowo i nie tylko przez kase ale przez mentalność ludzi i spokojniejsze życie;-)) pozdrówka
OdpowiedzUsuńTa rutyna praca-dom-sen jest straszna, praktycznie wpadlam przez to w depresje i przestalo mi na czymkolwiek zalezec. Ale takie jest zycie 99% szarakow na tym globie i jesli chcemy byc czyms wiecej niz szarakami, to od nas tylko zalezy, czy przelamiemy rutyne, czy dalej sie bedziemy meczyc. Przyznanie przed soba i innymi, ze nienawidzimy takiego zycia, chocby inni uwazali je za spelnienie marzen, to dobry start. Pozdrawiam i zycze wielu szczesliwych lat w ktorejkolwiek z Ojczyzn.
OdpowiedzUsuńWitaj, piekne napisane. Ja rowniez jestem w Irlandii, juz od ponad 3 lat. Tesknie za krajem, za rodzina, ale tutaj mam prace, znajomych i poukladane zycie. Zastanawiam sie, czy bede miala na tyle sily, by kiedykolwiek podjac decyzje o powrocie. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńCzy istnieje miejsce doskonałe? Dopóki nie wyjechałam nie wiedziałam że będę miała takie rozterki. Wirtualna tęsknota za Polską a i w Polsce tęsknota za czymś cco tu dotknęłam poczułam.... po 4 latach właśnie wróciłam.... narazie tylko płaczę bo okazuje się że żadne z tych miejsc nie jest tak naprawdę moje. Będą w 1 miejscu tęsknię do 2iego. Czy to minie? Gdybym mogła cofnąć czas nie wyjechałabym. Irlandia dała mi wiele ale jednocześnie czuję że przez wyjazd coś straciłam. Tak to jest najpierw studia, pogoń za pracą , pieniądzem. Teraz się ocknęłam mam 30 lat , wszyscy mają rodziny dookoła, zyją rodzinnie a ja oprócz pieniędzy i wrażeń z pracy mam PUSTKĘ.... chyba dopada mnie depresja. Mam nadzieję że dobrze robię wracając do Polski i mam nadzieję że kogoś poznam kto wynagrodzi mi ten mój pracoholizm.....Pragnę teraz tylko poczucia spokoju i życia rodzinnego.Wspomnienia z emigracji sa wspaniałe ale ból wciąż zmieniających się znajomych i otoczenia dookoła jest silniejszy... Spełnienia marzeń dla Ciebie i wszystkich w tym 2009 r. jesli znalazłaś swoje szczeście w Irlandii to tu zostań ja przez emigrację je straciłam :-((( pamiętaj dom Twój jest tam gdzie serce Twoje
OdpowiedzUsuńPewnego dnia siedząc i patrząc bezwiednie w okno zaczęły płynąc mi łzy po policzku... Stały mi przed oczami twarze moich bliskich ,których tak rzadko widuje! Pamiętam gdy wyjechalam i po roku zobaczyłam mojego tatę z siwymi włosami ,twarzą pełną zmarszczek i zrozumiałam ,ze straciłam wiele czasu i chwil tak pięknych będąc tak daleko! Uświadomiłam sobie,ze życie nie będzie trwało wiecznie! Jednak wiem,ze zawsze ktoś będzie tam na mnie czekał! Zrozumiałam, ze choć będziemy daleko,choć nasz świat rożni się od poprzedniego zawsze mamy miejsce na ziemi gdzie możemy wrócić! Pamiętajcie o swoich bliskich bo wiem ,ze oni pamiętają o nas , martwią się i szanują drogę i zycie jakie wybraliśmy!
OdpowiedzUsuńWszystko to o czym piszecie przeżywam każdego dnia od 3 lat. Początkowo przyjechał mój mąż a póżniej ja z dziećmi( 2 mies i 4 latka). Mimo całego dobrobytu( mąż ma tu fantastyczną prace)przeżyliśmy w Anglii bardzo trudne chwile i nie czujemy sie tu szczęśliwi. Ciągłe rozterki, wspomnienia naszego domu, świąt i spotkań rodzinnych wpędzają mnie w depresje i momentami bardzo żałuje, że doprowadziliśmy do takiej sytuacji zwłaszcza,że mamy dzieci. Córka ma 7 lat i tu jest jej dom, pięknie mówi i czyta po angielsku, jest bardzo szczęśliwa i nie chce słyszeć o Polsce(chce jechać tylko na wakacje).Jestem rozdwojona maxymalnie. Nie piszcie prosze, że mam wyjść do ludzi, bo naprawde nie jestem osobą niekontaktową. Zawsze udzielam sie w szkole , przedszkolu u młodszego dziecka jestem wolontariuszem i chętnie pomagam, mam znajome(nie Polki) i zawsze moge zamienić z nimi słowo, chodze do szkoły i ucze sie języka. A jednak czuje sie inna i tęsknie za krajem. Dlatego prosze wszystkich, którzy wybieraja sie na emigracje z dziećmi- przemyślcie wszystko dokładnie, bo single w kazdej chwili moga se spakować i wrócić ale rodziny juz nie. Bo jak wybrać pomiędzy szczęściem dzieci a swoim? Czy w ogóle moge być jeszcze szczęśliwa w Polsce, czy tęsknie za przeszłością, która minęła i przecięż nie wróci? Co z pracą? Smutne to wszystko! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNiesamowite...moglbym dokladnie to samo napisac o sobie. Slowo w slowo moja historia, niesamowite!
OdpowiedzUsuńDrogi krakowianinie! mieszkam w UK od trzech lat z mezem, ktory pracuje jako dentysta, starsza corka chodzi do dobrej szkoly, z mlodsza jestem w domu ale odbieram to jako komfort wychowywania i poswiecania czasu wlasnemu dziecku (jestem prawnikiem). Sytuacja finansowa calkiem niezla, ja chodze na rozne zajecia na uniwersytecie podnoszac swoje kwalifikacje - czyli niby wszystko ok, a jednak ciagle czegos brakuje - poczucia, ze jest sie u siebie? braku korzeni (wynikajacych chociazby z wiezi rodzinnych) ? braku wspolnie przezywanych radosci, swiat i waznych chwil , mimo znajomosci wielu ludzi? Ciagle towarzyszace nam poczucie tymczasowosci i ogromna tesknota za 'naszymi znajomymi i bliskiemu sercu' stronami spowodowala, ze podjelismy decyzje o powrocie w lipcu tego roku. Wiemy, ze moze nie byc latwo, nie idealizujemy wlasnego kraju i trzezwo oceniamy sytuacje w Polsce, a mimo wszystko jakas sila ciagle pcha nas do powrotu - moze to wlasnie bol istnienia na obcej ziemi?Pozdrawiam i zycze , aby powrot do kraju i przebywanie w ukochanych miejscach i z ukochanymi ludzmi w pelni zrekompensowalo wszystko to, co mozesz potencjalnie stracic opuszczajac UK.
OdpowiedzUsuńJa mysle, ze to wszystko zalezy od czlowieka. Jedni znosza odleglosc bezproblemowo, inni nie daja rady. Nigdy nie planowalem zostac na stale w Anglii i mysle, ze zbliza sie czas zeby wracac do domu. Plan i pomysl na UK, ktore mialem przed przyjazdem i tak wykonalem ponad norme ;) wiec nie moge miec do siebie zalu czy pretensji, ze uciekam. Poprostu juz nadszedl czas. Teraz chce znalezc zone, miec dzieci i zyc dlugo i szczesliwie czego i Wam zycze:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńwitajcie!:)jestesmy w Irlandii z mezem ponad 4lata.na poczatku bylo fajnie,komfortowe zycie,rozwijanie kariery,poznawanie ciekawych,sympatycznych ludzi..wiele plusow.kazdy kto tu mieszka-zna je.myslelismy nawet o kupieniu domu,pozostaniu tu na zawsze.w koncu do Polski mozna sie latwo i szybko dostac,jest internet,mozna utrzymywac kontakty z rodzina.tak kiedys myslalam.dzieki irlandii duzo zyskalismy,ale i duzo stracilismy..uswiadomilam to sobie gdy pojechalam na 3miesiace do Polski zeby spelnic swoje marzenie,nauczyc sie nowego zawodu.balam sie powrotu do ojczyzny,jak sie tam odnajde.okazalo sie,ze nie bylo to trudne!pobylam z rodzicami,rodzina i zobaczylam ile czasu stracilam wmawiajac sobie,ze przez moj wyjazd niewiele sie zmienia.docenilam Polske z jej wadami,chamstwem,brudnymi ulicami,itd.tam sie urodzilam,tesknie za kazda rzecza.w Irlandii mam przyjaciol,ale i tak po powrocie tutaj stwierdzilam ze moje zycie jest strasznie puste.teraz wiem,ze potrzebny byl mi taki wyjazd po to,zeby miec dwa spojrzenia:to irlandzkie i to polskie.i juz wiem co powinnam zrobic!wracam do DOMU za gora rok!:))kazdy powinien robic to co podpowiada mu serce,przykre jest to,ze wiele osob jednak zaluje tych lat za garnicami(tak jak ja).ale kazda szkola zycia i kazde doswiadczenie jest czlowiekowi potrzebne-to tez.pozdrawiam wszystkich na rozdrozu:))
OdpowiedzUsuńmoze cena i wysoka ale pomysl oprocz doswiadczenia zawodowego i zyciowego ile dowiedziales sie przez ten czas o sobie!niektorzy przez cale zycie beda myslec ze liczy sie tylko kasa i ze bez calej reszty moza zyc.niektorzy pewnie nigdy sie nie dowiedza ze niezupelnie tak jest...tez czasem lapie dolek a juz nowy rok i te wszystkie podsumowania...jesli czegos badzo chcesz to napewno sie uda!
OdpowiedzUsuńi ja doskonale Cie rozumiem...spedzilam kilka lat w Holandii,od pary miesiecy jestem w UK.Zaczynam wszystko od nowa.Nie potrafilam odnalezc sie w kraju wiatrakow przez te wszystkie lata.Lepiej czuje sie w UK-a jednak energii juz mniej...na zaczynanie wszystkiego od poczatku...za 4 godziny lece do Polski...nie bylo mnie tam przez okragly rok...nerwy biora sile...czuje sie jakbym leciala w nieznane...pozdrawiam cieplo Taita :)
OdpowiedzUsuńKrakowianinie, przepraszam za spóźnioną odpowiedź, niestety wcześniej nie miałam internetu. Dziękuję Ci za podzielenie się swoimi odczuciami - za komentarz o dość osobistym wydźwięku. Wiem, jak się czujesz i wierz mi, rozumiem Twoje argumenty. Moja sytuacja przedstawia się nieco inaczej, bo przez cały czas mam tu kogoś, kto zawsze jest gotów mnie wesprzeć, dzięki komu to życie emigracyjne nie jest takie przytłaczające. Wracaj do swojego ukochanego Krakowa, ciesz się życiem, bliskimi i... nadrabiaj zaległości! Mam nadzieję, że doświadczenie zdobyte za granicą pozwoli Ci uzyskać satysfakcjonującą pracę w ojczyźnie.Wszystkiego najlepszego dla Ciebie - i w Polsce i przez ten ostatni rok w Anglii :-) Trzymaj się ciepło!
OdpowiedzUsuńSade, to dziwne, ale czuję się podobnie, kiedy lecę do Polski w moje rodzinne strony. Jest też inna sprawa - będąc w niej, mimo że jestem szczęśliwa z możliwości zobaczenia bliskich, zawsze odliczam dni do powrotu do Irlandii...Życzę Ci udanego pobytu w ojczyźnie i powodzenia w przyszłości - gdziekolwiek będziesz wtedy mieszkać! :) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńOllo80, rozumiem doskonale o jakim rodzaju pustki piszesz. W moimi emigracyjnym życiu też bywały ciężkie chwile. Choć życie tutaj ma wiele plusów i może być naprawdę piękne, ma też minusy, które pewnego dnia, prędzej czy później, dają o sobie znać.Powodzenia dla Ciebie i Twojej rodziny!
OdpowiedzUsuńSaro, dziękuję Ci, że zechciałeś się podzielić ze mną swoimi odczuciami. I ja przez to przechodziłam i doskonale zdaję sobie sprawę, co czuje się, stając oko w oko z rodziną, której nie widziało się całe wieki... Przesyłam serdeczne pozdrowienia i życzę Ci szczęśliwego Nowego Roku 2009! Niech będzie dobry i pełen wspaniałych chwil - nawet jeśli będziesz musiała przeżyć go daleko od rodzinnego domu :)
OdpowiedzUsuńJust, podobnie wygląda moja sytuacja. Wszystko - i życie w Polsce, i to tutaj - ma swoje plusy i minusy. Ja na razie nie planuję powrotu do ojczyzny. Nie twierdzę jednak, iż zostanę tu na stałe. Choć uwielbiam Irlandię i cenię jej mieszkańców, pewnego dnia może zdarzyć się coś, co sprawi, że zechcę powrócić do kraju, albo zamieszkać gdzie indziej. Powodzenia i wszystkiego najlepszego w roku 2009!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za miłe słowa. Rozumiem Cię, bo nasza polska mentalność to coś, co niestety przeszkadza także mnie. Szczególnie widać to w moich rodzinnych stronach - ciężko żyć, otaczając się ludźmi, którzy mentalnie tkwią gdzieś w średniowieczu... Dlatego ja nie widzę mojej przyszłości w tamtym miejscu.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMoni, uwierz mi, że jeszcze nic straconego. Życie jest naprawdę nieprzewidywalne - i nawet jeśli dziś czujesz się źle, jutro znów jest nowy dzień, który może stać się tym najpiękniejszym dniem w Twoim życiu! Nie popadaj w depresję, nie daj się pokonać chwilowej słabości i szarej rzeczywistości! Bądź dzielna i walcz o realizację swoich marzeń - na ich urzeczywistnienie jeszcze nie jest za późno!Always look on the bright side of life! I nie poddawaj się - nigdy! Dużo siły i optymizmu dla Ciebie w tym Nowym Roku 2009!
OdpowiedzUsuńŁucjo, myśl o pozytywnych stronach życia. Jeśli nie czujecie się szczęśliwi za granicą, może powinniście bardzo poważnie zastanowić się nad powrotem do ojczyzny? Ja wiem, że masz dzieci, o których musisz myśleć, co czyni Twoją sytuację gorszą od sytuacji tych emigrantów, którzy potomków nie posiadają. Myślę, że Twoja córka po pewnym czasie pogodziłaby się z decyzją o powrocie do kraju. Być może na początku byłoby jej ciężko, ale nic przecież nie jest łatwe. W życiu trzeba podejmować ciężkie decyzje i ponosić ich konsekwencje. Dla niej najważniejszy powinien być fakt życia z rodzicami. Ze szczęśliwymi rodzicami. A jeśli Wy czujecie, że w Polsce będziecie szczęśliwsi, powinniście tam wrócić. Jeśli emigracyjne życie nie daje Wam radości - musicie coś zmienić! I to najlepiej wkrótce. Podejrzewam, że im dłużej będziecie mieszkać za granicą, tym bardziej Wasza córka nie będzie chciała wrócić do kraju...Życzę podjęcia właściwej decyzji i szczęścia w przyszłości.Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńDzięki, Dito. U mnie na szczęście nie było aż tak źle. Rutyna nigdy nie jest dobra - w żadnej dziedzinie życia. Dlatego też robię wszystko, by zwalczać każde jej objawy. Jeśli tylko mam okazję, wyruszam na zwiedzanie Zielonej Wyspy, a niekiedy nawet za granicę. To pozwala mi się odstresować, naładować akumulatory, nabrać siły i przede wszystkim ochoty do życia. Koniecznie trzeba znaleźć swój sposób na rutynę - bo ona niekiedy jest nieunikniona. Pozdrawiam serdecznie ze słonecznej dziś Irlandii :)
OdpowiedzUsuńMags, zgadzam się z tym, co piszesz. Trzeba marzyć, chcieć i robić wszystko, by poprawić swoją sytuację i zrealizować marzenia! I przede wszystkim nie można z góry spisywać się na stratę! Pozdrawiam ciepło i życzę powodzenia :)
OdpowiedzUsuńSpełnienia marzeń, Krakowianinie! Mam nadzieję, że życie wśród bliskich dostarczy Ci szczęścia i utwierdzi Cię w przekonaniu, iż podjąłeś właściwą decyzję! :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nic straconego - zawsze możesz mu zaprezentować jakiegoś naszego łamańca językowego: "Na wyrewolwerowanym wzgórzu przy wyrewolwerowanym rewolwerowcu leży wyrewolwerowany rewolwer wyrewolwerowanego rewolwerowca" albo "W wysuszonych sczerniałych trzcinowych szuwarach sześcionogi szczwany trzmiel bezczelnie szeleścił w szczawiu trzymając w szczękach strzęp szczypiorku i często trzepocąc skrzydłami" ;)
OdpowiedzUsuńkosztowała mnie ta wyspa trochę zdrowia i walki o swoje fakt ale przynajmniej się człowiek się czegoś o sobie nauczył i jest dużo mądrzejszy i twardszy. A może raczej to, że Irlandczycy i Szkoci dużo milej traktują Polaków niż Anglicy więc i Tobie było łatwiej albo trafiłaś w swoje miejsce na ziemi. Ale to to już wiesz tylko TY i ten, który patrzy na nas z góry.
OdpowiedzUsuńwiem co czujesz, bo codziennie przezywam dokladnie to samo.Wyjechalam 3 lata temu, zaraz po licencjacie, troche mieszkalam w Wielkiej Brytanii, teraz jestem w Kanadzie.Czas biegnie tak szybko, ze nie moge w to uwierzyc. Z mama i bratem widzialam sie w ciagu tego okresu 5 razy. Ostatni raz rok temu. Nie potrafie juz mieszkac w Polsce ale chetnie wybralabym sie ta ze 4 razy w roku lecz jest to nie mozliwe. Boje sie ze nie zobacze sie z nimi przez nastepny rok, moze 1,5 , moj brat od kiedy zaczelam studia tez bardzo sie zmienil. Mial wtedy tylko 13 lat a teraz jest dorosly.Powoli nie nadazam juz za tym wszystkim.Tak bardzo chcialabym zatrzymac czas, widziec ich czesciej , moze nawet codziennie ale jak to wszytko ulozyc?czesto dopada mnie przygnebienie bo rozmowy na skypie nie wystarczaja, boje sie ze tak duzo trace mieszkajac daleko od nich...
OdpowiedzUsuńDylematy... Ja po pięciu latach wróciłam z Nowego Jorku do Polski. Trudno było na nowo przystosowac się do polskiej rzeczywistości, aczkolwiek jestem szczęśliwa. Jestem tu gdzie mieszkają moi najbliżsi. Wiele rzeczy mnie wciąż drażni, ale nigdzie na świecie nie jest idealnie. Co więcej odkryłam w sobie patriotkę. Jaka ta Polska to wiemy, ale to mój kraj w którym jestem pełnoprawnym obywatelem. To tutaj są moje wspomnienia i chwile dobre jak i te złe. Ten kraj potrzebuje nas, ludzi mądrych, zdolnych i młodych. Szlag mnie trafia kiedy pomyślę ilu zdolnych i pracowitych Polaków pracuje na przysłowiowym zmywaku gdzieś tam daleko od rodzin, mężów, dzieci i szacunku przede wszystkim. Wybór należy oczywiście do nas, ale nie zapominajmy kim jesteśmy, szanujmy siebie i pamiętajmy, że tak naprawdę jesteśmy fantastycznym narodem z bogatą historią, szeroką wiedzą i umiłowaniem rzeczy przyjemnych. MK
OdpowiedzUsuńPowrót do Polski, kiedy już sobie ktoś ułożył zycie na emigracji, to jak powrót do dżungli. albo raczej jak zejście z równego chodnika na bagnistą ściezkę. Wiem to po sobie. Po powrocie zostaje tylko brnięcie w tym błocie. Uśiwadamiasz sobie, jak łatwo się biegało po fajnym czystym chodniczku... tu idziesz... patrzysz. A za każdym drzewem i krzakiem jakaś pułapka.
OdpowiedzUsuńNiestety, Agnieszko, to są minusy naszego emigracyjnego życia. Mnie również brakuje bliskich, zdaję sobie jednak sprawę, że nie mogę mieć wszystkiego. Z jednej strony żal mi tego straconego czasu, który mogłam spędzić z nimi, z drugiej zaś, cieszę się, że mogłam poznać realia Zielonej Wyspy i przeżyć to, co przeżyłam. Żadne rozwiązanie nie wydaje się idealne - jeśli będę żyć w Polsce, będę tęsknić za Irlandią. Z kolei żyjąc tutaj, ciągle będę odczuwać tęsknotę i swego rodzaju żal. Zycie moich bliskich jest w Polsce, a moje tutaj....Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę powodzenia.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane, Michale. Podoba mi się Twoje porównanie. Krótko i dosadnie to podsumowałeś. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZnam te historie - u mnie w rodzinie jest podobnie i z moich obserwacji wynika, że gadanie o powrocie to oszukiwanie siebie. Tak naprawdę znikomy odsetek emigrantów powróci do kraju ponieważ - nikt nie da im jak to mówi mój kuzyn tyle samo kasy co tam, pozatym wygodnie się żyje 10 miesięcy tam, pracując jako kelner, barman itp., a później 2 miechy w kraju i że niby jest cudownie i na wszystko mnie stać!Ja się tylko zastanawiam co dalej, lata lecą, niby rodzina w planie - jak wszystko - ale czy to się uda???
OdpowiedzUsuńCieszę się, że po powrocie do kraju, potrafiłaś się w nim zaaklimatyzować. Dla niektórych jest to zadanie nie do wykonania. Problem w tym, że w moich rodzinnych stronach nie ma perspektyw. To region, który ciągle pozostaje gdzieś tam na uboczu, który jest taką "przyrodnią" siostrą tych województw, które znajdują się w dogodnej pozycji. A moje województwo? Cóż - jak wspomniałam jest "przyrodnią" siostrą, w związku z czym jest traktowane po macoszemu. Młodzi opuszczają rodzinne strony, bo nie chcą podzielić losu rodziców i dziadków, którzy za ciężką, uczciwą pracę dostawali i nadal dostają grosze. Do czego prowadzi nas własna ojczyzna? Coraz więcej młodych traci wiarę w lepszą przyszłość. Złorzeczą na Polskę, która zamiast zapewnić im godne życie, zmusza do tułaczki. Wiesz, jak często słyszy się tutaj, w Irlandii, słowa typu: "A ja mam gdzieś ten piep****y kraj!", "G****o mnie to obchodzi!"? Wiele razy to słyszałam. Nigdy nie słucha się tego przyjemnie. Opuściłam Polskę, bo musiałam. Ale to nie zmienia faktu, że jest ona moją ojczyzną. Zawsze będzie - nie zmienię tego. Zostawiłam tam kawałek mojego życia i jakąś cząstkę siebie. I bliskich przede wszystkich. Więc chociażby dlatego obchodzi mnie los mojego kraju...Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego życia w ojczyźnie.
OdpowiedzUsuńRozumiem Cie bardzo dobrze . Ja tez zostawilem rodzine pracowalem w Irlandii. Najperw w Mallow potem w Cork w Limmerick , a na końcu w Dublinie. Wiem co to znaczy rozstanie. Smutek pozostawionej rodziny w Polsce . To było jakis czas temu teraz jestem juz w Polsce. Jest to trudne ale da sie przeżyć. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA ja przeżyłem powrót... i po pierwszym szoku jakim było zetknięcie sie z polską rzeczywistością muszę powiedzieć, że z każdym miesiącem było coraz lepiej! Powiem więcej, mija drugi rok od mojego powrotu z Anglii i teraz nie wyobrażam sobie, żebym miał kiedykolwiek jeszcze kiedyś wyemigrować! Po pewnym czasie człowiek zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo zżerała go tęsknota... tęsknota i zgryzota, której nie dopuszczał do siebie i egzystował tylko dzięki nadzieji... a po przeanalizowaniu tego w "kraju" zrozumiałem, że każda nadzieja była podszyta słowami "kiedy wrócę do Polski". Można narzekać na nasz kraj, na polityków tu rządzących, na biurokrację, na zarobki, na wszystko można narzekać... ale to jest nasz kraj i dla mnie jest NAJPIĘKNIEJSZY!!!
OdpowiedzUsuńTo niestety prawda. Rozumiem tych ludzi i doskonale wiem, jakie argumenty powstrzymują ich przed powrotem do kraju. Wielu z nich wyjeżdżało z zamiarem pracy przez rok, góra dwa czy trzy lata, a tymczasem... Każdego roku znajduje się jakiś powód, który zatrzymuje ich tutaj na dłużej. Na kolejny "rok". Zawsze znajduje się jakieś usprawiedliwienie. Jakie wnioski nasuwa takie zachowanie? To, że Polskę opuszczają ludzie różnego wieku, płci, pozycji społecznej i o różnych kwalifikacjach o czymś świadczy. Wbrew myśleniu niektórych polskich "patriotów" emigranci nie są przyczyną wszystkich nieszczęść w Polsce. Oni są głównie jej ofiarami. Jestem pewna, że wielu z nich z chęcią by powróciło na ojczyste łono. Zwyczajnie jednak nie mogą. Bo trzeba z czegoś żyć i czymś karmić dzieci. Idealizm nie wyżywi. Patriotyzm też nie. Niestety. Przesyłam serdeczne pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńEmigracja to nie tylko kasa i dobrobyt. To także tęsknota, ciężkie chwile, a niekiedy nawet ludzkie tragedie. Żyjąc z dala od rodziny, od własnej żony i dziecka, łatwo jest popaść w depresję. Łatwo zdradzić i stracić szacunek bliskich. Nie każde "porzucone" przez ojca czy matkę dziecko zrozumie, że rodzic wyjechał za granicę po to, by zapracować na lepsze życie swojej pociechy. Jak później wytłumaczyć takiemu rozżalonemu dziecku, że to było dla jego dobra? Wiele dzieci pewnie zrezygnowałoby z tych zagranicznych zabawek tylko po to, by mieć koło siebie pełną rodzinę. Pozdrawiam Cię, Michale i życzę Ci szczęścia w rodzinnych stronach. Trzymaj się ciepło.
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie Twój szok po powrocie do kraju. Początki zawsze są trudne, najważniejsze jednak jest to, że potrafiłeś na nowo scalić się z polskim społeczeństwem i znaleźć swoje miejsce w ojczyźnie. Podoba mi się Twój patriotyzm i podejście do pewnych spraw. Pomimo tego, że nasza ojczyzna nie jest krajem idealnym, jest państwem, gdzie się urodziliśmy i gdzie zawsze będziemy przynależeć. I nic tego nie zmieni. Wyrzeczenie się jej czy przyjęcie nowego obywatelstwa na pewno nie odetnie naszych korzeni. Powodzenia w kraju i realizacji marzeń Ci życzę.
OdpowiedzUsuńNie rób nic wbrew sobie!!Zostań tam,gdzie czujesz się doceniona.Tutaj nic lepszego nie czeka.Sama wychowuję syna od10lat i jeżdżę za chlebem.Pracuję na dwa domy,nikt mi nie pomaga!!!!!Jestem po 6 operacjach i mam dopiero ....po 40.Powodzenia-nie wracaj,nie ma tu żadnej przyszłości!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńbez sensu artykuł; masło maślane... nie chcesz wracać to nie wracaj, po co o tym pisać??? przecież nikt cię nie zmusza byś tu wracała. równie dobrze ja mogłabym napisać: "po co mam wyjeżdżać skoro jest mi tu dobrze..., nie, nie wyjadę. mogłabym zmienić swoje życie, mieć lepszą pracę, więcej zarabiać, ale po co skoro tu jest dobrze; nie , nie wyjadę..."
OdpowiedzUsuńBasiu, "nie robić nic wbrew sobie" to tak jakby moja dewiza ;) Na razie nie wracam. Nie wykluczam jednak powrotu za jakiś czas.Przykro mi, że masz ciężkie życie. Współczuję Ci, życząc jednocześnie zdrowia i dużo sił do walki z przeciwnościami losu.Powodzenia!
OdpowiedzUsuńRozumiem co czujesz. Też przez to przechodziłam. Przez 7 lat mieszkałam w Niemczech z mężem i dwójka dzieci, które tam sie urodziły. Ale my wybraliśmy powrót do Polski. To prawda że nieraz tęsknimy za tamtym życiem, ale nie żałujemy swojej decyzji. Każdy wybiera to co dla niego jest naj lepsze. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRealistko, czemu ja mam wrażenie, że Ty nie rozumiesz sensu mojego posta? Dziękuję za wyrażenie opinii i przypominam, że mój blog to nie lektura obowiązkowa. Piszę go przede wszystkim dla siebie, w związku z czym umieszczam tu moje wspomnienia i refleksje.
OdpowiedzUsuńWitam,Jestem w USA od 11 lat i przez ten caly czas nie odwiedzilem kraju, nie widzialem miejsc i ludzi za ktorymi bardzo tesknie. Zjezdzilem Stany wzdluz i w szerz po kilka razy, bylem w miejscach, ktorych nie ma na calym swiecie, zachlystywalem sie pieknoscia natury, roznorodnoscia klimatu i dostepnoscia dla ludzi rzeczy, o ktorych w naszym kraju nigdy nawet nie dano mi pomyslec, a jednak...Wracam! Od kilku lat to we mnie kielkowalo, w koncu zaczalem sie do tego powaznie przygotowywac. Oczywiscie nie mysle o zyciu w Polsce, mysle o zyciu w Europie. Moim zdaniem Polska jeszcze dlugo nie bedzie dla takich jak ja. Zwracam sie do Ciebie Taita i do Was, ludzi zyjacych w Europie poza Polska, czy myslicie, ze latwiej jest odciac sie calkowicie jak ja, czy latwiej znosic trudy dnia codziennego na obczyznie z mozliwoscia odwiedzania miejsc, ktore kochamy i ludzi za ktorymi tesknimy?
OdpowiedzUsuńMój komfort psychiczny polega na tym, że nie ma dzieci, więc teoretycznie mogę się spakować w każdym momencie i wyjechać albo do Polski, albo do innego kraju. Z dziećmi byłoby już zdecydowanie trudniej. Częste przeprowadzki nie są wskazane dla nich. Ważne by miały swoje środowisko i czuły, że przynależą do danego miejsca.Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę powodzenia w kraju.
OdpowiedzUsuńw sumie to nie mam nic do tego o czym piszesz; masz na to ochotę - proszę bardzo. nie za bardzo jednak rozumiem tych, którzy tak się zachwycają tą opowiastką... przecież nic nowego nie wymyśliłaś.
OdpowiedzUsuńKorelu, nie, to nie dla mnie. Nie potrafiłabym tak po prostu odciąć się od mojej rodziny w Polsce. Takie zachowanie nie podlega nawet dyskusji. Zwyczajnie nie wybaczyłabym sobie tego. Za bardzo mi zależy na moich bliskich. Jestem zbyt sentymentalna i zbyt rodzinna na tak radykalny krok...
OdpowiedzUsuńPrzpadkiem znalazlam sie na tej stronie i zostalam na dluzej, tak pieknie i mądrze piszą wszyscy o trudnych emocjach, chwilach i wyborach. Nie mam tych dylematów, jestem starszą panią z południa Polski, być może, blisko Taity. Większość wyborów wymaga poświęceń, coś za coś, czytając, uczę się wiele. Życzę, aby towarzyszyły Wam zawsze te lepsze wybory, zawsze wśród życzliwych ludzi a jeżeli nie krzywdzą nikogo, to nie należy za często patrzeć za siebie. Nie wiem czy uda mi się wrócić tutaj.Bądźcie szczęśliwi a Tobie Taito, oprócz życzeń, dziękuję za mądry esej, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWidzisz, nie wiesz, o czym piszę. Oni nie zachwycają się moją "opowiastką" - jak to ujęłaś. Oni po prostu dzielą się swoimi doświadczeniami. Oni rozumieją mój dylemat, bo sami - w pewnym momencie życia - przeżyli to, co opisałam. Nawet jeśli te wszystkie ich i moje wypowiedzi nie wnoszą nic nowego w tej naszej dyskusji, to i tak jestem cholernie zadowolona, że się odezwali. Bo pokazali mi, że w Polsce jest jeszcze mnóstwo super ludzi - wrażliwych, mądrych i pełnych empatii. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCześć. Odnoszę wrażenie pogubienia się w rzeczywistości, czyli co z czego wynika. Miejsce w którym żyjesz nie ma większego znaczenia w konfrontacji z czymś znacznie trudniejszym to jest z upływem czasu. Słychać w Twoich słowach lęk przed upływem czasu. Nazywasz to starzeniem się, a dleczego nie dojrzewaniem? Czy naprawdę jest Twoim marzeniem zatrzymanie czasu? a jeżeli tak, to w której chwili? Rodzimy się z jednym tylko pewnikiem, zakończenia życia śmiercią. Całą reszta jest tak nieprzewidywalna, że nawet nie ma sensu o niej wspominać. Jeżeli w miarę upływu lat patrzysz na dorastanie jak na nieuniknione zło, odbierasz sobie szansę na wszystko co nowe. I wcale nie jest tak, że dojrzałość jest nudna, brzydka i szara. To jaka ona będzie zależy wyłącznie od Ciebie ale jeżeli będziesz się jej bać, to nigdy nie pogodzisz się ze sobą czyli nie odnajdziesz wewnętrznego spokoju niezbędnego do podejmowania życiowych decyzji. Życzę odwagi spojrzenia na przemijanie jak na szansę, na piękną bogatą rzeczywistość, która jest przed Tobą.PozdrawiamPrzemek
OdpowiedzUsuńElla, dziękuję Ci za pełen sympatii komentarz. Życie ludzkie wymaga podejmowania trudnych decyzji. Zresztą to, co zostało okupione trudem, jest bardziej doceniane niż to, co przyszło z łatwością. Nie wiem, jak długo będę mieszkać na Zielonej Wyspie, ale z pewnością zrobię wszystko, by nie zmarnować tego czasu. Pozdrawiam serdecznie południe Polski. Niech się rozwija ta część naszej ojczyzny, by młodzi nie musieli opuszczać rodzinnych stron...
OdpowiedzUsuńWiem, Przemku. To, co piszesz MA sens. Tyle tylko, że ja pisząc o starzeniu się, o upływie czasu, miałam na myśli coś lekko odmiennego. Chodziło mi głównie o moich bliskich - o rodziców, dziadków, czyli tych ludzi, którzy po przekroczeniu pewnego wieku, nie mają już przed sobą całej "wieczności". Ja teoretycznie mam przed sobą jeszcze mnóstwo lat - oni nie. Każdy upływający rok jest dla osób starszych pewnego rodzaju gwoździem do trumny: organizm ma już za sobą swoje "lata świetności", coraz częściej dają o sobie znać różne narządy wewnętrzne i różne choroby "starszego wieku". To już nie jest dojrzewanie, a zmierzanie ku śmierci. Wiem, brzmi okropnie, ale tak właśnie jest...Chciałabym czegoś, co jest niemożliwe do zrobienia - aby czas zatrzymał się dla nich. By ciągle byli tacy, jakich zapamiętałam...Pozdrawiam Cię ciepło ze słonecznej dzisiaj Irlandii.
OdpowiedzUsuńpodpisuje sie pod tym rekami i nogami:) i tez niedlugo wracam.sa sprawy wazne i najwazniejsze!pozdrowienia dla wszystkich!
OdpowiedzUsuńWITAM MIESZKAM W CLOGHAN MAM BLISKO DO BIRR, ATHLONE, I BANAGHR POSZUKUJE POLSKIEGO DENTYSTY PILNIE PROSZE O POMOC Z GORY DZIEKUJE EMILKA
OdpowiedzUsuńWitam i popieram Wasze zamiary i przede wszystkim podziwiam decyzje a po czesci zazdrosze , sam mieszkam w Niemczech od 15 lat ale prawda jest taka ,ze nie bylo dnia w moim zyciu emigracyjnym , w ktorym nie myslalbym o powrocie do ojczyzny ,jesli chodzi o moj staus tutaj ,raczej nie miewam nieprzespanych nocy ,posiadm mala firme i mysle,ze zapracowalem na swoj obecny status i mimo tego nie jestem w pelni szczesliwy na obcej ziemi.Mam nadzieje,ze nadejdzie takze u mnie ten dzien gdzie bede mogl sie pochwalic decyzja powrotu do Polski ..Z szacunkiem i podziwem dla Was a szczegolnie za odwage gdyz tej trzeba posiadac duzo azeby po kilku latach emigracji podjac ten krok.Pozdrawiam i zycze Wam takiej Polski jaka sobie wymarzyliscie a kto wie moze sie kiedys spotkamy w naszym rodzinnym kraju :-)
OdpowiedzUsuńJa wróciłam do Polski....po kilku latach w Anglii, bardzo żałuję..bardzo........
OdpowiedzUsuńja wróciłam.... i cieszę się ,ża dla moich dwóch bratanków jestem ciocią,którą widzą co tydzień, która chodzi z nimi na pikniki i czyta im książeczki, wiem, jak mój bratanek tęsknił kiedy byłam w Irlandii i wiem jak się martwiłam, że tak przeżywa, że tylko przylatuję na chwilę odlatuję ( drugi bratanek był tak mały że prawie mnie nie znał, byłam obcą osobą dla niego)- miałam pieniądze, to prawda , teraz mam ich mniej, ale wolę mieć kontakt z bliskimi i wiem, że jak mnie będą potrzebować to będę ale oczywiście każdy sam wybiera, trzeba tylko pamiętać, że w Polsce wcale nie jest tak żle, jak to malują, zwłaszcza w gazetach,ale każdy sam układa swój los, szkoda ,że zawsze jest jakaś cena za daną decyzję,.....
OdpowiedzUsuńKontakt z rodziną i bliskimi jest bezcenny i wielu emigrantów tęskni za tymi, których zostawili w Polsce. Ale życie jest ciężkie i zmusza nas do wielu trudnych wyborów. Wszystko ma swoje plusy i minusy: zarówno życie w kraju, jak i za granicą. Z opowiadań rodziny i bliskich wiem, że ciężko im się żyje w Polsce. Ci, którzy zarabiają podstawową pensję, mają spore trudności, by związać koniec z końcem. Zresztą, na początku 2011 roku byłam w Polsce i miałam okazję przekonać się, jakie drogie jest tam życie. Wiele produktów kosztuje niewiele mniej niż w Irlandii. A wierz mi, były nawet droższe rzeczy.
OdpowiedzUsuńAle Polska dzieli się na Polskę A i Polskę B- zauważyłam to własnie jak wrociłam z Irlandii- zadziwiało mnie, że nie można nigdzie przejechać spokojnie, bo wszędzie pełno coraz to nowszych i lepszych samochodów - coraz więcej nowych domów i mieszkań a przed marketami nie ma gdzie zaparkować- chciałam remontować mieszkanie i ze zdziwieniem patrzyłam ilu ludzi wybiera kafle, meble , robi remonty i ile ludzie do wózków pakują- Domy budowane są cortaz większe i coraz większe samochody są przy nich zaparkowane-( wystarczy się wybrać za centrum) moje miasto Gdańsk tak się rozrasta- NAPRAWDĘ są ludzie którzy mają dobrą pracę-Irlandzczycy czy inne nacje są czasami zdziwieni- że Polacy opisują Polskę jako jakiś biedny kraj biedaków bzrobotnych- a kiedy tutaj ci Irlandczycy przyjeżdżają to są w głębokim szoku- Wiem, że to niesprawiedliwe- ale prawda wygląda tak, że ludzie którzy wyjeżdżają- należą do Polski B- bo ci którym się tutaj dobrze powodzi nigdy nie pomyślą o tym aby gdzieś w deszczowej Irlandii siedziec- ja lubię wyjeżdżać ale bardziej w celach poznania jakiejś kultury czy życia, nie chciałabym gdzieś tam utknąć- lubię jechać i wracać do moich bliskich......uwielbiam nasze morze i kaszuby.....
OdpowiedzUsuńZawsze są równi i równiejsi. Wiem o czym piszesz, bo też to zauważyłam. Bardzo wyraźnie widać te podziały. I to nie jest tak, że w Polsce mieszkają sami biedacy. Dużo osób ma naprawdę wysokie zarobki i porządne stanowiska, ale niestety nie każdy miał tyle szczęścia. Przykre jest to, że człowiek sumienny, uczciwy i dobrze wykształcony nie ma czasem zbyt wielu perspektyw. Dużo determinuje także miejsce urodzenia i zamieszkania. Moja mama ma odpowiedzialną pracę, porządne kwalifikacje, a zarabia naprawdę marne grosze. Gdyby pracowała na tym samym stanowisku w Irlandii, zarabiałaby znacznie więcej.
OdpowiedzUsuńmyślę, że 7 lat dla dziecka to jeszcze czas, kiedy bardzo szybko przystosowałoby się do nowej szkoły i warunków a ty byłabyś szczęśliwsza, angielskiego nie zapomni i to jej duży atut a tutaj też są jeszcze szkoły angielskiego i koleżanki i myślę, że jeszcze jest tzw, ostatni dzwonek na powrót- potem naprawdę może być już za póżno.....
OdpowiedzUsuńwybacz ale znowu piszesz o kasie- napewno mama zarabiałaby więcej w Irlandii ale więcej też by wydawała- inne koszty życia- w tych wszystkich rozważaniach powinno się pieniądze postawić na dalszym miejscu i to dla własnego dobra........pamiętam jak kiedyś w Wielkanoc patrzyłam na te papierki i myślałam, że teraz mam te papierki a nie rodzinę- teraz za to papierków mam mniej ale są bliscy....ale wiadomo nie są to łatwe decyzje a po powrocie też tęskniłam za Irlandią-Po trzech latach pojechałam w odwiedziny na dwa tygodnie- i na jakiś czas wystarczy-jest tyle innych miejsc na świecie a przede wszystkim jestem u siebie.
OdpowiedzUsuńCiężko udawać, że pieniądze nie są ważne, kiedy tak naprawdę bardzo wiele od nich zależy. Trzeba być hipokrytą, by twierdzić, że się w ogóle nie liczą. Bez nich nie zapewni się dzieciom wyżywienia, edukacji, nie opłaci się rachunków. Wspomniałam o zarobkach mamy, by pokazać, że są w Polsce równi i równiejsi. Ona za swój zawód powinna dostawać dużo większe pieniądze. Jest uczciwą, dobrą specjalistką, a mimo to zarabia GROSZE. Wiele z tych domów wspomnianych przez Ciebie w poprzednim komentarzu zostało wzniesionych przez pieniądze emigrantów. Gdyby zarobki nie były ważne, ludzie nie wyjeżdżaliby za granicę, by szukać lepszej przyszłości. Ciężko godzić się na biedę i bezsilność. Każdy chce godnie żyć i nie ma w tym nic złego. Ważne, by pieniądze nie przesłoniły pewnych wartości.
OdpowiedzUsuń