poniedziałek, 23 listopada 2009

"The Birds" - w poszukiwaniu grozy i suspensu

Co sprawiło, że wybrałam się do dublińskiego Gate Theatre na „Ptaki” – spektakl oparty na opowiadaniu Daphne du Maurier? Głównie chęć rozrywki. Od mojej ostatniej wizyty w teatrze upłynęło już dobrych kilka miesięcy. Lubię zasiadać na widowni i przenosić się w świat, który tworzą przede mną aktorzy sceniczni. Nie zdziwiłam się zatem, kiedy niedawno dopadło mnie pragnienie ponownego zawitania w teatrze. Korzystając z dobrodziejstw Internetu, przejrzałam programy znanych mi dublińskich teatrów. Wybór nie był trudny. Padło na „Ptaki”. Między innymi dlatego, że od paru dni kusiła mnie ich reklama radiowa. Zapowiadało się intrygująco i ciekawie. Odrobinkę mrocznie i dreszczowo. A tego właśnie szukałam – czegoś nieco odmiennego od spektakli, które miałam już okazję obejrzeć.


  

                               

Pozytywne opinie krytyków, wyjątkowo pochlebne komentarze, jakie można było znaleźć na stronie Gate Theatre przeważyły szalę. Zapadła decyzja. Kupujemy bilety na „Ptaki”. Przez cały czas oczekiwania, przez te kilka dni, które oddzielały mnie od sztuki, żyłam w lekkim podekscytowaniu. Zastanawiałam się, czy przedstawienie, które zobaczę będzie miało klimat słynnych „Ptaków” Hitchcocka. Czy będzie w nim nastrój grozy, tajemniczości i paniki? I przede wszystkim: czy przypadnie nam do gustu.


    


Czas pokazał, że moje nadzieje okazały się płonne. Przez ponad dwie godziny trwania spektaklu nie doświadczyłam żadnych z oczekiwanych przeze mnie emocji. Nie było nastroju grozy i nie było porywającej fabuły. Przede wszystkim nie było klimatu, którego oczekiwałam. Zamiast ze strachu siedzieć na skraju fotelika, z duszą na ramieniu, ja rozsiadłam się wygodnie. Jak gdybym oglądała lekki i przyjemny film rodzinny. A to przecież były „Ptaki”. Widowisko, które powinno dostarczyć przyjemnego dreszczyku niepokoju. Nie udało mi się też odnaleźć zapowiadanego suspensu. Oczekiwałam atmosfery grozy wiejącej ze sceny. A tymczasem momentami wiało, ale nudą. Kilka ptasich pisków, trup na scenie – to za mało, by wbić mnie w fotel.

 

Duże nadzieje pokładałam w oprawie muzycznej „Ptaków” Conora McPhersona. Z doświadczenia wiem, iż odpowiednio skomponowane dźwięki potrafią spotęgować emocje. Przyczynić się do mocno odczuwanego suspensu, sprawić, by widownia wstrzymała oddech i nerwowo wyczekiwała co dalej. I tego właśnie mi zabrakło: niewielkich efektów specjalnych i mrocznej ścieżki dźwiękowej. Muzyka, owszem była. Całkiem przyzwoita. Było jej jednak za mało. Nie spełniała oczekiwanej przeze mnie funkcji.

 

By nie skupiać się tylko i wyłącznie na tym, co negatywne, przejdę do pozytywnych aspektów „Ptaków”. Zdecydowanie na wyróżnienie zasługuje obsada spektaklu. Na scenie pojawiły się dwie ważne i naprawdę utalentowane postacie: Sinéad Cusack, grająca w „Ptakach” Diane, żona Jeremy’ego Ironsa, znana m.in. z takich filmów jak: „V jak Vendetta”, czy też „Ukryte pragnienia”. Partnerował jej Ciarán Hinds, który świetnie wcielił się w rolę Nata. Niewątpliwa gwiazda dużego formatu, znany mi wcześniej z filmów: „Aż poleje się krew”, „Droga do zatracenia” i „Mickybo i ja”, a miłośnikom serialu „Rzym” doskonale znany jako Juliusz Cezar. Wspomnianej dwójce towarzyszyła zdecydowanie mniej znana, ale bardzo dobrze radząca sobie z rolą, Denise Gough, która na scenie wcieliła się w postać Julii.

 

Nie mam również żadnych zarzutów dotyczących przestrzeni scenicznej. Sztuka rozgrywa się w domu na wsi i to doskonale widać. Wszystkie rekwizyty znajdujące się na scenie spełniły swoją funkcję – z pewnością u niejednego widza pojawiło się wrażenie, iż właśnie przebywa on we wnętrzu rustykalnie urządzonego domu. Całkiem przytulnego zresztą.

 

Na wyróżnienie zasługuje końcowy efekt, który niespodziewanie pojawił się w sztuce: z kominka [jeśli wzrok nie spłatał mi figla] wyleciało stado gołębi. I to bez wątpienia był trafny pomysł. Chwyt, które z pewnością podniósł stopień atrakcyjności spektaklu. Szkoda tylko, że tego typu efektów nie było więcej. Widownia w należyty sposób pożegnała aktorów. Dostali ciepłe brawa, aczkolwiek szału nie było. Podobnie jak owacji na stojąco.

 

Podsumowując, chciałabym zaznaczyć, iż sztuka nie była zła. Nie chciałabym nikogo zniechęcać do jej obejrzenia na scenie. „Ptaki” nie wywarły na mnie zbyt dużego wrażenia nie dlatego, iż były kiepskim spektaklem. Problem tkwił po mojej stronie: ja po prostu nastawiłam się na coś innego. Miałam za duże oczekiwania w stosunku do sztuki, ciągle mając w pamięci klimatyczny film Hitchcocka. I to mnie zgubiło.

29 komentarzy:

  1. ~a.brecha@ciaranhinds.eu23 listopada 2009 12:29

    Hello! Is there any chance to get a translation from your text in German or English. I would like to offer to link the translation to Ciaran Hinds internet site: www.ciaranhinds.eu! Thanks for the reply!

    OdpowiedzUsuń
  2. sto lat nie byłam w teatrze ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. ~www.kotwbutach.blox.pl23 listopada 2009 18:17

    Droga Taito! Oj znam to bardzo dobrze, Nieraz naczytałam się super pochlebnych o jakiejś książce lub o filmie a potem tylko rozczarowanie. Możliwe, że podobnie jak Ty siedziałam (lub leżałam, bo często czytam na leżąco) i czekałam na wielkie WOW, a gdy go nie było byłam zawiedziona. Czytałam świetne opinie na temat Tysiąc wspaniałych słońc. Czytałam też samą książkę, która choć nie była zła mną nie wstrząsnęła. Czytałam całą masę książek o podobnej tematyce (to mój konik) i szału jak piszesz nie było.Właśnie popijam kawunię (Inka) i siadam do pisania bestsellera. Z psiurem byłam u weterynarza, jest umówiony na przyszły poniedziałek na leczenie tych zębów. Boję się jak cholera. Panikarz jestem. Dziś przyuważyłam że jego futerko już nie jest pierwszej świeżości, więc po wieczornym spacerku zaciągnę go do wanny. Oj kiepski dziś dzień będzie miał. Chyba się na mnie obrazi (co robi zawsze po prysznicu:P) Ściskam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  4. Taito! Jesteś nie tylko wspaniałą reporterką podróżniczą, ale również świetnym recenzentem. Aż zachciało mi się pójśc do teatru, w którym wieki nie byłam, mimo, iż Twoje odczucia nie były do końca spełnione. Zazdroszczę Ci możliwości obejrzenia gry tych wspniałych aktorów. To musiały być wspaniałe wrażenia. Nawet zapomniałam na chwilę o mojej grypie..Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Pozdrawiam Cię serdecznie i ciepło Taitko. Buziaki przedwyjazdowe :)) Wyjeżdżam tym razem...na kraj świata :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Miledo, właśnie przeczytałam Twojego posta. Co tu dużo mówić? Zazdroszczę. Po prostu zazdroszczę. Baw się dobrze, rób dużo fotek i podróżuj szczęśliwie. Będę oczekiwać fotorelacji! Szerokiej drogi życzę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pioanko, wielkie dzięki za pokrzepiające słowa. Naprawdę doceniam Twoje uznanie, tym bardziej, że recenzje, to nie jest coś, co mi leży. Nigdy nie miałam problemów z pisaniem wypracowań, natomiast recenzje i rozprawki, to było coś, czego naprawdę nie lubiłam. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocie, przeczytałam Twojego maila i jak tylko znajdę troszkę wolnego czasu [prawdopodobnie w czwartek], postaram się skreślić do Ciebie parę zdań :) W każdym razie cieszę się bardzo, że niespodzianka się udała. O to chodziło. A Twoja propozycja baaardzo przypadła mi do gustu :))Nie zamartwiaj się niepotrzebnie - z Twoim czworonogiem z pewnością wszystko będzie ok. I wiesz co? Miałaś rację - świetnie się trzyma, jak na swój wiek. Widać, że odpowiednio dbasz o jego kondycję :) Tak trzymać :)Ściskam, przesyłam serdeczne pozdrowienia i życzę owocnej twórczości ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dla chcącego nic trudnego, moja droga Polly :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hello, I'm not quite sure if my article is suitable for Ciaran's website. He is mentioned only as one of performers. The text is mostly about me visiting the theatre and about my expectations rather than about Ciaran himself. Anyway, if you still want to use it and you know someone who can translate it for you, feel free to do so (mentioning the source would be appreciated). Unfortunately I'm too busy to do it for you. I have very little time even for my Polish posts, so my own translation is out of the question. Sorry for that.Kind regards

    OdpowiedzUsuń
  11. ano widzisz. tak to wlasnie jest, kiedy oczekujemy czegos innego. poszlam kilkanascie miesiecy temu tutaj na Aide, okrzyczana, oreklamowana od gory do dolu. po 20 minutach autentycznie myslalam, ze umre smiercia znudzenia. posiedzialam kolejne 20 minut i wyszlam.maga-mara opowiadala mi, kiedy ja trzy tygodnie temu odwiedzilam, ze poszla z mezem do teatru i mysleli, ze zczezna z nudow, ale glupio bylo wyjsc w polowie, bo bardzo malo ludzi na widowni siedzialo. doczekali wiec do konca. to tak w imie sztuki czasami pokatowac sie trzeba, aby zobaczyc na wlasne oczy i przekonac sie, czy bylo warto, czy nie.pije poranna kawe i mam dzis wolne;) sciskam.

    OdpowiedzUsuń
  12. ~www.kotwbutach.blox.pl24 listopada 2009 10:02

    Dbam, dbam:-))) Mam totalnego bzika na jego punkcie i on o tym wie i to wykorzystuje. Oczywiście jak jest niegrzeczny to dostaje ochrzan ale nic sobie z tego nie robi, bo wie że pogadam i mi przejdzie. Ja popijam moją kawunię i zaraz siadam do wiekopomnego dzieła. Wczoraj wieczorem przez przypadek wysłałam go do Capucine. Zwykle śle sobie każdą nową część na swojego maila, a wczoraj przez roztargnienie wysłałam do niej. hehe, biedna Capucine!!!!!Postaram się tego nie słać do moich korespondentów bo stracę ich wszystkich!!! Każdego to może wystraszyć! hahahaŚciskam cieplutko:-*

    OdpowiedzUsuń
  13. Osobiście w życiu bym nie poszła na nic co kojarzy mi się z "Ptakami", a jeżeli związane jest to z Hitchcockiem to tym bardziej zdecydowanie mówię NIE!!! Boję się ptaków, taką mam jakaś fobię. Niektórzy boją się ciemności, inni myszy a ja nie znoszę ptaków. Ma to pewnie związek ze słynnym horrorem. Miałam jakieś 8 lat, gdy po raz pierwszy (i ostatni) obejrzałam "Ptaki" Hitchcocka. Chyba za młoda byłam, bo od tego czasu wzdrygam się na sam widok gołębi na rynku wrocławskim. W teatrze nie byłam już wieki, wstyd się przyznać. Trzeba sie w końcu wybrać w jakieś kulturalne miejsce :)Pozdrawiam i gratuluję recenzji ;p

    OdpowiedzUsuń
  14. W teatrze wiekow nie bylam. grzech, bo tu mamy swietne teatry, pewnie sie kiedys wybiore, jak przekonam TZa:). Ale z tego co pamietam, to zawsze emocji dostarczaly mi spektakle poslkie, nie wiem, zawsze cos fajnego bylo do obejrzenia, a juz na olsztynskich dniach teatralnych byla istna uczta dla ducha..brakuje mi tego:)

    OdpowiedzUsuń
  15. :) Taitka, slawna bedziesz:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie moge powiedziec ze nie podobal mi sie film Hitchcocka ani opwiadanie du Maurier bo cos tam jednak bylo, jakis pierwotny strach. Ale zdecydowanie duzo bardziej dzialaja na moja wyobraznie bardziej psychologiczne intrygii. Za teatrem niestety nie przepadam. Szkoda, ze sie rozczarowalas sztuka, ale, jak sama mowisz, wyjscie do teatru bylo dobrym pomyslem i milo spedziliscie czas. Buziaki Kochana, ja wrocilam totalnie wypluta z pracy. Mam nadzieje, ze Ty w formie;-)

    OdpowiedzUsuń
  17. Tak właśnie najgorzej nastawić się na coś, tak jak ja nastawiłam się na "Once". I nie ma bata, żeby nie przyszło rozczarowanie... Pozdrawiam cieplutko!Przepraszam że dopiero teraz odwiedzam, ale jednak z tym czasem nie jest tak kolorowo jak sie chwaliłam ;-P A w dodatku mam teraz Tygrysa w domu na stałe (perturbacje pracowe), więc mniej czasu na blogowanie. Nie utoń w ych powodziach! A tak na serio, to mam nadzieję, ze mieszkacie gdzieś na górce!!!

    OdpowiedzUsuń
  18. Powodzie naprawdę straszne - na szczęście nie w moim hrabstwie i mieście, zatem spokojna głowa, koleżanko :) Okropny jest tegoroczny listopad! To moja, hmm, czwarta jesień w Irlandii, a zarazem pierwsza tak paskudna, zimna i deszczowa. Brr! Dokładnie tak - dlatego z dużym dystansem podchodzę do opinii innych ludzi i staram się nie nastawiać na super film / książkę / sztukę, etc. Pracuję też nad tym, bym sama się zbyt nie nakręcała - tak jak to miało miejsce w przypadku "Ptaków". Jednak nie żałuję, że się na nie wybraliśmy. To zawsze nowe doświadczenie i przeżycie. To najważniejsze. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja nie miałam okazji zapoznać się z pierwowzorem literackim tej sztuki. Wiem jednak, że "Ptaki" Hitchocka nie były dokładnym odzwierciedleniem książki. Hitchcock tylko się zainspirował opowiadaniem Daphne, na potrzeby filmu powstał nowy scenariusz. Przymierzam się do przeczytania 'Ptaków" Daphne Du Maurier - zwłaszcza, że czytałam dwie inne jej książki [co prawda jakieś 10 lat temu] i przypadły mi do gustu. A teatr lubię. Dla mnie to taka ambitna i przyjemna odskocznia od codzienności. W samej Irlandii byłam w teatrze już sześć razy i jestem pewna, że zawitam jeszcze nie raz i nie dwa. Pozdrawiam cieplutko :) Z moją formą ok, w pracy całkiem znośnie, tylko po powrocie do domu brak czasu na czytanie, blogi, oglądanie filmów, naukę i... maile ;) Ech, pocieszam się, że już niedługo Święta. I dużo wolnego! :)

    OdpowiedzUsuń
  20. A wiesz, że dzisiaj słyszałam reklamę Aidy i nawet przez sekundę miałam w głowie myśl, by się wybrać? Będzie u nas czwartego grudnia. Cena - bagatela - 85-95 euro ;) Już wiem, że na pewno się nie wybierzemy :)Ja do tej pory miałam szczęście - sześciokrotnie byłam w tutejszych teatrach i w zasadzie tylko dwa razy wyszłam rozczarowana. I to w umiarkowanym stopniu. Jednak nie żałuję żadnej wizyty - każda coś mi dała.

    OdpowiedzUsuń
  21. Veritko, Ty to jesteś hardcore ;) W tym wieku, to faktycznie mogło to być dla Ciebie traumatyczne przeżycie. Ja "Ptaki" widziałam jakiś czas temu, a parę dni temu zaczęłam je oglądać ponownie, tym razem z Połówkiem [nie żebym się bała], jednak nie dokończyłam, bo padłam. Film nie jest w moim odczuciu przerażający, momentami jest wręcz śmieszny. No, ale taki urok staroci :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja byłam jedynie w Teatro alla Scala - na zwiedzaniu. Niestety nie na spektaklu choć mediolański konik próbował mi opchnąć bilety na wieczorną sztukę. Irlandzkie pozdrowienia przesyłam :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Taaa ;) Jeszcze woda sodowa by mi do głowy uderzyła ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Hahaha. Całkiem przypadkowo wtajemniczyłaś Capucine w arkana Twego bestsellera ;) Muszę ją podpytać, czy Twoje wiekopomne dzieło przypadło jej do gustu :) To chyba przemęczenie, koleżanko :) A może rozkojarzenie? ;) K. mógłby być roztargniony z powodu Twoich nowych nabytków, ale Ty? ;)Pozdrowienia i uściski :)

    OdpowiedzUsuń
  25. ~www.kotwbutach.blox.pl25 listopada 2009 08:44

    > Hahaha. Całkiem przypadkowo wtajemniczyłaś Capucine w> arkana Twego bestsellera ;) Muszę ją podpytać, czy Twoje> wiekopomne dzieło przypadło jej do gustu :)> To chyba przemęczenie, koleżanko :) A może rozkojarzenie?> ;) K. mógłby być roztargniony z powodu Twoich nowych> nabytków, ale Ty? ;)> Pozdrowienia i uściski :);-) Jak wynikało z maila dobrze jej się po tym spało. Myślałam że ten bestseller usypia tylko piszącą. A tu taka niespodzianka! Mam nadzieję, że mój promotor nie zapadnie w kimono jak będzie to czytał bo nie za dobrze mi to wróży. heheSądzę, że to przemęczenie, bo dałabym rękę sobie uciąć że wysyłałam to do siebie. Najgorsze że mail nawet nie zaczyna się na tą samą literkę!!!! Właśnie jem mój eksperyment gastronomiczny. Zrobiłam wczoraj pastę jajeczną z rzeżuchą. Wyhodowałam jej sporo bo wyczytałam, że jest bardzo zdrowa i jem. Smaczne toto nawet. Tata kupił fajne pomidorki więc mam bombę witaminową:]Pozdrawiam ciepło! Ja jadę na uczelnie;-) Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  26. renatad7@poczta.onet.pl25 listopada 2009 11:08

    ej, nie. nie sugeruj sie tym, ze ja niemalo zasnelam. bylam po pracy, do tego wychodzac ze sklepu, do ktorego weszlam po wode, przydzwonilam glowa w szklane drzwi, ktorych jakims cudem nie widzialam:))), wiec moze to mnie zamroczylo. a tak powaznie, to ja chyba melomanem oper nie jestem absolutnie. operetka, balet, taniec tak. ale opera, mysle, ze nie.

    OdpowiedzUsuń
  27. Renatko, ja nie tym się sugeruję, a ceną. Bez jaj, za 85-95 euro to ja mogę mieć 2-3 bilety do teatru. Poza tym, też nie pałam wielką miłością do opery. Byłam kiedyś na "Carmen", szału nie było. Tak jak piszesz: taniec, teatr, balet - tak. Opera raczej nie. Jeez, ale u mnie wiało nad ranem! Obudził mnie straszny wiatr. Chyba pierwszy raz w życiu miałam do czynienia z takim "tornadem". Okropny jest tegoroczny listopad. Mam nadzieję, że grudzień będzie ładniejszy. Zresztą, ja chcę maj, urlop i mnóstwo czasu na eksplorację wyspy :))

    OdpowiedzUsuń
  28. u nas dzis ludzie po wyjsciu z autobusow odsuwali kierowcom smietniki te duze, czarne z ulicy. bo nie dalo sie przejechac. wieje tak bardzo, ze same jezdza z jednego konca ulicy na drugi, przewracaja sie, wala klapy od nich, fruwaja smieci. do tego leje deszcz. nie wiem, miejscami kaluze sa tak glebokie i tak duze, ze nie da sie przejsc przez ulice. a jutro ma byc podobno jeszcze gorzej. az nie chce myslec.

    OdpowiedzUsuń
  29. Puss in Boots :)) Właśnie przed chwilką udało mi się wygospodarować troszkę czasu. Odpisałam Ci zatem na maila :) A wiesz, że ja nigdy nie jadłam rzeżuchy? Chyba powinnam to zmienić, bo to wyjątkowo zdrowa i ponoć smaczna roślinka. Co do pomidorów, to jeszcze niedawno masowo je kupowałam. Szczególnie te koktajlowe i winne. Lato odeszło, a wraz z z nim mój smak na pomidorki. Zresztą, w tak zimną i paskudną pogodę mój organizm jakoś podświadomie domaga się większej ilości kalorii, zatem teraz rzadko robię lekkie sałatki z warzyw. Pozdrawiam serdecznie i do poczytania wkrótce :)

    OdpowiedzUsuń