wtorek, 29 grudnia 2009

Puxley Mansion & Dunboy Castle

To, co mnie urzeka w Irlandii, to jej niesamowicie tajemniczy charakter powiązany w pięknem przyrody. Irlandzka ziemia jest niezwykle bogata we wszelkiego typu pamiątki z przeszłości. Czasem w najmniej oczekiwanym momencie wyłaniają się przed turystą malownicze ruiny, dzikie i nieskażone przez człowieka miejsca, gdzie przebywając, można odnieść wrażenie, że tak musi wyglądać raj.

  

Uwielbiam te dzikie zakątki Irlandii, gdzie kontakt z naturą jest niezwykle mocny, a pielgrzymki turystów są jeszcze czymś nieznanym i niecodziennym. Takim magicznym miejscem jest dla mnie okolica Dunboy Castle i Puxley Mansion.

  

Jeśli ktoś szuka zabytków i widoków powalających z nóg, to ich tam raczej nie znajdzie. Ja znalazłam tam coś, czego od dawna szukałam i czego ciągle poszukuję w Irlandii. Z pewnych względów zawsze będę bardzo miło wspominać ten ciepły, letni dzień naszego urlopu, kiedy to przypadkowo natknęliśmy się na wspomnianą posiadłość.

  

Przemierzając kręte i wąskie dróżki południowo-zachodniej części Irlandii, dostrzegamy majaczącą w oddali piękną sylwetkę zamku. Prowadzeni przez zamiłowanie do tego typu budowli, odnajdujemy drogę do spostrzeżonej posiadłości.

  

Po kilku minutach docieramy do celu, a naszym oczom ukazuje się dumna sylwetka rezydencji rodziny Puxley, która w XIX wieku dorobiła się ogromnego majątku poprzez eksploatację kopalni miedzi. Bogactwo Puxleyów odzwierciedlone zostało właśnie w tej fantastycznej gotyckiej konstrukcji.

  

Patrząc na ten imponujący zamek ciężko jest mi uwierzyć, że zaledwie kilka lat temu był on typowym przykładem obrazu nędzy i rozpaczy. Gdyby ktoś chciał nakręcić film w przerażającym i budzącym dreszcze zamczysku, Puxley Mansion z pewnością byłby wtedy idealnym kandydatem. Bezkonkurencyjnym.


   


W latach świetności, kiedy ród wiódł niczym nie zmącony żywot, rezydencja oszałamiała swoim przepychem. Przestała, kiedy kilkadziesiąt lat temu IRA podłożyła tam ładunki wybuchowe. Piękno zostało obrócone w brzydotę. Ogień strawił urodę tego miejsca. Pozostała tylko smutna konstrukcja. Żałosny szkielet tego, co kiedyś było dumą i chlubą rodu Puxley.

  

Lata mijały, a szkielet zamku ciągle opierał się zgubnemu wpływowi czasu. Brzydota tego budynku była mocnym przeciwieństwem urody otaczającej go przyrody. Gdyby nie bogaty jegomość, który nabył zamek drogą aukcji, dziś pewnie byłyby to jedne z wielu ruin. Zniszczone. Zapomniane. Zaniedbane.

  

Od dnia zakupu Puxley Mansion powoli zaczął powracać do swej dawnej formy. Po latach ciężkich i żmudnych prac zamek już nie straszy swym wyglądem. Prace renowacyjne sprawiły, że bije od niego urok. Tak też miało być w zamierzeniu. To już nie smutny obraz nędzy i rozpaczy sprzed kilku lat. Teraz jest to luksusowy hotel. Zamkowe komnaty znów będą cieszyć oczy zamieszkujących je szczęściarzy, a wesoły śmiech będzie rozbrzmiewać wewnątrz budynku.

  

W bardzo małej odległości od Puxley Mansion znajduje się zamek Dunboy. „Zamek” to zbyt szumna nazwa, bo to, co przetrwało do naszych czasów, absolutnie nie przypomina twierdzy. Ciężko nazwać zamkiem te zdruzgotane ruiny. Patrząc na nie, nie potrafię  dokonać w swoim umyśle rekonstrukcji zamkowej sylwetki.

  

Pozostałości po Dunboy Castle pełnią rolę niemego świadka tragedii, które rozgrywały się dawno, dawno temu, kiedy tutejsza społeczność zmagała się z wojną dziewięcioletnią, a irlandzka ziemia zraszana była litrami przelanej krwi.

  

W czasie oblężenia zamek stanowił scenę krwawych wydarzeń. Mimo że twierdza uchodziła za trudną do zdobycia, a jego obrońcy wykazali się walecznością, nie mieli szans z dużo liczniejszym wojskiem korony angielskiej.

  

Do klęski tubylców znacznie przychylił się haniebny występek kuzyna irlandzkiego przywódcy. To on zdradził Anglikom słabe punktu zamku, a tym samym podpisał wyrok śmierci na swoich rodaków. Wizja klęski była już tylko kwestią czasu. Kiedy zrozumieli to obrońcy Dunboy Castle, część z nich szukała ratunku opuszczając mury zamku i przeprawiając się na pobliską wyspę Dursey. Pozostali walczyli do końca - aż do zawalenia się sklepienia zamku. Ich pamięć została uczczona pamiątkowymi tablicami widniejącymi na ruinach.

  

Brutalny koniec nadszedł wraz z jedenastym dniem oblężenia zamku. Anglicy nie wykazali najmniejszych skrupułów. Okrutnik Carew, dowódca angielskiego wojska,  osobiście porąbał ciało kapitana wojska irlandzkiego. Żołnierzy powieszono zaś w pobliskim miasteczku. Śmierć spotkała także tych obrońców, którzy uciekli na wyspę Dursey, licząc na ocalenie. Anglicy dotarli także tam, paląc miejscowych mężczyzn żywcem w  kościele. Wobec kobiet i dzieci wykazano się podobnym okrucieństwem – strącono ich ze skał, aby pochłonęły ich morskie głębiny. Wszyscy zginęli.

  

Przysiadam na pagórku w bujnej trawie i staram się jak najdokładniej zapisać w pamięci oglądany obrazek. Tymczasem mój Połówek przyjmuje inną taktykę: biega gdzieś wśród chaszczy, by z każdej możliwej strony przyjrzeć się pozostałościom zamkowych murów.

   

Przebywając w tym cichym zakątku, podziwiam scenerię, w której się znajduję. Okoliczny teren usiany jest nielicznymi domkami. Bujne i liczne drzewa świetnie komponują się z pagórkami i spokojną taflą wody, która co jakiś czas przecinana jest przez przepływające statki. Jest tak cicho i spokojnie, że aż ciężko uwierzyć, iż nie zawsze tak tutaj było.

40 komentarzy:

  1. aga.stankiewicz@onet.eu29 grudnia 2009 11:22

    Uwielbiam takie notki u Ciebie :))) I zdjęcia :))) Naoglądać się nie można :))) A kiedy to zwiedziłaś te miejsca, teraz w święta czy wcześniej ?? Jak tam po świętach?? Jak się miewacie ?? Pozdrawiamy i dziękujemy pięknie za karteczkę :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nah, teraz nie jest tam tak ładnie, a poza tym to miejsce znajduje się setki kilometrów od mojego domu. Dojechanie tam w taką pogodę, jaką mieliśmy przed / w / i po świętach, byłoby misją samobójczą. Drogi były zbyt oblodzone, zwłaszcza te małe i rzadko uczęszczane, co zaowocowało wieloma mniej lub bardziej poważnymi wypadkami... Te wspomnienia spisałam dawno, dawno temu. Chyba jakieś półtora roku temu. A że teraz nie miałam zbytnio natchnienia i okazji, by napisać posta, postanowiłam wrzucić jakieś starocie ;) Mam nadzieję, że kartka dotarła przed Bożym Narodzeniem :)Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. na Skye jest zamek bodajrze Dunvegan sie zwie. ogladalam film dokumentalny, gdzie wlasciciel oprowadzal ekipe telewizyjna po nim i pokazywal zawalajacy sie i przeciekajacy dach, na remont ktorego nie mial juz srodkow. zal bylo patrzec, bo przez wieki jego rodzina tyle pieniedzy wlozyla w renowacje zamku, a tu nagle brak srodkow i wlasciciel zastanawial sie nad sprzedaza budowli innym ludziom. niestety czlowiek ten po nakreceniu filmu zmarl i teraz badego pojecia nie mam, co sie z zamkiem dzieje. ale jest i stoi, bo znajomy byl na wyspie niedawno, wiec wiem. pozdrawiam taito. u nas sniezyce znowu koszmarne.

    OdpowiedzUsuń
  4. A u mnie za dużo śniegu nie było. Było za to mnóstwo zdradliwych, oblodzonych dróg. Cholernie niebezpiecznych, co zaowocowało wieloma wypadkami w całej Irlandii. Niestety także tymi śmiertelnymi. Co do zamku, to jeśli w istocie był to Dunvegan, to muszę przyznać, że zameczek pięknie się prezentuje. W dodatku położony jest w niezwykle malowniczym miejscu. Miejmy nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto się nim zaopiekuje. Tak właśnie było w przypadku Puxley Mansion - dzięki lokalnym biznesmenom odzyskał on dawny urok i znów cieszy oczy. Także te moje :)Byłam niedawno właśnie w takim zamku, nad którego renowacją czuwa właścicielka, swoją drogą, bardzo fajna i sympatyczna Irlandka. Z pasją opowiada o lokalnych historiach i przeszłości zamku. Zwiedzanie jest teoretycznie darmowe, jednak każdy z turystów zostawia jej jakiś tam datek przeznaczony na renowację zamku. Ps. Wysłałam maila :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. odczytalam i odpisze, ale jutro. dzis juz nie wiem, gdzie sie schowac z tego przeziebienia. denerwujace to wszystko strasznie. znaczy kaszel i katar i goraczka.tutaj sniegu przez 3 dni nie bylo, ale slizgawica jak na jajku. teraz slizgawica plus sniezyca i wichura. dobrze, ze ja dzis w domu leze, bo chyba by mnie zwialo z ulicy. pozdrawiam i lec pod koldre !!!:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie wyszłam z łóżka, bo trzeba sobie gorącą herbatkę zrobić. Połówek zarwał noc, więc teraz śpi - nie ma kogo wykorzystać do zrobienia ciepłego napoju. No, ja mam dokładnie te same "atrakcje". All inclusive. Katar, wyjątkowo męczący kaszel i lekka gorączka. Dobrze, że chociaż oczy przestały mi się łzawić, bo to już był prawdziwy hardcore ;) Kurujmy się :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ogladajac te zdjecia tuz po powrocie z Ligurii, to co mnie zadziwia, to wolna przestrzen...Irlandia wydaje sie wrecz opuszczona...pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow! To prawdziwie piękne miejsce. To chyba magia Irlandii.Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku Taitko :))Niech Nowy Rok przyniesie Ci radość,miłość, pomyślność i spełnieniewszystkich marzeń a gdy się one jużspełnią nich dorzuci garść nowychmarzeń, bo tylko one nadają życiu sens!W Nowym Roku wielu szczęśliwych tylko chwil...Szczęścia w domu i wszędzie, gdzie będziesz...Buziaki :)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Taitko, przyjaciolko Ty moja (slawna) mnie urzeka to, jak piszesz o tych miejscach. Twoje zdjecia powalaja na kolana, jak zwykle zreszta i jak zwykle napisze,ze zazdroszcze przezyc. Caluski Ella

    OdpowiedzUsuń
  10. polly_anna@vp.pl29 grudnia 2009 21:19

    oj zarażasz kochana tą Irlandią .... zarażasz ... aż się chce tą soczystą zieleń dotknąć ... ehhhh

    OdpowiedzUsuń
  11. No przecież, Ty w Ligurii byłaś. Prawie o tym zapomniałam. Zatem z niecierpliwością czekam na fotki. Duuużo fotek ;) I wiesz co? Masz rację. Irlandia taka właśnie jest. Właśnie to w niej lubię. Nie jest przeludniona, nie brakuje tu wolnych przestrzeni - miejsc idealnych do kontemplacji otaczającego piękna. W ostatnie wakacje przejeżdżaliśmy przez takie okolice, gdzie kilometrami [!] ciągnęły się pola, torfowiska i wzgórza. Domy pojawiały się sporadycznie. To coś niesamowitego - kiedy stoisz w takim miejscu, ogarniasz wzrokiem rozciągający się przed Tobą krajobraz, zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę to jesteś sama. Sama z żywiołem, z irlandzką przyrodą. Że wokół Ciebie nie ma nic. Dosłownie nic...Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. To jedna z moich ulubionych okolic. Miledo, dziękuję za Twoją pamięć i życzenia. Czyżbyś na dobre powróciła do wirtualnego świata? Pozdrawiam z deszczowej krainy.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ella, jakże się cieszę, że mam w Tobie miłośniczkę mojego grafomaństwa :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Taki właśnie był - i nadal jest - cel mojej blogowej pisaniny :)

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja chyba balabym sie tej "samotnosci". Wlochy sa przeludnione, wszedzie tlumy, ciasno...ale jest to przepiakny kraj, niesamowicie zroznicowany, cudowny klimat...ja po prostu kocham to miejsce!!!!nie bede zalowala zdjec, na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Koniki sa cudne! :) Historia zamku jest troche przygnebiajaca - krew i przemoc.Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudne i wyjątkowo kochane. Nie mogłam się od nich odkleić, a one ode mnie [szczególnie ten jeden, czarny]. Chyba kilkadziesiąt minut tam z nimi "siedziałam", głaszcząc je, przytulając, dokarmiając, no i oczywiście czule do nich przemawiając :) Kochane zwierzaki, tylko jak na mój gust jakieś takie smutne były. Kurcze, konie to moja odwieczna miłość. Kiedyś chyba założę swoją stadninę :)Pozdrawiam serdecznie z deszczowej i brzydkiej [ale tylko dzisiaj!] Irlandii ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Taitko,Ja z Toba od zawsze i na zawsze...Zreszta Ty to wiesz o tym prawda? Caluski Ella

    OdpowiedzUsuń
  19. Powiedziałabym, że nie ma się czego bać. To uczucie samotności równoważone jest przez dziwny spokój, którym zazwyczaj emanują tego typu miejsca. Zresztą, co kto lubi :) Ja na przykład nie przepadam za tłumami. Co ja mówię - NIENAWIDZĘ tłoku, masy ludzi, ścisku. Chyba mam jakąś mini-klaustrofobię :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Piękne miejsca nam tu znajdujesz, Taiteczko, ale jak widzę Ty ciągle nie wyleczona? Proszę sie szybciutko wykórować i wszystkiego najnaj w nowym Roku! Kurczę, nie wiem czy dobrze napisałam kórować mozę lepiej zdrowiej nam pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  21. ~www.kotwbutach.blox.pl2 stycznia 2010 16:42

    Kochana! Znów zabrałaś nas w piękne okolice. Co kilka dni pokazujesz kolejne ciekawe miejsce, Irlandia musi być naprawdę pełna takich perełek! A jak ze ścieżkami rowerowymi? Baaardzo je lubię. W Polsce jest pod tym względem coraz lepiej. Lubię jeździć między polami, gorzej gdy trzeba przejechać przez wioski. Masę psów wtedy szczeka a ja tego nie znoszę. Masz ten sam problem w Irlandii? to mnie odstrasza od pomysłu zamieszkania za miastem. Lubię spacerować, ale nie chcę być obszczekiwana na każdym kroku.Jak mija weekend? Mam nadzieję, że dotarł mój dłuugaśny mail! My jesteśmy już w domu. Impreza bardzo udana, więcej napiszę w mailu;-) Miłego dnia Taitko:-)

    OdpowiedzUsuń
  22. Haha, Kuchareczko :) Kuruję się i powoli zdrowieję. Mam świetną opiekę w osobie Połówka. Dba o mnie jak należy, podsyła witaminy, lecznicze mikstury domowej roboty, herbatki i rosół, czyli nie mam wyjścia - trzeba wrócić do zdrowia ;) Ale Ty i tak masz u mnie na pieńku, hehe ;) Za to wykrakanie mi choroby. O! ;) Pozdrawiam serdecznie z białej Irlandii :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Puss in Boots :) Jakiś długaśny mail dotarł - bodajże w Sylwestra :) Mam jeszcze oczekiwać czegoś innego? Teraz rzadko można mnie zastać przy komputerze. Postaram się odezwać do Ciebie, jak tylko powrócę do zdrowia, bo teraz zbytnio nie czuję się na siłach.A wiesz, że nie mam takiego problemu? Jeżdżę tylko na stacjonarnym rowerze [innego nie posiadam], a nawet spacerując po tutejszych wsiach, nie byłam "obszczekiwana" :-) Tylko raz trafiłam na wybitnie głupiego psa [ups, a nie, jednak dwa razy], reszta była wyjątkowo przyjacielsko nastawiona. Chyba wyczuwają moją sympatię do nich, bo prawie każdy pies, którego spotykam przyczepia się do mnie i potem nie chce wrócić do domu. I wtedy to jest problem. Najwidoczniej irlandzkie czworonogi są bardziej przyjacielskie niż te polskie ;-) Inna sprawa, że to głównie ja zaczepiam psy - jak tylko spotkam jakiegoś na drodze, to przywołuję go do siebie. No i w 99.9% taki zwierzak sympatycznie reaguje, czyli przybiega, radośnie merda ogonem i daje się głaskać :-)A ścieżki rowerowe to tylko w miastach. Chyba jeszcze się z nimi nie spotkałam w żadnej wsi. Pozdrawiam serdecznie i lecę do łóżka :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Cieszę sie że masz tak dobrą opiekę ale martwi mnie, że wciąż uwarzasz mnie za winną tej choroby, ja nie mam takich mocy żeby przepowiedzieć komuś chorobe, no chyba ze ktoś bez czapki chodził to wiadomo. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  25. Kuchareczko, ależ ja sobie żartowałam :) Za nic Cię nie obwiniam - naprawdę :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Najlepsze życzenia w Nowym 2010 Roku, składa zespół www.abc-zoo.pl [Wszystko czego Twój Pupil potrzebuje na ten i przyszły i kolejny rok :-) ]

    OdpowiedzUsuń
  27. Taito! Zdjęcia wprost przecudnej urody! A cała reszta jak zawsze niezwykła. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  28. ~www.kotwbutach.blox.pl4 stycznia 2010 11:06

    To o tą Sylwestrową wiadomość mi chodziło:-)) Widzę, że jakiś wirus grasuje u blogowych znajomych moich. Una też coś złapała, Ty. Mam nadzieję, że to tylko tak lekko i ciepła herbata z miodem pomoże? Mnie na razie (odpukać!) omijają wirusy. Z tymi psami to rzeczywiście jest kłopot na polskich wsiach. Jak ja lubię psy, tak tych rzeczywiście się boję. Bardzo szczekają, gonią za rowerem, przejść nie można, niektóre próbują gryźć. Mam też wrażenie, że na wsi trudniej iść na spacer, bo nie ma chodników wzdłuż dróg (tzn niekiedy są), trzeba iść poboczem, nieraz jak jedzie tir może wir powietrza zepchnąć do rowu. Możliwe, że tak jest w Małopolsce. Że w innych wioseczkach jest inaczej. Z drugiej strony zawsze marzyłam o tym żeby mieć ogród i grzebać w ziemi, sadzić. Plewienie to dla mnie relax! Ściskam cieplutko i skrobnę teraz do Ciebie jakiegoś maila, opowiem jak wyglądał Sylwester ;-) Miłego dnia Kochana!!

    OdpowiedzUsuń
  29. Pioanko, zawstydzasz mnie :) Przesyłam ciepłe i serdeczne pozdrowienia z zimnej wyspy.

    OdpowiedzUsuń
  30. Ja już byłam w takim stanie, że domowe mikstury nic mi nie pomagały. Dni mijały, a mój stan się pogarszał. Dopiero antybiotyk postawił mnie na nogi. I dzięki Bogu, bo już miałam dość bezczynnego leżenia w łóżku. Oczywiście jeszcze nie powróciłam do pełnego zdrowia, ale mimo to dziś czuję się jak młoda bogini ;) No i wróciłam do pracy, więc już nie narzekam na nudę :)Serdeczne pozdrowienia, Kocie :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Taiteczko, wierzę. Czekam aż znowu zabierzesz nas w jakieś fascynujące miejsce, u mnie w miasteczku oprócz kolorowych domków nic wogle nie ma a praca zajmuje mi wiekszość dnia krutkiego zreszta. Nie mam jak sie wyrwac bo samochodu nie mam moja lokatorka taka nudna dobrze ze pozwala mi z laptopa korzystać więc ja korzystam i poznaję dzięki tobie różne ciekawe miejsca, pozdrawiam kuchareczka.

    OdpowiedzUsuń
  32. Uff, kamień spadł mi z serca :) I ja siedzę w domu. Nie z własnej woli, a przymusu, bo pogoda nie pozwala na wycieczki. Zbyt niebezpieczne by to było. Pozdrawiam serdecznie z ośnieżonej Irlandii :)

    OdpowiedzUsuń
  33. I ja pozdrawiam z ośnieżonego hrabstwa :)))

    OdpowiedzUsuń
  34. Z ośnieżonego hrabstwa?? Czy Ty może mieszkasz w Irlandii? Nie wiem czemu, ale byłam przekonana, że jesteś w Polsce :) Może napisałabyś do mnie maila i zdradziła w nim nieco rzeczy o sobie? :) Z chęcią bym poczytała :) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  35. A dlaczego na tych zdjeciach nie ma nieba? Przez to caly artykuł traci.

    OdpowiedzUsuń
  36. Ha, ha w Polsce też mieszkałam, teraz mieszkam w Wexford. Chętnie bym napisała maila do ciebie ale nie mam twojego adresu przeciez!

    OdpowiedzUsuń
  37. Aj, przecież mój mail jest podany zaraz pod bannerem, obok namiarów na gg ;)taita@onet.eu Miłego weekendu życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  38. A dlaczego w tym komentarzu nie ma mózgu? Ech, widzisz i nie grzmisz... Skąd się biorą tacy malkontenci? To nie ma nieba, to masz zły sprzęt... To jakaś inwazja sucharów! Wszyscy do schronów!

    OdpowiedzUsuń
  39. Dobre zdjęcia to dobry materiał.

    OdpowiedzUsuń
  40. Piękne są te irlandzki krajobrazy. a posesie w wiktorianskim stylu! omg! zazdroszcze wlascicielom tych domow! tylko bez duchów proszę... :Ppozdrawiam Krainę Deszczowców z zasypanej śniegiem Walii (boo, już mam dosyć tej zimy!)no i zapraszam do siebie po wyróżnienie :)

    OdpowiedzUsuń