poniedziałek, 5 lipca 2010

Irlandia z perspektywy czterech minionych lat

Siedzę wygodnie w fotelu, wyglądam przez otwarte okno isłucham delikatnej melodii wiatru buszującego w koronach drzew. Jeszczedziesięć minut temu padał deszcz. Teraz niebo jest piękne, a promieniesłoneczne znów oświetlają ziemię. Ach, ta specyficzna aura Zielonej Wyspy.

 

Myślę o tym, co było cztery lata temu. O dniu mojegoprzylotu do Dublina. Kiedy tu przyjechałam, nie wiedziałam, że irlandzka pogodajest tak zmienna. Że w ciągu kilku godzin można obserwować tak nietypowewahania aury: od prażącego słońca, poprzez intensywną ulewę, aż do gradu iśniegu. Czasem odnoszę wrażenie, że nazwanie deszczu niepogodą jest tutajdelikatnym nietaktem. Uśmiecham się na myśl o moim serdecznym znajomym Franku.Wiem, że on pomimo lekkiej mżawki powiedziałby „Lovely weather, isn’t it?’”. Napoczątku głupio było mi przytakiwać. Nie tak wyglądał dla mnie uroczy dzień. Zupływem czasu zaczęłam patrzeć na irlandzką pogodę oczami Franka. Zaczęłamdoceniać nawet najmniejszy skrawek niebieskiego nieba. Polubiłam tę zmiennośćpogody. Ma w sobie coś nieprzewidywalnego, coś optymistycznego. Świetnieprzekłada się na życiową prawdę: po każdej burzy wychodzi słońce, a po każdejnocy nastaje dzień.

 

Polubiłam też samą Irlandię i zrozumiałam, że to krajidealny dla mnie. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Pamiętam tenieciekawe opinie na temat wyspy i samych wyspiarzy. Byłam wtedy w Polsce, nieinteresowałam się zbytnio odległą wysepką gdzieś na dalekim zachodzie Europy.Nie sądziłam, że to kiedyś będzie mój dom. Negatywne opinie o tutejszejludności sprawiły, że nie miałam zbyt wielkich oczekiwań. Leciałam do Irlandiizaopatrzona w solidną dawkę sceptycyzmu. Jakże miłym zaskoczeniem było dla mnieto, co zaobserwowałam już po pierwszych miesiącach mieszkania na wyspie. Zamiastnieciekawej ludności zaczęłam natrafiać na sympatycznych i otwartych ludzi. NaIrlandczyków, którzy odnosili się do mnie z życzliwością, szacunkiem izainteresowaniem. Na obcych mi ludzi, którzy mijając mnie na spacerze witalisię ze mną serdecznie i posyłali ciepły uśmiech. Na kasjerki, które wprzeciwieństwie do tych w Polsce, zawsze roztaczały wokół siebie pozytywnąaurę. Urzędnicy jakby mniej burczeli i byli bardziej ludzcy.

 

Po czterech latach mieszkania na wyspie mogę powiedziećtylko to, co mówiłam w każdą poprzednią rocznicę. Szanuję Irlandczyków, uważamich za sympatyczny naród, dobrze się tu czuję. Ciągle zdarza się, że spotykamtubylców, którzy ciekawi są historii naszego kraju, obyczajów w nim panujących,nas samych – Polaków. Ale widzę też coś innego. Nie mogę powiedzieć, bym niezauważyła małej zmiany w stosunku tubylców do obcokrajowców głównie doprzybyszów znad Wisły. Polacy są tu jedną z najliczniejszych emigranckich grup.Grupą, która niestety pozostawia wiele do życzenia. Bo pomimo tego, że dużyprocent tej grupy to ludzie wykształceni, kulturalni, uczciwi, integrujący sięi mówiący mniej lub bardziej biegle po angielsku, ciągle najbardziej w oczyrzuca się ten pozostały procent. Stanowią go ludzie pozbawieni elementarnejkultury, wrzeszczący w miejscach publicznych, przeklinający, pozbawieniszacunku do Irlandczyków i ich kraju. To ludzie przynoszący wstyd całemunarodowi polskiemu. Ludzie, którzy nie przyjechali tutaj, aby uczciwiepracować, lecz by wyłudzać zasiłki i maksymalnie korzystać z systemusocjalnego. Widzę to ja, widzą też Irlandczycy. Bo ci ostatni, choć przez długiczas przymykali oczy na przekręty i wady Polaków, coraz częściej wydają sięmieć tego dosyć. Dość braku jakiejkolwiek chęci pewnej części Polaków do naukijęzyka angielskiego, do integracji, do pracy. I tu rodzą się niesnaski ikonflikty. To tu najczęściej ma swój początek niechęć do nas. I wiecie co? Jato absolutnie rozumiem.

 

Mamy tutaj kilka znajomych polskich rodzin. Ludzi, którychwcześniej nie znaliśmy, których poznaliśmy w Irlandii w wyniku pewnychwydarzeń. Co w tym takiego nadzwyczajnego? To, że wśród nich pracujemy tylkomy. Ja i mój Połówek. No i jeszcze jeden znajomy. Reszta siedzi w wynajmowanychdomach [jedna rodzina w domu socjalnym], pobiera wszystkie możliwe zasiłki, niewykazuje najmniejszej chęci pracy [„bo się im nie opłaca”], zaciera z radościręce i z pobłażliwym wzrokiem patrzy na frajerów, którzy muszą zarabiać nażycie uczciwą pracą. Co ciekawe, ludzie ci często nie mają elementarnegopojęcia o kraju, w którym żyją. Nie znają jego atrakcji turystycznych [niewliczam w to sławnych wśród Polaków Cliffs of Moher], jego przedstawicieliświata literackiego, sportowego, muzycznego, czy politycznego. Wiedzą natomiastwszystko na temat zasiłków, które im się należą.

 

Wśród naszych znajomych jest też pewna rodzina, będącalekkim pośmiewiskiem w naszym środowisku. Polacy w średnim wieku. Do Irlandiiprzyjechali kilka dobrych lat temu. Z jednym dzieckiem bodajże. Ona od dawnanie pracuje, on kiedyś coś gdzieś robił. Od dłuższego czasu mają lepszezajęcie. Tak bardzo wzięli sobie do serca biblijny nakaz zaludniania ziemi, żew ciągu tych kilku lat dorobili się prawie połowy drużyny piłkarskiej. Awszystko to z miłości do „benefitów”.

 

A teraz Drodzy Państwo wyobraźmy sobie taką sytuację. DoPolski zaczynają masowo zjeżdżać obcokrajowcy. Ale nie Niemcy, nie Amerykanie.Tylko Ukraińcy, Białorusini, Rumuni, Litwini. Część z nich zatrudnia się wróżnych sektorach, a część wykazuje się cwaniactwem. Zwęszywszy przyjaznysystem socjalny, faworyzujący rodziny wielodzietne, postanawiają iść nałatwiznę. Rejestrują się jako bezrobotni, siedzą w domu, nie chcą szukać pracy.Są chamscy, głośno się zachowują w miejscach publicznych, nie lubią Polaków,mówią do nich w swoich obco brzmiących językach. Proszę odpowiedzcie uczciwie:nie przeszkadzałoby Wam to?

 

Niektórym Irlandczykom przeszkadza taka postawa Polaków. Ija naprawdę się im nie dziwię. Mnie też przeszkadza, bo negatywnie rzutuje nanas wszystkich. Na tych, którzy chcą uczciwie żyć w Irlandii, którzy chcą tu wspokoju pracować. Coraz częściej słyszy się głosy krytyki: że Polacy kombinują,że powinni wracać do Polski. Naprawdę sądzicie, że ta niechęć wzięła się zniczego? Tak po prostu?

 

Po czterech latach życia w Irlandii, mam już dośćsłuchania narzekań Polaków. Narzekań na wszystko. Na pogodę, na głupotętubylców, na ich rzekomy, wredny charakter. Oczywiście, że są tu ludzie, którzynie grzeszą inteligencją, którzy wyzyskują, oszukują, etc. Ale gdzie ich niema? Wskażcie mi choć jeden kraj. Na litość boską, miejmy w sobie choć odrobinęsamokrytycyzmu. Też nie jesteśmy idealni. W większości przypadków niechęci doPolaków, to NASZE zachowanie leży u jej źródła.

 

***

Na koniec przypominam o trwaniu mojego blogowego konkursu,w którym do wygrania jest film – szczegóły tutaj.

70 komentarzy:

  1. Witaj Taito ! Cztery lata, to z jednej strony długo, a z drugiej krótko, zależy jak na to spojrzeć. Nic nie piszesz, że chciałabyś wrócić do Polski, stąd wniosek że wrosłaś już w tamtejszą społeczność i jest Ci dobrze. Macie pracę, nie jesteście na niczyjej łasce, możecie spokojnie egzystować i myśleć o przyszłości. To co napisałaś o niektórych Polakach, to niesamowite. Nie wyobrażam sobie, żeby jechać do obcego kraju i z premedytacją żyć tam na koszt państwa. Albo nastawiać się, jak napisałaś na rodzenie dzieci.Nie wiem czy my Polacy bylibyśmy tacy tolerancyjni dla innych nacji zjeżdżających do Polski i żyjących z zasiłków. Już sobie wyobrażam ile byłoby protestów. Pamiętam jak Rumuni byli kiedyś u nas tępieni.Dzisiaj u nas jest bardzo upalnie, tak jest codziennie od kilku już dni. Z przyjemnością powitałabym deszcz i lekki chłodek, tak jak u Ciebie. Tęsknisz Taito czasem za Polską ?Pozdrawiam. :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. zgadzam się, że niestety skądś się te złe opinie biorą ... cóż ... trzeba po prostu dawać przykład przeciwny i tyle ... ale wstyd, że przez takich buraków mają nas za kraj nierobów i cwaniaków. To samo robią Polacy w Polsce ... i widać za granicą też nie szukają pracy a utrzymania za darmo .... ehhh

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie, też tak uważam. I robię co mogę, by pokazać Irlandczykom, że w Polsce nie brakuje normalnych, uczciwych ludzi. Jednak czasami naprawdę mi głupio, kiedy widzę, jak zachowują się niektórzy rodacy. Kiedyś widziałam takiego typa, który w biały dzień, na jednej z głównych ulic miasta bez skrępowania załatwił swoją potrzebę fizjologiczną. Wkurzają mnie też ci, którzy są do tego stopnia skąpi, że nie wykupują kubłów na śmieci, tylko wszystkie odpady porzucają w fosach i w lasach. Już kilkakrotnie widziałam te porozrywane worki z wysypującymi się opakowaniami po polskich śmietanach, jogurtach, z puszkami po polskich piwach i butelkami po "Kubusiach". Nikt mi nie wmówi, że to jacyś Irlandczycy wyrzucili te odpady. Bez jaj. I to cwaniactwo, kombinowanie na prawo i lewo...Wspominałam w poście o moich znajomych. Oficjalnie są na bezrobociu, a w rzeczywistości pracują na czarno i zarabiają solidną kasę. Mimo to praktykują drenaż irlandzkiego systemu socjalnego. Ech...

    OdpowiedzUsuń
  4. nasi w kraju robią to samo więc jak wyjadą to kontynuują ten proceder tylko na wyższą skalę i lesze dochody ....

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy tęsknię za Polską? Niezupełnie, Rozyno. Nie tęsknię za Polską jako za krajem. Nie brak mi polskich realiów, mentalności, czy naszych produktów spożywczych. Brak mi mojej rodziny. Normalnego, częstego kontaktu z tymi, których lubię, szanują, za którymi tęsknię. W Polsce pozostawiłam niestety wszystkich moich bliskich: począwszy od najmłodszego członka rodziny, mojego chrześniaka, a kończąc na babci. Nie piszę o powrocie do Polski, bo na razie nie wracam. Nie mam ściśle określonego planu powrotu. Nie mówię, że zostanę tutaj na zawsze i nie twierdzę, że nigdy nie wrócę do kraju. Po prostu nie wiem. Póki co widzę zbyt dużą przepaść pomiędzy moim poziomem życia w Irlandii a w Polsce. Wiem, że tutaj będzie mi się łatwiej dorobić. Nie chcę wrócić do moich rodzinnych stron, siedzieć na bezrobociu i być ciężarem dla mojej Mamy. Tam, gdzie mieszkałam, nie ma zbyt dużych perspektyw dla ludzi. Pozdrawiam serdecznie :) U mnie bardzo ładny wieczór.

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzisz, bo to są właśnie te nasze złe nawyki. Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Polskie, trudne realia zmusiły wielu ludzi do kombinowania. Do szukania sposobu, jak przeżyć na godziwym poziomie i jeszcze coś odłożyć. Jak widać, ciężko jest wyplenić złe nawyki. Tylko, że teraz niektórzy cwaniacy zaczynają tracić grunt pod nogami. Irlandczycy już nie są tak naiwni i właśnie zaczynają rzucać ludziom kłody pod nogi. Już nie tak łatwo jest zdobyć różne zasiłki. Teraz bardziej trzeba się nagimnastykować, by uzyskać dany "benefit".

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzę, że mamy podobne odczucia, co do części naszych rodaków. Ty -tam, ja - tu. Czyżby to była specyfika naszego narodu? Smutne to.A co do kicia, to polecam. Ja jestem w moim puchatku zakochana :-) Z wzajemnością zresztą :-D

    OdpowiedzUsuń
  8. no i bardzo dobrze ... u nas też powinni to jakoś lepiej kontrolować no ale ... póki co wygrywają z cwaniacy a nie fundusze socjalne ...

    OdpowiedzUsuń
  9. Oczywiście, że to nasza specyfika. Bo to nie jest zjawisko, które dotyczy tylko i wyłącznie Irlandii. Takie zachowania można zaobserwować wszędzie tam, gdzie jest polska diaspora. Swego czasu bardzo fajnego posta napisała na ten temat Marcjanna, która żyje w Holandii i też miała bezpośrednio i pośrednio kontakty z kwiatem polskiej emigracji. A co do sierściucha, to bardzo bym chciała dać jednemu dom, ale nie wiem, czy w naszej sytuacji jest to najmądrzejsze rozwiązanie. Co ten biedak będzie robił sam w domu, jak my będziemy w pracy, albo na kilkudniowych wycieczkach? Póki co, mamy dwa koty dochodzące ;) Kocura i kotkę. Wpadają do nas z wizytą od czasu do czasu. Kotka przychodzi głównie po to, by się z nią pobawić. Kocur też, ale jemu chyba bardziej na jedzeniu zależy. Obawiam się, że jest bezpański. Miłego wieczoru, Maro :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wszystko ma swój kres. Kiedyś im się dobiorą do tyłka ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam dość podobne obserwacje. Z mojej perspektywy - nabrałem nowego stosunku zarówno do Irlandczyków jak i do Polaków. Porównałem to, co słyszałem o Irlandii z tym co zobaczyłem i poczułem sam. Porównałem to, co znałem z Polski mojej codziennej z tym kim stają się Polacy z dala od swojego kraju. W końcu poznałem inną rzeczywistość - nieważne czy lepszą czy gorszą - inną i do tej pory obcą, w której jak się okazało - dużo łatwiej się poruszać niż we własnej ojczyźnie. Ciekawe podsumowanie, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zauważyłem, że usunęłaś mnie ze swoich linków, I wonder why?

    OdpowiedzUsuń
  13. To prawda. W irlandzkiej rzeczywistości zdecydowanie łatwiej się funkcjonuje, z tym się zgadzam. Co się zaś tyczy samego narodu, to zawsze wydawało mi się, że z dystansem odnosisz się do Irlandczyków. Czasami wręcz miałam wrażenie, że traktujesz ich z pewną wyższością.

    OdpowiedzUsuń
  14. No cóż, promocyjny okres darmowej reklamy się skończył, a na moje konto nadal nie wpłynęła opłata abonamentowa ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Życzę Ci Taito, żebyś w najbliższej przyszłości znalazła możliwości czasowe i finansowe i żebyś mogła przyjechać do Polski, do bliskich na co najmniej dwa miesiące. Myślę, że w takim czasie mogłabyś się nacieszyć i nasycić bliskością rodziny i znajomych i jak to mówią naładowałabyś akumulatory żeby spokojnie móc dalej żyć tam, w Irlandii. :)))

    OdpowiedzUsuń
  16. ~Zgryźliwy ;)6 lipca 2010 16:42

    Świetny artykuł Taito, nie tylko post. Z moich obserwacji w naszym mieście wynika, że co najmniej 2/3 Polaków siedzi na najróżniejszych zasiłkach ( i raczej podobnie jest w całym kraju, pracujący rodacy to zanikająca szybko mniejszość). Zbankrutowało kilka sklepów, w tym jeden supermarket, ale powstał drugi polski ! To o czymś świadczy, prawdaż? Niemniej za ten stan rzeczy nie winiłbym Polaków, nawet tych z nizin społecznych czy nawet depresji (powodujących nieraz naszą depresję). Ktoś im te zasiłki daje, ktoś prowadzi w tym kraju taką , a nie inną politykę społeczną. Ktoś te ugrupowania do parlamentu wybiera. przecież że nie Polacy. To Irlandczycy. Skoro Polakom zasiłki się należą 'jak psu zupa' cytując naszego prezydenta ;) , to biorą...pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Cieszę się, że jesteś w Irlandii, że ją pokochałaś, że znalazłaś tam swój dom. Pokazujesz nam ten kraj od zupełnie innej strony niż ta, którą przedstawiają rozżaleni emigranci, którzy wyjechali po łatwą kasę. Podoba mi się ta świeżość i inność spojrzenia. Rozumiem twój wybór i troszkę zazdroszczę :-).

    OdpowiedzUsuń
  18. Tak się cieszę, że do mnie zawitałaś:) Już myślałam, że mnie skreśliłaś na amen, bo i nie widze się w linkach po prawej :):)Mnie kiedyś kusiło , żeby wyjechać na stałe , albo choć na jakiś czas z kraju, teraz jakoś mniej entuzjazmu mam do tego, ale nigdy nie mów nigdy:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Oj, obydwie doskonale wiemy, co powstrzymuje Cię od wyjazdu z kraju :) Za tym wszystkim kryje się chyba jeden główny powód - na literę M ;) Spokojnie, Promyczku. Niedługo znów pojawisz się w linkach. Robię małe porządki, gromadzę linki, dodaję nowe blogi :) A Twojego bloga czytam. Doskonale wiem, co u Ciebie się dzieje :) Tylko rzadko komentowałam, no ale skoro tak Ci to sprawia przyjemność, to postaram się częściej odzywać :)Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Zabawne - wiesz, że u mnie sytuacja wygląda niemal identycznie? Też upadło kilka sklepów [odzieżowy, rzeźnicki, spożywczy], zlikwidowano jedną restaurację, a w międzyczasie powstał drugi polski sklep. Obydwa mają ogromne wzięcie. Wracając do zasiłków - ja doskonale wiem, że za taką sytuację odpowiedzialny jest głównie irlandzki rząd. System socjalny zapewnia mieszkańcom Irlandii naprawdę dobrą opiekę. Jest, a przynajmniej jeszcze do niedawna był, bardzo "pobłażliwy". Stąd tyle nadużyć. I nie przeszkadza mi, kiedy ktoś pobiera zasiłek, na który zapracował uczciwie. Przeszkadzają mi te osoby, które oficjalnie figurują jako bezrobotne, a nieoficjalnie zarabiają grubą kasę [przykład większości moich "pozbawionych pracy" znajomych]. Denerwują mnie te typy, które na zasiłkach siedzą długi, długi czas, a mimo to odrzucają oferty pracy i wybrzydzają: "bo im się to nie opłaca". Bo oni mając "benefity" mają o kilkanaście euro więcej. Pozdrawiam i dzięki za interesujący komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Kama, cieszę się, że tak właśnie to odbierasz. Mój blog powstał właśnie po to, by walczyć ze stereotypami głupich Irlandczyków, ich brzydkiego, nieciekawego i niby zawsze deszczowego kraju. Wiem, że niestety dużo osób w Polsce pada ofiarą tych krzywdzących opinii. Samą o mało się nią nie stałam. Ale na szczęście znalazłam się w Irlandii i mogłam na własne oczy zobaczyć, jak wygląda tutejsza rzeczywistość. Miłego popołudnia życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Rozyno, dziękuję serdecznie za Twoje życzenia. Jednak dwa miesiące to dla mnie zdecydowanie za dużo. Mam tu swoje życie, swoje zobowiązania i nie mogę porzucić tego wszystkiego na tak długi czas. Ale myślę o małym urlopie w Polsce, myślę :) Wszystko w swoim czasie. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja już byłam pewna, żeś o mnie zapomniała na amen :) ale widzę, że nie i bardzo się z tego cieszę:):):)Ano ta litera M to nawet zatrzymała mnie na Śląsku, gdzie nigdy mieszkać nie chciałam hehe no masz Ci los:) ale to dobrze chyba:)Trzymam kciuki za farbowanie:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Prawdopodobnie z kimś mnie pomyliłaś. Jakieś 2 lata temu publikowałem u siebie notki autorstwa niejakiego Mariana Wrony, który prezentował zgoła odmienny od mojego punkt widzenia. Być może zapadły Ci w pamięć niektóre jego wypowiedzi a nie zauważyłaś kto jest narratorem. Jeżeli mam rację, to szkoda że od dwóch lat uważasz mnie za kogoś, kto się czuje lepszy od "Iroli".

    OdpowiedzUsuń
  25. Ach, jeżeli w ten sposób sobie dorabiasz to ok.

    OdpowiedzUsuń
  26. koktajlmleczny@op.pl6 lipca 2010 22:06

    Bardzo fajnie, że tak postrzegasz Irlandię ,widze że się już tam zadomowiłaś :D

    OdpowiedzUsuń
  27. nie wymagaj zbyt duzo od,,,drugiego....narodu wybranego.

    OdpowiedzUsuń
  28. O tak, już dawno temu :) I jestem z tego powodu naprawdę zadowolona :) Przesyłam ciepłe myśli dla całej Waszej trójki :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Staram się, ale nie zawsze mi się to udaje, niestety.

    OdpowiedzUsuń
  30. Taito, co sadze o niektorych Polakach w Irlandii to pewnie wiesz bo nieraz pisalam. Ale benefity sa ochoczo brane rowniez przez irlandzka spolecznosc. Panny talaskie czy finglaskie maja po kilkoro dzieci i z tego zyja, raz slyszalam w radiu wywiad z kobieta co miala osemke, kazde po innm ojcu, i w sumie wyrabiala okolo 4000 miesiecznie, nie liczac pomocy ktore dzieci dostawaly w szkole, darmowe podreczniki, jedzenie itp. A co z rodzinami murzynskimi gdzie tatus robi nie wiadomo co a mamusia co rok prorok, pieniedzy jakos im nie brakuje choc pracowac nie musza. Mnie to bardzo irytuje ze z moich podatkow karmi sie armie dzieciorobow i leserow.

    OdpowiedzUsuń
  31. Oj, tak, tak. Całkowicie się z tym zgadzam. Należy też wspomnieć o społecznościach tutejszych "travellersów" / "tinkersów". Tam tego typu praktyki też są bardzo popularne. Fajnie, aczkolwiek z lekką przesadą, przedstawiła to pewna scena w irlandzkim filmie "Into the West" (1992). Nie ma co ukrywać, że wiele nacji znalazło lukratywny sposób na życie w Irlandii, rodząc gromadki dzieci...

    OdpowiedzUsuń
  32. elsa@onet.eu7 lipca 2010 13:06

    Cztery lata - jak ten czas leci, a niedługo będziemy obchodziły 3-lecia naszego blogowania :)) Ja co prawda adres zmieniłam, ale cały czas to ta sama ja. Cieszę się, że dobrze Ci w Irlandii i życzę jeszcze wielu wspaniałych lat tam spędzonych i wielu przygód podczas jej zwiedzania. Buziaki wielkieelsa

    OdpowiedzUsuń
  33. Elso, p-a-m-i-ę-t-a-ł-a-ś! :) Tak się cieszę, że pomimo tego upływu czasu, nie opuściłaś blogowiska. A Irlandię i jej mieszkańców bardzo lubię, ale to już doskonale wiesz :)Trzymaj się ciepło :) Odpisałam na Twojego maila :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Pendragonie, wysłałam Ci wczoraj maila [a w zasadzie to już dzisiaj], w którym bliżej opisałam moje odczucia. Mam nadzieję, że dotarł i że wyjaśnił Ci co nieco.

    OdpowiedzUsuń
  35. elsa@onet.eu7 lipca 2010 13:29

    Jak mogę nie pamiętać - przecież zaczynałyśmy razem :))elsa

    OdpowiedzUsuń
  36. To prawda, ale niektórym umykają tego typu daty :)

    OdpowiedzUsuń
  37. ~pełnoletnia7 lipca 2010 18:46

    Niestety masz rację... Masa Polaków siedzi tutaj na socjalu (w tym niestety także i w tej chwili ja...) i nie ma zamiaru iść do pracy... Ale takie warunki stworzyła im Irlandia i co sie dziwić, że ludzie wolą siedziec z rodzinami w domu, kiedy za mieszkanie zapłaci im socjal i na życie też da im socjal. A ilu jest ludzi, którzy i pracują i pobierają zasiłki??? Polacy zawsze potrafili kombinować... Tylko w Irlandii można nie pracować od dłuższego czasu i pojechać jeszcze na wakacje do Hiszpanii ;-P Cierpliwość Irlandczyków nie zna granic. Ciekawa jestem czy sie ona kiedyś skończy... Oby nie ;) Znam jednak także wielu Polaków, którzy pracują ponad siły, zbierają pieniądze na kupkę a życie w Irlandii traktują jak poczekalnię... Poczekalnię przed lepszym życiem... Ale to nie jest życie. Mój kolega Słowak ma teraz taki opis na Skypie: "We are here for a good time, not a long one". I ja się pod tym zdaniem podpisuję obiema rekami :) Może i być long, ale przede wszystkim ma być good. Co oznacza, ze nie ma sensu odmawiać sobie wszystkiego, po to, by przywieźć do Polski te parę tysięcy złotych więcej.. No i... kocham Irlandię!!! O czym bardzo dobrze wiesz :)PS: Chciałam jeszcze napisać, że podejscie do socjala zmienia się diametralnie a chwiląpojawienia się w rodzinie dziecka, o czym pogadamy może kiedy i Wam sie coś wykluje ;) Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  38. No, ja doskonale wiem, że inne podejście do socjala mają Ci, którzy korzystają z wszystkich możliwych zasiłków, a inne ci, którzy nie pobierają od państwa żadnych finansowych dodatków. Ale mi nie chodzi o Child Benefit. Bo to się ludziom należy. Nawet FIS jest potrzebny, bo bez tego dużo osób nie dałoby sobie rady. Mi chodzi tylko i wyłącznie o to cwaniactwo. O kombinowanie i wyzyskiwanie. Bo nie ukrywajmy baaardzo wielu ludzi pracuje na czarno, a zarazem pobiera zasiłki, które im się NIE należą. Jestem w stanie zrozumieć, że ludzie wolą zostać w domu i nie przemęczać się niż pójść do pracy. Ale trzeba mieć jakieś ambicje. Trzeba myśleć o przyszłości, trzeba sobie zapracować na przyzwoitą emeryturę. Trzeba zdobyć doświadczenie zawodowe, pogłębić swoją wiedzę i umiejętności. Niektórzy jednak nie przywiązują do tego żadnej wagi. Bo wolą myśleć o tym co jest dzisiaj, a nie o tym co będzie jutro. Twój przypadek to inna sprawa. Masz dziecko i masz urlop macierzyński. To co innego. Znam Twoje podejście do pracy, albo tak mi się wydaje ;) I wiem, że gdyby nie Liwka w domu, to wróciłabyś do swojej firmy :) Ty już nieraz pokazałaś, że się pracy nie boisz. Dobrze, że jesteś :)

    OdpowiedzUsuń
  39. Z ust, a raczej spod palców mi to wyjęłaś. Też by mnie szlag trafił gdybym w Polszcze wszedł do sklepu i w swym ojczystym języku nie mógł się ze sprzedawcą dogadać. Swego czasu służyłem rozmaitym znajomym za tłumacza, ale gdy permanentnie dochodzić zaczęło do sytuacji, kiedy mnie kolega z rana budził telefonem: "podam Ci ekspedientkę, bo ona mnie nie rozumie" to przestałem. Po czterech latach pobytu zagranicą można by odrobinę wysiłku z siebie wykrzesać i języka się nauczyć. Tylko po co skoro zawsze znajdzie się taki jak ja, co potłumaczy.Ehh, tak często zapominamy żeśmy tu tylko gośćmi...

    OdpowiedzUsuń
  40. Dokładnie tak, kolego, dokładnie tak :) U nas aż tak hardcorowo nie było, jak we wspomnianym przykładzie z ekspedientką, ale zdarzały się poranne smsy z prośbą przetłumaczenia jakiejś głupoty, która spokojnie mogłaby poczekać do bardziej ludzkiej pory. Co do języków, to w naszym gronie znajomych NIKT nie mówi biegle po irlandzku. Owszem, posługują się angielskim, ale to jest taka bardzo szczątkowa, mocno zubożała wersja tego języka. Objawia się ona najczęściej rzucaniem haseł [Kali jeść, Kali pić] i posługiwaniem się tylko i wyłącznie Present Simple. Co bardziej zdesperowani porywają się na mowę ciała :) Czasem mam wrażenie, że to właśnie migi są międzynarodowym językiem, a nie esperanto ;) Tylko my głupi uczymy się języka ;) Nasz znajomy, który mieszka tu dłużej niż my, czyli ponad cztery lata, odmawia nauki angielskiego. Twierdzi, że to Irlandczycy MAJĄ się uczyć - uwaga, uwaga! - polskiego :) I nie, nie był to żart z jego strony :)

    OdpowiedzUsuń
  41. Taitko, życzę Wam następnych lat szczęścia w krainie, która czaruje urodą i zapada w serce wraz ze swoimi mieszkańcami:)Jesteś wyjątkowa :) Twój blog to świetnie pokazuje i tak jak kilkoro innych wyspowych blogerów dajesz mi nadzieję na to, że Irlandczycy zachowają do nas sympatię i szacunek. Pomimo wszystko.Życzę temu krajowi, Tobie i Połówkowi symbiozy tak udanej jak dotąd i zmian tylko w dobrym kierunku:)Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  42. Witaj EwoL :) Piękne słowa. Nie wiem, czy do końca na nie zasłużyłam, ale mimo wszystko dziękuję Ci bardzo. Niezmiernie mi miło, że tak pozytywnie odbierasz zarówno mnie jak i moją stronę o Irlandii. Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  43. Widze ze wszyscy mamy podobne odczucia. Moje cztery latka mina w styczniu za pol roku. Przed przylotem do Irlandii specjalnie kupilem gruba nieprzemakalna kurtke i czapke bo sie naczytalem jakie tu deszcze i wiatry hulaja, pewnie smiesznie wygladalem :)

    OdpowiedzUsuń
  44. Hehe :) U mnie nie było aż tak źle ;) Mój doradca powiedział, żeby absolutnie nie przywozić żadnych parasolek, bo to obciach. Że niby nikt tutaj ich nie używa. I wiesz co? Chyba częściowo miał racje, bo z moich obserwacji wynika, że faktycznie rzadko kto chroni się tutaj pod parasolem. Irlandczycy chyba przyjmują deszcz jako błogosławieństwo i nikt sobie nic z niego nie robi ;)

    OdpowiedzUsuń
  45. Nie, no parasolek używają bo co jakiś czas widzę ich strzępki leżące na ulicy... :)

    OdpowiedzUsuń
  46. Dziękuję i Tobie, Wam też :)P.S Na pewno zasłużyłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  47. Titania_yng_Nghymru8 lipca 2010 22:33

    Taito, Głos samokrytycyzmu wyczuwam u ciebie, jakże dziś rzadki wśród polaków :) ale to dobrze, trzba umiec ocenic sytuacje sprawiedliwie. mysle ze mamy podobne odczucia w stosunku do krajów do których wyemigrowałyśmy :) ja też wstydzę się za rodaków i mówię otwarcie, że nie powieram chamowatych polaczków przynoszacych wstyd, rozpijajacych się, używających benefitów i kombinujących na prawo i lewo. to jest naprawdę przykre, że tacy ludzie wyrabiają nam wizytówke w krajach europy. byc moze dlatego nie utrzymuję kontaków z polakami za granica. poprostu nie mam na to ochoty i juz. nie dąże, nie zaczepiam, nie nawiązuje polskich rozmów. unikam.jako polacy, mamy też wiele wspolnego z irlandczykami i anglikami - dużo pijemy, lubimy zabawy, kombinujemy, jestesmy leniwi (benefity, bezrobocie bez konca, itp) ubieramy sie smiesznie (klapki kubota, skarpety, brudne jeansy, wąsy kozackie i do tego reklamówka, ot chociazby taki profil modowy polaka za granica) wiele polaków naśmiewa sie z anglików i na odwrót. sama kiedys tego doswiadczyłam jak siedziały za mna 2 polki w autobusie i nasmiewały się z angielek, jakie to one grube i brzydkie i że można sie na nie napatrzec w autobusie. jak tego słuchałam to mi sie troche przykro zrobilo, ze w polakach tyle jadu i zawisci siedzi. siedzimy u kogos "na garnuszku" i jeszcze na nich psioczymy. ani kropli zadowolenia i wdziecznosci. co do samych "tubylców" jak ich nazywasz, to moje zdanie troche sie zmieniło z czasem, na pewno uwazam brytyjczykow za ludzi bardziej optymistycznych i otwartych niz polacy, mniej narzekajacych a bardziej żartujacych i z dystansem do siebie, ale ludzie sa ludzmi i na codzien doswiadczam też negatywnych charakterów, równiez w pracy, wsród rzekomo wykształconych osob. bo i zdarzają sie plotkarze, i lizusi i kombinatorzy na różne sposoby, osoby dwulicowe itp itd najwyrazniej pewne cechy charakteru sa typowe dla wszystkich ludzi niezaleznie od kultury. u mnie w lipcu stuknie 3 latka niedługo :) wiec tez bedzie podsumowanko na moim blogu emigracyjnym :)

    OdpowiedzUsuń
  48. Dotarł, wyjaśnił i odpowiedział, jest cool.

    OdpowiedzUsuń
  49. ~kot w butach9 lipca 2010 10:15

    Hej Taitko :-) Wysłałam Ci wczoraj maila:-) Mam nadzieję, że bezpiecznie wylądował.Mój brat tak jak Ci pisałam wyjechał do Anglii bo tu w Polsce nic dobrego go nie czekało. Przyznam, że gdyby ktoś zaproponował mi prace w moim zawodzie, to też bym pojechała (tak szczerze to gdziekolwiek, nawet do Chin hehe). Dobrego dnia dla Ciebie! Dobrze, że pod Twoim artykułem nie pojawiły się dziwne głosy, bo wiem, że to ciężki temat.Ciumek

    OdpowiedzUsuń
  50. Nie pojawiły się, bo na szczęście Onet go nie polecił. Gdyby tak się stało, to możesz być pewna, że już miałabym całe pęczki negatywnych komentarzy ;) Maila przeczytałam wczoraj, ale na razie chyba nie będę na niego odpowiadać. Trzymaj się ciepło i powodzenia w Twoich sprawach :)

    OdpowiedzUsuń
  51. Słyszałam o tym, ale chyba jeszcze nie widziałam. Podejrzewam, że w dużych miastach jest to zjawisko łatwiejsze do zaobserwowania.

    OdpowiedzUsuń
  52. Witaj Titanio :) Dzięki za obszerny komentarz :) Takie lubię najbardziej :)Ależ oczywiście, że tego typu ludzie wszędzie się zdarzają. Nie ma idealnych państw, gdzie żyją tylko i wyłącznie dobrzy, uczciwi, grzeczni i ułożeni ludzie. I ja zdaję sobie sprawę, że Irlandczycy nie są idealni. Oni też mają swoje wady, jednak pomimo tego uważam, że jako naród prezentują się lepiej niż Polacy. Między innymi właśnie z powodu tych wymienionych przez Ciebie cech. I doskonale rozumiem Twoje postępowanie. To, że nie szukasz kontaktu z Polakami. My też tego nie robimy, ale oni szukają nas ;) Szczególni ci, którzy języka nie znają i liczą na to, że znajdą jakiegoś naiwniaka, który będzie im załatwiał wszystkie sprawy. Niektórzy nawet wdzięczności nie potrafią okazać i to jest smutne. Ps. Napisałam dziś długi komentarz na Twoim blogu. Kliknęłam "publikuj" no i się nie pojawił, mimo że pod okienkiem na wiadomość pojawił się komunikat "opublikowano komentarz", czy coś w tym stylu. Przed chwilą byłam u innej blogowej koleżanki na blogspocie i też miałam ten sam problem. Mam nadzieję, że nie wcięło mojego wpisu i że pojawi się za jakiś czas. Jeśli nie, to nie gwarantuję, że go jeszcze raz napiszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  53. ~kot w butach9 lipca 2010 18:51

    W takim razie dobrze, że onet go nie polecił. Swoją drogą to powinno być tak, że powinno się coś za to dostawać. Przecież to Twoja praca. Moich kilka wpisów też było polecanych na gazeta.pl ale na szczęście omijali ten wpis dziwni ludzie;-)Dobrego dnia dla Ciebie! Ja może zaraz coś skrobnę na blogasie. Wczoraj byłam na Teatrze Tańca Ulicznego w Krakowie i było super:-)Ciumek

    OdpowiedzUsuń
  54. No cóż, taki regulamin, nic się za to nie dostaje i w sumie nie mam o to żadnych pretensji. Odpowiadają mi takie swobodne warunki. Miałam kiedyś propozycję pisania do gazety, ale ją odrzuciłam. To chyba nie dla mnie. Ja muszę mieć swobodę i luz w pisaniu. Piszę, kiedy mam na to czas i ochotę. Nie kiedy muszę. Nie lubię robić czegoś pod przymusem, bo to zazwyczaj ma niezbyt dobre skutki. Napisz koniecznie, bo ostatnio zaniedbałaś bloga. I swoich czytelników ;)A ja mam dziś okropną ochotę na pójście do kina. Chyba na Shreka ;) Zadzwonię zaraz do Połówka i zapytam co on o tym sądzi. Pewnie się zgodzi, bo sam mi ostatnio przebąkiwał o kinie. Kolejny dzień brzydkiej pogody. Muszę się jakoś rozerwać. Do poczytania :)

    OdpowiedzUsuń
  55. Ach, no i zapomniałam dodać, że nie wiedziałam, iż Wy też macie polecenia. Myślałam, że to tylko na Onecie tak jest.

    OdpowiedzUsuń
  56. No Taito wyczuwam w powyższym tekście więcej pesymizmu aniżeli pozytywnych wibracji :-) Chyba, że o to Ci właśnie chodziło, że chciałaś ten akurat problem uwypuklić bo założę się, że przez te 4 lata nie tylko śledzisz socjalne życie naszych rodaków ale również napawasz się otaczającą Cię rzeczywistością ;-)Czas leci niemiłosiernie do przodu, Ty już 4 lata, ja za parę dzionków 5... Za moment większa część tego tysiąclecia spędzona będzie poza Polską hehe. Zainspirowałaś mnie w pewien sposób tym wpisem i myślę, że popełnię podobny u siebie, w końcu okrągła rocznica się szykuje, więc należałoby. W pełni Cię popieram jeśli idzie o narzekanie naszych tutaj, o ich socjalne beztroskie życie, o nieintegrowanie się itp. itd. To razi i nie pomaga. Ja na szczęście mam inne usposobienie do tutejszego życia, staram się w miarę możliwości czerpać ile się da i jestem szczęśliwy, że tę pracę jednak mam. Dobrze by było gdyby ją mieli wszyscy a jak nie mają to gdyby mieli chociaż chęci i jakieś samozaparcie w jej poszukiwaniach.pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  57. I to jest właśnie zasadnicza różnica między Tobą, a zwykłym leniwym emigrantem. Ty masz pracę, chcesz ją nadal mieć i jesteś z tego powodu szczęśliwy. A są tacy ludzie, którzy pracy nie mają i nie chcą jej mieć. Bo tak bardzo przyzwyczaili się do wygodnego życia na zasiłkach, że teraz mają super wygórowane żądania. Ja już parę razy słyszałam teksty typu: "nie opłaca mi się iść do roboty. Teraz siedzę w domu, nic nie robię, a kasa sama do mnie płynie". Zgodnie z obietnicą, jakiś czas temu opublikowałam kolejnego posta poświęconego Dingle. Z myślą o Tobie napisałam kilka innych dotyczących zabytków tego półwyspu. Mam nadzieję, że będą użyteczne. Niedługo postaram się coś wrzucić. Nie wiem tylko, czy zdążę je wszystkie opublikować przed Waszym wyjazdem ;)No i napisz koniecznie Twoje podsumowanie :) Z chęcią je przeczytam i zapoznam się z Twoimi doświadczeniami. Z tym, jak postrzegasz swoje otoczenie i całą Irlandię :) Miłego weekendu :)

    OdpowiedzUsuń
  58. Co do Twoich przyszłych publikacji na temat Dingle to myślę, że jednak zdążysz. Termin naszego wyjazdu to dopiero początek września. :-)Co do opisu mojego tutaj 5-lecia, to mam nadzieję wrzucić to wszystko przed kolejnym weekendem. Dobrze co jakiś czas zrobić sobie takie małe podsumowanie, coś już nabazgrałem, zobaczymy jak to wyjdzie.Co do wycieczkowych planów to mam ogromną nadzieję, że przyszły weekend 17/18 lipca będzie lepszy (mniej deszczu, więcej słońca) niż dni obecne. Wyspa Achill czeka :-))) A we wrześniu chciałbym raz jeszcze wrócić do Connemary i tym razem spróbować uszczknąć ją pieszo.pozdrówka!

    OdpowiedzUsuń
  59. Cztery lata wystarczyły byś w obcym kraju odnalazła swoje miejsce na Ziemi. Na pewno spora zasluga w towarzyszu ;p W moim wypadku zmiana nie byla taka duża, choć czasem mam wrażenie, że niekoniecznie wyszło mi to na zdrowie. Ponad rok temu wróciłam do domu, skończyłam studia na Pomorzu i ponownie Wrocław stał się moim miastem. Mieszkanie z rodzicami ma swoje dobre i złe strony. A ja coraz częściej zaczynam dostrzegać te złe. Ale wyprowadzić się na razie nie mogę więc przymykam oczka i staram się myśleć tylko o pozytywach :)Cieszę się, że kartki dotarły i się podobały :) Będąc w Łodzi stwierdziłyśmy z Invitadą, że trzeba nasze spotkanie jakoś uczcić i kupiłyśmy wspólnie kartkę dla Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  60. ~http://mizielonomi.blox.pl/html11 lipca 2010 13:27

    Witaj:)Nie trzeba szukać kombinatorstwa naszych rodaków tak daleko. Niestety moi znajomi do takich należą, jak się nie napracować i najwięcej wyciągnąć z państwa :/. Jak byłam dwa lata temu w Szkocji, w restauracji, gdzie pracowałam na kuchni był Polak. Mieszkał tam ponad dwa lata, a angielskiego nie znał. Nie rozumiem - jaka to jakość życia, gdy nie możesz się porozumieć z otoczeniem? Straszna bierność życiowa... Tu dziś strasznie gorąco, znów z Z. czekamy na wieczorne pory z wyjściem - inaczej się nie da! Wczoraj kupiliśmy paletki do tenisa stołowego, więc zrobimy mały turniej;). Jak u Ciebie weekend?Pozdrawiam:))Gusiook

    OdpowiedzUsuń
  61. Jak początek września, to powinno być ok. Wydaje mi się, że na zabytki półwyspu Dingle poświęcę jakieś cztery posty. Mam nadzieję, że dowiesz się z nich coś ciekawego. Może któryś z nich Cię zainspiruje. Przewiduję też kilka notatek poświęconych półwyspowi Iveragh, bo to zdecydowanie godne uwagi strony Irlandii :)Ostatnie kilka dni w moim hrabstwie to wielka porażka. A jeszcze do niedawna było naprawdę pięknie! Co gorsze, prognoza pogody na kilka najbliższych dni nie jest zbyt optymistyczna: wszystkie odmiany deszczu. Od few showers do heavy rain. Ech, jak tak dalej pójdzie to wakacje spędzę nie w Irlandii, a we Włoszech lub na południu Francji. Brak mi ostatnio światła. Trzymaj się ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  62. Mieszkanie z rodzicami nie jest złe. Szczególnie jeśli ma się z nimi naprawdę dobry kontakt. Jednak w pewnym wieku człowiek chce mieć swój prywatny kąt. I to jest zupełnie normalne. Kiedyś trzeba się usamodzielnić i posmakować życia na własny rachunek. Miło mi, że o mnie nie zapomniałyście :) Kartki dotarły dość szybko i to wszystkie razem. Dwie, które Ty wypisałaś i jedna Invitady :)Pozdrawiam serdecznie :) Mam nadzieję, że tatuaż ma się coraz lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  63. Uwielbiam tenisa stołowego! Kiedyś namiętnie w niego grałam, bo mieliśmy w naszym rodzinnym domu stół tenisowy. Przyznam nieskromnie, że byłam całkiem dobrym graczem :) No, ale do Forresta Gumpa duuuużo mi brakowało ;)To jeszcze nic ;) Ja znam tutaj takich typków, którzy po pięciu latach mieszkania w Irlandii ciągle są na etapie "cześć, jak się masz". Niewiele więcej potrafią powiedzieć. Dla mnie to niezrozumiałe. Nie wyjechałabym do obcego kraju bez znajomości języka. A nawet gdyby jakimś cudem tak się stało, zrobiłabym wszystko, by nauczyć się tego nowego języka. Jak emigrant ma integrować się z tubylcami jeśli nie zna ich mowy? Przecież rozmowa jest kluczem do wielu rzeczy. Mój weekend nie był zbyt rewelacyjny. Spędziliśmy go głównie w domu. Byliśmy na "Shreku" i na zakupach. Pogoda nie sprzyjała wycieczkom, niestety. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  64. Witaj Taitko. Wróciła z gór i zaraz pobiegłam do Ciebie.Cieszę się, że wrosłaś w Zieloną Wyspę. Pozdrawiam cieplusieńko i buziaki przesyłam :))

    OdpowiedzUsuń
  65. ~http://mizielonomi.blox.pl/html12 lipca 2010 16:26

    O proszę to mamy tu zawodowego gracza:D. Przyznam szczerze, że raczej jestem słaba w te klocki. Zawsze byłam ta gorsza jeśli chodzi o wszelkie gry zespołowe. Po prostu nie widzę piłki, heheh! Co nie zmienia faktu, iż z przyjaciółmi lubię różne rozgrywki. Nie czuję się gorsza i oni akceptują moje rozgarnięcie, a raczej jego brak. Na przykład, jak jedziemy na żagle na Mazury, to piłka do siatki jest obowiązkowa. W wielu przystaniach są przyzwoite boiska. A jak piwo potem smakuje przy ognisku!:)) Poza tym uwielbiam spędzać czas na sportowo. Nie trzeba być atletą, czego jestem najlepszym przykładem.Co do znajomości języka jeszcze. Jak gdzieś jadę, nieważne w jakich celach, zawsze staram się opanować choć garść podstawowych zwrotów. Mimo, iż po angielsku bym się dogadała. To z szacunku dla danego kraju. Przecież nie wymaga to wiele wysiłku. Pod koniec sierpnia jedziemy z Z. na Krym - nie wyobrażam sobie nie znać cyrylicy i pewnego zakresu wyrażeń. Inna sprawa, że bez tego pewnie ciężko porozumieć.Jak wrażenia po Shreku?

    OdpowiedzUsuń
  66. U mnie za ponad 2 tyg minie 6 lat jak przekroczylam granice Wloch. Poczatkowo mieszkalam z Polkami i...chyba powinnam tez cos na ten temat napisac, moze sie zbiore i opisze moje przezycia :) Od tamtej pory unikam rodakow jak ognia, baaaardzo sie sparzylam.Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  67. O! W siatkówkę też bardzo lubiłam grać, byłam dobra w serwowaniu ;) To była moja ulubiona gra na wychowaniu fizycznym. Lubiłam też "dwa ognie". Ach, ogniska... Jakże miło je wspominam. Kiedyś było ich bardzo dużo, teraz coraz bardziej brakuje okazji i chyba też towarzystwa. Jeśli chodzi o wrażenia po filmie, to powiem Ci szczerze, że mnie się podobało. I to bardzo. Połówkowi zresztą też. Fajna historia, a oglądanie filmu w trójwymiarze tylko dodaje uroku. Absolutnie nie żałujemy wydanych pieniędzy. Chcieliśmy się rozerwać i to się nam udało. Teraz z niecierpliwością czekam na "Drużynę A" z moim ulubionym Liamem Neesonem :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  68. Miledo, dobrze że jesteś. Teraz z niecierpliwością będę wyglądać relacji z Twoich górskich wędrówek. Więc do dzieła ;) Pisz, pisz, pisz :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  69. Lauro, jeśli tylko znajdziesz czas, to koniecznie opisz swoje doświadczenia. Zapowiada się interesująco. Tymczasem zaś przesyłam ciepłe myśli z Irlandii :)

    OdpowiedzUsuń
  70. Taito, super . Znalazlas swoje miejsce na ziemi, zycze Ci abys zawsze byla szczesliwa i nastepnych fantastycznych lat w irlandzkiej krainie :)Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń