Opisując w poprzednim poście Droghedę i jej główne atrakcje, nie przez przypadek pominęłam jedną z nich - St. Peter's Church, czyli Kościół świętego Piotra. To zabytek, któremu zdecydowanie warto poświęcić osobną notkę. A dlaczego? O tym dowiecie się już wkrótce.
Aby wpis był w miarę sensowny i klarowny, wypadałoby zacząć od tego, że w Droghedzie znajdują się dwa kościoły noszące nazwę St. Peter's Church. Obydwa znajdują się w bliskiej odległości od siebie. Główna różnica polega na tym, że świątynia znajdująca się przy West Street, głównej arterii miasta, jest rzymskokatolicka, natomiast ta usytuowana na Magdalene Street protestancka. To o tej pierwszej będę pisać.
Do świątyni można by było trafić nawet bez konsultacji z mapą. Wystarczyłoby podążać w kierunku iglicy dominującej w panoramie miasta. Kiedy docieram do celu mojej podróży, zatrzymuję się na dłużej. Stoję przed imponującą i - co tu dużo mówić - naprawdę ładną budowlą. Nie spodziewałam się, że jej wygląd na dłużej przykuje moją uwagę.
Ładny ten kościół, myślę sobie. Naprawdę ciekawy architektonicznie. Kiedy stoimy przed jego fasadą, starając się uchwycić całą budowlę w kadrze, podchodzi do nas mieszkaniec Droghedy. Według mojego opisu: sędziwy i sympatyczny. Według Połówka: przede wszystkim STRASZNY z wyglądu. Irlandczyk gorąco poleca nam wejść do środka budowli, bo przyjrzeć się zgromadzonym tam relikwiom. Nie zobaczycie tego nigdzie indziej - prorokuje staruszek i oddala się w sobie tylko znanym kierunku [albo w wersji Połówka: na plan horroru].
Musicie wiedzieć, że St. Peter's Church nie jest takim zwykłym kościołem. To memoriał poświęcony męczennikowi i świętemu - Oliverowi Plunkettowi. Ale o tym już za chwilę. Pierwsze prace nad kościołem świętego Piotra rozpoczęły się w 1791 roku i były prowadzone w oparciu o plan czołowego architekta ówczesnego okresu, Francisa Johnstona. Nic zatem dziwnego, że budowla była wtedy uważana za jedną z najpiękniejszych irlandzkich świątyń rzymskokatolickich.
Z upływem lat i postępem czasu budowla została uznana za staroświecką i zbyt skromną. Pojawiła się potrzeba rozbudowy kościoła. Ogłoszono zatem "przetarg" na przemodelowanie świątyni i z 25 zgłoszonych prac wyłoniono mistrzowski plan autorstwa dwóch dublińczyków. Ceremonię położenia kamienia węgielnego przeprowadzono z wielką pompą w dwusetną rocznicę śmierci Plunketta. Nie będę się rozwodzić nad szczegółami prac budowlanych - wystarczy zapamiętać, że obecna postać kościoła zawiera kilka elementów tego pierwotnego, jak chociażby ambonę, czy rozetę w południowym transepcie.
Neogotycka fasada świątyni to misterna praca wykonana z lokalnego wapienia. Wewnątrz budowli dominuje z kolei granit. Budowla przyozdobiona jest nie tylko wysoką na prawie 70 metrów wieżą, lecz także kilkoma płaskorzeźbami i figurami. Główne statuy reprezentują św. Piotra i św. Olivera Plunketta. Wejścia do budowli strzegą marmurowe posągi: po prawej św. Józef, a po lewej Najświętsza Maryja Panna.
Wnętrze świątyni zawiera nie tylko niezbędne elementy wyposażenia każdego kościoła. W jego centralnej części, poniżej ołtarza, znajduje się imponująca płaskorzeźba wykonana z czystej postaci marmuru włoskiego pochodzenia. To "The Last Supper". Ostatnia Wieczerza. Imponuje nie tyle sam materiał, z którego wykonano płaskorzeźbę, lecz przede wszystkim wspaniałe odwzorowanie wszystkich detali.
Uwagę największej części turystów skupia jednak relikwiarz w lewej nawie. Wykonany z solidnego mosiądzu, chroniony grubą szybą i zdobiony długą na 9 metrów szpilą skrywa zabalsamowaną głowę świętego Olivera Plunketta, dawnego arcybiskupa Armagh i prymasa Irlandii. Obok zgromadzono jego korespondencję więzienną, garstkę kości, a także drzwi do celi, w której Plunkett spędził swoje ostatnie lata życia.
Dlaczego święty został świętym? Dlaczego jego głowa trafiła na widok publiczny? Plunkett urodził się w arystokratycznej angloirlandzkiej rodzinie w Loughcrew. Żył w czasach, kiedy katolicy nie mieli łatwego życia. To czasy wprowadzenia Praw Karnych: represjonowania katolickiej części społeczeństwa i faworyzowania protestantyzmu. Z uwagi na panującą sytuację katolicy musieli odprawiać msze święte w ukryciu. Przez ten trudny czas Plunkett cały czas prowadził swoje owieczki. Nauczał, bierzmował, udzielał święceń kapłańskich, narażał swoje życie.
W 1679 roku arcybiskup został aresztowany i oskarżony o spisek papieski. Spisek całkowicie wymyślony przez Titusa Oatesa. Po spędzeniu ośmiu miesięcy w Newgate Prison w Anglii, przetransportowano go do wioski Tyburn słynącej z dokonywanych tam egzekucji. To właśnie tam, 1.07.1681 roku, Oliver Plunkett został powieszony, a jego zwłoki poćwiartowane i spalone. Następnego dnia spisek został zdemaskowany. Oates zaś przywiązany do pręgierza, wychłostany i zamknięty w więzieniu za krzywoprzysięstwo. Nie wróciło to jednak życia ani Plunkettowi ani 35 innym mężczyznom straconym za rzekomy współudział.
Dzięki przyjacielowi Plunketta udało się ocalić od ognia głowę i przedramiona arcybiskupa. Głowa trafiła najpierw do Rzymu, a potem do Droghedy. Dziś może oglądać ją każdy, kto chce. Niektórzy specjalnie dla niej przyjeżdżają z oddalonych części kraju, a niekiedy i świata.
relikwiarz zawierający kości
Kiedy stoję tuż obok relikwiarza, do kościoła wpada grupka dzieciaków. Z podnieceniem i dziecięcą ciekawością pokazują palcami na głowę umieszczoną w relikwiarzu. Oglądają, chichoczą, uciekają. Dla nich to super atrakcja. Można się pochwalić kolegom, że się widziało autentyczną, odrąbaną głowę jakiegoś tam faceta. A kim on był - to już nie jest istotne.
Plunkett został kanonizowany w 1975 roku. Cztery lata później papież Polak zawitał do Droghedy, by pomodlić się przed relikwiami świętego. Jan Paweł II odszedł, ale została po nim pamiątka - krzesło, na którym siedział. Do wglądu w kościele. Podobnie jak relikwie "True Cross", które uważa się za pochodzące z krzyża, na którym zmarł Jezus.
W 1990 roku głowa zaczęła wykazywać ślady rozkładu, zatem zdecydowano się poddać ją odpowiednim badaniom DNA mającym na celu zweryfikowanie jej autentyczności. Wyniki ekspertyzy okazały się satysfakcjonujące. Głowa świętego znów została umieszczona w relikwiarzu. I to właśnie tu - w kapsule wypełnionej silikażelem - można ją dzisiaj oglądać.
WOW !!!! trochę relikwii to już widziałam ale zabalsamowanej od tylu lat głowy to jeszcze nie. Szczerze - wygląda strasznie ale kościół ciekawy ... :)
OdpowiedzUsuńCiesz się, że w ogóle coś widać na zdjęciach :) Wiesz, ile trzeba było się namęczyć, by zrobić przyzwoitą fotkę tej głowie? Wszystko przez ten "pancerny" relikwiarz. Wiem, że tego typu zabezpieczenia są potrzebne, ale wyjątkowo ich nie lubię - patrzę na nie z punktu typowo turystycznego. Jak byliśmy w Oslo w muzeum Muncha, to też trzeba było się "nagimnastykować", aby uwiecznić słynny "Krzyk". Racja, nie jest to najprzyjemniejszy widok :)
OdpowiedzUsuńPiękny kościół, szczególnie ostatnia wieczerza. Nurtuje mnie jedna rzecz-dlaczego kościół, o ile dobrze wyczytałam jest pod wezwaniem świętego Piotra, a nie tego od ściętej głowy?
OdpowiedzUsuńNie powinno się zmieniać patrona kościoła, co byłoby jakby się św. Piotr wkurzył?
OdpowiedzUsuńMniemam, iż Św. Piotr nie jest tak zawistny i odstąpiłby parafię;)
OdpowiedzUsuńTo przez asymetrie zapamietam ten kosciol. Wyglada imponujaco i jest ladny na zewnatrz a w srodku az dech zapiera. Mysle, ze UNESCO troche sie boi Irlandii i rozdaje swoje patronaty na lewo i prawo wszystkim innym krajom. Taka "zywa" glowa w zestawienu z rzezbami w marmurze i pogodnym wygladzie kosciola (moze mi sie wydaje bo jest w sumie jasno) jest silnym, troche makabrycznym akcentem i pozostanie w pamieci na zawsze. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńdla mnie trzymanie glowy w jakims pudelku i wystawianie ku uciesze wiernym, to patologia. przepraszam jesli kogos uraze. wczoraj ogladalam dokument o szkockim, seryjnym mordercy z 1981 roku, ktory zamordowal kilkunastu ludzi i zwloki trzymal w workach w living- roomie i w tych worach tez byly ich glowy.nigdy nie rozumialam trzymania palcow, piszczeli i traktowania tego jako relikwii. ale zeby glowe???musze przyznac, ze bardzo spodobalo mi sie wejscie do kosciola z podcieniami. wystroj jakby mniej, ale drzwi glowne wygladaja spektakularnie:)pozdrawiam taito i mam nadzieje, ze nie bylo u Was wczoraj takiego huraganu jak tutaj? tylu polamanych, ogromnych drzew nigdy jeszcze w Edynburgu nie widzialam.
OdpowiedzUsuńNajwidoczniej uznano, że utworzenie memoriału jest wystarczającym wyrazem szacunku i pamięci dla Plunketta ;)
OdpowiedzUsuńTen kościół zdecydowanie zaliczyłabym do ciekawszych irlandzkich budowli sakralnych. Jest ciekawy, ale raczej nie na tyle, by wciągnąć go na listę dziedzictwa UNESCO.
OdpowiedzUsuńWiało, a jakże. Co prawda nie nazwałabym tego huraganem, ale odkąd tutaj mieszkam, to chyba jeszcze nie miałam do czynienia z tak mocnym wiatrem. Drzew połamanych nie widziałam. Ja mieszkam w głębi lądu, więc u mnie z pewnością było łagodniej, aczkolwiek i tak czułam się tak, jakbym znajdowała się gdzieś na samym cyplu, tuż nad morzem. Słyszałam za to w radiu, że wiatr wyrządził duże szkody i pozbawił wielu ludzi prądu. Dziś też wiało, ale już nie tak mocno. Kościółek ładny. A do relikwii mam raczej obojętny stosunek - ani mi nie przeszkadzają, ani nie jestem ich fanką ;) Serdeczne pozdrowienia wysyłam :)
OdpowiedzUsuńw Kotorze, w Czarnogorze bylam w katedrze, w ktorej w srebrnej skrzynce umieszczono relikwie jakiegos swietego. niestety nie pamietam imienia, bo to byl jakis lokalny swiety.dzieki tym relikwiom i pielgrzymkom wiernych, kosciol zarobil na renowacje. w sumie cos dla wiernych i cos dla dobra kosciola.ja tylu polamanych drzew nie widzialam. ale Szkoci i tak na rowerach zasuwali. podziwiam, bo isc sie nie dalo, a co dopiero jezdzic.w tej chwili jest juz dobrze.
OdpowiedzUsuńCoś za coś - tak to działa. I każdy zadowolony. Szkotom najwyraźniej nie są straszne takie hardcorowe warunki atmosferyczne. U mnie też ucichło. A dzisiaj to nawet byłby idealny dzień na wycieczkę [piękne niebieskie niebo i cumulusy], gdyby nie wiatr i zimne powietrze. Miłego wieczoru, idę poczytać, bo jak już wspominałam, w tym roku opuściłam się nieziemsko w lekturze książek. Dopiero 11 sztuk za mną... Jakoś czasu i chęci brakuje, chociaż teraz nawet mam ochotę sobie poczytać przed snem.
OdpowiedzUsuńWiesz co?! To teraz jestem szczerze oburzony na autorów przewodników, które mi wpadły w ręce. Oczywiście mówiły o relikwiach Oliviera Plunketta, mówiły że został stracony za spisek... i tyle. Nie powiedziały najważniejszego, znaczy że spisek był calkowicie zmyślony. Do momentu przeczytania tego postu, byłem święcie przekonany, że został stracony z powodu autentycznego spiskowania, co w sumie takie dziwne by nie było, biorąc pod uwagę brytyjski terror.dr Woland.
OdpowiedzUsuńBo to jest niestety wielki minus znacznej części przewodników - atrakcje turystyczne są opisywane zbyt powierzchownie. Może większości czytelników to nie przeszkadza, wiele osób pewnie nawet nie zwraca na to uwagi - ja jednak tak. Mieszkam tutaj, sporo zwiedzam i potrzebuję solidnego bedekera. Póki co nie znalazłam jeszcze idealnego. Większość przewodników sporządzona jest pod "przypadkowego" turystę - takiego, który przyjedzie do Irlandii na kilka dni i przez te parę dni ma zamiar zobaczyć jej największe atrakcje. Jeśli masz większe wymagania, sam musisz sobie radzić i prowadzić szeroko pojęty "research", bo po prostu wielu zabytków w ogóle nie ma w przewodnikach. Cieszę się, że chociaż raz to Ty dowiedziałeś się czegoś ode mnie, a nie ja od Ciebie :) Oates w ogóle miał niezbyt dobrą reputację, a mimo to uwierzono w jego zeznania. Plunkett stracił głowę, a Oates po pewnym czasie został ułaskawiony. Jakby tego było mało, dostał jeszcze jakąś tam rentę ;)
OdpowiedzUsuńPewnie nie dorastał Św. Piotrowi do pięt;)
OdpowiedzUsuńCzytam Twój blog hm...jak jakąś ciekawą książkę,od której nie mogę się oderwać.I pomyśleć,że w Polsce ludzi nagradzają za beznadziejne blogi o modzie,no,ale ...jak się ma nazwisko....))Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJustine, wielkie dzięki za dobre słowa :) Nie startowałam w konkursie na Blog Roku, bo i tak z góry wiedziałam, że nie mam żadnych szans. Mój blog nie ma aż tak wielkiej rzeszy fanów, a bez głosów czytelników nic się nie zdziała. Wierz mi jednak, że słowa uznania pozostawiane przez moich Czytelników znaczą dla mnie więcej niż jakaś tam nagroda i tytuł najlepszego bloga. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń