Już jakiś czas temuzostałam wytypowana do zabawy blogowej polegającej na ujawnieniu publicesiedmiu swoich sekretów. Myliłam się, myśląc, że uda mi się wywinąć od tegozadania. Lud domaga się ofiary, więc nie pozostaje mi nic innego, jak wcielićsię w rolę Taity Ekshibicjonistki. Uwaga, zrzucam swój płaszczyk i odkrywamswoje tajemnice [oczywiście te wyjątkowo mroczne sekrety zachowam tylko dlasiebie]:
1. Mam tragicznąorientację w terenie. Jako dziecko byłam idealną kandydatką do zabawy w "ciuciubabkę".Wystarczyło okręcić mnie ze dwa razy wokół własnej osi i spokojnie można byłomieć mnie z głowy na resztę dnia. Niestety ta moja ułomność wkroczyła ze mną wdorosłe życie, dając Połówkowi powód do "szydzenia" ze mnie. Dohistorii przeszła już opowieść o tym, jak pewnego wieczoru po zakończeniuswoich pierwszych zajęć na jednym z tutejszych uniwersytetów przez co najmniejpół godziny błąkałam się po budynku, a potem po kolosalnym parkingu zanimzlokalizowałam nasze auto. Na moje szczęście Połówek ma wręcz kapitalnaorientację w terenie, więc idealnie się uzupełniamy. Ja się gubię, on mnieznajduje.
2. Nie znoszę szpitali iwszelkich zabiegów z nimi związanych. Nawet zwyczajne pobranie krwi stanowi dlamnie koszmar. Jako dziecko zawsze uciekałam przed mamą, kiedy chciała miwykonać jakieś badanie, pobrać krew, albo zrobić zastrzyk. W zasadzie to niemiałam ku temu żadnych powodów, bo tak delikatnej pracownicy służby zdrowia niema chyba w całej Polsce. A mimo to...Kiedy jako dziecko dość poważnie się skaleczyłam, zataiłam to przedrodzicielką, choć rana zdecydowanie wymagała interwencji chirurgicznej.Podkradałam mamie środki lecznicze, więc nie nabawiłam się żadnej infekcji.Została mi jednak sześciocentymetrowa blizna na znak własnej głupoty. Jedynyplus jest taki, że jako babcia będę mogła powiedzieć: "chodź wnusiu,zobacz jaka blizna została babci po starciu z tygrysem / wojnie, etc..."
3. Jestem wyjątkowostrachliwa, a mimo to lubiłam sobie w przeszłości poigrać z własnym strachem. Częstooglądałam horrory, w czasie których miałam nieraz palpitacje serca i boleśniewciskałam się w fotel. Pewnego dnia narobiłam Połówkowi obciachu. Wybraliśmysię do kina na pewien horror, a ja w momencie suspensu zaczęłam krzyczeć zestrachu. Do tego kina już nigdy nie powróciliśmy.
4. Wcześnie rozpoczęłamedukację szkolną. Byłam najmłodsza z rodzeństwa i co ciekawe najszybciejprzyswajałam sobie materiał, którego uczyło się moje rodzeństwo. W efekcie samawpakowałam się na minę, skracają sobie dzieciństwo i wcześniej lądując wszkole. Zawsze byłam najmłodsza: w klasie w szkole podstawowej, w liceum, nastudiach...
5. Ze wszystkich sportównajbardziej lubię piłkę nożną. Zaczęłam się nią interesować gdzieś pod koniecszkoły podstawowej. Okres fascynacji przeżywałam w liceum. Uwielbiam stadionowąatmosferę, której nic, ale to nic nie jest mi w stanie zastąpić. Mam dreszcze,kiedy siedzę na stadionie i słucham hymnu "mojego" klubuwydobywającego się z kilkudziesięciu tysięcy rozwrzeszczanych gardeł. Oglądaniemeczu w telewizorze jest przy tym niczym lizanie loda przez szybę.
6. Zanim wyjechałam doIrlandii, mieszkałam przez kilka miesięcy w malowniczym regionie Francji. Totam po raz pierwszy skosztowałam - z dość dużym oporem zresztą - owoców morza.Krewetki i małże przypadły mi do gustu, więc dość często lądują na moim stole. Krabównie lubię. Natomiast na gotowane ślimaki żaden Francuz nie był w stanie mnienamówić.
7. Bardzo lubię zwierzętai rzadko kiedy potrafię przejść koło nich obojętnie - szczególnie jeśliwymagają mojej pomocy. Zawsze otaczałam się zwierzakami. Kontakt z nimi bardzomnie relaksuje. Trzymałam na rękach konające króliki, kopałam groby dla moichkotów. Wychowałam jaskółki, które wypadły z gniazda, pielęgnowałam rannegonietoperza. A teraz dokarmiam trzy urocze, irlandzkie owieczki, którewypuszczone na wolność, biegają za mną niczym za swoją matką. Marzy mi sięposiadanie swojego rumaka. Kto wie, może kiedyś usłyszycie o stadninie Taity?
Dziękuję za uwagę, to bybyło na tyle. Znalazłoby się więcej ciekawostek, ale kobieta do końca"roznegliżowana", to kobieta mało tajemnicza :)
Nie mogłaś znaleźć lepszego miejsca do gubienia się jak Irlandia. Ten talent przydaje się tutaj do przypadkowego trafiania na prawdziwe perełki, no nie? P.S. Już myślałem, że zapomniałaś o siedmiu sekretach ;)
OdpowiedzUsuńHehehe to tak jak ja:) Ja gubię się nawet we własnym mieście, o centrach handlowych nie mówiąc :P i eM tak samo ze mnie szydzi .... faceci !!! :PLekarzy nie cierpię także bleeee i strachliwa tez jestem, jak ten zając w kapuście jak to M. powiedział. Wystarczy, że wychodzę z łazienki a M. przechodzi obok drzwi ( nie spodziewałam się go w tym miejscu) i już podskakuję wystraszona :P Nie mówiąc o innych sytuacjach , które są dla mnie nowe:) Buziak :*
OdpowiedzUsuńNo to nam się tu Taita roznegliżowała ;)) A już myślałam, że się nie doczekam ;))
OdpowiedzUsuńTe owieczki mnie rozczuliły :)Pozdrawiam Taito!O.
OdpowiedzUsuńjuz oczami wyobraźni widzę te owieczki :) słodki widok :D
OdpowiedzUsuńHaha, mam identycznie :) Boże, ile razy on mnie w ten sposób wystraszył... Najgorsze jest to, że ja w takich sytuacjach zawsze wrzeszczę, więc nie kończy się na niewinnym wzdrygnięciu :) Chyba tylko raz w życiu udało mi się kogoś wystraszyć - i to całkiem przez przypadek :) Oglądaliśmy kiedyś film w salonie. Światła były zgaszone. W pewnym momencie zadzwonił dzwonek, więc Połówek zatrzymał film i poszedł otworzyć drzwi. Po chwili wkroczył do pokoju, a za nim wszedł pewien Irlandczyk. Drzwi były otwarte, a ja siedziałam za nimi - gość mnie nie widział, tym bardziej, że było ciemno. Jak go zobaczyłam, powiedziałam "hello!", a facet dosłownie podskoczył ze strachu :) Komicznie to wyglądało. Taki duży facet, a zachował się jak mała dziewczynka ;) Stwierdził, że śmiertelnie go wystraszyłam :) No, ale zachował twarz, bo nie piszczał ze strachu ;) Ja za to z czystą satysfakcją nabijam się z Połówka, że nie jest zbyt dobry w robieniu kilku rzeczy na raz :) Ha! Chociaż w jednym jestem od niego lepsza :) A co do orientacji w terenie to wydaje mi się, że faceci mają jednak dużo lepszą.
OdpowiedzUsuńOj, trafiają się, trafiają i to jest świetne. Nie zapomniałam :) Pamiętam nawet, kto mnie wytypował :) Ps. Widziałam Turoe Stone - co oni mu zrobili... Z trudem udało mi się zrobić parę fotek. Gdyby chociaż te drzwi były otwarte...
OdpowiedzUsuńStara prawda mówi: czekajcie a będzie wam dane :)Roznegliżowałam się i nie powiem, żeby było mi z tym zbyt dobrze ;)
OdpowiedzUsuńPewnie podbiłyby Twoje serce, gdybyś zobaczyła je na żywo. Słodkie są. Nie sądziłam, że można tak udomowić owcę: wypuszczona na wolność nie tylko nie ucieka, ale wręcz chodzi za karmicielem :) I nawet pozwala się trzymać na rękach :) Chociaż wątpię, czy takie zachowanie jest wynikiem czystej sympatii i przywiązania ze strony owcy :)
OdpowiedzUsuńPost nieco przeterminowany - pisałam go przed moim wylotem do Polski. Owieczki są już dawno na pastwisku. Dobrze dla nich - niech się integrują, bo niestety zdarza się, że czasami taka udomowiona owca nie może się potem przystosować do nowych warunków i na zawsze trzyma się z dala od stadka.
OdpowiedzUsuńNo właśnie...
OdpowiedzUsuńHehehe dobre, dobre:) Ja to nikogo nie wystraszyłam jeszcze :) ale raz wychodząc z mieszkania na klatkę schodową ... otwieram drzwi a tam cichutko za drzwiami facet stał, widział mnie przez szybę, że idę i chciał mi ustąpić pierwszeństwo. Ja otwieram te drzwi i podskoczyłam jak szalony zając oczy jak spodki hahaha facet sam nie wiedział co zrobić, czy się odezwać czy co , aż ja zaczęłam się śmiać po chwili :) No mówię Ci :)
OdpowiedzUsuńhe he he ... też uciekałam przed mamą robiącą mi zastrzyki ;DDD
OdpowiedzUsuńNo proszę, zmusiłaś mnie do analizy siebie samego pod tym względem. I wiesz, do jakiego wniosku dochodzę? Chyba też mam wrodzoną złą orientację w terenie, dlatego gdy się gdzieś wybieram, wolę być sam, wtedy się koncentruije na zapamiętywaniu szczegółów przydatnych do powrotu, w efekcie czego wychodzę na osobę dobrze zorientowaną. Od trzech lat stały bywalec szpitali, poddany tylu procedurom i zabiegom, że szczur doświadczalny dawno by zdechł. Strach przeradza się u mnie automatycznie we wściekłość, więc lepiej mnie nie straszyć, a horrorów nie lubię. Do owoców morza nie jestem przesadnie przekonany, choć rybki mogę konsumować co drugi dzień, zwierzęta lubię dopóki mi za bardzo w drogę nie włażą, nie marzę o ujeżdżaniu ogierów, sam jestem ogier trudny do ujeżdżenia :-)Piłki nożnej nie cierpię, odkąd poznałem koszykówkę i rugby, piłka nożna jest dla mnie jednym wielkim oszustwem, nazywanym eufemistycznie "boiskowym cwaniactwem". dr Woland.
OdpowiedzUsuńWitam :-) Bardzo zabawne masz te cechy :-) To z brakiem orientacji w terenie chyba dość popularne u kobiet, mnie też to dopadło co nieco utrudnia mi sprawę biorąc pod uwagę mój zawód. A zwierzaki rozczuliły. Jakoś zawsze lepiej dogadywałam się z osobami, które lubią zwierzęta. Dobrego dnia, z Twoimi wpisami już jestem na bieżąco. Wrażenia z Polski dość przygnębiające, ale zgadzam się. choć wczoraj wróciłam z opolskiego i bardzo jestem pozytywnie zaskoczona, tyle się tam robi. Ściskam ciepło, ja w końcu muszę się zebrać z łózka, już jest naprawdę późno. Ciumek
OdpowiedzUsuńNie wiem ile masz rodzenstwa ale na pewno masz siostre blizniaczke o imieniu Ataner. Oczywiscie nie w stu procentach ale piec sekretow to jakby moje.Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJa wiem, że to Pendragon Cię nominował, ale ja bym takiej odpowiedzi nie zaliczył. To ja się przyznaję publicznie do podkochiwania się w szczerbatej Natalii Kukulskiej, a Ty zdradzasz, że jesteś strachliwą kobietą, o kiepskiej orientacji, co lubi zwierzęta, ale nie przepada za szpitalami!!?? No faktycznie wybryk natury. NIE NIE NIE. Nie zgadzam się.Pendragoooon!!!! Zrób coś !!! ;)
OdpowiedzUsuńMogę Cię pocieszyć i oznajmić, że ja mam identyczną orientację w przestrzeni, co więcej nie mam swojej drugiej połowy, która pomagałaby mi się odnaleźć. Zgodzę się z Pendragonem- w Irlandii takie gubienie się nie przeszkadza. Miło dowiedzieć się czegoś więcej o Tobie. Co do mojego bloga to tak-specjalnie nie ma historii postów, na dole można zaglądnąć jedynie do tych, które były polecone. W planach i tak mam wirtualną przeprowadzkę, więc trochę bałaganu będzie:)
OdpowiedzUsuńKiedy napisałeś mi, że go do pudła wsadzili, całkiem inaczej sobie to wyobrażałam. A tu się okazuje, że Turoe Stone mieszka sobie w całkiem eleganckiej szopie. Zastanawiam się tylko, czy jeszcze kiedyś będzie można go obejrzeć "wolnostojącego". Coś długo trwają te prace konserwatorskie. Szkoda, bo kamień naprawdę imponujący.
OdpowiedzUsuńJa na sto procent powitałabym go wrzaskiem ;) Siła wyższa - nie panuję nad tym ;)
OdpowiedzUsuńZ jednej strony wcale mnie to nie dziwi - znasz dziecko, które by nie uciekało? Z dwojga złego lepsza rodzicielka ze strzykawką niż obca baba ;)
OdpowiedzUsuńWolandzie, nigdy bym Cię nie podejrzewała o kiepską orientację w terenie :) Zresztą to pewnie Twoja skromność przez Ciebie przemawia ;) Wiesz, u mnie działa to na podobnej zasadzie: kiedy jestem sama, koncentruję się na zapamiętaniu drogi. Natomiast będąc z Połówkiem wcale się tym nie przejmuję, bo co tu dużo mówić: on radzi sobie z tym świetnie. Takie lenistwo z mojej strony. Ja generalnie bardzo lubię zwierzaki, ale czasami zdarzają się takie głupkowate osobniki, że po prostu nie da się ich polubić. Co najgorsze moi sąsiedzi mają parkę takich naprawdę upierdliwych i niezbyt mądrych psów. Przedwczoraj jak kosiłam trawę, cały czas biegały za mną wzdłuż ogródka i ujadały. Szału można było dostać. Ogier trudny do ujeżdżenia to wielkie wyzwanie i wielka satysfakcja z ewentualnego sukcesu :) Wolandzie, zdrowia życzę!
OdpowiedzUsuńNawet się nie przyznaj, że nie byłaś na bieżąco, bo za to ekskomunika grozi ;) Ku mojej satysfakcji nie tylko kobiety kiepsko sobie radzą z poruszaniem się na obcym gruncie. Połówek jakiś czas temu zwiedzał miasto w towarzystwie stricte męskim i wtedy to okazało się, że "płeć silniejsza" też cierpi na tę przypadłość, która dość często uchodzi za typowo kobiecą :) Część jego kumpli miała naprawdę duże kłopoty z odnalezieniem się w nowym miejscu. Miłej niedzieli życzę.
OdpowiedzUsuńA ja naiwna myślałam, iż będziesz usatysfakcjonowany, że WRESZCIE udało Ci się zapoznać z moimi słabościami ;) Pendragon nie zgłaszał żadnego sprzeciwu :) A jeśli zgłosi, to będę wiedziała, kto ma za to zapłacić ;) Rozumiem, że trzy pozostałe punkty zostały zaakceptowane :)
OdpowiedzUsuńBliźniacza siostro :) Ja już dawno odkryłam, że mamy ze sobą więcej wspólnego niż mogłoby się wydawać :)
OdpowiedzUsuńWiesz, to jest tak, jak napisał dr Woland. Jak jestem z Połówkiem, to po prostu olewam znaki rozpoznawcze, punkty orientacyjne, etc. On i tak WSZYSTKO wie, więc nie ma sensu się wysilać ;) Podejrzewam go o jakieś pokrewieństwo z Houdinim, bo jeśli chodzi o orientację w terenie, to robi takie sztuczki, że mi szczęka nieraz opada. Przed zwiedzaniem nowego miasta zerknie sobie na mapę dwa razy, a potem rzuca hasłami: "to teraz za tym rogiem będzie to i to". I Co ciekawe zawsze ma rację. Ja też tak chcę!! ;) Szkoda, że tak to wygląda, bo jednak czasem fajnie poczytać archiwalne posty. Nie zawsze można zaglądać na blogi codziennie. Byłabym wdzięczna za nowe namiary na Ciebie. Trzymaj się ciepło :)
OdpowiedzUsuńNie tak dawno temu wygadałaś się, że planujesz wycieczkę w góry Mournes. Na moim blogu jest właśnie post o pobliskim Carlingford, może zachęci Cię przy okazji do odwiedzenia i tego miejsca. A gdybyście poszukiwali z "Połówkiem" noclegu w rejonie, to mieszkam całkiem w pobliżu, więc jeśli nie będę się zajmował leżeniem w szpitalu, to zapraszam. W moich albumach znajdziesz też świeżo dodany fotoreportaż z Carlingford.http://tinyurl.com/67ne233dr Woland.
OdpowiedzUsuńBrak orientacji w terenie to chyba typowa cecha kobieca :) Ja często się gubię w mieście, zwłaszcza pierwszego dnia. Z górami czy w terenie nigdy nie miałam takiego problemu. W mieście zawsze :p W czwartek razem z Dżoaną pobłądziłyśmy w Cieplicach- w dzielnicy!!! Zastrzyków też nie znosiłam, a dostawałam ich w dzieciństwie sporo. Nie pomagało nawet, że robiła je moja chrzestna :pI piłkę nożną, o czym kiedyś mówiłyśmy, też bardzo bardzo lubię :)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTwój blamaż nie jest tak potworny jak mój, bo ja się zgubiłam na uczelni. Nie byłam jednak sama - pewien Irlandczyk z mojej grupy też pobłądził i trzeba było nam szukać właściwych drzwi. Niestety on szybciej odnalazł swoje auto, a ja zostałam sama w ciemności. Bałam się tym bardziej, że w okolicy grasował wówczas jakiś gwałciciel, czy morderca i zanim gnojka dopadli, on zdążył już zaatakować dwie babki. Faceci wbrew pozorom też często nie radzą sobie z orientacją w terenie, tylko nie każdy się do tego przyznaje :)
OdpowiedzUsuńAch, Wolandzie, czego ja nie planuję. Gdybym chciała wcielić w życie wszystkie moje turystyczne plany, musiałabym cały czas podróżować i w ogóle nie pojawiać się w pracy. A na to niestety nie mogę sobie pozwolić, bo trzeba jednak zdobyć fundusze na swoje wyprawy. Przyjemności kosztują. Posta przeczytałam z ciekawością - lubię Carlingford za panującą tam atmosferę i właśnie za to malownicze położenie. Jest malutkie, ale urocze. Kiedyś pewnie jeszcze się tam wybiorę. Chciałabym zobaczyć wioskę Termonfeckin. Czeka tam na mnie zamek :) Serdeczne dzięki za propozycję noclegu :) To bardzo miłe z Twojej strony - doceniam Twój gest, Wolandzie. Nie sądzę jednak, by była potrzeba skorzystania z niego, bo Louth nie leży aż tak daleko od naszego hrabstwa. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńZamek w Termofeckin jest obiektem ekstremalnie mało atrakcyjnym (malutki, dostępny tylko z zewnątrz, bardziej przypomina jeden z tych domów warownych w Carlingford, niż zamek), po 15 minutach będziesz go miała dość, więc na wszelki wypadek uzupełnij plany na ten dzień. Jeśli będzie pogoda, pojedź 4 km dalej do Clogherhead, do portu, stamtąd masz piękną panoramę gór Mournes, gdy wejdziesz na szczyt "głowy", będziesz mieć widok i na Mournes i na opisywaną ostatnio przeze mnie Slieve Foye (Carlingford Mountain) i na półwysep Howth w Dublinie i na Lambay Island, będzie też widać góry Wicklow. Poza tym "głowa" od wschodu posiada niewysokie, ale jednak klify. No i będziesz mieć do dyspozycji dwie piękne, dłuuugie plaże :-)))dr Woland.
OdpowiedzUsuńno proszę jakich ciekawych rzeczy się dowiedziałam:)))Ja mam spory problem z odróżnianiem kierunków (wiem gdzie chce iść ale zapytana czy w lewo czy w prawo muszę sie zastanowić), ale mimo wszystko się gubię bo uwielbiam mapy:) zawsze dojdę czy dojadę gdzie chcę:) uwielbiam w miastach, które zwiedzam rozszyfrowywać drogę do poszczególnych atrakcji:)w samochodzie mąż prowadzi, ale to ja jestem in charge jeśli chodzi o wskazywanie kierunku - co bywa zabawne kiedy mówię "za czerwonym budynkiem skręć", zamiast "jedź w prawo/lewo":)mam też zdolność do odnotowywania szczegółów, dlatego zawsze pamiętam gdzie zaparkowałam samochód na jakimś wielkim sklepowym parkingu;) bez wahania idę we właściwe miejsce, wiem, że weszłam do centrum handlowego przy tym konkretnym sklepie, pokonałam drogę mijając tyle i tyle słupków, a samochód zostawiłam przy 3 filarze w środkowym rzędzie:P coś w tym stylu ;)Co do zwierząt to też są one moją miłością odwieczną!!!! kiedyś w LO zwolniłam się z lekcji i zawiozłam rannego gołębia do zoo, zajęli się nim i przeżył, bo sprawdziłam potem;)zawsze podchodzę do psiaków czy kotów na ulicy, jak tylko który zechce to go pogłaskam:)))
OdpowiedzUsuńDzięki za wszystkie wskazówki :) A co do zamku to i tak chcę go zobaczyć - takie już moje zboczenie :) A w drodze na pewno coś jeszcze zwiedzę, bo same ruiny to zdecydowanie za mało.
OdpowiedzUsuńMnie w miniony weekend udało się spędzić bardzo przyjemnie czas - przy okazji spotkałam na swojej drodze przesympatyczne zwierzaki. Widziałam cudną klacz ze swoim wstydliwym źrebakiem :) No i parę innych koni. Wszystkie udało mi się do siebie zwabić, co uważam za duży sukces :) Może za jakiś czas wrzucę fotki, żebyś mogła je sobie pooglądać :)
OdpowiedzUsuńTeż właśnie ostatnio udało mi się stadko pasących się koni zwabić do siebie:) zawsze bardzo się cieszę jak zdołam jakiegoś pogłaskać:)uwielbiam ich nosy:Da Twoje zdjęcia z miłą chęcią obejrzę! Będę więc czekać! :)My planujemy w tym tygodniu gdzieś jechać, w końcu jest trochę luźniej, tylko kurcze pogoda się zepsuła:( mam nadzieje że od wtorku na południu będzie ładnie, chcemy Dingle:)trzymaj kciuki za słoneczko;)
OdpowiedzUsuńNosy mają kapitalne i niesamowicie przyjemne w dotyku :) Konie w ogóle są świetne :) No właśnie nieciekawie się zaczął ten maj. Kwiecień był boski, szkoda tylko, że słoneczna pogoda to już tylko wspomnienie.Fajnie macie, że możecie sobie podróżować w środku tygodnia. Tego mi właśnie brakuje. Będę trzymać kciuki za Waszą wyprawę.
OdpowiedzUsuńJa uważam zadanie za zaliczone. Szczerze mówiąc nominowałem wtedy trzy osoby licząc na to że nie będą kontynuować łańcuszka :) Sam nie lubię być wyznaczany w tego typu zabawach. Taito, nikogo następnego nie wyznaczyłaś więc zadanie zaliczam tym bardziej ;)
OdpowiedzUsuńNo nie wiem czy nie taki potworny- pierwszego dnia na uczelni w G. też się zgubiłam. Karola miała niezłu ubaw bo czekała na mnie przy wejściu a ja pomyliłam zakręty... I nawet mnie nie dziwiło, że niektóre korytarze są ciemne i puste i na pewno przez nie nie szłam.Faceci to się przede wszystkim boją zapytać o drogę. Nawet jak zabłądzą będą obstawać, że tak miało być i wszystko mają pod kontrolą ;)
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, choć mój brat i Połówek akurat nie mają z tym problemu. Teraz rzadko zdarza się nam pytać kogoś o drogę, bo mamy GPSa, ale wcześniej zdarzało się, że trzeba było zagadnąć tubylca o szczegóły dotarcia do jakiegoś zamku.
OdpowiedzUsuńNo i wszystko jasne: dwa głosy przeciwko jednemu :) Weto MiSzy nic nie zmieni :) Nikogo nie typowałam, bo w tej zabawie już prawie wszyscy brali udział, a poza tym nie każdy lubi łańcuszki.
OdpowiedzUsuńSkandal! Zdrada! Jak to wśród Polaków: kumoterstwo i minimalizm ;)
OdpowiedzUsuńSzpitali, zabiegów i wizyt u lekarzy i ja nie znoszę. Miło zobaczyć Cię Taitko bez płaszczyka :))Ściskam mocno i ciepłe myśli przesyłam :))
OdpowiedzUsuńOj tam, gdybyś tak miała to może byś nie spotkała takiego Połówka;) Teraz będziesz mogła być na bieżąco i będzie archiwum. Pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńPołówek wszystko wie, bo wyznaje zasadę, że porządne przygotowania (czyli dwa spojrzenia na mapę zamiast jednego ;-P) to podstawa każdej udanej wycieczki. A potem trzeba już tylko unikać spadków koncentracji i wystrzegać się zbytniej pewności siebie... Bo w przeciwnym razie po haśle "irlandzkie drogi to już mam w małym paluszku" wjeżdza się na westbound zamiast na eastbound :-P
OdpowiedzUsuńMiledo, widzę, że Taita Ekshibicjonistka przypadła Ci do gustu :) Wizyty w szpitalach zazwyczaj nie należą do przyjemnych. Ciepłe pozdrowienia przesyłam :)
OdpowiedzUsuń;P Skądże mi to, że sam Połówek się objawił?;D Oj, u mnie nawet 5 spojrzeń na mapie sprawiało, że gubiłam się w Dublinie;)
OdpowiedzUsuńCzasami trzeba po prostu uznać wyższość mężczyzn nad kobietami ;)
OdpowiedzUsuńCzasami lepiej nie wyróżniać się z tłumu ;)
OdpowiedzUsuńNa szczęście tylko czasami:P
OdpowiedzUsuńMmmm ślimaki...Miałem kiedyś okazję spróbować winniczków zapiekanych z masłem, zieloną pietruszką i czosnkiem, i powiem Ci, że niewiele potraw które kosztowałem, może równać się z nimi. Więc żałuj. ;)Dla porównania napiszę Ci, że świeże, jeszcze ciepłe, krewetki gotowane w morskiej wodzie z cebulą, zielem angielskim i liściem laurowym plus jakiś sos majonezowy, w mojej ocenie PRAWIE dorównywały winniczkom. Ale to moje subiektywne opinie a jak wiadomo o gustach nie dyskutujemy.
OdpowiedzUsuńWierzę, że ślimaki mogą komuś smakować - być może przypadłyby do gustu także mnie - ale od spożycia ich powstrzymuje mnie pewna blokada. Do krewetek też nie byłam przekonana, ale posmakowały mi i z chęcią po nie sięgam :)
OdpowiedzUsuń