"Then I found a two faced stone on burial ground, God-eyed, sex-mouthed (...)"
Wiedziałam, że kiedyś pojawię się na wysepce Boa. Nie znałam tylko konkretnej daty. Powód wizyty był mi znany od dawna. Nazywał się Janus, a chęć jego dotknięcia pojawiła się u mnie w momencie, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam jego zdjęcie.
Boa jest jedną z wielu wysepek, którymi usiane są jeziora Lough Erne w hrabstwie Fermanagh. Oczywiście nie ma ona nic wspólnego z wężami Boa, bo one podobnie jak ich mniejsi, ale równie obleśni krewni nie występują w Irlandii. Jest to zasługa świętego Patryka, patrona wyspy. Tak mówią legendy. Ludzie mocno stąpający po ziemi twierdzą, że węże nie występują w Irlandii, bo nie odpowiadają im tutejsze warunki, lub dlatego, że nigdy tutaj nie dotarły. Sami zdecydujcie, która wersja bardziej Wam odpowiada.
Nazwa wyspy wzięła się zatem od imienia celtyckiej bogini wojny, Badhbh, czasem przedstawianej jako czarna wrona, a czasem przybierająca postać wilka. Boa przestała być wyspą, kiedy z dwóch stron połączono ją z lądem. Można dotrzeć tu samochodem, pytanie tylko, czy warto? Jeśli nie jesteście zainteresowani pogańskimi, czy też wczesnochrześcijańskimi monumentami, to prawdopodobnie nie ma sensu się tu wybierać. Bo na cmentarzu Caldragh nie znajdziecie nic innego oprócz dwóch starodawnych rzeźb.
Cmentarz, ukryty za gęstą zasłoną chwastów i krzewów, sprawia wrażenie zapomnianego. Nie jest taki, o czym doskonale świadczy świeży kopiec ziemi, z której usypano nagrobek, przed którym stoję. Maleńki cmentarz skrywa w sobie pradawne tajemnice. Wspaniale łączy przeszłość z przyszłością. Obok dwóch figur, najprawdopodobniej liczących sobie grubo ponad 1000 lat, niedawno pochowano współczesne zwłoki.
Znajdują się tu dwie figury, ale po wejściu na teren cmentarza tylko jedna z nich rzuca się w oczy. Stoi praktycznie w środku i jest znacznie większa. To chyba najbardziej enigmatyczny posąg Irlandii. Dwustronna kamienna rzeźba została określona mianem Janusa, bo podobnie jak to bóstwo czczone w starożytnym Rzymie, ma dwie twarze. Nie jest to jednak wizerunek Janusa, lecz najprawdopodobniej celtyckiego bóstwa.
Jedni twierdzą, że wschodnia strona rzeźby [zawierająca rzekomo atrybut męskości, którego ja pomimo najszczerszych chęci nie zlokalizowałam] reprezentuje mężczyznę, a zachodnia kobietę. Janus jest zatem bóstwem, który widzi wszystko, co się dzieje począwszy od wschodu aż do zachodu słońca. Ze względu na swą dużą głowę, wąski nos i pokaźne oczy niektórzy dopatrują się w posągu wizerunku... kosmity. Każda z dwóch stron figury posiada dużą głowę, tors, półotwarte usta, skrzyżowane ręce, pas, ale nie ma szyi. W miejscu złączenia figur widać przeplatający się wzór interpretowany jako włosy. Na samej górze monumentu znajduje się wgłębienie, do którego według dość śmiałych przypuszczeń, być może wlewano krew.
Kilka cech tej rzeźby podpowiada, że jej korzeni należy dopatrywać się w czasach Celtów. Figury zlewają się w całość za pomocą pleców. Być może był to zabieg mający na celu zdublowanie siły bóstwa. Celtowie mocno wierzyli w "bliźniaczą siłę". Stosunkowo duża głowa również może mieć swoje konkretne znaczenie. Warto pamiętać, że właśnie ta część ciała odgrywała ogromną rolę w religijnym życiu pogańskich Celtów. Wierzyli oni, że w głowie znajduje się nie tylko ludzka siła, lecz także dusza. Dlatego też był to bardzo pożądany łup w walce. Głowę zabitego przeciwnika chętnie zabierano, by pokazać, że siła zmarłego została teraz połączona z siłą zwycięzcy. Z kolei czaszki swoich zmarłych przywódców były pieczołowicie przechowywane i traktowane jako talizmany.
bożek Lustymore
Tuż obok posągu Janusa stoi mniejsza figura. To bożek Lustymore nazwany tak ze względu na miejsce swego znalezienia. Rzeźbę przeniesiono z wysepki Lustymore na Boa dopiero w 1939 roku. Stopień jej zniszczenia pozwala twierdzić, że monument jest starszy niż posąg Janusa. Niestety dużo mniej okazały. Ze względu na ułożenie rąk figura może reprezentować także Sheelę-na-Gig [o której kiedyś napiszę, bo to niesłychanie ciekawy rodzaj rzeźby], znaną z tego, że lubi obnażać swe intymne części ciała.
Ze swego rodzaju podziwem patrzyłam na dość liczny stos monet ułożonych zarówno na bożku Lustymore, jak również w trawie koło niego. To najlepszy dowód na to, że mały cmentarz Caldragh jest wystarczająco pojemny, by pomieścić zarówno wierzenia pogańskie, jak i chrześcijańskie. Można powiedzieć, że wierni zostawiają bożkom monety, aby kupić sobie ich przychylność. Monumenty są odbierane jako "lucky stones", czyli kamienie przynoszące szczęście. Nikt z odwiedzających nie zabiera pozostawionych tam monet i to jest piękne.
Niesamowita jesteś, wiesz? Przemierzasz Irlandię w poszukiwaniu podobno celtyckich bożków na które przeciętny śmiertelnik nie zwróciłby uwagi. Chciałabym Cię zobaczyć w trakcie szukania "atrybutu męskości";)
OdpowiedzUsuńHehe, mogę Ci to zwizualizować :) Wyobraź sobie jak z wypiekami na twarzy padam przed nim na kolana, rozsuwam dłońmi kępki trawy i po chwili konsternacji stwierdzam: CO JEST?! Może to jednak nie ta strona? Ale jednak ta. A może się odłamał? Może ukruszył? Może leży gdzieś w trawie? Nic z tych rzeczy - nigdzie nie ma. Ale przecież musiał być! Może ktoś wziął sobie na pamiątkę? A może jakiś pruderyjny osobnik ocenzurował go? ;)
OdpowiedzUsuńMoże ktoś chciał porównać albo sobie doprawić?;))
OdpowiedzUsuńMnie na Boa przyciągnął mój ulubiony przewodnik po Irlandii, gdzie Janus jest na okładce. Zrobiliśmy sobie kilka fotek we trzech :)
OdpowiedzUsuńCzyżby "The traveller's guide to sacred Ireland"? Chociaż bardziej interesuje mnie to, czy udało Ci się znaleźć u Janusa to, czego ja nie zlokalizowałam ;)
OdpowiedzUsuńNiewykluczone, wszak przeróżne głupie pomysły nie są ludziom obce ;) Niestety nie udało mi się nawiązać kontaktu z Janusem - ponoć niektórzy odczuwają "mrowienie", kiedy go dotykają. Ja tam nic nie poczułam.
OdpowiedzUsuńSzukałaś kamiennego dildo? Bardziej interesowałem się nogami, które mimo swojego wieku wciąż są na chodzie.
OdpowiedzUsuńTak, to moja ulubiona książka.
OdpowiedzUsuńHehe, no niezupełnie. Bardziej płaskiego reliefu niż kamiennego dildo ;) Bezimienna i ja tylko się wygłupiamy :)
OdpowiedzUsuńI "dziwnym" trafem jest po angielsku - ciężko o solidne, dobre i polskojęzyczne przewodniki po Irlandii. Jest tyle porządnych książek anglojęzycznych, które pewnie nigdy nie doczekają się polskiego wydania. Szkoda. Bo w Polsce nie brakuje miłośników Irlandii, a nie każdy z nich biegle włada angielskim.
OdpowiedzUsuńJasne. To ja się powygłupiam z holed stones :)))
OdpowiedzUsuńTo co, tłumaczymy czy piszemy swoje?
OdpowiedzUsuńHehe, a co byś preferował? Tyle tego jest, że nasza praca i tak byłaby tylko kroplą w morzu potrzeb...
OdpowiedzUsuńNie krępuj się - innowacyjne pomysły zawsze w cenie.
OdpowiedzUsuńKręci nas to samo, my oboje Wodniki, więc może pora popływać tu i ówdzie, się popytać, posprawdzać...
OdpowiedzUsuńW tym przypadku byłbym tylko epigonem.
OdpowiedzUsuńPendragonie, bo jeszcze sobie pomyślę, że jesteś moją zaginioną połówką jabłka ;) Nie mów, że jeszcze słuchamy tego samego i oglądamy te same filmy. Bo że jeździmy w te same miejsca, to już wiem. Kto wie? Może kiedyś doczekamy się czegoś na kształt: "Pendragon i Taita przedstawiają" ;) Niezbadane są wyroki boskie :)
OdpowiedzUsuńOj, nie bądź dla siebie zbyt surowy, bierz przykład z MiSzY: on zawsze ma jakąś oryginalną teorię na temat megalitów i innych zabytków wyspy :) [Newgrange jako placek ze szpinakiem, Fourknocks - piwniczka na wino] :) Może chłopak ma rację? :)
OdpowiedzUsuńNo ja się nie dziwię jak go wcześniej zmacałaś;)
OdpowiedzUsuńOjej, co tu się dzieje;) Ja chętnie bym taki przewodnik przez Was (razem czy osobno, wszystko jedno) zakupiła, co więcej może bym się w końcu zmobilizowała żeby w ogóle kupić przewodnik po Irlandii, bo te które spotkałam w empikach i innych miejscach mnie nie zachęciły do zakupu. Swoją drogą sprawa z tymi dziurami przedstawia się ciekawie;)Nic więcej już nie mówię, bo znowu wyjdzie, że jestem gorsząca;)
OdpowiedzUsuńMisza patrzy na świat z góry więc ma inny punkt widzenia, co do piwniczki na wino i placka ze szpinakiem to określenia są celne.
OdpowiedzUsuńBawiłaś się jabłkami? :) Kilka filmów postaram się pokazać jutro, a słucham obecnie na zmianę The Alan Parsons Project i The Fields of the Nephilim. Znasz?
OdpowiedzUsuńA Ty byś go nie obmacała, co? :)
OdpowiedzUsuńAlan Parsons Project bardziej do mnie przemawia :) Co do Fields of the Nephilim [nie słyszałam o nich], to właśnie przesłuchałam kilka piosenek, ale akurat teraz nie mam nastroju na takie klimaty. U mnie leci właśnie "Walk" FF :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam grę słów, jeszcze tego nie wiesz? :)Kamienie z dziurą też uwielbiam - choćby dlatego, że zazwyczaj wiążą się z nimi romantyczne i ciekawe historie. Jak wiemy "size does matter", więc wielkość dziury nie pozostawała bez znaczenia :) Przez te duże przeciskano na przykład noworodki, by ustrzec je przed przeróżnymi chorobami, bo holed stones często przypisuje się funkcje lecznicze. Mniejsze otwory miały swoje pięć minut w czasie zawierania małżeństw i rożnych umów. Podoba mi się ta tradycja i cieszę się, że nie do końca o niej zapomniano. Wyznać sobie miłość / zawrzeć małżeństwo przy takim kamieniu to jest coś! :)
OdpowiedzUsuńPrzesłuchałem i czuję się jakbym dostał wszystkimi garnkami z kuchni po głowie. Wracam do Nephilimów.
OdpowiedzUsuńAj, wybacz. Muszę zrobić drugie podejście do nich, ale to już chyba nie dzisiaj. Nieco depresyjna muza jak na mój gust. No chyba, że trafiłam na "złe" piosenki.
OdpowiedzUsuńChyba trafiłaś na dobre, znaczy się wszystkie są "złe". Gdybym miał dużą półkę z płytami, to Fields of the Nephilim staliby obok Laibach, Dead Can Dance, This Mortal Coil, Brendana Perry, Love Is Colder Than Death, Lisy Gerrard, Black Tape for a Blue Girl, Klausa Schulze, Bauhaus, Clan Of Xymox, The Sisters of Mercy, ale ta półka byłaby jedną z bardzo wielu, po prostu dziś miałem taki mood na słuchanie tego ponurego klimatu. Teraz posłucham do końca The Corrs i idę spać.
OdpowiedzUsuńYyyy, mów do mnie jeszcze... to może trafi się coś, co znam ;) Po tym komentarzu już mogę Ci powiedzieć, że nie słuchamy tego samego. O, tak - The Corrs pasuje idealnie na "kołysankę" :) A skoro mowa o tym zespole, widziałeś już "The Boys & Girl from County Clare"? Przyjemny w odbiorze. Za wcześnie na sen ;) Ja pracuję teraz nad postem, ale prawdę powiedziawszy średnio mi to idzie, bo inne rzeczy mnie rozpraszają.
OdpowiedzUsuńZa taką drobnicę, to na nadmiar boskiej przychylności ja bym nie liczył. A za poszukiwanie atrybutu męskości, to chyba źle się zabrałaś. Tu trzeba bioderkami zakołysać, włosy na wietrze rozpuścić, atrybuty kobiecości wyeksponować, to i wielki nieobecny się pokaże ;)
OdpowiedzUsuńWitajCiekawy blog obfity w wiele ciekawostek, oprawiony ładnymi fotografiami :) już się tu zadomowiłam :)Słonecznie pozdrawiam z Małopolski :)
OdpowiedzUsuńJa to mam swoją teorię, a nawet kilka: 1. Janus nie lubi kobiet znacznie wyższych od siebie.2. Jest uprzedzony do blondynek [rozpuszczone włosy, subtelnie powiewające na wietrze nie pomogły]3. Speszyła go obecność Połówka - sam na sam byłby śmielszy ;) 4. Nie przepada za trójkącikami ;) 5. Nie wie jak "wyrwać" współczesną laskę....No cóż. Muszę przełknąć tę gorzką pigułkę - najwyraźniej nie jestem w jego guście. Kusiłam, prężyłam się, wyginałam śmiało ciało i nic nie pomagało ;) Ps. A może przyczyna jest bardziej prozaiczna? Być może biedaka dopadła "niemoc starcza"? ;) A co jeśli on chciałby, ale nie może? ;)
OdpowiedzUsuńMorgano, czuj się jak u siebie w domu!
OdpowiedzUsuńDo mnie przemawia teoria nr 1. Faceci bywają onieśmieleni przez kobiety wyższe od siebie.Albo prężyłaś się przed żeńska połową posągu :).Gdyby ludzie zamiast miedziaków, zostawiali pod bożkiem niebieskie pigułki, na atrybucie męskości można by wiadukt oprzeć ;)
OdpowiedzUsuńTrudno powiedzieć;) Grę słów wiem, że lubisz. O, to może ja tam pojadę i w końcu zdrowa będę. No taki ślub to byłby nie lada wydarzeniem. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWidziałem, polecałem go nawet w moim kąciku filmowym. Młoda Andrea (wokalistka) wystąpiła w filmie The Commitments Alana Parkera. Od tego filmu zresztą zaczęła się kariera The Corrs, bo Parker w ramach castingu do filmu zarządził przesłuchanie lokalnych irlandzkich grup i to był dla Corrsów impuls żeby pójść za ciosem.
OdpowiedzUsuńZgadza się, umknęło mi. Dopiero później zauważyłam, że film faktycznie znajduje się na Twojej liście.Hmm, chyba pora powtórnie obejrzeć "The Commitments", bo zupełnie nie kojarzyłam jej osoby z tym filmem. Widziałam go dawno temu i prawdę powiedziawszy średnio mi się podobał. Na pewno nie zaliczyłabym go do moich ulubionych irlandzkich filmów.
OdpowiedzUsuńPróbowałam swoich sztuczek zarówno przed jedną jak i drugą stroną. W końcu wyglądają niemal identycznie i nigdy nie wiadomo, gdzie tak naprawdę zaczyna się facet, a kończy kobieta, jako że nie trafiłam na znaki rozpoznawcze. Pewnie coś w tym jest, bo na przykład sama czuję się nieco niezręcznie w towarzystwie niższego ode mnie faceta. Na moje szczęście niezbyt często się to zdarza. Janus był wyjątkiem. Zresztą to by wszystko wyjaśniało: on się czuł onieśmielony, ja niezręcznie i nic z tego nie wyszło - nie zaiskrzyło między nami. Miałam nadzieję, że jak go dotknę to COŚ poczuję, bo ponoć zanotowano takie przypadki, ale chyba jestem oziębła ;) Chyba pora wprowadzić taki zwyczaj :)
OdpowiedzUsuńRose, dlaczego nie? W walce z chorobą wszystkie chwyty dozwolone :) Myślę, że gorzej by już nie było. Chociaż mógłby być maleńki problem z przepchaniem Cię przez dziurę, bo okres niemowlęcy masz już dawno za sobą ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio już pisałam Pendragonowi-z dotarciem byłby problem, raczej nie jestem w stanie latać. Co do dziury-myślę, że znalazła by się taka dla mnie, w końcu mam 1,50 w kapeluszu;))
OdpowiedzUsuńCzyli poprzednim razem dotarłaś tutaj drogą lądowo-morską? Ja kiedyś bałam się samolotów, ale to było przed moim pierwszym lotem. Potem nawet mi się spodobało. Nigdy też nie cierpię na żadne dolegliwości związane z podróżą w samolocie, więc bardzo cenię sobie ten środek transportu. Szybko i wygodnie.
OdpowiedzUsuńPoprzednim razem dotarłam samolotem, ale nie chorowałam jeszcze. Byłam totalnie zdrowa:) Uwielbiam samoloty i latanie, zawsze marzyłam o pracy w lotnictwie..Dwa razy nawet byłam blisko, ale zawaliłam. Mi się robiło zawsze odrobinę duszno, ale ustępowało. No i raz zdarzyło mi się mieć zatkane uszy, odetkały się następnego dnia rano;)
OdpowiedzUsuńRose, ale wiesz, co to oznacza? Do trzech razy sztuka. Czyli plan jest taki: zdrowiejesz, a potem zostajesz stewardessą w Emirates i łączysz przyjemne z pożytecznym - zarabiasz i podróżujesz :)
OdpowiedzUsuńTaito! Za niska jestem do pracy w Emirates, takie kurduple jak ja to Ryanair przyjmuje. Jest oprócz tego jeszcze jeden problem-nie potrafię pływać i mam ogromny lęk przed wodą. Na razie o tym nie myślę, muszę wyzdrowieć, a trochę to już trwa niestety.
OdpowiedzUsuńDroga Taito! W poszukiwaniu bożków nie trzeba jeździć do Irlandii! Zapraszam na Podkarpacie - jeśli chcesz wiedzieć gdzie dokładnie, polecam książkę "Po Rzeszowskim Podgórzu błądząc" - stara książka, ale znakomita. Tam znajdziesz, czego szukasz.
OdpowiedzUsuńTe pieniążki PO skasuje ,pośle cmentarnika lub kogoś podobnego.
OdpowiedzUsuńLudzie to zwyczajne dewoty - chrześcijanie, sataniści, wiccanie, scjentolodzy, prawosławni, hasydzi, wyznawcy voodoo i wszyscy inni religianci - ICH WSZYSTKICH TOCZY CHOROBA O NAZWIE DEWOCJA! Jeśli natura czegokolwiek od człowieka oczekuje lub/i wymaga TO NA PEWNO NIE TEGO! To skandal, że po tysiącach lat doświadczeń człowiek nie potrafi wyciągnąć jednego prostego wniosku i się do niego PRAKTYCZNIE zastosować, a mianowicie: BYĆ CZĘŚCIĄ NATURY ZE WSZYSTKIMI PRAWAMI I OBOWIĄZKAMI, A NIE JEJ CZCICIELEM!
OdpowiedzUsuńO proszę, onet polecił :)
OdpowiedzUsuńCiekawy ten tutejszy, po jednej wizycie już dobrze wie, czego szukasz, hm.
OdpowiedzUsuńJa tutaj żyję, nie przyjechałam do Irlandii specjalnie po to, by zobaczyć Janusa. Dzięki jednak za namiary na książkę, Podkarpacie to bliskie mi strony, więc kto wie, być może faktycznie wyruszę kiedyś na spotkanie z tamtejszymi bożkami.
OdpowiedzUsuńNawet bym o tym nie wiedziała, gdyby nie dwadzieścia parę osób on-line. Licznik to fajna rzecz :)
OdpowiedzUsuńhey babies! this is not janus usw.. it easly turkic (hun, schythian, uighur, seldjuk, ottoman, saphevi, numidian) taşbaba/balbal.. there is no any mystism also, easly a military commandant grave.. also there is no any paganism or plural god sorts they were easily one and his first name of given by human "tengri" belief.. all of here looks like "hamam" dialogs :D
OdpowiedzUsuń