Ten mały ekshibicjonista jest naprawdę fenomenalny, myślę sobie spoglądając na figurkę Manneken Pis. Jak inaczej można go podsumować? Nie jest to ani najbardziej poruszająca rzeźba, jaką widziałam, ani nawet niezbity dowód na geniusz jej autora. Gdybym jej nie zobaczyła, nie byłabym ani uboższa, ani gorsza. Chyba nic bym nie straciła, a mimo to przyszłam tu po śladach setek tysięcy turystów, by zobaczyć właśnie jego: małego, nagiego, pulchnego chłopca, nic nie robiącego sobie z tego, że w jego tyłku tkwi rurka, a każda para oczu zwrócona jest właśnie ku niemu.
Prawdziwy fenomen. Dla wielu najważniejsza osobistość w mieście, narodowy i niepodważalny symbol Belgii o magnetycznej sile przyciągania i sławie odwrotnie proporcjonalnej do jego wielkości. Gdyby został ożywiony, mógłby napisać bestsellerowy poradnik w stylu: „Jak zostać sławnym mając olewający stosunek do życia”. Czas uczynił go bohaterem, a jednocześnie spowił jego genezę wieloma legendami. Gdybyśmy zapytali kilku brukselczyków o jego korzenie, dostalibyśmy najprawdopodobniej kilka różnych odpowiedzi.
Usłyszelibyśmy, że Manneken Pis powstał na cześć malca, który w XIV wieku sikając ugasił lont materiałów wybuchowych podłożonych pod mury miasta przez agresorów bezskutecznie próbujących zdobyć Brukselę. Dowiedzielibyśmy się o dwunastowiecznej bitwie, w czasie której na drzewie zawieszono kołyskę z synem dowódcy w celu dodania odwagi żołnierzom. Malec niezrażony walką mającą miejsce u jego stóp, wstał i obsikał wrogie wojska, które ostatecznie przegrały bitwę.
Poznalibyśmy również historię o bogatym szlachcicu, który zgubił w tłumie swego kilkuletniego synka. Jedna z wersji mówi, że chłopiec obsikał dom czarownicy, a ta za karę zamieniła go w posąg. Inna, że po szeroko zakrojonych poszukiwaniach prowadzonych przez zrozpaczonego ojca po paru dniach odnaleziono jego syna akurat załatwiającego swoją potrzebę fizjologiczną. Właśnie tu, gdzie obecnie stoi rzeźba Manneken Pis.
Wiele jest historyjek na temat Sikającego Chłopca, ale jeszcze więcej jest jego wcieleń. Bo ten mały golas jest niczym kameleon: jednego dnia może być piłkarzem, innego pilotem RAF-u, studentem, atletą lub żołnierzem armii amerykańskiej. Ciągle zwiększającej się garderoby – liczącej ponad 700 strojów - mogłaby mu pozazdrościć niejedna celebrytka. Przeróżne kostiumy - począwszy od ludowych, przez arystokratyczne, karnawałowe, a kończąc na wojskowych - można obejrzeć w „Domu Króla”, muzeum na Grand-Place, niedaleko którego usytuowany jest Manneken Pis.
W zamierzchłych czasach figurka chłopca była kamienna, dopiero później w XVII wieku Jerome Duquesnoy wykonał replikę z brązu. Sikający Chłopiec od dawna był ulubionym łupem złodziei, kradziono go, a czasami nawet niszczono. Wandala, który w XIX wieku rozbił rzeźbę na kawałki, skazano na dożywotnie roboty. Nieszczęśnik chyba nie zdawał sobie sprawy o konsekwencjach przemocy w stosunku do tak ważnej persony w stolicy.
W 1985 roku dzięki rzeźbiarzowi Denisowi Debouvrie Manneken wzbogacił się o siostrzyczkę. Za całą inicjatywę ponoć odpowiedzialne były belgijskie feministki. To one zażyczyły sobie damskiej wersji sikającej figury. Jeanneke Pis nie ustawiono jednak obok słynnego posągu. Nie dość, że małą umieszczono w dużo mniej znanej i uczęszczanej uliczce, prostopadle biegnącej do Rue des Bouchers, Ulicy Rzeźników, to jeszcze zamknięto ją za kratami. Ale „Janeczka” nie wydaje się być zmartwiona tym faktem. Z dziecięcą radością szczerzy swą okrągłą twarzyczkę przyozdobioną dwoma niewielkimi „kucykami” i robi, to co jej dużo starszy brat – sika. Jest jeszcze gdzieś sikający pies, ale nie wystarczyło mi czasu, żeby do niego dotrzeć.
fotka pochodzi ze strony: http://www.loughrigg.org/bxlLandmarks/
Zboczency. Juz chcialam zaoferowac swoje siki jako najorygalniejszy pomysl na swiecie a tu raptem juz ktos wpadl na taki sam pomysl wiele wczesniej. Sikajacy chlopiec o wiele lepiej wyglada niz jego siostra. Pomijam juz takie szczegoly jak siusiak to sama pozycja mezczyzny jest o wiele bardziej fotogeniczna. Do dzis myslalam, ze Kopenhaga jest stolica sikaczy. Ten belgijski tez jest zabawny i z wielka przyjemnoscia zapisuje go na liste "have to be seen", dzieki tobie Taito!Dziekuje.
OdpowiedzUsuńno to ,że tak powiem wyszła Ci fizjologiczna blotka o Brukseli ;DDDPS. we Włoszech takich sikających amorków dziecięcych jest maaaaaaaaaaaasaaaaaaaaa
OdpowiedzUsuńlubię rzezby, ot takie sobie, porozstawiane w miastach lub poza nimi, które nie są dziełami znanych artystów, tylko mają jakieś ukryte znaczenia ściśle powiązane z miejscem i ludzmi. koneserem rzezb nie jestem i nie znam się.w Edynburgu jest kilka głów człowieka, które można znalezć w najmniej spodziewanych okolicznościach. porcie, Water of Leith, na chodniku przy budce stróża itd. nie wiem, kto je wykonał, ale idąć chodnikiem i nadziewając się na korpus pana, który po ramiona wkopany jest w chodnik jest czymś niesamowitym. po raz pierwszy zobaczyłam te cuda kilka tygodni temu. ciekawa jestem, czy widziałaś zwiedzając Britannię, bo coś takiego jest kilka metrów za nią?:)
OdpowiedzUsuńNie pomyślałabym, że dzięki sikaniu można stać się sławnym;) Dobrego weekendu Taito:)
OdpowiedzUsuńA widziałaś Jeanneke zanim ocenzurowali mi fotkę? Całkiem sympatyczna jest przy bliższym kontakcie :) Widziałam dużo ciekawsze i ładniejsze rzeźby, ale te też mają swój urok. Mogłam je pominąć, ale nie zrobiłam tego. Owczy pęd - tak to się chyba nazywa. Kopenhaga ciągle leży w sferze moich marzeń. Zazdroszczę Ci, że tam byłaś.
OdpowiedzUsuńRóżne są drogi wiodące do sławy. Dobry, bo dłuugi :) Trzy dni wolnego, niezbyt często się to zdarza - szczególnie Połówkowi. Szukałam ciekawych zamków do zwiedzenia, ale sezon turystyczny jeszcze się nie zaczął i większość z nich jest jeszcze pozamykana. Może się gdzieś jutro wybierzemy. Mam parę rzeczy na oku, a pogoda ma być ładna.
OdpowiedzUsuńNa Britannię nie wystarczyło mi czasu. Kiedyś ją zwiedzę, jak będę mieć jeszcze okazję. Również cenię takie rzeźby. Mam dwójkę ulubionych irlandzkich artystów o dość charakterystycznym stylu.Nie przepadam za tradycyjnymi pomnikami ludzi, jeśli wiesz, co mam na myśli. Bo co nowego wnosi np. setny z kolei pomnik nieznanego żołnierza? Forma rzeźby jest zazwyczaj oklepana do bólu. Rzeźba antropomorficzna nie jest zła pod warunkiem, że jest intrygująca, zagadkowa i oryginalna. Fajnie jeśli artysta ma jakiś ciekawy i nietuzinkowy sposób wyrażania siebie. Jeśli właśnie takie są jego dzieła, to prawdopodobnie je docenię. No chyba, że będzie to surrealizm w zaawansowanej postaci ;) Nie trzeba być koneserem, by móc cieszyć się pięknem sztuki. Mnie też nie można określić takim mianem. Rzeźbiarstwo nie jest moją wielką pasją, ale mam swój gust i swoje preferencje. Tym się kieruję. Nie lubię, kiedy ktoś narzuca mi swoje zdanie i - dajmy na to - niepochlebna opinia "wybitnego krytyka" na pewno nie sprawi, że zmienię swoje zdanie (to taka mała uwaga nieco związana z tematem). Dlatego na przykład idę do kina na Johna Cartera, mimo że krytycy "zjechali" ten film równo. A jak to faktycznie będzie gniot, to przynajmniej będę mieć satysfakcję, że popatrzyłam sobie na Marka Stronga :))
OdpowiedzUsuńAle zgaduję, że żaden z nich nie ma takiego PR jak właśnie Manneken Pis ;) Nie miałam okazji zagłębić się w ten kraj, bo jak do tej pory nie wychyliłam się zbytnio poza Milano, a tam nie widziałam zbyt dużo rzeźb tego typu. Ty miałabyś zdecydowanie więcej do powiedzenia na ten temat. Notka iście olewająca ;)
OdpowiedzUsuńoj nie wiem czy te aniołki włoskie mają takie historie podejrzewam, że nie ...
OdpowiedzUsuńAno różne, kontrowersje zawsze pożądane. I jak minął weekend?
OdpowiedzUsuńChorowicie, dlatego zamiast dłuższej wycieczki mogłam sobie pozwolić tylko na wyjście do kina. PS. Ależ on jeszcze nie minął :) Poniedziałek też mamy wolny :)
OdpowiedzUsuńTa siedziba Europarlamentu wygląda mi na najbardziej olewane miasto Europy: olewają ją chłopcy, olewają dziewczynki, olewają nawet psy. dr Woland.
OdpowiedzUsuńA ja chcę już takie kwiaty piękne bo chce wiosnę kolorowa :P
OdpowiedzUsuńhejka :-))) Jak tam plany na weekend? U mnie pracowite, ale udało się zarezerwować nocleg na dlugi majowy weekend - jedziemy w góry :-)) Powiedz: doszedł mój mail? Tak pytam z ciekawości bo wiem, że czasem (choć chyba nie z gmaila, zwykle miałam ten problem z o2) nie dochodzą.Pozdrawiam ciepło :-)
OdpowiedzUsuń"Tylko do kina". No wiesz? Chwal się na czym byliście w kinie:))Jak tam zdrówko, lepiej już? Ano dowiedziałam się od Pendragona o wolnym poniedziałku u Was. Szczęściarze.
OdpowiedzUsuńFajne są właśnie tego typu rzeźby, takie z jajem a nie tylko, że siedzi gościu na koniu i się gapi albo popiersie Lenina czy innej historycznej postaci. Oczywiście nie twierdzę, że są one złe ale lubię oglądać również tego typu jak sikający chłopczyk czy oblewający słupek pies. Fajne są postacie znanych pisarzy siedzących gdzieś na ławce lub ludzi z czasów Wielkiego Głodu, które bardzo dobrze ukazują krzywdę tamtych strasznych czasów... A powiedz jak podobały Ci się te nowoczesne rzeźby z Kyllemore Abbey? Oprócz owieczek obok ogrodów, bo przypuszczam, że pojawiał się uśmiech na Twojej twarzy w momencie patrzenia na nie? :-)pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńA Ty jak zwykle nie usiedzisz na miejscu i to w Tobie kocham...Wlasnie teraz czytam Twego dluuuugiego maila do mnie, dzieki kochanie, nie czytalam Twej prosby na blogu Iwony, przeoczylam czy jak? Nie wracam do wczesniejszych notek i nie czytam komentarzy:)Cmokam....http://lisa-elisan.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku bo zamilkłaś? Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt i dawaj znaki. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo ogólnoeuropejska olewka w pełnym tego słowa znaczeniu. Trendy mają to do siebie, że bardzo szybko się rozprzestrzeniają.
OdpowiedzUsuńHistorie z pewnością różne, co nie znaczy jednak, że mniej ciekawe. A określanie Manneken Pis mianem aniołka lub amorka to chyba semantyczne nadużycie, koleżanko ;) Główny zainteresowany chyba nie byłby zadowolony z takiego obrotu sprawy ;)
OdpowiedzUsuńTo już tuż, tuż :) Spring is in the air! A ja codziennie cieszę oczy moimi kwiatami w ogródku i coraz ładniejszą zielenią na osiedlu.
OdpowiedzUsuńJeszcze trochę pożyję. A w kinie widziałam "Safe House", "Johna Cartera" (3D) i "The Raven". Kolejność nie jest przypadkowa.
OdpowiedzUsuńSezon turystyczny zainaugurowałam już jakiś czas temu, ale jeszcze nie zdecydowałam, co będę robić w długi weekend majowy. Jeśli pogoda się uda, to pewnie będę błąkać się gdzieś po wyspie. A obecny weekend będzie raczej spokojny i relaksujący - z książką, w kameralnym towarzystwie. Najprawdopodobniej w domu. Mail oczywiście dotarł, przy okazji dziękuję za niego i postaram się niedługo odezwać. Wasze plany są całkiem obiecujące. Lubię góry, ale najczęściej podziwiam je z bardzo "przyziemnej" perspektywy.
OdpowiedzUsuńLubię intrygujące rzeźby, monumenty z jajem, pomysłem. Uodporniłam się na wspomniane przez Ciebie popiersia i gości na koniach - czasami przechodzę obok nich zupełnie obojętnie. Ale znana Ci Maria Edgeworth sprawiła, że wysiadłam z auta i ją sfotografowałam :)
OdpowiedzUsuńLisa, a ja już straciłam całą nadzieję. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się odezwałaś. Jeszcze raz wielkie dzięki! :) Miło wiedzieć, że u Was wszystko w porządku.
OdpowiedzUsuńDzięki za troskę, to naprawdę miłe z Twojej strony. Wiesz, jak to w życiu bywa - raz pod górkę, raz z górki. Co się zaś tyczy długiej przerwy w blogowaniu, to po prostu straciłam zapał i cierpliwość. Śmiało mogę powiedzieć, że Onet odebrał mi całą przyjemność z blogowania. Doszło do tego, że poważnie rozważam zakończenie mojej blogowej przygody. W mniej pesymistycznej wersji przeniosę się na inny portal - nie wiem tylko, który byłby najlepszy. Tu zwyczajnie nie da się pisać. I jakoś nie wierzę, że te coraz częstsze awarie to po prostu chwilowe problemy, które zostaną rozwiązane w najbliższym czasie. Ja również życzę Ci przyjemnych i zdrowych świąt - bez tej całej stresującej i nieprzyjemnej otoczki.
OdpowiedzUsuńRadosnych Swiat Wielkanocnych i milego swietowania zyczy Ataner i p.
OdpowiedzUsuńAtaner, dziękuję za pamięć. Ja również życzę Wam zdrowych, pogodnych i miłych świąt. Trzymajcie się ciepło.
OdpowiedzUsuń