Chwilę stałam i mierzyłam wzrokiem neogotycki gmach przede mną, ważąc w myślach argumenty za i przeciw zwiedzaniu. „To co? Wchodzimy?” – zapytałam Połówka bardziej dla formalności niż z ciekawości. Mieliśmy za sobą już kilka dość intensywnie spędzonych godzin i byłam niemalże pewna, że usłyszę coś pieszczotliwego w stylu: „Ty gangreno, wracajmy już do domu”. Z naszej dwójki to ja jestem tą osobą, która jest wiecznie spragniona atrakcji. Zawsze chcę więcej, zawsze mi mało. Zawsze też maksymalnie opóźniam powrót do domu, choć uwielbiam ten moment, kiedy otwieram drzwi i wchodzę do naszej hacjendy wypełnionej najczęściej zapachem brazylijskiego mango.
„No jasne, chodźmy!” – rzekł Połówek z taką pewnością w głosie, że musiałam się upewnić, iż dobrze usłyszałam. Już chyba bardziej spodziewałabym się tego, że mój wybranek zaraz zacznie publicznie stepować niż udzieli pozytywnej odpowiedzi na moje pytanie.
Trochę mnie zmęczyło prażące słońce i nie byłam przekonana, czy aby na pewno chcę spędzać resztę tego pięknego dnia wewnątrz budynku oglądając jakieś nudne wystawy. Nie chciałam też być "miękką bułą", zatem ruszyłam żwawym krokiem w stronę wejścia, mrucząc pod nosem „niech się dzieje wola Połówka”.
Dublinia, wystawa przedstawiająca świat Wikingów i życie w średniowiecznym Dublinie, obejmuje swym zasięgiem kilka stuleci. Znajduje się w dość przyjemnym budynku w części Hali Synodu Church of Ireland. Dublinię łączy z Christ Church Cathedral zgrabny łukowaty mostek biegnący nad ulicą. Jeśli ktoś jest zainteresowany zwiedzeniem obydwu wspomnianych atrakcji powinien wykupić bilet łączony - tańszy niż dwie osobno nabyte wejściówki.
Dublinia znajduje się w rękach Medieval Trust, prywatnego stowarzyszenia charytatywnego mającego na celu przybliżanie społeczeństwu wiedzę z okresu średniowiecza. To nie jest standardowe muzeum – zresztą kierownictwo Dublinii nie lubi tego słowa. Wolą określać się mianem centrum dziedzictwa narodowego przygotowanego w taki sposób, by ekspozycje absorbowały odwiedzających i zachęcały ich do aktywnego zwiedzania. Można tu przymierzyć przeróżne szaty, powęszyć wśród towarów sprzedawanych na średniowiecznym targu, lub przeszukać aptekarskie szufladki i dowiedzieć się, jakie „lekarstwa” stosowano w ówczesnym okresie.
Nothing is ever easy
Wystawy są często interaktywne, przez co Dublinia dobrze się spisuje w roli edukacyjnej dla dzieci i młodzieży. Ekspozycje rozmieszczone są na trzech poziomach, a na spokojne zapoznanie się z nimi należałoby wygospodarować przynajmniej godzinę.
Pierwszy poziom poświęcony jest życiu i historii Wikingów, drugi – który chyba najbardziej przypadł mi do gustu - średniowiecznemu Dublinowi, ostatni zaś archeologii. Na tej kondygnacji znajduje się także przejście do katedry Kościoła Chrystusowego, coffee shop i niewielki sklepik z pamiątkami, gdzie można natrafić na ciekawe pozycje książkowe. Moja biblioteczka poszerzyła się o pięknie wydaną książkę o średniowiecznych zamkach.
Warto także pokonać 96 schodów, by dostać się stąd do wieżyczki wieńczącej budynek. Z okien, niestety zabezpieczonych szybą, rozciąga się przyjemna panorama na stolicę.
Opuściłam Dublinię nie mając wrażenia, że wydałam pieniądze w błoto. Choć cena jest być może nieco zawyżona, uważam, że jest to miejsce, w które spokojnie można zajrzeć. Nie zamieściłabym go, dajmy na to, na liście top 5 Dublina, ale nie jest to też nudne muzeum, po zwiedzeniu którego turysta wychodzi zmęczony, znużony i przytłoczony – jak gdyby przygniótł go ciężar historii.
Jedna z form pochówku. Wikingowie wierzyli w życie po śmierci - do niezbyt głębokich grobów wkładano przedmioty osobiste, które miały służyć im w pozaziemskim świecie
a czy ja kiedykolwiek wspominalam, ze bylam czlonkiem bractwa wikongow i jezdzilam na zloty:)? najslynniejszy to chyba ten na wyspie Wolin, ktory odbywal sie raz w roku. spalismy w namiotach wikinskich, ubrania robilismy sami, to samo ozdoby. zjezdzaly sie tysiace ludzi i turystow. swietna zabawa i edukacja w jednym. dla niektorych to styl zycia. nawet nie wiem, czy te bractwa jeszcze istnieja. zjazdy na Litwie, w Czechach, Francji, Danii, Norwegii. potem mialam faze na j. norweski i za wszelka cene skandynawistyka w Gdansku, a potem wyjechalam. Wikingowie na wielkie tak u mnie. mam mase literatury skandynawskiej i historycznej.
OdpowiedzUsuńjak zwykle intrygujące miejsce i muzeum ale szczerze ujął mnie za serce gostek w latrynie ;D
OdpowiedzUsuńPrażące słońce, ech nie mogę się doczekać :) Wiesz pewnie, że w Castledermot jest podobno jedyny w Irlandii nagrobek Wikinga? Ciekaw jestem gdzie reszta, o ile to prawda.
OdpowiedzUsuńByłem koło tego muzeum parę razy i nigdy nie zdecydowałem się wstąpić. Jakoś nie byłem zdecydowany i chyba też trochę mnie odstraszała cena, która nie pamiętam już ile wynosiła, ale wydawało mi się, że jak na muzeum, sporo. I nawet chyba nie zdawałem sobie sprawy, że chodzi o wikingów :) Po przeczytaniu powyższego tekstu, spróbuję to, przy najbliższej okazji, poprawić i tę konkretną atrakcję ,,zaliczyć''.pozdrówka! ;)
OdpowiedzUsuńO zdjeciach nie bede pisala bo znow powtorze tylko same superlatywy a powtarzac sie nie chce bo swiadczy to o monotonii i sklerozie:) Cos jednak musze napisac bo az mnie swidruje. Dzieki za to, ze fotki sa tak realistyczne i dokladne wiec o wiele latwiej jest mi wyobrazic sobie co widzialas na wlasne oczy. Pisalas, ze pogoda wspaniala i od razu dostrzeglam palmy rosnace na trawniku pomimo "dalekiej polnocy". Chyba bliskosc morza lagodzi zimy i jej srogie mrozy. Taki widok dodaje sil do zwiedzania kolejnego muzeum i nie dziwie sie, ze fruwacie po nich do ostatniego tchu bo odpoczywac trzeba w domu a nie na wakacjach czy w czasie weekendowego wypadu. Oby sil wam nie zabraklo na kolejne ciekawe miejsca jak to.Oprocz palm moja uwage przykuly dwa szczegoly;#1-kly morsa, czy prawdziwe czy nie, teraz moge sobie wyobrazic ich rozmiar, sa wielkie!#2- pileczka w kolorze zoltym spoczywajaca sobie spokojnieobok nogi osobnika stojacego w dybach. Jest to dowod na to, ze i maluchy zwiedzaly to miejsce i ich zainteresowanie bylo na tyle duze, ze zapomnialy o swej zabawce.Jednak nie zdjecia najbardziej zainteresowaly mnie w twej relacji a slowa. Dom pachnacy brazylijskim mango. Wiem co mi do tego bo moj dom moim zamkiem. Czy jestes amatorem tych owocow czy to tylko potpouri o takim zapachu?Wydaje mi sie, ze wycieczka byla udana i mieliscie o czym rozmawiac w drodze do pacnacego domu:)))
OdpowiedzUsuńMnie chyba nie wspominałaś, bo to całkiem spore zaskoczenie dla mnie. Fajna sprawa z przynależnością do takiego bractwa. Może niekoniecznie bym zasiliła jego szeregi, ale na pewno nie miałabym nic przeciwko, by przyjechać na taką imprezę, popatrzeć i dokształcić się.
OdpowiedzUsuńJak się patrzy na jego minę, to aż się serce kraje, nieprawdaż? ;)
OdpowiedzUsuńTak, widziałam go, całkiem niepozorny. To jest prawdopodobnie jedyny "hog-back" w Irlandii. Natomiast w hrabstwie Wicklow jest inny memoriał związany z Wikingami - wertykalny, granitowy kamień z wyżłobioną prostokątną dziurą. Najprawdopodobniej upamiętnia śmierć duńskiego księcia.
OdpowiedzUsuńĆwirku, Dublinia to mimo wszystko nie jest coś, co koniecznie trzeba zobaczyć. Można, ale nie trzeba, tak bym to ujęła. Prawie osiem euro to chyba jednak nieco za dużo za atrakcję tego typu. Nie namawiam Cię, bo na wyspie mamy ciekawsze rzeczy. Sam zdecyduj. Nie chciałabym, żebyś potem żałował. Prawdę powiedziawszy, nie jestem do końca pewna, czy Dublinia przypadłaby Ci do gustu. Trochę już znam Twój gust i wydaje mi się, że Twoich klimatów należy szukać gdzie indziej. Może się mylę :)
OdpowiedzUsuńJasne, że mieliśmy :) Zawsze zresztą mamy. Czas spędzony w aucie często bywa tylko odrobinę mniej przyjemny niż samo zwiedzanie. Uwielbiam przemierzać Irlandię właśnie w ten sposób. Botanika i ogrodnictwo nie są mi zbyt dobrze znane, ale wydaje mi się, że wspomniana roślina to nie palma tylko po prostu jakaś odmiana jukki. Wiesz, że całkiem sporo ich tutaj mamy?Co się zaś tyczy piłeczki i mężczyzny w dybach, to jest to właśnie jedna z tych ekspozycji, które mają zachęcać do aktywnego udziału. Napis na tablicy przewieszonej przez szyję nieszczęśnika mówi: "Throw a ball to hit my nose and find out why I'm here" :) Nie wiem, czy sfotografowane kły były prawdziwe - jakoś nie zwróciłam na to uwagi. Ataner, ależ absolutnie nie uważam, by Twoje pytanie było jakimkolwiek naruszeniem mojej prywatności :) Wspomniany zapach to "brazilian mango flower" i pochodzi z elektrycznego odświeżacza powietrza Brise :) Bardzo lubię ten zapach. Egzotyczny, przyjemny, relaksujący.Wcale nie uważam, by Twoje komentarze były monotonne. Wręcz przeciwnie :)
OdpowiedzUsuńNo i prosze oto przyklad jak ja znam sie na roslinach. Cokolwiek przypomina palme to dla mnie palma i juz:) Az wstyd przyznac sie, ze mozna byc takim dyletantem. Taka jestem. Z tym zapachachem to troszke pofolgowalam swej wyobrazni wyobrazajac sobie szklana mise pelna mango. Wcale nie widzę przeszkód aby tak było. Ze wszystkich owoców najbardziej lubię owoce morza ale czy wyobrazasz sobie tak pachnacy dom. Dlatego zapytalam. No tak śmieję się piszac te słowa, ze za chwilę nie wytrzymam. W kontaktach mamy jabłko+cynamon albo wanilię i dzieki za podpowiedz i poszukam czy tutaj mango w olejku jest dostepne. Co kraj to obyczaj a tutejsze sa z reguly odmienne. Dla Amerykańców co amerykańskie to święte choć wszystko dookoła "made in China".Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńoczywiście i można domniemywać, że leki czy tam zioła na przeczyszczenie były wtedy niezbyt łatwo dostępne ;DDD
OdpowiedzUsuńPewnie - jak to facet - był zbyt dumny, by pójść po radę do medyka, a teraz ta duma go rozpiera ;)
OdpowiedzUsuńNie twierdzę, że mam rację, jednak to mi wygląda na odmianę jukki. Całkiem wdzięczna roślina. Mam jedną w domu. Kupiłam ją jak była mała, a teraz jest gigantem i jak dalej będzie się tak rozrastać, to jej zwyczajnie nie pomieszczę w pokoju. Miejsce najwyraźniej jej służy. A jeśli wspomniana roślina to faktycznie jukka, to trzeba przyznać, że umiejętnie przebrała się za palmę. Bardzo dużo osób tak właśnie ją nazywa. A wiesz, że ja od czasu do czasu też używam jabłka z cynamonem? Bardzo pozytywnie kojarzy mi się ten zapach. Choć owoce morza lubię (nie wszystkie), to jednak nie wyobrażam sobie mieszkania w domu przesiąkniętym takim "zapachem" :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba Twój styl opisywania zdarzeń , miejsc , które zwiedzasz i Twoje zdjęcia.To wszystko jest tak obrazowo opisane , że czuję się jakbym tam była.Lubię czytać Twój blog i trochę Ci zazdroszczę , że mimo tak młodego wieku już tak dużo zwiedziłaś , a ile jeszcze przed Tobą! Podoba mi się Dublinia.Te figury są jak żywe.Myślę , że muzeum warto zobaczyć.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzy dużo? Nie jestem tego pewna. Jeśli mówimy tylko o podróżach po Irlandii, to na pewno tak - sporo zobaczyłam przez te parę lat, odwiedziłam praktycznie wszystkie zakątki wyspy, ale nie mam zamiaru na tym poprzestać. Zrobi się ładniejsza pogoda, to znów będę się przemieszczać po wyspie szukając miejsc godnych odwiedzenia - zakątków, które na długo zapadają w pamięć. Jeśli zaś mówimy o podróżach zagranicznych, to nie uważam, bym przodowała pod tym względem. Cały czas ograniczam się do Europy [a jest tutaj co zwiedzać] i nic nie wskazuje, by to wkrótce miało się zmienić. Znam dużo osób, które podróżują dużo częściej niż ja. Mam mnóstwo podróżniczych planów i jeśli tylko wszystko pójdzie tak, jak sobie wymarzyłam, to za kilka miesięcy znów będziesz mogła poczytać o moich zagranicznych wyjazdach :)Bawo, dziękuję Ci bardzo za miłe słowa. Naprawdę miło było mi je przeczytać. Życzę Ci, by Irlandia jeszcze nieraz zaskoczyła Cię swoim pięknem :) Miłej niedzieli.
OdpowiedzUsuńTrafiłaś piłeczką w nos tej kobieciny w czerwonych rajtkach? Za co ja w dyby zakuli? Zupa była za słona?
OdpowiedzUsuńSokole Oko, a skąd pomysł, że to kobieta? Bo facet nie założyłby czerwonych spodni? Do tej pory byłam święcie przekonana, że to jakiś nieszczęśnik jest. Zaintrygowałeś mnie i żałuję, że nie mam okazji sprawdzenia, kto ma rację. Nie no, rysy twarzy i dłonie jakieś takie męskie. Pozdrawiam Cię serdecznie, Michałku :)
OdpowiedzUsuńA juz myslalam ze o mnie bedzie post ;) Do Dubliniii poszlam podczas ostatniej nocy muzeow. Nie uwazam zeby 8 € to bylo duzo jak na wstep do muzeum, ale za duzo jak na wstep do Dublinii. Fajna zabawa jak sie jest dzieckiem ale doroslym nie polecam.
OdpowiedzUsuńMam dwa pytania: 1. Czy ta toaleta jest płatna, czy w cenie biletu???2. Czy można siłą przesunąć sąsiada z toalety w razie, gdyby się rozsiadł tak, jak ten ze zdjęcia??? No zajął dobre półtora miejsca!!! Typowy Irlandczyk: "Ja zaparkowałem, mój wóz zajmuje dwa miejsca parkingowe naraz, ale to już nie mój problem".P.S. A propos parkowania, miałem dziką satysfakcję, gdy usłyszałem, że znajoma Irlandka lamentowała po wizycie na Północy, gdzie z parkowanie na dwóch miejscach parkingowych naraz, dostała mandat, mogliby i w Republice zacząć to ścigać.
OdpowiedzUsuńzdjęcia świetne :) jak zwykle zresztą :) widok z wieży bardzo przyjemny, przepiękny dzień mieliście na wycieczkę! Też jestem z tych co zawsze chcą więcej i nie chcą wracać do domu :) zmęczenie na wyprawach ma zupełnie inny wymiar dla mnie :) ale samo muzeum jakoś mnie nie zachęcilo, podobne są właśnie w Indiach, wszędzie figury przedstawiające życie danej społeczności wieki temu, częśc nawet ciekawych, ale dla mnie to jakoś bardziej dla dzieci czy młodzieży pasuje, chociaż niektóre odwiedziłam i nie żałowałam :) super lekcje poglądowe, zamiast w klasie siedzieć, na pewno 10 lat temu wolałabym to :) ale teraz chyba bardziej wolę inne typy muzeów :) ostatnio mam faze na galerie sztuki, czym się sama sobie dziwię :) ogromne wrażenie wywarła na mnie Guernica w muzeum Królowej Zofii :)
OdpowiedzUsuńNie byłam, ale też nie wydaje się tak ciekawe jak wiele z opisywanych przez Ciebie muzeów. Tak z ciekawości-co byś zaliczyła do top 5 Dublina?
OdpowiedzUsuńJa nie jestem dusigroszem, ale naprawdę wydaje mi się, że taka cena wstępu (do jakiegokolwiek muzeum) jest nieco za wysoka. Pomyśl na przykład o turystach z Polski - 32 zł od osoby za wejście do muzeum? Przesada. A poza tym należy pamiętać, że do wielu muzeów zagranicznych wstęp jest bezpłatny.Faktycznie - z wizyty w Dublinii więcej przyjemności będą mieć prawdopodobnie dzieci. Sporo tam przeróżnych interaktywnych ekspozycji nastawionych głównie na młodszych odbiorców. Mimo że bardziej podobało mi się na zamku dublińskim - a cena była tam dużo niższa - nie żałuję, że się tam pojawiłam.
OdpowiedzUsuń1. Toaleta jest uwzględniona w cenie biletu, ale jako że jest "koedukacyjna" i nastawiona raczej na ekshibicjonistów, to nie polecam z niej korzystać.2. Wszystkie chwyty dozwolone :)Oj, mogliby, to prawda. Strasznie to irytujące. Mam taką śmieszną sąsiadkę. Mamy przed domem po dwa oznaczone miejsca parkingowe - są wyznaczone białymi liniami biegnącymi prostopadle do chodnika. Pal licho, że ona jednym małym autkiem [Yaris czy innym Smartem] zajmuje obydwa - są jej. Najśmieszniejsze jest to, że ona uwielbia parkować... równolegle do chodnika. Agentka, nie?
OdpowiedzUsuńGdy byłam młodsza, jakoś bardziej przemawiała do mnie twórczość impresjonistów. Postrzegałam ją jako przyjemną dla oka, relaksującą. Teraz dzieła Moneta, Renoira, czy Maneta wydają mi się takie nudne. Zbyt ugrzecznione, oczywiste. Brak tam zazwyczaj miejsca na nutkę tajemniczości, na niedopowiedzenia. Zobacz, o ile bardziej intrygujący jest kubizm: patrzysz na obraz i dostajesz swego rodzaju wyzwanie. Musisz zagłębić się w umysł artysty i spróbować zrozumieć to, co chciał przekazać. Picasso i Dali intrygują nawet jeśli uważa się ich za niegroźnych dziwaków ;) Wzbudzają skrajne emocje i to jest fajne. Byłam w Oslo w muzeum Muncha i fajnie było stanąć oko w oko ze słynnym krzykiem :) Podobało mi się. Pogoda w istocie była boska - to był jeden z bardzo ciepłych dni lata. Bardzo dobrze zresztą wykorzystany. Zdecydowanie jestem zwolenniczką takich żywych i barwnych metod nauczania historii. Szkoły faktycznie powinny odwiedzać tego rodzaju przybytki.
OdpowiedzUsuńDziwne pytanie, nie domyślasz się? ;) Drimnagh Castle, Dublin Castle, Rathfarnham Castle, no i może dorzuciłabym jakiegoś klasyka - Trinity College, Kilmainham Gaol, albo po prostu Phoenix Park ;) Nie radziłabym sugerować się moim top-5 :)
OdpowiedzUsuńNie przeliczam nic na zlotowki, Irlandia to drogi kraj dla turystow z zewnatrz to prawda, ale skoro butelka niewyszukanego wina kosztuje kolo 8 e to nie uwazam zeby ta cena byla wysoka. Wejsciowka do Dublin zoo to 15 e np.. Dla nas zyjacych tutaj to niewiele ale dla polskiego turysty...Ja po prostu porownuje cene biletu do cen innych towarow, uslug i biletow w Irlandii. Ciesze sie ze bylam tam podczas nocy muzeow kiedy weszlam za darmo bo jednak uwazam ze mozna sobie darowac.
OdpowiedzUsuńO nie. Takie straszne miejsce dałaś do top 5! Każdy powinien wyznaczać swoje top:)
OdpowiedzUsuńTo prawda - kraj jest drogi, ale ponoć jeszcze drożej jest w Norwegii i Szwajcarii. Ja również nie przeliczam na złotówki. To byłoby bez sensu. Jednak w tym konkretnym przypadku chciałam pokazać, że dla osób "z zewnątrz" cena jest naprawdę wysoka, a jak wiesz, są w stolicy tańsze atrakcje.
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam. Straszne to może być nocne spotkanie z typem spod ciemnej gwiazdy, ale nie zwiedzanie Kilmainham Gaol. A Ty miałabyś swoje top 5 Dublina?
OdpowiedzUsuńHm..Ciekawe pytanie, myślę że za mało znam jeszcze Dublin. Mogę spróbować z pierwszą trójką. Na pewno browar Guinessa, Temple Bar. Jako trzecie dodałabym zwiedzanie piechotą miasta i kolorowe drzwi oraz most:) Więcej bym znalazła z wybrzeża wokół Dublina;)
OdpowiedzUsuńtylko narzekasz - ramolstwo postepuje jak widać
OdpowiedzUsuń