czwartek, 16 kwietnia 2015

Poranek w cieniu ruin opactwa: Corcomroe Abbey


Czasami śpię jeszcze o takiej porze, ale w tamten niedzielny poranek byłam na nogach już od jakichś trzech godzin. Na mojej twarzy nie było żadnych oznak snu, a znajdujący się przede mną obiekt miał skutecznie sprawić, że przez najbliższe pół godziny będę zajęta zwiedzaniem i fotografowaniem. Czas snu bezpowrotnie minął. Teraz należało korzystać z pożądanych okoliczności, jakimi bezsprzecznie był brak innych turystów, a także ze sprzyjających warunków atmosferycznych. Na większe skupisko ludzi można tu natrafić w czasie rezurekcyjnej mszy wielkanocnej. Podoba mi się pomysł odprawiania nabożeństwa w Niedzielę Wielkanocną w wielu opuszczonych ruinach dawnych świątyń. Taka poranna msza pod gołym niebem, kiedy powietrze jest jeszcze cudnie orzeźwiające, a zewsząd otacza nas duch przeszłości, ma niepodważalny urok.



Urokliwa jest również lokalizacja Corcomroe Abbey. Opactwo znajduje się w zielonej dolinie otoczonej surowymi, szarymi i skalistymi wzgórzami Burren przez co cały kompleks może budzić skojarzenia z oazą zieleni na pustyni. Mała czarna tabliczka informacyjna przytwierdzona do jednej ze ścian ruin zdradza, że opactwo znane jest również jako  świątynia Sancta Maria de Petra Fertilis – Matki Boskiej Żyznej Gleby, a misterne zdobienia wewnątrz świątyni, m.in. w postaci powszechnych w Burren dzwonków, mają nawiązywać do wspomnianej nazwy.




Corcomroe Abbey jest cysterskim opactwem wzniesionym najprawdopodobniej pod koniec XII wieku z wapienia - surowca, którego nie brakuje w okolicy. Jak to bywa w tego typu przypadkach, genezę ruin spowija mgiełka tajemniczości, a turystom podsuwa się kilka wersji do wyboru. Legendy przypisują założenie opactwa władającemu Thomondem - w skład którego wchodziło m.in. hrabstwo Clare - królowi Conorowi na Siúdaine O’Brien. Conor opuścił świat doczesny w 1267 roku i w podzięce za swą dobroczynną postawę wobec świątyni został pochowany w jej prezbiterium. Zanim jednak powiedział swe ostatnie słowo i zdążył wydać ostatni dech, skazał na śmierć pięciu architektów-murarzy odpowiedzialnych za budowę opactwa. Tak na wszelki wypadek, bo trzeba przecież dmuchać na zimne, a człowiek to tylko marna istota, która za odpowiednią opłatę jest w stanie zdradzić własną matkę, a co dopiero skonstruować konkurencyjną pod względem splendoru świątynię.



las krzyży i łyse wzgórza Burren w tle


Choć grobowiec z podobizną wspomnianego Conora istotnie znajduje się w opactwie i cieszy się całkiem dobrym stanem, rzeczywistość wyglądała prawdopodobnie mniej brutalnie, bo za wzniesienie Corcomroe Abbey najpewniej odpowiada Donal Mór O’Brien, dziadek Conora. Klan O’Brien czynnie patronował Corcomroe, jak również wspierał inne ufundowane przez siebie świątynie. Nie był jednak wolny od ludzkich ułomności, zatem w jego obrębie zdarzały się niesnaski i zgrzyty.




Jak mówi kolejna legenda – na początku XIV wieku nieopodal opactwa doszło do starcia między dwoma członkami klanu. Po jednej stronie stanął Donough wraz ze swoimi ludźmi, po drugiej Dermot i jego zwolennicy. Udając się na pole bitwy Donough natrafił nad jeziorem na wiedźmę i stos okrwawionych kończyn. Czarownica szybko i wymownie zwizualizowała mu najbliższą przyszłość – widziany przez niego krwawy stos miał składać się z jego żołnierzy, a leżąca wśród niego głowa Donough z pewnością nie była dowodem na sukces w bitwie. Taka wizja niezbyt przypadła do gustu wodzowi i jego ludziom. Chęć pochwycenia autorki czarnego scenariusza nie powiodła się. Odwagi i waleczności zapewne nie można było odmówić żołnierzom i choć wiedźma nie miała pojęcia o sztukach walki, miała asa, który zapewnił jej przewagę - miotłę. Donough próbował podnieść morale swych wojowników wmawiając im, że czarownica jest oszustką i kochanką jego rywala, Dermota, zaś całe przedstawienie było strategicznym trikiem mającym odebrać im chęć do walki. Jak okazało się niedługo później, czarownica nie była bajkopisarką. Pole bitwy pokryło się krwią i trupami ludzi Donough, ale wódz niekoniecznie to zobaczył, jako że sam okupił walkę swoim życiem.




Spacerowałam wśród licznych nagrobków zapewne zwyczajnych ludzi. Jaskółki krążyły nad moją głową, a ptasi trel wesoło rozrywał ciszę niedzielnego, zwyczajnego poranka. Było przyjemnie, bo promienie słoneczne ogrzewały świat, czyniąc to miejsce wyjątkowo przyjaznym do spacerowania. Kiedy jednak znalazłam się wewnątrz wysokich murów, a słońce chwilowo schowało za chmurami, Połówek skapitulował i pospiesznie schował się w aucie. Równie szybko odczułam chłód tego miejsca. Nie było sensu doszukiwać się w tym lodowatego podmuchu śmierci i dusz wypełniających te ruiny. Nie było w tym nic spirytystycznego i pozaziemskiego. Nie czułam tu niczyjej obecności. Wiedziałam też, że nie podgląda mnie żadna para ciekawskich oczu, nawet tych Połówka. Nie musiałam zbliżać się do auta, by wiedzieć, że mój towarzysz właśnie ma je zamknięte i korzysta z klimatyzacji. Nadrabia sen, który mu rano ukradłam.



35 komentarzy:

  1. To było pierwsze opactwo, jakie zobaczyłam w Irlandii. Zrobiło na mnie wtedy ogromne wrażenie. Nie spotkałam się nigdy wcześniej z tym, żeby wchodząc do środka stąpać po płytach nagrobnych. Czuć było ducha przeszłości i chyba w odróżnieniu od Ciebie troszkę jednak czułam ducha tych, którzy tam sobie spoczywają. No i jak sama wspomniałaś Burren w tle. Myślę sobie, że te pierwsze razy zawsze będą trącić sentymentem. Jak Corcomroe Abbey, Zamek w Dalkey czy Cliffs of Moher. To było takie pierwsze, wyczekiwane od dziecka. Spełnienie największych marzeń stojąc tam i być chłostaną wiatrem, nawet jeśli słońce ukrywało się za chmurami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsze razy zdecydowanie mają swój urok i ogromną wartość sentymentalną. Na nasz pierwszy kilkudniowy urlop po Irlandii wybraliśmy się do hrabstw Cork i Kerry. Pogoda dopisała, zobaczyliśmy przepiękny kawałek świata i generalnie bardzo dobrze się bawiliśmy. Mimo że później wielokrotnie zwiedzałam równie piękne zakątki wyspy, żadnemu z nich nie udało się zdetronizować Kerry i Cork. To są moje ulubione hrabstwa w Irlandii. Zawsze wracam do nich z ogromną radością - zupełnie jakbym wracała do domu.

    Corcomroe ma swój urok, choć nie zaliczyłabym go do moich wyspiarskich faworytów. Warto się tam wybrać, i to nie tylko dlatego, że wstęp jest wolny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam :)

    Pamiętam, że czułam się tam... nieco dziwnie i dość szybko opuściliśmy to miejsce. Jakbyśmy byli tam niechcianymi intruzami... Na szczęście byliśmy tam tylko przejazdem ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj, Pełnoletnia! Kopę lat!

    My też nie byliśmy tam dłużej niż to konieczne. Byłabym nawet krócej, ale ktoś musiał robić zdjęcia :)

    Pozdrowienia ze słonecznej wyspy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiedz mi. Skoro tak lubisz Kerry czy nie wydaje Ci się, że tam ludzie są bardziej surowi niż w innych rejonach? Zupełnie inaczej odebrałam ten rejon niż inne części Irlandii. Jest piękny przyrodniczo, marzę, aby tam wrócić, jednak w Dublinie czy w okolicach Galway ludzie wydali mi się bardziej życzliwi i serdeczni.

    Poruszyłaś ciekawy temat! Co jest na Twojej liście top 3?

    Spokojnego, niedzielnego popołudnia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Nie miałam podstaw, by tak sądzić. Musiałabym tam pomieszkać przez jakiś czas, by mieć materiał porównawczy :) Dopiero wtedy mogłabym Ci powiedzieć, czy jest coś na rzeczy. Nie znam zbyt wielu mieszkańców Kerry, a tych, których poznałam bez problemu zaliczyłabym do sympatycznych. W Kerry mieszka np. jedna z dwóch najsympatyczniejszych rodzin prowadzących B&B, na którą mieliśmy szczęście trafić podróżując po Irlandii. Ilekroć tam wracamy, czujemy się jakbyśmy przyjeżdżali do rodziny: uściski i serdeczne powitania nie mają końca. Myślę, że miałaś po prostu pecha, a jednocześnie mam nadzieję, że kiedyś tam wrócisz i poznasz przesympatycznych ludzi, dzięki którym zmienisz zdanie o ludności tego hrabstwa.

    Mówiąc o tym top 3 masz na myśli budowle sakralne? Bo jeśli tak, to nie mam takiego rankingu, ale tak po dłuższym zastanowieniu wymieniłabym: Kilcooley Abbey [bardzo interesujące płaskorzeźby no i cenna, bo bardzo rzadko tu spotykana syrenka], imponujący Rock of Cashel [chyba tam jeszcze nie byłaś?], rozległy klasztor Ross Errilly. Jako bonus dorzucę też Quin Abbey, urocze Cong i kompleks monastyczny na wyspie Devenish :)

    Dzięki, i wzajemnie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie, nie, nie. Nie chodzi i o to, że byli niesympatyczni. Byli mili jak to Irlandczycy, ale zdecydowanie inni i nie tak otwarci jak pozostali wyspiarze Takie odniosłam wrażenie. Pisałam przecież, że marzę, żeby tam wrócić. Koniecznie jak zrobię prawo jazdy:) Zdradzisz tajemnicę Poliszynela, które to B & B?

    Oczywiście, że nie;) Myślałam o top 3 Irlandii:) Byłam w dwóch z wymienionych. Może całkiem nieźle jak na kogoś kto tam nie mieszka?;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja bym się nadal upierała, że trafiły Ci się czarne owce ;) Czyli ci mniej otwarci.

    Tak, pisałaś, że marzy Ci się powrót, ale odczytałam to w nieco inny sposób: Kerry jest takie fajne i piękne, ale ludzie już niekoniecznie ;) Wrócę więc tam nie dla nich, a dla widoków :)

    Top 3 Irlandii? Ups, to jeszcze cięższe zadanie mi dałaś niż to miało miejsce wcześniej ;)

    Oczywiście, że to całkiem nieźle :) Jednym na bank było Quin Abbey, bo pamiętam Twoje zdjęcie z tymi ruinami [chyba o jakimś bracie Kelly wtedy pisałaś], a drugie? No właśnie? Z drugim mam problem, ale obstawiałabym Cong [chyba byłaś tam w jakiejś kafejce].

    OdpowiedzUsuń
  9. Takie klimatyczne ruiny i cmentarze to tylko na Wyspach! Na pierwszy rzut oka widać lokalizację :). Jak byłam w UK to cmentarze były jednymi z moich ulubionych miejsc spacerowych.

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj w moich skromnych progach, Mo. Cieszę się, że Cię tutaj widzę.

    Zgadza się, są nie do podrobienia. A do tego rzadko można natrafić w nich na tłumy zwiedzających.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bry!
    Coś nie rozpieszcza nas wiosna w tym roku. Jutro zacznie się lato (kalendarzowe) a tu wczoraj gradem sypnęło.
    Nie masz wrażenia, że wszystkie, lub niemal wszystkie opactwa mają podobne kształty? Coś jak gdyby budynki i budowle danego przeznaczenia nie mogły się zanadto różnić. Tylko patrzeć jak do bramy zapuka Onufry by brata Jerzego podstępem z klasztoru wywabiać, a nie jakieś tam duchy i tym podobne mrzonki ;)
    Szkoda, że nie wiedziałem wcześniej, bo byłbym dał Ci znać, że w Durrow dwie prawie dwa tygodnie temu był piękny show. Nawet fiat 126P trafił nań.
    Miłego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj, Zielaku :)

    Przepraszam, że dopiero teraz się odzywam. Ostatnio jakoś mi nie po drodze z blogiem. Powoli schodzi na coraz dalszy plan.

    To prawda, w ostatnim czasie przyplątało się znaczne ochłodzenie. Prawie szok termiczny przeżyłam, bo po gorącym tygodniu kwietniowego lata, kiedy to codziennie było od 22-25 stopni, temperatury spadły o ponad 10 stopni i aż się prosi, by znów wrócić do ogrzewania domu. Dzisiejsza pogoda to już w ogóle jakaś porażka - cały dzień deszczu. Siedzę w łóżku i jest mi zimno!

    Tak, zdecydowanie coś jest na rzeczy, bo już nie raz i nie dwa miałam wrażenie, że te wszystkie sakralne ruiny wyglądają niemal identycznie ;) Generalnie nie budzą już u mnie szybszego bicia serca, ale czasami trafi się jakaś perełka, która na długo zapadnie mi w pamięć.

    A propos "vintage" samochodów, to miałam ostatnio okazję przewieźć się Land Roverem z lat 70. Dobrze, że przejażdżka trwała tylko kilkanaście minut, w przeciwnym razie na pewno straciłabym słuch ;) Zdecydowanie preferuję nowoczesne samochody :)

    Trzymaj się ciepło, Zielaku :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Podziwiam cie Taito za ta Twoja ciekawosc Irlandii, Ty juz chyba wszystko zwiedzilas :)

    OdpowiedzUsuń
  14. No hej!
    Witam Cię w ten poranek, ładniejszy niż te, którymi "rozpieszczani" byliśmy ostatnio. Czekam na kolejny post. Jeśli wolno prosić, to może trafiłoby się ponownie coś o cudach przyrody? Bo widzisz, ja jakoś gustuję bardziej w dziełach natury. Ale, ale! Będę miał wkrótce odwiedziny rodziców i chętnie pokazałbym im parę ciekawych miejsc. Masz jakieś sugestie związane z regionem Leinster? Na razie planuję odwiedziny Powerstown Gardens, farmy motyli, Inistioge Woodstock Gardens and Arboretum i może coś w Wicklow.
    Ech, w pracy to nie pisanie...
    Pozdrawiam, Zielak.

    OdpowiedzUsuń
  15. Bylam, widzialam, niesamowite miejsce z niesamowitym klimatem, to lubie, zawsze ciagnie mnie do ruin zamkow , kosciolow i klasztorow...:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Cieszę się bardzo, że ruiny przypadły Ci do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Na szczęście nie wszystko, a podziwiać nie ma za co. Baw się dobrze na swoim egzotycznym urlopie! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Wow!!!




    Aleś mnie odpowiedzią uraczyła. :) A czy Ty wiesz, że nadmiar informacji to dezinformacja? Toż ja teraz jestem jak ten fredrowski osiołek. ;)
    Nie mniej dziękuję Ci bardzo za obszerną odpowiedź i wiele atrakcji do wyboru. Rodzice moi przyjadą 29 maja, akurat jako "prezent" niespodzianka z okazji dnia dziecka dla naszej latorośli. Oby pogoda dopisała. Teraz złorzecz na deszczowo-wietrzną aurę, zeby mi się pogoda do 29 poprawiła! Tipperary to chyba będzie strzał w dziesiątkę. Pamiętam opis szwajcarskiej chatki. Piękne miejsce. Pewnie braknie mi czasu, aby odwiedzić wszystko co wybiorę, ale mam nadzieję, że część którą uda się odwiedzić zrobi dobre wrażenie. Muszę kończyć, praca.

    OdpowiedzUsuń
  19. Przepraszam za nadmiar informacji :) Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że chciałam dobrze :)

    Szwajcarską chatkę bardzo lubię, bo jest nie tylko piękna, ale i wyjątkowa. Do tego okolica jest ładna, więc wycieczka nie może się nie udać :)
    Trzymam kciuki za dobrą pogodę i udane podróże. Szerokiej drogi i niezapomnianych wrażeń. Mam nadzieję, że Irlandia oczaruje Twoich rodziców :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Jestem bardzo wdzięczny za "nadmiar" informacji. BARDZO. ;)
    A na razie, małżonka zatrudniła mnie do prac w domu (wizytacja teściów) i szopka musi czekać. Zresztą pogoda nadal nas nie rozpieszcza. Odezwę się po wizycie rodziców i dam znać z których podpowiedzi udało się skorzystać.
    Miłego, bardziej słonecznego tygodnia życzę

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie ma za co, Zielaku. Służę pomocą.

    U nas jakby lepiej - więcej słońca, temperatury wyższe i mniej deszczu, ale to jeszcze nie prawdziwe lato. Za to pięknie się wszystko zazieleniło i coraz mniej tych szarych i łysych konarów i krzaków.

    Dobry pomysł - bardzo chętnie "posłuchałabym" o Waszych wycieczkach :)

    Dzięki za wizytę i komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ekhm. Ekhm. Ja tu przyszłam kurze pościerać;)

    OdpowiedzUsuń
  23. A fartuszek pokojówki masz, bo bez tego ani rusz ;)

    Kochana jesteś! Dzięki za pamięć i za to, że jesteś!

    OdpowiedzUsuń
  24. A mam, jaki kolor fartuszkowy preferujesz?;) Oj tam, oj tam.

    OdpowiedzUsuń
  25. No hej!
    A gdzie kolejne posty? Złorzeczyłaś na słoneczną pogodę i proszę. Tydzień wizyty rodziców upłynął pod znakiem wiatru i deszczu. No, jakaś koszmarna porażka. Z planowanych wycieczek nici. Udało się tylko "zaliczyć" Powerscourt Gardens i Altamont Gardens. A i te obspacerowane w przerwach pomiędzy kolejnymi "prysznicami". Całe szczęście, że wizyta była powiązana z Dniem Dziecka, więc ciastom nie było końca, wspólne przesiadywanie przed kominkiem i ogólne "bycie razem" pozwoliły nam nacieszyć się sobą.
    Resztę planów krajoznawczych zostawię sobie na samotne wojaże motocyklem. Od niedzieli nie pada. Coś jakby zmiana pogody.
    Czyżby dopadło Cię blogowe zniechęcenie? Co ile to wypada? Dwa, trzy lata? Mam nadzieję, że nie będzie to trwało tyle co ostatnio. A może trzeba Ci przypomnieć, że czekamy na kolejne posty jak na ulubiony serial? Nie daj się prosić i wrzuć coś do poczytania. Niekoniecznie o fartuszkach i francuskich pokojówkach. ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Kolor ma mniejsze znaczenie, najważniejsze, żeby były pończochy i podwiązki ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Witaj, Zielaku :)

    Wielka szkoda, że ten przyjazd wypadł w tak niefortunnym pogodowo czasie. Początek czerwca faktycznie nie był najładniejszy, ale ostatnie dni przypominały u nas lato, wczoraj były 23 stopnie, dziś już trochę chłodniej, bo mniej słońca, ale 21 stopni to nie tak źle. Jeśli wierzyć prognozie długoterminowej, to w najbliższym czasie będzie więcej słońca niż deszczu. Pogoda jednak nie jest najważniejsza - to wspólne spędzanie czasu i wygrzewanie się w cieple kominka i tak brzmi super.

    Ja jeszcze nie mam żadnych konkretnych planów zwiedzania wyspy, ale coraz większymi krokami zbliżają się wakacje i mój urlop, więc coraz częściej zaczyna mi się marzyć mały wypad w jakiś odludny kawałek Irlandii. Nie wiem, czy nie powinnam wziąć na celownik Mayo. Co prawda byłam tam już w przeszłości, ale mimo wszystko nie znam tego hrabstwa tak dobrze jak innych. Mówię tu szczególnie o jego peryferiach.

    No właśnie jeśli dobrze pamiętam, to wypada ono coraz częściej. W zeszłym roku chyba było ostatnie. Trochę mnie to nie dziwi, bo bloguję już bodajże od ośmiu lat i coraz częściej łapię się na tym, że nie chce mi się pisać dla garstki osób, która mnie odwiedza [gdyby nie Ty i Rose to chyba całkowicie dałabym sobie spokój z blogowaniem]. Komentujących też jakoś ubywa, co nie pozostaje bez znaczenia. Szkoda, że zniknęło kilku czytelników, których naprawdę lubiłam. Brakuje mi ich tutaj. Mam nadzieję, że jak się im wszystko dobrze ułoży, to wrócą.

    Pamiętam o Was, wiem, że czekacie cierpliwie i obiecuję, że postaram się coś dla Was napisać. Nie wiem tylko kiedy, bo nadchodzący weekend będę mieć dość pracowity. Tymczasem zaś pozdrawiam Cię serdecznie, Zielaku, i dziękuję za pamięć i troskę.

    OdpowiedzUsuń
  28. No hej!
    Udanego weekendu Ci życzę Taito. Wypogodziło się i jakby bardziej letnio zrobiło się w okolicy. Nie masz KONKRETNYCH planów na urlop, ale jakieś pewnie masz. Jak zapewne wiesz, moje PLANY są głównie moje i reszta rodziny nie bardzo się na nie pisze, więc większość pozostaje planami. Nadejdzie jednak taki dzień, że latorośl wyfrunie z gniazda i odzyskam nieco wolności. Może i Ula da się wtedy wyciągnąć na jakieś wojaże.
    Wiesz, rozumiem twoją niechęć do pisania dla ledwie paru osób. Gdyby nie to, że czytanie Twoich relacji jest tak zajmujące, dałbym Ci zielone światło do zamknięcia bloga, chyba że... A może tak zmienić formułę? Może zrobisz ze swego bloga forum dyskusyjne, albo raczej kilkuosobowy klub. No bo rozumiesz, że w komentarzach o wszystkim pisać nie wypada (choć pokojówki, fartuszki i pończochy przesunęły granicę daleko ;) ) a pisać raz w komentarzu innym razem w mailu to można się pogubić. A za nic, nie chciałbym stracić możliwości "rozmów" z Tobą. A i "pogaduchy" w większym gronie mogły by być ciekawe.
    Pomyśl nad tym.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  29. Szczerze pisząc nie posiadam podwiązek i nawet nie wiedziałabym jak mam je użyć;) Zamiast być bardziej ubrana wolę być bardziej rozebrana. Odpowiem przewrotnie i mam nadzieję nie gorszę Szanownego Kolegi Blogowego Zielaka;] No i co gdyby Połówek wpadł do domu, gdybym ja w takim mało obyczajnym stroju sprzątała u Ciebie? Pozostałoby mi modlić się w duchu, że Połówek jednak woli dużo wyższe ode mnie blondynki:)

    OdpowiedzUsuń
  30. Droga Koleżanko,
    nie czuję się zgorszony ;). Wręcz przeciwnie. Zainteresowanie me rośnie. Temat pokojówek, może nie jest mi znany dogłębnie, jednak człowiek uczy się całe życie, które jak wiemy jest jak pudełko czekoladek...
    Ale ja tu gadu gadu, a szefowa bloga jeszcze nie wypowiedziała się w kwestii mego postulatu.
    Kłaniam się nisko.

    OdpowiedzUsuń
  31. Spokojnie, takie ubytki wiedzy to żaden problem. Zrobi się demonstrację, szybko załapiesz, o co w tym biega ;)

    "Zamiast być bardziej ubrana wolę być bardziej rozebrana" - o, to jest coś, pod czym spokojnie mogłabym się podpisać. Nie znoszę ubierania się na cebulkę, zdarzyło mi się chodzić bez kurtki w czasie irlandzkich zim, a 16 stopni to dla mnie nie problem, by chodzić w krótkim rękawku. Bardziej kłopotliwe jest dla mnie odpowiadanie po raz tysięczny na pytanie: "Nie zimno ci???" [NIE. Gdyby mi było, to bym się cieplej ubrała].

    O Połówka się nie martw ;) Jego już nic bardziej nie może zaskoczyć ;) Nie takie rzeczy chłopak oglądał :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Zielaku, wybacz, że znów tak późno odpisuję na Twój komentarz. Niereformowalna jestem, to już oficjalnie potwierdzone.

    Oj tak. Lato przyszło z tymi swoimi długaśnymi wieczorami i dość wysokimi temperaturami. Właśnie się przeraziłam, bo wg prognozy mają być u mnie we wtorek aż 24 stopnie ;)

    Tak się składa, że ostatnie weekendy [a dokładniej mówiąc - soboty] spędzam w pracy. Specjalnie mi to nie przeszkadza, bo za niedługo mam wakacje i coś mi mówi, że... jeszcze mogę zatęsknić za pracą. Wiem, wiem. Sama nie wierzę w to, co piszę. Pójdę lepiej po termometr, bo chyba zaczynam bredzić ;) Jedyna niedogodność polega na tym, że będąc w pracy w sobotę, nie mogę pojechać do Dublina do Debenhamsa, Ikei i sklepu zajmującego się naprawą aparatów [czynny tylko do soboty].

    No właśnie nie bardzo - ten wyjazd stoi pod wielkim znakiem zapytania. To wszystko jest kijem po wodzie pisane - nie rezerwowałam żadnych noclegów, nie opracowałam żadnej trasy. Dużo też będzie zależało od pogody.

    Nie jestem przekonana, czy zamiana bloga na forum dyskusyjne to jest to, czego mi potrzeba. Dużo bardziej przydałyby mi się jakieś zmiany w wyglądzie bloga. Dodanie nowych kategorii, archiwum, założenie konta na facebooku itd, itp. Cały czas nad tym myślę. Co się zaś tyczy tematów poruszanych w komentarzach, to ja absolutnie nie stosuję żadnych ograniczeń. Możecie w nich pisać, o czym tylko chcecie. Jedyny wyjątek dotyczy osób, które po raz pierwszy pojawiają się na blogu i zamiast zostawić jakiś sensowny komentarz zachęcający do tego, bym je odwiedziła, umieszczają nachalną reklamę swojego bloga i nic więcej. Wtedy ich "tępię". Nie cierpię spamu.

    Coraz bardziej zbieram się do powrotu na bloga. Trzymajcie się ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Zielaku! Drogi Kolego blogowy!

    Tym razem okazałam się niesforna jak Taita. Cieszę się, że Cię nie zgorszyłam swoimi niecnymi komentarzami. Nie mogłabym sobie wybaczyć zasiewu powszechnego zgorszenia.

    Życie jak pudełko czekoladek...Podoba mi się ta metafora. Jestem kobietą, to znaczy czekoladoholikiem.

    Nie chcę nic GŁOŚNO mówić, ale autorka tyle razy wspominała o domniemanym poście, a tu cicho sza. Przestaję wierzyć w nowy post.

    Taito! Najdroższa!

    Zapomniałaś o jednym fakcie- w wypadku demonstracji musiałybyśmy się poznać. Nie wiem czy przeżyłabyś spotkanie z małym, szkaradnym leprechaunem. Strzeż się, powiadam Ci.

    Jestem zmarzluchem. Jeśli się jednak odpowiednio ubiorę do pogody to nie problem. Wolę zimno niż ciepło, które jest dla mnie nie do zniesienia. Kolejna zasada Rose: wolę zimno bo zawsze można więcej na siebie ubrań włożyć niż ciepło, kiedy nie ma już czego z siebie zdjąć.

    Takie rzeczy. Już go bardziej zgorszyć nie można?;)

    OdpowiedzUsuń
  34. No hej!
    Też zauważyłem, że to zbieranie się do napisania czegoś "specjalnie dla nas" trochę trwa, ale spoko. Nie ma paniki. Pogoda wreszcie letnia nastała, więc i z komputerem spotykam się nieco rzadziej.

    Wieczorami, po pracy robię sobie małe przejażdżki (100 - 200 km). Ależ to odpręża. Polecam gorąco.

    Odrobiłem też lekcję z francuskich pokojówek... :))) Hmmm. Słówko "fetysz" chyba przypadło mi do gustu. Jednak jazda motocyklem pozostanie na pierwszym miejscu. Pewnie dla tego, że jak mawiają koledzy motocykliści - zdarza się częściej. ;)

    Jeśli pogoda utrzyma się, to wpadnę tu w przyszłym tygodni, tak więc już teraz życzę miłego weekendu.

    Pozdrawiam przemiłe Koleżanki.

    OdpowiedzUsuń
  35. Szanowny Kolego Zielaku,

    Śmiem snuć przypuszczenia, że słońce spowiło Irlandię. To i Taita nam wyparowała i stąd zupełna pustka i milczenie na jej blogu.

    Chętnie bym pojeździła, gdybym tylko miała prawo jazdy. Może lepiej dla okolicznych mieszkańców, że ich jednak nie posiadam;)

    Nie odrobiłam zadania domowego i nie zapoznałam się z tematem francuskich pokojówek, jednak słowo "fetysz" jest jednym z moich ulubionych;)

    Jestem Cię chyba w stanie zrozumieć. Sama bym chętniej niż pokojówkami zajęła się jazdą motocyklem, przed siebie, jak najdalej. Patrz jednak powyżej;)

    Miłego weekendu (dla tych wybrańców, którzy go mają). Przesyłam słoneczne pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń