piątek, 6 stycznia 2017

Słowo na nowy rok

Prawie tydzień nowego roku za nami, a u mnie nadal cisza, wypadałoby więc napisać parę słów, by dać Wam znać, że żyję, choć jak Bozię kocham, mam takie denerwujące i męczące dni w pracy, kiedy rozważam dobrowolne harakiri, albo chociaż wyprowadzkę na Antarktydę, byleby tylko z dala od ludzi, ich głupoty i generalnie od tego całego zła świata, które fundujemy sobie na własne życzenie.


Święta uwielbiam, więc oczekiwałam na nie z ekscytacją równą tej dziecięcej. Prezenty nie spędzały mi snu z powiek, jako że już od dawien dawna jestem niedyplomowaną mistrzynią kupowania upominków "na zapas" i trzymania ich w domu w oczekiwaniu na sprzyjającą okazję. Tak więc już w listopadzie miałam praktycznie wszystko skompletowane, a na grudzień zostawiłam tylko dekorowanie domu, gotowanie, pichcenie i sprzątanie [brzmi straszniej niż było w rzeczywistości]. Tego ostatniego nie miałam za dużo, bo po pierwsze u nas w domu nie ma bałaganiarzy, a po drugie nie praktykuję przedświątecznego sprzątania hacjendy od A do Z: z praniem firan [których zresztą nie mam], czyszczeniem dywanów, polerowaniem okien i szorowaniem łazienkowych fug szczoteczką do zębów. No dobra, umyłam dwa okna w kuchni i tyle, ale do tego akurat zmusiły mnie koty. Nie wiedzieć czemu wszystkie koty - nawet te nie moje - upodobały sobie zewnętrzny parapet w kuchni.  Przesiadują na nim, a co za tym idzie, ocierają się o okno i brudzą je. Mój mały włochaty maluch uwielbia z kolei polować na wszystkie muszki i pajączki, którym zdarza się rezydować na szybach, więc już przyzwyczaiłam się do tego, że na oknach mam często odciski ubłoconych kocich łapek. Albo że kot sąsiadów, Burasek, bezpardonowo podgląda moje kuchenne poczynania. Z mojego ogródka, z mojego parapetu. Bez mojego pozwolenia. Zastanawiam się nad przechrzczeniem go na Peeping Tom.


Zamarzyło mi się, jak co roku zresztą, odwiedzenie jakiegoś fajnego jarmarku bożonarodzeniowego. Lokalnego, irlandzkiego, bo w zagraniczne nie chciałam się bawić. Kusił mnie ten w Galway, na zdjęciach prezentował się super, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło, bo z lokalnego tygodnika dowiedziałam się, że nie muszę jechać na jarmark, on sam do mnie przyjedzie. Hmm, czemu nie? Zawsze to bliżej niż Galway, a poza tym "cudze chwalicie, swego nie znacie" itd... Skoro organizują Christmas market u mnie w mieście, to pójdę tam, a jakżeby inaczej - ponurzam się w tej całej słodkiej otoczce, napiję gorącej czekolady albo grzańca, może coś przy okazji kupię... O ja naiwna! Za nazywanie tego czegoś jarmarkiem i wprowadzaniem ludzi w błąd powinni karać miesięcznym pobytem w więzieniu, a jeszcze lepiej - ciężką pracą w kamieniołomie. Po zapadnięciu zmroku, czyli dokładnie wtedy, kiedy ja się tam pojawiłam, wszyscy sprzedawcy, jak jeden mąż, zaczęli zwijać swoje kramy. W pierwszej chwili stanęłam jak słup soli i pomyślałam, że to, kurna, jakiś żart, nie może być przecież inaczej! Ktoś mnie chce zrobić w konia, zaraz się okaże, że to ukryta kamera... O jakże się myliłam! Wróciłam do domu z mocnym postanowieniem dożywotniego bojkotowania każdego jarmarku, jaki będzie miał miejsce w moim mieście.


Jeszcze na chwilę wracając do tematu sprzątania i ogarniania świąt, to tak gdzieś między sprzątaniem łazienki, ścieraniem kurzu i pieczeniem dopadła mnie pewna gorzka refleksja - ileż to osób nie cierpi świąt tylko i wyłącznie dlatego, że wiążą się one z ogromnym stresem, nakładem pracy i z balastem, który inni członkowie rodziny sprytnie i egoistycznie przerzucają na panią domu. Na pracującą panią domu - wypadałoby dodać. Przykre jest to, że w XXI wieku nadal mamy takie sytuacje, kiedy to kobieta jest we własnym domu niemal służącą - i to na niej spoczywa odpowiedzialność wyprawienia domownikom świąt. Najlepiej niezapomnianych i tradycyjnych, czyli z dwunastoma potrawami na stole. I tutaj przed oczami stanęła mi moja własna mama, która jako jedyna kobieta w domu miała przez dobrych kilkanaście lat tę wątpliwą przyjemność ogarniania brutalnej rzeczywistości: wymagającej pracy na pełnym etacie, wychowywania garstki dzieci, a przy tym dbania o dom, bo jej mąż nie tykał się "kobiecych" obowiązków w domu. Do dziś dźwięczą mi w uszach słowa mamy wypowiedziane w czasie pewnej Wigilii, kiedy byłam małym dzieckiem. Po kolacji wigilijnej zapytałam ją, czemu nie dołączy do nas, by wspólnie oglądać telewizję. A ona na to, że nie może, bo ktoś teraz musi to posprzątać. Kiedy ma się na głowie cały dom, nie ma zmywarki, ani pomocy w postaci męża, nie można pozwolić sobie na słodkie lenistwo.


Jako dziecko nie doceniałam ogromu tej syzyfowej pracy codziennie wykonywanej przez mamę. Po części dlatego, że - nie czarujmy się - rzadko które dziecko o tym myśli, a po drugie - było to dla mnie naturalne: mama pracowała, ale dbała też o dom, sprzątała, gotowała, troszczyła się o dzieci... Teraz, kiedy sama jestem dorosła, doskonale wiem, jak trudno jest łączyć ze sobą te wszystkie wyżej wspomniane czynności. Wiem, jak cholernie męczące to jest i wiem, że trzeba być prawdziwą siłaczką, by tego dokonać. Ale nade wszystko wiem, że NIE - to nie jest naturalne i normalne, by jedna osoba [niestety w przytłaczającej większości przypadków - kobieta] dbała dosłownie o wszystko.  Dlatego drodzy panowie: nie idźcie tą drogą. Nie bądźcie tymi, którym po pracy należy się tylko i wyłącznie fotel, pilot od telewizora i święty spokój. To są Wasze dzieci, to jest Wasz dom, a co za tym idzie także Wasza odpowiedzialność. Rzecz jasna, mówię tu o sytuacji, w której zarówno kobieta, jak i mężczyzna pracują na pełen etat. Bo jeśli jedna ze stron nie pracuje, to jak najbardziej powinna ona przyjąć na siebie odpowiedzialność za prowadzenie domu. Tylko takie rozwiązanie wydaje mi się być fair.


Nie ma co, piękna dygresja mi wyszła! Żeby pozostać jeszcze w temacie świąt, to powiem, że w minionym roku wyjątkowo wcześnie udekorowaliśmy dom, bo już w pierwszym tygodniu grudnia, i tak bardzo mi się to spodobało, że zamierzam praktykować to w kolejnych latach. Z reguły zostawiałam ubieranie choinki na krótko przed Wigilią, ale skutkowało to tym, że tak naprawdę nie miałam czasu nacieszyć się świątecznymi dekoracjami, bo w Irlandii rozbiera się choinkę już szóstego stycznia [o, kurczę, to dziś! Ups!]. To dzisiaj wypada święto Trzech Króli, które nazywa się tutaj Little Christmas lub Women's Christmas, czyli "Boże Narodzenie Kobiet". Skąd nazwa? Ano z tego, o czym pisałam wcześniej. Również w Irlandii dobrze miał się zwyczaj zrzucania przygotowań na kobiety. Szósty stycznia miał być dla nich dniem wytchnienia, dniem, w którym to mężczyźni przejmowali role kobiet i wyręczali je w obowiązkach domowych. Kobiety w tym czasie miały zasłużone prawo do odpoczynku: spotykały się w swoim gronie [w domu lub na mieście], by świętować to, że udało im się nie zaharować w święta. Te grzeczne piły kawę lub herbatę, te mniej grzeczne coś mocniejszego. Plotkowały, narzekały na swoich mężów i relaksowały się. Tylko czy można w pełni się zrelaksować powierzając dom w ręce "nierozgarniętych" mężów, bądź też wiedząc, że za chwilę znów czeka je powrót do kieratu? Tak sobie teraz myślę, że smutna jest geneza tej tradycji...


Na zakończenie tego przydługiego wpisu: mam nadzieję, że nowy rok zastał Was w dobrej formie; w zdrowiu i szczęściu, bez bólu głowy, za to z głową pełną pomysłów na kilkaset najbliższych dni. Niech 2017 rok będzie dla Was dobry. A sobie życzę tego, byście nadal tu zaglądali i zostawiali po sobie ślad, choć wiem, że w ostatnim roku częstotliwość dodawania nowych wpisów mocno u mnie kulała.

26 komentarzy:

  1. Witaj w Nowym Roku!

    Niech ten rok Ci sprzyja wszelką pomyślnością.

    Szczęśliwie ja też nie należę do tych, którzy ze szczoteczką do zębów sprzątają każdy zakamarek domu przed świętami. Sprzątam na bieżąco, dosyć dokładnie, więc nigdy nie rozumiałam tej świątecznej "tradycji"

    My, kobiety to w ogóle mamy przerąbane. Nie uważasz? Patriarchat w wielu społeczeństwach tak mocno wrósł w krew, że ciężko teraz zmienić przyzwyczajenia. Ja znam mnóstwo mężczyzn, którzy potrafią gotować, ale smutno mi, kiedy moja mama mówi, że tata jej nigdy w życiu nie zrobił śniadania. Kobieta też człowiek i może mieć słabsze dni, może mieć dosyć. Po ludzku. Jestem zdecydowanie za partnerstwem i równym podziałem obowiązków.

    Pozdrowienia dla kocich łobuzów.

    Pa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah! I jeszcze zapomniałam wspomnieć o jarmarku. U mnie w miejscowości po raz pierwszy był jarmark. Byłam pozytywnie zaskoczona. Piękne, białe budki, zabytkowa karuzela, grzaniec, rzeźby z lodu. Rynek wyglądał cudownie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Na ten Nowy Rok życzę Ci wspaniałych wycieczek - którymi, mam nadzieję - sie podzielisz; pięknych filmów i wciągających lektur... ale może przede wszystkim tego, abyś spotykała na swej drodze ludzi dobrych, życzliwych i przyjaznych!


    U mnie, jak zawsze przed świętami, bezstresowo. Sprzątanie ogarniam mniej więcej(raczej mniej) w ciągu roku, kiedy "napada" mnie natchnienie, więc na święta roczne, nie wyczyniam nic szczególnego. Zestaw ciast mam od kilkunastu lat ten sam, więc nie ma obawy, że nie wyjdą... jedynie przedstawienia szkolne dzieci dodaja ekstra zajęć, ale jak już to ogarnę, to święta mam zorganizowane :)
    Na jarmarku tutejszym jeszcze nigdy nie byłam, ale słyszałam o nich opowieści; szkoda, że Tobie tak wyszło.


    A, i najważniejsze - mam nadzieję, że wróciłaś na blogowe łono! :)

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. O prosze, na nowy wpis dlugo czekac nie musialem :) By zas zapewnic Ci poczucie, droga Taito, ze Twoje noworoczne zyczenia sie spelniaja zostawiam po sobie slad ;)
    U mnie w tym roku Swiat jako takich byc nie mialo zupelnie, jednak na 'dzien przed' choinka stanela, sam zas - zupelnie dla siebie niespodziewanie - znalazlem sie gdzies na polnoc od Dublina, nieomal pod granica z NI, czego zupelnie nie zaluje :)
    Dygresji do siebie nie biore, a i z tym wspomnianym przez Rose patriarchatem chyba nie do konca sie zgodze, bo swiateczne pierogi, owoce morza (tak, tradycyjna kolacja w nieco odmiennej formie - zupa rybna, malze w sosie czosnkowym, pierogi, i ryba po grecku z monkfisha), i sporo innych rzeczy zawsze bylo w wiekszosci na mojej glowie, sprzatanie rowniez dzielone rowno, a i wsrod znajomych jakis taki w miare sensowny podzial zauwazalem wiec... bo ja wiem... nie jest to juz chyba regula, raczej niechlubnymi wyjatkami.
    Co do nowego roku zas - pierwszy tydzien zlecial, teraz juz z gorki, oby do wiosny, pozniej irlandzkiego upalnego lata tylko czekac ;)

    Pozdrawiam cieplo!
    Piotr

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj, Rose!

    Dziękuję za miłe słowa. Mam nadzieję, że ten rok będzie lepszy od poprzedniego, wiążę z nim duże nadzieje.

    Powiem Ci, że nie bardzo rozumiem ideę tego WIELKIEGO SPRZĄTANIA, któremu niektórzy oddają się z obłędem w oczach. Daleka jestem od pochwalania bałaganu i brudu - szczerze mówiąc to nie rozumiem, jak ktoś może żyć w syfie - ale to gorączkowe sprzątanie, wymiatanie nawet najmniejszej pajęczynki spod szafy, szorowanie łazienkowych fug... czy to naprawdę ma aż tak wielki wpływ na to, jak przeżyjemy te święta? Przecież nikt z gości nie będzie nam zaglądał do zakamarków. No chyba, że teściowa z białą rękawiczką ;) A może to po prostu jest tak, że niektórzy traktują te święta jako pretekst do właśnie takich, super dokładnych porządków, które wypada zrobić choć raz na rok? Tylko akurat czemu przed świętami - wtedy, kiedy zazwyczaj jest więcej obowiązków?

    Ja robię to samo, co Ty - odkurzamy zazwyczaj raz na tydzień, a w każdą sobotę [czasami jest to piątek, jeśli chcę mieć całą sobotę na relaks] sprzątam łazienki, ścieram kurz i myję podłogi. A ponieważ sprzątamy dom regularnie, to zabiera nam to maksymalnie półtorej godziny, co jest całkiem dobrym wynikiem, biorąc pod uwagę, że trzeba ogarnąć cztery pokoje, kuchnię, trzy łazienki i dwa korytarze. Jeśli wymyślę jakieś bardziej szczegółowe sprzątanie [np. przegląd szuflad, do których czasami wkładam za dużo rzeczy], to wtedy schodzi nieco dłużej. Dlatego u mnie porządki świąteczne wyglądają praktycznie tak samo, jak cotygodniowe sprzątanie.

    No łatwo nie jest, ale co zrobić? Trzeba walczyć o swoje i nie pozwolić, aby inni weszli nam na głowę i dyktowali, jak mamy żyć. I przede wszystkim trzeba uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć [chłopców i dziewczęta] obowiązków wynikających z mieszkania pod tym samym dachem. Bo czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Łatwiej nauczyć dziecko obowiązków domowych niż zmienić przyzwyczajenia dorosłego mężczyzny, którego we wszystkich czynnościach zawsze wyręczała kobieta. To orka na ugorze jest.

    Myślę, że takich kobiet jak Twoja mama jest multum. Podejrzewam, że moja też nie doczekała się nigdy śniadania przyrządzonego przez własnego męża, choć mój tata gotować akurat umie i chyba nawet lubi sobie od czasu do czasu coś upichcić.

    Ja również jestem wielką zwolenniczką partnerstwa i równego podziału obowiązków. Jeśli kogoś stać na pomoc domową, czy opiekunkę - super. Problem rozwiązany, więcej czasu dla rodziny i na przyjemności. Ale jeśli mamy do czynienia z pracującymi parami, to obowiązki powinna mieć każda strona.

    Przekażę futrzakom ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie, że chociaż Tobie udało się zaliczyć fajne jarmarki. Ja już więcej się nie skuszę na nasz "rewelacyjny" Christmas market. Kiedy wracałam z niego niesamowicie rozczarowana, Połówek przypomniał mi - całkiem o tym zapomniałam, a to oznacza, że musiałam wyprzeć z pamięci traumatyczne przeżycia ;) - że już kiedyś byliśmy na nim, dobre parę lat temu i było dokładnie to samo - wszyscy zaczęli się zwijać, jak tylko nastała szarówka. Nie pojmuję tego, naprawdę. Przecież o zmroku takie kiermasze mają najwięcej uroku!

    OdpowiedzUsuń
  7. Hrabino, dziękuję za wspaniałe i oryginalne życzenia, muszę powiedzieć, że tego jeszcze nikt mi nie życzył :) Nie mam absolutnie nic przeciwko, by Twoje słowa się spełniły :) Ja również życzę Wam wszystkiego dobrego, wielu wspaniałych przygód i niezapomnianych wrażeń. No i oczywiście dużo, dużo słońca na irlandzkie wyprawy i taplanie się w oceanie :)

    Co się tyczy wycieczek, to planów mam aż nadto [zarówno na wycieczki lokalne, jak i te zagraniczne], tyle pomysłów, że co jeden to lepszy :) Zastanawiam się tylko, jak znaleźć na nie wszystkie czas i fundusze :) No nic. Pozostaje gra w EuroMillions - jak tylko wygram, zwalniam się z pracy i wyruszam w drogę na długi, długi czas :) Powiem Ci, że już od dawna o tym marzę - chciałabym wreszcie bez pośpiechu jeździć po Irlandii [i nie tylko], zatrzymywać się wszędzie tam, gdzie mi się spodoba i nie myśleć o tym, że za ileś tam dni skończą się moje wakacje... [co robię właśnie teraz, bo mój urlop dobiega końca i od poniedziałku zaczyna się stara rutyna...]

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Również nie rozumiem, podobnie jak idei wielkich zakupów. Prezenty świąteczne miałam już kupione w listopadzie. Cieszyłam się niezmiernie patrząc co na tydzień przed świętami dzieje się w sklepach. Ja co tydzień robię takie normalne sprzątanie-kurze, podłogi, odkurzanie. Raz na miesiąc czy nawet dwa sprzątam każdy kąt czyli ubrania, dokumenty, które się gdzieś tam poniewierają, mycie okien. Tym sposobem nie wpadam w panikę przed każdymi świętami. A byłoby trudno zważywszy, że całe dnie mnie nie ma w domu.

    Zgadzam się. Dzieci trzeba uczyć obowiązkowości od początku, bez względu na to czy to dziewczynka czy chłopiec. Wiesz, ja idąc na studia nie potrafiłam nawet makaronu ugotować, a dziś to nawet piekę ciasta. Wiele razy jednak słyszałam, że przed mężczyznami mam się tym zbytnio nie chwalić;] Nie wyobrażam sobie, że wracam z pracy, gotuję obiad na jutro, robię kolację na dziś, piorę, zajmuję się dziećmi (gdybym takie miała), a mój towarzysz korzysta z chwili i ogląda sobie telewizję czy czyta gazetę. Serio. Zauważam, że często my, same kobiety przyzwyczajamy facetów do wygód, a potem ciężko nad tym zapanować.

    Wyjątkowo w tym roku udało mi się odwiedzić dużo jarmarków, ale dla mnie najlepszy i tak jest Wrocław. Jest po prostu zrobiony w ładnym guście, bez kiczowatych reklam, są również miejsca do siedzenia, gdzie można przycupnąć z grzańcem. Ludzie zjeżdżają się ze swoimi produktami z całej Polski i nie tylko. Żadnej chińszczyzny, same lokalne wyroby. Jak dla mnie rewelacja. Zauważam, że z roku na rok jest mniej wystawców, ale co zrobić-takie życie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakże mogłabym kazać Ci długo czekać, skoro obiecałam, że niedługo coś wrzucę, by Cię tu zatrzymać i byś miał po co wracać :)

    Wow! No, kolego, powiem Ci, że teraz jestem z Ciebie ogromnie dumna - nie znam mężczyzny, który robiłby to, co Ty! Bijesz Połówka na głowę, bo on tylko bigos robi, a ze sprzątania to głównie odkurzanie bierze na siebie ;)

    Przez to, o czym piszesz, przechodziłam jakiś rok, a może nawet dwa lata temu, kiedy to zapierałam się, że nie robię żadnych świąt i nie ubieram choinki. Na szczęście w ostatniej chwili zmieniłam zdanie. I dobrze, bo pewnie bym tego później żałowała. Dlatego nauczona błędami z przeszłości w 2016 roku udekorowałam dom i choinkę wraz z nastaniem grudnia. Niesamowicie pozytywnie wpływało to na mój nastrój świąteczny. Oczekiwanie na święta stało się dzięki temu znacznie przyjemniejsze.

    A co do spostrzeżeń Rose, to ja akurat się z nimi zgadzam, bo przykłady ze swojego [głównie polskiego] podwórka mam dość smutne.

    A żebyś wiedział, że właśnie w taki sposób codziennie się pocieszam. Generalnie to nie mam problemów ze wstawaniem, ale jesienią i zimą to jest dla mnie straszna katorga... Dlatego nie mogę się doczekać dłuższych dni i światła za oknem. Nie cierpię wstawać rano, kiedy na zewnątrz panują egipskie ciemności.

    Pozdrawiam serdecznie i ściskam :) Miłego weekendu, Piotrze.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ach, by nie bylo ze zapomnialem (nie zapomnialem, zostawilem na maila ale ze nie wiem kiedy go skoncze pisac...) - zycze Ci bys odwiedzila wiele nieodwiedzonych jeszcze miejsc, ktore na dlugo Ci zostana w pamieci, mogac w nich przystawac na tyle na ile masz chec, wracac do nich, spotykac tu i owdzie ludzi ktorych spotkac warto (a mysle ze niemalo ich jest gdzies blizej lub dalej), zbierac kolejne wspomnienia i je tu opisywac :)

    P.

    OdpowiedzUsuń
  11. Aww, Piotrze, dziękuję za tak piękne życzenia! Tego dokładnie mi potrzeba [pamiętaj też o tej wygranej w Lotto] ;) Plan jest właśnie taki, by w tym roku nie tylko wrócić do miejsc, które uwielbiam, ale także poprzecierać nowe szlaki. I tu, zdradzę Ci, pojawia się m.in. Twoje Mayo, bo latem mam zamiar pomieszkać trochę na pewnej uroczej wyspie w tym hrabstwie. Ale o tym na razie sza, bo nie chcę zapeszać.

    Weny też mi potrzeba, bo mam jeszcze tyle zaległych wycieczek do opisania, że doprawdy nie wiem, kiedy się wyrobię.

    Peadairs - zdrowia, szczęścia i satysfakcji z bycia w tym miejscu, w którym jesteś, i z tymi, z którymi jesteś [wliczając w to Twoje urocze zwierzaki - a właśnie, jak się mają?]. Dużo pozytywnych ludzi na Twojej drodze, słońca i wspaniałych przygód, które na starość będą - do spółki z whiskey i torfem trzeszczącym w kominku - rozgrzewać Twoje umęczone ciało i serce :)

    OdpowiedzUsuń
  12. O tak, tak! Pracownikom w firmie Połówka wypłacono przed świętami wcześniejszą pensję i opatrzono ją słowami przestrogi, by rozsądnie się obchodzili z pieniędzmi, bo następna pensja dopiero za grubo ponad miesiąc. Nie wiem, jak można przepuścić większość wypłaty na święta, ale jak tak czasami patrzę na to, co robią ludzie, ile pieniędzy wydają na jedzenie i drogie prezenty dla małych, naprawdę małych dzieci, to nie dziwię się, że niektórzy mają po świętach poważne problemy finansowe. Dzieciom wcale nie potrzeba do szczęścia super drogich rzeczy. Ja najczęściej kupuję im rzeczy zgodne z ich zainteresowaniami, relatywnie tanie i nieraz zdarzyło się tak, że miały one większą frajdę z mojego upominku niż z jakiegoś znacznie droższego.

    Niezła z Ciebie porządnisia, chyba większa ode mnie, bo ja do moich szuflad i szaf zaglądam zdecydowanie rzadziej niż raz na kwartał ;)

    Mnie akurat mama dość wcześnie zaczęła przyuczać do gotowania. Pamiętam, że już w szkole podstawowej z powodzeniem robiłam pierogi ruskie, zwłaszcza że mieliśmy taką fajną foremkę do nich, więc była to nie tylko praca, ale także zabawa. Często pomagałam mamie w kuchni, zdecydowanie wolałam to niż harowanie w polu: pielenie grządek, żniwa, czy wykopki.

    Prawda, pełna zgoda - kobiety czasami same niepotrzebnie kręcą na siebie bicz, biorąc wszystkie obowiązki na siebie. Inna sprawa, że czasami zwyczajnie nie mają innej opcji, bo co mają zrobić, jeśli np. nie mogą sobie pozwolić na pomoc domową, a mąż jest np. alkoholikiem i absolutnie nie poczuwa się do żadnych obowiązków domowych...

    Tak, wiem, czytałam o tym. O wrocławskim jarmarku słyszałam dużo dobrego, ale jeszcze nie miałam okazji przekonać się na własnej skórze. Dobrze wiedzieć, że w naszej Polsce nadal są takie wartościowe "imprezy".

    OdpowiedzUsuń
  13. Z dziećmi trudno się powstrzymać. Kolejny rok obiecywałam sobie, że kupię coś drobnego i znowu mi nie wyszło. Na koniec października zamówiłam dla dziewczyn książki z internetu (dla starszej Animalium-sama bym sobie chętnie kupiła, dla młodszej rok w mieście do opowiadania), a potem ciągle coś kupowałam. To mi się szalik spodobał, to bluzeczka z króliczkiem i tak się znowu uzbierało. Mam nadzieję, że któregoś roku w końcu spełnię obietnicę daną sobie i naprawdę kupię drobiazg.

    Nie jestem za kupowaniem super drogich prezentów w ogóle. Przez to zatraca się sens świąt, no i co z tymi, których nie stać w rodzinie na tak drogie prezenty? Najważniejsze jest, żeby przeżyć święta rodzinnie, spokojnie, pobyć ze sobą. Takie mam zdanie w tym temacie. Bardzo by mi odpowiadała brytyjska idea świąt, gdzie pierwszy dzień spędza się z rodziną, drugi z przyjaciółmi.

    Mawiają, że jestem pedantyczna;)

    Moja mama miała nas troje, więc nie pracowała. Zawsze to ona rządziła w kuchni, nawet teraz nie lubi, kiedy ja opanowuję kuchnię. Trochę jakbym wtargnęła na jej teren;) To jedna kwestia, inna, że ja mieszkając osobno nie jadam zupełnie typowej kuchni polskiej. Moja mama bez kuchni polskiej nie potrafi żyć;] W związku z powyższymi nigdy nie miałam potrzeby gotowania. Uczyłam się dopiero na studiach sama metodą prób i błędów lub od moich, najczęściej starszych współlokatorek;)
    Są sytuacje bez wyjścia, wiadomo, ale są też takie, gdy kobieta po prostu za dużo robi. Ile matek już w domach przyzwyczaja synów, że mają podane wszystko "pod nos". A oni szukają potem żony jak drugiej mamusi;] Jak wspomniałam na samym początku mam jednak to szczęście, że znam sporo mężczyzn potrafiących gotować i wiem, że w domach również gotują. Mój brat świetnie gotuje i piecze ciasta.

    W Polsce jest dużo wartościowych imprez wbrew pozorom.

    OdpowiedzUsuń
  14. Witam! Święta to dla mnie też cudowny czas. Uwielbiam przede wszystkim tą atmosferę. Czas spędzony z bliskimi i odpoczynek jest czymś, bez czego nie dalibyśmy sobie rady. Jednak nowy rok nastał, więc muszą być i nowe cele. Ja już sobie postawiłem jeden, o którym można u mnie przeczytać. Stwierdziłem, że nie można iść tokiem myślenia wszystkich ludzi. Trzeba obrać swój cel i do niego dążyć. Życzę wszystkiego dobrego na ten nowy rok :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ha, ha, ha ! to nie tylko my gramy w euromillions po to żeby zacząć jeździć bez stresu i napięcia :) To jedno z naszych głównych i nawiększych marzeń:A. i moich,a po części także dzieciaków. One chyba teżzłapały bakcyla podróżniczego, choć na razie troszkę się różnią ich cele podróży od naszych.

    Dziękuję za życzenia! i oby nam to słońce tu dopisało!

    OdpowiedzUsuń
  16. Mnie głupota ludzka tak buntuje, że nawet sobie sprawy z tego nie zdajesz. Arktyka byłaby doskonałym miejscem na wakacje. W pojedynkę! Chyba o tym napiszę... Pisanie o głupocie jest takie terapeutyczne. ;]

    Do świąt mam stosunek mocno ambiwalentny. Szału na sprzątanie też nie widać w moich progach, gdyż nie gromadzę niczego po kątach, kurz właściwie nie ma się na czym osadzać, lubię przestrzeń w domu, nie cierpię się zagracać, nie zbieram ramek ze zdjęciami, nie kolekcjonuję ozdób na półkę innych niż te, które mogłyby się do czegoś przydać, lub mają jakąś szczególną historię (albo kojarzą mi się z czymś wyjątkowym), jednak nie jest tego dużo. Minimalizm pozwala mi zachować czystość w mieszkaniu przez cały rok, toteż nie ma nawału obowiązków przed świętami czy np. przed przyjściem gości.
    Nie czyni mnie to jednak pedantką i dodam jeszcze, że moje mieszkanie nie jest ani puste ani martwe. Mam dużo roślin doniczkowych, gdzie nie spojrzysz, leży tęcza. Ha, ha, zwykła kolorowa narzuta albo ciekawa poszewka w kolorowe wzory. Jakiś zwariowany motyw serwety na stół, to wszystko sprawia, że mnie jest bardzo "domowo".

    ŻE CO?! O masakra!! Rozbój w czarny dzień! Żeby stragany zwijać wieczorem? W Polsce to jest nie do pomyślenia! Na szczęście w ojczyźnie trafiłam na taki jeden i zaspokoiłam moją coroczną potrzebę napawania się takimi miejscami.

    Zgadza się, nadal panuje ten sam stereotypowy obrazek w większości domów - mama przy garach (XXIw. a wciąż się na to godzą!!), ojciec przez telewizorem. U mnie w domu jest nieco inaczej, ponieważ tata jest z zawodu i wielkiego zamiłowania kucharzem, więc mięliśmy dania jak z restauracji na co dzień.
    Jednak schemat z dziećmi jest powielany we wszystkim domach. (Przynajmniej ja nigdy nie zauważyłam innego.) Matka wraca z pracy do domu (po drodze odbierze młodego z przedszkola) i zajmuje się domem, jednocześnie dzieckiem, bo je też trzeba ogarnąć, a jeszcze jakiś posiłek mężowi upichci, który to w najlepsze siedzi sobie przed TV bądź w necie. Albo po powrocie z pracy oświadczy, że wychodzi do kolegi i wróci późno. Normalne, nie? ;] Męski High Life.

    Kobieta ma wolne jeden raz w roku? Iście złowieszcza konfiguracja kalendarza ;] Ale pomyśl teraz, ile kobiet w Polsce za ten JEDEN dzień dałoby się pokrajać!

    Pozdrowienia i wszystkiego najlepszego :)

    OdpowiedzUsuń
  17. To prawda - sama muszę przyznać, że prezenty dla dzieci miałam kupione dość wcześnie, ale mimo to, przed samym Bożym Narodzeniem, skusiłam się jeszcze na dokupienie paru innych drobiazgów. Z tym, że ja nie wydałam nawet 40 euro na jedno dziecko. Można, naprawdę można, nabyć coś niedrogiego a zarazem interesującego dla dziecka.

    Zgadzam się generalnie z wszystkim, co napisałaś, ale nie jestem jednak pewna, czy ta brytyjska idea świąt jest lepsza od polskiej. Drugi dzień świąt to oni spędzają z przyjaciółmi, ale chyba w pubie bądź na szaleńczych zakupach, by dorwać jak najlepsze okazje... W wielu sklepach zaczynają się wtedy ogromne wyprzedaże, co sprawia, że jeszcze przed otwarciem sklepu ludzie ustawiają się w długim ogonku...

    Niech zgadnę, mawiają tak ci, którzy sami są na bakier z czystością i porządkiem? ;) Ja jednak wolę pedantów od bałaganiarzy i brudasów.

    Moja mama też miała trójkę, i ja ją dziś autentycznie podziwiam za to, że potrafiła godzić pracę zawodową w pełnym wymiarze godzin z prowadzeniem domu. Teraz doskonale rozumiem, dlaczego nigdy się nie obijała i nigdy nie pozwalała sobie na wylegiwanie się w łóżku do późnej godziny. Ponoć najwięcej robią ci, którzy mają najmniej czasu.

    Nawet mi nie przypominaj o tym... to wychowywanie synków na paniczów, którym kobiety mają usługiwać, to jest jakiś dramat!

    OdpowiedzUsuń
  18. Witaj, Krystian :)
    Święta prawda - atmosfera Bożego Narodzenia jest niezastąpiona i niesamowita. Odkąd pamiętam, to zawsze były moje ulubione święta. Wielkanoc nie ma dla mnie takiego uroku, choć doskonale wiem, że z religijnego punktu widzenia jest bardzo ważna, a może nawet ważniejsza od grudniowych świąt. Co jednak zrobić - serca nie oszukasz ;)

    Ja również podjęłam się pewnych wyzwań, mam nadzieję, że się nie poddam gdzieś po drodze.

    Dzięki i wszystkiego dobrego na ten nowy rok.

    OdpowiedzUsuń
  19. No niestety, wszystkie moje turystyczne plany można spełnić tylko za pomocą wielkiej wygranej ;) Najważniejsze jednak, by w oczekiwaniu na nią nie zaprzestać podróżowania i poznawania świata :)

    Bardzo cieszy mnie fakt, że Wasze pociechy załapały podróżniczego bakcyla :) Ja też jestem przykładem takiej osoby, która pokochała podróże w wieku dziecięcym.

    OdpowiedzUsuń
  20. Jak się chce to wszystko można. Lubię kupować dzieciakom książki, bo wiem, że od nikogo innego ich nie dostaną. A te bardzo fajne książki to troszkę kosztują. Nie zapomnę jak się Młoda cieszyła, gdy dostała Mapy.

    O pubie słyszałam, o wyprzedażach nie;) Na mnie wyprzedaże nie działają, szczęśliwie.

    Trudno powiedzieć, bo zwykle jak im składam wizytę to przed moją wizytą sprzątają:P

    Praca przy trójce to rzeczywiście było wyzwanie, choć ja myślę, że na nasze, polskie warunki nas troje to też było wyzwanie. Rzadko się przecież zdarza, aby u nas miał ktoś troje czy więcej z dzieci. Koleżanka, która jest w ciąży z czwartym dzieckiem na początku się martwiła: wiecie jak to mówią, że jak tyle dzieci to patologia. Najczęściej jednak z takich rodzin wielodzietnich, gdzie ludzie są nauczeni, że przybytku dużego nie było i trzeba się było ze sobą wszystkim dzielić są bardzo fajne osoby. Takie do życia, to tańca i do różańca, jak to się mówi;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Witaj, Hexe, dawno nie miałam okazji zamienić z Tobą kilku zdań.

    Głupota ludzka wyjątkowo działa mi na nerwy. Najgorsze jest to, że widać ją praktycznie na każdym kroku. Pal licho, kiedy negatywne skutki dopadają tylko tego, kto głupio postępuje. Gorzej, kiedy cierpią osoby postronne. I tu mam na myśli głównie użytkowników ruchu drogowego. Albo inny przykład. Bardzo świeży, z mojego podwórka. Po świętach pojawiło się na osiedlu kilkoro dzieci z coraz modniejszymi segwayami. Oczywiście bez kierownicy, bo po co komu ona potrzebna. Kierownica jest dla mięczaków i miękkich buł. Te dzieciaki nie dość, że nie mają jeszcze wprawy w utrzymaniu równowagi, to na dodatek poruszają się bez jakichkolwiek zabezpieczeń - bez kasków i ochraniaczy na kolana. Widziałam kiedyś, jak dwaj [całkiem mali] chłopcy rąbnęli na osiedlowej asfaltowej drodze. Leżeli na środku przez dobrą minutę, może nawet dwie, trzymali się za potłuczone części ciała i jęczeli z bólu. Rodzice albo bardzo ich nie kochają, albo są za bardzo zaślepieni tą głupią miłością, która nie jest w stanie widzieć pociech w innej barwie niż różowa.

    Bardzo dobra metoda. Najgorsze, co można zrobić, to zagracić dom. Ja również staram się nie zaśmiecać domu niepotrzebnymi rzeczami. Ramki ze zdjęciami mam w salonie, ale nie mam za to innych "ozdobników". Pamiętam, jak w domu rodzinnym w każdą sobotę musiałam pościerać kurz z wielgachnej meblościanki udekorowanej kilkoma zestawami filiżanek, szklanych łabędzi i innymi pierdółkami. Toż to zabierało sporo czasu i wymagało wiele cierpliwości. Nie znosiłam tego. Mała liczba rzeczy jest sporym ułatwieniem w sprzątaniu. Nie lubię gołych ścian, pustych i zimnych przestrzeni, tak samo jak nie lubię nadmiaru gadżetów, mebli i zagraconych czterech kątów. Dlatego u siebie stosuję złoty środek.

    Dokładnie tak - gdzie w tym logika? Przecież te jarmarki najlepiej wyglądają wieczorową porą, kiedy można podziwiać dekoracyjne oświetlenie. Zwijanie kramów przed godziną 17:00 uważam za wielkie nieporozumienie.

    Ja mam niestety bardzo podobne obserwacje i spostrzeżenia. Ojciec, nawet jeśli jest troskliwy, bywa najczęściej "niedzielnym tatą".

    Myślę, że sporo się zmieniło w minionych kilkunastu, kilkudziesięciu latach i teraz kobiety mają znacznie więcej wychodnego niż to miało kiedyś.

    Wielu wspaniałych wędrówek i przygód Wam życzę. A do tego oczywiście zdrowia, energii i niezbyt upalnego lata :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Książka to świetny prezent, ale tylko dla tych dzieci, które lubią czytać. Mojej kochanej sześciolatce kupiłam wielką cegłę z opowiadaniami o koniach, bo tak jak ja uwielbia czytać i kocha wierzchowce. Ale już np. mojemu chrześniakowi nie kupiłam żadnej książki, bo po prostu wiem, że nie sprawiłaby mu żadnej radości. On nie lubi czytać i już. A jako że to miał być prezent dla niego, a nie dla mnie, to kupiłam mu sterowany samochód sportowy, grę planszową i parę innych rzeczy. Był zadowolony.

    "Animalium" fajne, ale z "Map" bym się bardziej cieszyła, bo jestem wzrokowcem i bardzo lubię książki z obrazkami :) Im piękniej wydane, tym lepiej :) Ale przecież nie o mnie tu chodzi - najważniejsze, że dziewczynki były zadowolone i interesują się książkami, które są przecież takie nuuudne w porównaniu z tabletem, Xboxem albo Play Station 4.

    Ja lubię wyprzedaże, bo kto nie lubi kupować taniej, ale bez przesady - w życiu nie bawiłabym się w jakieś kilkugodzinne stanie w kolejce, bo i tak się zdarza. Na wyprzedażach lubię zaopatrywać się w droższe kosmetyki dla siebie albo innych. I nawet jeśli czegoś nie potrzebuję na już, ale lubię to i regularnie stosuję, to i tak kupuję na zapas, bo wiem, że za parę miesięcy mi się przyda [płyn micelarny, tusz do rzęs, puder, perfumy...]

    To prawda, taki stereotyp od dawna funkcjonuje i nadal ma się dobrze. Ale na liczną rodzinę decydują się także dobrze wykształceni, zamożni ludzie marzący o gromadce dzieci. Mam wśród znajomych Irlandczyków kilka takich rodzin - czworo, a nawet pięcioro (!) dzieci. Co ciekawe rodzice zazwyczaj też pochodzili z rodzin wielodzietnych.

    OdpowiedzUsuń
  23. Książkami można zachęcić kogoś do czytania lub zniechęcić na zawsze. Młoda nie jest nauczona czytać z domu, ale jak do mnie przychodzi zawsze coś czytamy i jest pod wrażeniem mojego regału z książkami. Stąd na różne okazje staram się jej kupić książki, aby ją zachęcić, zaszczepić w niej to czytanie jako coś przyjemnego, a nie tylko lektury w szkole. Póki co działa :) Zawsze też jak przychodzi sama prosi, abyśmy coś czytały razem. Dzielimy się, że stronę czytam ja, a stronę ona. Jedno i drugie jest pięknie wydane, marzy mi się jeszcze, aby kupić Botanicum, miałam ochotę dokupić na te święta jako pakiet, ale się powstrzymałam;]
    Tablet się świetnie sprawdza w podróży, kiedy dziecko trzeba czymś zająć. Na razie o konsolach jeszcze na szczęście nie marzą;)

    Ja nie lubię zakupów. Chodzę na nie tylko wtedy, gdy naprawdę muszę. Jak trafię na wyprzedaż to super, kupię coś taniej, a jak nie to trudno. Ostatnio regularne korzystam ze zniżek do fryzjera;) Kosmetyki też kupuję na zapas, ale niekoniecznie na wyprzedażach. Zawsze kupowałam internetowo, więc kupowałam na przyszłość, teraz coraz więcej kosmetyków jest dostępnych w sklepach, nawet tuż obok basenu na który chodzę :)

    Ja to wiem, ale stereotypy rządzą się swoimi prawami i piętnują ludzi. Pamiętam do dziś jak stresowała się mama mojej przyjaciółki z liceum, kiedy przydarzyła im się piąta ciąża. Mieszkali na wiosce i największy lęk był: co ludzie powiedzą. To była świetna rodzina, artystyczna, inteligentna, a mimo to dawało im się to we znaki w miejscu zamieszkania.

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie jest nauczona, ale z tego, co piszesz, jasno wynika, że ma głód wiedzy: chce czytać i jest zainteresowana książkami. Bardzo fajnie, że próbujesz rozwijać te jej zainteresowania.

    A ja już nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam u fryzjera. Swego czasu w miarę regularnie chodziłam do pewnej polskiej fryzjerki, ale ostatecznie przestałam, bo nigdy nie słuchała tego, co do niej mówiłam i zawsze robiła po swojemu. Efekty były takie, że po jej "delikatnym" [o takie prosiłam] cieniowaniu włosów miałam po związaniu żałosną cienką kitkę - nawet moja babcia zaczęła się niepokoić, co się stało z moimi włosami, bo przecież zawsze miałam takie ładne gęste. Teraz nie chodzę do fryzjera i jakoś żyję. Przestałam też farbować włosy, więc są zdrowsze. Żałuję tylko, że nie zrobiłam tego dużo, dużo wcześniej.

    No ja właśnie też robię tego typu zakupy online. Czasami nawet zdarzało mi się robić spożywcze zakupy w Tesco przez Internet. Fajna opcja, szkoda tylko, że trzeba za dowóz płacić ;)

    "Co ludzie powiedzą?" - bolączka wielu ludzi. Szkoda się tym przejmować. Ludzie ZAWSZE będą coś mówić. I zawsze znajdzie się ktoś, komu się nie dogodzi.

    OdpowiedzUsuń
  25. Ja miewam takie pracowe kryzysy pod koniec roku zawsze (chyba kumuluje mi się brak wolnego od wakacji i aura za oknem za którą nie przepadam no i zimno) dlatego zawsze sobie zostawiam jakieś wolne dni, żeby koniec roku spędzić w domu na nic-nie-robieniu. Zdecydowanie mi to pomaga.

    Też zawsze kompletuję prezenty z wyprzedzeniem tym bardziej, że co roku spędzam je w innym zestawie osób więc nie kupuję dla każdego tylko tym z którymi spędzam Wigilię. W tym roku ostatni prezent kupowałam siostrze bo z nią musiałam jechać na zakupy, żeby sobie coś namierzyła ale udało się. Wybrała fajną sukienkę i jeszcze się ucieszyła, że się w 36 zmieściła.

    Z domowych pseudo obowiązków umyłam tylko jedno okno z 4-rech bo tego nie znoszę i uznałam, że umyję najbrudniejsze. Reszta na wiosnę jak się ociepli. A porządki zaczęłam ale idę sobie powoli pomieszczenie za pomieszczeniem i na razie zrobiłam sypialnię potem sobie przejdę do innych części. Nie ma co się wygłupiać. Bardziej to robię żeby się pozbyć nieużywanych rzeczy niż żeby porządkować.

    Jarmarki jakoś mnie nie kręcą. Jak trafiam przypadkiem to zerkam co jest ale specjalnie nigdy się na takowy nie wybieram i w tym roku nie byłam choć u mnie były ponoć nawet 2 w pobliżu. Jakoś nie czułam potrzeby ani nie miałam tam zapotrzebowania coś kupować.

    Co do gotowania w Święta to też nie mam jakiegoś nawału bo robię zwykle część potraw, resztę mama i mąż i w tym roku nawet siostra jakieś ciasta przyniosła więc w sumie wszyscy zaangażowani nikt się nie obijał.

    A moją choinkę widziałaś. Jakoś od wielu lat nie chce mi się kupić sztucznej ani żywej więc wymyślam, żeby coś było ale żebym się nie napracowała :)

    Najlepsze życzenia ponoworoczne spełnienia planów! podróżujcie i odpoczywajcie !

    OdpowiedzUsuń
  26. O tak, zimowa pogoda potrafi dać w kość. Chyba najbardziej przeszkadzają mi te ciemne poranki, bo choć z reguły latem nie mam problemów z opuszczeniem łóżka, tak zimą jest to dla mnie prawdziwa katorga. Na szczęście wiosna coraz bliżej, tego się trzymam :) W ogródku przed domem dostrzegłam już główki tulipanów, a poza tym mam wrażenie, że zmrok zapada nieco później. Jest światełko w tunelu :)
    Ja też zazwyczaj mam nieco luźniejszą końcówkę roku, co mnie bardzo cieszy, bo dni wolne od pracy zawsze są mile widziane.

    Nie lubię zostawiać kupna prezentów na ostatnią chwilę, dlatego kompletuję je praktycznie przez cały rok. Ja akurat mam o tyle łatwiej, że od dobrych paru lat kupuję upominki dla tych samych osób i zazwyczaj wiem, co powinnam nabyć.

    To regularne pozbywanie się nieużywanych i niepotrzebnych rzeczy jest bardzo ważne. Dlatego już powoli nastawiam się psychicznie na przegląd kilku szuflad, do których często wrzucam za dużo rzeczy. Poza tym większych porządków wiosennych raczej nie mam w planach, bo na szczęście udało mi się utrzymać ład w szafach, w których posprzątałam w minionym roku. Bardziej przeraża mnie wizja robótek ogródkowych, ale z tym zdecydowanie muszę poczekać na cieplejsze warunki pogodowe.

    My od kilku lat praktykujemy Wigilie w skromnym kameralnym gronie, więc na szczęście nie trzeba spędzać w kuchni całych dni na przygotowywaniu potraw, których potem i tak nie miałby kto zjeść.

    Choinka oryginalna i całkiem ładna, ale jednak wolę te typowo tradycyjne.

    Dziękuję! Ja również życzę Wam wszystkiego najlepszego :)

    OdpowiedzUsuń