środa, 28 lutego 2018

W szponach Bestii



Nie ukrywam, że - jak przystało na złośliwą Polkę, która ma za sobą prawdziwie syberyjskie zimy - robiłam sobie subtelne podśmiechujki z tych wszystkich doniesień o nadciągającej "Bestii ze Wschodu", jak tubylcy poczęli określać przerażająco zimny front, nadciągający znad Syberii. 

Wszystkie media, jak jeden mąż, uderzały w ten sam, melodramatyczny ton: obfite opady śniegu, zamiecie śnieżne i siarczyste mrozy dochodzące nawet do, Jezus Maria, -10 stopni! Na skutek tych mrożących krew w żyłach doniesień ludzie rzucili się na sklepy jak Reksio na szynkę, a raczej jak szarańcza na rolnicze uprawy, bo tak samo jak ona pozostawiły po sobie pobojowisko i nicość.  W mgnieniu oka opróżnili półki z pieczywa, mleka i warzyw, upodobniając niektóre sklepy do tych naszych polskich z czasów PRL-u.  

Doszło do tego, że wczoraj wieczorem Połówek stracił kilkadziesiąt minut na jeżdżenie od sklepu do sklepu, żeby móc nabyć butelkę mleka. Kupił ją dopiero w czwartym z rzędu sklepie. Co prawda potrzebował tylko małą, plastikową butelkę, ale ostatecznie wrócił z litrowym kartonem, który nie do końca odpowiadał naszej wizji, ale darowanemu koniowi przecież nie zagląda się w zęby. 

Mleko było nam koniecznie potrzebne do skompletowania kosza dobroci dla jego koleżanki z biura, której ostatni dzień pracy przypadł właśnie na tę nieszczęsną środę. Kosz miał być prezentem pożegnalnym dla niej, takim z jajem, a jego zawartość była starannie przemyślana. Zawierała bowiem prawie wszystkie produkty, które koleżanka regularnie zabierała z kantyny do domu, jako że wiecznie żyła w trybie oszczędnościowym. Mleka zatem nie mogło zabraknąć

Nauczona doświadczeniem machałam ręką na te wszystkie ostrzegawcze komunikaty o nadchodzącym końcu świata. Uodporniłam się na nie, bo w swoim życiu takich "końców świata" przeżyłam kilka. Był koniec świata wieszczony przez Nostradamusa, przez Świadków Jehowy, była nawet pluskwa milenijna, którą miały nam zgotować bezduszne komputery wraz z nadejściem 2000 roku. Wszystko to już przeżyłam, a z tych wszystkich apokalips najbardziej zapamiętałam słowa mojej polonistki, wypowiedziane w czasie analizy "Piosenki o końcu świata" Miłosza. Koniec świata ma miejsce codziennie. 

Do końca bagatelizowałam problem niczym bohaterowie wyżej wspomnianego utworu.  Kiedy dziś rano wstałam z łóżka i stanęłam koło okna, o mało co z powrotem na nie nie upadłam. Poraziła mnie jasność jak w czasie eksplozji supernowej. Odruchowo zakryłam oczy ręką i skuliłam się w sobie jak Superman na widok kryptonitu. O cholera! Wszędzie biało! Ktoś mnie w nocy przetransportował z Zielonej Wyspy do Krainy Śniegu.

Poranną kawę wypiłam po uprzednim maksymalnym odsunięciu zasłon w kuchni, niczym dziecko radując się z rozciągającego się przede mną białego pejzażu. 

Brazylijczycy w pracy Połówka już wczoraj z radością zacierali ręce na wieść o nadchodzącym śniegu. O mało co nie skakali z radości - dla nich będzie to pierwszy śnieg w życiu. Dla mnie nie był, ale śmiem twierdzić, że gdyby można było zmierzyć naszą radość, znajdowałaby się gdzieś w tych samych granicach. 

Grube czapy śniegu okryły świat, śnieg tak pięknie skrzypiał pod nogami, a koty tak zabawnie się w nim zapadały i poruszały, tylko po to, by dwie minuty później, obsypane grubymi płatkami śniegu, pędzić z obłędem w oczach do domu.

Dwanaście lat na to czekałam! 

Widząc tę rozgrywającą się przed naszymi oczami apokalipsę, Połówek doszedł do wniosku, że podrzuci mnie do pracy i zaraz wyjeżdża do swojej. Bo choć zaczyna dwie i pół godziny później ode mnie, to brodzenie w śniegu i poruszanie się z dwukrotnie mniejszą prędkością niż zazwyczaj [30-40 km/h maksymalnie!] wymaga od niego natychmiastowego wyjazdu. 

Przed wyjściem z domu zrobiłam jeszcze szybki przegląd prasy. Odpaliłam filmik z informacjami dotyczącymi poruszania się samochodem zimową porą. "Wiedzy nigdy za dużo" - pomyślałam. Ale jak tylko wyświetliła się jedna z pierwszych porad - "odśnież auto" - doszłam do wniosku, że to instrukcje dla debili i wyłączyłam telefon, uznając, że szkoda mi czasu na te głupoty. 

Pięć minut później takiego geniusza spotkaliśmy na drodze. Na dachu auta gruba czapa śniegu i tylko malutki otworek zrobiony w szybie. Taki na kilkanaście centymetrów. 

Zapomniałam powiedzieć, że nie udało się nam dojechać do mojej pracy. Dopóki sunęliśmy główną drogą, było w miarę OK. Wystarczyło jednak skręcić w mniej uczęszczaną dróżkę, by auto zaczęło się niebezpiecznie ślizgać i odmawiać posłuszeństwa. Obydwoje jednogłośnie doszliśmy do wniosku, że z tej ośnieżonej górki to my nie zjeżdżamy. Nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że te kilka stresujących minut spędzonych w aucie żyjącym swoim życiem, kosztowało mnie co najmniej pięć lat mojego.

Jakby tego jeszcze było mało, zakopaliśmy się w śniegu, a ja po raz kolejny srogo pożałowałam, że nie jesteśmy właścicielami Monster Trucka. Kiedy już udało nam się wydostać ze śnieżnej zaspy, rozpętała się śnieżyca. Ogarnęła mnie panika na myśl, że Połówek miałby w takich warunkach jechać do pracy, do której dojazd zajmuje mu - w normalnych warunkach! - prawie półtorej godziny. 

Szczęśliwym trafem, niedługo po dotarciu do domu, okazało się, że biuro Połówka zostało zamknięte. W Dublinie, jak i w innych hrabstwach, ogłoszono czerwony alarm pogodowy. Dzięki temu wreszcie udało nam się zjeść wspólne śniadanie o normalnej porze i cieszyć z prostych przyjemności w życiu, jak dodatkowy dzień wolnego. Nie chcę zapeszać, ale najgorsze ponoć dopiero przed nami. Apogeum apokalipsy ma nastąpić w czwartek. Jak Bozia da, będziemy mieć super długi weekend. Już teraz zamknięto szkoły aż do piątku włącznie.

Chyba nie muszę dodawać, że Połówkowi to na rękę, mimo że nie udało mu się dzisiaj dostarczyć koleżance pożegnalnego prezentu. Humor dopisywał mu do tego stopnia, że po zjedzeniu śniadania rubasznie potarł ręce i stwierdził: "No, to teraz, kiedy obydwoje mamy dzień wolny od pracy, nie możesz już wykręcać się migreną, bólem zębów i hemoroidami!". 

A na koniec smutna refleksja: nie tylko telewizja kłamie. Prasa również. Nie dalej jak parę godzin temu czytałam artykuł na Irish Mirror o tym, jakoby śnieg i zimno miały mieć negatywny wpływ na libido i nasze życie seksualne...

24 komentarze:

  1. Sokole Oko

    ha ha ha nie wierzę, że pierwsza to skomentuję. Zacznę od końca ... zimą trzeba się grzać łatwo dostępnymi sposobami a cóż jest łatwiejszego jak w domu mąż zalega. Nawet alkohol może być wtedy trudniej dostępny niż facet :D

    Po drugie zawsze szczerze bawi mnie do rozpuku to, że u nas taka zima nie powoduje zamykania biur i dni wolnych od pracy a we Włoszech np. lekkie opady śniegu i nagle sru karteczka na drzwiach, że z powodu tychże opadów nieczynne do odwołania. No ale u Was w zasadzie to jest jakby anomalia pogodowa no to jakoś może to i dopuszczalne. Poza tym chyba nie zmieniacie opon na zimowe ??? bo w sumie po co to pewnie, że nie łatwo potem po drogach się jeździ.

    Po trzecie u nas ten sam atak od poniedziałku albo i niedzieli. Niby najgorszy dzień był dzisiaj choć dla mnie gorzej było wczoraj bo dziś -12 ale bezwietrznie a wczoraj -10 ale wiało jak nie wiem co i wydawało mi się, że mam odmrożenia 3 stopnia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj w moich skromnych blogowych włościach :)

    Nie powinnaś być zdziwiona faktem bycia pierwszą, bo o tym blogu wie zaledwie garść osób.

    Tak się składa, że alkohol mam akurat pod ręką, bo do wspomnianego prezentu pożegnalnego Połówek kupi wczoraj sześciopak Heinekena, ale dołączył tylko dwie butelki :) Jedną z nich uczciłam dziś swój dzień wolny :) Tak dawno nie piłam piwa, że zapomniałam, jak dobrze smakuje!

    Mnie to też trochę śmieszyło, ale spójrzmy prawdzie w oczy. W Irlandii śnieg jest rzadkością, tu chyba nawet nie istnieje coś takiego jak pług do odśnieżania dróg, zatem rano na drodze zalegała gruba warstwa śniegu. Biorąc pod uwagę, że prawie wszyscy tu jeździmy na oponach letnich, bywa naprawdę nieciekawie. Nasze auto dodatkowo ma obniżone zawieszenie i napęd na tylne koła, co sprawia, że w takich warunkach totalnie sobie nie radzi i bardzo łatwo się nim zakopać. Już to przerabialiśmy kilkukrotnie.

    Współczuję. Wiatr potrafi skutecznie sprawić, że odczuwalna temperatura jest znacznie niższa od tej rzeczywistej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sokole Oko

      jak to miło być pierwszym gościem w nowym miejscu jeszcze się tym chwilę nacieszę :)

      Właśnie ... zapomniałam się odnieść do odchodzącej koleżanki. My też mamy taką jedną w pracy. Jak przynosimy urodzinowe ciasta i kawę i mleko do kawy i cukier (bo nie posiadamy gdyż u nas raczej towarzystwo herbaciane i kawę jedynie do ciasta pijamy) to każdy potem cukier i mleko i tą napoczętą paczkę kawy zostawia. Ale jedną mamy taką co nawet zaczęte właśnie mleko do domu zabiera :)

      Piwo jej do tej paczki daliście ??? u mnie by było wino mile widziane :)

      Tak właśnie myślałam, że główny problem tkwi w letnich oponach ale nie pomyślałam, że nie macie pługów. Jakoś tak człowiekowi się wydaje, że to oczywiste i wszystkie kraje mają. Staram a głupiam :D

      Dziś nadal mrozik ale czekam na weekend bo ma wtedy powoli odpuszczać ...

      PS. Całkiem tu nieźle, rozgościsz się, zdjęć nawrzucasz i będzie gitara :)

      Usuń
    2. W pracy Połówka jest kantyna. Kawę, herbatę, mleko, jakieś tam soki, plus parę innych rzeczy mają za darmo. Czasami trafi się coś słodkiego: drożdżówki, ciasta, albo naleśniki z okazji Tłustego Czwartku [jak pewnie wiesz, tutaj mamy "Pancake Tuesday" / "Shrove Tuesday"].

      Zgadza się, piwo dostanie. Winem też by pewnie nie pogardziła, ale piwo ma tu konkretne znaczenie - na firmowych imprezach przysługuje pracownikom darmowy alkohol, a wspomniana koleżanka wykorzystywała ten fakt, zabierając do domu kilka butelek piwa.

      Poza tym regularnie wynosiła do domu mydło w płynie [też je dostanie od nas], słodycze, a czasami nawet... papier toaletowy [tego już nie kupiliśmy, hehe]. Co ciekawe, w ogóle się z tym nie kryła przed Połówkiem. To nie był dla niej powód do wstydu. Pomijając te jej lepkie rączki, to jest to fajna i sympatyczna dziewczyna [pisząc te słowa polegam na opinii Połówka, ja ją "znam" tylko ze zdjęć].

      Pewności nie mam, ale nigdy nie widziałam tutaj pługu odśnieżającego drogi. Teraz taki pług przydałby się jak nigdy wcześniej.

      PS. Najbardziej brakuje mi tutaj opcji edycji swojego komentarza. Często z niej korzystałam na Onecie, by poprawić swoje literówki. Tu nie mogę.

      Usuń
    3. Sokole wiadomo co ...

      oooo no nie pogadasz takie produkciki za free ??? fajnie.

      A to już rozumiem żarcik z piwem ale wynoszenia produktów czy chemii z pracy do domu to tego już nie rozumiem. W czasach PRL to był powiedzmy, że taki Polski standard a nawet zwyczaj ale teraz mam wrażenie, że to jakiś rodzaj współczesnej kleptomanii ...

      W sumie nie ma śniegu to po co pługi. Dosyć oczywista oczywistość.

      PS. na blogspocie możesz swój własny komentarz po opublikowaniu skopiować a potem normalnie go usunąć i wkleić na nowo poprawiając błędy. Ja tak czasem robię :)

      Usuń
    4. Fajnie, to prawda, ale dla równowagi firma ma inne minusy. A Szefowi Wszystkich Szefów najlepiej wychodzi podejmowanie decyzji meteorologicznych, czyli zamykanie biura ;)

      Ja również nie rozumiem i absolutnie nie popieram. Też mam możliwość zabrania ze sobą wielu rzeczy do domu i prawdopodobnie nikt by nawet tego nie zauważył, ale nie mogłabym tego zrobić. Po prostu kłóci się to z moimi zasadami. Koleżanka Połówka takich problemów nie ma - kiedyś zabrała do domu nawet kubki i komplet sztućców, tłumacząc się, że jest świeżo po przeprowadzce, nie ma czasu jechać do IKEI, a jeść czymś trzeba ;) Na początku każdy taki jej wybryk podsumowywałam facepalmem, ale teraz już się przyzwyczaiłam. Taka już jest. Żeby nie było - ma też zalety, nie tylko wady, a Połówek dobrze się z nią dogaduje i ją lubi. Tak na marginesie, gdybyś się zastanawiała, to nie jest Polka.

      Okazuje się, że jednak istnieją, bo dzisiaj na jednej ze stron przeczytałam, że główne drogi zostały odśnieżone pługami. Swoją drogą, to musi być najrzadziej używany sprzęt w Irlandii ever ;)

      PS. Dzięki za podpowiedź. Rozumiem, że nie będzie po tym takiego śladu, jaki jest po usunięciu swojego komentarza?

      Usuń
    5. Sokole Oko

      w każdej pracy są plusy i minusy. Chyba nie znam nikogo kto by miał same plusy :)

      Ufff nie Polka. No to dzięki za info. Jak widać kleptomani są też poza naszym podwórkiem. Ale i tak dziwne to. W życiu bym nie śmiała nawet czegoś czasowo z pracy pożyczyć do domu a co dopiero zabrać. A tłumaczenie, że nie ma czasu jechać kupić jest tłumaczeniem 5-cio latka. No ale ... nie będziemy tu się skupiać na tej Pani.

      O patrz !!! może pożyczyliście go ?? przypłynął promem ze Skandynawii :D

      PS. nie, nie zostanie ślad. Jak autor kasuje komentarze to wyskakuje zapytanie cze chcesz usunąć komentarz trwale i wtedy nie widać nawet, że jakiś jest skasowany. Znika całkowicie zrób sobie próbę ;)

      Usuń
    6. Tak mi się teraz przypomniało, że wcale nie dziwi mnie to, iż nie popierasz zabierania rzeczy z pracy do domu, bo Ty miałaś nawet opory z zabraniem tych darmowych mini produktów, jakie hotele, B&B i inne noclegownie zostawiają dla swoich klientów. A tego absolutnie nie nazwałabym kradzieżą [w przeciwieństwie do praktyk uskutecznianych przez wspomnianą koleżankę].

      Usuń
    7. W ogóle to z przykrością stwierdzam, że lepiej mi się pracowało na onetowym systemie, miał lepszy "interface" dla administratora, ale Ty raczej nie masz porównania, bo odeszłaś, zanim Onet ulepszył blogi i wprowadził Wordpress. I po co tutaj wszędzie te opcje "usuń"? Łatwo o omsknięcie się palca...

      Ależ koleżanka Połówka jest bardzo ciekawym przypadkiem do analizy ;)

      Haha. Kto wie? Może faktycznie został wypożyczony. Po ostatnich obfitych opadach śniegu już nic nie jest w stanie mnie zszokować. Nie zdziwiłabym się nawet, gdybym za chwilę zobaczyła yeti ;)

      Usuń
    8. Sokole Oko

      noooo właśnie. Jakoś mam takie przekonanie, że się tego używa na miejscu i nie zabiera. Co oczywiście na ubiegłorocznych wakacjach już nie zostało zastosowane bo jak wiesz miałam problem z szamponem i z kilku miejsc go wyniosłam :)

      Do blogspota przywykniesz. Też kiedyś było mi z nim nie po drodze ale jakoś się człowiek pozbierał. O tak ja na onecie nie za długo wytrzymałam. Tych udziwnień już nie przerabiałam.

      Obstawiam jakieś zaburzenie. Nie każdy wynosi z pracy sprzęty i do tego tak marnie się usprawiedliwia :)

      Na pewno nie Wasz. Kto by go utrzymywał i konserwował jak byłby potrzebny raz na 15 lat. Lepiej pożyczyć z zewnątrz :D

      Usuń
    9. Spokojnie, jesteś rozgrzeszona :)

      Domyślam się, że to tylko kwestia czasu i przyzwyczajenia. Zresztą nie bardzo mam wybór, skoro Onet pozbył się naszych blogów [przez moment się łudziłam, że może okażą dobre serce i zostawią nas w spokoju, ale jak widać, przeliczyłam się]. Business is business. Tu nie ma miejsca na sentymenty i miękki tyłek.

      Niewykluczone. Znam jednak jej sytuację finansową i wiem, że jest dość kiepska. To w połączeniu z brakiem kodeksu moralnego też może dawać podobne objawy jak kleptomania ;)

      Usuń
    10. Sokole Oko

      Uffff dzięki :D

      Czytałam, że teraz w marcu kolejna platforma kasuje blogi bloog.pl nie wiem co to za fatum. Mam nadzieję, że blogspot przetrwa ...

      Aha no to trochę tłumaczy te "kradzieże" ale moralności nie tłumaczy ...

      Usuń
    11. Taki znak naszych czasów, niestety. Ja jestem bardziej pesymistyczna w swoich przewidywaniach - myślę, że za jakiś czas spotka to też pozostałe darmowe platformy jak blox i blogger. Teraz się snapchatuje, instagramuje i facebookuje, blogi powoli przechodzą do lamusa. Nowemu pokoleniu nie chce się czytać.

      Zgadza się. Kwestia posiadania [albo braku] kręgosłupa moralnego.

      Usuń
    12. Sokole Oko

      Zobaczymy ile to będzie to "za jakiś czas" a potem zostanie nam chyba tylko płacenie za jakąś własną stronę i przenosiny na nią. Na te pozostałe możliwości to się bloga przełożyć niestety nie da.

      W jej przypadku nie posiadania :D

      Usuń
  3. Sokole Oko? Ja tam wieku nikomu wymawiać nie chcę, ale wygląda na to, że wkrótce cała STARA gwardia zawita na nowe włości. Jak się cieszę, że Cię widzę Taito. A właściwie Twoją twórczość. Prawdę mówiąc nie wątpiłem w szczęśliwe przenosiny, bałem się tylko terminu. Bo wiesz, lata lecą i człowiek nie wie czy doczeka kolejnego posta, kiedy Onet zamyka podwoje.
    A u nas szef nie zamknął. Dzisiaj. A jutro? Czas pokaże. Na mój rozum(ek), to ktoś tu musi niezłą kasę robić na tej panice, skoro tak ją rozdmuchali. W 2010 śnieg leżał na drogach caluśki tydzień i przeżyliśmy. Nawet sklepów nie zamknięto. A teraz? Wymyślili te alerty pogodowe, bo siły w ręcach nie mieli... wróć, do pracy nie chce się pójść. Zresztą memy w internecie mówią wszystko. Niemniej świat jest piękniejszy, przykryty nieskazitelną bielą śnieżnej kołderki. Trzeba choinkę ubierać i zrobić sobie powtórkę ze Świąt Bożego Narodzenia. :)
    Bardzo cieszę się, że znowu piszesz i będzie można poczytać komentarze znajomych osób.
    Pozdrowienia dla Ciebie Taito, Połówka i Sokolego Oka.
    Zielak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Zielaku i dziękuję za pozdrowienia :) wieku wymawiać mi nie musisz i tak przecież nie wiesz ile sobie liczę wiosen ludzkich a ile blogowych ;) tych drugich to już będzie za 12 lekko. Z wielu blogowych stron chleb się już w moim przypadku jadło nim się dopasowało do potrzeb. Na szczęście na onecie spędziłam czas dosyć krótki i potem podróżowałam by znaleźć dla siebie dogodne miejsce i czas. Ale żal, że onet tak niemiło ludzi potraktował. Był sentyment i pierwsi najstarsi blogowi górale z onetu się właśnie wywodzą. Cóż. Jak to zwykle bywa nie liczy się człowiek liczy się forsa.

      Ja tam w Taitę wierzyłam. Może się lekko ostatnio rozleniwiła ale wiedziałam, że gdzieś się przeprowadzi. Nie było szans żeby nie. Nie mogła nas przecież porzucić to nie w jej stylu.

      Dziękuję za pozdrowienia i również pozdrawiam

      Sokole Oko

      Usuń
    2. Zielaku, witaj na pokładzie! :)

      Ciekawa jestem, jaką decyzję podejmie dzisiaj. My na szczęście mamy ten komfort, że nie musimy stawiać się do pracy do końca tego tygodnia. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy, bo choć pięknie to wszystko wygląda, to nie są to idealne warunki do podróżowania. Dziś mamy nawet więcej śniegu niż wczoraj.

      Starość nie radość, zatem nie bardzo już pamiętam, jak to wyglądało zimą 2010 roku, ale nie sądzę byśmy mieli wtedy TYLE śniegu, co teraz. Może u Was jest go znacznie mniej, ale ja takiej zimy tutaj jeszcze nie widziałam.

      PS. Zajrzałam do fotek z 2010 roku i już wszystko wiem ;) Eee, bez porównania! Wtedy to była cienka warstwa, teraz mamy zimę z prawdziwego zdarzenia. Dwadzieścia centymetrów śniegu na oko, albo i więcej.

      Usuń
    3. Dzisiejszy dzień pracy zakończyłem w południe a na jutro mamy zapowiedziane wolne. Pług śnieżny widziałem własnymi, jak pięć złotych z rybakiem wielkimi ze zdziwienia, oczami. Prawdziwy. I z piaskarką. ;)
      Prognozy na jutro są raczej kiepskie, ale nie do tego stopnia by Irlandię czasowo zamykać. Zobaczymy co dzień przyniesie, bo meteorologia przypomina mi wróżbiarstwo nieco.

      Zachodzi facet do wróżki, namówiony przez kolegów, że niby taka wspaniała i puka do drzwi.
      - Kto tam?
      - A, to ja już pani dziękuję.

      Na moich fotkach z 2010 wyglądało to całkiem, całkiem. Podesłać dla porównania? Bo wygląda na to, że u Was na północy to jakiś kompletnie inny klimat. ;) A w każdym razie pogoda.

      Eh, żeby nie ten zapowiadany wiatr, to można by zaplanować jakiś wypad na sanki.

      A propos wieku. Nie miałem na myśli konkretnych wiosen ale przecież nikt nie mówi MŁODA gwardia, czyż nie? ;)

      Węgiel zakupiony i płonie w kominku, grzejąc nas i psy. Za oknem krajobraz jak ze świątecznej pocztówki... Jeszcze tylko lampka wina, wyłączyć komputer i pogrążyć się w lekturze, czego i Wam życzę.

      Usuń
    4. To świetnie, Zielaku, wreszcie będziesz miał długi weekend i może uda Ci się wygospodarować trochę czasu tylko dla siebie. Ja mam wolne do końca tygodnia i cóż mogę powiedzieć? Chciałabym, aby takie zimy zdarzały się nam częściej. I nieważne, że moje marzenie o białych świętach spełniło się o ponad dwa miesiące za późno :) Liczy się rezultat.

      Czekam z niecierpliwością na Emmę, a w międzyczasie oglądam "Weeds", zaśmiewając się do rozpuku, i czytam "Presumed Guilty" Gerritsen. Twojej książki jeszcze nie ruszyłam, bo mam teraz w domu siedem książek do przeczytania i termin mnie goni. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze.

      Dzięki naocznemu świadkowi mamy już ustalone i potwierdzone, że pługi śnieżne naprawdę istnieją i nie jest to Irish legend :)

      Fotki zawsze mile widziane, Zielaku. U mnie też było wtedy biało, ale jednak bez porównania. Teraz to mamy tu prawdziwe Aspen.

      A skoro jutro będziesz się "nudził", to zapraszam na nowy wpis. Czas zacząć relacjonować wyjazd do Walii, bo mimo tego białego krajobrazu za oknem wakacje zbliżają się wielkimi krokami, a ja nadal mam mocne postanowienie ponownego najechania Walii. Wypadałoby więc wyrobić się z relacją przed nowym wyjazdem.

      Przyjemnego relaksu przy cieple kominka :)

      Usuń
    5. Sokole Oko

      @Zielaku wiem, wiem tak się droczę tylko ;)

      Usuń
  4. Jestem już u Ciebie i ciesze się, że przeprowadzka sie udała. Na pewno zadomowisz sie w nowym miejscu i uczynisz je pięknym. Dziekuję że wpadłaś do mnie na imagik007.wordpress.com. Czekam na nowe notki i ciepło pozdrawiam. imagik007

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Agentko 007! :) Bardzo miło mi Cię tutaj widzieć!

      Ja również się cieszę, że Twoja przeprowadzka się udała i że tak fajnie się urządziłaś.

      Ciesz się wiosną, ja z kolei będę podziwiać ten mój Winter Wonderland!

      Usuń
  5. Fajnie, że zima nas odwiedziła - dziś, kiedy to piszę , kolejny raz - ale miałam mieszane uczucia.... chyba najbardziej nie lubię w sytuacjach kryzysowych być rozdzielona z A. a tak jest zawsze. on zostaje w Dublinie, a ja z dziećmi tutaj, na wsi. Gdyby nie to, to cieszylibyśmy się tą sytuacją niezmiernie.
    Ty się śmiejesz z instrukcji jazdy w zimie, a moi sąsiedzi zawsze się nabijają ze mnie, kiedy odśnieżam auto, czyszczę wszystkie szyby, itp. pytają po co? a potem tacy geniusze, jak opisałaś, jeżdżą.
    Podobnie jak Ty, śmiałąm się z tej "bestii", któa nie byłą taka straszna, zresztą. To nieprzygotowanie kraju powoduje narastającą panikę, śmierć całego transportu i w dużej części służb specjalnych. Z podziwem patrzyłam na ludzi szykujących się jak na 7-dniową apokalipsę, ta panika, kupowanie takich ilości jedzenia....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, fajnie - długo na nią czekałam. Wychowałam się w takim regionie Polski, gdzie zimy bywały naprawdę srogie, a mróz dochodził nawet do -26 stopni [w tym roku było podobnie, wiem z opowiadań mamy]. Zatem czasami tęsknię za zimą z prawdziwego zdarzenia. Miałam więc sporo radości z ataku "Bestii ze Wschodu".

      Teraz z kolei straszą nas potomkiem bestii i białą Wielkanocą. To może tym razem niech A. przezornie zostanie w domu ;)Nie ma to jak rodzina w komplecie. Doskonale rozumiem, co masz na myśli.

      Chyba zbyt często mierzę innych swoją miarką, bo pewne rzeczy naprawdę wydają się być takie oczywiste - tak jak to wspomniane odśnieżenie auta. Jak ktoś planuje bezpiecznie się poruszać bez oczyszczenia szyby ze śniegu?!

      Zgadza się, są nieprzygotowani, ale też trzeba ich zrozumieć. Takie zimy są tu jednak prawdziwym ewenementem.

      Usuń