piątek, 2 marca 2018

Przed godziną zero



Za każdym razem, kiedy rano z bólem zwlekam się z łóżka w celu udania się do pracy, obiecuję sobie, że odrobię to sobie przy pierwszej nadarzającej się okazji. Chyba tylko dzięki tej obiecującej wizji nie wylądowałam jeszcze w kaftanie bezpieczeństwa. 

Tymczasem stała się rzecz niebywała. Był piąty dzień mojego urlopu, a do tego poniedziałek, czyli jak powszechnie wiadomo, dzień znienawidzony przez każdego wyrobnika, ja miałam zielone światło na bezterminowe wylegiwanie się w łóżku, a mimo to dobrowolnie wstałam kilka minut po szóstej. 

Tak prawdę powiedziawszy, to nie do końca było to dobrowolne, za to w stu procentach strategiczne zachowanie podyktowane moim instynktem samozachowawczym.  Otóż w normalny dzień roboczy to mój budzik robi za narzędzie tortur. Za to metaforyczne wiertło, które codziennie dokonuje trepanacji mojej czaszki. I to bez narkozy. I choć w takich chwilach jak nigdy rozumiem Andrzeja Piasecznego śpiewającego "Budzikom śmierć", muszę też uczciwie przyznać, że od wrednego budzika gorsza jest tylko jedna rzecz - kot wyśpiewujący arie operowe bezpośrednio pod sypialnianym oknem. Co jak co, ale Wyższa Forma Inteligencji nie ma w tym sobie równych. 

Byłabym skłonna uwierzyć, że pobierała lekcje śpiewu u samego Luciano Pavarottiego, gdyby nie fakt, że słynny włoski śpiewak zmarł, zanim ona się urodziła. I pewnie machnęłabym na to wszystko ręką, ale przecież wiadomo, że koty to tajemnicze istoty, mające więcej niż jedno życie. Moja prywatna teoria spiskowa mówi, że do tych muzycznych korepetycji faktycznie kiedyś doszło w przeszłości. Fakt jest bowiem niezaprzeczalny: moja kotka do perfekcji opanowała arię "Nessun Dorma", co znaczy ni mniej, ni więcej: "Nikt nie śpi!". 

Na pewnym etapie coś poszło jednak nie tak, albowiem wykonanie Pavarottiego chwyta za serce, a wersja Wyższej Formy Inteligencji - za głowę. Wciska ją w imadło i bezlitośnie dociska, aż masz wrażenie, że zaraz eksploduje niczym arbuz. Twój wybór jest więc prosty: albo stawiasz na przetrwanie i idziesz do ogródka wpuścić kota do domu, albo odmawiasz żal za grzechy i dzwonisz do proboszcza z nadzieją, że zrobi ci ostatnie namaszczenie, zanim  twój własny kot cię załatwi. 

Czytasz te słowa, zatem wiesz, jaką decyzję wtedy podjęłam. 

Nie wiesz pewnie jednak, że po tym jak brutalnie wyrwano mnie z objęć Morfeusza, już się nie położyłam do łóżka, choć mój pierwszy odruch był zupełnie inny. 

Zamiast tego decyduję się spędzić resztę dnia tak, jak ja uznam to za słuszne, a nie tańczyć tak, jak mi kot zagra. Albo zaśpiewa. 

Po cichu liczę też, że moje poświęcenie się opłaci. Bo jeśli teraz nie położę się do łóżka, to jest szansa, że wieczorem wcześniej zrobię się senna i uda mi się przespać kilka godzin, zanim przed północą zamkniemy hacjendę na cztery spusty i wyruszymy do dublińskiego portu na nasz kilkugodzinny, nocny rejs do Walii. Promem, bez wykupionej kabiny, gdzie mogłabym do woli chrapać, zamiast wysłuchiwać chrapania innych. 

Idę więc za głosem rozsądku. Początek mojego dnia nie był najprzyjemniejszy, ale kto powiedział, że reszta dnia nie może być milsza? 

Znasz to powiedzenie o cytrynach? "Kiedy życie daje ci cytryny, zrób z nich lemoniadę!". Zatem wyciskam ten mój ostatni dzień w Irlandii niczym cytrynę. 

Biorę relaksujący i gorący prysznic, a potem idę do kuchni, by zrobić sobie poranną kawę. Z turbanem na głowie zasiadam przed ekranem monitora, by ją niespiesznie wypić i sprawdzić, co tam w sieci piszczy. 

Piszę nawet okolicznościowego posta na bloga i maila do mamy, bo właśnie z zażenowaniem zdaję sobie sprawę, że dawno nie miałyśmy kontaktu, a ona nawet nie wie, że ja za kilkanaście godzin wyjeżdżam do Walii na urlop. "Gdyby mi się coś stało, to przynajmniej będzie wiedzieć, gdzie jestem" - myślę. Niektóre przyzwyczajenia z trudem wymierają. Wpojona mi w młodości zasada mówienia, gdzie się udaję i kiedy wrócę, jak widać nadal żyje i ma się dobrze. 

Robię też pranie i suszę je na świeżym powietrzu, bo pogoda wyjątkowo sprzyja. Termometr umieszczony w moim słonecznym ogródku pokazuje całe 30 stopni. Fizycznie jestem jeszcze w Irlandii, ale myślami jestem już na urlopie, bo w głowie rozbrzmiewają mi optymistyczne dźwięki piosenki Crowded House: "everywhere you go, always take the weather with you..." I w tym momencie faktycznie niczego innego bardziej nie pragnę, jak tego, by zabrać tę piękną pogodę ze sobą. 

Kiedy kilkanaście godzin później wychodzę z domu w mrok, a moje płuca wypełnia rześkie, nocne i letnie powietrze, nie wiem jeszcze, że zarówno pogoda, jak i cały wyjazd przejdą moje najbardziej śmiałe marzenia. 

A o wieczornej drzemce przed wyjazdem mogłam oczywiście zapomnieć.  Już dawno powinnam była się nauczyć, że sztuczki z wczesną pobudką i wczesnym pójściem do łóżka to może działają na niemowlęta, ale nie na mnie.

27 komentarzy:

  1. Dzień dobry!

    Wpadam troszkę spóźniona, ale o przyzwoitej porze (aby Cię przypadkiem nie obudzić moim grającym radiem) licząc, że zachowały się może jakieś resztki z parapetówki.

    Na szczęście nie mam kota. Mam za to psa, a pies szczeka zawsze, kiedy po klatce schodowej wędruje nie mieszkaniec. W związku z tym często mam instynkty mordercze wobec sierściucha. Jeszcze żyje.

    Piękna teoria z wczesną pobudką i wczesnym pójściem spać nie działa i u mnie. Ja to jestem stereotypowa sowa jak nic. Jak tylko nie pracuję przestawiam się na tryb późnego siedzenia i późnego wstawania. Czasami nawet w tygodniu pracy jak się porządnie zaczytam to widmo pobudki o czwartej czy piątej nad ranem nie pomaga.

    Muszę Ci powiedzieć, że szybko się ogarnęłaś z przenosinami Taito i całkiem sprawnie. Zauważyłam, że u Ciebie podstawiły się komentarze-gdy ja się przenosiłam nie miałam bladego pojęcia jak to zrobić. Myślę, że zdolna z Ciebie dziewucha i szybko ogarniesz szatę graficzną.

    Co do pogody-ja bardzo na nią liczę za jakieś 1,5 tygodnia:-) Trzymaj się ciepło w te siarczyste, irlandzkie mrozy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzień w istocie dobry! Śnieg nadal się utrzymuje, choć niestety mam wrażenie, że rozpoczyna się początek jego końca ;)

    Bardzo to wspaniałomyślne z Twojej strony, ale ja od paru dni zrywam się bladym świtem, mimo że nie muszę chodzić do pracy. Ta porażająca biel za oknem robi swoje. Czasami nawet nie opuszczam rolet na noc, szkoda mi tego kapitalnego widoku.

    Kot to szczęście! :) Mało kto mnie tak bawi i cieszy jak ona. Dlatego jestem w stanie wszystko jej wybaczyć, nawet ściąganie mnie z łóżka o nieprzyzwoicie wczesnej porze.

    Ja też jestem sową. W moim polskim domu najpóźniej gasło światło w moim pokoju. Szczególnie w okresie, kiedy byłam licealistką. Do dzisiaj uwielbiam sobie dłużej posiedzieć, co niekoniecznie musi oznaczać późną pobudkę.

    Najwidoczniej blogger został unowocześniony od tego czasu, bo ja miałam opcję przeniesienia nie tylko postów, ale także zdjęć [choć niestety już ich nie wyśrodkowało, to byłoby chyba zbyt piękne] i komentarzy.

    Zaskoczę Cię, ale nie planuję większych prac remontowych na blogu. Lubię minimalizm, więc to co mam teraz, prawie mi odpowiada. Nie cierpię zagraconych przestrzeni, tak w realu jak i w życiu wirtualnym. Jest archiwum, są etykiety, wyszukiwarka - to więcej niż na poprzednim blogu. Chcę jednak dodać banner w nagłówku. Przejrzałam wszystkie szaty graficzne, jakie oferuje blogger, żadna mnie jednak nie powaliła. Było kilka ładnych, ale niekoniecznie odpowiednich dla mojego bloga.

    Aha! Przejrzałam Cię - planujesz wziąć udział w paradzie Św. Patryka!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy Wy nadal macie wolne i leniuchujecie w związku z czerwonym alertem?;)

    Bladym świtem zrywam się podczas wolnego tylko wtedy, kiedy gdzieś wyruszam. W innym wypadku nie ma mowy.

    Pies to też szczęście. Ostatnio wróciłam tak koszmarnie zmarznięta, a ona mi wskoczyła na kolana i mnie rozgrzewała-autentycznie! A zaczęło się od tego, że jak ona wraca ze spaceru to ja jej ogrzewam w dłoniach zmarznięte uszy. Taka mądra jest!

    Miałam identycznie, ale pewnie Cię to nie wprawia w zdumienie.

    Możliwe, sporo czasu minęło odkąd ja zmieniłam blogowy dom.

    Myślałam, że będziesz zielona czy cuś w tym stylu. Blogger faktycznie nie ma zbyt dobrych szat, ale można poszperać w sieci i coś dla siebie wyszukać.

    Nie byłabym sobą, gdybym nie powstrzymała tych dywagacji:-] Wobec tego będę pięknie milczeć, a wszyscy wszystkiego dowiedzą się w swoim czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TAK! :) Od środowego poranka siedzimy w domu i się relaksujemy. Nawet nie wiesz, jak mi to było potrzebne... Mam nadzieję, że takie zimy będą nas regularnie nawiedzać, bo dodatkowe dni wolnego są jak najbardziej mile widziane.

      Ja uwielbiam poranki, więc staram się, by trwały jak najdłużej. Wstaję wtedy, kiedy jestem wyspana, bo bardziej służy mi mniejsza liczba godzin snu [np. 6-7] niż większa [9-10]. Powiedziałabym, że mam to po mamie - bo ona spokojnie mogłaby robić za koguta oznajmującego nowy dzień - ale ona jednak kładzie się spać z kurami.

      Dobrze wiedzieć, w takim układzie może coś dla siebie znajdę.

      Możesz milczeć jak kamień, ale to nie zmieni faktu, że Twoja destynacja jest tajemnicą poliszynela! Ha!

      Usuń
    2. Szczęściarze:-) Co ta zima w Irlandii robi z ludźmi. Fajna była u nas reakcja w pracy jak się dowiedzieli, że lotnisko w Dublinie nie funkcjonuje. Musiałam im wyjaśniać, że Wy tam pługów nie macie i innych odśnieżających niezbędników.

      Ja najbardziej lubię te długie, niespieszne. Wtedy bardzo długo sobie chodzę w piżamie, robię dobre śniadanie, czytam gazetę...Dla mnie sześć godzin to zdecydowanie za mało. Siedem to absolutne minimum, ale najlepiej funkcjonuję kiedy śpię przepisowe osiem.

      Widzę, że już znalazłaś. Od razu zrobiło się trochę bardziej swojsko;)

      I Twoja zapewne też. Ha! Ciekawe co nam życie w najbliższych dniach przyniesie:-)

      Usuń
    3. Ja wiem, że dla Polaków to śmieszne, bo my nie takie zimy widzieliśmy i przeżyliśmy, ale my tu w Irlandii zmagamy się z klęską żywiołową ;)

      Uwierz mi, że nawet przy najszczerszych chęciach nie sposób dostać się do pracy, kiedy na Twojej drodze wyrasta wielka zaspa śniegu. Żeby nie było, że jestem gołosłowna: https://www.facebook.com/offalycoco/photos/a.1130175910444084.1073741829.1126156604179348/1434034330058239/?type=3&theater
      Tak to w wielu miejscach wyglądało. Siłą rzeczy trzeba było zamknąć szkoły, lotnisko, biura i niektóre sklepy.

      Kolejka przed Lidlem, jednym z nielicznych otwartych u nas sklepów, była jak za czasów PRL-u. Pieczywo znikało w mgnieniu oka...

      Pługi jednak istnieją - głównie w postaci koparkoładowarek JCB, ale nie ma możliwości odśnieżenia wszystkich dróg.

      Nie jestem przekonana do tego obecnego szablonu, parę rzeczy mi w nim nie odpowiada. Mówisz, że lepszy niż ten poprzedni?

      Mnie zapewne przyniesie powrót do pracy wraz z nadejściem poniedziałku. Najbliższy urlop mam dopiero pod koniec marca. Już się nie mogę doczekać!

      Usuń
    4. :D Mam nadzieję, że ta klęska przejdzie, bo ja walczyłam o ten urlop jak lwica. Jeśli jeszcze najdzie mnie śnieżyca to naprawdę będę się po tych wszystkich perypetiach bała wsiadać do samolotu;)

      Podobnie wygląda moje osiedle kiedy przez noc nasypie śniegu. Toczę się wtedy, ale drogi główne zwykle są przejezdne. Wy macie tam dróżki głowne z ograniczeniem do 100 km na godzinę.

      Lidl to mój ukochany sklep. Jest aktualnie zamknięty, bo mamy remont. Musiałam iść na zakupy do Biedronki i jestem zrozpaczona. Portugalski pierwowzór Biedronki -Pingo Doce za nic nie przypomina tego burdelu (wybacz) u nas.

      Mi się bardziej podoba, ale de gustibus non est disputandum. Twój blog, Twoje zacisze.

      Pod koniec marca? Co Ty opowiadasz. Na pewno macie wolne na Św. Patryka i znając życie to pewnie przez cały tydzień. No chyba, że masz taki zawód, że nawet w święto narodowe musisz pracować.

      Ja też się nie mogę doczekać. Zaplanowałam sobie taką podróż, że będę dwa dni w drodze w tą i z powrotem. Taka jestem fajna!

      Usuń
    5. Jeśli lecisz do Irlandii, to myślę, że do tego czasu nie będzie już żadnego śladu po śniegu.

      Ograniczenie ograniczeniem, ale gdybyśmy w środową albo czwartkową śnieżycę jechali z taką prędkością na letnich oponach, to chyba byśmy się zabili. Zresztą nawet nie było możliwości dociśnięcia gazu, bo prędkość narzucały pośrednio także samochody jadące przed nami.

      Ja akurat nie przepadam za Lidlem. Kiepski layout, za mało przestrzeni, "porozrzucany" towar - to wszystko sprawia wrażenie nieładu i bylejakości. Moje uwagi dotyczą głównie wyglądu. Nie mam zastrzeżeń do produktów. Pieczywo mają świetne. Połówek kupił dziś w nim kapitalny chleb. Jeszcze gorący, prosto z pieca. Jeden z lepszych, jakie jadłam w całym swoim życiu.

      Ja osobiście preferuję nowocześnie umeblowane wnętrza, także te blogowe, ale doszły mnie słuchy, że ten szablon bardziej się Wam podoba, więc chyba zostanie. A co do "de gustibus..." - rozmowy o gustach należą do moich ulubionych :)

      Mamy, mamy, ale to tylko jeden dzień wolnego. Parada wypada w tym roku w sobotę. Z tego okazji będziemy mieć dłuższy weekend - wolny poniedziałek.

      Ostro, siostro! ;)

      Usuń
    6. Ten jeden jedyny raz, gdy byłam w Irlandii na Św Patryka była cudowna wiosna. Kwitły żonkile i w ogóle było pięknie!

      U mnie w Lidlu jest porządek. W Newbridge chodziłam do Lidla i też było ok, a o lidlowym pieczywie słyszałam już dawno. Pokazano mi na samym początku, że jedynie tam można dostać namiastkę dobrego, polskiego pieczywa. Potem zajadałam się tym chlebem, kabanosami i zapijałam whiskey;]

      Nie przepadam za nowoczesnymi wnętrzami, ale pewnie Cię to nie zdziwi. Nieustannie jestem fanką wnętrz skandynawskich.

      Boroki;) Takie krótkie wolne...A myślałam, że to irlandczycy mają tyle wolnego, że wszystkie pensjonaty są już od listopada wyprzedane.

      Usuń
    7. Bo tak tu przeważnie jest o tej porze. Żonkile już dawno zakwitły. Nawet tulipany obudziły się do życia i coraz szybciej rosną. Podobnie z hiacyntami. Jestem pewna, że za parę tygodni niektórzy zaczną nawet... kosić trawę.

      Porządek jest na półkach, ale nie w tych koszykach, do których rzucany jest towar z katalogów. Ja lubię duże przestrzenie, więc pod tym względem najbardziej odpowiada mi Tesco, później Dunnes Stores. Na samym końcu Lidl i Aldi. O tych mniejszych sklepach to nawet nie wspominam.

      A propos pieczywa, to bardzo dobre jest też w Tesco. Ich chleb z żurawiną należy do naszych ulubionych. Bagietki, chleb i bułki z oliwkami również spełniają nasze standardy.

      Właśnie, że zdziwiło. Do tej pory wydawało mi się, że skandynawskie wnętrza podchodzą pod te nowoczesne. Poza tym, to nie jestem pewna, czy to, co my w Polsce nazywamy "skandynawskim wystrojem" faktycznie nim jest. Zastanawiam się, czy to nie jest tak jak z "fasolką po bretońsku" i "rybą po grecku". Legenda głosi, że Francuzi i Grecy tych dań nie znają ;)

      Każdy wolny dzień jest na wagę złota! :)

      Usuń
    8. To ja mam nadzieję, że te żonkile będą na mnie czekać;)

      Dunnes Stores jest w porządku, chociaż nie mam potrzeby aż tak dużych sklepów.
      Od galerii handlowych odzwyczaiłam się tak bardzo, że wpadam w niemałe zagubienie. Zwykle chodzę tam tylko do fryzjera, po czekoladę na wynos albo po odbiór zakupów, które zrobiłam online. Ostatnio schodziłam pół galerii za termosem. Termos znalazłam u siebie na osiedlu. Duka dysponowała termosem, który wykończyłam w rok, więc nie chciałam kupować tego samego.

      Surowe drewno, biel, naturalne koszyki bardziej mi się kojarzą z czasami vintage. Jeśli dodamy do tego industrialne oświetlenie czy ściany to ok-może być deczko nowocześnie;) Nie, nie. To zupełnie nie jest tak. Kilka dobrych lat temu byłam w Danii, zachwycał mnie brak firanek, sama rzadko mam firanki.

      Co do fasolki i ryby się nie wypowiem. Nie byłam ani we Francji, ani w Grecji, chociaż Paryż jest na mojej liście. Cudowne, kolorowe fasady w Paryżu, oj tak.

      Wiesz co mi się jeszcze podoba? Przeszklone, irlandzkie, wakacyjne domy. Ależ ja bym taki urządziła!

      Ja sobie w tym roku porządnie urlop zaplanowałam, średnio co trzy, cztery miesiące.

      Usuń
    9. Będą, będą, choć pewnie nie w takiej ilości jak zazwyczaj, bo niestety wiele z nich zginęło pod zwałami śniegu.

      Paradoks polega na tym, że ja lubię Dunnes Stores, ale rzadko w nim bywam. Tak rzadko, że ostatnio dostałam od nich nawet specjalne kupony zniżkowe, żeby zmobilizować mnie do następnej wizyty.

      O galeriach handlowych to mi nawet nie wspominaj. Unikam jak diabeł wody święconej.

      Najciemniej pod latarnią ;) Ja lata temu kupiłam dwa duże, zupełnie zwyczajne, termosy w Tesco - nadal się spisują. Rok temu z kolei zakupiłam mniejszy i bardziej fikuśny. Tym razem w Home Store + more. Jeszcze nie miałam okazji, by go przetestować. Termos dobra rzecz! Niech Ci dobrze służy!

      To jest szansa, że mój dom też by Cię zachwycił ;) Też nie mam firanek ;) Zupełnie się od nich odzwyczaiłam. Co ciekawe, tutaj absolutnie nie przeszkadza mi ich brak. Natomiast jakoś nie wyobrażam sobie mojego polskiego, rodzinnego domu ogołoconego z firanek.

      Mnie Paryż bardziej kojarzy się z szarymi/piaskowymi kamienicami.

      Tak, oj TAK! Uwielbiam duże okna i szklane domy. Niekoniecznie jednak te od Żeromskiego ;)

      Lucky you! Ale to chyba raczej krótkie urlopy, a nie takie tygodniowe?

      Usuń
  4. Sokole Oko

    z tego co wiem od innych te sztuczki na niemowlęta też nie działają ;D a co do kotów to ciekawe, że nie wszystkie tak jęczą no ! Kilka osób ze znajomych ma po dwa koty i jeden z nich jest przeważnie jakby niemy (nie wiadomo czy głos w ogóle daje) a drugi za to jęczy przy misce albo pod drzwiami za dwóch. Fajnie byłoby trafić takiego niemego no ale ... skąd to ma człowiek zawczasu wiedzieć.

    Widzę, że lecisz z Walią no to super bo czekam i czekam. Tylko żeby fotki były !!! :)

    PS. wznoszę toast bananowym likierem z Kanarów za śp. blogowisko onetowe po którym już dziś pozostało jedynie wspomnienie ...

    OdpowiedzUsuń
  5. To wszystko zależy od charakteru kota. Ja mam trzy. Jeden jest bardzo cichy, praktycznie nie miauczy, ma za to ADHD i musi się codziennie wybiegać niczym koń na pastwisku. Wyższa Forma Inteligencji miauczy tylko w określonych sytuacjach, głównie wtedy, kiedy chce wejść do domu. A jest do tego stopnia cwana, że zawsze miauczy pod oknem tej sypialni, w której akurat śpimy. Trzeci kot wydaje głos tylko wtedy, kiedy chce jeść. Generalnie to każdy z nich jest inny pod względem charakteru.

    Lecę, bo czas też nieubłaganie leci i coraz bliżej mojego kolejnego wyjazdu. Zdjęcia będą później, przy okazji postów podróżniczych. Ten był "domowy". Nie mam w zwyczaju fotografować się pod prysznicem, w czasie pracy przy komputerze, albo przy wieszaniu prania ;)

    PS. Nie kuś! Piłabym! Bardzo lubię likiery. W lodówce mam tym razem jedynie Carlsberga przywiezionego dzisiaj przez Połówka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sokole Oko

      ooooo jak cudnie się pozmieniało !!! no proszę od razu przytulniej. Całkiem jak na starych śmieciach. Mnie się teraz ten szablon bardzo podoba. Super !!!

      No właśnie co kot to inny. Jak z ludźmi :)

      Tak, tak ja "jeszcze" też nie mam takiego zwyczaju a podobno już każdy ma selfie w windzie np. ja jeszcze nie ale ... wszystko przed nami ;)

      PS. U nas nadal zimno jak cholera jadę zaraz na zakupy i chyba kupię litr grzańca na wieczór bo normalnie już nie mogę ...

      Usuń
    2. Fakt - jakoś tak milej i przytulniej się zrobiło. Zależy mi, abyście czuli się tutaj dobrze, zatem zostawię ten szablon, skoro podoba się Wam bardziej niż ten poprzedni, ascetyczny.

      Ja też nie mam. Między innymi dlatego, że nie lubię podążać za tłumem. Już się przyzwyczaiłam, że jestem inna niż wszyscy, przez co z kolei często czuję się wyobcowana.

      Fotki będą później, jak będę skupiać się na konkretnych atrakcjach. Ciągle jestem jednak w początkowej fazie relacjonowania podróży, zatem nie mam zdjęć z tego etapu, albo mam parę nieciekawych i kiepskich.

      PS. Ratuj się, jak tylko możesz! Na wojnie i w czasie srogich mrozów wszystkie chwyty dozwolone ;)

      Usuń
    3. Sokole Oko

      No widzisz ... po prostu w tym gąszczu szablonów, czcionek i zakładek trzeba się odnaleźć i swój styl. Zrobiło się swojsko i bardziej podobnie do poprzedniego miejsca ale to głównie Ty masz się tu dobrze czuć. My jesteśmy tylko czytelnikami i zaakceptujemy każdy szablon ;)

      Pewnie skończysz tę relację jak ja zacznę z kolejnych moich podróży choć na razie cisza co do terminu oraz kierunku :)

      Nooooooooooo już mam grzańca ... jak słońce zajdzie odpalę ciężkie działa bo dziś niby tylko -5 ale i tak nadal zimno

      Usuń
    4. No nie wiem, nie wiem. Mnie jak się u kogoś wyjątkowo nie podoba, to po prostu do niego nie zaglądam, żeby mnie oczy nie bolały [przekleństwo bycia estetką].

      Mam zamiar skończyć przed wakacjami. Większość postów już mam. Muszę napisać jeszcze ze trzy i to by było wszystko. Główne atrakcje zostały/zostaną opisane, resztę pomniejszych pominę.

      Cisza, bo nie chcesz zdradzać szczegółów, czy dlatego, że nic nie ustalone?

      Prawidłowo :) Tylko jak będziesz odpalać te działa, to nie rób za dużo huku, żeby sąsiedzi policją nie musieli Cię straszyć ;)

      U nas niestety odwilż.

      Usuń
    5. Sokole Oko

      Ooooooooo to nie wiedziałam, że można aż takim być estetą, że sie nie czyta z powodu estetycznych niedogodności. To chyba mnie to sie jeszcze nie zdarzyło :)

      No to sporo masz czasu ... może trochę się uwiniesz i skończysz prędzej.

      Cisza bo jakoś na razie nic nie zaplanowane. Nie wiadomo kiedy dostaniemy zgodę na urlop i czy w ogóle. Może być z tym gorzej niż rok temu.

      Spokojnie jeśli będę działać przed 20.00 to nie mogą zawezwać ;)

      Usuń
    6. Raczej "świrem" a nie "estetą" ;) To jednak bardziej dotyczy nowych stron, aniżeli moich starych, dobrych znajomych blogowych. W ich wypadku moja wierność zwycięża :)

      Znam ten ból i szczerze współczuję. U mnie co prawda się to nie zdarza, ale w przeszłości mieliśmy takie sytuacje, że urlop Połówka został odwołany albo skrócony. Albo, że w ogóle nie dostał go w pożądanym terminie, bo akurat brat szefa miał pierwszeństwo... Powiem Ci jednak, że jakoś mam dobre przeczucia odnośnie do tego Waszego urlopu. Na pewno dojdzie do skutku!

      Usuń
    7. Sokole Oko

      Mam nadzieję bo ja tylko tymi urlopami żyję :D muszę ładować co roku porządnie akumulatorki :D

      Usuń
    8. Ja również. Dni wolne od pracy działają na mnie cuda, co niestety tylko pokazuje, że moja praca za bardzo ryje mi psychikę ;)

      Usuń
  6. Dobrze, ze jestes. Pozdrawiam. Dorota z Cork

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę powiedzieć dokładnie to samo! Witaj na pokładzie :)

      Usuń
  7. W dniu tak pięknym, jak ten dzisiejszy, składam na Twoje ręce Taito życzenia z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet. Na Twoje ręce, bo życzeniami tymi obejmuję też całe grono zaglądających na Twój blog Pań. A życzę Wam drogie Panie więcej szacunku na codzień, kwiatów nie tylko od święta, odnajdowania pasji i sił do ich realizacji. Życzę Wam także pociechy z mężów, partnerów, dzieci oraz wszystkich razem, jeśli tylko tak zacną gromadkę posiadacie.

    Z wyrazami szacunku,
    Zielak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sokole Oko

      w tym dniu radosnym wszyscy się weselmy ! dziękuję Zielaku za pamięć i życzenia. Bardzo mi miło :)

      Strzel sobie również jakąś babeczkę/ciasteczko czy cokolwiek z tej miłej okazji !

      Usuń
    2. Zielaku, wielkie dzięki za pamięć i Twoje szarmanckie zachowanie wobec zgromadzonych tu kobiet! :) W ogóle to jest mi bardzo miło, że panuje między Wami taka przyjazna atmosfera i żyjecie sobie w takiej komitywie :)

      Piękne życzenia, Zielaku! Zdecydowanie najlepsze, jakie dostałam z tej okazji. Wiesz, czego potrzeba kobiecie! :)

      Usuń