niedziela, 3 stycznia 2021

Słowo na nowy rok i podsumowanie tego starego

Nie planowałam tego wpisu, ale ponieważ pod ostatnim postem całkiem niespodziewanie wywiązała nam się ciekawa dyskusja, zmobilizowaliście mnie do napisania tego podsumowania, zanim powrócę do publikowania swoich podróżniczych relacji z zamierzchłej przeszłości. 

Z tego, co widzę, schyłek roku podziałał wyjątkowo refleksyjnie nie tylko na mnie, lecz także na innych. W ostatnim czasie, chyba częściej niż zwykle, wielokrotnie odsądzano 2020 rok od czci i wiary. Pisaliście, że był to najgorszy - albo przynajmniej jeden z gorszych - rok w Waszym życiu. Rok, o którym chętnie zapomnicie, udacie, że go nie było, wymażecie z pamięci na amen.

Może Was zdziwię tym, co zaraz napiszę, ale nie - nie dołączę do tłumu skandującego: "na pohybel 2020 rokowi!". Wbrew temu, co wielu z Was myśli, to nie był dla mnie zły rok, choć zaczął się wybitnie niefortunnie - niespodziewaną śmiercią bliskiej mi osoby.

Wiele rzeczy poszło w nim nie po mojej myśli. Było sporo zasmucających momentów, belek porozrzucanych na mojej drodze przez złośliwy los, o które czasem się potykałam, przewracałam, ale jednak za każdym razem wstawałam, otrzepywałam z kurzu i szłam dalej. Z mniejszym bądź większym zapałem, ale szłam, a to najważniejsze.

Część podróżniczych planów mi nie wyszła - nie było ani Wielkanocy ani majówki w Connemarze, nie było tygodniowych wakacji w domku nad oceanem, nie było rejsu promem do Walii ani Szkocji, ani też zimowego pobytu w latarni, bo były restrykcje, które wypadało uszanować.

Nawet święta Bożego Narodzenia nie były takie, jakie chciałam. Nie były białe, ale za to niesamowicie mroźne i spędzone na granicy hipotermii. Zabrakło mi w nich ciepła - tego w dosłownym znaczeniu. Pierwszy i drugi dzień świąt spędziłam zatem pod kocem, szczękając zębami z zimna - ogrzewanie gazowe, które już parę miesięcy temu  właścicielka domu planowała zamienić na olejowe, doprawdy nie mogło zepsuć się w gorszym momencie. Kiedy więc gorliwi katolicy celebrowali narodziny Jezusa, ja dogorywałam z zimna, i nie mogłam przestać myśleć o tym, że "zabiłabym" za gorący prysznic i kubek porządnej czarnej kawy (bo na święta zostałam też bez niej, ale to już przez własną głupotę i niedopatrzenie).

Nie robię tego często, ale czasami rzucę okiem na nagłówki w gazetach i co ciekawsze artykuły. W świecie wszechobecnej tragedii, w świecie, w którym codziennie przelewa się krew, wylewa miliony łez, w świecie, w którym ludzie stracili cały swój dobytek i najbliższych... who am I to complain? Wstyd mi narzekać, kiedy mam w swoim otoczeniu takich ludzi, którzy stracili w tym roku trzech członków rodziny (jeśli wliczyć w to ukochanego i wiernego psa).

Jako empatyczna osoba jestem jak najbardziej w stanie zrozumieć cierpienie tych, którzy stracili parę dni temu ukochane dziecko - sama przechodziłam w tym roku żałobę i wiem, jak to boli. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że miałam szczęście w nieszczęściu - że nawet wtedy, kiedy przytrafiało mi się coś złego, działo się też coś, co to zło może nie tyle równoważyło, co po prostu koiło i osładzało.

Jakkolwiek niechętnie to przyznaję, potwierdziły się stare prawdy, w tym ta, której nie lubię, bo nieco obrzydziły mi ją osoby, które swego czasu wycierały sobie nią gębę przy każdej nadarzającej się okazji - co cię nie zabije, to cię wzmocni. Ileż w tym prawdy! Jak również w tym, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.

Dlatego też już zawsze będę dozgonnie wdzięczna tym, którzy okazali mi serce, zrozumienie i ciepło, kiedy byłam w rozsypce. Kiedy z uporem maniaka kręciłam głową i powtarzałam "I can't do that!", nie mogąc przemóc się do tego, by stanąć przed otwartą trumną. Nigdy nie zapomnę tych drobnych, ale bezcennych gestów: jego dłoni położonej na moim ramieniu, jej ręki ciągnącej moją i prowadzącej mnie do pokoju, do którego tak bardzo nie chciałam wejść, otwartych ramion Pearse, i ręki Neila wyciągającej z zakamarków jego marynarki kawałek nawet nie chusteczki higienicznej a ręcznika kuchennego albo nawet papieru toaletowego. Wymazać z pamięci 2020 rok, to tak jakby nie docenić żadnego z tych bezcennych gestów i cudownych, ciepłych, empatycznych ludzi. I choćby z tego powodu nie chcę nie pamiętać.

Czemu o tym piszę? Bo takich dni i momentów mogło być więcej. Szczęśliwie jednak 2020 rok nie uszczuplił mojej własnej rodziny i grona innych bardzo bliskich mi osób. Z każdym obszedł się ulgowo. Jak mogłabym zatem narzekać?

A te wszystkie belki na mojej drodze to tylko małe przeszkody. To, czego nie udało mi się zrealizować w minionym roku, automatycznie wskakuje na priorytetowe miejsce na liście rzeczy do zrobienia w 2021 roku. Jeszcze do tego dojdę. Nie dziś i nie jutro, ale dojdę. Bo, co by nie mówić, 2020 rok nauczył mnie czegoś o mnie samej, o co wcześniej się nie podejrzewałam - przekraczanie własnych barier i pokonywanie lęków sprawia mi sporą satysfakcję. 

Czego jeszcze mnie nauczył? Tego, że tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Nigdy nie byłam imprezowiczką, a jeszcze do niedawna na pytanie: "piknik na plaży czy elegancka kolacja?" bez wahania wybrałabym to pierwsze, jednak po tylu miesiącach restrykcji, wysłuchiwania nakazów zachowania odpowiedniego dystansu, do głosu doszła reguła niedostępności. Już się nie mogę doczekać tego momentu, kiedy założę na siebie czarną elegancką sukienkę wieczorową, którą kupiłam parę miesięcy temu, kiedy pomaluję usta czerwoną szminką, albo kiedy wreszcie wyjdę do ludzi: do pubu, do baru, do restauracji. Bez konieczności zakładania maski.

Ten miniony rok był dla mnie niesamowicie dobry pod kilkoma względami. Finansowo najlepszy od kilkunastu lat, podróżniczo - cudowny. Paradoksalnie, to właśnie dzięki koronawirusowi wreszcie zrealizowałam to, o czym w przeszłości tylko marzyłam, i co ciągle odkładałam na później. Latem dotarłam do miejsca, w którym niespodziewanie dokonało się moje duchowe katharsis, do miejsca, w którym zostawiłam kawałek swojego serca, ale w zamian za nie osiągnęłam cudowny stan nirwany, i z którego wróciłam do domu pełna spokoju i przekonania, że wszystko będzie dobrze.

Nie mogę też pominąć tu aspektu rozwoju osobistego. Co prawda nie jest to jeszcze to, co chciałabym osiągnąć, ale udało mi się ukończyć dwa kursy, mimo że na swojej mapie marzeń umieściłam tylko jeden, celująco zdać egzamin, a nawet rozpocząć trzeci. To może nie tyle dodało mi skrzydeł, co po prostu pozwoliło bardziej uwierzyć w siebie. Mierzyć wyżej. Nie bać się sięgać po to, czego chcę.

A ponieważ rozprawianie się z celami zamieszczonymi na mojej mapie marzeń szło mi nad wyraz dobrze, to nie byłabym sobą, gdybym... nie skomplikowała sobie życia. Tuż przed końcem roku nakleiłam na nią także swój dom marzeń, mimo że doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że praktycznie nie mam szans na zrealizowanie tego celu (i to nie tylko dlatego, że ten dom od ponad ośmiu lat należy do kogoś innego). Tak jak nie zrealizowałam tego umieszczonego obok zdjęcia domu - nie przeczytałam pięćdziesięciu książek, tylko dokładnie dziesięć mniej, przez co drugi rok z rzędu zanotowałam na tym polu tendencję spadkową.

I to by było chyba tyle, jeśli chodzi o podsumowanie roku. Na ten nowy zaś życzę Wam przede wszystkim zdrowia, bo jak pokazała moja sylwestrowa wizyta u lekarza, teraz - jak nigdy wcześniej - nie warto chorować. Bóg mi świadkiem, że po wyjściu z gabinetu lekarza czułam się gorzej niż przed wejściem do niego, a już na pewno miałam wtedy podwyższony poziom kortyzolu i wyższe ciśnienie krwi. A zatem zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia - wierzę, że jeśli będziecie je mieć, to doskonale sobie poradzicie z całą resztą.

Dziękuję Wam za kolejny miniony rok, za wszystkie komentarze, maile, ciepłe słowa. Nie dajcie się zdołować ani zwariować. W 2021 roku nie będzie żadnej apokalipsy zombie! Będzie dobrze!


30 komentarzy:

  1. Sokole Oko

    Ohhhh jakież szczęście mam, że wpadłam tu z wizytą jako pierwsza. Mojego podsumowania roku jeszcze nie zrobiłam ale po przeczytaniu Twojej podsumy muszę przyznać, że u mnie będzie podobnie. Rok zaliczyć mogę z pewnością do gorszych ale nie tragicznych czy jakichś mocno dołujących.

    Życzę Ci Moja Droga by ten Rok był lepszy w sensie opiewający w mniej zakazów niż ubiegły i byś mała okazję pokazać i szminkę na ustach i zaprezentować tę czarną suknię (notabene rozumiem tu co masz na myśli bo choć spędziłam Sylwestra na domówce też się umówiłyśmy z sąsiadką na sukienki bo też miałyśmy niedosyt ich noszenia).

    Byle do przodu i z górki jak to mówią !

    Do Siego Roku !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że do napisania tego posta częściowo skłoniło mnie także to Twoje grudniowe podsumowanie?

      O wiele rzeczach z Twojego życia nie wiem, co zrozumiałe, ale na tyle, na ule udało mi się już zorientować - nie masz powodów do narzekania. Co najważniejsze - nie odszedł nikt z Twojej rodziny. Mieliście świetne wakacje, bardzo przyjemne święta i udaną końcówkę roku. I... chociaż raz pobiłaś mnie w czytaniu, fuksiaro ;) A tak całkiem serio, to gratuluję pięknego wyniku :) Ja, jak już wiesz, nie mogę narysować ptaszka - tylko bez skojarzeń ;) - przy moim postanowieniu przeczytania co najmniej 50 książek. Lockdowny mi w tym nie pomogły, podobnie zresztą jak wspomniane kursy - siłą rzeczy więcej czasu spędzałam na czytaniu podręczników niż lektur dla rozrywki i przyjemności.

      Dziękuję za życzenia i pierwszy noworoczny komentarz :)

      Usuń
    2. Sokole Oko

      A wiem bo nawet coś zagajałaś w komentarzu :)

      Tak, udało się bez przypadków śmiertelnych choć sam Covid bardzo nas blisko dotknął. Od mamy się przedwczoraj dowiedziałam, że sama izolacja jednak dotknęła jedną z naszych ciotek bo jest w poważnej depresji i właśnie usiłują ją wypchnąć do lekarza. Ona się stawia a lekarz oczywiście termin ma za 45 dni najszybszy ... koszmar. Niestety skutków tego co się wydarzyło będziemy mieć z czasem coraz więcej.

      Najgorzej trafiło u mnie w pracy ale to akurat w zasadzie nie całkiem miało związek z koronawirusem a z wylądowaniem na długim L-4 dziewczyny za którą mnie wstawili na zastępstwo i w sumie to mnie dobiło w końcu roku ale już wyszłam z tego działu i będzie lepiej.

      Co do książek to uczciwie przeczytałam 43 bo 44 nadal kończę. Byłoby więcej jakby nie zamknęli bibliotek no i jakbym czytywała cieńsze a ostatnie 10 to były takie po 350-400 stron więc ciężko je porównać z latami gdy czytywałam cieńsze pozycje :)

      Nie ma sprawy ! widzę, że masz wolne jeszcze a ja dziś na pracy zdalnej to też sobie pozwalam na małe przerywniki :D

      Usuń
    3. O Boże, przykro mi to czytać :( Prawda - i nawet jeśli nie każdego dotknie sam COVID, to jednak sporo jest, i będzie, przypadków depresji i stanów lękowych mających właśnie swe źródło w tym, co się wokół nas dzieje. Człowiek to jednak zwierzę stadne i izolacja wielu osobom nie służy.

      Wybacz te literówki w moim wcześniejszym komentarzu - przysięgam, że nie jest to żaden efekt posylwestrowej albo ponoworocznej libacji alkoholowej ;)

      Haha, skoro już jesteśmy wobec siebie takie szczere, to i ja przyznam się, że numer 40 kończyłam dopiero pierwszego stycznia :) Czterdzieści trzy czy cztery sztuki - to i tak nie ma większego znaczenia. Najważniejsze, że występuje u Ciebie tendencja wzrostowa :) Pamiętasz te lata, kiedy czytałaś "tylko" 30?

      Twoje sokole oko znów Cię nie zawiodło - pięknie rozszyfrowałaś, że jeszcze mam wolne :) Szef się izoluje po zagranicznym wyjeździe, dopiero będzie miał robiony test, więc siedzę w domu. Poza tym lekarz kazał mi uważać, więc uważam ;) Doctor's orders! :)

      Usuń
    4. Sokole Oko

      Też byłam zaskoczona jak mi mama powiedziała. Powoli jakoś następowała ta izolacja i nikt prędzej nie zauważył póki jej mąż nie powiedział, że ona spać po nocach nie umie, przestała gotować i czytać książki i nie chce jej się nawet z psem wychodzić ... masakra. Bardzo to wszystko dotknęło osoby starsze takie koło 70 tki i więcej bo on są mało obecni w internecie więc zostali sami sobie pozostawieni bez kontaktu.

      Nawet nie zauważyłam u Ciebie skupiam się na treści na literówkach u mnie :)

      O tak, zdecydowanie pożeranie książek idzie mi coraz lepiej a tuż przed świętami zapisałam się do kolejnej biblioteki :D

      Ja jutro pomykam do pracy. Pierwszy dzień z nowym działem i nowymi ludźmi na szczęście powrót do starych zasad i obowiązków :)

      Usuń
    5. Całe szczęście, że miała koło siebie kogoś, kto zauważył, że dzieje się z nią coś złego. Może dzięki temu uda się zapobiec nieszczęściu? A ile niestety jest takich przypadków, kiedy człowiek zostaje pozostawiony sam sobie, nie może liczyć na niczyją pomoc, przez co kończy się to w najgorszy w możliwych sposobów...

      W ogóle to mam wrażenie, że nadal za mało mówi się o zdrowiu psychicznym i że niepotrzebnie stygmatyzuje się tych, którzy - ogólnie mówiąc - nie radzą sobie w życiu. Albo raczej "z życiem". Kobiety mają tutaj łatwiej, jako że z definicji uważa się je za słabsze, gorzej natomiast z mężczyznami. Nie znam żadnej kobiety, która popełniła samobójstwo, czego nie mogę niestety powiedzieć o płci przeciwnej. Miałam taki przypadek w rodzinie, nadal mam osobę ze skłonnościami depresyjno-samobójczymi, i niemal regularnie dostaję od mamy informacje o tym, że taki i taki mężczyzna z mojej rodzinnej wsi (bądź okolic) odebrał sobie życie.

      Masz rację - to starsze pokolenie ma wyjątkowo utrudnione zadanie. My, nawet zamknięci w czterech ścianach, mamy Internet - okno na świat, co naprawdę dużo daje i pozwala utrzymać jakieś tam pozory normalności. Wielu z nich nie ma nawet tego.

      Też mam tutaj taką kobietę po siedemdziesiątce, wdowę - pozornie wszystko jest OK, uśmiecha się, spotyka ze swoją rodziną, ale wiem, że pomimo tego jest jej trudno. Że kiedy każdy wraca do domu, i kiedy nastaje mrok, zostaje sama ze swoimi demonami. W minionym roku straciła siostrę bliźniaczkę i męża :(

      Praktyka czyni mistrza :) Ja już niemal rozprawiłam się z moim bibliotecznym stosem. Zostały mi tylko dwie książki, a że nie kupuję nowych, to z niecierpliwością czekam, aż znów otworzą się biblioteki i przyjdą do mnie moje zamówione pozycje.

      Powodzenia w starej-nowej pracy :) Mniej stresu i więcej radości :)

      Usuń
    6. Sokole Oko

      Tak, w tym przypadku szczęście. Nie wszyscy je teraz mają.

      Nie od dziś wiadomo, że kobiety są silniejsze psychicznie ale też się poddają. Akurat ja mam dostęp do różnych teraz statystyk i o zdrowiu psychicznym dzieci i dorosłych w ostatnim roku wiem wiele. Wszystkie poradnie pękają w szwach, telefony zaufania się urywają a kolejki w szpitalach na operację zmalały ale te do psychiatrów i psychologów niebezpiecznie się wydłużają ...

      Dokładnie ... wielu też ma jak Ciebie dzieci za granicą które nie przyleciały na Wielkanoc i nie przyleciały na BN co z pewnością nie jest ich winą ale rodzicom nie pomaga ...

      Oj to z pewnością ta sąsiadka ma teraz nie za ciekawy okres ...

      A dziękuję się przyda bardzo !! :D

      Usuń
    7. Coś w tym jest, wiesz? Gdyby mężczyźni byli silniejsi, to oni by rodzili, nie my ;) A tak całkiem serio, to myślę, że kobietom niesłusznie przykleja się łatkę tej słabszej płci. Tak, fizycznie faktycznie często jesteśmy słabsze, co wynika zwyczajnie z naszej fizjonomii, ale jeśli chodzi o aspekt psychiczny, to tu już otwiera się szerokie pole do polemiki.

      Te przytoczone przeze mnie przypadki samobójstw mężczyzn są pod wieloma względami bardzo wymowne. Osobiście współczuję im tego, że muszą sobie radzić ze stereotypem macho, który po prostu nie ma prawa mieć gorszych dni, bo to przecież takie niemęskie! Takie babskie, takie świadczące o jakiejś ułomności i słabości... Prawdę powiedziawszy, wolę uchodzić za słabszą, niż jestem, niż radzić sobie z jakąś chorą presją otoczenia i niezdrowymi, wygórowanymi oczekiwaniami wobec mnie. Jakie to musi być męczące!

      Miałam kiedyś pewnego kolegę. Inteligentny i lotny, w czołówce najbystrzejszych dzieciaków w klasie, a mimo to, na późniejszym etapie życia, dopuścił się czegoś tak głupiego, że to się w głowie nie mieści - spalił swoje miejsce pracy. W pewnym momencie po prostu przestał sobie radzić z nawałem obowiązków, z ciążącą na nim presją, ze stresem, i zamiast odejść z roboty, doszedł do wniosku, że puści to miejsce z dymem... Mógł zrobić co najmniej kilka innych rzeczy, wybrał jednak najgorsze z możliwych rozwiązań.

      Co do tej znajomej - na pewno przeżywa trudne chwile, bo to kobieta, które minione pół wieku spędziła na byciu irlandzkim odpowiednikiem "Matki Polki", samotne życie musi jej więc doskwierać, ale na jej szczęście, ma wokół siebie rodzinę.

      Usuń
  2. Good evening and Happy New Year :)

    Mam nadzieję, że już masz ciepło nie tylko w domu, ale i w sercu. Masz ciepłą wodą w wannie, aby się długo i relaksująco wykąpać i, że nie brakuje już Ci kawy!A może i nawet znajdzie się coś dla osłodzenia tej zimy stulecia, jaka Cie zastała w Wigilię ;)

    Oby ten rok był lepszy. Psychicznie, podróżniczo, wyzwaniowo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry wieczór, Rose :)

      Dziękuję za odwiedziny, komentarz i życzenia. Wszystkiego dobrego również dla Ciebie :)

      Mam! Mam już wszystko - ciepło, kawę i gorącą wodę na kąpiel :) A nawet jeszcze parę dni wolnego :) Czego chcieć więcej?

      Oby Twoje słowo ciałem się stało ;) Jeszcze nie robiłam nowej mapy marzeń, ale chyba kiedyś się za to wezmę - spisane postanowienia nabierają większej mocy, a jak fajnie później narysować przy nich ptaszka ;)

      Usuń
    2. Cieszę się! Ja właśnie za chwilkę idę się oddać rozpuście w wannie! Wolnego zazdroszczę! Ja dziś po długim czasie wróciłam do pracy. Jeju! Jak mi się nie chciało! Zwłaszcza, że w nocy za bardzo się zaczytałam i poszłam spać o trzeciej, a pewien oślizły gad mi zrobił o ósmej pobudkę ;)

      Ja zrobiłam krótką mapę planów! Życie jest tak niepewne, że póki co nie ośmielam się mieć marzeń ;)Ptaszki Ci się marzą? No wiesz;)

      Usuń
    3. I jak tam, rozpustnico? Już po? Ta przyjemność dopiero przede mną, bo właśnie wróciłam ze spaceru, podczas którego tradycyjnie już zmarzłam w policzki. Najpierw więc wielki kubek gorącej herbaty, a potem dalsza część przyjemności. Chyba wypróbuję dziś musującą kulę do kąpieli, która przywędrowała do mnie z Polski :) Co Ty użyłaś do swojej, przyznaj się, jeśli oczywiście nie proszę o zbyt wiele ;)

      I co takiego tak Cię pochłonęło w nocy? Zaintrygowałaś mnie tą lekturą! Już dawno nie czytałam książki, dla której zarwałabym pół nocy. Pod koniec roku zdarzyło mi się niestety kilka prawdziwych niewypałów, których nie polecałabym nawet największemu wrogowi ;)

      I czy K. aby na pewno dobrze się czuje? Ma życzenie śmierci czy co? ;) Nie nauczył się jeszcze, że rano trzeba Cię omijać super szerokim łukiem? Nawet nie chcę wiedzieć, co mu za to zrobiłaś! ;)

      Jasne, życie jest niesamowicie nieprzewidywalne, ale to nie oznacza przecież, że z uwagi na tę jego niepewność mamy - niczym przed wejściem do piekła Dantego - pożegnać się z nadzieją i porzucić wszelkie plany ;) Ja bym tak nie potrafiła, bo nie znoszę czuć się jak dziecko we mgle i bezmyślnie dryfować. Lubię wiedzieć, gdzie zmierzam i po co tam idę.

      Ptaszki są fajne! ;)

      Usuń
    4. Już dawno zapomniałam o tej kąpieli! Co ja bym dała za spacer podczas którego zmarzłyby mi policzki! U nas dziś troszkę posypało śniegiem, ale już po nim nie ma śladu niestety...Ja użyłam płynu do kąpieli o wdzięcznej nazwie Blueberry Muffin, odkryłam go tuż przed świętami. Z płynami do kąpieli jak z papeterią-ciężko uświadczyć, ale wydaje mi się, że już wiem, gdzie się zaopatrywać. Śmiejemy się, że teraz są kule, sole, olejki do kąpieli a my chcemy po plebejsku po prostu mieć dużo piany :D

      Zaczęłam czytać Sekretne życie pszczół i uległam pokusie (jak to z rozpustnicami bywa). Obiecywałam sobie: jeszcze jeden i jeszcze jeden, aż w końcu zastała mnie trzecia w nocy (jestem całkowicie pewna, że wiesz jak to jest).

      Prawdopodobnie. Nie przyznałam Ci się, że on tak wcześnie wstał, bo chciałam bułki, ale umawialiśmy się, że wstanie godzinę później, a przecież godzina snu robi już ogrom różnicy! Jeszcze żyje ;) Jeszcze...

      Chodzi mi głównie o to, że nie ma sensu planować urlopu. Zraziłam się już po dwukrotnie odwołanych lotach. Nie wiadomo co dalej będzie, więc jakiekolwiek plany podróżnicze są dosyć ryzykowne ;)Inne ważne plany również, także póki co stoję w miejscu ;)

      Myślałam, że lubisz koty, a nie ptaszki ;) Ja uwielbiam rudziki!

      Usuń
    5. A ja właśnie wyszłam z mojej - dziś miałam po plebejsku kąpiel z płynem, wczoraj jednak wypróbowałam tę Twoją kulę musującą :) Wszystkiego się po niej spodziewałam, ale nie... różowej wody! Trochę to dziwnie na początku wyglądało, przyznam, ale jak zgasiłam światło i zostawiłam tylko zapalone świece, to już nie miało to żadnego znaczenia. Przyjemna i miękka skóra po tej kuli :)

      No co Ty piszesz? Jak to masz problemy z nabyciem płynów do kąpieli? Ja normalnie je kupuję w pierwszym lepszym supermarkecie, np. Tesco. Moroccan Sunset, który bardzo lubię, i który też widziałam u Ciebie pod choinką, właśnie tam kupiłam. Nie odpowiadają Ci one? Uczulają?

      Nigdy bym nie pomyślała, że sekretne życie pszczół może być aż tak fascynujące! :)

      No, koleżanko, tak się nie robi! Zataiłaś istotne dla sprawy szczegóły i przedstawiłaś go w wyjątkowo złym świetle, podczas gdy on tylko chciał Ci zrobić dobrze! Nieładnie, nieładnie, jestem zniesmaczona takim zachowaniem! ;)

      Urlopu to i ja nie mam jeszcze zaplanowanego, ale tutaj akurat nie potrzebuję wielkiego wyprzedzenia, jako że do pełni szczęścia wystarczą mi podróże po wyspie. Całą resztę - kolejne punkty do odhaczenia, cele do zrealizowania, marzenia do spełnienia - jednak tak. Wiem, wiem, jak najbardziej miałaś prawo czuć się wtedy wyjątkowo rozczarowana. Też bym była!

      Ależ jedno nie koliduje z drugim :) Lubię koty, lubię ptaszki, ale to konie są moją największą miłością :)

      Usuń
    6. :D Kupiłam dwie identyczne-jedną dla Ciebie, drugą dla K. Może to zboczenie, ale zawsze jak kupujemy nową kulę to patrzymy oboje jak się rozpuszcza w wannie :D

      Po prostu, wszędzie są jedynie żele pod prysznic. Płyny zamawiałam jakiś czas temu internetowo z Ziaji, a przed samymi świętami udało mi się znaleźć litrowe z Luksji, również z internetu ;) Odpowiadają, tylko nigdzie nie da się ich kupić w drogeriach do których chodzę! ;)Uczulają mnie często środki do prania, ostatnio wyklinałam Perłę Woolite, bo po wybranych w niej ubraniach wszystko mnie swędziało! Wróciłam skruszona do Perwolla.

      Oj bardzo! Książka ciekawa i ciekawie napisana i zdradzę Ci w sekrecie, że nie jest o pszczołach.

      Umowa to umowa. Umówiliśmy się, że wstanie ponad godzinę później! Nie łamie się warunków umowy, ot co! ;D

      Konie? Właśnie, pokaż mi te konie!

      Usuń
    7. Haha, wyobraziłam to sobie, jak przysiadacie na skraju wanny, albo pochylacie się nad nią i patrzycie zauroczeni ;) I wiesz co? Podzielam Twoje "zboczenie" - choć przyznam, że czasami zdarzy mi się znudzić gdzieś w połowie, bo to jednak trochę trwa ;)

      Na szczęście nie mam takich problemów :) Mam za to znajomą, która nie cierpi płynów/kapsułek do prania z Fairy. Jak ostatnio jej mąż zrobił samowolkę i je kupił, to pojechała do sklepu, aby je zwrócić. Dobrze, że nieszczęśnik zachował paragon, bo przypłaciłby to życiem ;)

      Teraz to mnie naprawdę zaintrygowałaś! Myślałam, że to coś w stylu "Sekretnego życia drzew" :)

      Ja wiem, ale... chciał dobrze! Weź pod uwagę okoliczności łagodzące przy wymierzaniu kary ;)

      Może być trudno, bo na spacery nie zabieram ze sobą ani aparatu ani telefonu. Ale jak tak teraz patrzę przez okno... W taki dzień jak dziś (mroźny, słoneczny), może w sumie powinnam... Póki co musisz mi uwierzyć na słowo, że to niesamowite słodziaki, zwłaszcza jeden z nich :) Śnieżnobiały jak Pegaz, z przesympatyczną mordką i manierami dżentelmena :) Podczas gdy jego złośliwy kolega odganiał innego, by zgarnąć dla siebie więcej smakołyków, on stał sobie grzecznie w jednym miejscu, zupełnie pogodzony z losem, i cierpliwie czekał aż mu podsunę pod nos kolejny kawałek marchewki albo jabłka :) Sto procent słodyczy :))

      Usuń
    8. Musujące kule dosyć szybko się rozpuszczają :P Lucky you, ja niestety muszę uważać, pamiętam czasy, kiedy przy praniu ręcznym w proszkach do prania miałam rany na palcach...

      Nie, zupełnie nie. Jest to historia kilku kobiet osadzona w USA, podobno nawet zekranizowana!

      W sumie to Ci zazdroszczę, również chciałabym się uwolnić od telefonu! Wierzę! Zwierzęta są cudowne! I potrafią się obrażać, miewają humory ;)

      Usuń
    9. Niewystarczająco szybko, by zapobiec mojemu znudzeniu ;) To fakt, pod tym względem mogę uważać się za szczęściarę, choć już nie taką jak kiedyś - w międzyczasie zaczęły mnie uczulać kolczyki. Z im mniej szlachetnego kruszcu były wykonane, tym bardziej bolały mnie uszy. Kiedyś bardzo często nosiłam kolczyki, teraz zaś rzadko.

      Sza! Doceniam dobre chęci, ale nie spoileruj, bo chcę ją przeczytać :) Im mniej wiem na jej temat, tym lepiej :) Wystarczy mi świadomość, że zarywałaś przez nią noc!

      Uwierz, to nic trudnego, ale ja nigdy nie byłam od niego uzależniona - na przykład celowo nie mam skonfigurowanej poczty na telefonie, nie korzystam z social mediów... OK, wiem, co teraz powiesz :) Zatem od razu odpowiadam, że WhatsApp się nie liczy! ;) Zresztą zastanawiałam się jakiś czas temu, czy go nie usunąć.

      Usuń
    10. Wobec tego wygląda na to, że naprawdę szybko się nudzisz dziewuszko ;) Z kolczykami mam podobnie.

      Czekam za to na Twoje wrażenia po przeczytaniu książki. Ja z kolei aktualnie czytam książkę polskiego wojskowego, który bronił statków przed piratami somalijskimi.

      Zazdroszczę, ja telefon zabieram wszędzie i dosyć często na niego zaglądam, ale nie bez przerwy. Również zastanawiamy się czy nie usunąć WhatsAppa, ale wówczas musielibyśmy być konsekwentni i usunąć swoje konto z facebooka, a do tego chyba żadne z nas nie jest zdolne ;)Poza tym wszyscy moi przyjaciele wyprowadzili się daleko i te dwa komunikatory są czasami jedynym kanałem komunikacji między nami.

      Usuń
    11. Oj, to chyba nie powinnaś czekać, bo to raczej nie nastąpi zbyt szybko - biblioteka nadal zamknięta, a nie chcę jej kupować.

      Ta Twoja nowa lektura też brzmi zachęcająco. A skoro o somalijskich piratach mowa, oglądałaś może "Captain Phillips" z Tomem Hanksem?

      Mam nadzieję, że nie korzystasz z telefonu w czasie rozmowy z innymi - nie cierpię tego! Nie musisz od razu posuwać się do tak drastycznych kroków - możesz zacząć od wykasowania jednego z nich ;) Doskonale rozumiem Twój dylemat, bo co by nie mówić, WhatsApp naprawdę ułatwia życie. Zdaję sobie zatem sprawę, że jeśli go wykasuję, to ograniczę tym samym kontakt np. z rodziną w Polsce, a tego wolałabym uniknąć.

      Usuń
    12. Moja biblioteka jest już otwarta, ale grudzień i styczeń mi przyniósł tyle książek, że chcę w końcu poczytać swoje, a wiem, że jeśli zawitam w jej progi wypożyczę kolejne, jedyne trzydzieści. Stąd zapobiegawczo korzystam z wrzutni.

      Oglądałam, lubię bardzo Toma i obejrzałam większość filmów z jego udziałem.

      Również tego nie lubię i uważam za brak szacunku wobec drugiej osoby. Właśnie dziś przez niego rozmawiałam z przyjaciółką z Bratysławy, więc niestety chyba jestem uzależniona. Uświadomiłam sobie, że bardzo długo nie rozmawiałyśmy i postanowiłam to naprawić.

      Usuń
    13. Szczęściara! Moja prędko się nie otworzy.

      A ja - dość nietypowo - dostałam pod choinkę tylko jedną książkę. Przeważnie było ich więcej.

      Ja też lubię Toma. Kupił mnie swoją rolą w Forreście! :)

      Wykorzystałaś go do szlachetnych celów, jesteś rozgrzeszona i nie powinnaś mieć żadnych wyrzutów sumienia :)

      Usuń
    14. Ja dostałam trzy pod choinkę, a kolejne trzy dałam sobie w prezencie sama (haha!);) Także mam stare książki nieprzeczytane plus te i już mam poważne zaległości w czytaniu swojej biblioteczki. Smutno, chyba musisz złożyć reklamację do Św. Mikołaja;) Musi zanotować, aby się poprawił!

      Forrest, Zielona Mila, Terminal...i dużo więcej :)

      Dziękuję. Amen ;)

      Usuń
    15. Nie, nie smutno, nie o to chodzi, uświadomiłam sobie tylko, że dostałam jedną i że była to dość niecodzienna sytuacja, bo bywały takie lata, kiedy pod choinką - za sprawą chrzestnej Połówka - mieliśmy dosłownie kilkadziesiąt książek. Zawsze cieszyły, nie powiem, ale prawda jest taka, że nie mam na nie miejsca. Regały już dawno zajęte, a więcej pudeł z książkami nie da się już wcisnąć pod łóżka! Poza tym... moja kotka myśli, że jest niszczarką do papieru i wszystkie przerabia na wióry! Czy ja Ci czasem nie wysłałam takiego pokiereszowanego pudełka w środku? (innego nie miałam!).

      Usuń
    16. Rozumiem. U mnie niecodzienną sytuacją z kolei był fakt, że dostałam tyle książek. Zwykle kupuję je sobie sama. Wiem o czym mówisz, mój jedyny regał jest przepełniony aż strach, część rzeczy już jest pod nim i obok niego, a książek ciągle przybywa. Nie kojarzę ;)

      Usuń
    17. A na pewno dobrze się przyjrzałaś, jak wyglądało dno? :) Myślę, że byłaś zbyt rozkojarzona, by zwracać na nie uwagę ;)

      Usuń
    18. :D Jest to możliwe! Tylko nie mów, że mi się dziwisz ;)

      Usuń
  3. Kiedy los rzuca Ci kłody pod nogi, zbuduj z nich i tu są różne wersje (tratwę, dom, schody, tartak i pewnie kilka innych).
    I pamiętaj droga Taito o relatywiźmie. Względne jest też określenie "najgorszy rok". Czy ulitowalibyśmy się, gdyby ktoś nam się pożalił, że w tym strasznym roku miał tylko sześć tygodni urlopu na Seszelach czy innych Malediwach? A to przecież tragedia, bo od zawsze było osiem tygodni. ;)
    Przykładów można by mnożyć, więc nie zwracaj uwagi na narzekania np. Zielaka. Jeśli nie straciliśmy bliskiej osoby lub innego domownika, jeśli nie straciliśmy pracy i źródła dochodu, jeśli nie straciliśmy zdrowia i radości życia to jak dobre były poprzednie lata, że ów miniony rok tak blado na ich tle wypadł? To tak do przemyślenia. ;)
    Aaaaa, właśnie! Tak sobie pomyślałem o kolejnym plusie dla czytnika e-booków. Wypożyczalnia online. Słyszałyście, drogie czytaczki o legimi.pl? O szybkości dostawy e-boków już nawet nie wspomnę. :)
    Miłego wieczoru życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki właśnie mam zamiar! :)

      Nie o wszystkim tutaj mogę i chcę pisać, ale pod pewnymi względami 2020 rok był dla mnie znacznie lepszy niż jego poprzednik, będę się zatem trzymać swojej wersji, że nie był wcale taki zły :) Jasne, momentami dał mi w kość, jak chyba każdemu, nie zaprzeczę, ale jak wspomniałam we wpisie - to były tylko małe belki na mojej drodze. Jako samozwańczy drwal mam zamiar się z nimi rozprawić! Potrzymaj moje piwo, i popatrz, jak będą lecieć z nich wióry ;)

      Co do minionych lat, wolnych od wirusa, to jestem pewna, że znaleźliby się też tacy, według których zawirusowany 2020 rok i tak był od nich lepszy. Ile ludzi, tyle punktów widzenia :)

      Słyszała, słyszała, ale jak uparta koza będę twierdzić, że to nie to samo! Co ja na to poradzę, że korzystanie z nich nie sprawia mi żadnej radości? Jeśli już mam zabierać do łóżka jakiś "gadżet", to wolę, żeby to było coś innego ;) Zielaku, tu się rozchodzi o dotyk, o zapach, o ciężar książki w ręce! Tego się nie da zastąpić niczym! Nawet wypożyczalnią online dostępną 24/7!

      Usuń