niedziela, 31 stycznia 2021

Powrót na walijską ziemię: kolorowe i "hippisowskie" Saundersfoot


Saundersfoot, uroczy kurort morski leżący zaledwie trzy mile od Tenby, na terenie Parku Narodowego Pembrokeshire, był naszym kolejnym przystankiem na walijskiej trasie. 

 

Tenby zdecydowanie przerasta Saundersfoot rozmiarami, sławą i populacją, ale już niekoniecznie urokiem. Jednemu i drugiemu trudno odmówić nieodpartej urody, ale to w Saundersfoot od razu znalazłam to, czego zabrakło mi w Tenby. 


 

 

Podczas gdy to ostatnie wydało mi się bardziej dostojne, dystyngowane i arystokratyczne - być może przez te jego wymuskane wiktoriańskie kamieniczki - to pierwsze miało fajniejszy klimat. Bardziej naturalny, niewymuszony i swobodny.


 

Kultowe volkswageny transportery z lat 70., które szybko aktywowały mój radar blachary i przykuły moją uwagę na dłużej niż inne pojazdy, nadawały wiosce hippisowskiej aury. A ponieważ w moich żyłach nie płynie błękitna krew i zawsze bliżej było mi do hippisowskiego "make love, not war" niż do sztywnej dworskiej etykiety, w Saundersfoot poczułam się jak ryba w wodzie. 


 

Jako że od naszego porannego posiłku w B&B upłynęło już sporo czasu, a  Tenby nie skusiło nas żadną ze swoich licznych restauracji, doszliśmy do wniosku, że zanim z niego wyjedziemy, kupimy coś na lunch w pobliskim Sainsbury's, dogodnie usytuowanym niedaleko naszego parkingu, i zjemy właśnie w Saundersfoot. Zaopatrzyliśmy się więc w wodę, kanapki, smoothies i ruszyliśmy w dalszą trasę.

 

 

Szczęście nam sprzyjało - pomimo tego, że parking w porcie Saundersfoot, tuż koło pięknej i piaszczystej plaży, wypełniony był pojazdami przeróżnych marek i kolorów, udało nam się zaparkować w dogodnym miejscu, gdzie mieliśmy pierwszej klasy widok na zatokę, a następnie w spokoju zjeść nasz lunch, nie wychodząc z auta. Bez natarczywych mew, które albo krążyły nad zatoką niczym bombowce - i rozmiarami też je przypominały - albo przechadzały się po promenadzie, szukając resztek jedzenia i tych, którzy nic sobie nie robili z zakazu "do not feed the gulls".  

 

 

Biorąc pod uwagę liczbę samochodów na parkingu koło mariny, ruch pieszych był tu zaskakująco mały, co okazało się przemiłą odmianą po nieco zatłoczonym Tenby. Tu także na ulicach zdawali się przeważać starsi niż młodzi, ale to akurat było mi na rękę. Gdybym była spragniona imprez i rozrywkowego życia nocnego, na miejsce swojego urlopu wybrałabym Magaluf bądź Benidorm, nie zaś walijskie wioski i miasteczka. 

 

Pochłonięte kalorie należało czym prędzej spalić, więc nie zwlekając, udałam się na mały obchód wioski i szybko zauważyłam, że jest taka, jak lubię: tonąca w kwiatach (co ja bym dała za takie bujne surfinie! - moje wyjątkowo kiepsko rosły tego lata), czysta, pięknie udekorowana kolorowymi girlandami, barwna i ciekawa. 

 

 

Na złocistą plażę, gdzie przebywały rodziny z dziećmi, nie można było wyprowadzać psów, ale żeby osłodzić im tę niedogodność w pobliskim sklepie można było... kupić im specjalne lody! A na plażę i zatokę popatrzeć sobie przysiadając na jednej z wielu ławeczek koło promenady, co też skwapliwie uczynili już inni właściciele owczarków i spanieli. Z przyjemnością - i większą bądź mniejszą dyskrecją - przyglądałam się tym wszystkim scenkom rodzajowym: nielicznym plażowiczom, pięknemu morskiemu odcieniowi wody, staruszkom i ich czworonogom wymieniającym pozdrowienia z (nie)znajomymi, myśląc sobie jednocześnie, że tak właśnie powinno wyglądać życie na emeryturze. 



Sielsko, relaksująco, beztrosko i uroczo. Tak tu było. I tak zapamiętam to miejsce. Jeden z fajniejszych przystanków na naszej trasie. 


 








 

16 komentarzy:

  1. Dobry wieczór!

    No dobra! Kupiłaś mnie! Teraz zgadnij czym! Szybciutko! ;)

    Nie ma chyba nic piękniejszego niż urokliwe, nadmorskie miejscowości z błękitem wody i kolorowymi budynkami, samochodami dookoła! Ogórki! Nawet nie wiesz jak bardzo mi się marzy taki ogórkowy van, żeby nim zdobywać świat, nawet mieszkanie nie byłoby mi potrzebne do szczęścia!

    Obok ogórków najbardziej lubię wyjście naprzeciw zwierząt, także lody dla psów made my evening! Czy to nie sielanka? Kiedy zarówno Ty jak i Twój pupil możecie zachwycać się morską bryzą i być szczęśliwi?

    Zdaje się, że takie metalowe kotwice są w wielu miejscowościach Irlandii, jest ku temu powód? Może znowu będziesz tak miła i sprzedasz mi garść ciekawych informacji?

    Miłego tygodnia Taito ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yippee! Jak miło mi to czytać! A wiesz, że przez to, co napisałaś ostatnio o tej Twojej tęsknocie, zastanawiałam się, czy spróbować ją załagodzić publikując coś irlandzkiego, czy kontynuować walijski cykl? Rozumiem, że wybaczasz mi, iż postawiłam na to drugie? Sama jednak przyznaj, czy Walia nie wygląda jak Irlandia? Są uderzająco do siebie podobne niczym Wenus i Ziemia :)

      Czym Cię kupiłam? Biorąc pod uwagę, że jesteś tylko niewiele mniejszą blacharą ode mnie, to myślę, że tymi kamperami! Bo przecież nie fotką z torebkami "Gucci" (swoją drogą, niepowtarzalna okazja, jedynie 20 funtów! A ja głupia nie kupiłam!) ;)

      Walia wydała mi się bardzo przyjaźnie nastawiona do czworonogów - wiesz, ile razy widziałam tam na ulicach miski z wodą dla psów? W wąskich zamkowych klatkach schodowych zdarzało mi się mijać kogoś z psem na rękach, a na terenie zamku przechodzić koło zwierzęcego poidełka. Bardzo miły ukłon w stronę miłośników czworonogów i turystyki. Że nie wspomnę tego naszego pierwszego, jakże pamiętnego, noclegu w rezydencji wiejskiej pet-friendly ;)

      Jak dobrze zapłacisz, to może sprzedam, w końcu każdy ma swoją cenę ;) To fakt, nie jest to żaden oryginalny widok - myślę, że to głównie dla podkreślenia nadmorskiego klimatu danej miejscowości :) Poza tym takie kotwice często pełnią rolę niepowtarzalnego "suweniru" i ciekawostki. Pamiętasz może wioskę rybacką Portmagee z hrabstwa Kerry, którą tu kiedyś opisywałam? Tam właśnie w centralnej części wioski znajduje się oryginalna kotwica ze statku zatopionego na początku XX wieku. Druga zaś wyeksponowana jest nieopodal - na wyspie Valentia, którą swoją drogą, koniecznie muszę tutaj kiedyś pokazać, bo jest piękna i ma ładne klify.

      Wzajemnie :)

      Usuń
    2. Dobry wieczór a może Dzień dobry już? Tydzień minął nie wiadomo kiedy! Zastanowię się czy Ci wybaczę ;) Z całkowitą pewnością jest sporo różnic!

      Głównie kolorami mnie kupiłaś, nie lubię szarości, a samochody swoją drogą ;) Zapewne wiesz, że moim marzeniem jest posiadać jeden z nich i wyruszyć w daleki świat! Przeglądaliśmy kiedyś nawet oferty, ale nawet najgorszy złom kosztuje majątek niestety. Podobnie jak ze starymi garbuskami. Czekaj, czekaj, to tam są gdzieś torebki Gucci? Nie zauważyłam!

      U nas w Polsce latem również w wielu miejscach spotkasz miski dla psów. Nie dba się u nas jeszcze o czworonogów tak, jakbym chciała, ale są plaże dla psów i coraz więcej miejsc pet friendly.

      Lubię mapy, kotwice, latarnie morskie...

      Usuń
  2. Bryczór!
    Przeglądając fotki odniosłem wrażenie, że patrzę a to na Dunmore East, a to na Courtown. Jakże te nadmorskie miasteczka są do siebie podobne. I wydaje mi się, że Saundersfoot skradłoby mi serce łatwiej niż Tenby. Zdecydowanie wolę luźniejszą atmosferę. Zdradzę Wam, że pierwsze moje wizyty w Bank of Ireland, były dla mnie szokiem. No jak to tak, w gumowcach i starym, roboczym ubraniu do banku?! A dziś uważam, że banki, urzędy itp są dla ludzi, a nie odwrotnie. I bardzo pasuje mi luźne podejście lokalsów do tego zagadnienia. Nawet przestały mnie dziwić i gorszyć widoki pań robiących zakupy w piżamie i szlafroku w osiedlowym sklepie. :)
    I podobnie jak Rose, ja także mogę powiedzieć, że mapy, latarnie i kotwice należą do mych ulubionych elementów podróży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobne, to prawda :) Ciekawe, co je takimi czyni? Może morze? ;) Myślę, że obydwa przypadłyby Ci do gustu, Saundersfoot jednak wydaje się być takim Kopciuszkiem pozostającym nieco w cieniu swojej bardziej przebojowej i popularnej siostry. Tenby jest bardziej olśniewające i majestatyczne.

      Tak właśnie powinno być, ale nie do końca jest. Teraz już mnie to nie dotyczy, bo od dawna szef przesyła mi wypłatę na konto, doskonale jednak pamiętam te czasy, kiedy płacił mi za pomocą czeków. Ile zachodu z tym było...! Tak się bowiem niefortunnie składało, że moje godziny pracy pokrywały się z tymi bankowymi (bardzo krótkimi, swoją drogą). Jeszcze teraz zdarza mi się tutaj czasami usłyszeć (albo samej westchnąć) w rozmowie z kimś - "Szkoda, że urzędy nie mają dłuższych godzin otwarcia!"

      Irlandia zdecydowanie nauczyła mnie większego luzu i tolerancji.

      Usuń
  3. Sokole Oko

    Fajne miejsce i te volkswageny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. I gdzie się Pani podziewa? Już marzec, a tu cicho...

    Na zdjęciach miasteczko urocze(to w realu tym bardziej takie musiało być), jak duża część małych, wyspiarskich miasteczek, szczególnie tych na wybrzeżach.
    Przychodze tu do Ciebie raz po raz, napawać sie atmosfera minionego lata:) Jedyna teraz nadzieja, że wiosna juz idzie, a z nia, nowy sezon! Jak ja już za nim tęsknię!!!
    Planujesz Taito jakieś objazdy w tym roku? Czy tylko lokalnie?

    Pozdrawiam gdziekolwiek jestes i cokolwiek robisz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... a marzec przerodził się w kwiecień, wiosna w pełni, choć miałam tu dzisiaj nawet przelotne opady gradu i śniegu! Podziwiam piękną magnolię sąsiadów - szkoda tylko, że zza okna - i żałuję, że nie mogę być teraz w Howth, które kojarzy mi się właśnie z nimi.

      Biorąc pod uwagę to, że na gwałt potrzebuję zmiany scenerii, to objazdy będą obowiązkowe. Lokalnie tylko do czasu popuszczenia mi łańcucha, później zaś hrabstwa Galway i Mayo, a przy korzystnych wiatrach także Donegal i Cork. Odliczam dni do wakacji.

      Dziękuję, kochana, za Twój ciepły komentarz :)

      Usuń
  5. Z okazji tego corocznego, pięknego święta, wszystkim Paniom odwiedzającym tego zacnego bloga oraz jego autorce, życzę samych radości a także tego, by mężczyźni każdego dnia roku zachowywali się tak jakby był ósmym marca. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sokole Oko

      Dzięki Zielaku za pamięć i życzenia nawet je widziałam 8 marca ale jakoś nie skomentowałam a wypadało podziękować. Co niepokojące nie podziękowała sama autorka bloga mam nadzieję, że cieszy się zdrowiem i nic niepokojącego się nie wydarzyło, że tak zniknęła

      Usuń
    2. Wielkie dzięki za ten miły gest, Zielaku! Jak widać, nie tylko ja doceniam Twoje życzenia :)

      Usuń
  6. Sokole Oko

    Gdzie się podziewasz Taito teraz to już martwię się nie na żarty bo się nie odzywasz już dosyć długo :( mam nadzieję, że wszystko dobrze i to tylko brak ochoty na pisanie.

    WESOŁYCH ŚWIĄT dla wszystkich obecnych i zaglądających :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Sokole Oko, nie zamartwiaj się, bo osiwiejesz - Twój obecny kolor włosów jest bardziej twarzowy :) Wysłałam Ci maila, ale jeśli nie dotarł, co się niestety nadal zdarza, to daj mi znać.

      Wielkie dzięki za pamięć i życzenia :)

      Usuń
    2. Sokole Oko

      Dotarł dotarł pisałam to wcześniej :)

      Usuń