Jest taka legenda mówiąca, że skała, na której zbudowany jest Rock of Cashel, imponujący kompleks sakralny, to tak naprawdę kawałek gór Slieve Bloom, który wypadł zdegustowanemu diabłu z pyska na widok świętego Patryka.
Jest taka wyspa leżąca jakieś 14 km na zachód od wybrzeża hrabstwa Mayo, której legenda mogłaby rozpoczynać się w bardzo analogiczny sposób: dawno, dawno temu miłosiernemu Bogu ukruszył się maleńki kawałek jego prywatnego raju i z głośnym pluskiem wylądował w chłodnych wodach Północnego Atlantyku. Zastęp aniołów już ochoczo rozprostowywał skrzydła przed lotem na Ziemię, by odzyskać zgubę, ale dobrotliwy Stwórca uniósł swoją prawicę i rzekł łagodnie: "Nie. Pozwólcie im cieszyć się tym rajem", toteż pozostał ten dar niebios u wybrzeża Irlandii ku radości rodzaju ludzkiego, zamieszkującego go z małymi przerwami od jakichś 6000 lat.
Nie wszyscy jednak patrzyli na wyspę Inishturk w sposób, w który ja na nią patrzę. Cromwellowi, który przez długie dziewięć miesięcy niszczył, plądrował Irlandię, i zabijał jej mieszkańców, jawiła się bardziej jako piekło niż raj - podobnie zresztą jak sąsiednia wyspa Inishbofin i w ogóle cała Connemara. Uczynił więc z Inishturk irlandzkie "Alcatraz", miejsce dogodne do pozbycia się niewygodnych mu ludzi. Stąd też sugestie, że korzeni wielu współczesnych mieszkańców Inishturk, a jest ich niecałe siedemdziesiąt osób, należy szukać właśnie w XVII wieku. Nazwiska zaś, które królują na wyspie (Heanue, Concannon, O'Toole), i które można zobaczyć na nowoczesnej instalacji The Tale of the Tongs, którą amerykańscy architekci umiejętnie wkomponowali w surowy pejzaż wyspy, przypisuje się takim regionom Irlandii jak Connaught, Leinster i Ulster, skąd mieli pochodzić "przesiedleńcy".
Niespecjalnie za to trzeba wysilać się, by natrafić na pozostałości po starodawnych mieszkańcach i ludziach pierwotnych - tylko niewiele przesadzę, jeśli stwierdzę, że wyspa jest jednym wielkim stanowiskiem archeologicznym, cudnym "skansenem" i muzeum na świeżym powietrzu.
Plan Cromwella nie do końca się powiódł, ale jedno mu wyszło, to trzeba mu przyznać. Świadomie bądź nie, ale przyłożył swoją rękę do "wymarcia" u tubylców znajomości ich rodzimego języka. Choć na początku XX wieku na wyspie królował irlandzki, z biegiem czasu został wyparty przez angielski i dziś ze świecą można szukać kogoś, kto operuje irlandzkim gaelickim tak sprawnie jak chirurg skalpelem.
Z miejscami takimi jak to, budzącymi mój głęboki zachwyt, mam problem. Bo z jednej strony wychodzi ze mnie natura psa ogrodnika - chciałabym zachować je dla siebie niczym najcenniejszą pamiątkę i nie dzielić się wiedzą o nich z obawy, że ten ich niepowtarzalny charakter, w pewien sposób dziewiczy, niewinny i tak odmienny od życia na lądzie, zostanie kiedyś zniszczony wraz z nalotem stonki turystycznej. Współczesna Inishturk to ikona autentyczności i braku komercjalizacji. I choć nie mnie o tym decydować, chciałabym, aby tak już pozostało.
Z drugiej strony zaś zdaję sobie sprawę, że tak szczególne miejsca wymagają szczególnego rodzaju odwiedzających: ludzi miłujących się przede wszystkim w przyrodzie, a dopiero później w luksusie, szanujących i doceniających proste i skromne życie w rytm wybijany przez naturę i nadawany przez ocean. Ludzi trochę takich jak mieszkańcy tej wyspy: pokornych, zdających sobie sprawę z tego, że na pewne rzeczy po prostu nie ma wpływu, że w życiu są o wiele istotniejsze priorytety niż mamona i wyścig szczurów.
I może właśnie dlatego ta garstka domostw rozrzucona na tej fantastycznej skale osadowej, imponująco wyrastającej z Atlantyku, i mającej swoje korzenie w ordowiku, nie ma w sobie przepychu i ostentacyjności. Nie ma tu nowobogackich willi naszpikowanych kamerami i zabezpieczonym ostrokołem, którego nie powstydziłby się Wład Palownik. W stronę nieboskłonu, zamiast nieprzyjaznych ogrodzeń, pną się okazałe kordyliny australijskie, tutejsze "palmy", nadające okolicy koło portu "tropikalnego" charakteru.
Nie ma tu nowoczesnych i luksusowych samochodów. Te, które się tutaj znajdują, mają lata swojej świetności dawno za sobą - od biedy można by było umieścić je w muzeum na wystawie motoryzacyjnej. Ponadto, często nie mają nawet opłaconego ubezpieczenia, podatku drogowego ani ważnego przeglądu. Policji tutaj nie ma. Tak jak nie ma listonosza, księdza (pojawia się raz na trzy tygodnie), przestępczości, ani potrzeby zamykania drzwi na klucz... Społeczności takie jak ta, żeby przetrwać i jakoś sensownie funkcjonować, muszą strzelać do tej samej bramki. Być jak jedna wielka rodzina. I jak to w rodzinach bywa - pod postacią jednej osoby ukrywa się nieraz robot wielofunkcyjny.
"Urząd pocztowy" prowadzi Phylomena Heaney, właścicielka pensjonatu pod nazwą Tranaun House, leżącego o rzut beretem od dwóch uroczych, złocistych plaż. Dwa razy w tygodniu, we wtorki i czwartki, odbiera pocztę dowożoną jej łodzią z Cleggan w hrabstwie Galway. Tą samą łodzią można od biedy dostać się na wyspę, jednak głównym portem, z którego wypływa się na Inishturk, jest Roonagh w hrabstwie Mayo.
To tu na specjalnie przeznaczonych do tego - całkiem komfortowych - łodziach należących do O'Malley Ferries, można w powolnym i leniwym tempie przeprawić się na Inishturk Island na pokładzie "Naomh Ciaran II" (mój najprzyjemniejszy zeszłoroczny rejs), bądź w trybie ekspresowym za pomocą znacznie mniejszej i szybszej motorówki "True Light".
Bijące serce wyspy to tutejszy "community club", na którego uroczystym otwarciu pojawiła się w maju 1993 roku sama Mary Robinson - ceniona prawniczka, ale nade wszystko obrończyni praw człowieka i pierwsza kobieta pełniącą w Irlandii urząd prezydenta. Inishturk była bowiem pierwszą wyspą, na której się pojawiła w czasie swojej agitacji politycznej, i miała być pierwszą, na którą wróci, jeśli wygra prezydenckie wybory. Robinson wybory wygrała i danego słowa dotrzymała.
Od tamtego czasu trochę się jednak zmieniło i współczesna świetlica nie jest tym samym skromnym budynkiem, który powstał w latach 90. XX wieku za równowartość 50 000 funtów. Siedem lat temu poddano go szeroko zakrojonej modernizacji i wzbogacono między innymi o panoramiczne okna w części restauracyjnej. Za posiłki trzeba zapłacić, widok dostaje się gratis, ale to właśnie on bardziej pobudza ślinianki niż serwowane tu jedzenie. Panorama Croagh Patrick, Mweelrea, Clew Bay i apetycznych krągłości pomniejszych pagórków podbija smak potraw bardziej niż najbardziej wyszukana przyprawa.
"urząd pocztowy" i B&B Phylomeny
"Community club" jest zatem dla mieszkańców czymś więcej niż tylko świetlicą, sklepem, restauracją, pubem, biblioteką i domem kultury w jednym. To miejsce scala społeczność i cementuje jej więzi. Tu przychodzi się nie tylko po sprawunki, strawę, ale także po rozrywkę i dobrą zabawę.
Dla mnie z kolei był on... powodem do blamażu i bezdyskusyjnym dowodem na to, że kawały o blondynkach mają jak najbardziej rację bytu. Bo to, co mi się przytrafiło, proszę Państwa, doskonale pokazuje, co się dzieje w przypadku, kiedy z toalety dla niepełnosprawnych ruchowo korzysta osoba niepełnosprawna umysłowo.
A wszystko zaczęło się od tego, że po posiłku, jak pan dentysta przykazał, udałam się grzecznie w kierunku łazienki, by wyszczotkować zęby. Pech chciał, że mój wzrok spoczął na zachęcająco otwartych drzwiach do toalety dla niepełnosprawnych. Miała wyjątkowo kuszące rozmiary, a jako że na terenie restauracji nie było w tamtym momencie nikogo, kto poruszałby się na wózku, postanowiłam skorzystać właśnie z niej, by nie blokować jedynej umywalki w "normalnej" łazience.
To, co nastąpiło bezpośrednio po, jest mało ważne - jedną ręką oparłam się o umywalkę, drugą nabożnie myłam zęby. I wszystko pewnie byłoby cacy, gdyby nie to, że po wszystkim moją uwagę przykuł stojący po lewej stronie sedes. To właśnie wtedy dopadł mnie szekspirowski dylemat: "to pee, or not to pee, that is the question..." Opornie podchodziłam do opcji "to pee", ale kalkulacja, którą błyskawicznie przeprowadziłam w głowie (karafka wody, którą właśnie wypiłam, ponad dwie godziny na wyspie, które mi zostały, godzina rejsu, potem trzy godziny w trasie powrotnej) nie pozostawiała złudzeń: TO PEE! I tak też zrobiłam.
Po wszystkim zaś... energicznie pociągnęłam ręką za sznurek zwisający po mojej lewej stronie, który nieopatrznie wzięłam za retro spłuczkę. Nie wiem zatem, czy bardziej się wystraszyłam, czy też zdziwiłam faktem, że retro spłuczka okazała się być alarmem wzywającym pomocy i że zamiast szmeru cieknącej wody usłyszałam przeraźliwe wycie. A później tupot stóp pędzących "niepełnosprawnej" na pomoc. Mogłabym przysiąc, że wtórował mu histeryczny i szyderczy śmiech spłuczki, która - jak można się domyślać - znajdowała się na zbiorniku z wodą za moimi plecami, a nie beztrosko dyndała z sufitu. Sprawiedliwie chyba będzie, jeśli stwierdzę, że nie przeszłam tego testu na inteligencję.
Gdyby kiedyś przyszło Wam do głowy korzystać z toalety dla niepełnosprawnych - don't! Nie warto! Po tym doświadczeniu została mi gigantycznych rozmiarów plama na dumie, z którą nie poradzi sobie żaden wybielacz. Karma is a bitch. Czujcie się ostrzeżeni!
Ale wyspę Inishturk polecam.
Inishturk GAA Club - ta murawa robi niesamowite wrażenie! Najbardziej zielone - i proste! - miejsce na całej wyspie
Sokole Oko
OdpowiedzUsuńAleż piękne zdjęcia i wydaje się (być może słusznie), że nawet trafiłaś tam na piękną pogodę. Myślę, że w deszczowej aurze te zdjęcia by tak nie zauroczyły.
Boisko to chyba z poziomicą kopali i równali :D
Najlepsze jest to z łódkami numer 8 i baranie zadki :)
Ale, że palmy ??? serio serio ??? :O
W zeszłym roku położyłam priorytet na zwiedzanie wysp - jak tylko nadchodził weekend, to Matka Przełożona robiła sobie ze mnie "podśmiechujki" i pytała, którą wyspę tym razem obrałam na cel. Na każdej z trzech zwiedzonych miałam co najmniej bardzo dobrą pogodę. Do tego stopnia, że w któryś poniedziałek, kiedy wróciłam do pracy spalona przez zdradliwe irlandzkie słońce, szef kazał mi się przyznać, z kim zawarłam pakt pogodowy: z Bogiem czy z diabłem :)) A poza tym, to nie wierz w te brednie, że tu cały czas pada deszcz, a Irlandczycy nigdy nie widzieli słońca :)
UsuńCo do zdjęć - dzięki, że podzieliłaś się swoją opinią :) Zawsze interesują mnie Wasze preferencje, jako że każdy ma inną estetykę. Dodam tutaj, że zaskoczyłaś mnie tą ósemką (mnie bardziej podobają się te z innymi łodziami - 2 i 6). Miejsce samo w sobie jest bardzo ciekawe - to piękna laguna z tradycyjnymi irlandzkimi łodziami currach i portem, do którego prowadzi cieniutki przesmyk (żadna duża jednostka pływająca się tam nie zmieści). Wczoraj wieczorem miałam zrobić opis do tego zdjęcia, ale zrezygnowałam, bo publikacja zabrała mi znacznie więcej czasu, niż planowałam. Chyba wrzucę tu jeszcze jeden post poświęcony Inishturk - tym razem jednak taki z większą liczbą zdjęć i opisami do nich, bo wyspa ma jeszcze kilka innych smaczków, których jednak nijak nie udało mi się wpleść w treść tego posta. I będzie więcej owiec! :)
Serio, serio :) No, quasi-palmy :) Chyba nie sądzisz, że to atrapy? ;) Zaskoczona jestem, że Twoje bystre oko wcześniej nie zarejestrowało tego faktu! Były już tutaj fotki z "palmami".
Takie miejsca jak to są prawdziwą kwintesencją Irlandii. Dzikie przestrzenie wypełnione skałami i wrzosowiskami, a gdzieniegdzie starymi kamiennymi chatami. Do tego urwiska, klify, kamienne murki i drogi schodzące do Atlantyku. To właśnie Irlandia, jaką sobie narysowałem lata temu, jeszcze zanim tam wylądowałem. Piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki za komentarz i za dobre słowo na temat zdjęć - mam tylko nadzieję, że zbytnio nie nasiliłam Twojej tęsknoty za wyspą! Zachód Irlandii jest przepiękny i "dziki" - chyba nigdy nie przestanie mnie zachwycać.
UsuńPS. Natrafiłam ostatnio na info o pożegnalnym koncercie Clannad w 2022 roku (Wexford, Limerick, Galway, Derry) i nawet zastanawiałam się, czy nie kupić biletu, bo miło wspominam dubliński koncert i spotkanie z Moyą. Jeśli nie uda Ci się wrócić tutaj jeszcze w tym roku, to może chociaż na koncert się załapiesz? ;) Wychodzimy z lockdownu, a to najważniejsze! Reszta już leży w Twoich rękach ;)
Zdjęcia cudnej urody, klimatyczne szczególnie te z żagielkami. Oprócz nich - mam na myśli zdjęcie 2 i 6, moje oczy uspokoiły niebieskości w kilku odcieniach. Przepiękne - nic tylko dobrać kolory nici i wyszyć, albo wydziergać :) ze tak skręcę w tę stronę, którą trochę znam;)
OdpowiedzUsuńŁodzie na 7 przyciągają wzrok - super zdjęcie! I oczywiście to z owcami wędrującymi poboczem drogi: ich głowy na tle tych błękitów :)
Zastanawiałam się - jadąc powoli do dołu, czy bedzie 3 zdjęcie w serii: faceci i dziecko na murku:) Czy on Ci w końcu pomachał,tak, jak dziewczynka czy uśmiechał się z innego powodu?
Wiesz, ze ja miałam prawie podobną przygodę z toaletą! Tyle, że w ostatnim momencie spojrzałam na spłuczkę :) ale jeszcze parę sekund i byłoby to samo. Wiszący sznurek aż narzuca z góry myśl, że to od spłuczki. Myślę, że nie jesteśmy jedynymi, którym to się zdarzyło.
Uwielbiam klimaty takich miejsc, gdzie jest taki spokój. Z drugiej strony, żyjesz jak w rodzinie, wszyscy wszystko o tobie wiedzą, ale też czasem to męczy. Choć może teraz, na takim etapie życie już by mi to nie przeszkadzało. Ale kiedyś...
Z wielką przyjemnością zapoznałam się z Twoją opinią, Hrabino - dziękuję, że zechciałaś się nią ze mną podzielić :) Ja mam niestety dwie lewe ręce do ręcznych robótek, więc pozostało mi jedynie sfotografowanie tego, co widziałam, choć - wierz mi - zdjęcia i tak nie oddają całkowitego piękna i uroku Inishturk. Przesympatyczna, autentyczna wyspa, gdzie nic nie jest robione pod publikę - bez hoteli, "naganiaczy", tłumów ludzi. Mam nadzieję, że kiedyś uda Ci się tam dotrzeć.
UsuńNie sądzę, bym to ja była obiektem ich zainteresowania. On wydaje się patrzeć wprost na mnie, ale dziewczynka spogląda obok (widać to wyraźnie na fotce w oryginalnym rozmiarze). Mała mamusi machała (albo jakiejś innej, bliskiej jej kobiecie) - mam też takie zdjęcie, na którym cała trójka jest w tle. Ona unosi roześmianą małą w powietrzu, a on stoi niedaleko nich, z założonymi rękami, patrzy na nie i się uśmiecha :)
Jeśli próbowałaś mnie pocieszyć, to niezbyt Ci się to udało ;) Tylko udowodniłaś, że brunetki są jednak inteligentniejsze :)) Ale dziękuję za dobre chęci ;) A tak całkiem serio - pamiętam ze swojego dzieciństwa i młodości takie zwisające spłuczki na sznurku bądź łańcuszku :)
Często zdarza mi się - szczególnie wtedy, gdy głośni sąsiedzi dają mi popalić - fantazjować na temat tego, jakby to było, gdybym mieszkała na takiej wyspie :) Z pewnością miałoby to swoje zalety, ale też wady. Jak wszystko zresztą.
Dzień dobry po raz drugi ;)
OdpowiedzUsuńWidzę, że zaczęłam od dupy strony, ale nie szkodzi (a przynajmniej tak mi się wydaje). Piękna wyspa, piękne okoliczności przyrody, Atlantyk, lazurowa woda, kutry i łódki, czy można chcieć do szczęścia więcej? Była tam nawet toaleta, z której można było skorzystać!
Spieszę Ci z pocieszeniem-nie martw się, no worries, każdy czasami ma w życiu momenty blondynki i oblewania wszelkich możliwych testów na inteligencję ;)Co prawda aktualnie nie potrafię sobie nic przypomnieć, ale obiecuję, że jak tylko przyjdzie taki moment=poinformuję Cię :D Słowo harcerza!
Dobry wieczór :)
UsuńChyba nie byłabyś sobą, gdybyś zaczęła standardowo, tak jak wszyscy ;)
W taką pogodę Inishturk Island prezentuje się zdecydowanie najkorzystniej, ale to takie miejsce, w które warto pojechać, nawet jeśli słońca nie ma - oczywiście o ile interesuje Cię "prawdziwa Irlandia", a nie ta stworzona na potrzeby turystów.
A co do mojej niefortunnej klozetowej przygody, to bardziej mnie rozśmieszyła, niż zmartwiła :) Mimo to jednak bardzo chętnie zapoznam się z Twoimi przykładami zaćmienia umysłu :) Jak już sobie przypomnisz, to wiesz, gdzie mnie szukać!
Teraz to już raczej dzień dobry ;)
UsuńMówisz? Najwyraźniej ten typ tak ma ;)
Zawsze interesowała mnie prawdziwa Irlandia. Nawet nie wiesz jak tęsknię. Czasami mam wątpliwości czy jeszcze kiedykolwiek tam pojadę.
Najczęściej to była próba użycia czegoś bez podłączenia do kontaktu, ale pamiętam jak pracowałam w szkole i złamał mi się kluczyk do ubikacji nauczycielskiej, w szkole juz nikogo nie było poza nauczycielami na innym piętrze, którzy mieli konferencję ;)Nie wiem też czy wiesz, ale jestem mistrzem obijania się i istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że zabiję się kiedyś w domu. Ostatnio ściagając odkurzacz z szafy poślizgnęłam się na krześle, a jak już złapałam pion to poślizgnęłam się na dywaniku w przedpokoju i runęłam jak długa na gres. W pierwszej chwili pomyślałam sobie, że jeśli mi się coś stało to będę tak leżeć ileś godzin aż K. przyjdzie z pracy...innym razem nie zauważyłam otwartego piekarnika i łupnęłam z impetem w golenie, bolą mnie do dziś ;) Mnóstwo ludzi zastanawia się jak ja sama podróżowałam do tej pory, bo nie mam za grosz orientacji w przestrzeni i jak gdzieś jedziemy, K. się ze mnie nabija bo zawsze chcę iść nie w tą stronę, co trzeba, ale robię to z takim przekonaniem, że no ;)
Wyobraź sobie, że wiem, bo przez lockdown i pandemię doszło do takiej paradoksalnej i niedorzecznej sytuacji, że mieszkając w Irlandii... tęskniłam za nią. Za tym wszystkim, co kiedyś miałam wtedy, kiedy tylko chciałam. No, ale jest dobrze - limit kilometrów zniesiony, czerwcowe i lipcowe urlopy za rogiem, wszystko sobie odbiję :) Ty też! Nie waż się myśleć inaczej, bo będziesz mieć do czynienia z moją ciemną stroną! ;)
UsuńChyba jednak mnie pobiłaś - nie przypominam sobie, bym próbowała kiedyś korzystać ze sprzętu bez uprzedniego podłączenia go do prądu :) Przez złośliwość zmywarki wiem za to, co to ból goleni! A tak swoją drogą, to choć rozumiem Twoją niezdarność - bo i mnie zdarzyło się zaliczyć kilka wstydliwych upadków - to jednak o część tych wypadków sama się prosisz - kto normalny trzyma odkurzacz NA szafie?! :P Gulliver może sobie spokojnie na to pozwolić, ale nie krasnal ;) Weź, kobieto, wygospodaruj na niego jakieś miejsce W szafie, bo jak tak dalej pójdzie, to nie dożyjesz czterdziestki, a tego byśmy nie chciały, prawda? :)
Nie no... Chować odkurzacz na szafie, really? ;) Zrozumiałabym, gdybyś jeszcze schowała tam jakieś smakołyki przed K., ale nie sprzęt AGD ;)
Dziękuję za dzienną dawkę śmiechu - odpuszczę sobie dzisiaj oglądanie kabaretu i śmiesznych kotów na YouTubie :)
Jestem sobie w stanie to wyobrazić. Powiem Ci, że ja paradoksalnie naprawdę poznałam wiele fantastycznych miejsc w okolicy, jednak hotele u nas są ciągle zamykane i otwierane, więc trudno cokolwiek zaplanować. Teraz w miesiące letnie u mnie w pracy sporo urlopów, więc raczej się nie wbijemy tak, aby pojechać. O jakiej to ciemnej stronie mowa? ;)
UsuńKochana, to jest kwestia estetyki ;) Jak będziemy mieć nową szafę to miejsce się oczywiście znajdzie, ale póki co moja szafa jest wypchana po brzegi i nie mam go gdzie wsadzić ;)
Smakołyki przed K. zdarzyło mi się chować w łóżku, ale cii. Mam na myśli takie szuflady łóżka gdzie się trzyma pościel i to łóżka nie używanego do spania ;)
Polecam się ;)
A opowiadałam o tym jak dostałam fotel i od razu jakimś cudem uderzyłam się o niego w głowę? Zrywaliśmy boki. K. mówi: wyobraź sobie, że jedziemy do szpitala a Ty mówisz, że masz wstrząs mózgu bo usiadłaś w swoim nowym fotelu, który jest prezentem urodzinowym. Czy Ty słyszysz jak to brzmi? Dziś obdarłam sobie palca o róg laptopa i mi powiedział, że on chyba specjalnie uderzy się w mojego laptopa, żeby sprawdzić jakim cudem ja to zrobiłam.
Miałabym jeszcze jednego suchara do opowiedzenia, ale za dużo publiki ;)
Wiadomo, że z braku laku dobry kit, ale mnie jednak nie do końca satysfakcjonują takie wycieczki po mojej okolicy i hrabstwie, które już dawno temu w dużej mierze zwiedziłam. To jednak nie są te same emocje i ta sama ekscytacja, którą odczuwam przed długim wyjazdem na zachód kraju. Poza tym od dłuższego czasu zwyczajnie marzyła mi się zmiana scenerii - ocean, morze, góry, cokolwiek... - a o tą ciężko w hrabstwie, które nie ma dostępu do morza, jest zielone, pagórkowate i zalesione. Zapewne wiesz, o co mi chodzi, bo i Ty miałaś swego czasu regularną potrzebę wyprawy na północ Polski i odwiedzenia ukochanych zakątków. Tego mi właśnie brakowało.
UsuńOj nawet nie wiesz, jak bardzo nieroztropnie teraz postąpiłaś, zdradzając mi gdzie masz sekretny schowek! ;) Teraz mam Cię w szachu ;) Lepiej bądź dla mnie miła i szybciutko opowiedz o tym sucharze, bo jak nie, to już lecę wygadać K.! ;)
Cwana bestia, Ty masz brak dostępu do morza? Ty ;) Masz bliżej niż my! Wybacz, ale nie mogłam się powstrzymać. A ja Ci muszę powiedzieć, że właśnie wczoraj zarezerwowałam nam wakacje, yay! (to kolejne słówko, które uwielbiam w języku angielskim). I mam już całe mnóstwo pomysłów!
UsuńJa się nie do końca zgodzę z tym co piszesz. W minionym roku intensywnie zwiedzaliśmy jurę i nadal nie mamy mało. Każde nowo poznawane okolice są cudowne. Ostatnio byłam w takim miejscu, że zaparło mi dech w piersiach. Słońce pięknie oświecało lasy, świergotały ptaki i słychać było świerszcze, powietrze było nieskazitelne. K. zaczął do mnie mówić, a ja go uciszyłam i mówię mu: cii, nie zepsuj tej chwili. Zamknęłam oczy, nasłuchiwałam i oddychałam! Co więcej musieliśmy się tam trochę wspiąć i jak już weszliśmy to zgodnie stwierdziliśmy, że żadne z nas nie przypuszczałoby, że tam będzie tak pięknie. Mam taki plan, abyśmy kiedyś tam zrobili sobie piknik.
Ja mam nadal potrzebę i nadal uwielbiam narze morze, ale w zeszłym roku kiedy śląskie miało najwięcej covidowców nasłuchałam się od znajomych, którzy odważyli się pojechać nad morze o wybijanych szybach i poprzebijanych oponach.
Ale on już wszystko wie! Sama mu pokazałam ten schowek, także spalony ;)Wiesz-już chyba nie pamiętam o czym myślałam, ale pamiętam, że to było bardzo śmieszne!
Mam w teorii, w czasie "lockdownowej praktyki" mam do niego tak samo daleko jak Ty! ;) No, ale na szczęście to już za nami - wreszcie można swobodnie podróżować po wyspie, z czego oczywiście skwapliwie korzystam :)
UsuńO wow, brzmi ekscytująco! Tylko co to konkretnie oznacza - wybrałaś tylko daty, czy wiesz już wszystko (gdzie i kiedy jedziecie)? Powiem Ci, że cierpię na nadmiar pomysłów (a mówią, że od przybytku głowa nie boli - taaaa, jasne!). Tu by się chciało i tam by się chciało! :)
Ale tu nie ma się z czym zgadzać albo nie :) Ja napisałam, że mnie MOJE bliskie okolice nie satysfakcjonują. Nie twierdzę, że w Twoich nie ma nic ciekawego :) Wręcz przeciwnie - Polska jest znacznie większym krajem, a co za tym idzie, jest w niej więcej atrakcji i nieodkrytych zakątków :) Na pewno jeszcze przez długi czas będziecie mieli co zwiedzać.
Co do pikniku - trzymam kciuki, żeby pomysł wypalił. Do dzieła! :)
Mhm, coś mi się nie chce wierzyć, że sama dobrowolnie mu pokazałaś ;) Tak tylko mówisz w nadziei, że uwierzę! Nie ze mną te numery, Brunner! ;)