Dziś kolejny wpis z serii "miszmasz", bo ostatnio mam wenę tylko do takich. Ci, którzy parają się pisaniem, doskonale wiedzą, że wena na pstrym koniu jeździ. Nie będę więc wybrzydzać, bo jak mawia porzekadło: darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby (co ja mam dzisiaj z tymi końmi?!)
Wygląda na to, że do Irlandii zawitało wreszcie lato. A raczej jego namiastka. Od dobrych kilku dni słońce szczerzy się do nas jak wilk do Czerwonego Kapturka, a ja nareszcie mogę przed pracą spokojnie rozwiesić pranie w ogródku, a po powrocie z niej przynieść je suche do domu. Już nie muszę latać z językiem na brodzie, w tę i we w tę, ani z obłędem w oczach, bo na niebie pojawiła się wielka szara chmura.
Poranki i wieczory nadal bywają chłodnawe, ale w środku dnia temperatura dobija do 18-19°C, czyli dramatu nie ma. Bywa za to czasami szał, kiedy termometr pokazuje aż 20 albo 21! Generalnie to dopiero teraz, czyli pod koniec maja, temperatury zaczęły oscylować bliżej dwudziestki. Wczesny maj wyglądał zaś jak wczesna i zimna wiosna - rzadko zdarzało się, by słupek rtęci dochodził do 16°Celsjusza.
W zeszłym tygodniu miałam dwa szkolenia, na które zapisałam się z własnej i nieprzymuszonej woli, w tym tygodniu jedno, a zaraz po nim doszłam do wniosku, że chyba chwilowo zrobię sobie od nich przerwę. Nie, żeby były złe, ale łącznie mam ich na swoim koncie cztery i odczuwam lekki przesyt.
Jedno totalnie mnie rozczarowało. Temat wpisywał się w moje zainteresowania - i tak bardzo chciałam nauczyć się czegoś nowego - niestety prowadząca przeprowadziła je na zasadzie warsztatu nie zaś wykładu, na który liczyłam. W efekcie uznałam je za całkowitą stratę czasu i praktycznie nic z niego nie wyniosłam. Oprócz ogromnego rozczarowania.
Byłam do tego stopnia zawiedziona, że na następne szkolenie (on-line) nie brałam już dnia wolnego, lecz postanowiłam odbyć je właśnie w pracy. Nie nastawiałam się na nic szczególnego, myślałam sobie nawet, że jak nie uda mi się zainstalować Zooma na moim laptopie i zalogować na czas, to pewnie i tak nic nie stracę.
Jakie było moje zaskoczenie, kiedy prowadząca okazała się być cudowną wykładowczynią! Była p e r f e k c y j n a! Cudna dykcja, łatwość w przekazywaniu wiedzy, piękna i wyraźna angielszczyzna bez mocnego akcentu - no cud, miód i orzeszki. Całkowicie mnie zaabsorbowała, a po czterech intensywnych godzinach wytężania mózgu, czułam, że przepalają mi się już zwoje. Ala jaka mądra się czułam, haha!
Oczywiście zasypałam ją później komplementami i stwierdziłam, że przywróciła mi wiarę w wykładowców. Podziękowała i stwierdziła, że kocha to, co robi. I wszystko stało się jasne. Kluczem do sukcesu jest właśnie to: kochanie tego, co się robi. A przynajmniej lubienie. Jest sporo prawdy w tym "rób to, co kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu".
A skoro o pracy mowa, to ręce mi opadają. Znów pojawił się w niej nowy kot, a w zasadzie to kotka. Z brzuchem, który mnie niepokoi. Boję się, że jest w ciąży, a maj i czerwiec to właśnie takie miesiące, kiedy pierwsze kocięta zaczynają przychodzić na świat.
Nie zrozumcie mnie źle - cieszę się, że mogę jej pomóc (a apetyt i pragnienie ma ogromne), ale okropnie dołuje mnie to, że nie jestem w stanie uratować każdego zwierzęcia pokrzywdzonego przez zidiociałych ludzi. Regularnie dokarmiam dwa kocury, ona jest trzecia, a mój ukochany kociak-kuternoga, którego przygarnęłam parę miesięcy temu, też stamtąd pochodził. Teraz jeszcze do tego dochodzi natarczywa myśl "kto się nimi zajmie, kiedy mnie już nie będzie?".
Kastrowałabym każdego, kto zaniedbuje swoje zwierzęta, żeby się w przyszłości nie rozmnażał i nie rozsiewał głupich genów - nie masz czasu/chęci/środków, to nie bierz zwierzaka! A jak bierzesz, to bierz za niego odpowiedzialność do cholery jasnej, no! Tylko tyle i aż tyle.
(OK, oddychaj: głęboki wdech, i wydech... Wdech, wydech...)
Żeby się już bardziej nie nakręcać na noc - bo jeszcze nie zasnę! - to zmienię temat na coś przyjemniejszego: książki, które kocham. Jestem z siebie dumna, bo maj jeszcze nie dobiegł końca, a ja już przeczytałam ich dwadzieścia, trzy kolejne "czytają się" i powoli zbliżam się do ich końca. O tak, to mnie relaksuje i pozwala chociaż chwilowo zapomnieć, na jakim popieprzonym świecie żyjemy.
A tak w ogóle, to serce mnie ostatnio boleśnie zakłuło, bo... Ale od początku. Lubię wiedzieć, co w trawie piszczy, więc w miarę regularnie śledzę sytuację na rynku nieruchomości. Oczywiście trendy tu panujące doskonale odzwierciedlają sytuację panującą w kraju, a więc drożyzna i porąbane ceny, popyt większy od podaży, ale ja nie o tym... I tak przeglądając sobie kolejne strony z nieruchomościami, natrafiłam niespodziewanie na dom niemal idealny. Boziu, jaki on był P I Ę K N Y! Jak z moich marzeń - mogłabym się już dziś do niego wprowadzać, bo w środku był stylowo udekorowany i nie byłoby potrzeby żadnego remontu. I nawet znajdował się w jednym z moich ulubionych hrabstw.
Przez moment serce szybciej mi zabiło, a w brzuchu zaczęły intensywnie latać motyle - przyjemnie było oddać się fantazyjnym rozmyślaniom na jego temat. Już nawet zaczęłam sprawdzać oferty pracy w tym mieście, haha. Już byłam w ogródku, już witałam się z gąską...
Miałam nawet ochotę skontaktować się z agentem, ale po przemyśleniu sprawy na zimno, doszłam do wniosku, że dam sobie spokój, bo chcę uniknąć rozczarowania. A i tak już napaliłam się na niego jak szczerbaty na suchary... Serce by oczywiście chciało, ale serce to... serce. Trudno wymagać od niego logiki i chłodnej kalkulacji pozbawionej jakichkolwiek sentymentów. Rozum za to podpowiada, że nie warto się w to zagłębiać. Po pierwsze - dom jest za duży, a ponieważ ma większy metraż, to kosztuje więcej, niż mój budżet kiedykolwiek zakładał. Pewnie nawet żaden bank nie zgodziłby się na kredyt. Po drugie - nie lubię żyć na kredyt. Ba, ja nawet nie mam abonamentu na telefon, bo tak bardzo nie lubię zobowiązań! Po trzecie - biorąc pod uwagę to, co dzieje się w kraju, to nie jestem pewna, czy za jakiś czas nie będę się stąd ewakuować. Pytanie tylko dokąd miałabym się udać, skoro wszędzie wygląda to podobnie?
Na sam koniec mam do Was prośbę. Powoli dobiega końca piąty miesiąc mojego prywatnego pisania dla mocno okrojonej publiki. Czy moglibyście rzec słówko na ten temat? Jak to Was osobiście dotknęło: mieliście w tym czasie problemy z czytaniem/komentowaniem, czy to, że zamknęłam stronę dla nieznanej mi publiki, wpłynęło pozytywnie/negatywnie na Wasze doświadczenia? A może sprawiło, że zaczęliście rzadziej/mniej chętnie tu zaglądać? Bardzo interesują mnie te aspekty i byłabym wdzięczna za jakiekolwiek opinie. Nie liczę, że każdy z Was udzieli mi odpowiedzi, bo niestety są tu osoby, które komentować nie chcą, mimo wszystko mam nadzieję, że znajdą się jacyś chętni do odpowiedzi. To co? Kto się zgłasza? No dalej, udowodnijcie, że można na Was liczyć, kiedy człowiek jest w potrzebie.
zacznę od końca. Ja jestem tak samo jak byłam wcześniej. Czytam wszystko i raczej komentuję no chyba, że jak ostatnio przeczytam i zapomnę że nie skomentowałam.
OdpowiedzUsuńWiosna i u nas też wpadła, Dziś w parku nacykałam podobnych fotek jak Twoje.
Wow ! 20 książek ? no to mnie przebiłaś 2x. Niestety mnie tak wciągnęło szydełko, że ledwie znajuje czas na czytanie :O
Dziękuję za głos pierwszej ankietowanej :)
UsuńTak sobie myślę, że przecież mamy już końcówkę maja - kiedy ma być ta wiosna/lato jak nie teraz? Dużo cieplej się zrobiło, dziś na przykład nie widziałam słońca, ale temperatura była na tyle przyzwoita, że wysuszyłam pranie w ogródku.
No ja nie szydełkuję (dwie lewe ręce), więc mam czas na czytanie, choć też nie czytam codziennie.
no właśnie czasem mieliśmy już ładnie zielono w kwietniu w tym roku jakoś późno.
UsuńTeż myślałam, że mam dwie lewe ale to łatwe :) teraz biorę udział w szydełkowaniu małych ośmiorniczek dla wcześniaków dla jednej z fundacji :) i mam pomysł na pierwszy własny szydełkowy projekt :)
Z nudów masę tego mam ostatnio. Nawet zostałam wolontariacko pomocnikiem od social mediów na naszych sobotnich biegach. Jak wrócę do pracy to nie wiem jak ja to wszystko ogarnę :D
Zielono to już od jakiegoś czasu jest, ale temperatury nie chciały współpracować, przez co - tak jak pisze Małgorzata poniżej - sporo osób jeszcze ogrzewało dom w maju!
UsuńBrzmi uroczo, proszę, proszę, kto by pomyślał, że tak Cię to wciągnie? Ja na pewnie nie ;) Kto wie, może faktycznie to szydełkowanie przypadłoby mi do gustu i doszłabym do wniosku, że to bułka z masłem. Z tego co kojarzę, to w szkole podstawowej na "pracy technika" szydełkowaliśmy i nie miałam z tym większego problemu.
No to czekam na efekty tego autorskiego projektu :)
Ponoć im więcej rzeczy ma człowiek do zrobienia, tym ma lepszą organizację :)
u mnie w bloku ciepło ale inni pewnie dogrzewali :)
UsuńJa to bym sobie chciała taką dużą chustę wydziergać albo koco-pled ale się zafiksowałam na maskotkach
Taaaa
A to akurat się zgadza w punkt ;)
W blokowiskach wygląda to trochę inaczej, w domkach wolnostojących inaczej się sprawa przedstawia, bo nikt Cię nie ogrzewa ani z dołu, ani z góry ani z boku ;)
UsuńNo to do dzieła, ja Ci w tym raczej nie pomogę, ale wierzę, że sama doskonale dasz sobie radę :) Może niedługo znudzą Ci się te maskotki - dużo osób zajmujących się rękodziełem nie lubi rutyny i powielania wzorów.
mamy mieszkanie rogowe czyli 2 ściany zewnętrzne ale i tak dosyć ciepłe :)
UsuńA to, że mnie znudzi to jest nawet pewne. Ogólnie to w miarę prędko nudzą mnie różne rzeczy.
To najważniejsze, możecie nieco zaoszczędzić na rachunkach za ogrzewanie :) A zaoszczędzone pieniądze wydać na fajny wyjazd ;)
UsuńTo cud, że ze mną tyle wytrwałaś ;) I że samo blogowanie też Cię nie znudziło jeszcze.
z tym oszczędzaniem to tak nie jest. Płacimy czy grzejemy czy nie bo to jest jakoś liczone na wszystkich częściowo plus potem zużycie. Płacimy za grzanie korytarzy np.
UsuńNo widzisz jaka jesteś wyjątkowa ? :D
Ach, faktycznie, wyleciało mi to z głowy, nigdy nie mieszkałam w bloku, zawsze w domu, więc nie do końca zaznajomiona jestem z Waszymi realiami. U mnie wygląda to prosto: im mniej ogrzewam, tym mniej płacę :) Na szczęście udało się uniknąć przerażających rachunków za prąd i gaz - co więcej, okazało się, że jest spora nadpłata, więc mogę spać spokojnie. Choć niestety nie każdy miał ten komfort.
UsuńNawet nie wiesz, mnie cieszy, ze wreszcie mamy cieplej ☀️ Ten maj jest pierwszy, kiedy grzałam w kominku! Ileż można marznąć? Ogorki,,które dorodne my wzrosły w doniczkach przesadziłam nareszcie na miejsce stałe,, lecz przyszedł trzydniowy ulewny deszcz i wszystko szlag trafił... Dzis wysiałam nowe,,ale nic nie zmienia faktu 4 tygodni opóźnienia w uprawach. Ciekawe, czy jesień tez się spozni i da nam szansę na ukończenie sezonu wegetacyjnego 🙃
OdpowiedzUsuńA co do Twojego pytania - dla mnie to bez różnicy, jak wielka jest Twoja publiczność. Piszesz lekko a Twoje zdjęcia to bajka.
Pozdrawiam 😘
Oj, domyślam się, że zarówno Ty jak i Twoi zieloni podopieczni wystawiacie buźki do słońca, nie wiem tylko, kto bardziej ;)
UsuńBywało mi czasem trochę chłodno wieczorami, ale mam na to swój sprawdzony - i jakże relaksujący - sposób: gorącą kąpiel :) Ogrzewanie zostało wyłączone gdzieś w połowie marca, żebym nie dostała zawału przy odczytywaniu rachunku ;) Na moje szczęście nie jestem zimorodkiem - choć urodziłam się zimą ;) - i nie cierpię gorącego, dusznego powietrza. Bardzo lubię za to to rześkie. No ale jak chyba każda istota lubię (umiarkowane) ciepło. Koty korzystały ze słońca i godzinami "opalały" się w ogródku. Szczególnie jeden z nich jest wielkim miłośnikiem ciepłych promieni słonecznych.
Ale masz w tym roku zawirowania z tą pogodą i sadzonkami - mam nadzieję, że najgorsze już za Tobą i że za niedługo będziesz cieszyć oczy swoimi plonami :) Nie ma to jak swoje.
Dziękuję Ci bardzo, Małgosiu, za komentarz i miłe słowa :)
A ja lubię tu zaglądać od pierwszego wejrzenia bo czuję, że piszemy w tym samym języku. Nie dotknęło mnie to, że blog jest ogólnie niedostępny bo znalazłam się w zacnym gronie, które może tu być. Ale uważam, że takie ograniczenie to wielka strata dla blogosfery bo fajnie piszesz i Twoje teksty powinny iść w świat. A co do tego pisania to mam tylko jedną skargę - robisz to zdecydowanie za rzadko 🙂.
OdpowiedzUsuńW kwestii czytania to w tym roku chyba idę na rekord bo dobijam do trzydziestki i jestem w szoku jak do tego doszło, jak i kiedy? Bo sama mam wrażenie, że nie czytam jakoś wyjątkowo dużo, chociaż pół godziny do pracy i kolejne pół w drodze do domu spędzam zawsze z nosem w książce. Teraz też siedzę na balkonie i zaraz będę spędzać popołudnie tak jak najbardziej lubię.
Miłej reszty niedzieli i wszystkiego dobrego na kolejne dni.
Jaki miły komentarz, Mo., dziękuję bardzo :) Sprawiłaś mi nim dużo przyjemności, tym bardziej, że nie wiedziałam tego wszystkiego, czego właśnie się dowiedziałam :)
UsuńCoś w tym jest, bo muszę przyznać, że czytając Twoje opowieści, kilkukrotnie złapałam się na tym, że podobnie spostrzegamy świat - niektóre Twoje zwroty mogłyby narodzić się w mojej głowie :) Niestety, to co nas dzieli - i nad czym ubolewam - to to, że mnie jakiś czas temu zaczęło brakować tego Twojego niewyczerpanego optymizmu, którym wydajesz się tryskać na prawo i lewo. Może jeszcze mnie nim zarazisz, kto wie?
Co do mojego rzadkiego pisania, to jest to wypadkowa wielu czynników: czasami właśnie myślę sobie, że nie ma sensu poświęcać na to czasu dla tych kilku czytelników (jakkolwiek wspaniali by nie byli), innym razem nie mam weny, a jeszcze innym powstrzymuję się od pisania i przelewania na papier swoich pesymistycznych refleksji, bo nie chcę Was zanudzić i wystraszyć ;)
Uważaj, bo Cię gonię! Czujesz mój oddech na karku? ;) Ja już mam 23 przeczytane sztuki i jak tylko zaczniesz zwalniać, to Cię przegonię ;) Mam nadzieję, że masz krótkie nogi i nie biegasz zbyt szybko, haha. No i że zdarza Ci się potykać po drodze, a nawet przewracać ;)
Przyjemnego smakowania słowa pisanego :))
Zaledwie kilku czytelników, aczkolwiek kilku ale za to jakich, to tylko i wyłącznie Twoja wina. Zdejmij blokadę 🙂.
UsuńPierwszego czerwca lecę na dziesięciodniowy urlop z przyjaciółką i to jest Twoja szansa żeby mnie w czytaniu dogonić 😃. Co prawda zabiorę dwie książki ale wśród sangrii, dobrego jedzenia, plażowania, zwiedzania, długich rozmów oraz tysiąca innych hiszpańskich rozpraszaczy mogę nie mieć na czytanie zbyt dużo czasu. No chyba że podczas wspomnianego już wcześniej plażowania. Wykorzystaj ten czas odpowiednio 😃
No to rozumie się samo przez się - jest tu tylko creme de la creme :)) Pewnie masz rację, że sama jestem sobie winna pod tym względem. Co do blokady zaś, to nie mówię "nigdy", może kiedyś odwidzi mi się ;) Przedtem nie podobało mi się to, że było sporo osób, które chętnie mnie czytały, ale NIGDY nie komentowały i nawet raz na rok nie napisały słowa. Trochę nie fair z mojego punktu widzenia.
UsuńOj, to już niewiele czasu mi zostało, aż poczułam tę uwierającą presję ;) Twój urlop zapowiada się świetnie i właśnie tego Ci życzę - abyś doskonale się bawiła i naładowała baterie. A książkami się nie przejmuj ;) Ja latem często mniej czytam, nie zdziwiłabym się, gdyby niedługo spadła mi średnia.
Też mam dużo czytelników, którzy nie pozostawiają po swojej obecności żadnego śladu ale wiesz co? W ogóle się tym nie przejmuję i takie nastawienie polecam również Tobie 😀
UsuńNo ale raz na ruski rok to chyba by mogli, co? ;) Chyba tak nie potrafię ;)
UsuńPoza tym pisanie tylko dla dobrych znajomych daje mi większą swobodę, bo wiem, że dany tekst nie trafi w niepowołane ręce.
Szczerze mówiąc zaglądam tu tak samo często jak i wtedy kiedy blog było ogólnie otwarty dla wszystkich. Samo to, że znamy się już tyle lat - w sumie pod początku mojego i Twojego blogowania jeszcze na onecie ;P Uwielbiam Twoje pisanie i kropka.
OdpowiedzUsuńJa od wczoraj wygrzewam się na słonku jak kot. Niestety w Italii niezbyt nam się to udało, ogólnie deszczowo było, choć te 3 dni w Alpach nawet się trochę opaliłam ;)
Jak zwykle piękne zdjęcia.
Buziaki
Ale jesteś kochana, wielkie dzięki za wszystko :)
UsuńW Irlandii lato na całego - jest sucho, ciepło i bardzo słonecznie. Nie muszę oczywiście wspominać, jak wniebowzięte są koty: tarzają się po nagrzanym betonie, chłodzą na zimnej kuchennej podłodze, albo leżą w trawie. Chyba wszyscy tego potrzebowaliśmy, bo wiosna nas nie rozpieszczała.
Czekam na relację z Włoch :)
moja siostra była tydzień na Rodos wrócili w sobotę i nie dosyć, że wymarzła to jeszcze 5 dni padało. Także my tu mieliśmy w miarę pogodę a niestety południe miało jakiś niż bo Hiszpania też miała ponoć chłodno
UsuńMoja siostra jest od niedzieli na Sardynii i pada :(
UsuńŚwiat stanął na głowie - w Irlandii prawdziwe lato, a we Włoszech deszcz!
Usuńhalo no nie ma co czytać !
UsuńJuż jest :)
Usuńpiękne zdjęcia Taito. Temat zaniedbanych zwierząt dla mnie tez ciężki i wkur...y.
OdpowiedzUsuńJa niestety przez zasiedzenie czytam te blogi które mi na blogu się pokazują z nowymi postami...Twój sie oczywiście nie pokazuje. dlatego mam takie obsuwy. A powiedz mi czy w Szkocji to też będzie tak ciepło raczej ?? w przyszłym tygodniu.
Nie jestem żadną wyrocznią w temacie pogody, ale myślę, że uda Ci się pogoda na wyjazd - u nas od dawna codziennie świeci słońce, jest sucho i ciepło - prawdziwe lato. Najbliższy tydzień też taki ma być, więc są duże szanse, że u sąsiadów za miedzą słońce będzie oświecało Ci drogę. Dobrego urlopu życzę - uwielbiam Szkocję, a Edynburg jest uroczym miastem.
Usuńo tak widać to na wszystkich zdjęciach i filmach ) Dziękuję postaram się.
UsuńNa pewno będziesz zadowolona :) Ja byłam zachwycona pejzażami i miastem :)
UsuńWitaj Taito :) ja juz po moim przymusowym urlopie... cieszę się że jestem już w domu i w Europie.. moją uwagę jak zwykle przykuły zdjęcia bo są bardzo ładne, a że ja jestem z tych co lubię je robić to długo sobie na nie dzis popatrzyłam :) wiosna i lato to moje ulubione pory roku, to i na zdjęcia takie lubię popatrzeć :) u as też jedt już lato I na ten tydzień nawt zapowiadają po 33 stopnie.. szkoda mi tylko moich kwiatów bo nie wiem czy przetrwają takie susze...
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci tego czasu ma czytanie, ja przez szkołę od tamtego roku nie przeczytałam żadnej książki :( ale zamierzam to zmienić i już powoli wracam do czytania, bo aż mnie serce boli jak patrze na moją domową biblioteke...
Twój wpis wywołuje mieszane emocje, od radości po refleksję i niepokój. Przekazujesz nam nam myśli w sposób szczery i autentyczny, co sprawia że jesteśmy blisko z Tobą I czujemy więź emocjonalną. To cenne, że dzielisz się z nami zarówno radosnymi chwilami, jak i zmartwieniami, tworząc przestrzeń do wzajemnego wsparcia i zrozumienia. Lubię twoje pisanie chodź nie pokazują mi się wpisy nowo dodane, prawdopodobnie z powodu innej platformy. Zaglądam kiedy mam czas i nadrabiam jak coś mnie ominęło :) pozdrawiam serdecznie że słonecznej i upalnej Norwegii i czekam na kolejne mysli :)
Witaj, Aniu :) Cieszę się, że udało Ci się szczęśliwie wrócić do domu, mam nadzieję, że nasyciłaś się spotkaniem z córką i że spędziłyście ze sobą przepiękny czas :) Ach, no i wielkie dzięki, że udało Ci się wygospodarować chwilkę na odwiedziny mojej strony :)
UsuńWidać, że lubisz robić zdjęcia, bo pięknie Ci one wychodzą - często się nimi zachwycam, ale to już wiesz. Mówiłam Ci już chyba ze sto razy :)
Brr, 33 stopnie to zdecydowanie nie dla mnie. U mnie ma być dziś 25, a do tego jest tak wysoka wilgotność, że się rozpływam jak masło na rozgrzanej patelni! Mimo wszystko, lato ma jednak swój urok i czuję, że jeszcze za nim zatęsknię za parę miesięcy, kiedy dni zrobią się niesamowicie krótkie.
Książki pomagają mi zapomnieć i nie zwariować, więc siłą rzeczy MUSZĘ mieć na nie czas :) Poza tym nie cierpię na jego niedobór, bardziej doskwiera mi brak weny i motywacji do działania niż brak czasu.
A zatem życzę Ci więcej czasu na czytanie i relaks :) Jeszcze raz wielkie dzięki za Twoje miłe słowa, Aniu :)
Wiesz, nigdy jeszcze tak chętnie nie wracalam z podróży do domu. Sama jestem w szoku i mam nadzieję że jak jeszcze kiedyś pojedziemy do Ameryki to będę lepiej ja wspominać :)
UsuńNajlepsze z tego wyjazdu była ceremonia zakończenia szkoły ale o tym też będzie na blogu...Mam nadzieję :)
U nas juz sa tropikalne upały i ten weekend ma być najcieplejsze a ja lecę do kraju do rodziców a tam deszcz :(
Mimo natłoku obowiązków wieczorami siadam do książek co mnie bardzo cieszy, odowedzam też zaprzyjaźnione błogi bo skoro do mnie zaglądają, ja też zaglądam do innych. Uważam że to miłe ;) a po zatym są tam rozmowy na różne tematy ktor mnie interesują to misze mieć na to czas :)
Po tym weekendzie mam nadzieję trochę już posiedzieć w domu to będę miała więcej czasu na blogowanie i nadrabianie zaległości :)
Pozdrawiam serdecznie z upalnej w końcu Norwegii ;)
Niesamowicie rozbudzasz moją ciekawość - mam nadzieję, że wszystko opiszesz z najmniejszymi szczególikami, w tym oczywiście swoje wrażenia :) Mnie jakoś Ameryka nigdy specjalnie nie fascynowała, nie mam jej na swojej podróżniczej liście, ale z wielką chęcią przeczytam wszystko, co napiszesz. Tym bardziej, że spodziewałam się zachwytu z Twojej strony i nawet mi do głowy nie przyszło, że możesz wrócić taka rozczarowana.
UsuńMoże jeszcze się rozpogodzi, pogoda bywa bardzo zmienna, a prognozy lubią się mylić. Tak czy owak, życzę Ci udanego pobytu w ojczyźnie :)
Ja również bardzo lubię zaglądać do moich blogowych znajomych, traktuję te odwiedziny jak wizytę na kawę i krótką pogawędkę :) Lubię te nasze wymiany myśli, nie lubię z kolei, kiedy autor bloga nie odpowiada na komentarze czytelników i nie wdaje się z nimi w interakcje - to jednak przypadłość głównie tych bardzo znanych, kiedy raczej nie ma fizycznej możliwości, by każdemu odpisać, choć tym mniej popularnym też się zdarza. Traktuję wtedy taki komentarz jako stratę czasu, tak na zasadzie: "skoro nikt nie odpowiada, to po co w ogóle cokolwiek pisać?"
Ja również przesyłam Ci gorące pozdrowienia i uściski :)