niedziela, 1 października 2023

Córka marnotrawna powraca na blogowe łono

Ale mnie tu dawno nie było!

To znaczy, byłam i nie byłam. Co prawda nic nie pisałam, choć Bóg mi świadkiem, że były takie dni, kiedy miałam wenę i chciałam! Gdzieś tam jednak w tle byłam obecna i czuwałam, jak zatroskana matka nad kołyską chorego niemowlaka.

Wchodziłam czasem na bloga, aby sprawdzić, czy ktoś tu jeszcze zagląda, i za każdym razem myślałam sobie, że trzeba napisać coś nowego, bo ten stary wpis jest już mocno przeterminowany i zapewne odbija się Wam nim jak po ciężkostrawnym posiłku. 

Po upałach, będących tematem przewodnim ostatniego posta, pozostało już tylko wspomnienie i coraz bardziej wypłowiała opalenizna - namacalny dowód minionego lata, choć niektórzy twierdzą, że go w tym roku nie było. Po tym pierwszym tygodniu września, jakże nietypowym i gorącym, wszystko wróciło już do irlandzkiej normy - temperatury znacząco spadły, a moje znajome zmarzluchy znów zaczęły regularnie rozpalać wieczorami ogień, narzekając jak zimno i nieprzyjemnie. Mnie póki co z powodzeniem wystarcza ulubiony koc.

Deszcz na nowo stał się naszą codziennością, i choć ani razu nie było tak źle, jak ma to miejsce w Nowym Jorku, mieliśmy już pierwszy poważniejszy sztorm zrywający dachy (to na szczęście w innym hrabstwie), a koty zgodnie przeszły w tryb jesienno-zimowy, który objawia się tym, że teraz śpią więcej i dłużej, oraz niechętnie wychodzą na podwórko. Baczniej przyglądam się też Małemu, który ostatnio wydaje mi się niezdrowo osowiały - zawsze był zlepkiem wszystkich kocich nieszczęść i dolegliwości, to mu jednak nigdy nie przeszkadzało być pełnym energii i szczęścia wariatem, teraz chyba jednak doszło mu coś nowego, więc w tym tygodniu czeka go wizyta u weterynarza, z czego na pewno nie będzie zadowolony, ale ciii - nic mu nie mówcie, niech jeszcze przez te dwa dni żyje w słodkiej nieświadomości.

I tak właśnie oto, zupełnie niepostrzeżenie, wskoczyliśmy w październik, który jest dla mnie miesiącem dość rozrywkowym, jeśli chodzi o urodziny/imieniny moich bliskich, toteż jutro w ruch znów idą kartki okolicznościowe, które zapewne będą szły do adresatów z tydzień (ech, kiedyś to było! Pamiętam czasy, kiedy wysyłałam do domu list, a on był już w Polsce dwa dni później). Przyznam też, że coraz częściej myślę o nadchodzącym Bożym Narodzeniu, w czym na pewno nie pomagają oferty sklepów stacjonarnych i tych online. Komercyjna karuzela musi się kręcić. Halloween jeszcze nie nadeszło, a tu już wjeżdża świąteczny asortyment!

Piękny dzień za oknem, słonecznie i sucho, siłą rzeczy myślę też o tym, co by było gdybym, jednak skusiła się na wyjazd do Szkocji, za którą już mocno tęsknię.  Właśnie dziś siedziałabym na promie, śmiejąc się pewnie jak głupi do sera. Lepszego dnia na rejs nie mogłabym sobie wymyślić, na szczęście reszta dni, zarówno tu jak i w Szkocji, ma być gorsza pod względem pogodowym, więc jakoś łatwiej będzie mi przełknąć tę gorzką pigułkę. Cóż, jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa - co się odwlecze, to nie uciecze. Myślę jednak, że lepszą i praktyczniejszą porą na wyjazd będzie późna wiosna albo wczesne lato. A wtedy będzie się działo! :-)

Nie byłabym też sobą, gdybym czegoś nie wykombinowała, więc z serii "nie miała baba kłopotu...", wymyśliłam małe przemeblowanie, a także sprawiłam sobie nowe biurko do pracy, bo stare już wołało o pomstę do nieba - wyglądało tragicznie, ale przynajmniej miałam kozła ofiarnego, na którego mogłam zrzucać swój brak weny.

Po wyjeździe do Dublina i męczącym buszowaniu w IKEA mam teraz wreszcie wymarzone pojemne biurko! Alleluja! Ile ja się tego "świętego Graala" naszukałam! No dobra, pod względem wyglądu nie jest może powalające, ale ma mnóstwo szuflad, a na tym mi właśnie zależało. Zajmuje też więcej miejsca, niżbym chciała, przez co zdarza mi się nadziać na krawędź łóżka, które "nagle" wyrosło za moimi plecami, ale to tylko takie małe niedogodności, na które jestem jak najbardziej w stanie przymknąć oko. Jest klasyczne, estetyczne, i co najważniejsze, chętniej do niego zasiadam, co powinno przełożyć się na większą liczbę postów - miejcie się zatem na baczności! ;-) Here I come!

19 komentarzy:

  1. Szczęście niepojęte, żeby kartka doszła w tydzień. Z każdego wyjazdu wysyłam ich mnóstwo - niektórzy blogowi znajomi to potwierdzą - i najczęściej nie myślę o tym, kiedy dojdą ale czy dojdą w ogóle. Bo nie doszła żadna z portugalskich widokówek a były cudne bo z korka. Z Jordanii doszła jedna, po jedenastu miesiącach. Na szczęście doszły wszystkie stambulskie i te ostatnie majorkańskie też, zatem może zła passa minęła. No ale tak czy siak dwa tygodnie trzeba czekać, nie ma że nie.
    U mnie wrzesień też był cudny, bardziej przypominał późną wiosnę albo wczesne lato. Do tego stopnia było pięknie, że zaczęłam się łudzić, że może już tak będzie do wiosny. Niestety dzisiaj obudziła mnie ulewa i wichura zatem chyba powoli powinnam robić zapasy świeczek, książek i tealightów do herbacianego podgrzewacza.
    Cieszę się z Tobą z nowego biurka, niech spełni swoją powinność i pokładane w nim blogowe nadzieje 😀. Dobrego października.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, poczta od dłuższego czasu zawodzi, nad czym szczerze ubolewam, bo jestem wielką miłośniczą tradycyjnej korespondencji, z przyjemnością wysyłam listy i kartki, jednak wątpliwa jakość usług + długi czas oczekiwania + drogie usługi - to wszystko sprawia, że coraz więcej ludzi, w tym nawet zwolenników starej poczciwej korespondencji, zaprzestaje korzystania z niej. Znacznie szybciej jest wysłać maila albo SMS-a, czy wiadomość na czacie. Dlatego poczta sama sobie strzela w kolano.

      Nie pamiętam już, czy kiedyś jakaś moja widokówka nie dotarła do adresata, kojarzę za to, że kartka z Walii szła do pewnej osoby aż kilka miesięcy! Zdarzało się też, że ginęła moja korespondencja wysyłana do Szkocji. Do mojego domu rodzinnego zawsze bardzo szybko docierało to, co wysyłałam, 2-3 dni. Niestety po pandemii wszystko się zmieniło na gorsze.

      Listonosz to tylko człowiek - wielokrotnie zdarzało się, że wrzucał nam do domu listy zaadresowane do kogoś innego (zawsze były zwracane, albo wrzucałam je do skrzynki na listy, albo dostarczałam do rąk własnych, jeśli było niedaleko). Pytanie, ile osób nigdy nie zwraca takiej źle dostarczonej poczty? Kiedyś miałam szczęście i ktoś przyniósł mi list, który listonosz wrzucił do kogoś zupełnie obcego.

      Myślę, że biurko ma duże szanse na to, by zostało okrzyknięte jednym z lepszych tegorocznych nabytków :) Wreszcie mam miejsce na wszystkie moje papiery, notatki, broszury i inne pierdółki :)

      Dziękuję i wzajemnie :) Nie mam wątpliwości, że Twój taki będzie :)

      Usuń
  2. u nas wrzesień był piękny i ciepły w zasadzie piękna jesień, dopiero teraz od 2 dni ochłodzenie i deszcze ale i tak całkiem nieźle i nie ma co narzekać lato było super w tym roku :)

    A Twoja pocztówka nadal stoi u mnie na witrynce :)

    Pochłonęło mnie znowu robótkowo ręczne bo ruszyły kolejne darmowe warsztaty tym razem drutów i właśnie zrobiłam sobie mitenki i czapkę. Więc już jestem prawie gotowa na zimę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, bo u nas na odwrót, ostatnie dni to niemal babie lato ;) Ale już zapowiadają znacznie ochłodzenie, znów będzie szok termiczny: z 23 stopni w poniedziałek na 13 w piątek ;) Szczekanie zębami będzie słychać aż w Polsce!

      Wielce uradowanam, że znalazła takie zaszczytne miejsce :) Jeszcze szal do kompletu by się przydał.

      To widzę, że zima Cię nie zaskoczy - w przeciwieństwie do drogowców.

      Usuń
    2. u nas dziś lało i tak sie ochłodziło do 13 stopni ale w środę ma być znów koło 20 :)

      Szale mam a w zasadzie chusty na szydełku co sobie udziergałam wcześniej :)

      Ano nie :)

      Usuń
    3. Pogoda w kratkę. Skądś to znam.

      Chyba nawet jedną taką widziałam :)

      Usuń
    4. teraz zrobiłam wiedźmę na halloween :)

      Usuń
    5. Haha, koniecznie muszę ją zobaczyć!

      Usuń
    6. Masz, kobieto, talent! Niesamowicie urocze :)

      Usuń
    7. masa niedoróbek ale tylko ja to widzę. A mojego doktora pokazywałam Ci ? chyba nie. Ale to jak go skończe bo wciąż nie umiem wykończyć

      Usuń
    8. Ha! Widzisz! Teraz być może zrozumiesz, dlaczego zawsze widzę "masę niedoróbek" w moich wpisach i próbuję stworzyć "idealny", co negatywnie przekłada się na częstotliwość pisania i publikowania. Często jesteśmy swoimi największymi wrogami.

      Ja naprawdę nie widzę tam żadnych niedoróbek, ale się nie znam i może dlatego :)

      Usuń
    9. niedoróbki widać z bliska ;) a taki perfekcjonizm na szczęście tylko dotyczy szydełka i drutów nie bloga :) uffff

      OOOO to chyba Ci nie pokazałam mojej czapki i mitenek zaraz doślę

      Usuń
    10. Dziękuję za wszystkie fotki :) Całkiem nieświadomie uświadomiłaś mi, jakim beztalenciem jestem ;)

      Usuń
    11. eee coś Ty to kwestia ćwiczenia. Jak sie nauczysz to leci potem z górki ;)

      Usuń
    12. Mówisz? To chyba z większością rzeczy tak jest. Nie na darmo powiadają, że praktyka czyni mistrza.

      Usuń
    13. no jasne, że tak. Moja pierwsza maskotka do tych teraz ma się nijak :)

      Usuń
  3. Cześć Taito! Teraz ja zawitalam do Ciebie z kawa :) Fajnie, że wracasz na bloga i dzielisz się z nami swoimi myślami i ku pokojowi. Wiem, że bywają takie okresy, kiedy nie mamy ochoty lub czasu pisać, ale ważne jest, że znów znalazłaś inspirację.

    Fakt, wrzesień w Irlandii już zwykle zwiastuje zmianę pogody. To samo mamy w Norwegii... Wracają deszcze i niższe temperatury. Mam nadzieję, że u Małego wszystko jest w porządku i wizyta u weterynarza przyniesie dobre wieści. Rozumiem, że dla Ciebie październik to miesiąc obfitujący w okolicznościowe kartki, a także planowanie na Boże Narodzenie. Handel zaczyna wcześnie przygotowania do świąt, co czasem jest irytujące.

    Fajnie, że zrobiłaś sobie przemeblowanie i masz nowe biurko. To może zainspirować do nowych pomysłów i postów na blogu. Biorąc pod uwagę Twoją determinację, pewnie wrócisz też do Szkocji, i to w przemyślany sposób.Pozdrawiam i życzę miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło :) Mam nadzieję, że popołudniowa kawa smakowała wybornie. Mnie dziś po południu dopadł kryzys, czytałam książkę i czułam, że odpływam ;) Musiałam iść po drugą kawę - bez niej na pewno bym zasnęła i zmarnowała parę godzin na sen.

      Mój powrót na bloga to taka wypadkowa odnalezionej weny, pracy nad swoimi nawykami, a także większej ilości wolnego czasu. Masz rację, czasami po prostu nie chce się nic pisać, albo nawet jeśli chce, to jakoś brakuje okazji i czasu. Korzystam, póki mogę i nadrabiam straty. Ten blog to przede wszystkim pamiątka dla mnie samej. Zapewne doskonale wiesz, jak to jest - im więcej zapiszemy, tym dla nas lepiej.

      Boże Narodzenie to moje ukochane święto, ma w sobie wiele uroku, czekam na nie z niecierpliwością :)

      Już wiem, że zakup biurka był świetnym pomysłem, zdecydowanie przełożył się na większy zapał w blogowaniu :) Mała rzecz, a cieszy.

      Usuń