Jak sprawić, by człowiek na nowo docenił to, co ma?
Bezpardonowo mu to zabrać!
Jeszcze do niedawna radośnie opiewałam maj, był potrzebnym i radosnym powiewem świeżości. Później podobnie entuzjastycznie przywitałam nieco chłodniejszy czerwiec ze wszystkimi jego dobrodziejstwami i wadami. Aż nadszedł lipiec i całkowicie wykoleił moją szarą codzienność, którą próbowałam wielokrotnie romantyzować.
Głupio narzekać na dom do sprzątania, kiedy inni nie mają nawet dachu nad głową.
Głupio marudzić, że naczynia są do zmycia (choć tym i tak często zajmuje się zmywarka), kiedy tyle ludzi na świecie przymiera głodem.
Nie przystoi narzekać na nudę i "nieciekawe życie", kiedy tyle ludzi drży z obawy przed kolejną bombą. Przed tym, co przyniesie nowy dzień. Albo, co znowu im zabierze.
Maj był jak miły i puchaty miś. Lipiec okazał się z kolei groźnym wilczurem, który brutalnie przeciągnął mnie przez chaszcze, krzaki i inne iglaki. Poskładał jak domek z kart. Nie wiem, czy po tym wszystkim wyszłam z tego silniejsza, ale na pewno bardziej ukorzona i doceniającą małe, proste rzeczy.
Kiedy człowiek leży przykuty do szpitalnego łóżka, ma mnóstwo czasu na refleksje. Na przewartościowanie swoich priorytetów. Na snucie planów.
W tych najmniej przyjemnych momentach sama rozpraszałam swoją uwagę, przenosząc się w myślach w jakieś przyjemniejsze miejsce. Na opustoszałą plażę, gdzie Atlantyk raz po raz rozbijał się o jej brzeg.
Mimo wszystko najczęściej marzyłam jednak o tym... na co jeszcze do niedawna zdarzało mi się kręcić nosem. Na te wszystkie domowe, żmudne i przyziemne obowiązki.
Nie chciałam zdobywać Kilimandżaro. Ani jechać na drugi koniec świata. Chciałam po prostu wstać z łóżka, iść sprzątać, kosić trawę, rozwieszać pranie... Chciałam odzyskać to, co straciłam.
Szlachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz.
Tak pisał Kochanowski kilka wieków temu. Tyle czasu minęło, a w tym temacie nic się nie zmieniło. Ta fraszka nadal jest nieśmiertelna. W przeciwieństwie do nas.
Te nieprzewidziane perturbacje zdrowotne zupełnie wybiły mnie z blogowego rytmu. Nie było mnie w cyberświecie, co być może zauważyliście. Jest jednak jeden plus tej mojej przymusowej absencji ‒ wracam na blogowisko ze zwiększonym apetytem.
Póki co zaś, na nowo zachwycam się swoim zwyczajnym życiem i odzyskiwaną formą.
Może to dziwnie zabrzmieć, ale chyba potrzebowałam takiego uziemienia.
Chyba każdy z nas potrzebuje, aby przypomnieć sobie, co w życiu jest najistotniejsze.
Oczywiście, że zauważyłam Twoją absencję, ale nie zwykłam nikogo nagabywać o obecność w blogowym świecie. Bardzo mi przykro z powodu Twoich zdrowotnych perturbacji. Nawet jeśli pozwalają one docenić zwykłe, szare życie, nigdy nie są pożądane i do tego faktu niezbędne. Choć to prawda... wtedy jest zdecydowanie łatwiej docenić nawet te czynności, których w naszym szarym, codziennym życiu nie przysparzają nam żadnych radości.
OdpowiedzUsuńZdrowiej, kochana... blogowy świat czeka na Twoje opowieści :)
Buziaki!
Przez długi czas życie mnie rozpieszczało, bo rzadko dopadały mnie jakieś problemy zdrowotne. No, ale jak to już w życiu bywa, wszystko, co dobre, szybko się kończy. Zdecydowanie nie tak wyobrażałam sobie ten lipiec. Dziękuję Ci serdecznie za poświęcenie chwili na napisanie tych słów otuchy ❤️
UsuńJak bardzo rozumiem to, o czym piszesz.
OdpowiedzUsuńSama choruję. Z zewnątrz często nie widać, że wiele rzeczy mnie dziś przerasta, że zwyczajne czynności bywają nieosiągalne. I właśnie dlatego tak mocno poruszyły mnie Twoje słowa. Bo kiedy życie na chwilę nas zatrzymuje, wszystko nabiera innej ostrości. Bo wiem, jak bardzo można tęsknić za tym, co kiedyś było codziennością. I nagle nie chcemy wielkich rzeczy. Chcemy zmywać naczynia, iść po chleb, czuć wiatr.
Twój wpis to nie tylko powrót — to przypomnienie, jak kruche i jednocześnie pełne jest nasze zwykłe życie.
Bardzo się cieszę, że wróciłaś i życzę zdrowia.
Wzruszyły mnie Twoje słowa, kochana. Widzę, że doskonale odczytałaś moje słowa. Dziękuję Ci za ten piękny komentarz ❤️
UsuńDużo siły i wszystkiego dobrego dla Ciebie ❤️
Zycze Ci rychlego powrotu do zdrowia, tez sie zmagam z roznymi takiimi, nawet mam planowany szpital i zabieg, mam nadzieje, ze przezyje. Zuzywam sie na starosc, jak wiekszosc z nas.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Pantero :) Mam na uwadze ten Twój zbliżający się zabieg i pamiętam o Tobie. Trzymam kciuki, aby wszystko poszło jak po maśle.
UsuńKochana, my wiemy przecież co jest w życiu najważniejsze, tylko krzątając się w swej zwykłej codzienności nie możemy przyjmować do swej świadomości wszystkich nieszczęść tego świata, bo zabrakłoby szpitali psychiatrycznych ;-)) A mimo i tak słyszy się wokół o chorobach bliższych lub dalszych nam osób. Ostatnio wstrząsnęła u nas opinią publiczną nagła śmierć na nowotwór mózgu Joanny Kołaczkowskiej - aktorki kabaretowej i teatralnej, kobiety o wybitnym poczuciu humoru, we wtorek pożegnałam na cmentarzu wujka a jakieś dwa tygodnie temu dowiedziałam, że dwie Panie, z którymi spotykałam się we wcześniejszym miejscu pracy chorują na nowotwory, mąż koleżanki również... Tak wiele ludzkiego nieszczęścia dzieje się tuż obok... Dlatego uważam, że niezwykle ważna jest profilaktyka, regularne badania - to coś, co możemy dla siebie zrobić. Skoro muszę wykonywać badanie techniczne samochodu raz na rok, to przecież moje życie jest cenniejsze, niż tona żelastwa i raz na rok również badam siebie ;-)
OdpowiedzUsuńWybacz mi ten smutny ton, ale to o czym piszę wydarzyło się w tak krótkim czasie... Dlatego przykro mi, że (mam nadzieję przejściowe) perturbacje zdrowotne zatrzymały Cię w szpitalu. Obyś jak najszybciej wróciła do dobrego zdrowia - tego Ci życzę z całego serca!
Pozdrawiam najcieplej i czule tulę... Anita
Moja droga, absolutnie nie mam Ci za złe tego smutnego tonu. Zawarłaś całą prawdę w tym komentarzu. Na co dzień mamy tyle przeróżnych nieszczęść wokół, że niejako naszym obowiązkiem jest chronić się przed nimi, aby nie zwariować i nie stać się kolejnym pacjentem szpitala, o którym piszesz.
UsuńO śmierci Joanny poinformował mnie uczynny YouTube, bardzo przykra sprawa. Jak zawsze zresztą, kiedy odchodzi wartościowa i piękna osoba.
Zgadzam się, profilaktyka jest jak najbardziej potrzebna, ale smutna prawda jest też taka, że nie gwarantuje ona zdrowia. Mimo wszystko lepiej dmuchać na zimne :)
Trzymaj się tam dzielnie, Anitko, bo widzę, że los Cię nie oszczędza i bombarduje wieloma nieprzyjemnymi wydarzeniami ❤️ Dziękuję z całego serca za Twój wpis :)
Życzę zdrowia, trzymam kciuki, dziś ja za Ciebie, jutro może Ty za mnie. Chwilowo jakoś się trzymam, choć jak wspomniał ktoś wyżej zużywają się nasze organizmy, samochód będący w moim wieku dawno rdzewiałby na złomowisku, a ja się usiłuję trzymać mocno robiąc te profilaktyczne co roku przeglądy (jak na razie wygrywam ja, jak długo- któż to wie). Też mam za sobą taką szpitalną przygodę (na której wyniki czekałam około miesiąca, pamiętam jak wówczas obiecywałam sobie wykorzystywać każdy dzień, nie marnować czasu (ale, że pamięć bywa zawodna, kiedy mija najgorszy moment zapominamy i zdarza się nam znowu chcieć więcej, czy ponarzekać na codzienność.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się i życzę, aby dane sobie słowo było przestrzegane.
W końcu jesteś! Piszesz, a więc forma zdaje się nieco lepsza. Mam nadzieję, że wszystko zmierza ku dobremu.
OdpowiedzUsuńMyślę, że zdrowie to jest najważniejsza wartość w życiu. Zdrowia nie można kupić za żadne pieniądze tego świata.
Masz rację. Nic tak nie przewartościowuje głowy człowieka jak uziemienie. Smutne mi się wydaje, że w tym owczym pędzie potrafimy przemyśleć sprawę dopiero jak nasze zdrowie nam powie niczym sygnalizacja kolejowa: Halo. Stop. Dalej chwilowo nie jedziesz.
Nic tak nie zmieniło mojej głowy jak kilka sytuacji zagrożenia życia i stresujące dni, w których myślałam, że umrę. Nie zrozumie tego nikt, kto nie przeżył. Nauczyłam się doceniać każdą pierdołę życia. Każdą. To, że słońce mi wpada do domu, że mam co jeść, mam przynajmniej dwie istoty, które mnie kochają itd..
Nauczyłam się też, żeby nie odkładać tych lepszych rzeczy na potem, na kiedyś bo życie dzieje się tu i teraz.
Trzymaj się ciepło i dbaj o siebie. Odpoczywaj.
No to zdrowia życzę.
OdpowiedzUsuń