Jak sprawić, by człowiek na nowo docenił to, co ma?
Bezpardonowo mu to zabrać!
Jeszcze do niedawna radośnie opiewałam maj, był potrzebnym i radosnym powiewem świeżości. Później podobnie entuzjastycznie przywitałam nieco chłodniejszy czerwiec ze wszystkimi jego dobrodziejstwami i wadami. Aż nadszedł lipiec i całkowicie wykoleił moją szarą codzienność, którą próbowałam wielokrotnie romantyzować.
Głupio narzekać na dom do sprzątania, kiedy inni nie mają nawet dachu nad głową.
Głupio marudzić, że naczynia są do zmycia (choć tym i tak często zajmuje się zmywarka), kiedy tyle ludzi na świecie przymiera głodem.
Nie przystoi narzekać na nudę i "nieciekawe życie", kiedy tyle ludzi drży z obawy przed kolejną bombą. Przed tym, co przyniesie nowy dzień. Albo, co znowu im zabierze.
Maj był jak miły i puchaty miś. Lipiec okazał się z kolei groźnym wilczurem, który brutalnie przeciągnął mnie przez chaszcze, krzaki i inne iglaki. Poskładał jak domek z kart. Nie wiem, czy po tym wszystkim wyszłam z tego silniejsza, ale na pewno bardziej ukorzona i doceniającą małe, proste rzeczy.
Kiedy człowiek leży przykuty do szpitalnego łóżka, ma mnóstwo czasu na refleksje. Na przewartościowanie swoich priorytetów. Na snucie planów.
W tych najmniej przyjemnych momentach sama rozpraszałam swoją uwagę, przenosząc się w myślach w jakieś przyjemniejsze miejsce. Na opustoszałą plażę, gdzie Atlantyk raz po raz rozbijał się o jej brzeg.
Mimo wszystko najczęściej marzyłam jednak o tym... na co jeszcze do niedawna zdarzało mi się kręcić nosem. Na te wszystkie domowe, żmudne i przyziemne obowiązki.
Nie chciałam zdobywać Kilimandżaro. Ani jechać na drugi koniec świata. Chciałam po prostu wstać z łóżka, iść sprzątać, kosić trawę, rozwieszać pranie... Chciałam odzyskać to, co straciłam.
Szlachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz.
Tak pisał Kochanowski kilka wieków temu. Tyle czasu minęło, a w tym temacie nic się nie zmieniło. Ta fraszka nadal jest nieśmiertelna. W przeciwieństwie do nas.
Te nieprzewidziane perturbacje zdrowotne zupełnie wybiły mnie z blogowego rytmu. Nie było mnie w cyberświecie, co być może zauważyliście. Jest jednak jeden plus tej mojej przymusowej absencji ‒ wracam na blogowisko ze zwiększonym apetytem.
Póki co zaś, na nowo zachwycam się swoim zwyczajnym życiem i odzyskiwaną formą.
Może to dziwnie zabrzmieć, ale chyba potrzebowałam takiego uziemienia.
Chyba każdy z nas potrzebuje, aby przypomnieć sobie, co w życiu jest najistotniejsze.
Oczywiście, że zauważyłam Twoją absencję, ale nie zwykłam nikogo nagabywać o obecność w blogowym świecie. Bardzo mi przykro z powodu Twoich zdrowotnych perturbacji. Nawet jeśli pozwalają one docenić zwykłe, szare życie, nigdy nie są pożądane i do tego faktu niezbędne. Choć to prawda... wtedy jest zdecydowanie łatwiej docenić nawet te czynności, których w naszym szarym, codziennym życiu nie przysparzają nam żadnych radości.
OdpowiedzUsuńZdrowiej, kochana... blogowy świat czeka na Twoje opowieści :)
Buziaki!
Przez długi czas życie mnie rozpieszczało, bo rzadko dopadały mnie jakieś problemy zdrowotne. No, ale jak to już w życiu bywa, wszystko, co dobre, szybko się kończy. Zdecydowanie nie tak wyobrażałam sobie ten lipiec. Dziękuję Ci serdecznie za poświęcenie chwili na napisanie tych słów otuchy ❤️
UsuńJak bardzo rozumiem to, o czym piszesz.
OdpowiedzUsuńSama choruję. Z zewnątrz często nie widać, że wiele rzeczy mnie dziś przerasta, że zwyczajne czynności bywają nieosiągalne. I właśnie dlatego tak mocno poruszyły mnie Twoje słowa. Bo kiedy życie na chwilę nas zatrzymuje, wszystko nabiera innej ostrości. Bo wiem, jak bardzo można tęsknić za tym, co kiedyś było codziennością. I nagle nie chcemy wielkich rzeczy. Chcemy zmywać naczynia, iść po chleb, czuć wiatr.
Twój wpis to nie tylko powrót — to przypomnienie, jak kruche i jednocześnie pełne jest nasze zwykłe życie.
Bardzo się cieszę, że wróciłaś i życzę zdrowia.
Wzruszyły mnie Twoje słowa, kochana. Widzę, że doskonale odczytałaś moje słowa. Dziękuję Ci za ten piękny komentarz ❤️
UsuńDużo siły i wszystkiego dobrego dla Ciebie ❤️
Zycze Ci rychlego powrotu do zdrowia, tez sie zmagam z roznymi takiimi, nawet mam planowany szpital i zabieg, mam nadzieje, ze przezyje. Zuzywam sie na starosc, jak wiekszosc z nas.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Pantero :) Mam na uwadze ten Twój zbliżający się zabieg i pamiętam o Tobie. Trzymam kciuki, aby wszystko poszło jak po maśle.
UsuńKochana, my wiemy przecież co jest w życiu najważniejsze, tylko krzątając się w swej zwykłej codzienności nie możemy przyjmować do swej świadomości wszystkich nieszczęść tego świata, bo zabrakłoby szpitali psychiatrycznych ;-)) A mimo i tak słyszy się wokół o chorobach bliższych lub dalszych nam osób. Ostatnio wstrząsnęła u nas opinią publiczną nagła śmierć na nowotwór mózgu Joanny Kołaczkowskiej - aktorki kabaretowej i teatralnej, kobiety o wybitnym poczuciu humoru, we wtorek pożegnałam na cmentarzu wujka a jakieś dwa tygodnie temu dowiedziałam, że dwie Panie, z którymi spotykałam się we wcześniejszym miejscu pracy chorują na nowotwory, mąż koleżanki również... Tak wiele ludzkiego nieszczęścia dzieje się tuż obok... Dlatego uważam, że niezwykle ważna jest profilaktyka, regularne badania - to coś, co możemy dla siebie zrobić. Skoro muszę wykonywać badanie techniczne samochodu raz na rok, to przecież moje życie jest cenniejsze, niż tona żelastwa i raz na rok również badam siebie ;-)
OdpowiedzUsuńWybacz mi ten smutny ton, ale to o czym piszę wydarzyło się w tak krótkim czasie... Dlatego przykro mi, że (mam nadzieję przejściowe) perturbacje zdrowotne zatrzymały Cię w szpitalu. Obyś jak najszybciej wróciła do dobrego zdrowia - tego Ci życzę z całego serca!
Pozdrawiam najcieplej i czule tulę... Anita
Moja droga, absolutnie nie mam Ci za złe tego smutnego tonu. Zawarłaś całą prawdę w tym komentarzu. Na co dzień mamy tyle przeróżnych nieszczęść wokół, że niejako naszym obowiązkiem jest chronić się przed nimi, aby nie zwariować i nie stać się kolejnym pacjentem szpitala, o którym piszesz.
UsuńO śmierci Joanny poinformował mnie uczynny YouTube, bardzo przykra sprawa. Jak zawsze zresztą, kiedy odchodzi wartościowa i piękna osoba.
Zgadzam się, profilaktyka jest jak najbardziej potrzebna, ale smutna prawda jest też taka, że nie gwarantuje ona zdrowia. Mimo wszystko lepiej dmuchać na zimne :)
Trzymaj się tam dzielnie, Anitko, bo widzę, że los Cię nie oszczędza i bombarduje wieloma nieprzyjemnymi wydarzeniami ❤️ Dziękuję z całego serca za Twój wpis :)
Życzę zdrowia, trzymam kciuki, dziś ja za Ciebie, jutro może Ty za mnie. Chwilowo jakoś się trzymam, choć jak wspomniał ktoś wyżej zużywają się nasze organizmy, samochód będący w moim wieku dawno rdzewiałby na złomowisku, a ja się usiłuję trzymać mocno robiąc te profilaktyczne co roku przeglądy (jak na razie wygrywam ja, jak długo- któż to wie). Też mam za sobą taką szpitalną przygodę (na której wyniki czekałam około miesiąca, pamiętam jak wówczas obiecywałam sobie wykorzystywać każdy dzień, nie marnować czasu (ale, że pamięć bywa zawodna, kiedy mija najgorszy moment zapominamy i zdarza się nam znowu chcieć więcej, czy ponarzekać na codzienność.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się i życzę, aby dane sobie słowo było przestrzegane.
Każdy dzień, który pozwala nam wstać i godnie go przeżyć, jest prawdziwym cudem, o którym niestety często zapominamy, bo bierzemy to nasze zdrowie za pewnik - coś, co jest nam dane na zawsze. A to bardzo mylne myślenie.
UsuńDobrze, że się całkiem przyzwoicie trzymasz (nawet jeśli nie jest to stały stan), i życzę Ci, aby wszystkie niedogodności zdrowotne omijały Cię wyjątkowo szerokim łukiem.
Masz rację, człowiek ma tendencję do szybkiego zapominania swojego mocnego postanowienia poprawy, cieszę się jednak swoją zwykłą codziennością, i możliwością robienia wszystkiego tego, co jeszcze do niedawna leżało jedynie w sferze moich marzeń.
Dziękuję za wszystko :)
W końcu jesteś! Piszesz, a więc forma zdaje się nieco lepsza. Mam nadzieję, że wszystko zmierza ku dobremu.
OdpowiedzUsuńMyślę, że zdrowie to jest najważniejsza wartość w życiu. Zdrowia nie można kupić za żadne pieniądze tego świata.
Masz rację. Nic tak nie przewartościowuje głowy człowieka jak uziemienie. Smutne mi się wydaje, że w tym owczym pędzie potrafimy przemyśleć sprawę dopiero jak nasze zdrowie nam powie niczym sygnalizacja kolejowa: Halo. Stop. Dalej chwilowo nie jedziesz.
Nic tak nie zmieniło mojej głowy jak kilka sytuacji zagrożenia życia i stresujące dni, w których myślałam, że umrę. Nie zrozumie tego nikt, kto nie przeżył. Nauczyłam się doceniać każdą pierdołę życia. Każdą. To, że słońce mi wpada do domu, że mam co jeść, mam przynajmniej dwie istoty, które mnie kochają itd..
Nauczyłam się też, żeby nie odkładać tych lepszych rzeczy na potem, na kiedyś bo życie dzieje się tu i teraz.
Trzymaj się ciepło i dbaj o siebie. Odpoczywaj.
Jestem, jestem wśród żywych, co mnie bardzo cieszy, bo żegnanie się z życiem nie jest żadną przyjemnością ;) Przez tę przymusową nieobecność nie zaglądałam na większość blogów, bo jestem "oldskulowa" i jak bloguję, to z komputera, nie z komórki. W tej ostatniej mam zaledwie kilka adresów internetowych (nie jestem też zalogowana na swoje blogowe konto), i to na nie rzuciłam okiem, kiedy mogłam już korzystać z telefonu. Mam więc teraz ogromny apetyt na życie, także to blogowe :) I kilka zaległych postów do opublikowania... Od samego rana nadrabiam zaległości, wpadam to tu, to tam ;)
UsuńŚwięta racja - kiedy ma się zdrowie, dach nad głową i bliskie sercu osoby, to można spokojnie działać i układać całą resztę. Brak tego pierwszego strasznie zaburza codzienność i destabilizuje życie. Zresztą, co ja Ci będę mówić, sama najlepiej wiesz, niestety.
Doskonale rozumiem Twój punkt widzenia, bo to są te momenty, o których mówi się, że "całe życie staje przed oczami". Siłą rzeczy robi się wówczas rachunek zysków i strat, przewartościowanie priorytetów i potrzeb.
Ja również coraz mniej rzeczy odkładam na to enigmatyczne "później". Przyszłość jest abstrakcyjnym konceptem, jedną wielką niewiadomą. Jedyne, co mamy, to teraźniejszość. Tu i teraz.
Tak trzymaj :) I dziękuję za ten komentarz :)
Cieszę się wraz z Tobą, że pozostajesz wśród żywych. Ja wolę blogować z komputera, ale blogowanie z komórki sprawia, że mogę to robić częściej.
UsuńApetyt na życie brzmi wybornie!
To co? Kawka, słońce, książka, muzyka i cieszymy się życiem?
To prawda, co by nie mówić, telefon znacznie ułatwia życie, czasem zwyczajnie łatwiej sięgnąć po niego niż wygospodarować czas i okazję na komputer. Rób tak, żeby było Ci dobrze (i żebym miała co czytać :))
UsuńCiekawa jestem, kiedy mi minie ta faza zauroczenia i dopadnie dołek ;) Z tym apetytem to muszę też uważać, bo moje lekarstwa ponoć zwiększają wagę, więc sama rozumiesz, nie mogę być zbyt zachłanna i żarłoczna ;)
Tak! Przyznam się, że rozpoczęłam ten dzisiejszy już dwoma małymi czarnymi kawkami! Czasami trzeba ;) Słońca akurat mało u nas, przez co trochę smutno i mało wakacyjnie. No ale przynajmniej nie jest zimno, temperatury całkiem OK, suszę pranie w ogródku (jedna z moich ulubionych letnich czynności i możliwości).
Mogłabym rzec, że bez telefonu jak bez ręki, ale trochę straszliwe byłoby to stwierdzenie. Nie sądzisz? Marzę o życiu bez ciągłych powiadomień i ciągłego bycia online.
UsuńNie kracz 😉
Czyżby sterydy?
No proszę jak zgadłam! Wysyłam trochę słońca i ciepła od nas. Jeśli wyślesz mi deszcz i chłód będę niebywale szczęśliwa 😉
Ja na szczęście mam ten komfort, że telefon nadal jest tylko pożytecznym gadżetem. Często leży w zupełnie innym pokoju, czasem nawet chowam go do szuflady, żeby nie leżał na widoku i nie kusił ;) Zdecydowanie nie jestem od niego uzależniona. Od jakiegoś czasu mam nawet wyłączony głos, więc nic mnie nie atakuje, a powiadomienia zawsze dezaktywuje, bo chyba bym od nich oszalała. Nie każdy jednak może sobie na to pozwolić, zwłaszcza jeśli praca w home office tego wymaga.
UsuńBingo! Ty chyba też je brałaś, więc pewnie masz już doświadczenie i przemyślenia w tej kwestii.
A sprawdziłaś adres? Na pewno pod właściwy wysłałaś? ;) Bo u mnie się rozpadało i żaden promyk tu nie dotarł! Oficjalnie składam reklamację! Najpierw jednak spróbuję przekierować ten deszcz na Polskę :)
Szczęśliwy człowieku!
UsuńGdzie Ty się uchowałaś? Niczym nerd Josh.
Taak, używam telefonu także do celów służbowych i takie przemieszanie prywaty z życiem zawodowym nie jest zdrowe. Czuję się mega przebodźcowana.
U la la. Długo je będziesz brać? Tak, brałam i w domu był dodatkowy pasażer, nazywał się wilczy głód.
O nie! Pomyliłam adresy?! Jak do tego doszło..nie wiem. Niestety deszcz nie dotarł, były momentami chmury deszczowe, ale ani jednej kropli!
Ja w ramach zadośćuczynienia mogłabym poczęstować jeszcze ciepłą szarlotką z papierówek, ale zdaje się nie jesz słodyczy 😕 Chyba będę musiała gołębia pocztowego posłać z kfiatuszkiem 😉
Wyobrażam sobie! Ja to coraz częściej dochodzę do wniosku, że nie nadaję się do social mediów. Nie mam absolutnie potrzeby dokumentowania każdego momentu ze swojego życia, robienia z tego relacji, czy chociażby publikowania zdjęć. Nawet nie chce mi się tego robić, to naprawdę musi być uciążliwe!
UsuńNie zbliża Ci się jakiś urlop, abyś mogła rzucić telefon w kąt i skupić się na przyjemnościach?
O nie, wystraszyłaś mnie teraz! Oj, trochę jeszcze będę, niestety :(
Uprzejmie donoszę, że jednak nie pomyliłaś, było tylko malutkie opóźnienie w dostawie słońca z Polski :) Wczoraj był bardzo słoneczny i ciepły dzień, koty kazały podziękować za możliwość bezkarnego i bezczelnego wylegiwania się w słońcu :D Teraz też zaczyna się przejaśniać, co mnie cieszy, bo mam pranie do wysuszenia :) Nie trać nadziei, może deszcz też ma opóźnienie? :)
Robię malutkie i rzadkie odstępstwa, więc pewnie skusiłabym się na tę pachnącą i ciepłą szarlotkę, choć nie wierzę, że jeszcze cokolwiek z niej zostało ;) Sama zastanawiam się ostatnio, czy jej nie zrobić, albo chociaż owoców pod kruszonką. Nie wiem, czy to zachcianki związane z medykamentami, ale ostatnio nie mogę się opędzić od ochoty na jagodziankę bądź muffina!
No to zdrowia życzę.
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńZ wiekiem doceniamy nawet drobiazgi. Piszę, to ja +60🤗
OdpowiedzUsuńDla mnie priorytetem jest Rodzina🧡
Pozdrawiam serdecznie😀🌼
Zgadzam się z tym, Morgano, bo już dawno temu zauważyłam, że teraz zdecydowanie bardziej niż kiedyś doceniam te drobiazgi. Chyba trzeba do tego dojrzeć. Kiedy jest się dzieckiem i młodym dorosłym, często ma się roszczeniową postawę i egoistyczne pobudki. Niestety niektórzy nigdy z tego nie wyrastają ;)
Usuń"Jeśli mowa jest srebrem, milczenie złotem to co jest platyną?", że tak zacytuję monolog z pewnej zabawnej ale i mądrej animacji. Długo milczałem, choć od czasu do czasu zaglądałem i czytałem. No, ale takich wieści nie da się przemilczeć. Posrebrzuję więc nieco.
OdpowiedzUsuńOczywiście, jak chyba każdy z Twych czytelników, żyję nadzieją, że to przejściowe i ogólnie niegroźne dolegliwości zmusiły Cię do korzystania z usług HSE. I tak, zgadzam się z Tobą i wszystkimi przedmówcami, że takie perturbacje zdrowotne mogą być, a nawet często są, przyczynkiem do zmiany nastawienia życiowego.
Jednak czasem zdarza się, że życiowe zobowiązania i problemy powodują, iż taka zmiana jest trwała jak postanowienie noworoczne lub inny śnieg w maju... I co z tego, że życie przemknie przed oczami w jednej chwili, kiedy zaraz usłyszysz - "Skoro nic ci się nie stało, to może byś w tym roku wymalował mieszkanie? Bo mi się ta zeszłoroczna farba od początku nie podobała". Wierzę jednak, że Połówek jest o niebo bardziej wspierający i empatyczny.
Lipiec namieszał w Twoim życiu, więc pewnie ucieszy Cię przypomnienie, że do Irlandzkiej jesieni już tylko dwanaście dni a jesień będzie kolorowa i pełna owych codziennych, mały rzeczy do zrobienia i cieszenia się nimi póki jeszcze możemy. Obyś w dobrym zdrowiu dożyła późnej starości, abym (bardzo to egoistyczne) miał możliwość cieszyć oczy Twoimi wpisami na moim ulubionym blogu. Zdrowia, Taito.
Zgadza się, Twoja nieobecność nie przeszła niezauważona, Zielaku, (nic nie umknie czujnemu oku Wielkiego Brata, czy raczej Wielkiej Siostry ;)), jednak zgodnie z postanowieniem, które obrałam już dawno temu, postanowiłam nikogo nie uszczęśliwiać swoją obecnością ;) Jako że jesteś jednym z moich oryginalnych i starych czytelników, wierzę, że doskonale wiesz, gdzie mnie szukać, gdyby tylko zaszła taka potrzeba z Twojej strony. Miło jednak czytać Twoje słowa i wiedzieć, że żyjesz i że nie do końca zapomniałeś o mnie :)
UsuńJak to powiadają: człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi. Zatem nawet najbardziej szlachetne postanowienia nie zawsze mają rację bytu. Jednak w wielu przypadkach już sama ta chęć jest ogromnie ważna, bo stanowi zaczątek zmian na lepsze. Nikt z nas nie wie, co nas czeka w najbliższym czasie, cieszmy się tym, co mamy, bo naprawdę zawsze może być jeszcze gorzej. Czego oczywiście nie życzę ani Tobie, ani sobie :)
Zdaję sobie sprawę, że w niektórych kręgach mogę uchodzić za "jesieniarę", jednak tym razem Twoje słowa o zbliżającej się nowej porze roku nie wyzwoliły we mnie jakiegoś wielkiego entuzjazmu. Po lipcu, który mnie niespodziewanie unieruchomił, odczuwam spory niedosyt letniej pory roku, i coraz bardziej kiełkuje we mnie chęć odbycia jeszcze jakiejś fajnej, "epickiej" podróży letniej :) Tak, wiesz, żeby sobie odbić wszystkie cierpienia (do dziś nie wiem, za jakie grzechy mnie to spotkało!)
Wpisów to ja mam w planach sporo, zaległości mam ogromne, oby tylko zdrowie dopisywało, to z całą resztę się uporam :)
Pozdrawiam Cię serdecznie i dzięki za głos :)
Oj, tam! Zaraz stary... Poza tym mam okulary, więc mimo wieku mogę przeczytać. ;)
UsuńWiem, wiem. W razie przedłużającej się nieobecności nie omieszkam zapytać o jej powody.
Uchyl rąbka tajemnicy... To będzie basen Morza Śródziemnego, Czerwonego czy może raczej coś na Atlantyku? A może jeszcze dalej? Bo ja mam zabukowane dwa tygodnie lata w grudniu. :D
A z tymi grzechami, to wiesz, może być tak, że to te z poprzedniego życia. I tylko żal czasem, że nie można ich sobie przypomnieć. Pomyśl tylko, jakie musiało by być takie poprzednie życie ciekawe i grzeszne, skoro teraz musimy za nie odpokutować. ;) Bo chyba nie dane by nam było życie kolejne, gdyby owe grzechy były jakimiś ciężkimi?
Oby Ci się plany spełniały. :)
Miałam nadzieję, że nie zauważysz tego "starego", albo że chociaż nie zrozumiesz go na opak ;) W ramach zrehabilitowania się za niefortunny dobór słów, mogę rzec, że stare roczniki są często najbardziej kultowe i najlepsze (co zapewne doskonale wiesz, jak miłośnik motoryzacji) :) No i można być starym, ale jarym :)
UsuńOch, nawet gdybym chciała uchylić skrawka tajemnicy, to nie mogę, bo zwyczajnie nie mam żadnych wyraźnych planów. Jestem po prostu na etapie "chcę/chciałabym" :D Ale chcieć to ja sobie mogę. Tęsknię okropnie za rodziną w Polsce, tęsknię za moją piękną Wyspą Man, za Szkocją, ale też za lokalnymi, irlandzkimi podróżami, za wyspą na Atlantyku też :) Rozważałam nawet jakieś "dalsze" wyprawy, może Francja, Hiszpania (najlepiej promem), ale to wszytko patykiem po wodzie pisane. Połówek ma teraz w pracy dwa ważne projekty, którymi zarządza, więc czas na podróże nie jest dobry, a ja nie jestem jeszcze zdesperowana, by wybrać się gdzieś sama, jak zdarzało mi się w przeszłości. Wolałabym mieć jednak towarzystwo, bo jak słusznie spostrzegł Alex z "Into the Wild": "happiness only real when shared".
Bardzo przyjemna ta Twoja wizja dwóch tygodni lata w samym środku zimy :) Bardzo lubię, kiedy mamy wtedy urlop. Można na spokojnie celebrować grudzień i przygotowywać się do moich ulubionych świąt :)
Może nie uwierzysz, ale mnie tam zawsze bliżej było do grzecznego i nudnego aniołka niż do grzesznicy ;)
Taito mam nadzieję, że to przejściowe problemy i szybko wrócisz do formy.
OdpowiedzUsuńJak dokładnie rozumiem o czym piszesz. Mój wypadek wykluczył mnie z wszelkiej aktywności na długie miesiące, w sumie do sprawności z przed wypadku nie wróciła, ale już mogę np. zapiąć biustonosz, co uważam za wieki sukces. Pamiętam jak celebrowałam pierwszą odkręconą butelkę, włożone naczynia do szafki, czy złożenie pierwszego prania. Te codzienne przyziemnie czynności sprawiały mi wiele wysiłku. Przede mną jeszcze jeden zabieg - wyciągniecie 10cm płyty i 9 śrub, niby formalność, ale znów brak czucia w ręce, praca z blizną, rehabilitacja i znów uczenie się domowych czynności.
Życzę Ci Taito szybkiego powrotu do zdrowia i formy i czekam na kolejne wpisy :)
Wierz mi, Elso, ja mam jeszcze większą nadzieję, bo co by nie mówić, absolutnie się nie spodziewałam, że wyląduję w szpitalu! Ot, uroki życia ;) Z dwojga złego, gdybym do niego nie trafiła, to być może dziś nie pisałabym już tych słów. Przybyło mi nowe doświadczenie życiowe, parę głębokich refleksji, a także zalała fala wdzięczności dla wszystkich dobrych dusz.
UsuńBardzo to wszystko przykre, co piszesz :( Doskonale rozumiem radość z tych Twoich "kroków milowych", bo to jednak postęp, który zbliża do pełnej samodzielności i daje namiastkę normalnego, utraconego życia. Wzdrygam się na samą myśl o tym zabiegu, ale jeśli miałby sprawić, że wrócisz do pełni formy, to oczywiście jak najbardziej popieram i kibicuję Ci w walce o zdrowie.
Dziękuję za znalezienie czasu i chęci na napisanie tych słów, za Twoje życzenia i dobre słowa. Ja również życzę Ci pomyślnej i szybkiej rekonwalescencji, Elso :) Wszystkiego dobrego!
I hope.you Will recover.comoletly your good health soon. Will do all that the doctora say to you. Rest the body and the mind the time that you can need. Take all the necessary medicines. And vitaminate yourself enough.
OdpowiedzUsuńMy BEST wishes are with you.
That's what I am doing :) A big thank you for your touching words. I really appreciate your comment. All the best!
UsuńNie wiem jak to się stało, ale dopiero dzisiaj zauważyłam ten Twój wpis. No widziałam że Cie nie ma na blogu, ale wcześniej też tak bywało wiec nie myślałam że tym razem jest inaczej że jesteś w szpitalu. Nie wiem czy dobrze zrozumiałam (czasami jestem wybitnie tępawa) ale jesteś już w domu. I to najważniejsze. Wiem jak to cudownie wracac do domu, do własnego łóżka, do spokoju, a sama miałam nie jeden miesiąc zabrany przez szpital ale kilka. Już od dawna doceniam te niby codzienne zwyczajne czynności, a jednak dla mnie bardzo wręcz nadzwyczajne, ja z tych umiejących cieszyć się z byle czego, akurat pije herbatę z nowego kubka i cieszy mnie ten różowy kubek, a podobno nie lubię różowego koloru.
OdpowiedzUsuńPost-swieżynka, opublikowany w sobotni wieczór, więc jesteś tu naprawdę szybko :) Ruch pod nim jest chyba większy niż zazwyczaj, więc może się wydawać, że jesteś niesamowicie spóźniona, ale to tylko pozory ;)
UsuńTwój nowy różowy kubek zdalnie podbił moje serce, Tereso :)) Muszę Ci się przyznać, że kiedyś rzadko korzystałam z różu, a im starsza się robię, tym bardziej zamieniam się w dzidzię-piernik :D Aktualnie więc róż (zwłaszcza pastelowy) jest wysoko w mojej kolorystycznej hierarchii :) Mój ponad litrowy bidon na wodę jest w przepięknym różowym kolorze, mam też sporo fatałaszków w tym kolorze, a ich używanie sprawia mi ogromną radość :))
Jak najbardziej dobrze zrozumiałaś, parę dni temu wyszłam ze szpitala i choć nie było mi tam źle, bo personel był fantastyczny, to jednak nie ma to jak w domu. Cieszy mnie ogromnie, że Twoja codzienność naznaczona jest małymi radościami - tak trzymać!
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i wysyłam mnóstwo ciepłych, pozytywnych myśli na ten nowy tydzień :)
Refleksje bardzo mi bliskie, gdy dopadała mnie kilkudniowa migrena lub lądowałam w szpitalu, obiecałam sobie, ze przestanę narzekać, bo marzy mi się po prostu spacer. Każde takie ograniczenie przypomina nam, jak wiele można stracić w jednej chwili.
OdpowiedzUsuńZdrowia i dobrego nastroju życzę:-)
Zgadza się. Zbyt często zapominamy o tych oczywistościach naszego życia, jak właśnie możliwość swobodnego poruszania się, ogólnie dobra forma, etc. Takie wydarzenia boleśnie sprowadzają nas na ziemię. Jak najmniej migren, Jotko! Dziękuję za dobre słowa :)
UsuńKochana ! Pomyśl sobie jak to dobrze, że mamy nasze blogi ! Dobrze, że wracasz do aktywności, że możesz rozmyślać i przewartościować swoje życie. Na to też potrzebny jest czas. Dobrze, że jesteś z nami !!!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Twoje zdrowie da się podreperować na tyle, że wrócisz do swoich zwyczajnych zajęć.
Podejrzewam, że i teraz jak najlepiej wykorzystasz czas zatrzymania. Można robić tyle innych rzeczy...na które w "normalnym" czasie nie ma czasu, miejsca, przestrzeni.
Ja w moim niby normalnym czasie mam coraz mniej przestrzenie na bloga, choć bardzo bym chciała mieć jej więcej. Życie tak daje w kość, że po prostu zmieniają się priorytety ? Nie wiem. Nie mogę. Nie mam kiedy pisać. To dla mnie trudne i przykre. Gdy znajduję chwilkę to z ogromną przyjemnością wracam na blogi i zaglądam do moich kochanych...
Ściskam Cię i pozdrawiam !!! Trzymaj się dzielnie i wracaj do nas !!! Buziaki :)))
Ta przymusowa przerwa od blogowania sprawiła, że stęskniłam się za moją blogową bracią, więc teraz, kiedy jestem już w swoim ukochanym domu, z radością odwiedzam znajomych i nadrabiam zaległości, które mi się utworzyły. Blogi zdecydowanie mają swoje korzyści :)
UsuńDziś z radością ponownie odkurzyłam i zmyłam podłogi, mimo że nie były aż tak brudne, bo dopiero parę dni temu sprzątałam dom :) Jednak sama możliwość wykonywania tych czynności dała mi frajdę. Dobrze jest być w domu i na nowo mieć to, co się utraciło! Teraz jeszcze bardziej doceniam swoje życie.
Przykro mi czytać, że znajdujesz coraz mniej czasu na blogowanie, rozumiem jednak, że życie rządzi się swoimi prawami. Przyjemności często schodzą na sam koniec, bo obowiązki dochodzą do głosu. Liczę jednak, że to się jeszcze zmieni w najbliższym czasie, i będziesz mieć tyle czasu na swoją twórczość, ile tylko zapragniesz :)
Serdecznie dziękuję Ci za ten komentarz i wszystkie pokrzepiające słowa w nim zawarte :)
Taito, bardzo ucieszyl mnie Twoj wpis , ale tez i lekko zawstydzil ... Ciesze sie ogromnie, ze wydobrzalas i ze jestes w swoim ukochanym domku , jak ja Cie rozumiem! Zawstydzilam sie troche, bo mnie spotkala podobna historia w tym roku, tyle ze ja zostalam uziemiona w domu, uszkodzilam sobie kolano. Nie bardzo moge chodzic , caly czerwiec i lipiec spedzam w domu wlasnie , malo sie ruszam i tak sobie myslalam, ze lato mi ucieklo w tym roku , nigdzie nie moge wyjsc , pojechac , niczego zobaczyc. A jednak , przy tym wszystkim moglam sie cieszyc cudna pogoda, sloncem i moim ogrodem, ktory daje radosc i wytchnienie po pracy . Wyobrazam sobie jak zle i teskno musialo ci byc w szpitalu! I dlatego ciesze sie, ze jestes juz w swojej enklawie i ze znowu piszesz . Mam nadzieje, ze niedlugo obie bedziemy mogly znowu " wyjrzec na swiat" , choc przekonalam sie , ze mozna sobie stworzyc swoj wlasny maly cudny swiat i wlasny cudny kawalek podlogi. 🌷☀️🌷Pozdrawiam serdecznie Kitty
OdpowiedzUsuńA mnie Twój, Kitty :) W ogóle jestem niesamowicie pozytywnie zaskoczona, ale też troszkę wzruszona, tym ogromnym odzewem pod tym wpisem! Przemiłe zjawisko, doskonały przykład na to, że w blogowisku naprawdę drzemie ogromna siła. Dużo wsparcia mi dajecie, i bardzo Wam za to dziękuję :)
UsuńUbolewam nad Twoim biednym kolanem! Dwa miesiące to przecież szmat czasu, kochana! Masz prawo czuć się obrabowana z lata i jego uroków. Mam jednak nadzieję, że jeszcze zdążysz odbić to sobie z nawiązką, bo choć spędzanie czasu w swoich ukochanych czterech ścianach jest przyjemne, to na dłuższą metę może też męczyć. Nie chciałabym, abyś uschła z tęsknoty za tymi wszystkimi przygodami i widokami, które czekają na Ciebie na zewnątrz! Dobrze chociaż, że masz swój prywatny skrawek raju, w którym możesz zaczerpnąć świeżego powietrza i odpocząć od domowych ścian :) Z całego serca życzę Ci, Kitty, błyskawicznej rekonwalescencji. No i niech dobry nastrój Cię nie opuszcza. Pamiętaj, że wszystko kiedyś mija - nawet najdłuższa żmija ;)
Dziękuję Ci za ten uroczy komentarz, mimo że przez te złe wieści był też troszkę gorzki.
Pięknie to podsumowałaś :) To od nas w dużej mierze zależy, jak się urządzimy w tej czarnej dziurze, z jaką trzeba się czasami zmagać ;)
Ja tez dziekuje Taito , i wcale nie dziwie sie , ze tu taki ruch u Ciebie i ze tak wiele osob tesknilo za Twoim pisaniem. Bo ono odzwierciedla Twoje pozytywne nastawienie do swiata , przebija wszelkie smutki i zyciowe zakrety i mile sa Twoje goscinne progi . A sierpien jawi sie na horyzoncie jako calkiem calkiem obiecujacy ( choc lekko jeszcze utyskujacy) . Lato jeszcze trwa i to przeciez do kalendarzowego wrzesnia , wiec i Tobie zycze , aby ci przynioslo wiele radosci. I zdrowia oczywiscie 🙏🏻 Kitty 🤗
UsuńNie ma za co :) Twój los jest bliski mojemu sercu, naturalne więc, że chcę dla Ciebie jak najlepiej :) Otóż to, Kitty, ani lato, ani my nie powiedziałyśmy jeszcze ostatniego słowa! :)
UsuńŚciskam Cię mocno i ślę w Twoim kierunku mnóstwo pozytywnych fluidów, czujesz? ;)
Czuje 😍! Dolecialy ☀️☀️☀️
UsuńTo cudownie! :)) Miłego dnia życzę :)
UsuńSie właśnie zastanawiałam, gdzie byłaś, jak Cię nie było, a Ta się poszła w szpitalu wylegiwać! No to teraz opowiadaj, jak tam było na tych wakacjach od życia... A tak serio to DUŻO ZDROWIA ŻYCZĘ!
OdpowiedzUsuńMnie to nie wiem, czy choroba nauczyła jakiejkolwiek pokory... Może więcej czasu mi potrzeba, czy coś, bo na razie jestem po prostu ciągle strasznie wkurzona, że mi zabrano te zwykłe zwyczajne i nudne rzeczy i że nie mogę ot tak zabrać się nawet porządnie za jakąkolwiek prostą robotę i żyć sobie tak po prostu dalej swoim nudnym życiem... Niby doceniam to co jeszcze mam, ale chcę więcej, chcę szybko, chcę do przodu, a tu kicha trza czekać i wlec się powoli w nieznane, a mi tak brak cierpliwości... Zdrowie to jedna z ważniejszych rzeczy w naszym życiu i bez niego jest ciężko
Haha, paradoksalnie w samym szpitalu nie było aż tak źle (choć jednak nudno, na szczęście miałam książki do umilania czasu)! Wyleżałam się za wsze czasy! :) Najważniejsze, że mi się poprawiło i na nowo mogę korzystać z uroków życia. Dziękuję zatem za życzenia zdrowia, te zawsze przyjmuję z otwartymi ramionami :) Sama wiesz, że jest ono najważniejsze, a każda niedyspozycja niezwykle negatywnie rzutuje na jakość naszego życia. To, co odczuwałaś, czy nadal odczuwasz, jest zupełnie normalne. Też miałam taki etap, kiedy złościłam się, płakałam z bólu, z bezsilności, ze złości... Choroba pozbawiła Cię niezwykle sprawnej, szybkiej, zwinnej wersji siebie, którą byłaś przez większość życia. Dziwne by było, gdybyś nie ubolewała nad tym, co straciłaś.
UsuńTaito, byłam zaniepokojona Twoją nieobecnością. Bardzo tęskniłam. Jednak nie śmiałam naprzykrzać się. Doskonale wiem jak to jest. Życzę Ci dużo, dużo zdrowia. Ściskam mocno i serdecznie pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńKochana, w życiu bym nie pomyślała, że mi się naprzykrzasz - nigdy tak nie patrzyłam na to! Dla mnie to oznaka sympatii i troski, więc jeśli tylko kiedykolwiek zechcesz do mnie napisać, czy mailowo (adres jest po prawej stronie bloga), czy tutaj pod którymś z postów, będzie mi tylko i wyłącznie MIŁO :) Często chciałabym częściej blogować i udzielać się w sieci, jednak bywają takie okresy, kiedy życie za bardzo daje mi się we znaki, i to głównie tym są spowodowane moje przerwy czy nagłe zniknięcia.
UsuńDziękuję Ci ogromnie za te słowa, dużo dla mnie znaczą. Ściskam Cię mocno i serdecznie. Mam nadzieję, że masz się dobrze :)
Oj tak to prawdziwe jak przyciśnie do łóżka, to tęskni się za codziennością, od której chętnie by się uciekało. Może po to w życiu są gorsze chwile byśmy mogli czasem docenić to co mamy.
OdpowiedzUsuńWielokrotnie się nad tym zastanawiałam, i doszłam do wniosku, że coś w tym jest. Kiedyś protestowałam, słysząc, że złe dni też są potrzebne, dziś rozumiem, że one pozwalają bardziej docenić te dobre.
UsuńZnów późno odpisuję na Twój komentarz - wybacz! Dobrze, że chociaż o nim nie zapomniałam ;)