Znamy się już trochę, więc niejako czuję się w obowiązku lojalnie Was przestrzec. Uwaga! Uwaga! Będę Was wodzić na pokuszenie! Jeśli więc ktoś z Was ma słomiany zapał do zdrowego żywienia, albo słabą wolę, i w minionym tygodniu już pięć razy zaczynał dietę, to niech nie czyta i nie ogląda, bo z dzisiejszego wpisu kalorie będą się wylewać przez ekran. Możecie więc zawczasu oszczędzić sobie tych tortur.
Jesień na dobre zagościła pośród nas. Captain Obvious to moje drugie imię, nie musicie więc dziękować za to jakże odkrywcze spostrzeżenie. Muszę jednak przyznać, że ostatnie dni przypominały mi bardziej przedwiośnie niż samą jesień. Jakaś wyczuwalna zmiana nastąpiła. Prognoza na najbliższe 10 dni wygląda obiecująco ‒ znacznie więcej słońca, tylko czemu te najbliższe noce takie chłodne? Dwa, trzy stopnie we wrześniu?! Ale to może i dobrze, bo w ostatnim czasie źle mi się spało. Było mi zdecydowanie za gorąco i rzucałam się po łóżku jak opętana (nabyłam już takiej wprawy, że spokojnie dostałabym angaż w remake'u "Egzorcysty" lub "Dziecku Rosemary")
Fakty są jednak takie, że klimat jesienny dość mocno mi wjechał, bo w tym roku ‒ jak nigdy wcześniej ‒ wpadałam do lokalnych sklepów i, niczym chytra baba z Radomia, z obłędem w oczach rzucałam się na ozdoby jesienne. Muszę jednak przyznać, że te małe akcenty sezonowe, w postaci strategicznie rozmieszczonych dyń, sprawiły, że w domu stało się przytulniej i jeszcze milej. Kawa i herbata też jakoś lepiej smakują wypijane z jesiennego kubka.
W czasie dzisiejszego urzędowania w kuchni doznałam momentu olśnienia na miarę eureki Archimedesa. Pozwolę sobie podzielić się z Wami tą mądrością, wszak nie jestem skąpa, a poza tym nic mnie to przecież nie kosztuje.
Niektórzy rodzą się rekinami biznesu, inni są rasowymi psami na baby, albo lwami salonowymi, jeszcze inni szczurami lądowymi, a ja... No cóż. Nie każdy został stworzony do wielkich rzeczy. Ja najwidoczniej jestem urodzoną kurą domową, która uwielbia kokosić się w swoim kurniku. A jeszcze bardziej lubi, kiedy ten kurnik pięknie pachnie, aromatyczną domową kuchnią, i kiedy mam swoich bliskich pod swoimi skrzydłami.
Człowiek to jednak prymitywna bestia. Nie mam co prawda indiańskich zapędów do skalpowania, ani też potrzeb do obwieszania się naturalnymi futrami (obrzydliwe, swoją drogą), ale ‒ jak to mawiają ‒ gena nie wydłubiesz. Gdzieś tam wewnątrz mnie tkwi ten pradawny pierwiastek, geny jakiegoś neandertalczyka, który ma nieokiełznaną potrzebę zgromadzenia tłuszczyku na zimę w celu jej przetrwania. Ilekroć nadchodzi zimniejsza pora roku (a tak naprawdę, to wystarczy, że jesień leciuteńko zapuka do mojego okna i słabiutkim głosem rzeknie "no cześć!"), a moją dietę od razu szlag trafia. I to tak spektakularnie.
Pamiętacie, jak mówiłam Wam, że robię sobie detoks od cukru? No... to już nieaktualne. Możecie włożyć ten tekst między bajki.
Zła ze mnie chrześcijanka, bo według biblijnych nakazów nie powinnam czynić drugiemu, co mnie niemiłe, ale źli ludzi sprowadzili mnie na manowce, i teraz ja czynię to samo. Wypatrzyłam gdzieś w internetowych odmętach ciasto śliwkowe (w końcu mamy na nie sezon!) i od razu zapragnęłam je posiąść. O, proszę! Właśnie dopuściłam się kolejnego grzechu ‒ "nie pożądaj ciasta bliźniego swego" czy jakoś tak...
Przed wielkimi tygodniowymi zakupami sporządziłam więc odpowiednią listę produktów i upewniłam się, że koniecznie znajdują się na niej śliwki. Następnie zaś wręczyłam ją Połówkowi i wysłałam z misją do miasta, subtelnie przypominając mu "jeśli nie chcesz mojej zguby, śliwki kup mi, luby!".
Chyba nie chciał, bo z zakupów wrócił nie tylko z zamówionym kilogramem śliwek węgierek, ale także z kolejnym ‒ mirabelek. Te ostatnie przetrwały, węgierki zaś przerobione zostały na pyszne ciasto na kruchym spodzie.
Tak, wiem, nie wygląda powalająco, ale to ma smakować, a nie wyglądać. Smakuje zaś naprawdę przyzwoicie ‒ to ten rodzaj ciasta, po którym człowieka nie mdli od słodyczy, bo śliwki są kwaskowate, a w samym cieście (użyłam dużej tortownicy) jest tylko 100 gramów cukru. Plus cukier puder na wierzchu. Można jeść bez wyrzutów sumienia, bo jak głoszą pogłoski (przysięgam, że to nie łasuchy je rozpuszczają!) śliwki obniżają cukier we krwi. Tak że tak. Oszukałam system.
A ponieważ nie samymi deserami człowiek żyje, to zrobiłam też francuską zupę cebulową, i nawet użyłam do niej specjalnego, białego wina z Francji. Co prawda, dopuściłam się małego kulinarnego bluźnierstwa, i zamiast sera gruyère użyłam do grzanek grana padano, ale ciiii, niech to pozostanie naszym słodkim sekretem ‒ naprawdę, żaden ortodoksyjny francuski kucharz nie musi o tym wiedzieć! Żeby mi tu nikt nie dzwonił po kulinarną policję!
Nie mam zielonego pojęcia, jak to się stało, ale jak długo żyję na tym świecie, tak jeszcze nigdy nie miałam okazji jeść zupy cebulowej! To doprawdy nie do pomyślenia, zważywszy na fakt, że jestem dumnym Polakiem-Cebulakiem. Polką tak naprawdę (spokojnie, nie zmieniłam w międzyczasie płci), ale Polak lepiej się rymuje. Uwielbiam cebulę (tak samo jak czosnek), a gdybym pochodziła ze szlacheckiego rodu, to w moim herbie byłaby właśnie cebula. I nie wstydzę się tego! Był Bartolini Bartłomiej herbu Zielona Pietruszka, to może też być też Taita herbu Biała Cebula, prawda?
Żarty żartami, ale zupę serdecznie polecam. Znakomicie rozgrzewa! Tylko najlepiej od razu robić większą ilość. Ja zrobiłam z marnego kilograma, a po nałożeniu jej do dwóch miseczek, w garnku została jedna porcja, którą nawet krasnal by się nie najadł, a co dopiero rosły chłop, który pochłania wszelkie zupy tak chętnie jak dzik żołędzie!









Byłam święcie przekonana, że i u nas jesień, jednakowoż dzisiejsze, a raczej powinnam powiedzieć dzisiejsze planowane i wczorajsze 28 stopni wyprowadziło mnie z tego błędu. Ja z kolei kupiłam jedną dynię z zamysłem zrobienia kremu z dyni, a po drugą posłałam mego lubego łasa na promocje z myślą o upieczeniu ciasta.
OdpowiedzUsuńPóki co nie zrobiłam nic z tego. Na wrzosy już się troszkę napatrzyłam w przyrodzie, więc stwierdziłam, że do domu kupować nie będę. Szybko więdną. Za to kupiłam sobie w końcu mój wymarzony, wełniany kocyk. Na vintedzie z irlandzkiej owcy 😉 U mnie dodatkowo wszystkie kocyki są Luny, więc Luna poniuchała i przebiera łapkami.
Śliwki mam w lodówce i zajadam się saute.
Na koniec słówko rzeknę o diecie: jeśli zjesz z apetytem ciasto, a potem dokonasz zamachu na swoje kalorie pod postacią aktywności fizycznej to nic nie szkodzi 😉
Ale Was pogoda rozpieszcza! Może nawet za bardzo ;) U nas słonecznie, ale od samego rana strasznie mi zimno, bo w nocy były tylko dwa stopnie, i to teraz czuć! Chyba zaraz wbiję się w mój ciepły (różowy!) sweterek! :)
UsuńChyba nigdy nie piekłam ciasta z dyni, albo wyleciało mi już z głowy... Też powoli ostrzę sobie pazurki na dynię. Na razie nie widziałam jej jeszcze w sklepach, ale podejrzewam, że niedługo się pojawi, bo przecież halloween się niebezpiecznie zbliża.
Któregoś roku kupiłam sobie zafarbowane wrzosy i dość długo stały, chyba nawet parę miesięcy! To dość kontrowersyjna decyzja, bo z tego, co zauważyłam, wiele osób spostrzega je w negatywny sposób (zabobony) i wieszczą nieszczęścia, a nawet śmierć w domu. Nawet nie wiedziałam, że taki przesąd istnieje, dopóki nie zaczęłam korzystać z Internetu!
Ten wymarzony, wełniany kocyk z irlandzkiej owcy sprawił, że serce zaczęło mi szybciej bić! Koniecznie pokaż! Ciekawość mnie zżera! Mnie ostatnio wpadł w oko taki z "fałszywego moheru", bo miał piękne, jesienne kolory, ale trochę mały rozmiar (120x150), a ja lubię duże ;)
"wszystkie kocyki są Luny" ‒ haha :)) Skąd ja to znam, jak myślisz? :) Mam w domu kilka koców, ale oczywiście te najlepsze zostały zaanektowane przez koty! Kiedyś kupiłam taki ogromny, dwa metry na trzy, jeśli się nie mylę, żeby we dwójkę można było pod nim siedzieć... Skorzystałam z niego może z pięć razy. Teraz to własność prywatna mojego wrednego kocura ;) Szybko wyczaił jego zalety! A propos tego "przebierania łapkami", o którym wspominasz ‒ czy psy też ugniatają koce tak, jak robią to koty?
Zajadaj, zajadaj ‒ na zdrowie!
Ostatnio naszła mnie głęboka refleksja ‒ życie jest za krótkie, by odmawiać sobie przyjemności ;) I tego się trzymam!
U nas też już były zimne noce i zastanawiałam się nawet czy nie wyciągnąć ciepleszej kołdry, a tu psikus. W tym tygodniu jednak temperatury mają znacznie spaść.
UsuńMoja dynia nadal nie upieczona. Nie było czasu.
Zupełnie nie wiedziałam o tych przesądach związanych z wrzosami!
Mój nowy kocyk ma 140 x190, też lubię duże ;-) Jest błękitny w kropki.
Tak! Dokładnie tak samo! Podobno to taka instynktowna zasada, żeby przygotować sobie "posłanie" przed snem ;-)
Tak trzeba żyć!
Ja mam jedną całoroczną, więc takie dylematy mnie ominęły, ale Ty swoją wyciągaj, żebyś nie przemieniła się w sopla lodu ;)
UsuńDobrze, że dynia to nie zając – nie ucieknie Ci :) Jeszcze przyjdzie na nią kryska!
Czasami lepiej nie wiedzieć, bo jak już wejdziesz w posiadanie takich informacji, to nie można tego "odsłyszeć" i gdzieś tam z tyłu głowy zostają te głupie przesądy. Ja tam zabobonna nie jestem, ale... ;)
Rozmiary kocyka całkiem przyzwoite. Z powodzeniem możesz się zawinąć w mumię ;)
Do tej pory również tak miałam, ale w minionym roku tak marzłam, że chciałam sobie kupić kołdrę z pierza. Ceny są zaporowe, a teściowa miała nieużywaną, zamkniętą w wersalce kołdrę z kaczego puchu to mi dała. Także uratowała moje ciepłe noce ;-) Marzy mi się też koc elektryczny, ale tu mam obawy z rachunkami potem ;-)
UsuńU nas dziś okropnie wietrznie i zimno! Nie mamy jeszcze ogrzewania, Lunka dziś całą noc spała z nami pod kołderką ;-)
Widzisz, został nam dosłownie ostatni kawałeczek ciasta dyniowego z mascarpone i bitą śmietaną w lodówce. Została mi jeszcze jedna dynia, ale z tej wolałabym zrobić zupę krem :)
Zawsze mnie to bawi bo każdy mówi, że nie jest zabobonny, ale...pamiętam jak przed ślubem byłam pytana przez gości czy to dla mnie problem, że założą czarną sukienkę ;-)
Kocyk już był użyty wczoraj po jodze. Nie wiem jak to działa, ale podłoga w jednym z naszych pokoi ma niezwykłą moc przyciągania. Jak się położę w savasanie (asana trupa) to po prostu zwykle na tej podłodze zasypiam. Daję słowo, że nawet w łóżku tak szybko nie zasypiam jak na tej podłodze! Dlatego zawsze staram się mieć pod ręką kocyk, żeby nie zamienić się w owy, wspomniany przez Ciebie sopel lodu. Gorzej bo czasami kiedy K. już idzie spać a ja sobie praktykuję w ciszy i spokoju to zasypiam tak na tej podłodze i śpię pół nocy dopóki się nie obudzę i nie przeniosę :D
Kocyk jest milusi i bardzo przytulny. To był dobry zakup! Wybacz moje "rozgadanie" się.
To prawda, pierzyna to drogi luksus. Korzystaliśmy z nich w moim rodzinnym domu, kiedy zimy były naprawdę srogie, i muszę powiedzieć, że świetnie grzały. Niech Wam dobrze służy!
UsuńA ja chyba znowu zaczynam detoks od cukru, bo zaczynam się obawiać, że przez ten jesienno-zimowy okres za bardzo przybiorę na wadze, jak zacznę sobie bezkarnie pozwalać na takie pyszności. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, lepiej więc, żeby w domu nie było nic kalorycznego :)
Nawet nie wiedziałam, że nie powinno się zakładać czarnych sukienek na cudzy ślub. Tyle zabobonów i jakichś dziwnych ludowych przesądów, o których nie mam zielonego pojęcia... Nie jestem zabobonna, ale wolę dmuchać na zimne i unikać podróżowania trzynastego dnia miesiąca ;) To jedyne, co mnie lekko "niepokoi". Reszta przesądów nie robi na mnie wrażenia. Żaden czarny kot przebiegający przez drogę, wrzosy w domy, itd., itp.
Wcale mnie to nie dziwi, joga tak na człowieka działa ;) Pamiętam, że kiedyś robiliśmy jej półtoragodzinną wersję (nuudy), a sesja kończyła się właśnie w taki relaksacyjny sposób - można było wówczas z powodzeniem zasnąć.
Sam powinien Cię zanieść, albo chociaż przyciągnąć na tym kocyku do łóżka ;))
Nie ma czego wybaczać :) Zdecydowanie wolę takie komentarze niż te lakoniczne złożone z dwóch słów!
Nie poddaje sie zadnym jesiennym nastrojom, ani pozniejszym halloweenowym czy swiatecznym. Nie zdobie domu, bo zupelnie mi sie nie chce. Za to ciasto ze sliwkami pieke i lubie. Zupe cebulowa tez lubie, tylko robic mi sie nie chce, ale kto wie, moze sie skusze.
OdpowiedzUsuńŻycie warto sobie umilać, a mnie w tym zdecydowanie pomagają takie małe ozdobne pierdółki :) Wnosi to fajny powiew świeżości do domu, ale rozumiem, że nie każdy to lubi, czy ma potrzebę.
UsuńZupy to złoto o tej porze roku! Cudownie rozgrzewają :) A ciasto śliwkowe bardzo przypadło nam do gustu, więc przepis wchodzi do mojego stałego repertuaru.
Dobrej niedzieli, Pantero! :)
Jak to nie wygląda powalająco? skusiłoby to cisto nawet świętego, a śliwki? zawsze!
OdpowiedzUsuńZupka też wygląda smakowicie! Dobrze, że oglądam po śniadaniu:-)
My próbowaliśmy zaoszczędzić na kaloriach przed wyjazdem do Grecji, ale bufet w hotelu zniszczył wszelkie postanowienia i oszczędności, no ale na zimę trzeba zrobić zapasy, prawda?
Nie bardzo było jak przedstawić jego walory, bo fotki były robione wieczorem przy kiepskim i sztucznym świetle. Najważniejsze jednak, że ciasto spełniło oczekiwania i dostało mój prywatny znak jakości Q ;) Szybkie i bezproblemowe, a takie przepisy lubię najbardziej. Trzeba korzystać z tej sezonowości i umilać sobie życie :)
UsuńOj tak, wyjazdy i wakacje zawsze stanowią poważne wyzwanie dla osób pilnujących wagi! Fajnie, że korzystaliście z tych wszystkich lokalnych dań i produktów, a nie odmawialiście ich sobie w imię jakiejś fanaberii.
Gratulacje :) zupa cebulowa to moja ulubiona zupa w zimie, a ciasto ze śliwkami to obowiązkowy wypiek jesienią :) jesień i zima to generalnie nie jest dobry czas na ograniczanie przyjemności kulinarnych, więc u mnie też ciasto ze śliwkami, a niedługo zacznie w mojej kuchni królować dynia :) pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) To prawda, o tej porze roku zawsze ciężko mi trzymać się w ryzach, bo węglowodany kuszą podwójnie, a lekkie sałatki nie chcą przejść przez gardło ;) Korzystanie z tych sezonowych przysmaków ma swój niepowtarzalny urok. Też czekam na dynię ‒ jeszcze nie widziałam jej w sklepach, ale to się pewnie na dniach zmieni.
UsuńSmacznego ciasta i przyjemnej, niespiesznej niedzieli :)
Z calych sil powstrzymuje sie od wyciagania dyn, bo wrzesien to jeszcze w 3/4 lato - do 22-go , o ile dobrze pamietam geografie. Nie chce przyspieszac jesieni, bronie sie przed nia ile moge. 😊Dynie powykladam pewnie pod koniec wrzesnia, po przesileniu, i powiem ci , ze kiedys w ogole nie mialam zadnych, bo one wszystkie byly pomaranczowe, a ja nie cierpie tego koloru w domu :)) W naturze na zewnatrz tak, ale nie w domu. Odkad mozna kupic dynie w inych kolorach, bielach, szarosciach, niebieskosciach a nawet zloto-zielone , to i u mnie zagoscily , i prawdziwe i nieprawdziwe. W tym roku chodza za mna dynie drewniane , badz slomkowe , w takich naturalnych kolorach , poki co kupilam tylko dwie 😂Reszte mam na strychu , nawet mamtakie same jak te Twoje biale. Patrzac na to cudowe ciasto sliwkowe az zawylam z zalu :auuuu! Nie moge , nie moge , nie moge , ale moze na pocieche zrobie zupe cebulowa ? Wyglada przepysznie , choc dzisiaj plan mialam na grochoweczke ze zlotego luskanego grochu . Ciekawa rzecz z tym wrzosem , nigdy nie slyszalam o tym zabobonie, a jednak wczoraj juz juz mialam go wkladac do koszyka i cos mnie powstrzymalo. Nie wiem co - ale wrzosu nie kupilam. Zbliza sie czas zupy dyniowej , i ja tez mozna jesc bezkarnie , bo obniza cukier. Tylko nie dokladac maki, ja dodaje cebulke, troszke ziemniaczkow puree, duzo tartego sera oraz smietanke, a po wierzchu posypuje podsmazonymi skwareczkami z boczku. Mniam :)) Bardzo przytulny, smakowity i rozgrzewajacy ten dzisiejszy post Taito , slicznie wymalowany kolorami wczesnej jesieni 🐿️🍁🍄🍁🍂🍄🟫Kitty
OdpowiedzUsuńTo prawda ‒ to kalendarzowe trwa do jutra, ale to wszystko tylko tak fajnie brzmi w teorii ;) Nie wiem, jak u Ciebie, ale u mnie wrzesień był naprawdę deszczowy, szary, a do tego dość chłodny, w praktyce lato skończyło się wraz z odejściem sierpnia. Całe szczęście, że na urlopie udało mi się jeszcze skorzystać z ładnej pogody :) Dopiero teraz będziemy mieć nieco więcej słońca, jeśli oczywiście wierzyć prognozom pogody. Sama wiesz, jak to jest z tą pogodą. Zmienia się jak w kalejdoskopie.
UsuńU mnie wygląda to tak, że raczej nie założyłabym na siebie nic pomarańczowego, w żółtym też bym chyba wyglądała jak "uciekajcie, nie wracajcie", ale jako akcenty kolorystyczne w wystroju, to te kolory są jak najbardziej fajne. Mogą przyjemnie ożywić przestrzeń :) Moja biała dyńka to świeżutki, tegoroczny nabytek z Aldiego, grzybek zresztą też, i kubki... Fajny asortyment mieli, muszę przyznać. W poprzednich latach nie dekorowałam domu żadnymi jesiennymi ozdobami (zresztą nie miałam żadnych), na halloween tym bardziej nie, ale w tym roku zmieniłam zdanie i nie żałuję :)
Widziałam całkiem sporo dyń w innych niż pomarańczowe kolory. Niektóre są naprawdę piękne, a te z Twojego opisu brzmią naprawdę ciekawie i... aż nabrałam na nie ochoty, haha :)
Grochówki to ja już całe wieki nie jadłam, już nie pamiętam, jak smakuje ;)
Ja również nie słyszałam o tych zabobonach związanych z wrzosami, ale oglądałam kiedyś na YT film pewnej dziewczyny z Polski, która udekorowała nimi dom, a w komentarzach był dosłownie wysyp przestróg przed wrzosami, które to mają sprowadzać na domowników nieszczęścia, a nawet śmierć. Dużo osób pisało, że to cmentarne kwiaty, tak samo jak chryzantemy i nie powinno trzymać się ich w domu.
Dobrze, że przeżyliśmy, kiedy te parę lat temu kupiłam do domu wrzosy ;) Ciekawa jestem, czy ta wrzosowa klątwa działa z opóźnionym zapłonem, bo może właśnie teraz w 2025 mi się spełnia? :D
Zupę dyniową też niedługo zrobię, jak tylko upoluję jakąś dorodną sztukę :) Też nigdy nie dodawałam do niej mąki, bo i po co?
Cieszę się bardzo, że odebrałaś ten wpis jako rozgrzewający i przytulny, bo właśnie taki był mój zamysł :) Chciałam przemycić na bloga troszkę tej jesiennej atmosfery :)
Spokojnej niedzieli i smacznej grochóweczki ze złotego łuskanego grochu :)
U nas byl calkiem piekny wrzesien i dosc cieply , tylko raz wlaczylam ogrzewanie na godzine, zeby wysuszyc pranie:)) Troche deszczu bylo tez, ale glownie nockami . Wczoraj lalo calutki dzien, ale dzis pieknie, slonecznie i tak ma byc caly tydzien . To chyba nasze Babie Lato w tym roku. 🌻☀️🌻Przypominalo mi sie, ze dwa lata temu bylismy tu nawet na grzybach, choc laski tu mizerne, rachityczne - odkrylam jednak maly zagajnik z malutkimi dabkami , a pod nimi : najprawdziwsze prawdziwki! 🍄🟫🍄🟫🍄🟫Bylo tez troche maslaczkow i kozakow , innych grzybow nie zbieram, nie rozpoznaje , a te tez dalismy do sprawdzenia koledze ze Slaska. Poblogoslawil wszystkie i zjedlismy w postaci pysznego sosu z grzybami , mniam :) I po tym Babim Lecie to sie zacznie ta prawdziwa, okropna, paskudna jesien, ciemna, zimna, z deszczami i wiatrami , po prostu brrr! Wiec bede wygladac Twoich cudnych opowiesci Taito i takich rozgrzewajacych, jak herbatka z rumem postow 🫕Usciski Kitty
UsuńNie wspominaj głośno o ogrzewaniu, bo ja co roku próbuję (tak dla zasady) dociągnąć do listopada bez jego pomocy – póki co, udaje się :) Wygląda też na to, że z małym opóźnieniem dotarła do nas ta ładna pogoda, którą mieliście :) Słońce świeci jak najęte, znów suszę pranie w ogródku (naiwniaczka, pewnie nic z tego nie wyjdzie), a milczące do niedawna ptaki znów rozgrzewają swoje struny głosowe niczym Pavarotti przed koncertem życia ;) Tylko wieczorem jeżyk znów buszuje po ogródku w poszukiwaniu smakołyków (a ja niedobra spóźniłam się wczoraj, i jak zajrzałam do ogródka, to już odchodził niepocieszony pustką, którą zastał!)
UsuńO, i taką dwuetapową przezorność związaną z grzybami jak najbardziej popieram! Jak to mawiają – najwięcej ludzi zginęło przez trzy księgi: Biblię, Koran i atlas grzybów ;)
Skoro babie lato w pełni, to - jak na baby przystało - korzystajmy z niego pełnymi garściami ;) To nasz czas!
Naprawde? Dociagnelas do listopada?Nie mam pojecia jak ci sie to udalo, ja juz nie zdzierzylam, w ciagu dnia da sie niby wytrzymac , jak sloneczko lekko swieci, ale pod wieczor temperatura spada bardzo szybko, no i ta wilgoc🙈Wilgoc w powietrzu w polaczeniu z zimnem to zabojcza kombinacja, a przede wszystkim zadne pranie nie wyschnie.. Moze macie pralke z suszarka, my nie, ale wystarczy na godzinke wlaczyc ogrzewanie i natychmiast wszystko jest OK. :)) Przy obecnych cenach pradu, gas jest chyba duzo wydajniejszy . I w domu cieplo, i pranie schnie , no i dom tez przez to sie lepiej " czuje". Dzisiaj byla cudowna sloneczna niedziela, pojechalismy na spacerek, trafily sie przypadkowo dwa carbooty, i zakupilam dwie male, ale cudne rzeczy. Jedna z nich jest wrecz bardzo unikatowym przedmiotem - ja np. nie zgadlam do czego sluzy;)) Maly kieliszek ze slicznego ,ciemnozielonego, grubego szkla, cos w rodzaju kieliszka do jajek, ale o innym ksztalcie. Cudenko - ciekawe czy zgadniesz ? I do tego pan, ktory mi to sprzedal byl uroczym starszym dzentelmenem, a ten kieliszek nalezal do jego mamy, ktora zmarla maja 104 lata . Opowiedzial mi niezwykla historie...😉 To wlasnie lubie tu najbardziej ... te spontaniczne, ciekawe przyjacielskie rozmowy z obcymi ludzmi. Skarbnica wiedzy . 😘
UsuńTo mowilam ja : Kitty😂
UsuńHaha, no co Ty! Nie wiem, czy kiedykolwiek mi się udało ;) To tylko takie ambitne założenie, a przy okazji też wyzwanie, aby przedwcześnie nie ulegać zachciankom na ogrzewanie ;) Któregoś roku już we wrześniu uruchomiliśmy ogrzewanie na dzień bądź dwa, bo zimnica straszna była, można było przemienić się w sopel lodu ;) Póki co, to jednak nie korzystamy z niego, bo nie jest aż tak źle. Noce znów zrobiły się ciepłe (13-14 stopni).
UsuńNawet nie wiesz, jak ubolewam nad tym, że przez najbliższe miesiące nie będę mogła suszyć prania na świeżym powietrzu! Mam suszarkę bębnową, ale staram się jej nie nadużywać. Zazwyczaj wrzucam do niej mocno podsuszone rzeczy (szczególnie ręczniki, żeby były miękkie, a nie szorstkie), tak na 10-15 minut, nie więcej. Pranie w domu, bez ogrzewania, schnie mi teraz przez jakieś dwa dni. To też zależy, jaki materiał.
Ja sama bardzo chętnie wybrałabym się na car boot sale, ale... w roli sprzedającej! :) Mam ostatnio nieodpartą chęć wyprzedania połowy dobytku ;)
Eee no, kochana, tak się nie robi! Nie ułatwiłaś mi zadania! Żadnej obrazkowej podpowiedzi nie będzie?! Jak Ty nie zgadłaś, widząc, co masz w ręce, to ja tym bardziej nie zgadnę w ciemno :) Naparstek może? Naczynie do przechowywania jakichś drobnych bibelotów, np. biżuterii?
O tak, te przypadkowe rozmowy z napotkanymi ludźmi potrafią być naprawdę przemiłe! Mam ich wiele na swoim koncie. Jakoś tak od zawsze przyciągałam do siebie gawędziarzy.
W zeszlym tygodniu az dwa razy udalo mi sie wysuszyc pranie na dworzu , za trzecim razem jednak gruby szlafrok MM zaciagnal taka wilgoc, ze smrod zgnilizny az nos wykrzywial :)) Musialam go prac jeszcze raz i zalaczyc ogrzewanie aby wysechl ( wyschnal? ) . He he , angielski urok burzuazji :) Ale w sumie wystarczy podgrzewac z pol godzinki dziennie i temperatura trzyma sie w domu kolo 20 stopni. Na noc oczywiscie wylaczamy, juz nawet nie umiem sypiac w cieplym pokoju, co w Polsce bylo normalka. No tak, nie dalam ci zadnej podpowiedzi - otoz kieliszek z grubego zielonego szkla jest w ksztalcie lodeczki , na okraglej stopce. W sumie wyglada z daleka jak do jajek, ale to cos zupelnie innego :)) Wskazowka niech tez bedzie to , ze mama tego pana byla cale zycie pielegniarka.
UsuńBardzo milo nam sie rozmawialo, spytalam go jaki byl sekret dlugowiecznosci jego mamy, 104 lata ! Otoz zyla cale zycie na farmie, jadala glownie " stews" , wlasne warzywa i mieso... zapewne tez nie objadali sie, a duzo pracowali. Nawet nie wiesz jak bym chciala miec taka farme i wszystko wlasne...ale oczywiscie to mrzonka, ledwo daje rade ogarnac wlasny ogrodek wielkosci chustki do nosa i te pare doniczek, nie mowiac o malym domku. Takie zycie na farmie ma sens jesli zyje tam kilka pokolen, cala rodzina i po kolei wszyscy przejmuja paleczke w roznych pracach i sie nia dziela...No , tu odbieglam od mojego marzenia o domu z widokiem na morze, ale jedno i drugie marzenie nie ma szans realizacji, wiec co mi szkodzi pogdybac, no nie ? A propos tych rozmow...nasluchalam sie tu na carbootach cudnych opowiesci , najciekawsze sa te od starszych osob, po prostu skarbnica wiedzy i zapomnianych faktow...Nieczesto juz teraz jezdzimy , bo dom mi peka w szwach , ale widuje takie starsze osoby, czesto wdowcow, ktorzy traktuja carboota nie tylko jako malutki zastrzyk gotowki do domowego budzetu, ale tez chyba jako lekarstwo na samotnosc.. Ilez opowiesci o zmarlych zonach wysluchalam, i nie tylko o zonach, o ich zyciu, ciekawych podrozach itp. To starsze pokolenie Anglikow ma jeszcze te nieslychana uprzejmosc w sobie i bardzo dobre maniery i wychowanie ( nie to co to wspolczesne , ktore momentami zbliza sie juz do pelnej degenracji ) . Usciski i aby do milego wikendu Taito ! Kitty
A, i jeszcze zapomnialam cie zapytac : co bys chciala wyprzedawac z domu na carboocie, bo ja mam z tym ogromny problem🙈 Mam za duzo roznosci, ale jak przychodzi do pozbycia sie to ciezko to idzie ... Bede wdzieczna za podpowiedz 🙏🏻Kitty
UsuńNajpierw odpowiem Ci na to pytanie, bo to nie wymaga aż tyle czasu ;) Myślałam głównie o wyprzedaży zawartości szafy, aby się w niej poluzowało trochę :) Choć gdybym zrobiła czystki w domu, to pewnie znalazłoby się też wiele innych "randomowych" rzeczy (jak np. książki, płyty DVD, CD, praktycznie nowe obuwie) Nigdy niczego takiego nie sprzedawałam (ani online, ani na wyprzedaży garażowej), nie mam więc żadnego doświadczenia w tej kwestii — przeważnie oddawałam te rzeczy do lokalnej organizacji charytatywnej (SPCA), gdzie z kolei bardzo chętnie je przyjmowano (były bardzo dobrej jakości). Biblioteka nie chce już przyjmować żadnych książkowych donacji. Mam koleżankę, która mocno działa w internetowej sprzedaży i twierdzi, że można wszystko opylić innym ludziom! ;)
UsuńNo wlasnie, w teorii to mozna, ja zupelnie nie potrafie sprzedawac:)) Kitty
UsuńWiem! Wiem! A przynajmniej mi się wydaje, że wiem :) Niezłego ćwieka mi zabiłaś tą niespodziewaną zagadką, o mało co zwoje mózgowe mi się nie poprzepalały od tego główkowania ;) Otóż to... (drum roll)... kieliszek do płukania oczu! Jeśli zgadłam, to od razu uczciwie biję się w piersi i przyznaję, że oszukiwałam ;) Czyżbyś stała się szczęśliwą posiadaczką takiego okazu:
Usuńhttps://allegro.pl/produkt/xixw-kieliszek-do-plukania-oka-7ac7b594-8384-4729-995f-dd39092775cf?offerId=17945480262
Czytam resztę Twojego komentarza i ochoczo Ci potakuję, czego nie możesz zobaczyć. Ze wszystkim się zgadzam, choć młodzi pewnie by się oburzyli i stwierdzili, że to głupie gadanie starych bab ;) To starsze pokolenie Irlandczyków, czy Brytyjczyków (w Twoim przykładzie) było zupełnie inne. Nigdy nic złego nie spotkało mnie z ich strony – wręcz przeciwnie. To oni mieli w sobie największe pokłady zrozumienia i sympatii. Na temat współczesnej młodzieży można napisać całą epopeję, niestety byłyby w niej głównie same złe rzeczy. Wstyd mi, że moi rówieśnicy, czy ludzie nieco starsi ode mnie, wychowali takie roszczeniowe, niewdzięczne, egoistyczne, bezmyślne, zapatrzone w TikToka, pozbawione empatii i etyki pracy pokolenie. Oczywiście są chlubne wyjątki, nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka, ale jako grupa tak właśnie się prezentują.
Wygląda na to, że żyłam Twoim marzeniem jako dziecko/nastolatka :D Mieszkałam na wsi i choć nie mieliśmy tzw. gospodarki, bo moi rodzice od zawsze pracowali zawodowo, nie byli rolnikami, to jednak mieliśmy dwa poletka, na których uprawialiśmy swoje warzywa, i powiem Ci, że było dokładnie tak, jak piszesz. Wymagało to pracy wielu rąk, ogromnego zaangażowania, wysiłku i czasu. Ale jak to wszystko smakowało...! Zdradzę Ci, że już jako dziecko doiłam krowę babci i sama wyrabiałam jej masło w drewnianej maselnicy. To było czasochłonne i męczące zajęcie, więc babcia chętnie angażowała do niego dzieci :) W nagrodę dostawałam trochę tego masła i maślankę :) Warto było! Często też mieliśmy swojskie wędliny od sąsiadów czy rodziny. Żadne kupne się do nich nie porównują!
Brawo Taito, odgadlas bezblednie 👏👏👏Ja stalam tam i dumalam do czegoz to moze byc i nigdy bym na to nie wpadla, bo nigdy sie z czyms takim nie zetknelam🙈 Gratuluje i ide spac. Jutro dokoncze . Kitty
UsuńO rany Taito, teraz otworzylam linka i tak, dokladnie taki ! Moj ma jeszcze wytloczone na dnie " Made in England" i takie duze W posrodku w ramce , kiedys wyguglam co to za firma byla. No czyz nie cudny ?
UsuńPan chcial za niego raptem 4 funty i tyle zaplacilam. A co do zycia na farmie, to z jednej strony zazdroszcze a z drugiej wiem, ze jest to okupione ciezka praca i cala rodzina musi sie angazowac i pomagac. Od najstarszych do najmlodszych . Nie jest to latwy chleb, to na pewno , ja bardzo doceniam prace farmerow , bo to dzieki nim my zyjemy .. Wow, doilas krowe i robilas maslo? Nie kazdy umialby to teraz zrobic, posiadlas zatem ekstra skills :) Jako 13-letnia dziewczynka pojechalam z wielkiego miasta na wies, do rodziny mojej kuzynki. Pojechalam z ciocia i mlodszym kuzynem. O rany, pamietam, ze byl czas zniw , goracy sierpien i zagoniono nas do zbierania snopkow na polu. Caly dzien prawie. Ledwie doczolgalismy sie z powrotem do domu...:)) Byl to szok kulturowo - wysilkowy :) Najlepsza rzecza jaka zapamietalam z tej wizyty bylo to , ze gospodyni w nagrode zrobila nam przepyszne racuchy kladzione lyzka i smazone na tluszczu jak paczki, z tym , ze te nie mialy w srodku marmolady, tylko posypane byly cukrem pudrem. Absolutne niebo w gebie :)! Objedlismy sie z kuzynem do rozpeku :)Teraz jest to cos, czego nie zjem nawet w Tlusty Czwartek , pilnuje sie jak moge, bo cukrzyca szczerzy do mnie zeby :)) A ja ja odganiam juz piaty rok , kijem i keto :) Milego dnia i milego wikendu ci zycze ! Kitty
Tak coś mi podpowiadało, że to może być dokładnie taki kieliszek, bo opis się zgadzał :) Zrobiłaś dobry interes płacąc za niego tylko 4 funty, teraz możesz go sprzedać na allegro za 120 zł, za resztę kupić kolejne, itd., itp, aż zarobisz ten swój pierwszy milion i kupisz domek nad morzem albo na wsi (wtedy już nie będziesz musiała obawiać się braku rąk do pracy, bo zatrudnisz do tego ludzi) :D
UsuńTa butelkowa zieleń jest urocza – bardzo lubię ten kolor :)
Miało to swój urok. Moi dziadkowie mieli małe gospodarstwo, dwie krowy, każda miała swoje imię, a ja oczywiście byłam z nimi za pan brat (bardzo sympatyczne stworzenia) :) Często wyprowadzałam je na pastwisko, a potem po nie przychodziłam i eskortowałam do domu, a raczej do stajni (znały drogę, same mogłyby wrócić, ale nie można im było ufać, bo puszczone samopas z pewnością wlazłyby komuś w kapustę i zniszczyły plony ;)) Można się śmiać, ale to była bardzo ważna misja, szczególnie w upalne lata, kiedy burza nadchodziła. Jako że każda krowa pasła się na łańcuchu, była potencjalną atrakcyjną ofiarą dla piorunów ;)
Dziś wszystko jest na masową skalę. Tutejsi farmerzy mają bo kilkadziesiąt, a nawet kilkaset, sztuk bydła – wszystkie bezimienne, traktowane jako produkt, nie żywa istota. Taka polska krowa, odżywiająca się trawą, spędzająca całe dni na słońcu (a nie ściśnięta z innymi w baraku niczym sardynka) dawała bardzo dobre mleko, z którego z kolei powstawało pyszne masło, maślanka, serwatka, biały ser... To też było główne pożywienie ludzi na wsi (plus swoje mięso i warzywa), nie dziwię się więc, że mama tego angielskiego dżentelmena dożyła takiego sędziwego wieku.
Jako dziecko często się buntowałam, bo ja naturalnie chciałam się bawić, czytać książki i robić inne fajne rzeczy, a nie harować jak wół na polu, i to jeszcze nie na naszym! Oczywiście musieliśmy pomagać sąsiadom, dziadkom, innym członkom rodziny. Na wsi każda para rąk była na wagę złota, a dzieci wcale nie miały ulgi. Od małego były uczone pracy. Ja już w wieku 12 czy 13 lat sama robiłam pierogi, bo mnie mama nauczyła. Nie odbierałam wtedy tego jako jakąś supermoc, była to najzwyklejsza rzecz, każde dziecko szybko nabywało różne umiejętności, bo rodzice nie cackali się w tańcu ;) Nie chuchali i nie dmuchali na swoje pociechy, nie trzymali ich pod kloszem, jak to często teraz bywa.
A żniw nie cierpiałam. Dopóki w pola nie wjechały kombajny i "bizony", była to niesamowicie ciężka praca w pocie czole przy udziale kosiarek, a później snopowiązałek. Te znacznie ułatwiały pracę, bo nie trzeba było samemu robić powrósła, "tylko stawiać snopki" i przykrywać je chochołem. Najgorsza była jednak młockarnia, strasznie pyliła! Wykopki, choć też męczące dla dziecka, były lepsze! :)
Tak! Gospodyni domu często przyrządzała pracownikom jakieś smakołyki. U nas były to właśnie racuchy (mmm!) albo proziaki (w moim regionie znane jako "prołzioki", też pyszne) wypiekane bezpośrednio na kuchni kaflowej.
Przez te minione parę dekad świat tak się rozwinął, że czasem wydaje mi się, iż mieszkałam w jakimś skansenie :D Powiem Ci jednak, że nie żałuję, te doświadczenia były bardzo pomocne w dalszym życiu. Zaprawiły mnie ;)
Ojejku, sto mysli przychodzi mi na mysl , pierwsza to ta, ze z tego wpisu moglabys zrobic calego posta , o swoim dziecinstwie , o wsi , o tamtych czasach i jak to cie uksztaltowalo, bylaby fajna dyskusja , bo moglybysmy porownac nasze dziecinstwa i doswiadczenia z tamtych zupelnie innych czasow. Masz racje - mnie tez sie wydaje, ze tamte czasy to jakis nierealny skansen, a wtedy wydawalo mi sie, ze to czasy moich rodzicow i dziadkow to bylo zuplene zacofanie :)) Ich opowiesci byly jeszcze bardziej " egzotyczne" . Lata 70-te a potem 80-te wydawaly mi sie bardzo nowoczesne , wtedy :)) Kiedys jedna Francuzka tu w pracy opowiadala , ze oni we Francji w latach 70-tych , 80-tych nie mieli w domu ogrzewania, ze w zimie marzla bardzo , bo nikogo nie bylo stac na wegiel..Nie mieli cieplej wody . Ze jedli bardzo skromnie i skapo, ze chodzila w uzywanych ubraniach ... We Francji ! A ja z komunistycznego kraju, gdzie ponoc tylko biale niedzwiedzie i wieczna zmarzlina mieszkalam w cieplym bloku, z centralnym ogrzewaniem, ciepla woda na dotkniecie kranu, w domu zawsze bylo pod dostatkiem jedzenia, byla czekolada i slodycze, zima pomarancze i banany , a latem wbrod truskawek , wisni, czeresni , sliwek , gruszek , agrestu ... mialam nowe porzadne ubrania, blisko do szkoly, wszedzie mozna bylo dojechac autobusem czy kolejka - czyli w porownaniu z nia mialam po prostu luksus ! Moj Tata pracowal w stoczni, Mama w ksiegarni, zwykli ludzie , nie na jakichs wysokich stanowiskach. A nam sie wydawalo jak to na tym Zachodzie cudownie ...Na ten temat mam jeszcze sporo opowiesci o Anglii , tez ta sama epoka - jak tu zamykano kopalnie i zaklady pracy, jakie bylo bezrobocie, jak ludzie nie mieli co jesc i dostawali wtedy "dary " z Ameryki ... tylko nigdy nie wiedzieli co znadja w jakiej puszce, czy zupe czy mydlo ... Tu do lat 90tych byla bida i wielu miejscach pozostala...Oj naszlo mnie na gadanie - Kitty
UsuńHaha, a wiesz, że dokładnie o tym samym pomyślałam, kiedy odpowiadałam Ci na ten komentarz? Zrobiła się z niego całkiem pokaźna opowieść o zamierzchłych czasach i doszłam do wniosku, że to równie dobrze mógłby być odrębny wpis na blogu :) Great minds think alike ;) Powiem Ci nawet, że już chyba wiem, jak to zrobię, bo jakiś czas temu byliśmy w miejscu, którego jeszcze tutaj nie opisywałam. Nie jest w żaden sposób spektakularne (staram się pokazywać fajniejsze widoki), ale kto wie, może post będzie cieszył się popularnością? Żeby jednak nie był nudny i powtarzalny, to może już nie rozpisujmy się na ten temat (choć większość czytelników raczej nie czyta komentarzy innych osób).
UsuńHistoria Twojej francuskiej koleżanki pokazuje, że te ogromne podziały społeczne zawsze istniały. Ona marzła, niewiele jadła i żyła bez jakichkolwiek luksusów, a w tym samym czasie bogaci Francuzi pławili się w swoim bogactwie, obżerali, marnotrawili jedzenie i pieniądze. Smutne bardzo, mam nadzieję, że teraz ma dobre życie i zimno już jej nie dokucza, chociaż skoro żyje w UK, to kto wie... ;)
Nie ma niestety sprawiedliwości na świecie. Jeden ma wszystko, drugi – nic. Znałam takie polskie rodziny, które żyły (i to w późniejszych latach!) w podobnych warunkach jak ona.
Cieszę się, że chociaż Ty miałaś fajne dzieciństwo i niczego Ci nie brakowało :) To w dużej mierze zasługa Twoich rodziców –zapewne sami borykali się z różnymi problemami, tak typowymi dla tamtych czasów, ale koniecznie chcieli Ci nieba przychylić.
Yummy! Jaka pyszna notka! Czysta magia jesieni w słowach. Poczułam się, jakbym wpadła do Twojej kuchni, w której pachnie kawą, ciastem i cudowną codziennością.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że pierwszy artykuł, na jaki dziś trafiłam w sieci, to „Zrób dziś ciasto ze śliwkami”? I zrobiłam. Chociaż dopiero co skończyliśmy szarlotkę, dzisiejsza okazja była idealna. Odwiedziliśmy Młodych, poznaliśmy wnuczkę, a ciasto idealnie wpasowało się jako deser do obiadu, który też przygotowałam: zupy dyniowej i kaczki po prowansalsku.
A ponieważ zostało mi jeszcze trochę śliwek, jutro będą knedle, a od wtorku… ścisła dieta. Bo jeśli dalej będę się tak objadać, to zamienię się w... dynię!
Jesiennych akcentów w domu mam niewiele, jedynie bukiety z wrotyczu i nawłoci. Nie lubię jesieni, bo wszystko, co najgorsze w moim życiu, wydarzyło się właśnie o tej porze roku. Jesień ma u mnie przechlapane… po wsze czasy.
Cudownego i pysznego tygodnia, kochana!
Pyszna, ale też kaloryczna niestety ;) Jeszcze do niedawna "pachniało" w mojej kuchni octem, bo masowo produkowałam przeróżne przetwory, jednak zawieszenie produkcji spowodowało, że smród wreszcie się ulotnił, a jego miejsce zajął zapach ciasta. To śliwkowe pachniało obłędnie, myślałam, że utopię się we własnej ślinie, czekając aż nieco przestygnie ;)
UsuńHaha, widzę, że artykuł padł na podatny grunt :) Mnie też zewsząd bombardowały ciasta śliwkowe. Został mi ten nadprogramowy kilogram mirabelek (minus jedna sztuka, którą pożarł Pasibrzuch!) i zastanawiam się, co z niego przygotować: ponownie ciasto, czy może knedelki, o których wspominałaś :) Ach, te dylematy!
Również prześladuje mnie obawa przed przepoczwarzeniem się w dynię, a mimo to, jak na rasowego prokrastynatora przystało, cały czas przesuwam termin tej ścisłej diety! Widzę, że ten przykry moment nastąpił dla Ciebie już dzisiaj, więc życzę powodzenia :D
O nie, przykro czytać, że tyle zła spadło na Ciebie właśnie jesienią! Zatem życzę Ci, aby wreszcie się opamiętała i dożywotnio Cię rozpieszczała! Jest Ci to winna!
Ach, te kalorie… Kto by je liczył, skoro jedzenie to taka przyjemność! A tu to kaloryczne, to niezdrowe, tamto tłuste albo zbyt maślane… Jak tu żyć ja się pytam?!
UsuńW mojej kuchni ostatnio „waliło” cydrem, który rozlewałam do butelek, aż chyba Puszek chodził pijany od oparów alkoholu:-)
Z diety od wtorku oczywiście nic nie wyszło, bo umówiłam się z koleżanką na ploty we włoskiej restauracji i najadłam się jak bąk:-D Ale ja całe życie zaczynam dietę „od jutra” i nic mi z tego nie wychodzi, haha!
Poza tym planuję recenzję „Księgi smaków Prowansji” na bloga i co strona to ślinka mi leci, więc… co ja tu w ogóle bredzę o jakiejś diecie:-)
Dziękuję za Twoje słowa. Niech ta jesień i dla Ciebie będzie pachnąca, pyszna i pełna dobrych chwil.
Ubawiłaś mnie tym komentarzem — wielkie dzięki za dużą dozę uśmiechu :) Nawet nie wiesz, jak bardzo się z tym wszystkim utożsamiam :)) Biedny Puszek! Przekaż mu, proszę, moje najserdeczniejsze wyrazy współczucia z powodu tych niefortunnych atrakcji, które fundują mu jego "wasale" ;)
UsuńJuż samo życie jest niezdrowe ;) Na szczęście można jeść smacznie, zdrowo i kolorowo, co też od kilku dni czynię (i co mi bardzo służy). Bardzo lubię francuską kuchnię, byłam w siódmym niebie, kiedy tam mieszkałam — to tam między innymi poznałam pyszną sałatkę piemontaise, jadłam ratatouille, a nawet dałam się skusić pewnemu Francuzowi na skosztowanie ostrygi (ale tylko jednej!) ;) Czekam zatem z niecierpliwością na Twój smakowity wpis :)
Pyszne rzeczy. Muszę się nauczyć piec. Ja wrzucam gotowane jajko do każdej zabielanej zupy^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do obejrzenia mojego nowego obrazu :)
Polecam – satysfakcja gwarantowana :) Ja często piekę dla samej sztuki pieczenia, a owoce swojej pracy rozdaję ;)
UsuńNie pomyślałam o jajku, ale to całkiem fajny pomysł i jakże cenne proteiny w posiłku.
Dzięki za wizytę i komentarz.
Hahaha, lubię Twoje poczucie humoru :)
OdpowiedzUsuńSama też ostatnio zrobiłam drożdżówkę ze śliwkami. Smakowało wybornie
Pozdrawiam serdecznie
Jak miło! Dziękuję Ci bardzo za te słowa! :)
UsuńSzkoda, że nie podzieliłaś się efektami na swoim blogu. Może nawet podkradłabym Ci jedną – w końcu kradzione nie tuczy ;)
Miłego wtorku Ci życzę :)
zupę cebulową z grzankami znam i lubię choć w sumie nie wiem czemu nie chce mi sie jej gotować. Może dlatego że po zupach jestem szybko głodna a nie jadamy 2 dań tylko jedno. A ciasto całkiem ok ja bym dała zamiast cukru jakiś odpowiednik i ok. Ale podziwiam że we dwójke wsuniecie taką blaszkę ja mało pieke bo właśnie na 2 osoby za dużo mam potem ciasta a i tak mam już małą foremke kwadratową.
OdpowiedzUsuńPiękne dekoracje
Bo pewnie nie przepadasz za gotowaniem i nie chce Ci się stać przy garach, by mieszać karmelizującą się cebulę :) Jak "cienka" zupa to faktycznie szybko można po niej zgłodnieć, dlatego kluczem do sukcesu jest gęsta konsystencja albo jakieś pieczywo na boku.
UsuńSama bym spokojnie zjadła całe to ciasto (nie wciągu jednego dnia, ale kilku, i nie jedząc już nic innego) ;) Spokojnie, więcej osób się nim najadło :) Ja często piekę dla samej "sztuki pieczenia", a owoce swojej pracy rozdaję innym. Ciasto jeszcze nie wyszło z piekarnika, a Połówek już pytał, czy może je zabrać do pracy :D
Teraz jest takie zatrzęsienie przeróżnych foremek, średnich jak i malutkich, że spokojnie można piec nawet dla jednej osoby. Wielokrotnie widziałam filmiki na YT, w których ludzie robią sobie takie urocze małe serniki w okrągłych formach o średnicy może 10-15 cm. Nie szukaj wymówek ;)
Cieszę się, że moje dekoracje przypadły Ci do gustu :)
Tutaj w Anglii to samo! Ostatnio jak wyruszałam do pracy to temperatura rano wskazywała tylko 2 stopnie! A przecież dopiero wrzesień! Byliśmy też ostatnio z mężem na grzybach, jednak w naszym regionie jeszcze nic się nie pojawiło, a szkoda, bo liczyliśmy, że tak jak Ty upichcimy sobie coś jesiennego (w naszym przypadku zupę grzybową), jednak chyba będziemy musieli nieco poczekać. Póki co ukisiłam tylko 15kg ogórków :)
OdpowiedzUsuńU nas na szczęście nastąpiło już ocieplenie. Noce mają być naprawdę ciepłe (nawet 13-14 stopni), a w ciągu dnia można liczyć na 17-18. To całkiem przyzwoicie jak na końcówkę września. Oby jak najdłużej!
UsuńZazdroszczę (i gratuluję!) tych ogórków! Lepszy rydz niż nic! Myśleliśmy o tym, by jeszcze ich dorobić, ale w sklepach same miękkie ogóry, na próżno szukać tych jędrnych :(
oglądam właśnie na Netflix serial Ród Guinnessów prawdziwa historia piwa :) polecam jeśli nie widziałaś
OdpowiedzUsuńMignął mi wczoraj na Netfliksie, ale nie oglądałam go jeszcze.
UsuńJestem cukrzykiem (źle brzmi cukrzyczką), ale mogę patrzeć na słodycze, nie poślinię ekranu komputera. Po prostu wiem, że mi ich nie wolno jeść, bo ja zjem, zaraz mam wyrzut insuliny i potem mogę zjeść konia z kopytami i dalej będę głodna. Ale śliwki bardzo lubię i kilka dziennie mogę zjeść. Ale przypomniałaś mi zupę cebulową, którą robiłam kiedyś hen, hen za morzami górami a przecież jest smaczna i nie słodka :) więc w tygodniu zrobię sobie więcej i zamrożę parę porcyjek. Po raz pierwszy w życiu jadłam ją w Bejrucie w 1988 r. Tak dobrze pamiętam, bo w Bejrucie byłam raz w życiu podczas wycieczki na Cypr i wydawała się nam (z ojcem) najbezpieczniejszą potrawą w niezrozumiałej karcie dań.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobają twoje kolorowe naczynia jesienne. Sama z kubków nie korzystam wolę szklanki na herbatę i filiżaneczki na kawę, ale wyglądają bardzo ładnie. A te dynie porcelanowe? czy porcelitowe - super.
Kolejna nowa rzecz, której dowiedziałam się o Tobie, a w zasadzie to nawet dwie (fakt o Bejrucie też był mi nieznany). Myślałam, że od czasu do czasu pozwalasz sobie na ciasto. Chyba pomyliłam Cię z jakąś inną blogerką ;)
UsuńMoja babcia miała cukrzycę, ale nie miała Twojego samozaparcia. Uwielbiała sobie dobrze pojeść i nie żałowała sobie czegoś słodkiego.
Szklanek używam głównie do zimnych napojów, bo przy piciu gorących parzą mnie w ręce - lubię ogrzewać sobie dłonie na kubkach. Moja herbata musi być gorąca, nie lubię letniej. Filiżanki też mam w domu, ale używam ich albo do espresso albo w czasie wizyty gości ;) Kubki bardzo lubię, czasami nawet kupuję jakąś pojedynczą sztukę (a nie cały komplet), bo lubię mieć różne w zależności od humoru i wypijanego z nich gorącego napoju :)
Większość tych dyniowych gadżetów jest kamionkowa, jak np. ten "garnek" z uchwytami. Można w nim piec w piekarniku. Ta biała dynia zdaje się być ceramiczna (ekspertką nie jestem), ale taki właśnie napis widniał na jej etykiecie - "ceramic". A ta obok niej (z pierwszego zdjęcia) to nawet nie wiem, z czego jest wykonana.
Dobrze pamiętałaś, że pozwalam sobie czasami na ciastko, bo zamieszczałam zdjęcia małego (nie zawsze małego) co nieco na blogu. One zawsze (owe kulinaria) ubarwiają wpisy. Ale obawiam się, że będzie to teraz rzadkość, bo zauważyłam niebezpieczny skutek takiego pozwalania sobie od czasu do czasu- wpływ na niepohamowany apetyt, a to z kolei prowadzi do dodatkowych kilogramów, a i tak nie narzekam na ich brak. Więc muszę się bardziej pilnować. Pewnie od czasu do czasu się skuszę, ale najpierw muszę zgubić jeszcze przynajmniej z pięć kilogramów aby potem powiedzmy raz w miesiącu mieć dyspensę :) A co do Bejrutu to chyba nie wspominałam o tym nigdy, była to jednodniowa wycieczka morska z tatą, który pływał na statkach (a ja byłam u niego w odwiedzinach na Cyprze i skorzystałam z takiej możliwości, że mogłam popłynąć z nim. Mieliśmy tam chyba cztery godziny czasu, tyle, aby wjechać na górę z posągiem Matki Boskiej, przejść się po uliczkach, na których atrakcją (strasznie to brzmi, ale tak było) były ślady po strzelaninie (ładunki podkładane pod sklepami i eksplodujące pozostawiały wybite szyby). A także kontrola - posterunek kontrolny wojsko w pełnym uzbrojeniu, kiedy schodziliśmy do miasta, musieliśmy mieć przepustkę. Byłam wówczas podekscytowana że jestem w takim niebezpiecznym miejscu, kiedy Europa była jeszcze oazą spokoju
UsuńUff! Już zaczynałam myśleć, że naprawdę pomyliłam Cię z kimś innym, a o to łatwo, kiedy czyta się wiele blogów. Dobrze wiedzieć, że jeszcze nie jest tak źle z moją pamięcią :) Masz rację co do tego ubarwiania wpisów. Sama bardzo lubię właśnie takie "domowe" posty, z jakimś ciastem czy książkami w tle, w końcu nie samymi podróżami człowiek żyje.
UsuńChyba wiem, co masz na myśli z tym pilnowaniem się, bo ja niestety mam z tym problem. Czasem po prostu łatwiej mi mieć takie konserwatywne, zero-jedynkowe podejście, czyli w ogóle nie jeść słodyczy, bo kiedy już zacznę, to tylko niepotrzebnie robię sobie apetyt na więcej. I to przeważnie nigdy nie kończy się na jednej kostce czekolady czy małym kawałku ciasta! Inna sprawa to to, że kiedy jem zdrowo (dużo warzyw, protein), to znacznie lepiej się czuję i funkcjonuję. W moim przypadku zdecydowanie sprawdza się powiedzenie "jesteś tym, co jesz".
Życzę Ci wytrwałości i sukcesu w zgubieniu tych pięciu krnąbrnych kilogramów :)
Dla młodej dziewczyny z pewnością było to ekscytujące przeżycie. Europa znacznie się zmieniła na przestrzeni tych minionych dekad, ale pocieszam się tym, że i tak nie jest tu jeszcze aż tak źle, jak w innych stronach świata. Wiele europejskich krajów nadal jest relatywnie bezpiecznych i oby tak jak najdłużej było.
Powiem Ci, że ja jesieni naprawdę nie lubię... Strasznie na mnie wpływa, odczuwam zawsze spadek energii i mam wrażenie że szykuję się do zimowego snu. Może to przez to, że urodziłam się w lipcu? Słyszałam gdzieś teorię, że ludzie z lata odczuwają często depresje jesienne i narzekają na samopoczucie i chyba coś w tym jest... Za to te wszystkie jesienne dekoracje wprost mnie zachwycają. Co roku dokupuję nowe rekwizyty do domu i ogrodu- dyńki, jesienne poduszki, świece... W tym roku w naszym mieście otwierają dyniową farmę :) Z chęcią ją odwiedzimy. Taka jesień mi się nawet podoba ;)
OdpowiedzUsuńO nie, biedna! :( Pewnie należysz do tych pechowców, którzy mają sezonowe zaburzenia afektywne. Marne to pocieszenie, ale nie jesteś w tym sama – znam wiele takich osób. Czas jednak tak szybko płynie, że nim się obejrzymy, dni znów będą się wydłużać, i nastanie Twoja ukochana ciepła i jasna pora roku.
UsuńNie bardzo wiem, co myśleć o tej teorii, albo co myślą o niej mądrzejsi ode mnie – może coś w tym jest? Ja jestem zimową dziewuchą i mam łagodniejsze podejście do jesieni i zimy :)
Och, farma dyniowa! Od dawna mi się marzy!
Dobrego tygodnia i oby ta jesień łagodnie się z Tobą obeszła! :)
U mnie śliwki nie doczekałby do ciasta xD Wszyscy tak je uwielbiamy, że zajadamy jak tylko są w naszym zasięgu
OdpowiedzUsuńZajadajcie na zdrowie :) Trzeba korzystać z tych sezonowych dobrodziejstw natury :)
UsuńAle się cieszę ,że tu przypadkiem trafiłam( widocznie tak miało być). Bardzo przyjemnie piszesz i dzięki temu świetnie się Ciebie czyta. Żadnej policji kulinarnej wzywać nie zamierzam, bo uważam, że każda domowa kura ma prawo w swoim kórniku , zwłaszcza tym zwanym kuchnią rządzić jak jej się tam żywnie podoba. W tym roku o dziwo i ja rzucam się na jesienne ozdoby jak głupia , a nawet tej jesieni nie lubię bo zabiera mi rok rocznie moje ukochane lato. A jesienią żeby osłodzić sobie życie można o zakazie cukru zapomnieć :-)
OdpowiedzUsuńCieplutko pozdrawiam
Witam serdecznie w moich skromnych blogowych progach – rozgość się i czuj jak u siebie w domu :) Wielkie dzięki za wizytę i pozostawienie po sobie tych kilku miłych zdań :)
UsuńOtóż to – wolnoć, Tomku, w swoim domku :)
Zazwyczaj mam małe problemy z zaaklimatyzowaniem się do nowej pory roku, ale jak już się umoszczę wygodnie i przystosuję do nowych warunków, to potem znów jestem niepocieszona, że się zmieniają ;)
Cukier zdecydowanie osładza życie!
Nie ma to jak domowe ciasto i pisze to ta która nigdy nie upiekła żadnego ciasta, ale zawsze miała szczęście do ludzi z takimi talentami, wiec dużo tych domowych ciast jadła.
OdpowiedzUsuńZupę cebulowa jadłam tylko jeden raz i też zostałam nią ugoszczona, na szczęście zupy umiem gotować i lubię.
Tereso, Ty to wiesz, jak się urządzić w życiu! ;) Cieszę się, że otaczali Cię tak życzliwi ludzie :)
UsuńO tej porze roku zupy to prawdziwe złoto ;) Uwielbiam je za rozgrzewające właściwości i już zaczynam polować na dynię, aby zrobić z niej kolejną zupkę – trzeba korzystać z tych wszystkich sezonowych dobrodziejstw natury :)
Dobrego tygodnia dla Ciebie :)
Ależ u ciebie dziś apetycznie! Kocham twoje poczucie humoru powinnaś dostać za nie jakąś nagrodę. Choć... Nie jestem pewna czy taka nagroda istnieje. Przydałoby się coś takiego wymyślić 😂 ja bardzo łatwo ulegam nastrojom. Jesienny, świąteczny i tym podobne. Zaraz dekoruję dom i gotuję sezonowe potrawy. Po pierwsze uwielbiam to od dziecka. To takie wyjątkowe, klimatyczne ale i związane z tradycją w moim domu, którą bardzo bym chciała kontynuować i przekazać następnym pokoleniom. Po drugie te radosne zdałoby się powiedzieć drobiazgi pomagają przetrwać mi te okropnie zimne i bezproduktywne miesiące. Sprawiają że można czerpać w nich wiele inspiracji. Piec niestety nie piekę, dwa razy zrobiłam ciasto i nie wyszło. Powiedziałam sobie że nie będę piekła dopóki nie będę miała nowego piekarnika. Śliwki jem na surowo, mamy w ogrodzie dwie śliwy. Piotrek też bardzo je lubi ale on jest w ogóle wielkim miłośnikiem owoców 😁. Pozdrawiam serdecznie 🌹
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki, kochana, za ten przemiły komentarz, od którego od razu zrobiło mi się cieplej i milej na sercu :) Znowu perfekcyjnie oddałaś moje podejście do jesieni i ogólnie do dekorowania domu! Jak miło poczytać, że gdzieś tam na świecie istnieją ludzie o podobnych upodobaniach do moich! :))
UsuńPodoba mi się takie celebrowanie sezonów, a te okazjonalne gadżety świetnie się nadają do przemycania przytulnego klimatu do domu :) No i na koniec – nie poddawaj się! Jestem pewna, że umiesz piec, tylko jeszcze tego nie odkryłaś ;) Wina zapewne leży po stronie Twojego niesfornego piekarnika! Mam nadzieję, że z tego nowego wyjdzie wiele pysznych i aromatycznych ciast, za które Twoi domownicy będą Cię wychwalać pod niebiosa :))
Szczęściarze z tymi śliwami w domowym ogrodzie!
Kuś kuś, ja to akurat powinnam trochę nabrać masy, zwłaszcza na zimę, bo mi znowu będzie zimno ;p. Zupy cebulowej też długo praktycznie nie znałam, w domu rodzinnym nikt nie robił i po prostu kiedyś sama wpadłam na to, żeby spróbować. Bardzo dobra :)
OdpowiedzUsuńOch, gdyby to tylko było możliwe, to z wielką chęcią podzieliłabym się z Tobą moim zimowym ocieplaczem ;)
UsuńTo tak samo jak u mnie – moja kochana mama gotowała wiele pysznych dań, ale zupy cebulowej nigdy nie było w naszym repertuarze. Nam również bardzo zasmakowała, mniam! :)
Muszę to napisać, tekst mnie powala, śmieję się od początku. ;D No, no ...obejrzę Cię w filmie, kurde znam takie noce, jak ja ich nie lubię. ;D Mam wrażenie, że teraz odsypiam lato. haha Mnie już same foty ucieszyły, a że ja total jesieniara, to wiadomo, rok w rok po sklepach po nowe ozdoby. ;D
OdpowiedzUsuńNo nie mogę, tak napisany tekst, że gęba się śmieje już w głos. ;D Dzięki Ci za to. U mnie diety też nie ma... wczoraj czekolada na gorąco była i co... nie żałuję.
Dla mnie ciasto wygląda pysznie! Naturalnie, weź... wzięłabym go z ekranu i pożarła. ;D
Lubie zupę cebulową. Teraz mi się chce ją zjeść. Ten post to dla mnie taka radocha, śmieje się cały czas, zdjęcia tak klimatyczne. Cudnie wyglądające ciasto, zupka. Bardzo, bardzo fajny post, totalnie mi ubarwiłaś poranek. ;D Poproszę o więcej. hihih Fajowa z Ciebie istota, spędzenie z Tobą czasu jest na band ciekawe, na plus ciekawe. :))))))
Jak tylko dostanę angaż w "Egzorcyście", nie omieszkam Cię poinformować, a jak wejdziesz w posiadanie filmowego plakatu, to nawet zostawię Ci na nim specjalną dedykację z autografem ;))
UsuńZawsze lubiłam jesień, ale powiem Ci, że dopiero w tym roku "wzięło mnie" na jakieś ozdoby. Wczoraj weszłam w posiadanie kolejnych dwóch kubeczków, a raczej kubasów, bo do małych to one absolutnie nie należą. Są za to idealne jako miseczka na jesienne zupy, które oczywiście gotuję z uporem maniaka :) Dziś przygotowałam kolejny garnek pomidorowej, a do tego gorące i rozgrzewające chicken curry, bo od samego rana pada, więc miło zjeść coś sycącego i ciepłego. Ta pora roku jest taka przytulna :) A mówiłam już, że zamówiłam dziś... jesienny obrus? ;) Nie? No to właśnie Cię informuję :)
Bardzo mi miło, że wpis wywołał Twój uśmiech, dzięki Tobie mam już jeden dobry uczynek odhaczony dzisiaj :D Dzięki za wszystkie miłe słowa, którymi obsypałaś mnie jak confetti i cekinami :) Teraz to dopiero będę błyszczeć i się wyróżniać ;))
Korzystaj z tej jesieni, ile wlezie :) Na następną przyjdzie Ci poczekać aż rok!
Jak to zwykłam mawiać - po to zaiwaniam na siłowni, by nie bać się kalorii. XD
OdpowiedzUsuńPo dwóch latach testów na sobie, mogę stwierdzić, że okiełznałam problem z upałem i nawet spało mi się dobrze. Zwykła suplementacja i krew od razu lepiej płynie. A mam za sobą 3/4 życia tortur i nienawiści do lata.
Ale jesień kocham niezmiennie. Niemniej, nigdy nie "uprzytulniam" domu, raczej szafa przechodzi metamorfozę, bo wyciągam na najbliżej dostępne półki, moje ukochane kolorowe sweterki. :)
Miałam wczoraj taką myśl, że futra - zabijanie zwierząt dla futra - jest obrzydliwe, nie ma co kryć. Ale miałam w szafie kożuch z czegoś, co zostało zabite na mięso, a skóra po prostu wykorzystana. Ile w tym obrzydliwości?
Nie jestem wegetarianką, a obrzydza mnie krew na stole. Lecz jak już się mięsko upiecze, to chętnie zjadam.
Gdzie jest sens, logika i jakaś granica?
Ja ostatnio pożądałam cukierków moich bliźnich. Dowiedziałam się gdzie je schowano i zjadłam kilka.
Chłopaki dostali wczoraj w pracy na dzień chłopaka, cały pucharek. Myślisz, że wyrośnie mi coś męskiego przez ten grzech?
Jest to jakiś sposób, szczególnie dla tych, którzy nie mogą, albo nie chcą rezygnować ze słodkości, ale jednocześnie chcą utrzymać wagę. A jak wszyscy wiemy, z wiekiem coraz trudniej o zachowanie linii. Znam naprawdę mało osób w średnim wieku +, którzy mogą pochwalić się idealną figurą. I dotyczy to obu płci, nie tylko kobiet. Z kaloriami trzeba się liczyć ;)
UsuńGratulacje – czytałam kiedyś u Rose, że poradziłaś już sobie z tym problemem i teraz lata Ci niestraszne.
Ja mam tak pojemne szafy, że w zasadzie nie muszę wymieniać garderoby, bo jest w niej całoroczna :) Stosik ze swetrami oczywiście zajmuje w niej dumne miejsce i od jakiegoś czasu się powiększa. Kiedyś rzadko nosiłam swetry, teraz bardzo je lubię. Tylko nie do końca mi ładnie w jesiennych czy ziemistych kolorach, ale cóż począć? Trzeba pogodzić się z tym, że nie każdy może być Miss Polonią (ładnemu we wszystkim ładnie) ;) Jeśli dobrze pamiętam, Ty miałaś taki piękny, musztardowy sweter.
Oczywiście, że jest obrzydliwe i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Nie jesteśmy ludźmi z epoki kamienia łupanego. Nie potrzebujemy odziewać się w naturalne futra, bo mamy dostęp do innych, równie ciepłych, zamienników. Ale człowiek to taka zaradna istota, że wykorzysta zwierzę w niemal 100%. Na futro, na mięso, na galanterię skórzaną, a resztę "odpadów" do produkcji porcelany czy mączki mięsno-kostnej, którą potem będzie karmił hodowlane ryby. Prawdziwy przedsiębiorczy janusz biznesu!
Miło z Waszej strony, zważywszy na fakt, że to pewnie nie było ich święto, bo zapewne pracujesz z mężczyznami, a nie chłopakami ;) Haha, ja bym się nie bała, że coś Ci wyrośnie przez ten grzech, tylko uschnie! ;)
Mam znajomą po pięćdziesiątce, która jest takim moim przykładem, wzorem, że się da. Równo zasuwa na siłowni i wygląda na dużo młodszą.
UsuńJeśli tylko zdrowie dopisuje, to można wszystko.
Tak, poznałam aminokwasy. Coś, czego nie da się dostarczyć w stuprocentowym zapotrzebowaniu w jedzeniu.
Dopełniam do stu, suplami i jest gitara.
W mojej też całoroczna, tylko przesuwam kupki na półkach. :D
To musztardowa bluza. Ogólnie mi dobrze w ciepłych kolorach, ale za to w fiolecie mi średnio, choć go bardzo lubię - więc nie zwracam uwagi na to, co mi pasuje, a co nie. Po prostu noszę daną rzecz, bo mi się podoba i wygodna.
Co mi uschnie????
Również zauważyłam tę zależność. Dużo tych wysportowanych osób w średnim wieku wygląda na młodsze. Stanowią dobrą reklamę :)
UsuńDobrze, że chociaż kolor zapamiętam właściwie! ;) Tobie w nim bardzo ładnie, bo masz ciemne włosy, oczy chyba też, ja natomiast jestem świńską blondynką – podejrzewam, że Peppa Pig to jakaś moja daleka krewna!
Fiolet kojarzy mi się z Wednesday ;) Za tym ciemnym nie przepadam, wolę jasny. Ja muszę się dobrze w czymś czuć, żeby to nosić.
Co Ci uschnie? No właśnie miejmy nadzieję, że nic! ;)
Mam bardzo jasne oczy.
UsuńWednesday chyba nie nosiła fioletu w żadnej produkcji, nie przypominam sobie.
Powinnam była sprecyzować – z serialem "Wednesday", bo tam ten kolor często się przewija, choćby w szkolnych mundurkach. Sama Wednesday chyba faktycznie go nie nosiła, w końcu miała alergię na kolor :)
Usuń