środa, 15 października 2008

Am I or aren't I, czyli dywagacje Taity

Całkiem niespodziewanie zagłębiłam się w rozmyślaniach natemat mojej materialnej strony. Weszłam na jednego z moich ulubionych blogów,poczytałam, pomyślałam i posłałam komentarz. Zamknęłam wspomnianego bloga iteoretycznie powinnam była odepchnąć od siebie temat poruszony przeze mnie wkomentarzu. Jako że jest to jednak teoria, a ta różni się sporo od praktyki,stało się inaczej. Po wyjściu z bloga moje myśli, niczym natarczywe elektrony zaczęłykrążyć wokół jądra, którym w tym wypadku jest temat materializmu. W mojej głowiez porażającą regularnością zaczęło pojawiać się pytanie: „hmm, to jestemmaterialistką, czy nie jestem?!”. Aż chciałoby się sparafrazować słynny dylematHamleta „to be or not to be?” i rzec „Am I or aren’t I?”

Wraz z narodzinami pytania pojawiło się oczywiście tysiącodpowiedzi i milion argumentów, niebezpiecznie podwyższając temperaturę mojegomózgu. Trzeba było chwilowo zaprzestać rozmyślań, co by nie nastąpiło jakieśspięcie w mojej kopule ;) Tak, tak, wbrew pozorom blondynki też mają mózg. I odczasu do czasu z niego korzystają. Może mój umysł nie jest tak przenikliwy jakpromienie Roentgena, ale wystarcza mi na moje własne potrzeby.

Więc jestem czy nie jestem materialistką? Postawiwszysobie to pytanie, musiałam nieźle się namęczyć, uciszając wewnętrzny głoskrzyczący: „Oczywiście, że nie jestem!”. Materializm źle się kojarzy wieluosobom. W tym mnie. Z materialistami wiążą się rożne nieciekawe stereotypy, amnie już wystarczy stereotyp blondynki – lalki Barbie ograniczonej umysłowo,której czaszka robi za lokum dla mózgojada.

Co przemawia na moją niekorzyść? Na pewno mój głupisentyment do rzeczy martwych. Zresztą nie tylko do rzeczy martwych, lecz takżedo ludzi i zwierząt. Jako że mowa jest jednak o materializmie, ograniczę się dosentymentu do przedmiotów. Cholernie przywiązuję się do mojego otoczenia i dorzeczy, które je tworzą. Uwielbiam mój dom, szaleję za moją cichą i spokojnąokolicą, doceniam mój zielony ogródek, lubię moje auto. Mimo że to nie jest towymarzone, zżyłam się z nim i na myśl o dniu w którym go sprzedam łza kręci misię w oku. Tak, wiem, głupie to. I to nawet bardzo. I taaakie dziecinne. Nicjednak na to nie poradzę. Lubię to auto, bo to nasz pierwszy samochód kupionyza ciężko i uczciwie zarobione pieniądze. Razem z nim stawiałam moje pierwszekroki jako kierowca, na jego częściach uczyłam się co jest co i do czego służy.Cieszyłam się, kiedy ładnie się prowadziło i grzmiałam na nie, kiedy zbyt ostrowpadało w zakręty, doprowadzając moje biedne serce do palpitacji ;) Pamiętammój strach, kiedy rozładowałam akumulator. Pamiętam też mój histeryczny śmiech,kiedy wraz z przesympatycznym Irlandczykiem pchałam je na parking przed naszymdomem :) To dopiero był obciach! I jak tu pozbyć się tego auta, z którym tylesię przeszło? [choć bardziej adekwatne byłoby stwierdzenie „z którym tyle sięprzejechało”]

Czy to stawia mnie w złym świetle? Czy znalazłam się jużna dnie konsumpcjonizmu? Kto z Was chciałby być postrzegany jako pozbawionyludzkich uczuć materialista goniący za doczesnymi dobrami tego świata, potrupach zmierzający do obranego celu? Ja nie. I tutaj pałeczkę znów przejmujemój wyżej wspomniany głos wewnętrzny. Przecież ja nie jestem typem dla któregoszczytem marzeń i rozkoszy wszelakich jest posiadanie willi z ogromnym basenem,pokaźnego konta w banku, kompletu służby i koniecznie wypasionego PorscheBoxster S Design Edition 2 - modelu, który z pewnością powaliłby na kolananiejednego sąsiada, powodując przy tym wyjątkowo intensywny ślinotok. A mnieprzecież na tym nie zależy. Nie muszę mieć najnowszego wozu z nieziemskimibajerami. Po co mi to? Już dawno temu odcięłam się od chorego wyścigu szczurówurządzanego przez znajomych Polaków – nowobogackich emigrantów [pożal sięBoże…] Jeśli ktoś chce się w to bawić – proszę bardzo. Ja jednak podziękuję zazaproszenie, nie wezmę udziału.

Nie jestem ślepo goniącym i dostającym zadyszkiuczestnikiem wyścigu szczurów, który pełnię szczęścia osiągnie tylko iwyłącznie dobiegając do mety i dumnie stojąc na podium. Szczęście jawi mi sięjako coś zupełnie innego, coś bardziej wzniosłego. Od  posiadania luksusowego domu na Seszelach iwakacyjnych wyjazdów na Mauritius bardziej liczy się dla mnie posiadaniebliskich mi osób, na których mogę zawsze polegać. Ważniejsze jest dla mnie zdrowie,miłość i rodzina. Nie oddałabym tego nawet za roczny pobyt na jednej z tychegzotycznych wysp.

Czy to źle, że dbam o dom? Że liczy się dla mnie porządeki ład? Nie sądzę. Po prostu lubię ład i czystość. Nieporządek robi się sam, aporządek niestety trzeba zrobić samemu. Czy to, że mam wygodny samochód, dużąplazmę i dobry aparat fotograficzny oznacza, że jestem materialistą z krwi ikości? Że nie ma już dla mnie ratunku i że zachłysnęłam się złudnymi dobraminaszego świata? A jeśli pojadę na atrakcyjne zagraniczne wakacje, czy wtedyzostanę zaklasyfikowana do grupy materialistek?

Gdzie zaczyna się ten niebezpieczny grunt, to swoisteruchome bagno, na którym postawiwszy nogę człowiek zostanie wciągnięty w wirszerokopojętego materializmu?

17 komentarzy:

  1. Bzdura! ja uwazam, ze chec posiadanie mieszkania czy domu, samochodu i innych potrzebnych w dzisiejszych czasach przedmiotow wcele nie jest objawem materializmu. Nie zyjemy juz w epoce kamienia lupanego i na przykald samochod jest nam niezbedny tak jak prymitywne narzedzia czlowiekowi pierwotnemu. ja nie jezdze na wakacje, po to , zeby pochwalic sie potem w pracy, ale zeby wypoczac. Kiedys nie bylo mnie stac, wiec nie jezdzilam, ale nie czulam sie przez to gorsza od innych, tak jak terza nie czuje sie lepsza, bo posiadam wlasny samochod i jezdze na wakacje. ja nie kolekcjonuje firmowych ciuchow, zeby sie pokazac, a jesli kupuje cos firmowego, to tylko dlatego, ze jest to gatunkowo lepsze i dluzej mi sluzy, co w efekcie wychodzi mi taniej niz zakup 10 ciuszkow, ktore wyrzuce po pierwszym praniu. Materializm , moim zdaniem, to gromadzenie rzeczy za wszelka cene, to miec, zamiast byc, ale w tym wypadku nie rozmawia sie o zwyklym, przecietnym uzywanym czy nowym aucie i malym slicznym domku. Duzo o tym pisac. Nie znam Ciebie osobiscie, ale czytajac to , co piszesz nigdy nie powiedzialabym, ze nawet w malym stopniu jestes materialistka. A to, ze nawet dzisiaj sa ludzie, ktorzy wala zyc w jaskiniach, wolny wybor i ja stram sie to uszanowac, ale nie lubie jak ktos taki potem mowi, ze ja jestem materialiska, bo lubie ladne rzeczy, bo mam samochod czy dosc wygodne mieszkanko (nota bene w bloku).Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie, posiadanie w dzisiejszych czasach samochodu, laptopa, domu, mieszkania ładnie urządzonego i z takimi "bajerami" pomocnymi jak roboty kuchenne , zmywarki czy co tam jeszcze:) to ja uważam, że to powinno być standardem którym ułatwia nam zycie, niestety w większości krajach można to sobie zapewnic, ale u nas w Polsce czasami pomimo cięzkiek harówy na wiele rzeczy ludzi nie stać. A materializm? To ślepe gonienie po trupach ....nie ułatwianie sobie zycia:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech, już zapomniałam, że coś takiego, jak wyścig szczurów istnieje. Pracowałam pomiędzy "szczurkami" w Polsce i muszę przyznać, że wcale, ale to wcale mi go nie brakuje. Wśród moich znajomych w Norwegii też zaczynam obserwować "postaw się, a zastaw się". Biorą pożyczki, kupują drogie samochody, a potem ledwie wiążą koniec z końcem. My kupiliśmy dwa nastoletnie autka, które absolutnie nam wystarczają do szczęścia. Co prawda czerwone, ale to już inna historia ;-) I pewnie będziemy nimi jeździli, aż się rozpadną :-) I bynajmniej nie chodzi o to, że nas nie stać, ale w takich wypadkach zadajemy sobie pytanie: "po co?" Po co nam najnowsze autko z salonu, skoro stare jeżdżą? Po co nam wycieczki do Tailandii, skoro Połówek nie lubi dalekich podróży i dla niego to mogłaby byc męczarnia, a nie przyjemność? (Chociaż wszyscy jeżdżą). Po co mi buty od Gucciego skoro i tak nie mam ich gdzie założyć? (Chociaż śliczne). I ja i On stanowimy zaprzeczenie konsumpcjonizmu ;-)Buziaki od Nie-Konsumpcyjnej ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że chyba Ci to nie grozi, bo jak widze masz właściwie poukładaną hierarchie wartości.A jeśli chodzi o przywiązanie do rzeczy to też tak mam, chociaz wcale nie czuję sie materialistką.. Mam nawet problem z wyrzucaniem ubrań, których juz nie noszę.i z samochodem też było u nas podobnie. Rozczulałam się ostatnio kiedy sprzedawaliśmy auto, no bo przecież kupowaliśmy je jeszcze kiedy nie było dzieci, przeciez wiozłeś mnie kiedy miałam rodzić, a pamiętasz .... itd. Tymczasem mój mąż nie przejawiał ani cienia melancholi związanej z rozstaniem :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bo faceci tak już mają ;) To takie oziębłe istoty ;) Jak można tak po prostu, bez cienia smutku, pozbyć się swego wiernego czterokołowego towarzysza? ;) Ja bym nie potrafiła!Ha! Wykazuję identyczną postawę odnośnie moich ciuchów! Od kilku dni nastawiam się psychicznie na opróżnienie mojej szafy. Czego ja tam nie mam.... Najwyższy czas zrobić segregację! Nie wiem, jak ja to zniosę ;)Boże, za jakie grzechy pokarałeś mnie taką głupią sentymentalną naturą?

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurde no! Jakbym swoje myśli czytała! Mam identyczne podejście do tych spraw :) Z politowaniem patrzę na grupkę znajomych Polaków, którzy cały czas konkurują ze sobą, robiąc wszystko i zaciągając długi, aby tylko udowodnić, że są najlepszą partią. Czy ludzie nie mają nic lepszego do roboty?? Naprawdę nie rozumiem... Najgorsze jest to, że tę zawiść i konkurencję przekazują swoim dzieciom.Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za obszerny komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dokładnie taki standard obowiązuje w wielu irlandzkich domach. I to jest tutaj fajne. Jeśli chcesz wynająć dom, nie musisz zbytnio martwić się o meble, bo domy są z reguły wyposażone m.in właśnie w pralkę, zmywarkę (czasem także suszarkę) mikrofalówkę, odkurzacz, czajnik elektryczny i kosiarkę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozumiem Cię Lauro i zgadzam się z Twoimi poglądami. To normalne, że człowiek dąży do polepszenia standardu życia i jak najbardziej jest to pozytywne zjawisko. Gdyby pierwotnym ludziom wystarczało to, co mieli, współczesna cywilizacja nie byłaby tak wysoko uplasowana na drabinie rozwoju i postępu. Trzeba dążyć do poprawy swojego bytu, ale trzeba to robić umiejętnie, z zachowaniem rozsądku - ta zasada tyczy się zresztą wszystkiego. Umiar i rozsądek ponad wszystko. Dziękuję za Twoją opinię i przesyłam serdeczne pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  9. aga.stankiewicz@onet.eu16 października 2008 09:27

    Zdecydowanie myślę, że materialistką to Ty nie jesteś... Każdy ma potrzebę posiadania domu, czy mieszkania, auta itp. To są normalne rzeczy pomagające nam w funkcjonowaniu, w życiu. Materialiści to ci co właśnie niczym szczury gonią aby jak najwięcej zarobić, mieć, a potem się tym chwalić... Także spokojnie - materializm Ci nie grozi ;))) Pozdrawiamy serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Odpowiedź na Twoje pytanie jest bardzo prota (wbrew pozorom). Zgodnie z defincją słownika wyrazów obcych: "Materialista - osoba dbająca PRZEDE WSZYSTKIM o własne korzyści materialne"Posiadanie, lub chęć posiadania przedmiotów materialnych, nawet luksusowych (czyt. dobrze wyposażone mieszkanie, dobry samochód, super sprzęt) nie czyni z Ciebie materialisty. W końcu zarabiasz po to, zeby żyć wygodnie. Materialista to stan umysłu, a nie portfela :) W innym razie nie-materialistami byliby tylko biedacy, nieudacznicy i asceci ;) Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  11. Chyba jeszcze nie jest ze mną tak źle. Dopóki nie stanę się jedną z uczestniczek wyścigu szczurów, to będzie dobrze :) Jak słusznie zauważyło wiele osób, pragnienie posiadania domu, czy auta nie jest wyznacznikiem materializmu. Ludzka natura ma wiele hedonistycznych aspektów, nic więc dziwnego, że człowiek ulepsza sobie życie.Przesyłam serdeczne pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo dobrze powiedziane, Elso. Zresztą wszyscy macie rację. Nie pozostaje mi nic do dodania :) Przesyłam więc pozdrowienia i cieszę się, że się pojawiłaś, bo daaawno Cię nie było. Mam nadzieję, że wena - uciekinierka już do Ciebie powróciła, bo czas napisać posta ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. ~Ola - Mama Adasia18 października 2008 05:47

    Rozumiem Twoje mysli. Mam podobne. Dotyczy to chyba wszystkich, ktorzy znajduja sie w sytuacji, kiedy dobra materialane latwiej nam przychodza.Ja mam to tego takie podejscie, ze zupelnie, totalnie unikam porownan miedzy soba i innymi. Chore jest konkurowanie miedzy tym kto co ma a kto nie ma. Uwazam, ze posiadanie dobr materialnych, ktore uwazamy dla siebie za wazne, czy nawet wygodne nie jest problemem. Problem jest kiedy ludzie sie porownuja i wywyzszaja przez to. I to jest wlasnie problemem nowobogackich.Taita, z tego co i jak piszesz to widac, ze nawet jak na Bahamach spedzisz caly rok, na pewno Ci to nie zmieni zdrowego podejscia tych kwestii. Brawo!Buziaki z Waszyngtonu, Ola

    OdpowiedzUsuń
  14. W każdym z nas jest mniej lub więcej z materialisty. Świat obraca się wokół kasy i kobiet niestety....

    OdpowiedzUsuń
  15. Nowobogackich Ci u nas dostatek, niestety. Wszyscy nasi znajomi Polacy z upodobaniem konkurują między sobą, więc częściowo się od nich odcięliśmy. W końcu ile można wysłuchiwać przechwalania się i kłamstw mających na celu wzbudzenie zazdrości? Z tymi ludźmi nie dało się o niczym konkretnym pogadać. Liczyła się tylko kasa i bycie najlepszym. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Czy ja wiem? To dość śmiałe tezy, Alku. I trochę niesprawiedliwe wrzucać wszystkich do jednego worka. Nie dla każdego największym priorytetem jest kasa czy dobra materialne...

    OdpowiedzUsuń
  17. Może i fakt że to trochę dość śmiałe tezy ale taki jest wynik moich obserwacji. Możemy się z tym zgadzać lub nie, akceptować lub protestować ale taka jest niestety rzeczywistość. W każdym z nas jest więcej lub mniej z materialisty.

    OdpowiedzUsuń