wtorek, 17 lutego 2009

Druga odsłona Glasgow

Udając się do Glasgow, nie oczekiwałam rewelacji. Kiedy zapadła decyzja o naszym wyjeździe, postanowiłam bliżej przyjrzeć się przewodnikowi po Wielkiej Brytanii, który jakiś czas temu dostał się w moje ręce jako jedna z pamiątek, którymi obdarował mnie Mój Szczodry Połówek, powróciwszy z wyprawy do Anglii. Otworzyłam grube tomisko i rozpoczęłam podróż po jego pięknych i kolorowych kartkach. Przeglądałam je, tradycyjnie już wydając z siebie mnóstwo „ochów” i „achów”. Kiedy jednak dotarłam do Glasgow, liczba westchnień niebezpiecznie zbliżyła się do zera. Podumałam, pokręciłam nosem, by wreszcie z impetem zamknąć grube okładki przewodnika i wydać pełen rozczarowania werdykt: „Przecież tam nie ma nic ciekawego!”. W momencie wypowiadania tych słów nie wiedziałam jeszcze, że się myliłam. A myliłam się bardzo!


  

 

Do Szkocji przybyliśmy z gotowym planem, mocno zdeterminowani, by wypełnić każdy jego punkt. A tymczasem zmuszeni zostaliśmy do mocnej modyfikacji wstępnej wizji naszego pobytu. Opóźnienie lotu automatycznie wpłynęło na późniejsze dotarcie do naszego Bed & Breakfast. Choć wiozący nas taksówkarz szybko dostarczył nas pod wskazany adres, wskazówki zegara nieubłaganie zbliżały się do godziny dwunastej.


  


Cały proces zakwaterowania przebiegłby zdecydowanie szybciej, gdyby nie… właściciel B&B. Ron, przesympatyczny Szkot, okazał się nie tylko uosobieniem gościnności i przyjaznego nastawienia mieszkańców Glasgow, lecz przede wszystkim Wielkim Gadułą. Jego otwartość i serdeczność sprawiła, że w błyskawicznym tempie nawiązaliśmy z nim świetny kontakt. Zamiast skupić się na rozpakowaniu bagaży, mój facet [kolejny gaduła] zrobił to, co lubi robić najbardziej, czyli wdał się w dłuuuuuuugą rozmowę z Ronem.


  

 

O ile na początku ich wielce absorbującej konwersacji udało mi się jeszcze wtrącić swoje trzy grosze, o tyle pod koniec nie miałam już takiej szansy. To był ICH czas. To był ICH żywioł. To była MOJA katorga. Od luźnych myśli do filozoficznych rozważań. Od historii Polski po futbol szkocki. Od Irlandii do polityki. Ich zasób tematów wydawał się nie mieć końca. Moja cierpliwość – tak. Podczas gdy oni z pasją dyskutowali o znienawidzonej przeze mnie polityce, ja zastanawiałam się, czy zauważą moją nieobecność, kiedy zaraz w akcie protestu i desperacji wyskoczę przez ogromne okno w naszym pokoju. Obyło się bez tak drastycznych kroków, jako że Ron w porę się zreflektował i uznał, że pewnie zechcielibyśmy wreszcie odpocząć i rozgościć się w pokoju. O tak, chcieliśmy. I to bardzo.


  


Ron to prawdziwa skarbnica wiedzy. Fantastyczny człowiek o szerokich zainteresowaniach i godnej podziwu wiedzy na każdy temat. Szkot w 100% będący zaprzeczeniem obrazu wyspiarzy z pasją malowanego przez sporą część Polaków emigrantów. Tych „najmądrzejszych i bezkonkurencyjnych” pod każdym względem. Tych, przy których każdy obywatel Irlandii i UK jest tylko nieudolnym irolem lub innym tępym angolem koniecznie zasługującym na  wyszydzenie i pośmiewisko. Myślę, że nie przesadzę, pisząc, że wielu rodaków mogłoby nauczyć się od niego nie tylko gościnności i uśmiechu na twarzy, lecz także wielu istotnych faktów z historii.To między innymi dzięki niemu bardzo mile wspominamy nasz pobyt w Glasgow. A ja jestem mu tym bardziej wdzięczna za uratowanie życia. Kiedy po kolejnym dniu I N T E N S Y W N E G O zwiedzania miasta i przebyciu Nie-Wiadomo-Którego-Kilometra w [Uwaga! Uwaga!] butach na kilkucentymetrowym obcasie, błagałam Połówka, by mnie dobił, Bóg ulitował się nade mną, zsyłając mi Rona z niezastąpionym Ibupromem. Od tego momentu zapałałam do tego Szkota bezgraniczną miłością. [przez żołądek do serca??]


  

 

Ku naszemu pozytywnemu zaskoczeniu okazało się, że takich sympatycznych i bezinteresownych „Ronów” jest więcej na ulicach Glasgow. Do dziś z uśmiechem na twarzy wspominamy tych przemiłych przechodniów, którzy w codziennym biegu – tak charakterystycznym dla wielkich miast – znaleźli w sobie pokłady empatii i chwilkę czasu, by widząc nas żywo dyskutujących nad mapą, przystanąć i zaoferować swoją pomoc. Takie gesty są niesłychanie ważne dla turystów. Bo o charakterze danego miasta i jego klimacie nie decydują tylko i wyłącznie zabytki, rzeczy i miejsca, lecz przede wszystkim ludzie. I choć Glasgow cieszy się niezbyt chlubną sławą niebezpiecznego miasta, dobrze wiem, że znajdę tam niejedną pomocną dłoń…

 

[Ciąg Dalszy (chyba) Nastąpi]

21 komentarzy:

  1. renatad7@poczta.onet.pl17 lutego 2009 19:14

    No moj chlop zasypuje mnie takimi faktami z historii Szkocji,postaciami ,miejscowosciami,zna tak duze ilosci anegdot historycznych,opowiesci o architekturze(skonczyl architekture),jest w stanie opowiedziec o takiej masie szkockich wsi,o miasteczkach,mostach,liniach kolejowych i Bog wie czym jeszcze,ze szczerze mowiac,to ja czuje sie jak rasowy glab.Nie jestem w stanie opisac Polski nawet w 1/50 tak jak on Szkocji.A co do tych "madrych"na wyspach...kazdy madry wie jak jest.Zal zabierac glos.Szkoci moim zdaniem sa bardzo milym i przyjaznym narodem.Sa wyjatki jak wszedzie,ale jak dla mnie-sa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Taki facet to prawdziwy skarb, Renato :) Ja uwielbiam słuchać o tego typu rzeczach. Mam takiego fajnego znajomego, który jest właśnie takim irlandzkim odpowiednikiem Rona. Jest niesłychanie życzliwy, zabawny, oczytany i inteligentny. To taki nauczyciel starszej daty - uwielbiam słuchać jego opowieści, tutejszych ciekawostek, podań, itd... Zawsze dowiaduję się z nich czegoś nowego. Ps. Odpisałam na maila - mam nadzieję, że dotarł, bo dosłownie kilka sekund po jego wysłaniu przerwało mi połączenie z internetem.

    OdpowiedzUsuń
  3. renatad7@poczta.onet.pl18 lutego 2009 20:20

    Doszedl:)Przyjacielem mojego faceta jest Irlandczyk,ktory ozenil sie ze Szkotka i tutaj przeniosl.Byly moj pracodawca tez byl Irlandczykiem i tez tutaj dla kobiety sie przeniosl.Bardzo mili ludzie.Zagladac bede,a co do tego innego portalu,to racja:)dziekuje za podpowiedz.Tylko jeszcze nie teraz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uff, dobrze, że dotarł. Spróbuj swojego szczęścia właśnie tam - myślę, że powinnaś być usatysfakcjonowana. Irlandczyków lubię, to pewnie już wiesz, a co do Szkotów - nie znam ich wielu, niedawno po raz pierwszy byłam w ich kraju, więc ciężko mi wypowiadać się na ich temat. Słyszałam jednak dużo pochlebnych opinii o tym narodzie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. renatad7@poczta.onet.pl18 lutego 2009 20:40

    A tak na marginesie,to gdzie zostalo zrobione zdjecie z tymi glowami?Podoba mi sie.

    OdpowiedzUsuń
  6. A widzisz! A jednak jest coś ciekawego w Glasgow ;) Fotka została zrobiona w Kelvingrove Art Gallery & Museum - kapitalne miejsce. Postaram się je opisać w następnym poście. Zamieszczę też więcej zdjęć. Miejsce naprawdę godne uwagi! Polecam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Taito, odbudowujesz w moich oczach wizerunek Szkota. Cieszę się, że Ron okazał się tak ciekawym człowiekiem, bardzo mnie zaintrygował. Czekam na dalszy ciąg opowieści o podróży do Szkocji.

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Ella i Jeremy19 lutego 2009 08:52

    Jeny jak tam pieknie. Jest na czym oko zawiesic. Kocham takie miejsca. W Holandii pewnie tez je mamy, tylko,ze Ja chlopa siedzacego w domu posiadam i jezeli w weekend wchodzi do auta to tylko,by do myjni pojechac...ludzie Ja chyba sobie musze turystycznego kochanka wyszukac,bo umre nie wiedzac gdzie mieszkalam. Caluski Ella

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochana - Twoja relacja znów pieknie oddaje charakter miejsca, które odwiedzasz. Naprawdę masz talent :) Ale te buty na kilkucentymetrowym obcesie do zwiedzania ?????? ..................

    OdpowiedzUsuń
  10. Elso, to nie tak, jak myślisz ;) Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że one naprawdę są super wygodne, a ja nie sądziłam, że tego chodzenia będzie aż tyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyle ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. No ja już o to zadbałam, by mój wybranek miał podobne zainteresowania do moich ;) Efekt - świetny! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. A mnie totalnie zaskoczył swoją wiedzą na temat Polski - pozazdrościć! Człowiek z klasą. Musisz mi kiedyś dokładnie opowiedzieć o tych Twoich doświadczeniach ze Szkotami ;) Szkocja to teraz moja nowa pasja!

    OdpowiedzUsuń
  13. A wiec to byla ta wymarzona podroz do Szkocji!!! Wspaniale :) Twoj blog jest naprawde bardzo podrozniczy :) My nie mozemy sie doczekac wyprawy nad wodospad w Enniscorthy, ale czekamy na weekend i ladna pogode ;) Mozemy sie nie doczekac! Wlasnie pada! Przeczytalam Twoje zyczenia, dziekuje! Skad wiedzialas? Dziekuje jeszcze raz bardzo, bardzo :)))

    OdpowiedzUsuń
  14. Do Enniscorthy się nie zapędzajcie, bo tam wodospadu raczej nie ma ;) Jedźcie do Enniskerry ;) Te "ennis" mogą namieszać w głowie ;) Bardzo ładnie tam jest, jak zresztą w całych górach Wicklow. PS. Wspominałaś kiedyś o tym na Twoim blogu, więc zapamiętałam, Wodniczko ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Hmmmm no to mamy wspólną pasję. Szkoda tylko, że tak rzadko mogę tam bywać, ale może uda mi się to zmienić, bo właśnie rozpoczęłam poszukiwania pracy, więc finansowo będzie troszkę łatwiej, jeśli uda mi się coś dostać. Męczę P*, żebyśmy polecieli na tydzień do Szkocji, niekoniecznie do jego siostry, ale tak sobie sami dla siebie, żeby pobyć razem, pozwiedzać, poznać... ale cóż na razie wymogłam tylko obietnicę, że polecimy. Kiedy? Nie wiadomo, bo przy budowie zawsze jest krucho z kasą....

    OdpowiedzUsuń
  16. ja również mam nadzieję, ze dalszy ciąg nastapi, az milej na serduchu ;) A Byłaś Taitko w Edinburghu?????

    OdpowiedzUsuń
  17. A nie byłam niestety. Ale się wybieram :) Mam zamiar zaliczyć też Sterling i mnóstwo szkockich zamków :) Ps. Ciąg dalszy już gotowy :) Niedługo zostanie opublikowany.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jak z ust Piotrka padła obietnica, to już jest dobrze! :) On pewnie ma już dość Szkocji ;) Masz jakiś konkretny plan? Co chciałabyś szczególnie zobaczyć?

    OdpowiedzUsuń
  19. Na pewno chciałabym odwiedzić Stirling, zamki: Balmoral, Brodick, Brodie... i całe mnóstwo innych zamków i ruin. Tyle ich tam jest, że mam w czym przebierać. Ale chętnie pochodziłabym po tamtejszych górach, których też niemało. Turystyka górska to moja maleńka miłość od kilku lat. Oj Taitko, w Szkocji jest tyle do zwiedzenia, że nie umiem się ograniczyć do kilku rzeczy, by zaplanować konkretną tygodniową podróż. Zrobię to, kiedy już P* kupi bilety i będę miała pewność, że pozwiedzam na żywo, a nie tylko w Internecie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ciężko się z Tobą nie zgodzić - Szkocja naszpikowana jest atrakcjami. Mnie również marzy się Stirling, a oprócz tego tamtejsze zamki w tym Dunnottar, Culzean, Eilean Donan, Kilchurn i wiele, wiele innych :) Chciałabym się tam wybrać już tegorocznego lata, ale o tygodniu raczej nie będzie mowy - nocleg + wypożyczenie samochodu to dość kosztowna impreza, a ja oprócz Szkocji planuję odwiedzić jeszcze zakątki irlandzkie :)Kurcze, długo by pisać o tej Szkocji. To chyba nie temat na bloga. Chyba napiszę maila ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Zgadzam się w 100% z tym co napisałaś o ludziach i o mieszkańcach Glasgow. Właśnie takich miłych i sympatycznych ludzi i ja spotkałam. Opórcz tego, że spędzałam czas w towarzystwie cudownego rodowitego Szkoda (który już jakiś czas niestety tam nie mieszka, ale wraca do rodzinnego domu jak tylko może), który z resztą pochodzi z okolic Glasgow - to każdy spotkany na ulicy czy w sklepie człowiek był wyjątkowy. Właśnie w takich sytuacjach następuje weryfikacja tego co słyszymy na co dzień od innych o Anglikach, Irlandczykach czy Szkotach. Tak więc dopóki sami się nie przekonamy ile jest w tym prawdy nie powtarzajmy tego co może być tak różne od rzeczywistości. Tak się tworzy stereotypy, które później trudno zburzyć.

    OdpowiedzUsuń