czwartek, 12 lutego 2009

Glasgow City

Nasza podróż do Szkocji do samego końca była wielkim znakiem zapytania. Tuż przed dniem naszego wylotu zaczęły pojawiać się złowrogie komunikaty o obfitych opadach śniegu, odwołanych lotach i zamkniętych lotniskach. Na domiar złego aura nie poprawiała się, a śnieg z lubością paraliżował ruch w kolejnych miastach. Przerażenie królujące w oczach tubylców nagle zaczęło pojawiać się także w naszym wzroku. Nie dopuszczałam do siebie myśli o odwołaniu lotu, jednak mimo to moja podświadomość zaczęła igrać ze mną, kilkukrotnie podsuwając mi wizje z piekła rodem. Zaplanowaliśmy sobie świetny czas w Glasgow, a tymczasem wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że nigdzie nie polecimy.


  


Ostatnie godziny przed wylotem to był istny szał. Gdzieś ulotnił się nastrój ekscytacji, zapodziała się radość, a w jej miejsce pojawiło się wyczekiwanie. Negatywne oczekiwanie. Poczułam się jak oskarżony, który nerwowo kręcąc się w miejscu, czeka na wyrok sądu. Czekałam na decyzję, która nie odbierze mi prawa do nowej przygody – prawa do zrealizowania planów, za które już zapłaciłam. I na które tak długo czekałam. Do łóżka położyłam się ze świadomością, że ostatni lot przed naszym został anulowany. Kiedy kilka godzin później obudziłam się i wyjrzałam przez okno, zobaczyłam coś, czego zobaczyć nie chciałam. Śnieg. Normalnie bym się cieszyła z tego widoku, jednak nie w tych warunkach. Los postanowił do końca grać z nami w tę specyficzną rosyjską ruletkę…


   


Choć historia naszego wylotu zaczęła się niezbyt ciekawie, zakończyła się jak najbardziej pozytywnie. Lot był co prawda opóźniony, jednakże w tej sytuacji ciężko było narzekać na jakiekolwiek niedogodności. Opóźnienie było w tym wypadku błogosławieństwem bożym –  drogocennym wybawieniem od podzielenia losu setek innych pasażerów, którzy musieli zrezygnować z podróży. Dotarliśmy na miejsce i to było najważniejsze. W tym momencie wszystko inne straciło na znaczeniu.


  


Po 45 minutach lotu po raz pierwszy postawiłam stopy na szkockiej ziemi. Szkocja oczywiście przywitała nas bardzo rodzinnie, pozwalając zasmakować nam jej specyficznego klimatu. W zasadzie już od pierwszych minut po opuszczeniu lotniska czułam się jak u siebie, jak w Irlandii. Pogoda również była iście irlandzka. W przeciągu kilku godzin można było zapoznać się z wszystkimi porami roku. Tak więc nie zabrakło deszczu i wiatru, ani też opadów śniegu. Zdarzały się też miłe niespodzianki, kiedy w krótkim czasie gęsto zalegające chmury rozpraszały się w szybkim tempie tylko po to, by ukazać nam miasto w słonecznej oprawie i bajecznie niebieskie szkockie niebo.


  


Glasgow to miasto, które wzbudza niezwykle mieszane uczucia. Można je tak samo mocno uwielbiać jak i nienawidzić. I choć nie brakuje tych krytycznych i negatywnych opinii na temat tej metropolii, ja zaliczam się do przeciwnego obozu. Do obozu zwolenników Glasgow. W moim odczuciu jest to niesłychanie ciekawe miasto. Owszem, nie jest to typ miasta, które w czasie pierwszego kontaktu z turystą, rzuca go na kolana.


   


Nie pójdę w ślady Daniela Defoe i nie napiszę Wam tu, że „Glasgow jest najczystsze, najpiękniejsze i najlepiej zbudowane w Wielkiej Brytanii”, bo nie do końca tak jest. Czasy w których żył ten sławny pisarz już dawno minęły, tak jak bezpowrotnie minął ówczesny charakter Glasgow. Współczesna jego wersja jest niestety dość zabrudzona, co mi – miłośniczce ładu i porządku – strasznie rzucało się w oczy i burzyło moje poczucie estetyki. Czy najpiękniejsze? Nie podejrzewam. Jest niewątpliwie ładne - podoba mi się jego oryginalna i zróżnicowana architektura. Ma swój urok i niepowtarzalny styl, ale ma też pewne wady, które w oczach wielu turystów mogą zakryć zalety, których notabene nie brakuje. Jednak żeby dostrzec plusy Glasgow, trzeba najpierw odrzucić tę zasłonę brudu, szarości i pozornej nijakości.  Nie każdy to potrafi.


   


Zgrzeszyłabym, gdybym nazwała Glasgow miastem nudnym – miastem bezbarwnym. Chciałabym użyć tu jakiegoś porównania, które świetnie oddałoby jego charakter, a jedyne co mi przychodzi do głowy to porównanie kulinarne, które kiedyś padło z ust pewnej znanej osoby. Chodzi o karczocha. Tak, Glasgow jest właśnie takim karczochem wśród brytyjskich miast. Z wyglądu niezbyt apetycznym, kiedy jednak pozbawi się go zewnętrznych  liści i dotrze do części jadalnej, do jego serca, wtedy można doznać prawdziwej uczty zmysłów. To miasto to też taki lekko zaniedbany diament, który nie został poddany obróbce. Gdyby trafił w odpowiednie ręce, w ręce jubilera pasjonata, można by z niego wyczarować piękny raut albo wspaniałą rozetę.


  


Glaschu, celtycka nazwa Glasgow, tłumaczona jest dwojako. Jako „ukochane zielone miejsce” lub „ukochany strumień”. Glasgow jest zielone. Bardziej zielone niż inne brytyjskie miasta. I to jest jego ogromny plus. Jeśli wierzyć w słowa lokalnych przewodników, w Glasgow znajdziemy ponad siedemdziesiąt parków o przeróżnej wielkości. Są tu piękne ogrody botaniczne o wspaniałej tęczy barw, są soczyście zielone skwerki, wabiące przechodniów do przycupnięcia i do relaksu na jednej z wielu ławek. Żałuję, że nie mogłam w pełni podziwiać wiosenno-letniej szaty tego miasta, a jednocześnie jest to dla mnie mocny bodziec, by udać się tam ponownie za kilka miesięcy. Chcę zobaczyć, jak wygląda Glasgow w pełnej krasie, bez śniegu i deszczu. Chcę zobaczyć, co wtedy będzie mogło mi zaoferować.


  


Z żalem je opuściłam, a po powrocie do Irlandii natychmiast zaczęłam tęsknić za tym, co miałam w swoim zasięgu w czasie pobytu w tym szkockim mieście. Wrócę tam, bo chcę zwiedzić to, czego zobaczyć nie zdążyłam i odkryć inne oblicze tej intrygującej metropolii. Bo nie wiem, czy wiecie, ale Glasgow to miasto, które ma janusowe oblicze…


[cdn]

44 komentarze:

  1. To chyba Defoe byl pod wplywem narkotykow kiedy to pisal.Moj opis miasta-syf,syf,syf,counsil houses,mozliwosc dostania w jape za kazdym rogiem,jedna ulica podobna do drugiej,i nawet jedyny ladny zabytek jak dla mnie-katedra,otoczyli idioci jakimis dziwnymi kominami uderzajacymi w niebo.NIE CIERPIE MIASTA.Za zadne pieniadze bym sie tam nie wyniosla,miasto bez uroku,bez duszy,zasyfiale,smierdzace.ps.wiem,ze Tobie sie podoba i ma prawo,ale ja kiedy tam jade to chce zasnac i obudzic sie kiedy bede poza.Bylam ostatnio w Aberdeen,to jest ladne miasto,zielono(no moze nie teraz,ale duzo drzew,czysto,przytulnie jakos).Stadion Celticu Glasgow otoczony jakimis spelunami,mordowniami.Wydaje sie,ze jak te super budynki kopnac,rozleca sie.Ty pewnie bylas tylko w centrum,ale daj noge troszke za.Ruiny,rudery,wiezowce,na pol rozwalone budynki otoczone jakimis dziwnymi parkanami.Tak zaniedbanego miasta Szkocji nie widzialam.Tam jest po prostu odrazajaco brzydko.Tym optymistycznym akcentem koncze Taito,zyczac milego dnia,bo wychodze do pracy.:)I to jest moj subiektywny opis tego miasta.Ja tylko katedre polecam,ale otoczenie juz jest brzydkie.

    OdpowiedzUsuń
  2. kocurek85@onet.eu12 lutego 2009 13:01

    Mnie, niestety, nie dane było spędzić w Glasgow dużo czasu i nie mogłam się nim zachwycić, ale liczę, że kiedyś odwiedzę znów Szkocję i tym razem, już z większą rozwagą i rozeznaniem, rozplanuję swój czas i zwiedzę to, o czym marzę. Pozdrawiam i gratuluję udanej wycieczki. Kama.

    OdpowiedzUsuń
  3. To ewidentnie mamy odmienny gust, bo mnie z kolei katedra niczym nie urzekła, nie wyróżnia się w moim odczuciu niczym specjalnym i absolutnie nie uważam, by była jedynym zabytkiem Glasgow wartym obejrzenia. Tego typu katedr widziałam mnóstwo i nie jest to mój ulubiony styl architektoniczny. Paryska Notre Dame czy Duomo w Mediolanie są moimi ulubionymi - piękne, finezyjne, po prostu wspaniałe! A katedra w Glasgow? Owszem, ładna, ale ginie w tłumie jej podobnych. Co więcej? Hmmm.... Prezentujemy dwa odmienne punkty widzenia. Mogę się z Tobą zgodzić jedynie w przypadku dwóch rzeczy: Glasgow jest niebezpieczne i paskudnie zabrudzone. Z resztą mogę jedynie polemizować. Byłam w różnych częściach tego miasta, widziałam różne jego krańce, praktycznie całe dni spędzaliśmy zwiedzając jego atrakcje i mam podstawy, by twierdzić, że jest to bardzo ciekawe miasto. Już sam fakt, iż uzyskało ono tytuły "Europejskiego Miasta Kultury", a kilka lat później również "Brytyjskiego Miasta Architektury i Wzornictwa" jest dla mnie bardzo wymowny. Z kolei szanowane i słynne wydawnictwo "The Lonely Planet" umieściło tę metropolię w rankingu 10 miast europejskich godnych zwiedzenia. Spójrz na Glasgow przez pryzmat bogactwa kultury, odwiedź Kelvingrove Museum & Art Gallery, Muzeum Transportu, zobacz Merchant City, Burrell Collection, People's Palace, a może wtedy zobaczysz inne oblicze Glasgow... A slumsy, uliczki w które lepiej się nie zapuszczać? Która metropolia ich nie ma? Na zakończenie dodam tylko tyle, że z przyjemnością tam wrócę :) Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wyrażenie swojej opinii :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, no i zapomniałam o futurystycznym kompleksie - niewątpliwie zasługującym na wyróżnienie - Glasgow Science Centre z imponującym Armadillo no i z Glasgow Tower. Nie dość, że to najwyższa wolno stojąca budowla Szkocji to ponoć jedyna na świecie, która obraca się o 360 stopni.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobry pomysł, Kama. Też chcę tam powrócić, tylko tym razem w czasie lata. Może będzie ładniejsza pogoda? ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie,no oczywiscie,kazdy ma swoje zdanie.Ale nie wiem,co by musialo sie stac,aby mnie cos do Glasgow przekonalo.Mieszkam tutaj 4 lata i za kazdym razem,jak jade do tego miasta,to po prostu nie moge,no nie moge.Nie chodzi mi o porownanie katedry do innych,bo chociazby katedry w Trondheim lub Sevilli sa o niebo piekniejsze.Mnie sie po prostu budowla podoba,ale to juz podchodzi pod moje zboczenie w stosunku do budowli sakralnych:).I zaznaczam,ze to nie jest tak,ze mieszkam w Edynburgu,to Glasgow jest bleee,na zasadzie Wwa-Krakow.Nie.I dodam na koniec,iz Glasgowianie,ale ci rodowici,a nie jacys tam przyjezdni,uznawani sa za najbardziej przyjaznych mieszkancow,duzych,szkockich miast.To juz nie moja opinia,ale samych Szkotow,bo duzo znam.I wszyscy naprawde zawsze mowia,ze to sa bardzo fajni ludzie.

    OdpowiedzUsuń
  7. W oczekiwaniu na CD pozwolę sobie zaryzykować teorię, że ile nie trwał by wyjazd do innego, wciąż brakuje czasu, by zobaczyć więcej niż 70% tego co się zaplanowało. Ciekawym jak sobie z tym poradziłaś....

    OdpowiedzUsuń
  8. Taitko, dziękuję Ci za te cudowne zdjęcia i Twoją relację, aż mam łzy w oczach, bo niby nie tęsknię za Szkocją to jednak spedziłam tam trochę czasu i przecież czuję się związana z tym tak bardzo dobrze znanym mi miejscem. Dziękuję...

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie ma za co, Paulinko :) Cała przyjemność po mojej stronie - miło było wrócić myślami do pobytu w Glasgow :) A Ty koniecznie musisz mi kiedyś dokładniej opisać Twoje wrażenia z Cardiff, jako że Walię też planuje kiedyś odwiedzić. Może nawet w tym roku? ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja pozwolę sobie całkowicie zgodzić się z Twoją teorią :) Nigdy nie udało mi się do końca zrealizować planu zwiedzania i nie inaczej było tym razem - w efekcie zostało mi tam jeszcze parę ciekawych rzeczy do zrobienia. Trzeba koniecznie tam powrócić - zresztą obiecałam to właścicielowi B&B :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Aaa to Ty, koleżanko wprowadzasz mnie w błąd ;) Nie byłam pewna, czy "Renata" jest tą Renatą o której myślałam ;) Fakt, też słyszałam, że to bardzo sympatyczni ludzie. Jakby na potwierdzenie tej teorii poznaliśmy świetnego Szkota - właściciela naszego B&B, niezwykle gadatliwego i sympatycznego człowieka. W dodatku z super dykcją, a uczciwie muszę przyznać, że trochę obawiałam się tego szkockiego akcentu, bo o ile z irlandzkim jestem doskonale zapoznana, to ze szkockim w ogóle. Na szczęście nie było źle, choć było też kilka sytuacji "bełkotu totalnego" kiedy mało co rozumiałam i szukałam ratunku u mojego Połówka [jako że on angielski ma w małym palcu, a w dodatku przez długi czas miał nauczyciela Szkota] :)

    OdpowiedzUsuń
  12. No to ja.A podpisalam imieniem,bo balam sie,ze tlumy milosnikow Twojej tworczosci mnie beda atakowac.:)Rozmawialam wlasnie z moim chlopem,to Szkot.Urodzil sie na poludniu Szkocji,z rodzicami w wieku 12 lat przeniosl sie do Ediego.I on Glasgow bardzo lubi.Mowi,ze ludzie sa much friendlier than in Edinburgh,more open,because people in Edinburgh are more reserved.Co do akcentu,to mi tu mowi,ze akcent in Edinburgh is more clearer,its easier to understand people,in Glasgow is stronger and deeper,its a coarse accent.It feels like they would attack you.Ale mowi mi tez,ze nigdy nie moglby skrytykowac ani jednego Glasgowianina.Przepraszam,ze pol na pol,ale czasami nie chce mi sie na polski tlumaczyc.Ty i tak zrozumiesz.A szybciej pisac ze sluchu niz zastanawiac sie,jak by to po polsku bylo.Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja jesli moge prosic,tez chce Walie.Bo z tego co wiem,piknie tam jest.

    OdpowiedzUsuń
  14. No i przede wszystkim łatwiej oddać sens :) No co Ty, o jakich tłumach miłośników piszesz? I jakim linczowaniu? Kulturalnie wyraziłaś swoją opinię, a ja kasuję tylko spam i wulgarne komentarze. Na tym blogu nie ma zakazu wyrażania odmiennych opinii. Wbrew pozorom wolę to niż lizusowskie komentarze w stylu: "super foteczki, genialny pościk i w ogóle cały blogasek odjazdowy" ;) A co do rzekomych wielbicieli, to nie czarujmy się - prawdziwych miłośników jest tylko garstka, reszta zagląda tu pewnie w nadziei, że pewnego dnia mi się noga powinie - ot, brutalna internetowa rzeczywistość ;) Swoją drogą fascynujące są te wszystkie odmiany języka, akcenty i regionalizmy. Generalnie z moim rozumieniem szkockiej wersji angielskiego nie było tak źle, jak się obawiałam. Dużo osób mówiło naprawdę bardzo wyraźnie. Ps. Powinnaś słuchać swojego faceta - skoro mówi, że Glasgow jest fajne, to tak jest! ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. A napisalam,ze nie jest rodowitym mieszkancem Edynburga,zeby wlasnie podkreslic,iz nie sa to milosci badz niecheci na linii Edynburg-Glasgow.Tylko nie uporzadkowalam tego,bo stal mi nad glowa i szybko mowil.Akcent z Glasgow jest calkiem inny niz edynburski,to fakt,ale dla mnie najspiewniejszy jest z Orkadow.Bedziesz miec kiedys okazje,to posluchaj.Cos pieknego.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  16. promyczek83@op.pl13 lutego 2009 12:44

    O i całe szczęście, że podróż się udała, nie ma to jak złośliwość natury nie? Ale się udało a my znowu czytamy relację z zapartym tchem :)

    OdpowiedzUsuń
  17. bardzofajnakasia@autograf.pl13 lutego 2009 12:57

    Ilu ludzi tyle opinii Taitko. Dla mnie Glasgow nie ma najmniejszego uroku niestety. Ale ciesze sie ze wycieczka sie udala.

    OdpowiedzUsuń
  18. Latem są większe szanse na dobrą pogodę. Ja byłam w październiku i o dziwo nie padało przez cały tydzień z wyjątkiem dnia naszego odlotu do Polski.

    OdpowiedzUsuń
  19. szkoda ze zdjecia tylko z pocztowek, byloby ciekawiej, a tak rzeczywicie nudy.

    OdpowiedzUsuń
  20. To nie nudy tylko Twoja bezmyślność ;) A widziałeś kiedyś szkocką pocztówkę z polskim napisem "Muzea Glasgow"? Swoją drogą, dzięki za pozytywny komentarz, bo właśnie dałeś mi do zrozumienia, że udało mi się zrobić dobre widokówki ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Mialam okazje zawitac w Glasgow na bardzo krotko - zmienialam autobusy - ale miasto zrobilo na mnie zle wrazenie. Ciemno, wysokie budynki z brzydkiej cegly zaslanialy swiatlo. Podejrzani osobnicy koczujacy przed dworcem autobusowym. Brr. A jedyne 45 drogi stamtad Edynburg, jak niebo do ziemi.

    OdpowiedzUsuń
  22. hej,Najlepszy czas by odwiedzic Glasgow to maj. malo pada i jest poprostu pieknie!!!

    OdpowiedzUsuń
  23. Dzięki za informacje - bardzo możliwe, że właśnie wtedy tam wrócę. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  24. Chciałabym kiedyś odwiedzić Edynburg, może mi się to uda za jakiś czas,więc wtedy będę miała większe porównanie. Póki co ciągle podtrzymuję zdanie o Glasgow - nie jest powalająco piękne, ale na pewno ciekawe pod wieloma względami. A Orkady? Hmm, to już inna bajka. Fajnie byłoby tam kiedyś dotrzeć. Ps. Co powiesz na temat Stirling?

    OdpowiedzUsuń
  25. Opisane przeze mnie wydarzenia to zaledwie kropla w morzu - w rzeczywistości było więcej tych złośliwości losu, ale resztę szczegółów zachowam dla siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Wybacz, Kasiu, ale miałaś okazję zobaczyć w tym mieście coś konkretnego poza dziesiątkami zwykłych budynków i ulic?

    OdpowiedzUsuń
  27. Jeśli trafiłaś tam w deszczową pogodę, to wcale się nie dziwię, że właśnie takie były Twoje wrażenia. Też je momentami miałam. A te budynki mnie się akurat podobają. Że nie wspomnę o czerwonym piaskowcu Kelvingrove Art Gallery & Museum....Mimo wszystko, pomijając wady tego miasta, nadal będę obstawać przy swoim - dać Glasgow szansę! ;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Bardzo się cieszę, że podobało Ci sie Glasgow. Zgadzam się z każdym słowem które napisałaś. Mieszkam tu od 2 lat, jest czasem troche dziwnie, troche brudno ale nigdzie nie czuje się tak dobrze jak tu:) Ta zieloność sprawia, że dużo łatwiej cieszyc się życiem na emigracji.

    OdpowiedzUsuń
  29. renatad7@poczta.onet.pl15 lutego 2009 23:33

    Oj,Stirling absolutnie tak!Miasto nie jest duze,o ile w Szkocji wogole moze byc mowa o wielu duzych miastach,ale urocze.Nawet kiedy pada tam deszcz.I jesli zobaczylas w necie zamek,to jest tak samo usytuowany jak edynburski.Ja jestem na tak.

    OdpowiedzUsuń
  30. A ja się cieszę, że ktoś podziela moje odczucia :) Już myślałam, że tylko ja dostrzegam plusy tego miasta ;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Na razie ograniczam się tylko do wertowania przewodników - jako że nie lubię jeździć w ciemno, robię rozeznanie terenu ;) Edynburg i Stirling to moje priorytety przy następnej wizycie w Szkocji :)

    OdpowiedzUsuń
  32. A co to za dziwny budynek na przedostatniej pocztowce? Taki jakis robakowaty ksztalt:)Pzdr

    OdpowiedzUsuń
  33. Ledwo wyzdrowiałaś i już Cię poniosło.... prawdziwa dusza zdobywcy nowych kontynentów...masz pasje do zwiedzania jak mało kto...a my dzieki temu możemy sobie trochę popatrzeć....i pomarzyć...Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Niejednokrotnie i dwa podejścia nie starczą. Dwa razy na ten przykład byłem w Paryżu, dwa razy przymierzałem się do wizyty na Parc des Princes, ani razu się nie udało

    OdpowiedzUsuń
  35. ~Ola - Mama Adasia17 lutego 2009 06:31

    Wiem, ze zabrzmie jak 'burak' :) ale mam takie odczucie, ze jak sie mieszka w Irlandii i sie jedzie do Szkocji, to az jakis takich drastycznych zmian nie widac. Chociaz teraz jak mysle to musza byc. To tak jakby ktos powiedzial, ze Polska i Czechy to to samo.A wlasnie jakie sa roznice miedzy Szkocja a Irlandia? Moze sie troche doksztalce :))Pa, Ola

    OdpowiedzUsuń
  36. aga.stankiewicz@onet.eu17 lutego 2009 12:46

    Powtórzę się, ale uwielbiam czytać Twoje opowieści po podróżach, potrafisz normalnie zaczarować opisami... Cieszę się, że podróż się udała, ale mam nadzieję, że dobrze się czujesz. Że choroba minęła... Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  37. Wcale mnie to nie dziwi ;) Sama chciałam odwiedzić Parc des Princes i Stade de France, ale niestety, nie udało się. Może następnym razem będę mieć więcej szczęścia? W Paryżu jest zdecydowanie za dużo zabytków i innych ciekawych miejsc ;) Jeśli zaś chodzi o Glasgow, to miałam ambitny plan zagoszczenia na Celtic Park i na Ibrox Stadium. Udało mi się zawitać tylko na ten drugi [swoją drogą, mam nadzieję, że dostałeś maila z fotkami]

    OdpowiedzUsuń
  38. Minęła, minęła :) I oby trzymała się jak najdalej ode mnie!

    OdpowiedzUsuń
  39. Hie, hie, widzę, że nie tylko ja mam takie "dziwne" skojarzenia ;) Forastero droga, ten oto "robak" to jeden z elementów futurystycznego kompleksu Glasgow Science Centre :) Zwany przeze mnie "kleszczem po udanej uczcie" ;)

    OdpowiedzUsuń
  40. Najpierw mnie poniosło, a potem wyzdrowiałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  41. Olu, zgadzam się z Twoimi odczuciami, ale nie z burakiem ;) Jak słusznie zauważyłaś dla mieszkańca Irlandii (a przynajmniej dla mnie) nie ma jakichś szokujących różnic pomiędzy Szkocją a Zieloną Wyspą. Jest wiele podobieństw [powierzchnia, klimat, podział administracyjny, ukształtowanie terenu: piękne pejzaże i klify, mnóstwo ruin, zamków i zameczków....], ale są także znaczące różnice. Wśród tych głównych nie można zapomnieć o ustroju politycznym, jednostce monetarnej czy chociażby dominującej religii. Długo by o tym pisać ;)

    OdpowiedzUsuń
  42. Witam Taito.Dla mnie Glasgow ma coś w sobie. Byłam tam raz, a że uwielbiam zwiedzać miasta każde ma dla mnie wyjątkowy urok :-)

    OdpowiedzUsuń
  43. Witaj, Aga. Coś mi się wydaje, że w bardzo podobny sposób podchodzimy do zwiedzanych obiektów :) Tak naprawdę większość miast i miasteczek ma w sobie coś godnego uwagi - tylko nie każdy potrafi odkryć te pozytywne aspekty danego miasta.Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  44. Och jak miło popatrzeć na te znane klimaty a zwłaszcza w tak genialnej oprawie narracyjnej. Byłam raz też zimą, ale miasto mnie urzekło. Uwielbiam zwiedzać właśnie takie miatsa, które dla innych mogą wydawać się mało atrakcyjne czy właśnie nudne. Jednak poszukiwania czegoś ciekawego to jest właśnie cała przyjemność z podróżowania. Nie trudno jest podziwiać to co widoczne dla wszystkich - sztuką jest odkrywać to czego nie widzą inni. Dla mnie oprócz samego miasta ważne jest to jak się jest przyjmowanym przez tamtejszych ludzi - ja miałam szczęście, że spotkałam tych wspaniałych, reszta jest mało ważna...

    OdpowiedzUsuń