środa, 10 czerwca 2009

36 miesięcy

Wielkimi krokami zbliża się moja kolejna rocznica przylotudo Irlandii. Jest tuż, tuż. Już słychać echo jej kroków. Słychać coraz głośnieji wyraźniej, jakby na przekór mojej świadomości, która nie chce uwierzyć, że toJUŻ. Tak, to J-U-Ż. Gdzieś w zakamarkach mojego umysłu pojawia się nieśmiały głossprzeciwu; oznajmia, że rocznica przyszła za wcześnie, że to nie ta pora. Aleto jest TA pora. Kalendarz nie kłamie. A pozory mylą.

 

To już trzecia rocznica z kolei.

Trzy lata życia poza granicami Polski.

Trzy latairlandzkiej przygody.

Trzy latabez bliskich, bez dobrze znanych miejsc z mojego dzieciństwa, bez oglądaniatwarzy polskich znajomych i sąsiadów.

Trzy latakroczenia po nowej ziemi, wśród obcych osób, z którymi nie łączą mnie żadnewięzy krwi. Wobec których odczuwam tylko sympatię, nie zaś miłość.

 

Trzy lata – dla jednych to wciąż niewiele, dla innychspory kawałek życia. A dla mnie? Dla mnie są to przede wszystkim trzy lata,które upłynęły zdecydowanie za szybko. Nadal z lekkim niedowierzaniem wypowiadamtę liczbę. Jakoś ciężko mi oswoić się z myślą, że właśnie bezpowrotnie mijakolejny emigracyjny rok mojego życia. Że życie toczy się tak szyyybko.

 

Czasem czuję się jak na Nigdy-Nie-Kończącym-Się-Torze-Wyścigowym.Wokół mnie pojawiają się i znikają różne osoby i miejsca, dzieją się przeróżnerzeczy, a ja nie potrafię zwolnić tempa. Mogę jedynie z niepokojem wyglądaćprzez szybę mojego bolidu i patrzeć jak w zawrotnym tempie zmienia się mojeotoczenie. Chciałabym zjechać na pierwszy lepszy pit stop, złapać oddech,otrząsnąć się z tego szybkiego wyścigu i włączyć opcję „slow motion”. Takchociaż na chwilę, tak na parę godzin. By choć tymczasowo zwolnić bieg wydarzeńi móc nacieszyć się pięknymi chwilami.

 

Tak jak trzy lata temu, tak i teraz nie potrafięodpowiedzieć na pytanie: „Kiedy wracasz”? Pytanie pozornie proste, na które niejestem w stanie w prosty sposób odpowiedzieć. Rzadko muszę na nie odpowiadać,bo rzadko kiedy ktoś mnie o to pyta. Moja mama nie wypowiada tych słów, chybapodświadomie wyczuwa odpowiedź. Więź, która nas łączy chyba podpowiada jej, jakbrzmiałyby moje słowa. Znajomi Irlandczycy też nie pytają. Wiedzą, że  czuję się tu bardzo dobrze. Wiedzą, że ichkraj jest w pewnym sensie także moim krajem, moją nową ojczyzną – matką. Matką,która na szczęście nie okazała się wyzutą z uczuć macochą, lecz matką pełnąciepła, roztaczającą wokół siebie aurę szczęścia.

 

Kiedy wypowiadam słowo „Irlandia”, automatycznieprzywracam do życia wszystkie moje dobre irlandzkie wspomnienia. Wskrzeszam tepiękne chwile, które miałam okazje smakować na tej soczyście zielonej wyspie ipozwalam im malować uśmiech szczęścia na mojej twarzy. Uśmiech zadowoleniapołączony z nutką sentymentu. Bo słowo „Irlandia” nigdy nie powodowało u mniegorzkiego wyrazu twarzy. Irlandia nigdy nie była dla mnie przykrym obowiązkiem,gorzkim rozdziałem mojego życia, ani miejscem mojego przymusowego pobytu.Zawsze była dla mnie ukochanym „skrawkiem” ziemi, miejscem wyjątkowo bliskimmojemu sercu, gdzie zawsze wracałam z radością i uśmiechem na twarzy. Ciężko topojąć? Niektórym z pewnością tak.

 

Po trzech lata mieszkania tutaj nadal tak jest. Nic sięnie zmieniło w moich odczuciach. No może poza tym, że z każdym dniem corazbardziej doceniam czas spędzony na tej wyspie. Nadal potrafię cieszyć się tymkrajem, jego ludnością i specyficzną aurą. Nadal potrafię smakować jego piękno.Z równie wielkim entuzjazmem chłonę ten irlandzki tajemniczy klimat i marzę, bytak było zawsze.

 

Po trzech lata życia na Zielonej Wyspie nadal odkrywam tunowe i piękne miejsca. Nadal z bezgraniczną radością wyruszam na eksploracjękolejnych zakątków i nadal powracam z nich z przekonaniem, iż naprawdęodnalazłam moje miejsce na tym świecie.


Po trzech latach ciągle nie mam dość tego kraju.

24 komentarze:

  1. Taitko, 3 lata to dużo czasu, jakkolwiek by na to nie patrzeć. Przez ten czas pokochałaś Irlandię dużo większą miłością, niż pałałaś do niej przed wylotem, zwiedziłaś ją w jakiejś mierze (jak dla mnie dużej), a jeszcze dużo przed tobą. W tym czasie też doceniłaś bardziej wartość Polski - nie jako tworu politycznego, ale rodzinnego kraju, kolebki, z której nieśmiało wyleciałaś, by rozwinąć skrzydła i poczuć wiatr wolności. Takie rocznice sprzyjają refleksjom, to oczywiste... ale sama będziesz wiedziała, kiedy będziesz gotowa na kolejną zmianę gniazda, kolejny krok. Każdy z biegiem czasu zmienia zdanie - przypomnij sobie moje komentarze u ciebie sprzed roku, dwóch... były totalnie anty-emigracyjne. Dziś są inne - może nie całkowicie pro- , ale zdecydowanie łagodniejsze. P* wrócił, a z nim moja pasja podróżnicza, zapał do poznawania nowego... moje trzeźwe spojrzenie na świat. Kończąc, życzę ci wszystkiego dobrego, jakiej byś nie podjęła decyzji, zawsze będziemy z tobą, chętnie będziemy czytać o twoich podróżach, zachwycać się twoimi zdjęciami. Wszystkiego dobrego, kochana. Trzy lata to piękna rocznica - musisz ją fajnie uczcić. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. To najwazniejsze, ze znalazlas swoje miejsce na ziemi :) U mnie wkrotce 5 lat minie i w przyszlym roku zapewne juz bede miala obywatelstwo wloskie milego dnia zycze

    OdpowiedzUsuń
  3. Sentymentalnie się zrobiło ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Taitko.Tam dom Twój, gdzie serce Twoje.Ważne, że kochasz ten kraj i to swoje nowe miejsce na ziemi.Życzę dużo szczęścia, radości i wszystkiego najlepszego na Zielonej Wyspie :))Buziaki :))

    OdpowiedzUsuń
  5. To cudownie, że tak się czujesz! Sama na pewno wiesz, że niewielu emigrantom jest to dane. Ja sama, jak wiesz, przechodzę ze skrajności w skrajność, raz kocham ten kraj, raz go nienawidzę (teraz jestem akurat na szczycie "sinusoidy" i znów się Irlandią zachwycam), ale też nie zamieniłabym tych lat (3.5, czyli niewiele więcej niż Ty) na żadne inne. Irlandia nauczyła mnie życia. Wspominam nasze pierwsze dni i miesiące na irlandzkiej ziemi i choć pamiętam, że były okuipoine niezłym stresem, to wywołują one uśmiech i łezkę w oku. Z czasem złe wspomnienia się zacierają i pozostają te dobre.Pozostaje też kwestia, czy jest w ogóle sens wracać do Polski. Każdy na ten temat ma inne zdanie. Ja sama do niedawna nie brałam pod uwagę możliwości pozostania w Irlandii na stałe, albo na kilkanaście następnych lat a teraz... Patrzę na dzieci przyjaciół i zastanawiam się, dlaczego moja Livka nie miałaby mówić dwoma jezykami, mieć dwóch obywatelstw, uczyć się w irlandzkiej szkole? Ale co z domem w Polsce, domem w który włożyliśmy całe swoje marzenia, tyle emocji i uczuć? Emigrant chyba zawsze będzie miał takie dylematy... Emigrant ma rozdartą duszę ;) Mimo wszystko uważam, że obie miałyśmy niesamowite szczęście i przyjechałyśmy do Irlandii w ostatnim dosłownie dogodnym momencie - teraz już nie jest tak łatwo i kolorowo. Chciałam Ci bardzo podziękować za Twój ostatni komentarz, jak zwykle szczery do bólu i prawdziwy. Co ja bym bez Ciebie zrobiła??? Wielkie CMOK!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Z żalem musze donieść, że "Miecz prawdy" którym tak się pasjonowałam, leży sobie gdzieś w mojej starej pracy i wcale za nim nie tęsknię... Trzecia część przeraża mnie swoim typowo wojennym charakterem, wojsko, żołnierze, bitwy, siły zbrojne wrogich mocarstw... brrr, odstręcza mnie to dość ............... Nawet "Czterech pancernych i psa" oglądałam tylko i wyłącznie ze względu na psa... ;) Wygląda na to, że pierwsza część zafascynowała mnie ze względu na relacje pomiędzy Kahlan i Richardem. Druga część i ten cały pobyt Richarda u Sióstr był okropnie męczący ale końcówka książki wynagrodziła mi "trud" czytania. Muszę kiedyś podjechać do biura i pozbierać swoje graty, wtedy też na pewno wrócę do Goodkinda.

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie mieć swoje ulubione miejsce na Ziemi, a co dopiero 2 i więcej :)))

    OdpowiedzUsuń
  8. O kurde, ale będzie buba, jak się Połówek dowie ;) Możesz się liczyć z elaboratem na kilka stron A4 ;) Już sobie wyobrażam jego minę [hie, hie] :) Ja też utknęłam z tym, że pod koniec tomu szóstego. Ostatnio nie miałam czasu na czytanie, poza tym nabyłam kilka nowych książek i Terry jakoś poszedł w odstawkę. Jako że nie zawsze mam chęć na czytanie akurat tej książki, najczęściej jest tak, że czytam kilka różnych pozycji, czasem o skrajnie odmiennej tematyce. Inna sprawa, że Ty masz do czynienia z wersją oryginalną, więc te opisy są z pewnością bardziej ciężkostrawne niż te zamieszczone w wersji polskiej. Ja jakoś nie odczułam ich "ciężaru". U Goodkinda najbardziej przeszkadza mi... obszerność jego dzieł. Te 800 stron naprawdę potrafi mnie odstraszyć, mimo że gość ma naprawdę dobry i ciekawy styl narracji. Mimo wszystko mam nadzieję, że znajdziesz chęć i czas do przebrnięcia przez czytany przez Ciebie tom :) A co z LotS? Ja jestem daleeeko w lesie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. I to jeszcze jak, Electro :) Inna sprawa, że taki stan rzeczy może niekiedy doprowadzić do powstania dość poważnego dylematu: które z nich wybrać? ;)Pozdrawiam i ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj, doskonale to zauważyłam. U Ciebie to już chyba normalne są te, powiedzmy, hossy i bessy ;) Ja na szczęście nie przechodzę przez takie skrajne stany - jestem zawsze u góry sinusoidy ;) I dobrze mi z tym. Naprawdę. Nie wiem, jak długo tu zostanę, nie twierdzę, że na zawsze, bo znam siebie i życie i wiem, że w pewnym momencie mogę obrać zupełnie inną drogę, która nie będzie irlandzką. Poza tym nie mogę operować zwrotem "na zawsze", bo zwyczajnie zawiera on zbyt dużą "głębię czasową". Ja nie wiem, co będzie za kilka dni, miesięcy i lat, a co dopiero za kilkadziesiąt. Cieszę się Irlandią tu i teraz, bo ją uwielbiam. Ciężko byłoby mi ją opuścić, ale rozumiem, że kiedyś może nadejść taka chwila. Wy macie zupełnie inną sytuację. Odmienne stany przez które przechodzisz, sprawiają, że raz uwielbiasz Irlandię, a raz jej nienawidzisz. Inna sprawa, że w Polsce macie Waszą perełkę - dom, w który włożyliście całe swoje serce, mnóstwo kasy i trudu. Dom, z którym wiązaliście wiele nadziei i marzeń. Przede wszystkim jest to WASZ dom. Racja, udało nam się, bo przyjechałyśmy tutaj, kiedy w Irlandii panował jeszcze dobrobyt. Bo to, co jest teraz ciężko nim nazwać. Owszem, ciągle dużo osób żyje tu na wysokim poziomie, ale gwałtownie wzrósł stopień biedoty, przestępstw i bezrobocia. A to już nie jest ta sama Irlandia...

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj, Miledo :) Moje serce jest niestety częściowo w Irlandii, a częściowo w Polsce. Głównie dlatego, że tam jest moja cała rodzina i kilka osób, które mają dla mnie największą wartość na świecie. Których nikt nigdy mi ich nie zastąpi. Pozdrawiam serdecznie ze słonecznej Irlandii :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Bo taka właśnie jestem i to się niestety znacznie przekłada na mój styl pisania ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Myślę, że obydwie znalazłyśmy swoje miejsce na ziemi, Lauro :) Pozdrawiam słonecznie i gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Zgadza się, trzy lata to dość dużo czasu. Może nie do końca wykorzystałam go tak, jak bym chciała, ale mimo wszystko uważam, że bilans jest zdecydowanie na plus. Dużo się nauczyłam: o tej mojej nowej irlandzkiej rzeczywistości, o ludziach, o sobie i życiu. Nie żałuję. Było pięknie i mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za życzenia.

    OdpowiedzUsuń
  15. dobrze jest moc odliczyc czas i stwierdzic,ze sie nie zaluje!ja nie zaluje niczego,4 lata minely niedawno i ani me serce rozdarte,ani nie tesknie,wiem gdzie chce byc i jestem gdzie mi dobrze!pozdrawiam cieplo!!!

    OdpowiedzUsuń
  16. Mi stuknie 6 pierwszego lipca. Amoze warto zadac sobie pytanie CZY wracasz? Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  17. Wow, długo już przebywasz na tej francuskiej ziemi :) Kasiu, przyjmij więc przedwczesne gratulacje :) I NIE, nie wracam. Za dobrze mi tu jest. Za bardzo lubię Irlandię. Jeszcze nie teraz [jeśli kiedykolwiek...] Ale to długa historia. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Witaj, Invitado :) Już myślałam, że zaginęłaś w akcji ;) Dobrze znów Cię widzieć. A co do treści Twojego komentarza, to ja nie żałuję, że wyjechałam, ale nie mogę powiedzieć: "niczego nie żałuję", bo jako perfekcjonistka rzadko kiedy jestem zadowolona z tego, co robię. Zawsze bym coś poprawiła i zmieniła. Ale przeszłości nie da się niestety cofnąć. Pozdrawiam ciepło :) U mnie dziś piękna pogoda była, aż chciało mi się gdzieś w teren wyruszyć, a nie mogłam niestety...

    OdpowiedzUsuń
  19. Rzadko kiedy ktoś Cię pyta kiedy wracasz? Toż to fundamentalne pytanie, kierowane do emigracji polskiej. Taitko mam fatalną wiadomość: nie masz przyjaciół, a rodzice Cię nie kochają ;). Witamy z powrotem

    OdpowiedzUsuń
  20. Hahaha, uwielbiam Twoje poczucie humoru :))

    OdpowiedzUsuń
  21. Szczęściara -skwituję krótko

    OdpowiedzUsuń
  22. Kolega Alek wreszcie sie pojawil :) Pozdrowienia od szczesciary i do pogadania na gg ewentualnie do poczytania maila ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Mnie 22 czerwca minie 3,5 roku od przyjazdu do Norge. Zazdroszczę ci, że wciąż czujesz się w Irlandii dobrze. Ja po początkowym zachłyśnięciu się pięknem i bezproblemowym życiem w Norwegii i późniejszym zniechęceniem, gdy okazało się, że w większości to tylko lukrowana powłoczka, a w środku niewiele, popadłam w stan obojętności. Wciąż jestem zachwycona pięknem tego kraju, ale sposób życia, jaki na mnie wymusza mieszkanie w nim, zaczyna mnie mierzić.Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  24. Maro, bardzo chętnie kiedyś o tym poczytam - jeśli tylko zechcesz się z nami podzielić swoimi odczuciami. Ja również pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń