piątek, 12 czerwca 2009

Fly The Flag Of Freedom, czyli 120 minut irlandzkiej historii

Wow!

Woow!

Wooow!

 

Wow z dużej litery. Takie właśnie było moje pierwszewrażenie po wyjściu z  dublińskiegoOlympia Theatre, gdzie wraz z Połówkiem w ciepły majowy wieczór mieliśmyprzyjemność uczestniczyć we wspaniałym spektaklu: „Michael Collins – a musicaldrama”.

 

Ci, którzy mieszkają na Zielonej Wyspie i interesują sięjej historią pewnie doskonale wiedzą, kim był wspomniany Michael Collins. Ci,którzy żyją poza jej obrębem mają prawo nie wiedzieć o kogo chodzi, ale w końcuod tego macie Taitę, by przybliżała Wam wszystko to, co irlandzkie i co bliskiejej sercu. Tak więc, Moi Drodzy, kim był Michael Collins? Gdyby ktoś postawiłmi takie pytanie, z pewnością odpowiedziałabym w kilku zdaniach. Otóż był onkluczową postacią w irlandzkiej historii. Był człowiekiem, który zmienił jejbieg i wywalczył wolność dla Irlandii. Był też człowiekiem, który przez długi,długi czas wzbudzał spore kontrowersje wśród swoich rodaków. Był człowiekiem,który walczył o pokój w ojczyźnie i właśnie w tej walce zginął. W irlandzkiejwojnie domowej.

 

Oczywiście jest to tylko wycinek z biografii Collinsa. Abylepiej zrozumieć burzliwe wydarzenia z tamtejszego okresu, musielibyściedokładnie zapoznać się z historią Irlandii. Nie będę tu opisywać wszystkiego,bo przecież nie o to chodzi. Od tego macie już google ;) Wystarczy Wam ogólnyzarys Collinsa jako człowieka, którego wielkość przez długi czas nie byłauznawana przez historyków ani przez samych Irlandczyków. Wiele zmieniło się wtej kwestii dzięki Neilowi Jordanowi, który w 1996 roku przybliżył ludziompostać Michaela Collinsa w filmie o tej właśnie nazwie. Film obejrzałam takżeja [polecam] i chyba właśnie wtedy zaczęłam bardziej interesować się losemCollinsa.

 

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam radiową reklamę tegospektaklu, postanowiłam, że muszę zobaczyć go na własne oczy. Już wtedy ujęłamnie przejmująca ścieżka dźwiękowa, będąca wycinkiem z tego właśnie musicalu.Do domu powróciłam podekscytowana z zamiarem jak najszybszego poinformowaniaPołówka o moich planach.  Zarezerwowaliśmybilety i w długo oczekiwany przeze mnie wieczór stawiliśmy się w niczym niewyróżniającym się - powiedziałabym nawet dość brzydkim - budynku  dublińskiej Olympii na równie przeciętnej inijakiej Dame Street.

 

Wnętrze teatru okazało się dokładnym odbiciem wygląduzewnętrznego. Olympia jest dość starym teatrem, gdzie bez problemów możnawyczuć ducha minionej epoki. Jak na mój gust niezbyt eleganckim i wygodnym,szczególnie w porównaniu z nowoczesnym The Helix, gdzie jakiś czas temu miałamokazję gościć. W porównaniu z Gaiety i Helix, Olympia wypadła w moim odczuciuzdecydowanie słabiej. Niezbyt zmodernizowane wnętrze sprawiło, że przez znacznączęść spektaklu wierciłam się w moim fotelu, mając nadzieję, że jakimś cudemuda mi się rozprostować nogi. Odstępy pomiędzy poszczególnymi rzędami wydały misię dość małe, a samo krzesełko niezbyt wygodne. Ale to tak na marginesie, jakoże te niedogodności nie miały tak naprawdę żadnego wpływu na jakość oglądanegoprzez nas spektaklu.

 

Sam spektakl zaś to prawdziwy balsam dla duszy łaknącejkontaktu z odrobiną kultury. W sali zgromadziły się tłumy, głównieIrlandczyków. Przyszły całe rodziny: rodzice z dziećmi, staruszkowie, jak irównież młodzież. Tradycyjnie już  widowniazaopatrzyła się w przeróżne mniej lub bardziej niezdrowe przekąski [z naciskiemna bardziej niezdrowe] i napoje, co tradycyjnie już zaowocowało charakterystycznymuświnieniem sali. Popcorn na podłodze, popcorn na krzesełkach – to jest właśnieto, czego nie lubię w tutejszych teatrach. Nie pamiętam, by w polskich teatrachpanował tak głupi zwyczaj – zupełnie jakby ludzie nie mogli wytrzymać tychdwóch godzin bez przegryzania czegoś. Nie wiem, może teraz się to zmieniło.Może teraz i w Polsce bywalcy tych przybytków zajadają się fast-foodami zapijającje Coca-Colą. Konsumpcjonizm zatacza coraz szersze kręgi, więc widok brudnychteatralnych sal chyba nie powinien mnie już dziwić.

 

Wracając do spektaklu… Zaskoczył mnie na plus. Domyślałamsię, że będzie ciekawie, że będę usatysfakcjonowana tym, co zobaczę, jednakrzeczywistość przeszła moje oczekiwania. Spektakl okazał się bardzo dobrzedopracowany, a przedstawiana w nim historia porywająca. W przypadku filmów ispektakli historycznych zawsze mam obawy, czy aby twórcy nie przytłoczą mnieciężarem historii. Niepotrzebnie się obawiałam – widzowi zaserwowano dość dużądawkę historycznych wydarzeń, jednak była ona tak umiejętnie doprawiona, iżcałość okazała się wyjątkowo smaczna i lekkostrawna.

 

Oczywiście bardzo dużą rolę odegrała tu świetnie skomponowanamuzyka, przez co w przeróżnych momentach odczuwałam to, co w zamierzeniutwórców odczuwać powinnam. Było wzruszenie, była radość, był swego rodzajusmutek i żal [szczególnie we wzruszającej scenie końcowej]. Myślę też, że byłospore zaangażowanie ze strony widza, który nie pozostawał bierny, gdzieś nauboczu, lecz czuł się tak, jakby był w samym środku tych burzliwych wydarzeń.Aktorzy świetnie odtworzyli lęki i niepokoje ówczesnych mieszkańców Irlandii,przez co miałam wrażenie, iż przeniosłam się o kilkadziesiąt lat wstecz. Dopowstania wielkanocnego, do krwawych rozgrywek na irlandzkich ulicach, doburzliwego i krótkiego życia Michaela Collinsa.

 

Po zakończeniu spektaklu nastąpiło to, czego należało sięspodziewać, i co chyba nie było zaskoczeniem dla aktorów. Dublińska publicznośćnagrodziła bohaterów tamtego wieczoru gorącymi owacjami na stojąco. Do oklaskówpoderwali się i młodzi i starzy, kobiety, mężczyźni i dzieci. Michael Collinsspotkał się z bardzo dobrą reakcją zarówno ze strony krytyków jak ipubliczności. W każdym miejscu do którego dotarł, były oklaski. Byłozadowolenie na twarzy widzów i aktorów i to chyba najważniejsze.

 

Show zakończyło się gdzieś po dwudziestej drugiej, ale tonie był koniec naszej przygody z tym musicalem. Jeszcze kilka godzin po jegozakończeniu żyliśmy jego wspomnieniami, a muzyka przyjemnie dźwięczała nietylko w uszach, lecz także za sprawą mojego Połówka, który będąc wyjątkowoumuzykalnionym osobnikiem, przez całą drogę powrotną do naszego miastaodtwarzał w samochodzie ścieżkę dźwiękową z Michaela Collinsa [i co dziwnecałkiem dobrze mu to wychodziło].

 

Jeszcze dziś zdarza nam się, iż tak po prostu wyszukujemy wInternecie te dobrze znane nam muzyczne kawałki z Michaela Collinsa i wracamypamięcią do tego niezwykłego wieczoru. Pomimo iż od tego wydarzenia upłynęłojuż trochę czasu, pamięć wciąż pozostaje żywa. Słuchając tej muzyki ciąglezdarza mi się odtworzyć emocje, które towarzyszyły mi tamtego pamiętnegowieczoru.

 

Jest tak, jak miało być i jak chcieli twórcy. MichaelCollins tymczasowo ożył. Znów zagościł na ustach Irlandczyków, a co więcejspotkał się z bardzo dobrym przyjęciem publiki. Do tego stopnia, iż widowiskoma zostać zaprezentowane większej widowni. Michael Collins uzyskał swe należnemiejsce w historii Irlandii, a także w sercach niektórych Irlandczyków, którzydopiero po pewnym czasie docenili to, co dla nich zrobił.

 

Piszę Wam o tym dlatego, iż chcę Wam zasygnalizować, iżcoś takiego było i najprawdopodobniej jeszcze powróci. Że był taki dobryspektakl, z porywającą i wzruszająca muzyką, z bardzo dobrą grą aktorską imocnym przesłaniem, że warto zwrócić na niego uwagę.

 

Jeśli się nie mylę show ma być zaprezentowane w Cork OperaHouse w lipcu, liczę więc, że ci, którzy interesują się Irlandią znajdą się nawidowni [Piotrze Słotwiński, liczę na Ciebie!] :). Naprawdę warto. Bo co możebyć lepszego niż dobry kawałek irlandzkiej historii opowiedziany przez samychIrlandczyków?

 

***

Dla chętnych mała próbka tego, co może na Was czekać:

 

http://www.youtube.com/watch?v=-b2rLKepV-Y

1 komentarz:

  1. Zapomniałaś dodać, że był on też, a może przede wszystkim, założycielem organizacji IRA, która mniej lub bardziej istnieje po dziś dzień, a więc terrorystą, który nie bał się zabijać własnych braci w imię sprawy. To przez niego krew polała się na ulicach w Anglii i Irlandii. Z perspektywy czasu można nazwać go bohaterem, jego bezkompromisowe podejście do sprawy doprowadziło w końcu do wyzwolenia (przynajmniej częściowego, bo Irlandia Północna nadal jest angielska) Irlandii. Jednak jest wielu takich co nazwałoby go terrorystą czy zwykłym bandziorem.

    OdpowiedzUsuń