piątek, 11 listopada 2011

Na podbój Belgii: Gandawa



Gandawa jest dość dużym i przyjemnym miastem leżącym w północno-zachodniej części Belgii. Jej nazwa wywodzi się od celtyckiego słowa „ganda” oznaczającego spływ dwóch rzek i jest jak najbardziej adekwatna. Miasto leży u ujścia rzeki Leie do Skaldy i to właśnie temu czynnikowi zawdzięcza sporo swego uroku. Kanały w połączeniu z nietuzinkową architekturą tworzą mieszankę przyjemną dla oka: miło się tu spaceruje, przyjemnie zwiedza i odpoczywa. Wrażenia estetyczne odrobinę zepsuły mi dość częste roboty drogowe i prace renowacyjne prowadzone nad niektórymi zabytkami. Jednak dla zachowania równowagi miasto zaoferowało mi przyjemną - dość kameralną powiedziałabym - atmosferę i ciekawe zabytki, przez co w ostatecznym rozrachunku bilans wyszedł na plus.


 


Na swojej prywatnej liście największych atrakcji tego miasta umieszczam twierdzę Gravensteen, o której pisałam tutaj. Bez tego zamku Gandawa nie byłaby tym samym miastem. Warownia jest świetnym odnośnikiem do ciekawych czasów średniowiecza i myślę, że powinna się znaleźć w planie każdego turysty odwiedzającego to miasto. Nawet tego, który nie jest miłośnikiem ufortyfikowanych, mediewistycznych budowli. Czasami warto porzucić „ziemską” perspektywę, by popatrzeć na miasto z tej mniej pospolitej – z lotu nisko szybującego ptaka. A to jest właśnie możliwe z zakończonych blankami zamkowych murów lub z platformy widokowej w Belfort - strażnicy miejskiej.


 


Jednak Belfort, ważny symbol wolności mieszkańców Gandawy, tak prawdę powiedziawszy – w przeciwieństwie do zamku – nie ma zbyt wiele do zaoferowania, mimo iż cena wstępu wynosi tu 5€ i jest tylko o trzy euro niższa. Pomimo tego, że zabytek znajduje się na liście Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO, zaryzykowałabym stwierdzenie, że większość turystów pojawia się tutaj tylko po to, by zerknąć na miasto ze „szczytu” wieży.


 


Zadaniem Belfort było alarmowanie mieszkańców o zbliżających się zagrożeniach i wzywanie ich do walki - wznosząca się na 90 metrów wieża świetnie się w tym spisywała. Długi ciąg wąskich i krętych schodków łączy kilka kondygnacji dzwonnicy, w których umieszczono skromne ekspozycje. Nie jest to jedyna opcja dotarcia do platformy widokowej, jako że powiew nowoczesności zaowocował pojawieniem się w wieży windy, z której zresztą chętnie korzystają turyści i z którą zapoznała się także autorka bloga. Od XIV wieku szczyt wieży zdobi złocony smok, któremu poświęcono jedną z wystaw wewnątrz strażnicy. W wieży znajduje się także ceniony przez znawców karylion, czyli zespół dzwonów wieżowych o zróżnicowanych tonach.


 


Znajdująca się nieopodal wieży St Baafskathedraal, niezbyt zachwycająca z zewnątrz katedra świętego Bawona, słynie głównie z jednego dzieła – Ołtarza Baranka Mistycznego. To specyficzna kombinacją dwunastu obrazów przypisywanych dwóm braciom: Janowi i Hubertowi van Eyck. Gra świateł w tym dziele sprawia ponoć, że obserwator odnosi wrażenie, iż namalowane postacie oświetlają delikatne promienie słońca. Jednak pomimo moich usilnych prób dopatrzenia się tego fenomenu, nie zobaczyłam w obrazie niczego nadzwyczajnego. Ani w jego replice, ani w oryginale.


 


Wstęp do świątyni jest darmowy – co uważam za duży plus – zatem każdy zwiedzający może przyjrzeć się replice. Jednak nie każdy może porównać kopię z oryginałem. Za oglądnięcie tego drugiego trzeba zapłacić 4 euro. W tej cenie otrzymuje się audioprzewodnik odtwarzający informacje. Zbyt szczegółowe według mnie.


 


Wysłuchanie wszystkiego, co miał do przekazania mój nieożywiony narrator, okazało się dla mnie zbyt nużącym i czasochłonnym zadaniem. Połówek okazał się zdecydowanie bardziej twardym zawodnikiem, ja natomiast pod koniec „wykładu” wyszłam, bo treść mnie nużyła, a powietrze najwyraźniej nie sprzyjało. Nie chciałam też zakłócać innym ciszy swoim atakiem kaszlu. Szkoda mi też było pięknego i słonecznego dnia, który mogłam spędzić na zewnątrz, nie zaś w zaciemnionym, posępnym pomieszczeniu.


 


Nie widziałam zbyt dużej różnicy pomiędzy repliką a autentykiem, zatem decyzję, czy warto płacić za oglądnięcie oryginału pozostawiam Wam. Katedrę jednak warto odwiedzić. Trójnawowe wnętrze w pierwszym momencie mnie zaskoczyło – świątynia prezentuje pokaźne rozmiary i zawiera wiele bogatych ornamentów i detali, na które warto zwrócić uwagę. Miłym akcentem jest także wizyta w krypcie kościelnej.


 


Gandawa od strony kulinarnej wymaga dostosowania się turystów do utartych zasad panujących w restauracjach. Lunch można spożywać od 12:00-14:00, a kolację od 18:00. I naprawdę nie należy liczyć na to, że turystyczne miasto, do których Gandawa bez wątpienia się zalicza, zmieni dla nas swoją rutynę. Gdy przed 18:00 wygłodniali zjawiliśmy się w jednej z restauracji na rynku, mogliśmy jedynie liczyć na coś do picia. Jedynym smakowitym kąskiem okazał się młody i atrakcyjny kelner. Choć, prawdę powiedziawszy, cappuccino też było smaczne.


 

38 komentarzy:

  1. Moja kochana, a co Ciebie ściągnęło do Belgii? :)I czemuż Cię nie ma w moich skromnych, wirtualnych progach? O obecność Twą się dopraszam :DPozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. na tym pierwszym zdjęciu wygląda trochę jak Gdańsk :DDD a poza tym to moja kuzynka wyszła za mąż za Belga i mieszka tam od paru lat :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Uroczo wygląda. Faktycznie przypominając momentami Gdańsk czy Wrocław. Zobaczyłam znajomy Subway. Jednak najbardziej zainteresował mnie fakt, że tam podają smakowitych kelnerów. Wybacz;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ściągnęła mnie tam miłość od pierwszego wejrzenia, ale o tym będzie szerzej w następnym poście z belgijskiego cyklu. Jestem na bieżąco, Veritko :) Tylko tak się składa, że tematy nie bardzo mi podchodziły, więc się nie odzywałam. Nie lubię komentować tylko po to, by zostawić po sobie ślad. Pamiętam jednak o Tobie i zawsze czytam to, co piszesz. A swoją drogą, mogłabyś częściej to robić, o! :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozumiem zatem, że Twoja wizyta w Belgii to tylko kwestia czasu? :) To u tego Belga byliście na weselu?

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie podają, niestety. To "towar", na który można sobie tylko popatrzeć. Dotykanie zakazane, a konsumować można tylko oczami ;) Od Subwaya i innych "take-awayów" generalnie trzymam się z daleka. Wolę tradycyjne restauracje. A co do Gdańska, to faktycznie można dopatrzeć się podobieństw.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak ładnie sparafrazowałam a Ty wszystko popsułaś;)W Subwayu w życiu nie byłam, ale rzucał mi się ciągle w oczy w Dublinie. Ja też wolę inne miejsca. Dobrej nocki:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Do mojego miasta Subway trafił stosunkowo niedawno. Dużo tutaj przeróżnych lokali typu fast-food i na wszystkie jest duży popyt. Jeśli jakiś lokal gastronomiczny plajtuje, to najczęściej są to właśnie te tradycyjne restauracje. Zresztą, nie dziwię się, że jest popyt na fast-foody. Jedzenie tego typu nie jest drogie, zatem wiele osób woli kupić frytki i hamburgera niż ugotować pełnowartościowy, zdrowy posiłek. Co jakiś czas wrzucają nam różne ulotki i kupony promocyjne do take-awayów. Przyjrzałam się dzisiaj jednemu z nich: za niecałe 4 euro masz frytki i hamburgera. Niezła promocja. Niejedna rodzina się na nią skusi. Przechodzę czasami koło McD albo Burger Kinga - często przesiadują tam całe rodziny. Kelner był smakowitym kąskiem, ale raczej nie był wart grzechu ;) Taki delikatny, wysoki blondynek o tajemniczym uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  9. tak to właśnie u nich byliśmy na weselu :)) ale nie sądzę bym do nich pojechała w odwiedziny bo raczej z tą akurat kuzynką nigdy nie trzymałam się zbyt blisko, jest ode mnie sporo młodsza :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bedziesz miala co ogladac w tym przepysznym kraju. Znalezc tam mozna frykasy dla ciala i cuda dla duszy. Kraj maly ale temat nie do zglebienia. Poki co kolorowo i rozrywkowo pomijajac stare zamczysko.

    OdpowiedzUsuń
  11. Racja, Ataner, kraj w istocie przepyszny - dosłownie i w przenośni :) Piwo mają naprawdę dobre, a czekoladki pyszne. A jakie gofry... Z chęcią bym wróciła do Belgii. To kraj, który ma naprawdę wiele do zaoferowania.

    OdpowiedzUsuń
  12. No to czas zacieśnić Wasze relacje ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo ładnie to miasto wygląda! A myślałam, że w Belgii warte zobaczenia są tylko Bruksela i Brugia... Post o więzieniu w Wicklow też interesujący! A czemu nie zabukowaliście B&B tylko jechaliście po nocy? pzdr :)

    OdpowiedzUsuń
  14. PS. Zapdejtowałam posta, bo przypomniałam sobie o książce ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Z chęcią zostałabym tam na noc, ale Połówek musiał się rano wstawić do pracy, stąd ta konieczność powrotu. Nie było tak źle. Nieco ponad dwie godziny drogi [z przerwą na wieczorną kawę na Texaco] i byliśmy w domu.No nie. W Belgii zdecydowanie więcej miast jest wartych odwiedzenia. Przeczytałam zaktualizowanego posta :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Pięknie pięknie pięknie :-) My ostatnio myśleliśmy o Estonii (wciąż wschód), a w grudniu jadę na Ukrainę (towarzysko). Nasz rok zwykle podzielony jest tak, że jesień i zima to czas nadrabiania zaległości filmowych (wczoraj oglądaliśmy kapitalny In the better wold), a Ty podróżujesz mniej zimą? Pozdrawiam Cię ciepło

    OdpowiedzUsuń
  17. Jesień zdecydowanie sprzyja czytaniu książek i oglądaniu ciekawych produkcji. Ostatnio oglądałam "Starcie Tytanów" głównie z uwagi na Liama Neesona, ale film bez rewelacji. Niewykorzystany potencjał aktorów, dość kiepski scenariusz. Jasne, że zimą podróżuję znacznie mniej. Między innymi dlatego zawsze nie mogę się doczekać nadejścia lata albo chociaż wiosny. To nie jest sezon na wycieczki krajoznawcze - pada, wieje, jest zimno i strach wychylać głowę na zewnątrz ;) Trzymaj się ciepło! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Nigdy tego nie zrozumiem. Po co spędzać czas w fast-foodach, skoro są o wiele bardziej klimatyczne miejsca na rozmowę? Rzadko chodzę do takich miejsc, w IE jedynym fast foodem jaki zjadłam był kawałek pizzy.Szkoda zawsze miejsc z tradycjami.

    OdpowiedzUsuń
  19. ~www.kotwbutach.blox.pl13 listopada 2011 21:46

    Hello ;-) A my właśnie pizze robimy i wcześniej szarlotkę upiekliśmy, mieliśmy oglądać Evening z 1997 ale sobie darowaliśmy, następnym razem. Padamy trochę na twarz (5 godzin w pociągach i busach) a jutro K wstaje o 5 rano bo o 6 ma zrobić szkolenie dla pracowników, a ja jadę z rana do Opola (potem 4h do Krakowa). Ale pizza pachnie!!!! Zapraszam ;] Co czytasz ciekawego? Ja Ciało - Tess Geritsen

    OdpowiedzUsuń
  20. musze przyznac, ze mnie nigdy Belgia nie pociagala pod wzgledem turystycznym. podobnie jak Niemcy, Holandia, Austria, Szwajcaria. jesli zabraknie mi miejsc w Europie, to pewnie tam wdepne:)zamek z jednego z poprzednich postow jest piekny.lubie takie, bo te male, lub wieze, powoli mi sie nudza. generalnie wygladaja te miejsca czysto i ladnie. ale nie ma to, jak smierdzacy Edynburg:)))

    OdpowiedzUsuń
  21. A ja z chęcią odwiedziłabym każdy z wymienionych przez Ciebie krajów. Wyjazd do jednego z nich planowałam już w tym roku, nawet kupiłam sobie przewodnik, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. To mój cel na nowy rok. I też prawdopodobnie będzie to taka mała objazdówka jak po kraju Jacquesa Brela. A skoro już mowa o Belgii, to moim zdaniem jest ona bardzo ładnym i ciekawym krajem. Z chęcią bym tam wróciła. Z perspektywy czasu to nawet Bruksela już nie wydaje się być taka brzydka i brudna ;)Nie zauważyłam, by Edynburg był śmierdzący :) Jeśli nie Austria, Niemcy, Holandia i Szwajcaria to co? Co znajduje się w czołówce Twojej listy?

    OdpowiedzUsuń
  22. Pizza zapewne smaczna, skorzystałabym z zaproszenia, ale nie jadam o tak późnej porze ;)Ale z Was pracusie :) Czy Ty kiedykolwiek się nudzisz? Ja akurat mam ochotę na leniwy wieczór. Zaraz idę zrobić sobie pachnącą kąpiel, a potem mam zamiar siedzieć w łóżku i czytać. U mnie na tapecie dwie powieści o Zielonej Wyspie. Czytam też wybrane fragmenty z podręcznika o średniowiecznej Irlandii. Ostatnio nie czytam już po kilka książek na miesiąc. Jakoś chęci mi brakowało.

    OdpowiedzUsuń
  23. Są, to prawda, ale te miejsca są też z reguły dużo droższe. W take-awayach chyba można taniej zjeść - tak mi się wydaje, kiedy patrzę na cennik umieszczony na podrzucanych nam ulotkach. Wszystko sprowadza się do pieniędzy. Jeśli kogoś nie stać na wyjście do dobrej restauracji, a koniecznie chce zjeść na mieście, to wybiera jakiegoś fast-fooda.

    OdpowiedzUsuń
  24. ja mialam jechac w pazdzierniku na Lotwe i do Estonii, przewodnik jest, bilety byly zabukowane, ale musialam odbukowac. pojade tam kiedys. to samo Litwa, Wegry, Rumunia, Slowacja no i Turcja. no i Czarnogora oraz Islandia. duzo tych miejsc, ktorych nie widzialam jeszcze.A Edynburg bywa smierdzacy, naprawde:) trzeba tylko wiedziec, gdzie isc i kiedy:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Czy nad Tobą nie ciąży jakaś klątwa? To już chyba nie pierwszy przypadek, kiedy miałaś zarezerwowany lot i nie poleciałaś - jeśli się nie mylę, tak było z Norwegią i Irlandią Północną. Hehe, wierzę Ci na słowo :) W tym wypadku, to bardziej pasowałoby powiedzieć "gdzie nie iść", by uniknąć tej wątpliwej przyjemności :) Mnie z kolei nieco mniej przyciągają wspomniane przez Ciebie kraje - no może poza Islandią, bo ona wydaje mi się szalenie "egzotyczna".

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie wiem jak jest w Irlandii, ale w Polsce na szczęście nie ma takich proporcji. Są miejsca, gdzie w cenie fast fooda można zjeść naleśniki, zupę, ziemniaki z jajkiem sadzonym itd.No chyba, że ktoś chce super luksusową restaurację to co innego.

    OdpowiedzUsuń
  27. oj, nie. tym razem sama zrezygnowalam. po prostu w ostatniej chwili stwierdzilam, ze zwyczajnie mam ochote posiedziec przez tydzien w domu, a nie lazic od kosciola do zamku. i wypoczelam fajnie.kiedys jeszcze tam pojade. moze w przyszlym roku. pozdrawiam i milego dnia zycze.

    OdpowiedzUsuń
  28. Uwielbiam Belgię! I z chęcią bym się tam przeprowadziła, tylko podpowiedz jak ZNALEŹĆ TAM PRACĘ??? :(

    OdpowiedzUsuń
  29. Witam wszystkich zachwyconych Belgia mieszkam tu juz 3 lata i powiem wam ze sa miasta i miasteczka w których mozna sie zakochac ja ostatnio byłam na wycieczce po Namur przepiekna okolica położona ujscia rzek Sambry do Mozy to kraina klifów i zieleni.A jesień dodaje jej uroku .pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  30. ~kotwbutach.blox.pl15 listopada 2011 10:41

    :-) Pizza była super! Mnie zupałnie obojętne o której jem godzinie. Na szczęście nie odbija się to na mojej wadze. Choć przyznam, że nie mam zwyczaju nocnego objadania się. Czasem tylko jak np wrócę z imprezy nad ranem to jestem tak piekielnie głodna, że muszę choćby o tej 4 rano zrobić jedzonko i dopiero iść spać. Inaczej bym nie usnęła. Czy na Wyspach też tak zimno?

    OdpowiedzUsuń
  31. Ja raczej nie odważyłabym się na taki krok, szkoda by mi było tej straconej szansy - tego, co mogłam przeżyć i zobaczyć. W przypadku wyjazdów zagranicznych często mam tak, że zbliża się termin wylotu, a mnie się zwyczajnie nie chce opuszczać Irlandii. Ale zawsze jadę, zwiedzam i nigdy potem tego nie żałuję. No, ale to nie zając, nie ucieknie ;) Miłego wieczoru, Una :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Edith, ktoś kto tam mieszka, bardziej by Ci pomógł. Ja tam byłam tylko na urlopie. Mieszkam w Irlandii. Pozdrawiam i powodzenia życzę.

    OdpowiedzUsuń
  33. Wróciłam z Belgii z kilkoma przewodnikami i albumami - po ich obejrzeniu wiem już, że to naprawdę uroczy kraj. Chciałabym kiedyś dokładniej do poznać. Namur jest malowniczo położone. Jeśli kiedyś tam dotrę, na pewno zwiedzę tamtejszą cytadelę. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  34. Mnie też kiedyś było obojętne ;) Od dłuższego czasu trzymam się jednak pewnych zasad - jem trzy razy dziennie, mniej więcej o tych samych porach. Ostatni posiłek spożywam zazwyczaj nie później niż o 19:00. Wiadomo, że są specyficzne sytuacje, kiedy trzeba nagiąć te zasady, ale generalnie tak to u mnie wygląda. Do tego nie podjadam między posiłkami i nie jem słodyczy. Nie jem właśnie dlatego, że za bardzo je lubię ;) Nie piję i nie palę. A wszystko w trosce o zdrowie. A wiesz, że jeśli chodzi o temperaturę, to ostatnio nie mam powodów do narzekania? Rano jak jadę do pracy, to termometr w aucie pokazuje, że na zewnątrz jest 10 stopni. To chyba nieźle jak na listopadowy poranek.

    OdpowiedzUsuń
  35. Byłam tam, faktycznie cudnie! Ale nadal nie wiem, jak można rozpocząć tam życie i pracować?

    OdpowiedzUsuń
  36. ~kotwbutach.blox.pl17 listopada 2011 15:14

    Hello :-) Ja jem zupełnie nieregularnie, podjadam, ale bez śniadania z domu nie wyjdę (prawie nigdy), słodycze raczej falami, po ostatnich wakacjach mam mniejszą ochotę, słodycze na Ukrainie są za słodkie jak dla mnie, no i te mega słodkie winogrona, zupełnie inne niż w Polsce. Już prawie 28 lat na karku i nie jest źle, więc może nie mam takich skłonności do tycia. Zobaczymy :-) A dbałość o zdrowie to bardzo ważna sprawa, ja np nie jadam śmieciowego jedzenia, może dlatego jestem szczupła? Raz że mi nie smakuje, dwa że to chemia a trzy, że mam łatwość wpadania w jakieś niedobory witamin i minerałów więc muszę jeść wartościowe rzeczy. Po za tym takie tłuste rzeczy to dla mnie fujjj!W Krakowie wciąż słonecznie i kolorowo tylko że zimno. Niedługo napiszę maila, tylko trochę jeszcze się ogarnę z projektami, miałam się uczyć na studia a od rana siedzę nad projektem od szefa. Ale czasem i tak trzebaŚciskam, dobrego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  37. Trochę jest do zobaczenia ;D Zapraszam na http://1300kilometrow.blogspot.be/ , tutaj moje spostrzeżenia z życia w Brukseli

    OdpowiedzUsuń
  38. Dzięki za odwiedziny i za namiary na Waszą stronę. Z chęcią poczytam o Belgii.

    OdpowiedzUsuń