środa, 2 listopada 2011

Na audiencji u Arcykrólów



The Olympia Theatre, Dublin




Kiedy Połówek zaczął coraz częściej podsuwać mi propozycje udania się do teatru, pomyślałam „dlaczego nie?”. Pech chciał, że nie udało nam się pójść na żaden z proponowanych przez niego spektakli. Kiedy zatem pewnego dnia usłyszałam radiową  reklamę zbliżającego się koncertu The High Kings, wiedziałam, że to jest to, czego potrzeba mi i Połówkowi – tyle tylko, że on o tym jeszcze nie wiedział.


 


Bilety nabyliśmy trzy tygodnie przed występem, a długo oczekiwanego przeze mnie dnia stawiliśmy się w dublińskim The Olympia Theatre z zamiarem spędzenia relaksującego wieczoru. Jak się okazało niedługo później, rzeczywistość zdecydowanie przerosła moje oczekiwania. Zanim jednak dane mi było cieszyć się The High Kings, musiałam wynudzić się przez jakieś 45 minut. Okazało się bowiem, że o 19:00 dopiero otwierane są drzwi teatru, a koncert ma być godzinę później.


 


O 19:30 na scenie pojawiła się młodziutka irlandzka wokalistka Róisín O, by przez najbliższe pół godziny usypiać, tfu, znaczy się, zabawiać publiczność. O tej porze sala była jeszcze nienaturalnie pusta. Śmiem jednak twierdzić, że nieobecni niewiele stracili. Wokalistka miała ładny i dobry głos, za to repertuar dość smętny, przez co naprawdę miałam ochotę znieść ją ze sceny i pożegnać słowami „Goodbye and good luck”. Po zaprezentowaniu mniej więcej sześciu kawałków i zademonstrowaniu jak zachowuje się człowiek podpięty do 220V Róisin sama zeszła ze sceny, a za nią podążył jej zespół.


 


I wtedy, Moi Drodzy, zaczęła się jazda. Kilka minut po 20:00 na scenę wkroczyli z hukiem The High Kings. I wtedy chyba umarłam i znalazłam się w niebie. Niestety mój pobyt w tym miejscu był ściśle określony czasowo i po jakichś trzech godzinach znów musiałam wrócić na ziemię. Ale zanim do tego doszło, przeżyłam trzy wspaniałe godziny. Mogę mieć kiedyś Alzhimera i nie wiedzieć, do czego służy łyżeczka, ale tego na pewno nie zapomnę.




 




Panowie z THK rozpoczęli skocznym kawałkiem „Rocky Road to Dublin” i utrzymywali szybkie tempo przez dwie kolejne piosenki. Przed wykonaniem czwartej Finbarr skonstatował: „My tak możemy całą noc. Jednak w trosce o Wasze ręce, zmniejszymy nieco tempo”. Czwarta piosenka była zatem spokojna i nastrojowa, ale potem znów zrobiło się skocznie. Temperatura rosła w zastraszającym tempie, pot oblewał czoła królewskiego kwartetu, w ruch poszły ręczniki, a ja myślałam, że za niedługo dojdzie do samozapłonu w The Olympia Theatre. I jakoś bym się nie zdziwiła, gdyby jego źródło znajdowało się w moim rzędzie. Tak, w tamtym momencie z pewnością byłam obiektem łatwopalnym. Szczęśliwym trafem do niczego takiego nie doszło, bo czas w niebie płynie jakoś szybciej. Nadeszła około dwudziestominutowa przerwa, a wraz z nią pojawił się schłodzony napój nabyty przez Połówka.


 


Druga połowa koncertu była równie dobra co pierwsza. I tym razem Arcykrólowie zaśpiewali 10 utworów, w międzyczasie zaś dali się poznać jako sympatyczni, bezpretensjonalni muzycy. Mieli świetny kontakt z publicznością, nie brakowało dowcipnych odzywek, zabawnych sytuacji i żartów okolicznościowych o grasującym w teatrze duchu.  Przyjemnie się na nich patrzyło i jeszcze lepiej słuchało. Każdy z nich ma ciekawą barwę i dobry głos, co można było zauważyć podczas solówek. Każdy z nich jest dobry, inny, ale razem są wręcz świetni. Tworzą kapitalną mieszankę, która nawet w wykonaniach acapella jest w stanie rozruszać różnorodną wiekowo publiczność. W moim sąsiedztwie siedzieli rodzice z nastolatkiem. Chłopak świetnie się bawił, klaskał do rytmu, ochoczo bił brawo. Staruszce obok Połówka żwawo podrygiwały kończyny, wprawiając przy tym w subtelne wibracje jego fotel [ach te komfortowe i nowoczesne krzesełka w Olympii]. Na dźwięk muzyki Arcykrólów ręce i nogi zaczynały drgać i żyć własnym życiem. Początkowo z lekkim zażenowaniem obserwowałam to, co dzieje się z moimi kończynami, ale kiedy rozglądnęłam się wokół i stwierdziłam, że publika, którą obejmuję wzrokiem, kołysze się jak typowa wańka-wstańka, przestałam się krępować. Emocje musiały znaleźć swoje ujście, bo publika w Olympii była jednym wielkim ciałem falującym w tym samym rytmie. I tak, Brian miał rację: „there’s something special about the Dublin audience”.


 


Arcykrólowie zaczęli z rozmachem i tak samo skończyli. Na sam koniec przygotowali coś, co – jak stwierdził Darren – miało doprowadzić nas na skraj szaleństwa: „Whiskey In The Jar”. I choć osobiście zdecydowanie wolę ostrzejsze wykonanie Metalliki lub Thin Lizzy, było świetnie. Publiczność z żalem pożegnała The High Kings.  Były owacje na stojąco, nie obyło się bez bisu. Chwilę później okazało się, że najlepsza część dopiero przede mną. Nastąpiło coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Przy drzwiach wyjściowych i sklepiku czekali bowiem panowie z The High Kings. Otoczeni rozentuzjazmowanymi miłośnikami, zmęczeni, a mimo to ciągle życzliwi, uśmiechnięci i pozytywnie nastawieni w stosunku do publiki. Każdy z nich cierpliwie rozdawał autografy, pozował do zdjęć, wymieniał uwagi z fanami. Móc uścisnąć im rękę, popatrzeć w oczy [dziewczyny, Brian ma niesamowicie magnetyczne spojrzenie, albo jakby to powiedziała posłanka Beger: „ku.rwiki w oczach”], podziękować za świetną zabawę i zrobić sobie zdjęcie z tą przesympatyczną czwórką – to była dla mnie wisienka na torcie. Mam ich autografy na zakupionym DVD, wspaniałe wspomnienia, a w głowie obraz skromnych, przesympatycznych i bezpretensjonalnych muzyków, którzy na kolejne, być może nawet setne tego wieczoru pytanie o wspólne zdjęcie, powiedzą: „sure, hop in” - wymownym gestem zapraszając do siebie – i dodadzą: „lads, one more photo, please”, by upewnić się, że każdy z nich patrzy w obiektyw. Boscy są i tacy normalni. Nie "gwiazdorzą", nie są zmanierowani.


  The High Kings: Finbarr, Brian, Darren, Martin




The High Kings tworzy przesympatyczna i uzdolniona czwórka nadająca muzyce folk nowy wymiar: Finbarr Clancy, Martin Furey, Brian Dunphy i Darren Holden. Dublin był drugim przystankiem na ich rozpoczętej w piątek trasie „Christmas Tour 2011”. Następne w kolejności jest Cavan (4 XI). Arcykrólowe wystąpią w wielu miastach Republiki, a także w UK. Gorąco polecam ich wszystkim miłośnikom muzyki irlandzkiej, bo to doskonały sposób na rozrywkę i świetne wspomnienia.


 


The Olympia Theatre opuściłam z bolącymi od klaskania rękami i ustami nadwyrężonymi od ciągłego, mimowolnego uśmiechania się. Nabawiłam się zapewne niejednej zmarszczki mimicznej, ale kto by się tym przejmował? Wszak to zmarszczki szczęścia.


___


Przepraszam za słabą jakość zdjęć. Sami rozumiecie - warunki nie sprzyjały.


Tu daty kolejnych występów Arcykrólów.


A tu kilka piosenek w wykonaniu The High Kings:


 


Rocky Road To Dublin


The Little Beggarman


Fields of Glory


Whiskey In The Jar


Step It Out Mary


Will Ye Go Lassie Go



42 komentarze:

  1. Prawdę mówiąc Taito nigdy wcześniej nie słyszałam o tej grupie, ani tej grupy ;)) Cieszę się, ze się dobrze bawiłaś, a panowie - niczego sobie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. te wszystkie utwory wieki temu grali The Dubliners i graja nadal. i moim zdaniem robia to po mistrzowsku, mimo tego, ze dzis to zdecydowanie starsi panowie.ja czekam na moment, kiedy przyjada do Edynburga, o ile wogole i wtedy poslucham na zywo. pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. podobnie jak Elsa nie znam tych Panów ale fajnie, że takie ładne zdjęcie im mogłaś zrobić :))) no i, że się świetnie bawiłaś :))) my byliśmy ostatnio na koncercie Raz, dwa, trzy ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Najważniejsze, że dzieki Nim przez trzy godziny byłaś w niebie:)Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba nie wszystkie - nigdy nie słyszałam, by śpiewali "Fields of Glory". The Dubliners to klasyka, do mnie jednak bardziej przemawiają THK - zarówno pod względem wokalnym jak i wizualnym :) The Dubliners będą koncertować w UK w marcu 2012 roku, więc będziesz mieć dobrą okazję. W Edynburgu ich nie będzie, za to w Manchesterze, Londynie, Birmingham, Leeds, Cardiff - tak. Jak góra nie chce przyjść do Mahometa, to Mahomet musi przyjść do góry. Ps. Dziękuję - wiesz za co :) Wczoraj dostałam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. To akurat normalne - ja dowiedziałam się o nich dopiero w Irlandii. Zgadzam się, że są niczego sobie :) Przynajmniej dwóch z nich zabrałabym ze sobą do domu... by móc codziennie słuchać ich śpiewu na żywo :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Z taką niesamowitą czwórką mężczyzn to tylko w niebie można być ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Przyznam, że nie znam tych panów, ale Briana chętnie bym na drinka zaprosiła ;))) Ale za to kocham Irlandczyków - byle pubowa kapela potrafi wymiatać jak najlepsze polskie zespoły :) A ja dziś wypatrzyłam na ticketmaster Jezioro łabędzie!! W marcu balet rosyjski wystawia, tylko 3x, w tym nowym dublińskim teatrze, chyba skonsultuję z K. dzień i zabukuję :)

    OdpowiedzUsuń
  9. I jak wrażenia po koncercie? Zdjęcia generalnie robił Połówek, ja w tym czasie byłam w siódmym niebie ;) Wyobraź sobie, że ta przedostatnia fotka to częściowy fotomontaż. Na oryginalnym zdjęciu stoję między Finbarrem i Brianem. Połówek mnie jednak wyciął, pewnie nie mógł znieść takiego widoku ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. wow !!! wyciął tak, że nic nie widać ... no no no ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Brian wart jest grzechu ;) Nie dość, że jest przystojny to jeszcze utalentowany [swego czasu występował z Riverdance], sympatyczny i mający naprawdę hipnotyzujące spojrzenie. Darren też jest niezły, tylko że niski ;) Też kiedyś zastanawiałam się nad Jeziorem Łabędzim. Jeśli się nie mylę, było ono swego czasu w The Helix. Bilety do najtańszych nie należały.

    OdpowiedzUsuń
  12. ta piosenka akurat mi sie nie podoba, wiec nie zal, ze Dubliners tego nie spiewali;)dziekuje za informacje. moze pojade, choc przyznam, ze Manchester i Leeds to paskudne miasta i nie ciagnie mnie tam. moze Londyn. ale do wiosny masa czasu, duzo moze sie wydarzyc:)ciesze sie, ze doszlo. milego czytania:)

    OdpowiedzUsuń
  13. No nie mów, bardzo fajna jest :) Może jak posłuchasz jej kilka razy, to zmienisz zdanie. Kiedy słuchałam Roisin O, supportu THK, to nie mogłam się doczekać, kiedy kobieta skończy śpiewać. A teraz im dłużej jej słucham, tym bardziej mi się podoba. Skoro nie Manchester i Leeds, to może Dublin? :) Kiedyś w końcu musisz tu przyjechać.

    OdpowiedzUsuń
  14. Niezły jest, nie? Też byłam pod wrażeniem :) A ja naiwna proponowałam mu, by mnie zamalował. Nie doceniałam jego umiejętności. Na oryginale Finbarr jest poza lustrem.

    OdpowiedzUsuń
  15. Eh Taito, ciepło mi się zrobiło na serce, ponieważ obok tego teatru w czasie mojego pobytu przechodziłam niemal codziennie więc pierwsze zdjęcie takie znajome. Co do Królów -zakochałam się od pierwszego wejrzenia nie wierząc w tak cudowną miłość;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Wierz mi, gdybyś ich poznała osobiście, straciłabyś dla nich głowę :) Zapewne jeszcze kiedyś wybiorę się na ich show. Na koncertach dają z siebie wszystko - kiedy objęłam Finbarra, okazało się, że jego koszulka jest cała mokra. Panowie są przesympatyczni. To było najlepiej wydane 27 euro :) Jak miło, że wpasowali się w Twój gust :) Masz jakieś ulubione piosenki?

    OdpowiedzUsuń
  17. ~Obiezy_swiatka3 listopada 2011 08:58

    Mnie również nic nie mówi ta grupa, ale dzięki Twojemu wpisowi Taito teraz już wiem, kto to jest :)Cieszę się, że dobrze się bawiłaś :)Pozdrawiam!O.

    OdpowiedzUsuń
  18. ~zosiurkowa muma3 listopada 2011 11:59

    ale zazdroszczę... teraz, gdy już jestem w domu w Polsce to sobie pluję w brodę, że tylu rzeczy nie zrobiłam, tylu nie zobaczyłam w Irlandii.. na szczęście mam Twojego bloga :)) i sory za pomyłkę - ależ wstydzior!!! (ah.. no ale przecież Taita i Titania brzmi tak podobnie :D)

    OdpowiedzUsuń
  19. Obiezy_swiatko, bo to generalnie "młody" zespół jest. Każdy z nich ma duże doświadczenie muzyczne, każdy z nich ma na koncie indywidualne sukcesy, ale jako grupa istnieją od niedawna. A poza tym muzyka, którą tworzą nie jest tak popularna jak na przykład pop. Ciepłe pozdrowienia przesyłam :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Dlatego właśnie staram się maksymalnie korzystać z mojego pobytu w Irlandii. Atrakcji tutaj nie brakuje, więc nawet przez najbliższe parę lat będę mieć co robić. Nic nie szkodzi :) Zdarza się. Ja na przykład jak jestem zmęczona, to wtrącam polskie słówka, kiedy mówię po angielsku :) Taita - Titania - co za różnica ;) Zosiurkowa mumo, masz może bloga? Jeśli tak, to prosiłabym o namiary na niego.

    OdpowiedzUsuń
  21. Tak chwalicie tego Briana że sobie go obejrzałem na YT :) Nie widziałem go wcześniej bo piosenki The High Kings znałem tylko ze słyszenia. No Brian rzeczywiście boski jest! :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja też go sobie dzisiaj oglądałam na zakupionym DVD i muszę powiedzieć, że gość ma w sobie coś, co mi się bardzo podoba :) Ma ładny głos, zmysłowe usta i to "coś" w spojrzeniu :) Gdyby był jakieś 10-15 cm wyższy, byłby moim ideałem ;) Hot guy, co tu dużo mówić :) A jeśli chodzi o talent wokalny, to bardziej podoba mi się głos Darrena. A tak na marginesie, to bardziej podobał mi się koncert na żywo niż ten na DVD.

    OdpowiedzUsuń
  23. Zapewne straciłabym głowę, jak tu nie stracić głowy dla czterech facetów;) Nie miałam czasu posłuchać za bardzo w tygodniu, przesłuchałam kilka utworów. Jak się bardziej z nimi zapoznam to Ci napiszę co mi się najbardziej podoba. Miłego weekendu:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Bez pośpiechu :) Na youtube znajdziesz wiele ich piosenek - polecam kanał użytkownika brendanheard.

    OdpowiedzUsuń
  25. WitajSama nazwa skłania do przesłuchań, zatem w wolnej chwili, to uczynię :)Dziękuję za wizytę i pozdrawiam pięknie :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Super relacja, chociaz zespolu tez nie znam. Ale skoro U2, The Cranberries to Irlandczycy,to Arcykróle nie moga byc gorsi.A zdjecia są wspaniale. Sprawiają, ze musze zaoszczędzić na dobry sprzet fotograficzny. Bo jak ty przepraszasz, za jakosc zdjec, to moje jakby z dawnej " smieny" sie wydaja. Pozdrawiam.ardiola

    OdpowiedzUsuń
  27. The Cranberries i U2 to bardzo fajne zespoły, które już dawno zaistniały w muzycznym światku. Od The High Kings różni je przede wszystkim gatunek muzyczny. Panowie z THK nie mają też tak szerokiego grona odbiorców. Nie każdy przepada za folkową muzyką. Zdjęcia pozostawiają wiele do życzenia, cieszę się jednak, że mam taką pamiątkę - byłam zaskoczona, że w ogóle można było robić fotki w czasie show. Przesyłam pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Arcykrólowie - jak zresztą wskazuje nazwa - rządzą :) Jeśli lubisz folkową muzykę, to powinnaś być zadowolona. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  29. Myślę, że jest jeszcze kilka zespołów irlandzkich znanych w świecie, wystarczy wymienić The Corrs, The Dubliners, The Pogues.Nie można też zapomnieć o The Chieftains i innych ale trzeba kochać ten rodzaj muzyki i jej słuchać.Zazdroszczę wrażeń i pozdrawiam Zdzisław.

    OdpowiedzUsuń
  30. Całkowita racja, Zdzisławie. Nie jest to muzyka dla każdego. Irlandia to mały kraj, ale trzeba przyznać, że "wypuściła" w świat wielu utalentowanych artystów. Byłam kiedyś na koncercie Queen w Paryżu. Było super, ale to show The High Kings wspominam zdecydowanie milej. Pozdrawiam serdecznie ze słonecznej dzisiaj wyspy :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Ar …ireann NÌ Neosainn CÈ hÕ, Will You Lassie, Go, Red is the Rose :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Janey Mack! Co to za spam mi tu koleżanka wkleiła? ;) O tak, to są nastrojowe ballady. Mnie dodatkowo bardzo podoba się "The town I loved so well" - wykonanie Darrena jest niesamowicie wzruszające. Ileż emocji on wkłada w tę piosenkę... Oszalałam. Przeglądam daty ich koncertów i zastanawiam się, w które miejsce mogłabym znów pojechać, by posłuchać ich na żywo. Żałuję, że oprócz dvd nie wzięłam cd - słuchałabym tej płyty w czasie jazdy.

    OdpowiedzUsuń
  33. Buu, tam miała być nazwa irlandzkiej piosenki i The Rocky Road to Dublin. Też bym oszalała;) Na tą piosenkę o której piszesz nie trafiłam, spróbuję to zaraz nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
  34. Koniecznie ją odszukaj, bo to niesamowita i wzruszająca ballada. Jej tekst jest bardzo wymowny. Nie znam ładniejszego wykonania. To stały kawałek Darrena. W Dublinie też go wykonywał.

    OdpowiedzUsuń
  35. K. mnie oświecił, że kapela The Kilkenneys, która strasznie mi się podobała, kopiuje tę twoją! Co do Jeziora, zaklepałam bilety. Na drugim balkonie za 55, na pierwszy zostały już tylko po 99... Grand Canal Theatre wystawia tym razem, też chyba warty odwiedzenia! Pzdr :)

    OdpowiedzUsuń
  36. Super! To koniecznie opisz swoje wrażenia. W Grand Canal Theatre nigdy nie byłam, więc może pora to zmienić?Podobieństwo do The High Kings pewnie jakieś jest - ta sama liczba muzyków, nawet podobne stroje mają ;) Przesłuchałam kilka ich piosenek i muszę powiedzieć, że zdecydowanie wolę Arcykrólów :) A Wy kogo preferujecie?

    OdpowiedzUsuń
  37. Znalazłam i słuchałam tak długo, że wstałam dziś niewyspana do pracy;)

    OdpowiedzUsuń
  38. Powinnam czuć się winna? ;) Ja właśnie jej słucham.

    OdpowiedzUsuń
  39. Ty? W żadnym wypadku. Darren jest wszystkiemu winny;)

    OdpowiedzUsuń
  40. Bezpośrednio to może nie, ale pośrednio tak :) Bo wiesz, gdybym Ci nie powiedziała, że Darren potrafi takie cuda ze swoim głosem wyprawiać, to... ;)

    OdpowiedzUsuń
  41. Nie roztrząsajmy już tego;)

    OdpowiedzUsuń