W Brugii zakochałam się, zanim się w niej pojawiłam. To był klasyczny przykład realizacji marzeń. Zaczęło się niespodziewanie i spontanicznie w wakacyjny weekend, kiedy obejrzałam film „In Bruges”, znany również jako „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj”. Gwiazdorska obsada, piękne zdjęcia i niebanalne dialogi przemawiające do mojego poczucia humoru sprawiły, że film szybko utorował sobie drogę do mojego prywatnego panteonu ulubionych produkcji. Pokazywane w nim miasto zauroczyło mnie. Żaden inny film – obojętnie czy był kręcony w Londynie, Paryżu, Biarritz, Hiszpanii czy w Toskanii – nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Sfilmowana Brugia jawiła się jako magiczne, tajemnicze i przepiękne miejsce. Doszłam wtedy do wniosku, że mam dwie opcje: zastanawiać się, czy rzeczywiście jest tam tak ładnie, albo pojechać i przekonać się na własnej skórze. Wybrałam opcję drugą. Kilka dni później mieliśmy już zarezerwowane bilety lotnicze.
Największy mit związany z Brugią? To nie jest mało znane miasto. Żadna tam terra incognita – miasteczko nie zadeptane setkami tysięcy stóp turystów, które tylko czeka na to, by je odkryć. Brugia to piękne, romantyczne i wspaniale zachowane miasto średniowieczne. I nie jest to żaden sekret. Co najwyżej tajemnica poliszynela. Dużo tutaj przybyszów z przeróżnych zakątków świata – nawet jeśli nie jest to szczyt sezonu turystycznego. Bo ta malowniczość i uroda Brugii to zarazem jej błogosławieństwo i przekleństwo. W prawdziwie ruchliwe dni „turystycznego szczytu” w obrębie starego miasta znajduje się więcej zwiedzających niż mieszkańców. To miasto zwiedza się cały rok. Śmiem twierdzić, że Brugia jest zawsze piękna, a stopień jej urody tylko lekko się zmienia: zmniejsza się delikatnie pod koniec roku po to, by na wiosnę i lato znów prezentować się w pełnej krasie.
To nie był szczyt sezonu, a mimo to mieliśmy przedsmak tego, co mogłoby nas tutaj spotkać w środku lata. W porannym pociągu intercity z Gandawy do Brugii staliśmy przez całe dwadzieścia minut drogi. Wszystkie miejsca siedzące były zajęte. W samym mieście niewiele lepiej. Na dworcu tłok przed przystankiem autobusowym, skąd odjeżdżały autobusy do centrum. Ścisk, bezdech i wytrzeszcz oczu gwarantowany pod wpływem napierającej masy. Jakiś turysta przeciskając się, uderzył plecakiem Belgijkę. Kobieta szybko przeszła do słownej ofensywy w rodzimym języku. Nie wiem, co dokładnie mówiła, ale jestem w stanie iść o zakład, że nie była to pieśń pochwalna. „Ale go zrugała” - podsumowuję cicho po zakończeniu jazgotu kobiety. „Nic dziwnego. Nadepnął jej na nogę, a potem przyłożył plecakiem. W środkach transportu ściąga się wypchane plecaki...” - słusznie zauważa Połówek.
Zatapiam się na chwilę w myślach, z których wyrywa mnie nagłe poruszenie. Ten sam turysta wyciąga aparat w stronę młodego chłopaka, który dopiero co pojawił się u mojego boku. Macha do niego z satysfakcją wypisaną na twarzy, mówi „hello” i próbuje go sfotografować. Atmosfera robi się ciężka i przytłaczająca. Okazuje się, że mój sąsiad w zaniedbanym ubraniu jest złodziejaszkiem i właśnie został nakryty przez wspomnianego turystę. Chłopak irytuje się, kiedy facet natarczywie próbuje go sfotografować, wreszcie odburkuje coś, „pozdrawia” turystę serdecznym palcem i zaszywa się na innym siedzeniu. Zaciąga kaptur na głowę, nonszalancko opiera nogi na szybie i wyciąga komórkę. Kierowca autobusu kontroluje sytuację, rzucając raz po raz okiem na lusterko. Pojazd jest monitorowany, ale to - jak widać - nie jest w stanie odstraszyć bezczelnych kieszonkowców.
irlandzki akcent
Brugia jest miastem, które doskonale wie, co oznacza sukces gospodarczy, lecz wie także, jak smakuje porażka. W XIV i XV wieku miasto dobrze prosperowało i przechodziło przez okres boomu w handlu wełną i suknem. XVI wiek nie był już tak łaskawy – przyniósł Brugii utratę swego znaczenia, a kolejne stulecia tylko pogorszyły sytuację.
Pozytywne zmiany przyszły dopiero pod koniec XIX wieku, kiedy ukazała się powieść Georgesa Rodenbacha „Bruges-la-Morte”, co można przetłumaczyć jako „Martwa Brugia”. Książka, udekorowana czarno-białymi fotografiami i przedstawiająca Brugię jako nostalgiczne, uśpione i tajemnicze miasto, spotkała się z dużym zainteresowaniem poza granicami kraju. Niszczejące i zaniedbane uliczki wreszcie doczekały się momentu swojej reinkarnacji. Mądry program konserwacji zabytków spełnił rolę defibrylatora – tchnął życie w dogorywające miasto.
Wynajęto cenionego architekta, Louisa Delacenserie, specjalistę w swoim fachu, który umiejętnie wykorzystał swoją wiedzę i nie tylko pięknie odrestaurował oryginalne, średniowieczne budynki, lecz także wzbogacił miasto o nowe budowle w stylu neogotyckim. Cały fenomen polegał na tym, że nowe budowle wyglądały jak stare, czyli idealnie wtopiły się w architekturę miasta. Bez zgrzytów, bezboleśnie. Dlatego dziś spokojnie można powiedzieć, że ci wszyscy turyści spacerujący po wybrukowanych, wąskich uliczkach Brugii nie są tutaj przez przypadek. Miasto przygotowywało się do ich wizyty już pod koniec XIX wieku.
Brugia po liftingu roztaczała wspaniały czar, a jej urodę szybko doceniono. W efekcie całe stare miasto trafiło na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Brugię leżącą w prowincji o nazwie Flandria Zachodnia bezsprzecznie uważa się za damę wśród belgijskich miast. Mogłabym tutaj wymienić kilkanaście przymiotników określających to miasto, ale czuję, że wystarczy, jak po prostu zacytuję Harry’ego ze wspomnianego na początku „In Bruges” [gorąco polecam oglądanie w oryginale]: „it’s a fairytale fucking town”. Cholernie bajeczne miasto, mówię Wam.
Oglądając Twoje zdjęcia coś czuję, ze i Bornholm by Ci się spodobał. W niektórych momentach tak mi wygląda. Z drugiej strony dobrze tak po prostu zarezerwować bilety, a nie zbierać na wakacje cały rok:)Taito-czy fucki.ng na pewno znaczy ch.olernie?;)
OdpowiedzUsuńDobrze czujesz :) Rose, ja rzadko kiedy jestem niezadowolona z wyjazdu w jakieś miejsce. Mam tendencję do wyszukiwania pozytywnych stron u każdej zwiedzanej przeze mnie atrakcji. Każda podróż urozmaica moje życie, coś do niego w nosi i wzbogaca mnie intelektualnie. Brzmi banalnie, ale świętą prawdą jest, że podróże poszerzają horyzonty :)Co do wakacyjnych wyjazdów, to ja mam do nich specyficzne pojęcie. Nie uznaję życia na kredyt i nigdy nie zaciągam długów po to, by móc zaszpanować i pojechać na super wyjazd. Podróże jak najchętniej, ale tylko takie na jakie mnie stać. Nie wyznaję zasady "zastaw się, a postaw się". To tak na marginesie. Zdarza mi się jednak dokarmiać moją skarbonkę po to, by za ileś miesięcy móc pojechać na jakiś wyjazd :) P.S. Na cenzurującym Onecie to słowo oznacza tylko "cholernie" :)
OdpowiedzUsuńTez sie zakochalam w Brugii po zobaczeniu filmu. A jak tam dolecialas?
OdpowiedzUsuńKarły jakieś były? jakieś samobójstwo może? :)
OdpowiedzUsuńurokliwe miasteczko no i niespodzianka bo nie Irlandzkie ;DDD
OdpowiedzUsuńZ transportem nie ma żadnych problemów. Lecieliśmy Aer Lingusem z Dublina do Brussels Airport ~ 1h 15 minut. Stamtąd z kolei prosto do Gandawy. Z Gandawy do Brugii, a z Brugii do Brukseli - to była cała nasza trasa.
OdpowiedzUsuńMiła odmiana, co? Ileż można pisać o Irlandii? ;)
OdpowiedzUsuńNah, same nudy, understand Polish man? ;) Nie było "blind boya", ani antypatycznego pana w dzwonnicy, ani nawet jednego karła nafaszerowanego ketaminą ;) Wszędzie tylko łabędzie.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o mnie to są miejsca, które mi się nie podobają. Podróże zawsze wnoszą coś nowego, dodają doświadczeń, ogłady, obycia:)Ja też nie uznaję podróżowania na kredyt, choć niestety ciężko uzbierać na wakacje. Ja zamiast zbierać opłacam etapami, w jednym miesiącu bilety lotnicze, za dwa miesiące hotel, a na samym końcu zazwyczaj wymiana waluty. Oczywiście z ostrożnością finansową żeby pieniądze na to wszystko się znalazły.
OdpowiedzUsuńJasne, że takie miejsca się zdarzają. To nieuniknione. Nasze wyobrażenia nie zawsze pokrywają się z rzeczywistością, a wtedy łatwo o rozczarowanie. Trafiłam parę razy na zaniedbane i zniszczone zabytki - często zresztą z winy człowieka. Zdarza się na przykład, że ktoś adaptuje zamkowe ruiny na stajnię, albo "punkt menelskich schadzek". Nie potrafiłabym na przykład wziąć kredytu na dwutygodniowe wczasy w luksusowym hotelu w Grecji. Jak znam siebie, nie czerpałabym z tego żadnej przyjemności, bo myśl o czekającej spłacie długu nie pozwoliłaby mi na to. Ja właśnie powoli planuję zagraniczne wyprawy w nadchodzącym roku, ale o tym na razie cisza :)
OdpowiedzUsuńNo wiesz, i mam tu tak spokojnie siedzieć i nie wiedzieć co planujesz?;)
OdpowiedzUsuńNie mialam pojecia, ze tak brzmi polski tytul tego filmu;) fatalny swoja droga, nie obejrzalabym filmu po uslyszeniu tego tytulu;)A film oczywiscie tez bardzo polubilam i tez chcialam do Brugii pojechac! Musze to kiedys zrobic:)Piekne zdjecia! Urokliwe miasteczko! A mnie tak strasznie nosi, apetyt mi tylko robisz na podroze! Chce juz na lotnisko jakies jechac i gdzies wyruszyc:))) Nie bylam poza Irlandia i Polska od lutego:( byle do stycznia!Pozdrawiam cieplo z deszczowego Galway:)
OdpowiedzUsuńMoja Droga, fatalne to było tłumaczenie książki Alaina Robbe-Grillet. Ja czytałam ją w wersji oryginalnej, po francusku. Tytuł "La jalousie" [przybliżona wymowa to "la żaluzi"], czyli zazdrość. Polska wersja... "Żaluzja" - to starodawne określenie jakoś nie bardzo mi tam pasowało. Tego przykładu chyba nic nie przebije :)Brugia to moje ulubione miasto. Polecam. Cudna jest. Łączę się w bólu. Mnie roznosi do tego stopnia, że okopałam się w przewodnikach i planuję, co, gdzie, jak i kiedy. Świetne remedium na szare i - a jakże - deszczowe wieczory. Planowanie podróży zawsze mnie uskrzydla. To takie ekscytujące.P.S. Nareszcie żeś się pojawiła! Doczekać się nie mogłam!
OdpowiedzUsuńCierpliwość jest bardzo cenioną cnotą :)
OdpowiedzUsuńhehehehe:) siedze i zwijam sie ze smiechu! Faktycznie to przebija wszystko:DJa niestety nie bardzo moge cokolwiek planowac przed podroza do Indii bo musze sie liczyc z tym, ze sporo czasu moze nam zejsc na rodzinne sprawy. poza tym maz juz 1,5 roku w domu nie byl, wiec tez chce sie nacieszyc rodzina:) Ale marzy mi sie daleka podroz, mam juz ja w glowie wymyslona od lat! Boje sie jednak na nia cieszyc, bo co bedzie jak nie wyjdzie? ech :)A i jeszcze zapominialam wczesniej napisac, ze Brugia przypomina mi Leeuwarden, stolice holenderskiego Frieslandu. W sumie sie nie dziwie:) Mnie ten region Holandii oczarowal! Tez sie ciesze, ze w koncu do Ciebie zajrzalam:)Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMoja reakcja była identyczna. Zresztą, jak się tutaj nie śmiać? Twoja podróż do Indii to tylko kwestia kilkunastu tygodni. Nie jest tak źle. Ja najprawdopodobniej najwcześniej będę mogła polecieć gdzieś dopiero w drugim, albo w trzecim kwartale roku, a mimo to już obmyślam :)A Ty nie skreślaj tak łatwo swojej wymarzonej wyprawy - na pewno kiedyś zrealizujesz to marzenie! :)Leeuwarden prezentuje się całkiem ciekawie - nie pogardziłabym wizytą w tym mieście.
OdpowiedzUsuńBelgia to perelka niderlandow wiec prosze cie bardzo wracaj do Irlandii zanim urok miast i miasteczek zatrzyma cie tam na dluzej:)Patrze i podziwiam jak skladnie ci idzie oprowadzanie nas po miejscach ktore zwiedzasz.
OdpowiedzUsuńCzytając ten post coraz bardziej jestem przekonany do wyjazdu na weekend do Niderlandów albo Skandynawii, ostatnio znalazłem super okazje na www.wizzair.com bilety do Malmo za 4PLN!! Żyć nie umierać ;)Może macie jakiś pomysł na inne miejsca i wiecie że można tam dolecieć/dojechać tanio bo wiadomo, że studencki budżet za duży to nie jest :)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa z cnotami jestem na bakier;)
OdpowiedzUsuńJa bym z chęcią tam poleciała, z tym że niekoniecznie o tej porze roku. Jednak jak się domyślam, latem bilety nie będą już takie tanie. Skandynawia jest intrygująca, zamówiłam sobie ostatnio przewodnik. Wizzair ma bardzo korzystne oferty, niestety nie dla mnie. Obsługuje tylko Cork, a ja mam zdecydowanie bliżej na lotnisko do Dublina. Pozdrawiam z deszczowej wyspy.
OdpowiedzUsuńAtaner, tak prawdę powiedziawszy, to chętnie spędziłabym zimę poza Irlandią. To bardzo fajny kraj, ale o tej porze roku potrafi nieźle dać w kość. Przeglądam różne przewodniki i zastanawiam się, co ja tu jeszcze robię ;) Wczoraj tak mnie "przedmuchał" lodowaty wiatr, że pół dnia narzekałam na życie na wyspie ;) O Belgii jeszcze będzie kilka postów :) Fajnie znów się tam przenieść - nawet jeśli tylko w myślach.
OdpowiedzUsuńI tak głośno o tym rozpowiadasz? ;) Ty z racji zawodu powinnaś być wzorem cnót wszelakich ;) Czyżby pod maską aniołka krył się mały diabeł?
OdpowiedzUsuńRelacja dla mnie :) A ile czasu potrzeba na Brugię? 1 dzień czy więcej? I ile byłaś w Belgii?
OdpowiedzUsuńNiby proste pytanie, a tak naprawdę ciężko mi na nie odpowiedzieć. Bo widzisz, wszystko zależy od indywidualnego tempa i stylu zwiedzania każdego turysty. Jeśli masz zawsze napięty harmonogram, zwiedzasz od samego ranka do późnego wieczoru, to pewnie jeden dzień by Ci wystarczył. Zobaczyłabyś pewnie większość tamtejszych atrakcji. Brugia to nie jest nie wiadomo jak duże miasto, ma około 120 000 mieszkańców. My zdecydowaliśmy, że spędzimy półtora dnia w Gandawie, tyle samo w Brugii i dwa dni w Brukseli. Jednak na przyszłość przedłużyłabym pobyt w Brugii. Mogłabym tam zostać nawet tydzień, by na spokojnie chłonąć tamtejszą atmosferę. Nie poświęciłabym natomiast tygodnia na Brukselę, bo już po dwóch dniach byłam nią zmęczona.
OdpowiedzUsuńWyszło szydło z worka;) Prawda jest lepsza niż obłuda, nie śmiem twierdzić żem idealna, cnotliwa i bez wad. Wtedy musiałabym się dopiero wstydzić.
OdpowiedzUsuńLubię miasta Belgii i Holandii, czyste i dopieszczone do granic możliwości. Pełne ciekawych obiektów. Chciałbym kiedyś móc je na spokojnie pozwiedzać.
OdpowiedzUsuńJa również - tym bardziej, że nigdy nie miałam okazji pojawić się w Holandii. Belgia bardzo przypadła mi do gustu.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny blog, czekam na następną notkę. W między czasie zapraszam do mnie na :http://time-to-defeat-terror.blog.onet.pl/. Ps. Proszę informuj mnie o nowych notkach.
OdpowiedzUsuńPo prostu cudo!! Szczerze powiedziawszy zobaczyłabym z chęcią kiedykolwiek tego bloga w wersji książkowej. Od razu bym ją zakupiła, ale jak na razie zachwycam się blogiem. Niesamowity klimat, piękne zdjęcia, wciągające opisy. Naprawdę super, oby tak dalej. Pozdrawiam W wolnym czasie zapraszam:www.wiedzmazbeskidu.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńWiedźmo przybywająca z dalekiej krainy, witaj w moich skromnych, irlandzkich progach. Spocznij i napij się gorącej herbaty zanim wyruszysz w drogę powrotną ;)Przesyłam ciepłe pozdrowienia i dziękuję za komplementy :)
OdpowiedzUsuńMiyuki, ja czekam na to, aż weźmiesz się w garść - walcz o swoje szczęście! Zrób coś, zacznij działać. Nie możesz prosić Boga o wygraną na loterii, jeśli nie kupiłaś kuponu. Trzymaj się.
OdpowiedzUsuńNowa notka na: http://time-to-defeat-terror.blog.onet.pl/Zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńByłam, widziałam, przeczytałam.
OdpowiedzUsuńMogłabym liczyć na Twoją pomoc jeśli chodzi o te zdjęcia? Bo niestety zamiast zdjęcia wyskakuje mi czerwony znaczek X i nie wiem co mogłam zrobić źle ;/;/ Help!! Mój numer gg :36051553
OdpowiedzUsuńWiedźmo, postaram się odezwać jutro po pracy, bo teraz korzystam z laptopa, a tutaj nie mam zainstalowanego gg. Musiałabym się przesiąść na komputer stacjonarny, a teraz nie mogę tego zrobić. Kiedy Ci to wyskakuje? Próbowałaś ładować zdjęcia na bloga z imageshacka, czy nadal robisz to za pomocą Onetu?
OdpowiedzUsuńTaito, próbuję korzystać z Imageshacka. Wrzuciłam tam zdjęcie, później skopiowałam link, na Onecie klikając na tą ikonkę gdzie wstawia się obrazek zaznaczyłąm że dodaję link, wklejam, zatwierdzam i wyskakuje mi kwadracik z czerwonym iksem ;/ Niestety w ogóle nie wyświetla mi zdjęcia.Ok, czekam na wiadomość :)
OdpowiedzUsuńWiedźmo, zostawiłam Ci parę wskazówek na gadu-gadu, mam nadzieję, ze to coś pomoże. Wydaje mi się, że chyba zły link wklejasz.
OdpowiedzUsuń