Był sobie kiedyś człowiek z pasją. Nazywał się John Hunt, był cenionym mediewistą i zagorzałym kolekcjonerem antyków. Swoją pasję dzielił z żoną Gertrudą urodzoną w Niemczech. Huntowie stanowili nietuzinkową parę. Ich dom był zawsze otwarty dla tych, którzy chcieli obcować z imponującym zbiorem artefaktów przez długie lata pieczołowicie gromadzonym przez małżeństwo. Dom Huntów był domem, gdzie przeszłość w sprawny sposób koegzystowała z teraźniejszością. Gertrudzie za flakon do kwiatów służyła licząca sobie 5000 lat alabastrowa egipska waza, a gościom dane było popijać wino z etruskiego naczynia pochodzącego z V wieku p.n.e, a zarazem podziwiać wiszący na kuchennej ścianie obraz Pablo Picasso.
John, jak przystało na historyka z zamiłowania, postanowił pozostawić coś od siebie przyszłym pokoleniom. W 1965 roku Hunt zakupił Craggaunowen Castle, pochodzącą z XVI wieku ufortyfikowaną wieżę obronną, aby utworzyć park etnograficzny na terenie przylegającym do zamku. Tak powstał projekt Craggaunowen - The Living Past [Żywa Przeszłość], mający na celu próbę odtworzenia niektórych aspektów historii Irlandii: od czasów prehistorycznych, aż do okresu wczesnochrześcijańskiego.
Hunt szczęśliwie zrealizował swój projekt, przekazał go narodowi irlandzkiemu, po czym rok później zmarł. Odszedł w wielkim stylu, ale mimo to pozostawił po sobie pustkę. Czasami wydaje mi się, że ludzie wybitni nie powinni podlegać temu przykremu prawu natury. Prawu, które jako jedyne jest równe dla wszystkich.
Po zeszłorocznej wizycie w podobnym skansenie w Irish National Heritage Park odczuwałam pewien niedosyt i podświadomie szukałam ujścia dla mojego rozczarowania. Craggaunowen okazało się być tym, czego oczekiwałam, udając się do INHP. Choć obydwa parki dziedzictwa narodowego wykazują pewne podobieństwo poprzez rekonstrukcje niektórych obiektów, tak naprawdę są inne. I ta inność bardziej do mnie przemawia w przypadku Craggaunowen.
Już przy wjeździe do skansenu turystę witają rozległe pastwiska upstrzone przeuroczymi owcami Soay, specyficznym i rzadko spotykanym gatunkiem owiec wykazującymi spore podobieństwo do kozic.
może wystarczy już tych zdjęć, co? ;)
Skansen jest usytuowany na obszarze 50 akrów w niesamowicie nastrojowym wiejskim środowisku. Jest to szczególnie widoczne z małej platformy widokowej na szczycie zamku, a także z drogi prowadzącej do skansenu. Zbliżając się do niego w pewnym momencie po prostu musiałam wysiąść z auta i sfotografować to, co widziałam. Inaczej się nie dało. Oparłam się o ogrodzenie, zastanawiając się, jak w takich warunkach zrobić jak najlepsze zdjęcie. Stojący obok mnie turysta wydawał się czytać w moich myślach: "Na twoim miejscu nie przechodziłbym przez ogrodzenie. Spójrz tylko na te byki". Przejechalibyście obojętnie koło takiego widoku?
Mimo że obszar należący do skansenu jest dość rozległy, a na wytyczonym szlaku natrafia się na jakieś 12 atrakcji, wizyta w parku mija dość szybko. Mija jednak w bardzo przyjemnej atmosferze i pod znakiem leśnych przechadzek. Moje największe zainteresowanie wzbudziły trzy obiekty: ładny, ale dość skromnie odrestaurowany zamek, bijący na głowę karykaturalny model z INHP, crannóg - fantastyczna rekonstrukcja sztucznej wysepki na jeziorze, która w czasie mojej wizyty w INHP była zamknięta dla zwiedzających. Interesująca okazała się także łódź zrobiona ze skór, na wzór tej zbudowanej przez irlandzkiego mnicha, świętego Brendana zwanego Żeglarzem. Historia świętego i jego niesamowitej podróży była jedną z najbardziej popularnych opowieści średniowiecznej Europy. Przetłumaczono ją na wiele języków. To był taki ówczesny bestseller.
Jak mówi dziewięciowieczny rękopis, Brendan był pierwszym człowiekiem, który odkrył Amerykę. Tim Severin, pisarz i podróżnik, zbudował w 1976 roku łódź według opisu zawartego w rękopisie, po czym wypłynął wraz z załogą na wody Atlantyku. Wszystko to miało na celu zweryfikowanie autentyczności historii o skromnym irlandzkim mnichu, który miał rzekomo dopłynąć do Ameryki niemalże 1000 lat przed Krzysztofem Kolumbem. Rejs oczywiście nie obył się bez przeszkód - kadłub łodzi został uszkodzony przez kawałek lodu, a sama łódź wielokrotnie zbaczała z kursu i dzielnie stawiała opór szalejącym sztormom - ale ostatecznie zakończył się happy endem. Śmiałkowie udowodnili, że święty, który notabene prawdopodobnie urodził się i wychował w prymitywnej chatce na wzór tych zrekonstruowanych w skansenie, faktycznie mógł w ten sposób dotrzeć do Ameryki.
Brendan znajduje się w specjalnej szklanej piramidzie w swoim "naturalnym" środowisku, czyli niewielkim zbiorniku wodnym, który pełni funkcję nie tyle ozdobną, co po prostu praktyczną - zapewnia odpowiednią wilgotność powietrza, a tym samym zapobiega pękaniu skórzanego kadłuba łodzi. Dno zbiornika mieni się blaskiem drobnych monet wrzucanych tam przez turystów. I my też dorzuciliśmy swoje trzy grosze.
Wstęp do skansenu nie należy do najtańszych. Sądzę, że cena powinna być niższa o jakieś 2-3 euro. Nie zmienia to jednak faktu, że park jest w moim odczuciu absolutnie godny odwiedzenia. Podobało mi się tutaj zdecydowanie bardziej niż w Irish Nationa lHeritage Park. Obydwa parki dziedzictwa narodowego Irlandii uzupełniają się wzajemnie, więc miłośnikom Szmaragdowej Wyspy nie zaszkodzi zwiedzić obydwa te miejsca.
Czy jest coś, czego żałuję w przypadku Craggaunowen Project? Tak. Tego, że nigdy nie uda mi się poznać jego inicjatora, Johna Hunta i dostąpić zaszczytu wzięcia udziału w jego wykładzie. Mogę jedynie spojrzeć na jego spokojny, przyjazny wizerunek umieszczony w centrum turystycznym tuż nad kominkiem i cieszyć się, że byli i ciągle są jeszcze na tym świecie pasjonaci z prawdziwego zdarzenia.
Trzeba być chyba niezwykle mądrym człowiekiem, aby tak bardzo skupiać się jednocześnie na przeszłości i przyszłości. Podoba mi się to miejsce. Nad owcami mogłaś się zlitować, ta umęczona wygląda mimo wszystko na przyjaźnie nastawioną;) A jak przekonałaś byki?
OdpowiedzUsuńTo bardzo fajne miejsce - jedno z ciekawszych, jakie zwiedziłam w tym roku. No co Ty. Odpuścić takim fajnym owcom? Dzięki mnie mają imponujące portfolio :) Całkiem fotogeniczne stworzenia. Odpuściłam za to bykom. Posłuchałam rady tajemniczego nieznajomego i zostałam po drugiej stronie barykady ;) Miałam przez to mniejsze pole do popisu, bo zaraz przy ogrodzeniu była droga i ciężko było znaleźć dobre miejsce do fotografowania. Do ideału brakowało mi tam obecności Johna Hunta. Czuję, że bym go polubiła. To musiał być człowiek, który miał wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia. Nie tylko na temat Irlandii. PS. Wiesz co nabyłam ostatnio w Tesco? Płytę The High Kings - Memory Lane :) Są tam piosenki, których jeszcze nie słyszałam i których nie spotkałam wcześniej w sieci. Fajny album.
OdpowiedzUsuńZważywszy na to, co udało się osiągnąć temu człowiekowi, nie dziwię się, że można żałować braku możliwości poznania go. Miejsce wygląda ciekawie, zachęca do odwiedzin. Zastanawia mnie tylko jak to wszystko wygląda, gdy w trakcie wycieczki zaczyna padać deszcz? Pytanie powstało w mojej głowie z czysto praktycznych względów. Wybrałabym się tam chętnie, ale jesień, a w zasadzie zima, nie bardzo mnie do tego zachęca. PozdrawiamAnka
OdpowiedzUsuńWitam, pierwszy raz tutaj się wypowiadam. Chciałbym podziękować za twórczość która już kilkakrotnie posłużyła mi jako drogowskaz. Chcę też troszkę obronić INHP, praca wrze tam ostatnio, powstało kilka nowych chatek, kilka w trakcie renowacji, do wakacji ma być lepiej. Tego śmiesznego zamku pewnie nie wyburzą, może chociaż odmalują.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAniu, to open-air museum, zatem praktycznie wszystkie atrakcje znajdują się na zewnątrz. Wyjątek stanowi tutaj wieża mieszkalna. Zwiedzanie zamku jednak nie zabiera dużo czasu . Wnętrza są po prostu kiepsko wyposażone, więc to w zasadzie takie szybkie przechodzenie z jednej komnaty do drugiej. Dużym plusem jest spacer w leśnej scenerii, a tu jednak przydałaby się ładna pogoda. Ja jestem wielką zwolenniczką zwiedzania wyspy wiosną i latem. Spójrz na to panoramiczne zdjęcie z zamkiem i bydłem (numer 7) - roślinność ma cudowną, intensywną barwę. To był środek lata. Teraz nie będzie tam tak ładnie. Jeśli mogę Ci coś doradzić, to proponuję, byś pojawiła się tam w następnym roku, kiedy po jesieni i zimie nie będzie już śladu. Myślę, że Twoje pociechy będą zadowolone - dużo tam zwierzaków: są wspomniane owce, świnki, jest nawet osioł :)
OdpowiedzUsuńWitaj, Zibbie, cieszę się, że moja strona na coś się przydała :)Miło mi też czytać, że w INHP trwają prace nad ulepszeniem tego obiektu. To nie jest złe miejsce. Nie żałuję, że tam byłam, jednak rozczarowała mnie nieco niemożliwość zobaczenia crannóga. Bardzo mi na tym zależało, a tak się niefortunnie złożyło, że atrakcja była akurat niedostępna. No i ta nieszczęsna rekonstrukcja zamku... Jak można było zbudować coś takiego skoro okrągła wieża prezentuje się naprawdę fajnie? Żałuję też, że zdecydowałam się na zwiedzanie grupowe. Samotna wędrówka byłaby dla mnie przyjemniejsza. Ogólnie mówiąc, to ładnie położone i ciekawe miejsce. Dobrze, że się rozwija, bo takie obiekty są potrzebne. Zdecydowanie przybliżają historię i czynią ją bardziej namacalną. Pozdrawiam serdecznie. Jeszcze raz dzięki za dobre słowo i komentarz :)
OdpowiedzUsuńNasz wspólny kolega sugerował kiedyś na łamach, że najlepszy sposób, by minąć byka, to poczekać, aż zajmie się krową. Znając byczą reputację stanie się to raczej wcześniej niż później.Tak wskazówka na przyszłość :)
OdpowiedzUsuńNo dobrze, ale co zrobić w sytuacji, kiedy nie ma krów, a jedynym osobnikiem płci przeciwnej jestem ja? Wtedy chyba pozostaje tylko wziąć nogi za pas i run, Forrest, run ;)
OdpowiedzUsuńmiejsce oczywiście jest przepiękne ale najbardziej niesamowite jest to, że umarł rok po załatwieniu tego wszystkiego co zamierzył ... tak jakby umarł wiedząc, że dopiął swego .... i dokończył dzieła
OdpowiedzUsuńMoże przypadek, a może realizacja Craggaunowen Project trzymała go przy życiu? Zapewne odszedł jako spełniony człowiek. No i zostawił narodowi pamiątkę po sobie.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci tych ciekawych miejsc, choć i u nas można wyszukać perełki. Wow, będą mogły sobie dać zdjęcia na facebooka;))Wiesz, nie wiem czy Hunt był doceniany za życia, zazwyczaj tych wybitnych, niezwykle mądrych osób, wrażliwych inaczej nie docenia się za życia. Niewątpliwie są jeszcze wyjątkowi ludzie, którzy potrafią docenić takie jednostki. Ciekawa jestem jakby wyglądało Wasze spotkanie. O Ty! Ja ich sobie słucham grzecznie na youtube. Chciałabym, aby u nas w tesco sprzedawali takie dobre płyty. Tymczasem wielu moich ulubieńców nie jest zupełnie dostępnych w kraju.
OdpowiedzUsuńNooo, w tej sytuacji to bym nawet powiedział: leć Adam, leć jak najdalej! :D
OdpowiedzUsuńHej :) Wiedziałam, że to nazwisko brzmi znajomo... Ja byłam w muzeum Hunta w Limerick, ale Craggaunowen project wygląda znacznie bardziej interesująco! Pzdr :)
OdpowiedzUsuńHehe. A będą podwyższone noty za telemark? ;) Uwielbiam Twoje poczucie humoru :)
OdpowiedzUsuńTak, zgadza się. W samym muzeum jednak nie byłam. Jeśli się nie mylę, to jego nazwisko wiąże się także z Lough Gur w hrabstwie Limerick. Od dawna się tam wybieram.
OdpowiedzUsuńKażdy kraj ma swoje perełki. Nie zwiedziłam całej Polski, ale z tego, co udało mi się zobaczyć, wywnioskowałam, że nie mamy się czego wstydzić przed turystami. Owszem, nie ma u nas tak spektakularnej linii brzegowej jak w Irlandii, ale mamy za to na przykład bajeczne góry. Nawet nie nastawiałam się zbytnio na to, że znajdę tam ich płytę. Robiłam zakupy, więc pomyślałam, że nie zaszkodzi podejść na dział muzyczny i sprawdzić. Szczęście mi sprzyjało - były dwie ostatnie płyty :) Nawet tańsze niż w Olympia Theatre. Niestety bez możliwości dostania autografów ;)
OdpowiedzUsuńTaito, piękną wyprawę sobie zafundowałaś. Taką sentymentalno-poznawczą. Zdjęcia czarują pięknem, które jak zwykle zdołałaś uchwycić. A te owce mają takie nierównomierne owłosienie, czy specjalnie tak zostały ostrzyżone ?Nie smutno Ci Taito, że będziesz teraz w zimie miała przerwę w zwiedzaniu czarownych okolic ? A może zima nie będzie stanowiła dla Ciebie przeszkody ...Pozdrawiam Cię bardzo miło. :)))
OdpowiedzUsuńRozyno, już odpowiadam na Twoje pytania. Co do owiec, to mnie się wydaje, że one po prostu linieją. To chyba taka rasa, która zrzuca runo, a przez to nie wymaga strzyżenia. Zauważ, że pod stara warstwą, mają mięciutkie i puchowe okrycie. Oj, tak. Tęsknię za latem. Moja aktywność podróżnicza gwałtownie spada w okresie jesieni, że nie wspomnę o zimie. Irlandia to kraj, który ciagle kiepsko sobie radzi z opadami śniegu. Ludzie nie są do niego przyzwyczajeni przez co zimą na drogach nie jest bezpiecznie - boleśnie się o tym przekonałam jakiś czas temu i to na dobre ostudziło moj zapał przed zbędnymi podróżami o tej porze roku. Drogi bywają wtedy bardzo zdradliwe, w niektóre, nieco odludne miejsca można dotrzeć tylko mając samochód 4x4. Przy większych opadach śniegu ciężko się jeździ bez zimowych opon - które tak na marginesie są tutaj czymś rzadko spotykanym. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJa też zdecydowanie wolę zwiedzanie zaczynac od wiosny i to takiej już porządniejszej:) Dlatego w tej chwili u nas nastał troszkę "martwy" czas, jesli idzie o podróże po Wyspie. Tak, zdecydowanie chciałabym pojechac z dziećmi właśnie tam. Dzięki Tobie wydłuża mi się lista wycieczek:)) Dzięki!PozdrawiamAnka
OdpowiedzUsuńW okolicy jest jeszcze jedno miejsce, które pewnie przypadłoby Wam do gustu - Bunratty Castle & Folk Park. Moja aktywność podróżnicza też zdecydowanie zmalała. Nie do końca mi z tym dobrze, ale sezon jesienno-zimowy generalnie nie nastraja do wycieczek. Pogoda pozostawia wiele do życzenia. Trzymaj się ciepło :)
OdpowiedzUsuńZaraz dostanie mi się od mieszkancow zielonej wyspy. Musze jednak napisac, ze bardzo biedne to miejsce i ladniej jest na zewnatrz razem z owcami i swinkami. Nie moge sie nasycic mych oczu zielonoscią zieleni z Zielonej Wyspy. Moze tylko ja tak odebrałam to miejsce jako ubogie i zapomniane przez Boga. Taito odpowiedz tak z reka na sercu czu nie mam troche racji.
OdpowiedzUsuńWiesz, jak wracałam z Bornholmu i się nim zachwycałam pewien pan będący współtowarzyszem podróży powiedział, że w gruncie rzeczy to nic takiego tam nie ma ale to co jest jest po prostu dobrze rozreklamowane. U nas o wielu miejscach nikt nie wie, nam się nie chce ruszać bo jak ktoś ma w 16 h jechać nad morze to woli polecieć do Egiptu czy Tunezji. No i dojazd jest głównym problemem, do wielu miejsc nie da się dojechać komunikacją zbiorową. Autografy bezcenne:)Udanego tygodnia.
OdpowiedzUsuńRenatko, nie mam ZIELONEGO pojęcia, dlaczego odebrałaś to miejsce jako bardzo biedne. Oczywiście, że można by było doszukać się w nim oznak ubóstwa - jak już wspominałam, zamek jest kiepsko wyposażony i to chyba tylko tam można odnieść wrażenie, że to jest "biedne miejsce". Ja nie miałam takich odczuć - wręcz przeciwnie. Widać, że miejsce jest dopieszczane, że jest ktoś, kto nad tym wszystkim czuwa. Nie dziwię się, że nie możesz nasycić oczu tutejszą zielenią. Ja z kolei jak oglądam Twoje fotki, często myślę sobie: ale tam 'łyso'. Teraz niestety nie jest tu tak ładnie. Latem jest za to bajecznie zielono. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńCoś o tym wiem, bo swego czasu regularnie kursowałam z północy na południe i z południa na północ. Młodsza byłam, to nie narzekałam ;) Teraz za bardzo przyzwyczaiłam się do samochodu. Już zapomniałam co to komunikacja miejska ;) Czuję, że Bornholm przypadłby mi do gustu. I tak - to prawda, że wiele zależy od dobrej reklamy. Trzymaj się ciepło.
OdpowiedzUsuńTo moze byc niefortunne nazewnictwo, biedne i surowe mozna na dobra sprawe podciagnac pod jedno znaczenie. Takie zdjecia jakie przedstawilas wywolaly we mnie takie odczucia i byc moze nie uzylam poprawnych slow.Tak juz jest w komentarzach, ze wyrazamy emocje i dlatego jest tak fajnie bo zawsze cos sie wyrwie spod kontroli:)))Pozdrawiam bardzo serdecznie.
OdpowiedzUsuń