Rozprawienie się z prezentami znalezionymi pod choinką poszło mi nad wyraz sprawnie. Całkiem imponujący stos szesnastu książek został w ciągu minionych miesięcy zredukowany do marnych czterech sztuk. I wszystko wskazuje na to, że na razie tak zostanie. Między innymi dlatego, że wśród niedobitków znajduje się „Nawałnica mieczy”, trzecia część sławnego cyklu George’a R.R Martina. Pierwszą z nich – „Grę o tron” - męczę bodaj od ponad roku i za nic na świecie nie mogę przez nią przebrnąć. Zawsze mam tysiąc powodów, by czytać coś innego.
Książki, o które wzbogaciłam się w grudniu, zdecydowanie były w moim guście, ale mimo wszystko nie udało im się na tyle mnie zaabsorbować, bym zaprzestała wizyt w bibliotece. Jak wiadomo: ciągnie wilka do lasu. A ponieważ wśród bibliotecznych zbiorów znalazło się wiele pozycji autorów, po których sięgam w ostatnim czasie bardzo chętnie, to tym bardziej nie potrafiłam powiedzieć sobie „nie”.
Poniżej zamieszczam parę słów o każdej z przeczytanych ostatnio książek, a nuż kogoś to zainteresuje. Prędzej łysy porośnie „futrem”, niż ja napiszę pełnowartościową recenzję każdej z nich. Nie ma takiej szansy. Nie mam na to ani weny ani czasu.
Pozycja pierwsza: „The Stranger”, znana w Polsce jako „Ofiara Losu”, to czwarta część cyklu z Eriką Falck i Patrikiem Hedströmem. Przeczytałam, a potem westchnęłam rozczarowana. Camillo, ach, Camillo! Po tym jak uwiodłaś mnie bardzo fajnym klimatem „Kaznodziei” i „Kamieniarza”, nadłamałaś mi serce tą „Ofiarą Losu”. Te dwa tomy zdecydowanie najbardziej mi się podobały i choć domyśliłam się rozwiązania w „Kamieniarzu”, i tak nie popsuło mi to przyjemności czytania. A „The Stranger” jest, hmm, strange. Dziwny. Taki sobie. Nie budzi ani większych emocji, ani specjalnie nie relaksuje. Mam nadzieję, że najseksowniejsza szwedzka pisarka nie wpadła w „niziny intelektualne” w czasie pisania tego tomu. Teraz powoli zbliżam się do końca piątej części, „The Hidden Child” [„Niemiecki bękart”] i niestety szału nie ma. Nazizm – ciężka tematyka. Trudno z takiego kalibru wyczarować „magiczną” powieść. Z pustego i Salomon nie naleje. I choć na razie jestem z Camillą na etapie małżeństwa z trzydziestoletnim stażem, w którym nie ma już takiej namiętności i takiego żaru jak na początku, to i tak nie mam zamiaru jej porzucać. Po prostu ją lubię. Z przyjemnością i z zainteresowaniem zapoznam się z pozostałymi tomami cyklu. I z wszystkim innym, co napisze.
„Girl Missing” [„Ciało”]. Po Tess Gerritsen zaczęłam sięgać bardzo często i bardzo chętnie, odkąd w zeszłym roku wyłowiłam jej pierwszą książkę w sklepiku w uroczym Howth. Wkupiła się wtedy w moje łaski mrocznym thrillerem, którego lekturę przerywałam niemal z bólem serca. Nie lubię jednak Tess z „Girl Missing”, „Under the Knife” [„Czarna Loteria”] i innych „harlequinowych” kryminałów. Wybaczam jej jednak te „nieudolne” początki i cieszę się ogromnie, że pisarka-lekarka nie została po złej stronie mocy. Wróżę jej dalszą świetlaną przyszłość. Tak długo, jak tylko nie będzie tworzyć dziwacznych tworów i łączyć kryminałów i harlequinów w jedno. Pani Gerritsen, można zdobyć żeńską część czytelników bez wplatania tandetnych wątków miłosnych. Naprawdę.
„The Accident” Linwooda Barclaya. Tego pana również wyłowiłam we wspomnianym sklepie w Howth. Trafiłam wtedy na „No Time For Goodbye” [„Bez śladu”]. Oj, jak dobrze mi wtedy było! Ciekawa fabuła, nutka tajemniczości, czyli to co tygryski lubią najbardziej. „The Accident” również przypadł mi do gustu. To ten sam Linwood, którego polubiłam. Dobrze się czytało, książka wciągała, a po jej zakończeniu nie było niesmaku. Został mały niedosyt, ale na to się zaradzi. Kolejną już zamówiłam sobie w bibliotece.
„Seconds Away” [„Kilka sekund od śmierci”] Cobena to druga część cyklu z młodziutkim Mickey’em Bolitarem. Tak prawdę powiedziawszy, to książka przeznaczona jest raczej dla młodszych czytelników, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. „Shelter” [„Schronienie”], pierwszy tom na tyle przypadł mi do gustu, że postanowiłam zapoznać się z tomem drugim. Niestety nie utrzymał on mojego zainteresowania na takim samym poziomie jak jego poprzednik, ale tragedii nie było. Niestety obawiam się, że poziom pozostałych tomów będzie spadał, ale może niepotrzebnie zrzędzę i praktykuję czarnowidztwo. Czas pokaże.
„Headhunters” [„Łowcy głów”] Jo Nesbø. Z tym norweskim pisarzem i muzykiem spiknęli mnie moi Czytelnicy. Na pierwszy ogień poszedł „Człowiek-nietoperz” - pierwszy tom cyklu z Harrym Hole. Żeby było grzecznie, po kolei i po bożemu. Całkiem dobry kryminał, aczkolwiek czytałam lepsze. Ale ponieważ był to pierwszy raz pana Nesbø, a te jak wiadomo bywają pokraczne, to postanowiłam go nie przekreślać. Jakiś czas później z własnej nieprzymuszonej woli sięgnęłam po „Łowców głów”, po czym pogratulowałam sobie wyboru. Książka podobała mi się bardziej niż wspomniany „Człowiek-nietoperz”, a jej końcówka nawet mnie nieco zaskoczyła. Tak trzymać, Jo!
Tyle o książkach bibliotecznych. Teraz jeszcze parę słów o tych moich prywatnych, które raczej mają marne szanse zobaczyć wspomnianą bibliotekę na własne oczy. Głupio byłoby zakończyć mój książkowy przegląd nie wspominając o pozycji, którą uważam za najbardziej wartościową z tych, które przeczytałam w ostatnim czasie. Mowa tutaj o „The Boy at the Gate”, której autorem jest irlandzki muzyk Danny Ellis. Takie niespodzianki to ja lubię. Nie spieszyło mi się do jej przeczytania, odkładałam ją na później, chyba podświadomie trochę się jej obawiając. Tymczasem okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. W swojej książce Danny opisuje głównie swoje dzieciństwo, czas w dużej mierze spędzony w surowej dublińskiej szkole prowadzonej przez braci bożych zwanych Christian Brothers. To właśnie oni byli kilkadziesiąt lat temu postrachem irlandzkich dzieciaków.
Danny w świetny sposób spisał swoje przeżycia z sierocińca. Książka wciągała niczym najlepszy kryminał, nie mogłam się z nią rozstać. Chciałam więcej i więcej. Koniecznie musiałam wiedzieć, jak potoczą się jego losy, a odpowiedź na to pytanie kryła się wśród nieprzeczytanych kartek. Przewracałam je w błyskawicznym tempie, składając w duchu gratulacje Ellisowi za napisanie autobiografii, która z przyciężkawej tematyki zrobiła tak lekką lekturę. Spodobała mi się jego prawdomówność, bezpretensjonalny ton i ogólnie pojęta lekkość. Nie było w niej robienia z siebie męczennika, nie było wybielania, nie było też obciążania winą. Tylko prosta, surowa prawda. A ponieważ fabuła umiejscowiona była w Irlandii z lat 50. i 60., to tym bardziej czytałam ją z zaciekawieniem. Książka zdecydowanie zasłużenie wdarła się na szczyt irlandzkich list bestsellerów.
W porównaniu z nią dwie pozostałe pozycje: „Sezon burz” i „The Book of Souls” wypadają blado, choć tak naprawdę złe nie są. Mają jednak mocnego konkurenta. „The Book of Souls” napisana została przez Jamesa Oswalda, Szkota, który nie tylko pisze książki, ale także [a może przede wszystkim?] zajmuje się farmą odziedziczoną po niespodziewanie i tragicznie zmarłych rodzicach. Hoduje urocze, włochate bydło, wypasa owce i ma się dobrze. Przeżywa swoje pięć minut sławy, jako że jego kryminały szybko skradły serce czytelnikom. Co prawda książka jakoś szczególnie mnie nie zauroczyła, ale to też dlatego, że jestem twardym zawodnikiem, który kryminały czyta od dawien dawna i w dodatku ma swoich sprawdzonych, ulubionych pisarzy tego gatunku. Nowicjuszom czasami ciężko się u mnie wybić, jako że mam tendencję do faworyzowania „swoich” ludzi. Po trudnym początku, który nijak nie mógł mnie zainteresować, było już tylko lepiej. Miła lektura, za którą jeszcze raz dziękuję koleżance blogowej.
Podsumowanie zamyka „Sezon burz” Sapkowskiego. Fantastyka to nie jest mój ulubiony gatunek literacki, a Sapkowski nie zalicza się do moich ulubionych pisarzy. Do czytania jego książek namówił mnie jednak jego zwolennik znany Wam jako niejaki Połówek. Dobrze czytało mi się ten tom, ale rewelacji nie było. Akcja na dość nierównym poziomie. Ciekawe rozdziały przeplatane były tymi nudnawymi. Dzięki Bogu „Sezon burz” jest jednak lepszy niż „Żmija”- moim zdaniem najsłabsze ogniwo w dorobku pisarza. Czy będę czytać kolejne książki „Asa”? Raczej tak, ale tylko wtedy, gdy je dostanę albo wypożyczę. I raczej z przyzwyczajenia, a nie z zżerającej mnie ciekawości. Tym bardziej, że szczerze nie cierpię wydawnictwa Supernowa za okropnie marną jakość książek. Wszystkie części sagi o Wiedźminie, jakie ma Połówek, to obraz nędzy i rozpaczy. Bynajmniej nie dlatego, że czytał je wielokrotnie. „Sezon burz” przeczytaliśmy jak na razie tylko my, a już kiepsko się prezentuje i w ekspresowym tempie wyciera na grzbiecie.
Ups, ale się rozpisałam. Zdaje się, że po zatwardzeniu intelektualnym, które do niedawna miałam, nastąpiło jego całkowite przeciwieństwo – słowna biegunka. Mam tylko nadzieję, że zawartość tego posta nie okazała się gówniana. Tymczasem żegnam Państwa radośnie, mając w myślach nadchodzące atrakcje weekendowe. W piątkowy wieczór kino i długo oczekiwana premiera „Calvary”, a w sobotę teatr w jednym z najładniejszych irlandzkich miast. Niedziela to ciąg dalszy rozpieszczania się. Jak pogoda dopisze, to będę zwiedzać Kilkenny, a jak będzie padało, to będę okupować jakiś pub. A jakby mało było tych wszystkich przyjemności, mam jeszcze długą przerwę świąteczną w pracy.
Ostatnia wiadomość z irlandzkiego frontu: z ukryć powychodziły znienawidzone przeze mnie muchy, kot przyniósł pierwszego kleszcza, sąsiedzi masowo koszą trawniki, dzieciaki coraz częściej szaleją na podwórku, czyli mamy wiosnę pełną gębą. Z wszystkimi jej urokami.
A co ciekawego Wy ostatnio czytaliście?
na podstawie Headhunters nakręcono film. nie mój gatunek;), ale poleżeć z winem w ręku i pooglądać można. jak najbardziej. relaksująca sensacja, o ile tak można powiedzieć.
OdpowiedzUsuńmuszę w końcu przeczytać prezent od Ciebie, tyle, że na razie tyle innych książek czeka w kolejce, a poza tym czasu nie mam nawet na czytanie:O strasznie to brzmi.
Sapkowskiego bym poczytała, ale nie mam. został w Polsce. pozdrawiam taito i lecę na zewnątrz, bo świeci słońce!
To prawda, gdzieś już to wcześniej wyczytałam. Z chęcią obejrzę, jeśli tylko na niego trafię. Nie mam nic przeciwko takim filmom.
OdpowiedzUsuńTo co Ty porabiasz, jeśli nie masz czasu na czytanie? Dorabiasz na budowie? ;)
U nas też pięknie świeciło. Spędziłam dzień poza domem, było naprawdę słonecznie i ciepło. A jak się świat cudnie zazielenił!
Mam nadzieje, że książka przypadnie Ci do gustu. Wiem, że niełatwo Cię zadowolić ;) Mnie akurat bardzo się podobała. Nawet nie sądziłam, że tak mnie wciągnie.
Dzień Dobrrryyy :)
OdpowiedzUsuńZnowu mam kłopoty techniczne z kompem :(, znowu siedzę na cudzym ...
Jak rozwija Ci się hodowla kotków? Czy Twój kleszczołap już coś zadziałał w kwestii zwiększenia kociej populacji z niewiastą którą nieopatrznie zaczęłaś dokarmiać? Pogoniłaś to kocie towarzystwo, czy dałaś za wygraną?
A w Kilkenny była, jak planowała ? Mnie się tam podobało... wszystko oprócz pogody bo już wtedy nie miałem peleryny.
Obecnie czytam książki Hakana Nessera - wpierw była "Człowiek bez psa" a teraz "Całkiem inna historia", potem jak przebrnę będzie"Drugie życie pana Roosa" i "Samotni". Czyta się to dość specyficznie, jak większość szwedzkich autorów, ale póki co nieźle mi idzie :)
Kiedyś próbowałem coś z Sapkowskiego ale poległem :( z powodu " jego klimatu".
O kurcze - przeczytałem to co powyżej napisałem i wygląda to jakoś okropnie , tak jak stary telegram ....coś ..stop.. coś... stop... - chyba czas na jakiś urlopik :) Niedługo Święta Wielkanocne to może na parę dni uda nam się ze ślubną Połówką wyrwać na wieś? A właśnie... święta za pasem - wesołych, ciekawych i zdrowych Świąt !!! Pysznego mazurka albo serniczka, kolorowych jajek i p o g o d y d u c h a na całe święta i na dłużej :)
Wszystkiego dobrego !!!
Witaj Taito,
OdpowiedzUsuńTeraz już wiadomo gdzie Taita była jak jej nie było. Trochę Ci zazdroszczę tego czasu na czytanie książek. Ja długo już nic nie czytałam, a jestem bardzo głodna lektury. W końcu nie samym chlebem człowiek żyje.
Napiszę szczerze, że kryminały i fantastyka to zupełnie nie moje klimaty. Niegdyś usilnie polecano mi Tolkiena, ale nie potrafiłam się przemóc. Człowiek nietoperz, tak jak słyszałam nie zwala nóg, ale ponoć w kolejnych częściach Nesbo się deczko bardziej postarał.
Mówisz, że zielono, że wiosna w pełni. Nie mogę się doczekać.
Spokojnego wieczoru.
Witam, witam! Jak miło znów Cię tutaj widzieć :) Już się zaczęłam obawiać, że o mnie zapomniałeś w natłoku przygotowań przedświątecznych ;)
OdpowiedzUsuńHaha. Była, była! Była w kinie, była w teatrze, była w Kilkenny i było bosko! :) A teraz siedzę w domu, bo mam wolne z okazji Wielkanocy i byczę się na maksa :) Postaram się jak najszybciej spisać swoje wrażenia z weekendu, bo pewnie chętnie byś poczytał :) Pogoda dopisała. Sobota była ładna, a niedziela nawet ładniejsza. Dużo słońca mieliśmy. Dzisiaj zresztą też, dlatego skorzystałam, zrobiłam pranie i wysuszyłam je w ogródku :) Tylko trawy nie bardzo chce mi się kosić, szukam chętnego, który by to zrobił ;)
Nie znam tego pana, ale w swoim czasie wezmę go pod lupę :) Na razie zamówiłam sobie w bibliotece drugą część trylogii Stiega Larssona, a jutro wypożyczę 6 tom cyklu Camilli Lackberg. Mam do niej słabość mimo wszystko. Dobrze wiedzieć, że nie jestem jedyną osobą, która nie zachwyca się Sapkowskim :) Teraz czytam "The Sinner" naszej Tess, zapowiada się dobrze.
Oj tam, oj tam. Jesteś zbyt krytyczny wobec siebie. Zawsze czytam Twoje komentarze z dużą przyjemnością, bo nigdy nie są nudne i zawsze masz coś ciekawego do przekazania. Ale urlopu jak najbardziej Ci nie odmawiam :) Trzymam zatem kciuki, aby udał się Wam wyjazd na wieś :)
Święta tuż za rogiem, a ja w proszku... Zresztą chyba nic nie będę robić na Wielkanoc, tzn. żadnych szczególnych przygotowań nie będzie. Dom sprzątam regularnie, co tydzień, a piec nic nie powinnam, bo czas zadbać o swoją wagę :) Nawet kartek nie wysłałam jeszcze. Od Wielkanocy zdecydowanie wolę Boże Narodzenie. Jego jakoś nigdy nie udało mi się go przegapić.
Co do kleszczołapa, to ogłupiał całkiem na wiosnę, a może zwyczajnie się zakochał? ;) Odsunął się od nas, już nie budzi w nocy, by dostać swoją porcję pieszczot, wpada do domu coraz rzadziej, a jak nawet się pojawi, to idzie prosto do miski, zjada karmę i zaraz wychodzi. Nawet nie mam zbytnio okazji zabrać go do weta... Mam nadzieję, że kocia rodzina się nie powiększy! Nie strasz :)
Współczuję problemów z komputerem, mam nadzieje, że niedługo znów bez ograniczeń będziesz mógł korzystać ze swojego sprzętu :) Ktoś w końcu musi czytać to, co piszę ;)
Witaj, Rose! No nareszcie wychyliłaś się z tej jaskini, w której się schowałaś! Wiosna przyszła, pora korzystać z promieni słonecznych, a nie siedzieć w jakiejś ciemni! ;)
OdpowiedzUsuńZaniedbałam trochę blog, bo miałam dużo pracy, a po powrocie do domu miałam inne rzeczy do roboty. Czytanie też przyczyniło się do mojej przerwy blogowej. Teraz mam jednak trochę wolnego, więc myślę, że wkrótce znów pojawi się jakiś post.
Nie czytałam ani Tolkiena ani Rowling. Może kiedyś. Na razie mam mnóstwo innych pozycji do przeczytania.
Wzajemnie :) Jest spokojny, miły i leniwy :)
Tym razem to tylko jaskinia internetowa;) Dużo pracy, dużo się dzieje, że jakoś tak nawet nie mam kiedy zaczerpnąć tych promieni słonecznych. O zgrozo jak mam wolne weekendy to akurat zawsze pada. Wyobrażasz sobie? ;) Przyjdzie jeszcze pora. Dziś złożyłam wniosek urlopowy, urlop potwierdzony już na sto procent:) Jak już siedzę w necie to czynię ostatnie przygotowania.
OdpowiedzUsuńO proszę to jak nawet Ty nie czytałaś Tolkiena to powinnam już całkowicie wyzbyć się mojego kompleksu nie lubienia fantastyki. O Rowling to nawet nigdy nie myślałam, żeby ją ruszyć. Za to zajączek przygotował dla mnie nie lada gratkę czytelniczą. Mam nadzieję, że znajdę w końcu chwilę.
Dobrze. Ja powinnam już spać, wstaję o 5 rano, ale jakoś nie mogę się przemóc, żeby w końcu to zrobić;)
Nawet mnie to nie dziwi. To typowa złośliwość losu jest!
OdpowiedzUsuńNie powinnaś być zaskoczona, bo ja absolutnie nie jestem żadnym książkowym guru. Z fantastyki najbardziej lubiłam Sagę o Ludziach Lodu :) Hobbity i Pottery nie bardzo mnie interesują.
Szczęściara! Ja nic nie dostałam, ale też niczego nie oczekiwałam. I tak zostałam mocno rozpieszczona w miniony weekend.
Współczuję pobudki o tak haniebnej porze. Przecież to środek nocy! ;)
:) może nie dorabiam na budowie, ale jest tyle fascynujących rzeczy do robienia w tej chwili, że naprawdę nie mogę się nudzić. i tak cudnie dookoła.
OdpowiedzUsuńA będzie jeszcze ładniej! Ta zieleń wokół naprawdę koi i napawa radością.
OdpowiedzUsuńChwilę mnie tu nie było, a tu tyllllle pochłoniętych książek...
OdpowiedzUsuńTess... uwielbiam! Ale "Ciało" jeszcze nie czytałam.
Myślę, że niewiele straciłaś. To jedna z jej pierwszych książek, jest średnio udana według mnie. Tess ma w swoim dorobku dużo, dużo lepsze. Niedawno rozpoczęłam czytanie "The Sinner" ["Grzesznik"] i już po pierwszych rozdziałach widzę, że będzie to znacznie ciekawsza książka.
OdpowiedzUsuńTakie ładne powitanie, że nie mogłem nie odpowiedzieć od razu :)
OdpowiedzUsuńWitam zatem równie serdecznie!
Fajnie jest, gdy plany się sprawdzają i nikt (nic) nie sypie piachu w tryby! Hmm Kilkenny - tak, tak .... ale nic nie wiem o jakimś teatrze w tamtej okolicy - mam chyba jakieś luki w pamięci cy cóś :):) A z resztą "...życie to teatr jest...", więc gdzie my tam scena - albo jakoś tak.
U nas pogoda w wekeend była wyjątkowo "taka Wasza" i nawet jak wywiesiliśmy drobne pranie to do tej pory nie skończył sie program płukania (wisi wszystko chyba nadal) - dobrze ,że mamy zapasowe ciuchy na wsi :) Tak całkiem źle nie było,bo zdążyłem jeszcze wykosić co nieco, ale opału mi poszło bo trzeba było zadbać o ciepło ogniska domowego :) Szkoda, że odległość nie pozwala mi podskoczyć do Was z kosiarką, bo chętnie bym pomógł ... (albo bym pomógł albo i nie , ale zadeklarować zawsze miło ... No nie ?) ;):);)
Co do Stiga Larssona to chyba się nie zawiedziesz bo mnie wciągnął całkowicie - całość połknąłem w 5 dni chyba, zaraz jak sie ukazał w Polsce. Natomiast Camilla rozczarowała mnie tym, że nie mam już nic jej autorstwa - wszystko wyczytane i stoi w regale.
Odnośnie planów świątecznych ,to może jednak tak całkiem nie zapominaj o Wielkanocy... no przecież na stole barszcz biały, jajeczka, szyneczka swojska, serniczek ...itp. smakołyki po prostu! Tradycja jakby... :) A wagą się nie martw, bo jak się zepsuje to sobie kupisz nową , taką elektroniczną... hehehe :) Z kartkami też można wybrnąć wysyłając z netu - no wiesz, trzeba nadążać za nowoczesnością :) :)
Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz Wszystkiego Dobrego :)
Jest teatr, tylko tak jakby nieco na uboczu ;) Niedaleko Dunnes Stores i Kyteler's Inn. Na dowód zamieszczę niedługo zdjęcia, bo posta już napisałam. Spodziewaj się go wieczorem :)
OdpowiedzUsuńZłe wiadomości przynosisz - skoro proces płukania jeszcze się nie skończył, to pewnie pralka się zepsuła ;) Wierzę, że gdybyś był moim sąsiadem, to z pewnością wykosiłbyś trawę także w moim ogródku :) W ramach podziękowania przyniosłabym Ci flaszeczkę likieru albo whiskey :) Ale to za kilka koszeń, nie za jedno ;) Prawdę powiedziawszy, to ja lubię kosić, ale nie lubię tego całego procesu przygotowawczego, czyli wyciągania kosiarki z zakamarków, składania jej [jak to brzmi!], podpinania do prądu, a potem chowania jej, itd. Samo koszenie jest przyjemne. Niestety nie mam szopy, w której mogłabym ją trzymać w stanie gotowości i muszę przechowywać ją w domu w specjalnym schowku.
Teraz to mnie zaskoczyłeś. A czym konkretnie rozczarowała Cię Camilla? Które tomy nie przypadły Ci do gustu?
Kusisz! Barszcz biały, kiełbasa, jajko, mazurek... zjadłabym, nie powiem! No właśnie mam wagę elektroniczną. I chyba faktycznie się popsuła, bo zdecydowanie pokazuje za dużo kilogramów ;) Nie podoba mi się to, co mi pokazuje :)
Dziękuję i wzajemnie :)
Jak to nie jesteś? Z taką ilością przeczytanych książek nie jesteś? Jakieś bzdury;)
OdpowiedzUsuńNie no, ja też jeszcze nic nie dostałam. Czytając wcześniej Twój komentarz zaczęłam się zastanawiać całkiem na poważnie czy święta wielkanocne mi nie umknęły;) Rozpieszczona mówisz. Ja się rozpieściłam kupując sobie dwie spódniczki. Długo szukałam prostych, jeansowych spódnic. Znalezienie ich graniczyło z cudem wobec tego, co się pojawia w sklepach. Znalazłam:)
Prawda? Zdecydowanie jestem sową, ale nie chciałabym ciągle pracować na drugą zmianę;)
Rozpieszczona, bo wszystko poszło zgodnie z planem i miałam cudny weekend: począwszy od seansu "Calvary" przez spektakl "Michael Collins" aż do niedzielnego spacerowania po Kilkenny i zwiedzania zamku w Enniscorthy. A jakby tego było mało, to trafiłam jeszcze na irlandzkiego amanta ;) Czego jak czego, ale podrywu to ja się nie spodziewałam :)
OdpowiedzUsuńNic dziwnego, że długo szukałaś ;) Bo zamiast być modną i kupować tylko to, co zgodne z obecnymi trendami modowymi, Tobie się zachciewa prostych spódnic jeansowych ;) Spódniczkę z koła trzeba było sobie kupić ;)
Ja też nie. Na szczęście nigdy nie musiałam pracować na zmiany.
No to faktycznie. Połówek rozpieszcza Cię jak księżniczkę. Obyś się tylko nie przyzwyczaiła;) Wbrew pozorom jest sporo irlandzkich amantów. Podczas ostatniego pobytu zdarzyło mi się spotkać przynajmniej dwóch, a byłam tam tylko siedem dni. Już nie bądź taka skromna, że się tak nie spodziewałaś;) Wysoka blondynka to nie lada gratka dla irishów;)
OdpowiedzUsuńO ja straszna. Nie podobają mi się spódniczki kończące się wraz z pośladkami. No właśnie. Ty takie nosisz Taito?;) Nie, nie tak sobie Ciebie wyobrażam. Uważaj, bo przyjadę przejrzeć Twoją szafę:D
Dziś idę ściąć głowę. Byłam chwilę temu, ale nie u mojej pani i mam tragedię na głowie.
Te zmiany jeszcze nie są takie złe. Poprzednie były gorsze:)
Jasne, że się nie spodziewałam :) Wysokość to pojęcie względne. Ja bym powiedziała, że jestem średniego wzrostu, choć przy Tobie pewnie faktycznie wyglądałabym na wysoką.
OdpowiedzUsuńCo Ty, przecież z tymi trendami to była ironia :) Nie noszę, co nie oznacza, że mi się nie podobają. Jeśli dziewczyna jest zgrabna, ma super nogi i dobrze się czuje w kusych spódniczkach, to proszę bardzo, niech je nosi :)
Czyżbyś wyobrażała mnie sobie jako stateczną kobietę w ugrzecznionych garsonkach? ;)
Haha, nie ścinaj głowy! Jeszcze Ci się przyda :) Moim włosom też przydałby się dobry fryzjer, ale strach przed nim powstrzymuje mnie przed wizytą w salonie. Ciężko znaleźć dobrego stylistę/fryzjera.
No przecież ja ta ironię zrozumiałam;)
OdpowiedzUsuńNie, nie. Ciebie jako stateczną kobietę?;) Nie, nawet by mi to nie przyszło do głowy;)
Ścięłam, ale jakoś mnie moje nowe wcielenie nie powala;)
Dobrego fryzjera mi trzeba na gwałt! ;)
OdpowiedzUsuńAle się zsynchronizowałyśmy, praktycznie w tym samym czasie skomentowałyśmy nasze blogi :)