czwartek, 31 grudnia 2015

Pseudorecenzja "Wyspy na prerii" Cejrowskiego

Na wielu blogach goszczą dziś podsumowania roczne, i u mnie chyba też się takie pojawi – a przynajmniej jego obrazkowa wersja – w nieco późniejszym czasie. Dziś chciałam jednak opublikować wpis o „Wyspie na prerii” Cejrowskiego, jako że obiecałam go Zielakowi już dobre kilka miesięcy temu. Ciążyła mi ta obietnica niczym koło młyńskie uwiązane u szyi. Robię to dziś, jako że to już ostatni dzień roku - gdyby ktoś nie zauważył - a ja nie chciałabym wkraczać w nowy z niezrealizowanymi obietnicami.



Cejrowskiego nie trzeba zbytnio przedstawiać. „Kto go nie zna, ten coś przegapił”. To ten typ, którego się nie zapomina, nawet jeśli na przyjęciu byli przystojniejsi i młodsi od niego. To ten niepokorny rodzaj człowieka, który albo zjednuje sobie dożywotnich przyjaciół, albo wrogów aż po grób. Zawsze i wszędzie wali prawdą i kontrowersyjnymi poglądami wszystkim wokół. I ma gdzieś, że jego słowa bolą jak ciosy od samego Mike’a Tysona.



Ty mówisz Cejrowski, ja widzę kolorowego jak papuga ara człowieka, który nosi się nonszalancko, chodzi boso i z zamiłowaniem pija yerba mate.  Ty mówisz „podróżnik WC”, ja widzę tego podróżnika w krzykliwej, wzorzystej koszuli. Gdyby przewiesić mu przez szyję łańcuch z bugenwilli, można by go wziąć za turystę, który dopiero co wrócił z egzotycznych czasów na Hawajach.



Jego wizerunek artystyczny nie bardzo pasuje do polskich realiów, ale kto powiedział, że ma pasować? Mam nieodparte wrażenie, że Cejrowski, jako cynik i bystry obserwator rzeczywistości oraz zachowań ludzkich, celowo wkłada kij w mrowisko, celowo prowokuje. Myślę też, że częściowo czerpie z tego przyjemność i ma niejednokrotnie niezły ubaw, kiedy ludzie pozbawieni dystansu do siebie, do otaczającego ich świata, bez grama wyrozumiałości dla cudzych poglądów i bez krztyny poczucia humoru, zaczynają się pieklić i buchać parą z nosa z tego całego rozwścieczenia.



Ale dość o samym autorze, mimo że można o nim długo jeszcze rozprawiać. Czas napisać co nieco o jego książce.



Zacznę może od tego, co najbardziej rzuca się w oczy, czyli od okładki. Niby wiemy, że nie liczy się pudełko, ale jego zawartość, że nie ocenia się książki po okładce, ale ile z nas tak naprawdę to robi? Mnie samej jeszcze do niedawna wydawało się, że nie przywiązuję wielkiej uwagi do okładki, aż pewnego dnia zauważyłam, że byłam w błędzie. Stojąc przed półkami wypełnionymi książkami, nie zacznę po kolei przeglądać każdej z nich. Najpierw chwycę za te, które trafiły w moją estetykę, które są ładne i ciekawe. Intrygujące.


Jest niewielu autorów, których książki mogę kupić w ciemno, bo wiem, że ich treść na pewno mnie usatysfakcjonuje. Cejrowski jest jednym z nich. Bo on ma to, czego kupić się nie da – niepodrabialny styl, lekkie pióro, poczucie humoru. A mając to, można pisać praktycznie o wszystkim. Nawet o życiu seksualnym mrówek. Temat nie jest najważniejszy. Ważne jak go przedstawisz.


Jego podróżnicze książki są zawsze pięknie wydane i niemal każda z nich stanowi dzieło poligrafii. Solidne twarde oprawy, dobry jakościowo papier, dużo kolorowych zdjęć – to wszystko do mnie jak najbardziej przemawia. Każda książka, którą biorę do ręki, jest obiecującą zapowiedzią ciekawej przygody. I z „Wyspą na prerii” nie jest inaczej. Co prawda książka należy do serii z Tukanem, a co za tym idzie, lekko odstaje graficznie od cyklu z gringo, ale kiedy postawi się je obok siebie, widać, że to jedna i ta sama rodzina. Stara, dobra rodzina.


Ostatnie książki Cejrowskiego przyzwyczaiły czytelnika do egzotycznych wypraw w głąb Ameryki Południowej. „Wyspa na prerii” jest nieco bardziej „swojska” pod względem tematyki. Autor zostawia czytelnika na tej samej zachodniej półkuli, ale przenosi go na inny kontynent, tym razem do Ameryki Północnej, a dokładniej mówiąc na południowy zachód USA, do graniczącej z Meksykiem Arizony.


Zamiast Indian są kowboje. Zamiast złowrogiej dżungli jest wypalona słońcem preria. A na niej mały, liczący sobie 40 m kwadratowych domek. I niewielkie rancho na 200 akrach ziemi. Autor wszedł w posiadanie swojego amerykańskiego dobytku na Dzikim Zachodzie będąc jeszcze nieopierzonym żółtodziobem. Jak sam pisze; „Miałem go krótko: dostałem, wygrałem, kupiłem, pomieszkałem jakiś czas, a potem zostawiłem pośród suchej prerii daleko stąd i dawno temu.”


Kiedy on włóczył się po świecie jego mały, drewniany domek stał i czekał. Oczywiście czas nadgryzł go swoim zębem, ale podczas tych 20 lat nieobecności domek był reperowany, sprzątany i chwilowo zamieszkiwany. Przez kogo? Przez wędrujących obcych, bo jak mówi stary zwyczaj Dzikiego Zachodu: ludzie w potrzebie mogą chwilowo zatrzymać się w opuszczonych domostwach. Muszą tylko spełnić jeden warunek: zostawić je w lepszym stanie, niż je zastali. Przetrwał więc drewniany dom różne pogodowe zawieruchy, dzięki czemu stał się inspiracją do napisania kolejnej książki.


Jak wspomniałam, tematyka w „Wyspie na prerii” może nie być dla niektórych zbyt atrakcyjna, ale po przeczytaniu książki stwierdzam, że Cejrowski żyje i ma się dobrze. Upływający czas nie odebrał mu ani zmysłu spostrzegawczości, ani celnych uwag, ani ciętych ripost. Ani też daru zainteresowania sobą innych. Stany Zjednoczone nigdy nie były specjalnie wysoko na mojej podróżniczej liście i nie wybieram się tam w najbliższym czasie. Nawet teraz, gdybym miała darmową możliwość wyjazdu, Dziki Zachód nie byłby moim pierwszym wyborem. Jako nastolatka bez wahania wybrałabym Seattle z uwagi na Kurta Cobaina i Nirvanę. Dziś pewnie wahałabym się bardziej nad San Francisco i zobaczeniem Golden Gate lub nad górzystą Montaną. Ale mimo to książkę przeczytałam ze sporym zainteresowaniem. I dużo z niej wyniosłam. Po jej lekturze Dziki Zachód już nie jest ani taki dziki, ani taki daleki. Ona mi go znacznie przybliżyła.


Polecam. Nawet tym, którzy nie przepadają za pierwszoosobową narracją.

22 komentarze:

  1. No proszę, juz dotrzymalas slowa i jest nastepny wpis. Oby wszystkie moje noworoczne życzenia spełniały sie w takim tempie :). Wyspę na prerii przeczytałam juz dość dawno temu, ale ciagle pamietam. Jest świetna. Lekturę przypłaciłam bólem brzucha- ze śmiechu oczywiście. Uwielbiam styl Cejrowskiego i jego przygody. PS. Za oknem nadal deszcz. Czy kiedyś skończy sie ten koszmar? Tyle wolnego od szkoły, a my nie zabraliśmy dzieciaków na żadna fajna przejażdżkę. Juz bokiem wychodzi to siedzenie w domu. Sylwester tez był przy kominku i tv niestety. Jutro ma nas odwiedzić znajoma irlandzka rodzinka i tez nie mam pomysłu, gdzie sie z nimi wybrać. Chyba jakieś zniechęcenie mnie dopada- a tu dopiero początek roku! Wiesz, ja to raczej więcej strachliwa niż przebojowa jestem i to, co nowe zawsze troche mnie przeraża. Tyle miesięcy i dni do zapełnienia. Oby zapełniały sie szcześliwie!!!!!. Życzę Ci miłego i optymistycznego (mimo koszmarnej pogody) weekendu. Pozdrawiam cieplutko- ciagle spod kołdry (zwariowałam- juz po 11-stej). Chyba najwyższa pora budzić domowników :). Do usłyszenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wygląda na to, że upiekłam dwie pieczenie na jednym ogniu: dotrzymałam słowa danego Zielakowi, a przy okazji spełniłam Twoją prośbę o częstsze wpisy :) Małym wysiłkiem zadowoliłam dwie osoby - to lubię! ;)

    Ja ją przeczytałam nawet dwukrotnie. Pierwszy raz gdzieś na początku 2015, ale pod koniec roku, kiedy uświadomiłam sobie, że ciągle ciąży na mnie obietnica wpisu, doszłam do wniosku, że... niewiele pamiętam z tej książki. Nie na tyle, by pisać o niej recenzję. Sięgnęłam więc po nią po raz drugi i to była bardzo dobra decyzja, bo ponowna lektura świetnie ugruntowała moją wiedzę na temat Dzikiego Zachodu. Oczywiście nie nudziłam się w czasie czytania. Rzadko wracam do raz przeczytanych książek, bo mam mnóstwo innych w kolejce, ale jeśli już zabieram się za ponowne czytanie książki, to są to najczęściej te o tematyce podróżniczej.

    Coś jest nie tak z zimą w tym roku. Te wszystkie huragany i powodzie już zaczynają mi wychodzić bokiem. Czy w minionych latach też było tak źle? To moja dziesiąta zima w tym kraju, ale nie kojarzę drugiego tak złego roku. Bardzo możliwe, że coś mi wyleciało z głowy. Pocieszam się tym, że teraz to już z górki będzie: dni będą się wydłużać, przyroda wracać do życia, będziemy mieć więcej światła w ciągu dnia. W zeszłym roku już w kwietniu mieliśmy pierwsze upalne dni.

    Jeszcze przyjdzie czas na fajne przejażdżki, głowa do góry. A z dziećmi można równie dobrze bawić się w domu. Co powiecie na gry planszowe? Nawet zwykłe Uno to fajna rozrywka i dla dorosłych i dla dzieci. My bardzo lubimy planszówki i w ostatnim czasie dużo w nie gramy [dostaliśmy kilka nowych gier pod choinkę]. Zapewniają nie tylko dobrą zabawę, ale także rozwijają logiczne i strategiczne myślenie, łączą rodzinę. No same plusy ;)

    Nie ma się czego bać, uwierz :) Nowy rok to także nowa karta do zapisania. Nowe możliwości, obietnica przygód. Nie mamy wpływu na wszystko, co dzieje się w naszym życiu, ale wiele rzeczy możemy zmienić, a tym samym uczynić nasze życie przyjemnym i szczęśliwym. Będzie dobrze! Ja jestem jakoś wyjątkowo pozytywnie nastawiona na to, co przede mną.

    Zdradzę Ci, że kiedy Ty pisałaś ten komentarz, ja dopiero wchodziłam pod prysznic. Siedzę teraz w turbanie, którego nie powstydziłby się każdy szanujący się Beduin i kończę kawę ;)

    Matko Polko, wspaniałego roku Ci życzę: zdrowia, szczęścia, miłości, pieniędzy i dużo przyjaznych ludzi wokół. Ach, no i korzystniejszej pogody :) [Masz może jakieś plany na wyjazdy zagraniczne?]

    OdpowiedzUsuń
  3. hmmm szczerze i bez zażenowania muszę się przyznać, że oczywiście wiem kto to jest Cejrowski, WC kwadrans zdarzało mi się oglądać ale nie wiem czy go lubię czy też nie. Stosunek mam jakby obojętny. Natomiast co ciekawe nigdy nie liznęłam nawet żadnej jego książki ani nie miałam w ręce. Nie wiem dlaczego może dlatego, że nie przepadam za lekturą podróżniczą? podróżować lubię sama i sama sobie wyrabiać zdanie i jakoś książek tego typu nie czytam. Próbowałam przebrnąć przez jedną Blondynkę Pawlikowskiej ale nie dałam rady. Kto wie może kiedyś Cejrowskiego liznę żeby sprawdzić czy mnie nudzi czy jednak nie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sokole Oko, witaj na pokładzie w tym nowym roku :)

    Ja oczywiście też wolę samo podróżowanie od czytania literatury podróżniczej, ale prawda jest taka, że nie wszędzie dotrę, lubię więc poczytać to, co inni napisali - ich wrażenia i spostrzeżenia. Taka lektura wzbogaca mnie też pod względem wiedzy. Zawsze uczę się czegoś nowego.

    Mam kilka książek Beaty Pawlikowskiej, ale od dawna nie czytałam nic jej autorstwa. Po prostu na pewnym etapie doszłam do wniosku, że to nie jest to, czego szukam, a autorka niestety rozmienia się na drobne, wypuszczając na rynek kolejne mini książeczki podróżnicze, liczące sobie niewiele ponad [albo i nie] 100 stron, z czego ileś tam to same zdjęcia. Ewidentnie było to nabijanie sobie kabzy bez zbytniego przywiązywania wagi do jakości. Ja chyba jednak jestem zwolenniczką jakości a nie ilości. Oczywiście, gdybym miała dostęp do jej książek [np. w irlandzkiej bibliotece], to bym je czytała, nie ukrywam. Ale na pewno nie będę ich specjalnie ściągać z Polski i wydawać na to pieniędzy, bo niestety nie są tego warte. Mówię tu o tej kieszonkowej serii książek podróżniczych "Dzienniki z podróży", bo taka np. "Blondynka na Czarnym Lądzie" jest bardzo ładnie i solidnie wydana, no i o niebo ciekawsza.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, że mi tym wpisem przypomniałaś o Cejrowskim - no niby nie da się o nim zapomnieć, ale zupełnie wypadły mi z głowy jego książki. To jest mój priorytet do zakupu!
    Uwielbiam go za jego wypowiedzi i szczerość, podziwiam za odwagę bycia do samego końca sobą we wszelkich ripostach, programach, nagraniach(ja uciekam w milczenie, szczególnie tutaj, w Irlandii :) )
    Lubię książki pięknie wydane, szczególnie takie książki, ze zdjęciami. Mój małżonek już będzie miał pomysł, co mi kupić :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zawsze do usług, Hrabino! :)

    Czasami nie jest łatwo być sobą, zwłaszcza kiedy otoczenie naciska i nie bardzo akceptuje Twoje odmienne i dziwaczne wg nich pomysły/preferencje, ale warto.

    Ja również. Jestem estetką, nie lubię bałaganu, rozgardiaszu, brzydoty wokół siebie. Pięknie wydane książki zawsze robią na mnie wrażenie. I pewnie też dlatego, nie jest mi spieszno do nabycia czytnika. Lubię po prostu stare, poczciwe, tradycyjne książki. Ich zapach, możliwość przewracania kartek, używania zakładek, czy podkreślania co ciekawszych akapitów [ale to to głównie w podręcznikach robię].
    A Artur lubi podróżniczą literaturę, czy trochę kręci na nią noskiem i czyta głównie science-fiction/fantastykę?

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj gier Ci u nas dostatek. Uno- moje ulubione. Lubię zagrać szybko i sprawnie. Dlatego zazwyczaj gram z 'maluchami' jak nazywa ich starszy brat. Jest on właśnie na etapie nastolatka i gry rodzinne (a wiec razem z młodszym rodzeństwem) sa be. Niestety (dla niego) ja nie jestem fanka tych strategicznych lub takich, w które gra ciągnie sie godzinami. Cierpliwości nie mam za nic. Dziecko dręczy wiec ojca i grają, ale czasem i ojciec wymięka. Brakuje nam Ewy w tej materii. W Tullamore bowiem mieliśmy super babeczkę która uczyła dzieci polskiego a poza tym była baby sitter gdy tylko potrzebowaliśmy. Zawsze grała z nimi w miliony gier. Nie posiada tv, ale za to składzik edukacyjny którego nie powstydziłby zaden sklep czy hurtownia. Czas u niej to był czas wykorzystany maksymalnie na plus. Oczywiście mamy nadal z nią kontakt, bo jest jak członek rodziny, ale to juz nie tak jak dawniej gdy mieszkała obok. W ogóle mam problem ze znalezieniem nauczyciela polskiego dla starszej dwójki. Oni juz umieją czytać i pisać ale chciałabym żeby kontynuowali. Najmłodszego zapisałam do polskiej szkoły, ale ich nie mogłam, bo maja wtedy- w sobotnie przedpołudnia super zajęcia na uniwersytecie. Nie wiem czy wiesz, ale jest cos takiego jak CTY Ireland. Fajna sprawa. Nie chce im tego zabierać ale polski tez jest bardzo ważny. Muszę kogoś znaleźć prywatnie w tym roku koniecznie. Pewnie mogłabym robić cos z nimi sama, ale z rodzicem to nie to samo. Beda sie migać a i ja szybko stracę cierpliwość. A propos dzisiejszego wstawania- zaraz po napisaniu komentarza zadzwonili przyjaciele z Tullamore i rzekli ze jadą w nasza stronę- konkretnie na lodowisko. Dostałam wiec przyspieszenia, ogarnęłam dom i za chwile spotykany sie na mieście na jakiś obiadek. Jeśli chodzi o podróże to na razie nic nie zaplanowane. Powiem Ci ze najcześciej to latamy do Polski. Obliczyłam ze w tym roku byłam 5 razy. Raz niestety na pogrzeb taty, ale były te wesołe 'razy' np. Na wesele kuzynki czy 40stke męża, która była dla niego kompletna niespodzianka. Nie wiedział nic. Dzieci ulokowałam u przyjaciół, kazałam mu wsiąść do auta. W połowie drogi do Dublina nie wytrzymałam. Zjechałam na pobocze i wręczyłam mu kopertę z biletami do Krakowa. Nie wiedział co jest grane. Do końca nie wierzył. Spędziliśmy super weekend. Naszych podróży nie do Polski nie było wiele. Tak naprawdę mam nadzieje ze teraz sie dopiero zaczną (bo dzieciaki prawie odchowane :). Do tej pory byliśmy kilka razy na Kanarach, dwa razy na Majorce, raz w Londynie, raz w Birmingham, a w ostatnie Halloween zwiedziliśmy Rzym. To była super sprawa, bo po wiecznym mieście oprowadzała nas kobietka która tam sie urodziła o wychowała. Ma męża Irlandczyka i mieszkają tutaj, a nasze dzieci chodziły razem do szkoły. W ogóle to nie był planowany wspólny wyjazd. Po prostu okazało sie ze oni tez w tym czasie beda w Rzymie. Pokazali nam wszystko i nawet zaprosili na obiad do rzymskiego domu rodziców Laury. Niezapomniane chwile. Podsumowując- ciagle mam nadzieje ze kiedyś jeszcze zobaczę wiele pięknych miejsc. Zgodnie z zasada ze: zycie zaczyna sie po 40stce. Ostatnie 10 lat poświęciłam dzieciom i cieszę sie ze mogły mieć mnie na wyciagnięcie ręki, ze nie biegały od niani do niani. Teraz bedzie mój czas. Może nawet wykorzystam mój niemiecki- jestem po germanistyce. Może matka bedzie kiedyś kimś więcej niz matka?
    Na pewno spróbuje :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubię Cejrowskiego, ale z książką nie miałam do czynienia. A poczytałabym ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Polecam. Jeśli podobały Ci się jego poprzednie książki, to ta pewnie też przypadłaby Ci do gustu :)

    PS. Nadrobiłam wszystkie zaległości u Ciebie. Ja byłam święcie przekonana, że na dobre skończyłaś z blogowaniem. Po tym, jak zamknęłaś bloga dla czytelników, przestałam na niego wchodzić. Dobrze wiedzieć, że znów piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  10. To tak, jak u nas. Uno jest naprawdę łatwe i proste, a dostarcza sporo frajdy. Ja również nie przepadam za grami ciągnącymi się całymi godzinami. Lubię pograć w ramach relaksu, ale wtedy najchętniej sięgam po grę trwającą maksymalnie godzinę, lub nieco ponad. Dostaliśmy ostatnio fajną grę dla dwóch osób - trwa krótko, ale w czasie tych kilku, kilkunastu minut szare komórki muszą się trochę pogimnastykować, by wygrać z przeciwnikiem. Macie jakieś ulubione gry, które moglibyście polecić? Znacie może Osadników, Kolejkę, Rummikuba, Wsiąść do pociągu? Całkiem fajne gry.

    Wow, to Twoje pociechy są już duże, skoro mowa o nastolatkach i uniwersytetach. O CTYI nie słyszałam wcześniej, ale już nadrobiłam braki w wiedzy.

    Super niespodzianka dla męża. My zdecydowanie rzadziej latamy do Polski. Przeważnie raz na rok. Najczęściej to Polska przylatuje do nas ;)

    Mam nadzieję, że obiad na mieście się udał. Ja cały dzień spędziłam w domu, bo pogoda nie zachęcała do wychodzenia z domu.

    Powodzenia w szukaniu nauczycielki polskiego. Cieszę się, że przykładasz wagę do tego, by Twoje dzieci sprawnie posługiwały się rodzimym językiem.

    Trzymam kciuki, by ten rok okazał się Twoim rokiem :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Artur uwielbia fantasy i książki historyczne. Przeczytał prawie wszystkie Normana Daviesa dotyczące Polski, a ja wciąż się do nich zabieram :) Podobno sa świetne nie tylko dla tych, co kochają historię :)Zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  12. Podobne opinie słyszałam o "Dziejach Polski" Andrzeja Nowaka, które zresztą dostaliśmy pod choinkę. Ponoć bardzo dobra lektura nie tylko dla miłośników historii, a co najważniejsze bez zakłamań i poprawności politycznej. Mam ją wciągniętą na listę czytelniczą, ale przed nią jest tyle innych książek, że nie mam pojęcia, kiedy się za nią zabiorę. Poczekam też na recenzję Połówka. Muszę w tym roku popracować nad liczbą przeczytanych książek, bo wczoraj robiąc podsumowanie, ze zdziwieniem odkryłam, że mi dość drastycznie spadła średnia [porównując do poprzednich lat].

    OdpowiedzUsuń
  13. Cejrowski Thebeściak XD
    U mnie przed Sylwestrem również postawiłam na zestawienie fotograficzna, ale z trzech ostatnich lat, ponieważ następowały istotne zmiany, a mój blog jest stosunkowo młody, mimo iż blogerką jestem od 2007 roku.

    OdpowiedzUsuń
  14. To tak, jak ja - również zaczynałam w 2007 roku. Sama sobie się dziwię, że tyle wytrwałam. Najbardziej chyba cieszy mnie to, że jest na blogu kilka osób, które są ze mną od samego początku.

    Tak, wiem. Jestem na bieżąco z Twoimi postami, mimo że nie zawsze je komentuję. Co do Twojej przemiany zewnętrznej, to najbardziej podobałaś mi się w długich włosach. Nie jestem zwolenniczką krótkich włosów u kobiet, choć niektórym faktycznie one pasują. Dłuższe po prostu wydają mi się bardziej kobiece.

    OdpowiedzUsuń
  15. Hallo! Bardzo zainteresowałaś mnie swoją recenzją. Do tej pory miałam "styczność" z Cejrowskim tylko za pośrednictwem jego programów z cyku "Boso przez świta". I to też było jakieś wieki temu. Jednym słowem, czas odświeżyć sobie tą znajomość i książkowe braki nadrobić :) Pozdrawiam i Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :) Ania

    OdpowiedzUsuń
  16. Witaj, Aniu,

    ja akurat nie oglądałam zbyt wiele jego programów. Po pierwsze - tak jakoś wyszło, a po drugie - wolę go czytać niż oglądać i słuchać. Lubię Cejrowskiego. Chociażby za to, że jest człowiekiem z pasją i za nieustraszoność w głoszeniu swoich poglądów. A książki oczywiście polecam. Wszystkie.

    Wszystkiego najlepszego dla Ciebie na ten nowy rok.

    Trzymaj się ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ano piszę, może nie regularnie ale piszę. Lato było to sie tak czasu nie miało ani chęci, teraz prędzej :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Szczęśliwego Nowego Roku!!!
    Bóg mi świadkiem, że tylko raz dopominałem się o recenzję i najstarsi górale nie pamiętają kiedy to było, więc nie widzę powodu aby ogłaszać wszem i wobec, że to ja miałem obiecane i dlatego właśnie napisałaś tę recenzję Taito droga. ;) Niemniej cieszę się, że jest i dziękuję ci za nią.
    Ja, podobnie jak Ania, głównie za sprawą programów podróżniczych poznawałem dotąd Cejrowskiego, ale spodobał mi się jego styl więc myślę o zakupie czegoś do poczytania. O książce z powyższej recenzji nie dowiedziałem się wiele, choć może źle się wyraziłem. Niewiele dowiedziałem się o treści zawartej w książce.
    Ale wypowiem się jak moje poprzedniczki i autorze. Zgadzam się z Twoimi Taito spostrzeżeniami i opiniami o Cejrowskim... i właśnie podjechał klient, więc dokończę już z domu chyba.

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja też nie piszę regularnie, posty pojawiają się w różnych odstępach czasu i uzależnione są od tego, czy mam wystarczająco dużo chęci i czasu :) Ale z tego, co mi donoszą wierni czytacze, wynika, że lepszy rydz niż nic. Cieszę się zatem, że nie zniknęłaś z blogowego świata.

    OdpowiedzUsuń
  20. Dzień dobry, Zielaku, w tym nowym-starym roku. Starym, bo wygląda identycznie jak ten miniony: mokro, ponuro i deszczowo. Brr. Właśnie ogrzewam się kawą i relaksuję po męczącym dniu :)

    Coś mi się wydaje, że częściej wspominałeś o recenzji :) Pamiętasz, jak kiedyś pisałeś mi: "Pamiętam, Ty wiesz o czym."? A ja odpowiedziałam Ci: "Pamiętam, że pamiętasz" :) O tym razie pisałeś? Nieważne. Nie zrozum mnie źle, absolutnie nie mam Ci tego za złe. Recenzję napisałam, bo chciałam ją napisać. Prawda jest taka, że czasami [a może nawet częściej niż czasami] potrzebuję takiego wiszącego bata nade mną w postaci Zielaka i danej mu obietnicy. Ten post był między innymi właśnie takim ćwiczeniem silnej woli :)

    Wiem, że nie dowiedziałeś się zbyt wiele, ale nie chciałam rozpisywać się o szczegółach. Znasz tematykę książki, wiesz, że będzie o Dzikim Zachodzie, o domu i rancho, które nabył we wczesnej młodości, znasz moje wrażenia po lekturze... I to Ci w zupełności powinno wystarczyć. Ta książka, to taki zlepek różnych przygód autora. Trochę o zwyczajach, trochę o kowbojach, o miejscowych dziwakach, trochę o codzienności na prerii. Jest ciekawie, zabawnie i interesująco. Cejrowski wplótł w tę historię wiele ciekawostek, więc założę się, że dowiesz się czegoś, czego jeszcze nie wiedziałeś. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że poszerzyłam swoją wiedzę, a gdyby przyszło mi zamieszkać na prerii, to dzięki tej książce, wiedziałabym czego się spodziewać. Bo to po części też taki mały poradnik, jak przetrwać na prerii, która potrafi dać się we znaki. Naprawdę nie wiem, co jeszcze mogę dodać. A jednak wiem: nie psuj sobie przyjemności zbytnim dociekaniem ;) I czym prędzej przeczytaj książkę. Nim się obejrzysz, będziesz na ostatniej stronie [tak na marginesie, to jest ich prawie 300].

    Pozdrawiam serdecznie i do poczytania, Panie Ciekawski :)

    OdpowiedzUsuń
  21. I zgodnie z przewidywaniami kończę w domu.
    ... jednak nadmienię, że Wojciech Cejrowski stracił w moich oczach baaaaardzo wiele, kiedy zaprosił do jakiegoś programu telewizyjnego Frytkę. Sam nie jestem jakimś jej wielbicielem a i na poruszone w programie tematy miałem podobne do prowadzącego zdanie ale... No właśnie. Nie da się ukryć, że Cejrowski jest człowiekiem bardzo inteligentnym i w moich oczach zaproszenie do programu osoby, którą zamierzało się publicznie upokorzyć było nie fair. A biorąc pod uwagę, że Frytka (Maja Frykowska wcześniej Agnieszka Frykowska) jest kobietą, nie rycerskie. Już tłumaczę dlaczego tak mnie to ubodło. Cejrowski wielokrotnie w swoich wypowiedziach podkreślał swój katolicyzm i tradycyjne wychowanie i tu właśnie przychodzi mi do głowy myśl przeczytana onegdaj w jakiejś książce. Czy po pokonaniu przeciwnika należy być dumnym, że pokonało się słabszego? Bo przecież silniejszy przeciwnik pokonałby nas. I jeszcze jedno, wyświechtane ale pasujące do sytuacji - "Kto z was bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem". I jak to się miało do głoszonych przez niego wartości chrześcijańskich?
    Nie zmienia to faktu, że zamierzam czytać jego książki i dobrze się przy tym bawić. W końcu słucham też Kaczmarskiego wiedząc, że rodzina przez niego cierpiała.
    To tyle na dziś.

    Ps. Czy Ty nie bierzesz mnie czasem zbyt poważnie Taito? :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Pamiętam to nagranie. Swego czasu było bardzo popularne, a ludzie rozsyłali znajomym linki z komentarzem: "ale jej pojechał".

    Fakt, Cejrowski nie postąpił najładniej, przyznaję. Mógł nieco spuścić z tonu. Rozumiem, że niektórzy wytykają mu mało chrześcijańskie zachowanie, ale warto pamiętać, że Frytka sama się upokorzyła uprawiając - na oczach milionów (?) widzów - seks w wannie z nowo poznanym mężczyzną. Jeśli ona sama się nie szanuje, to trudno oczekiwać, by ludzie ją szanowali i traktowali po rycersku niczym damę. Na takie miano trzeba sobie zapracować, a Frykowska kilkukrotnie udowodniła, że dla sławy zrobi niemal wszystko.

    Cejrowski jest trudnym i bardzo wymagającym rozmówcą. Ma gadane, jest inteligentny i ma cholernie cięty jęzor. Przyjmując zaproszenie do programu, w którym gospodarzem jest ktoś taki i wiedząc, że jego tematyka będzie dotyczyć seksu, mogła przewidzieć efekty takiego spotkania. Z pewnością wiedziała, na co stać Cejrowskiego, ale tu - znów! - górę wzięło parcie na szkło. Zapewne nie bez znaczenia pozostały także pieniądze.

    Sławę można osiągnąć wieloma drogami. Frytka, uznając zapewne, że nie zrewolucjonizuje świata żadnym wynalazkiem, zdecydowała się na "bicie piany" w wannie z Kenem i na pozowanie do Playboya. Dostała to, czego chciała - zaistniała. A czy sława była warta tej ceny, na to pytanie zna odpowiedź tylko ona.

    Cejrowski może nieco się zagalopował, ale tak prawdę powiedziawszy, kto z nas nie jest krytyczny wobec innych? Myślę, że ze święcą można szukać takich osób. Śmiem twierdzić, że nawet ci, którzy teraz by się zarzekali, że tego nie robią, śmieją się z (nie)znajomych, wytykają na ulicy palcem grubą osobę, tę dziwacznie/niemodnie/brzydko ubraną, z ekstrawagancką fryzurą, brudnym ubraniem, rudą i piegowatą, brzydką... Różnica polega na tym, że my nie robimy tego w programie talk-show.

    OdpowiedzUsuń