niedziela, 29 lipca 2018

Beaumaris - z wizytą w mieście, które koniecznie chciało uchodzić za większe



W poprzednim wpisie skupiłam się wyłącznie na imponującym zamku króla Edwarda I w Beaumaris, dziś dla odmiany chciałabym Wam pokazać samo miasto. 



Zdarza się niekiedy, że interesujące nas zabytki i obiekty turystyczne znajdują się w niezbyt ciekawym miejscu, które na dodatek zamieszkuje niesympatyczna społeczność. Do dziś doskonale pamiętam stwierdzenie pewnej lekarki, kiedy nasza rozmowa zeszła na temat jej podróży po Turcji - "Kraj piękny, ale ludzie tragiczni". Czy powiem tak kiedyś o Walii? Szczerze wątpię. 



Dla przypomnienia: Beaumaris znajduje się w Północnej Walii, na Wyspie Anglesey i ma stosunkowo niewielkie rozmiary i małą liczbę mieszkańców. Przez to jednak, że jest bardzo popularne wśród turystów, udaje mu się sprawiać wrażenie bardzo prężnego miasteczka. Tutaj sięgnę po nieco brzydkie porównanie: jest jak te mikroskopijne psy, które poprzez głośne szczekanie rekompensują sobie brak imponujących gabarytów, próbując jednocześnie wyglądać na ważniejsze i potężniejsze. 



Ze spisu powszechnego przeprowadzonego tutaj siedem lat temu, wynika, że Beaumaris zabrakło kilkudziesięciu duszyczek do osiągnięcia okrągłych dwóch tysięcy mieszkańców. Nie jest to zatem żadna metropolia, ale kiedy po raz pierwszy tutaj trafiłam, byłam święcie przekonana, że mam do czynienia z całkiem sporym miastem. 




Trochę musieliśmy się napracować, by znaleźć miejsce do zaparkowania samochodu. Nie było jeszcze południa, a życie w mieście tętniło. Parking przy marinie pękałby w szwach, gdyby tylko je miał, a ulice i stoliki w restauracjach dalekie były od opustoszałych. Dziś śmiem twierdzić, że to był tylko sztuczny tłum wykreowany głównie przez turystów, co z kolei sprawia, że zastanawiam się nad tym, jak wygląda to miejsce jesienią i czy nadal ma wtedy nieco napuszony wygląd typowy dla kurortów typu szwajcarskie Montreux, do którego przybyliśmy kiedyś, by "złożyć hołd" Freddiemu Mercury. 



Beaumaris jest właśnie takie, jak opisuje je pierwszy człon jego nazwy. Jest "beau", czyli piękne. To piękno nie sprowadza się jednak tylko i wyłącznie do korzystnej lokalizacji. To suma wszystkiego - uroku morza, gór w oddali, średniowiecznego zamku, najstarszego budynku w stylu Tudorów, ale także tych nowszych, pieczołowicie wypielęgnowanych i klimatycznych. Jest to nawet zasługa tego różnorodnego tłumu na ulicach, gdzie obok elegantki w czerwonych szpilkach, z "Evą" Louisa Vuitton, przewieszoną przez jej granatową bluzkę z baskinką, idzie swobodnie ubrana turystka lub mieszkanka miasta, która akurat wyskoczyła na małe zakupy do warzywniaka na rogu.



Zresztą sami popatrzcie i oceńcie.  













27 komentarzy:

  1. Po prostu ładniutkie to Beaumaris, pretty pretty :-)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Imagiku! Dobrze, że się przypomniałaś, bo - wstyd przyznać - zapomniałam o Tobie! Wybacz. Już jestem jednak na bieżąco :)

      Potwierdzam - ładne, czyste, przyjemne miasto z pięknymi widokami i imponującą twierdzą :)

      Usuń
  2. "w czerwonych szpilkach, z "Evą" Louisa Vuitton, przewieszoną przez jej granatową bluzkę z baskinką" Normalnie padłem. :) Chiara Ferragni, Aimee Song, Kristina Bazan się nie umywają.;) To nawet ja tak nie napiszę o motocyklu i jego jeźdźcu. :D
    A wpis jak zwykle śliczny. I miasteczko niczego sobie. Jak widzę, nadal tęsknie wypatrujesz cabrio. To dla tego zamieściłaś Z3 z tymi uroczymi, rekinimi skrzelami?
    Kolorowo i przyjemnie. Fajnie popatzeć na takie małe, nadmorskie miasteczko. Przypomina mi nieco moje rodzinne Świnoujście czterdzieści lat temu, choć podobieństw jest niewiele.
    Miłego weekendu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwól, że zacytuję pewne hasło reklamowe: "Padłeś? Powstań!" :) Przyznam szczerze, że i ja padłam zawstydzona moją ignorancją, a jednocześnie zaskoczona Twoją znajomością fashionistek, Zielaku! Tyle rzeczy jeszcze o Tobie nie wiem, strach pomyśleć, jakie sekrety jeszcze przede mną skrywasz ;) Chiarę Ferragni kojarzę tylko ze względu na męża Fedeza. Występował we włoskiej wersji "X Factor", lubiłam posłuchać też kilku jego piosenek. Reszty pań w ogóle nie znam.

      Poza tym, to Ci nie wierzę, wiesz? Jestem pewna, że gdyby podsunąć Ci fotkę motocyklisty i jego maszyny - np. tę fotkę z wyspy Valentia, na którą zwróciłeś kiedyś uwagę - to po góra pół godzinie mielibyśmy fantastyczne wypracowanie w rozmiarze A2! :)

      Jakże mi miło, że wpis i miasto przypadły Ci do gustu! Już zaczęłam się obawiać, że wyczuliście swoim szóstym zmysłem, iż post powstał na kolanie i postanowiliście go zbojkotować ;)

      Uwielbiam w Tobie to, że często nadajesz moim fotkom nowy wymiar. W poprzednich dopatrzyłeś się logo Edwarda I, teraz z kolei mojego pragnienia posiadania cabrioleta. Cóż, koncertowo mnie rozpracowałeś, gratulacje! Jak dobrze wiesz, jestem pełnokrwistą blacharą, nie mogłam zatem przejść obojętnie koło takiego pojazdu. Tym bardziej, że niesamowicie wyróżniał się na tle tych innych. Bardzo sportowa bryka, nie wiem, czy chciałabym ją mieć [zdecydowanie wolę pięciodrzwiowe auta, pragmatyzm wygrywa], ale przejechać - jak najbardziej bym chciała. Rekinie skrzela <3

      Często wracasz do swoich rodzinnych stron? Tęsknisz?

      Dziękuję i wzajemnie! Miałam okropny tydzień w pracy, dużo nerwów mnie kosztował, w myślach pięć razy złożyłam już wypowiedzenie, ale wreszcie nadszedł weekend. Mieliśmy jutro płynąć do Pembroke, ale plany uległy zmianie. Połówek spędza długi weekend w swoim cudownym korpo, ja raczej w domu...

      Usuń
  3. Ha ha ha!!! Tak naprawdę, to z bloggerek modowych to znam tylko Jessic'ę Mercedes. A i to tylko ze słyszenia i widzenia w TV, kiedy jeszcze miałem. Te nazwiska "zapożyczyłem" z Google na potrzebby komentarza. Ale mocno zaskoczyłaś mnie TAKĄ znajomością mody. Z jednej strony "blachara", a z drugiej znawczyni mody... Oczywiście do rasowej blachary musi być Ci daleko, w końcu jesteś z Połówkiem już ładnych parę lat, i nie odjechałaś jakimś "złotym BMW" bo "sypnął zielonymi mahoniowy gość". ;)

    Czy tęsknię? Są takie dni, że tak, tęsknię. Ale jednak nie jest ich zbyt wiele. Tutaj żyję, pracuję i tutaj mam swoją rodzinę. No i kocham Irlandię. Może nie aż tak jak Kobranocka, ale zawsze. Do Świnoujścia zaglądam raz do roku, czasem rzadziej.

    No, dobrze... Od biedy dałbym radę napisać parę zdań o motocyklu i jego jeźdźcu, ale to nie byłoby już to co jeszcze dwadzieścia pięć lat temu. Popełniłem kiedyś ładny opis w liście do siostry ciotecznej, kiedy to drogą kupna nabyłem NSU z 1938 roku, ale raczej zaginął w archiwach i jest już nie do odzyskania. I na pewno nioe było tego na format A2. :) No chyba, żeby to czcionką 48 pisać. ;)

    Dziękuję za życzenia. Mój długi weekend zacznie się dzisiaj o siedemnastej (mam nadzieję), a w mglistych planach jest Glendalough lub Slieve Bloom Mountains. Choć nie wykluczam odrabiania pańszczyzny w szklarni i ogródku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech zgadnę - Jessicę znasz tylko dlatego, że nazywa się Mercedes? ;) Ten przykład już jest mi bliższy, bo swego czasu zaglądałam sporadycznie na jej bloga. Potem jednak przestałam i teraz czytam tylko garstkę blogerek modowych. I nie daj się zwieść pozorom, żadna ze mnie ekspertka. Powiedziałabym, że moja wiedza z tej dziedziny jest przeciętna. Ogromny "szacun" za przyznanie się do "ściągania" od Google'a ;)

      Powiem Ci, dlaczego nie odjechałam - nie lubię mahoniowych gości i złotych BMW ;) Zdecydowanie preferuję słowiański typ mężczyzn i - w przeciwieństwie do praktycznie wszystkich znanych mi kobiet - nigdy nie pociągali mnie mężczyźni o ciemnej karnacji i kruczoczarnych włosach [typ Egipcjanina, Algierczyka, Marokańczyka, etc...], choć oni wydają się lubić Polki. Zradzę Ci więcej - jako studentka miałam kiedyś konto na pewnej zagranicznej "stronie randkowej", założyłyśmy je sobie dla jaj z koleżankami, głównie po to, by praktykować język obcy, i byłyśmy zasypywane ofertami od Arabów. Okropieństwo!

      Doskonale Cię rozumiem w temacie tęsknoty! Z tym, że ja w ogóle nie tęsknię do rodzinnych stron. Tylko za ludźmi i zwierzętami, które zostawiłam w Polsce te kilkanaście lat temu.

      List zaginął w archiwach, a co się stało z tym vintage'owym motorem? Coś czuję, że szybko byś nawiązał wspólny język z moim bratem. On bardzo lubi samochody, ale jeszcze bardziej uwielbia motocykle. To one są jego prawdziwą miłością. Zawsze "dłubał" sobie w swojej "wuesce", naprawiał, ulepszał - takiego go pamiętam. Ach, i drażniącego się z Mamą, że sobie kupi ścigacza ;) Z jego opowiadań wiem, że jazda na motocyklu nie ma sobie równych. Nigdy tego nie rozumiałam, ale wyobrażam sobie, co się czuje w takich chwilach, bo ja mam podobne uczucia, kiedy podróżuję.

      Glendalough? Odważnie i ambitnie, bo to przecież długi weekend i pewnie pół Ameryki już tam zjechało w Paddywagonach ;) Nigdy nie zapomnę, jak którejś wakacyjnej niedzieli wybraliśmy się do Glendalough i utknęliśmy w Laragh, bo taki był korek. W Slieve Bloom pewnie za to będzie cisza i pustki. Magia PR-u. Na cokolwiek się zdecydujesz - powodzenia, relaksu i dobrej zabawy :)



      Usuń
  4. Padło na Slieve Bloom. Machnęliśmy pętelkę Old Mill w Glenbarrow. Śliczne miejsce, ludzi niewiele i może dla tego, ilość much na wędrowca przekracza wszelkie normy. Za to fitness wychodzi z tego niezły. "Dzieciątka" narzuciły takie tempo, że po każdym zrobionym zdjęciu musiałem podbiegać za nimi, żeby ich z oczu nie stracić. I w ten sposób trasę obliczoną na 3-3,5 godziny zrobiliśmy w dwie i pół. Chyba czas samemu lub tylko z małżonką wybierać się na takie spacery.
    Jeśli chodzi o NSU to popełniłem największy (jak dotąd) życiowy błąd. Przez chwilę wydawało mi się, że jak sprzedam motocykl (dla którego i tak miałem za mało czasu i środków) i zapłacę za "braki" na uniwerku, to uda mi się skończyć studia. Ostatecznie zostałem bez motocykla i bez dyplomu. Tej decyzji najbardziej żałuję w całym dotychczasowym życiu.
    A jeśli chcesz odrobinkę bardziej zrozumieć brata, to tutaj masz dwa, z całej masy adresów, które mogą Cię zainteresować i zająć parę godzin:
    http://www.pamietnik-motocyklistki.pl/
    http://www.re-moto.com/the_motorcycles.php?lang=pl
    A w Stradbally Co. Laois, odbywa się dziś i jutro Steam Rally. Warto zobaczyć, bo w Polsce tego nie uświadczysz. Wiem, kierowca wraz z samochodem w Dublinie, ale może coś Ci się uda wykombinować. Ja w tym roku sobie odpuszczę.
    Intruder dostanie nową oponę na przednie koło i nowe klocki hamulcowe więc jest szansa, że znajdą się fundusze na motor tax i ubezpieczenie. A jesień ma być, podobno, nie gorsza od lata w tym roku.
    Z Twoich słów wynika, że nie odjechałaś nie z braku propozycji... Daje do myślenia... ;)
    A jeśli chodzi o Glendalough, to można tam wybrać mniej uczęszczane szlaki również. Tylko trzeba dojechać na miejsce w okolicy godziny dziewiątej. No góra dziewiąta trzydzieści. Chociaż im wcześniej tym lepiej. Też kiedyś musieliśmy odpuścić z powodu kolejki do parkingu.I wtedy przydaje się rower. Parkujesz auto hen daleko przed i dojeżdżasz rowerem.:)
    No to miłego wieczoru życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak coś przeczuwałam, że padnie na Slieve Bloom. A wiesz, że ja jeszcze nie skusiłam się na taki leśny spacer, mimo że byłam parę razy u podnóży Slieve Bloom, a konkretnie w Cadamstown. Ale to głównie po to, by wygłaskać konie i obfotografować tamtejszy dolmen, zresztą całkiem dobrze udający oryginał. A tak na marginesie, to nie przepadam za lasami, a dokładniej za spacerami w nich.

      Zaiste, trening niezły, skoro taki wynik rekord wyśrubowaliście, ale spójrz na to z innej strony, Zielaku. To był Wasz rodzinny czas. Dzieci spędziły go z Wami, a to już spory sukces w tym naszym dziwnym świecie, w którym to potomstwo woli przesiadywać godzinami na PlayStation zamiast spędzać czas na świeżym powietrzu ze "starymi".

      Dziękuje za linki, ale pozwolę sobie na razie do nich nie zaglądać, właśnie z obawy, że te strony mnie wciągną, a ja nadal próbuję ograniczać czas spędzony przed komputerem. Poza tym teraz mam aż nadto lektur do czytania i do oddania w najbliższym czasie.

      W ogóle w ostatnim czasie bardzo dużo jest ciekawych imprez w całej Irlandii. Kilka z nich wpadło mi w oko, ale raczej do nich nie dotrę, bo Helmut wymaga reanimacji, a ja jestem zbyt wygodnicka, by bujać się pół dnia autobusem/pociągiem na drugi koniec wyspy ;)

      Trzymam kciuki za nadprogramową gotówkę w portfelu :)

      To prawda, ale żeby udać się tymi trudniejszymi szlakami, to najpierw trzeba do nich dojechać. Rowerem stacjonarnym trudno, a tylko taki posiadamy ;) Niemniej miejsce bardzo ładne i klimatyczne, ale traci trochę na uroku przez stonkę turystyczną...

      Usuń
  5. Dobry Wieczór Piękna;-)

    Muszę Cię troszkę udobruchać zanim się naczytam, że znowu mnie dopadły czeluście codzienności.

    Przyjemne to miasteczko. Pewnie spodobałoby mi się, ale czy tak samo jak Irlandzkie Dalkey, Dingle czy Kinvara. Pozwól, że wyrażę swoje powątpiewanie.

    Walia z całkowitą pewnością ma sporo do zaoferowania, jednak nadal nie wydaje mi się tak wspaniała i cudowna, aby można było dla niej porzucić lądy Eire.

    Co Ty o tym myślisz?

    Jak tam poszukiwania samochodu, hę? A może właśnie już znaleźliście i to ten ze zdjęcia?:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już poważnie zaczęłam się zastanawiać, czy Ty jeszcze żyjesz! Tydzień minął bez ani me, ani be z Twojej strony ;)

      A propos uroczych irlandzkich miasteczek, to muszę niedługo pokazać Wam tutaj takie jedno, które w minionym roku całkowicie skradło moje serce. Ciekawa jestem, czy je znasz.

      Nie wydaje Ci się, bo w niej nie byłaś ;) Ja ją pokochałam od pierwszego wejrzenia, bo jest bardzo podobna do Irlandii. Jej przewaga nad Zieloną Wyspą polega na tym, że jest dla mnie "terrą incognitą" - tyle tam cudów! - podczas gdy Irlandia jest jak długoletni partner - mało czym mnie już zaskakuje i już nie wywołuje motylków w brzuchu ;)

      Samochód. To jest właśnie bardzo ciekawy temat. Rozkraczyło się nam przed samiuteńkim długim weekendem. Szczęście w nieszczęściu polegało na to, że w oryginalnych planach mieliśmy być w tym czasie właśnie w Walii. Nie pojechaliśmy i zepsuło się na irlandzkiej ziemi, w czasie nocnej jazdy.

      Usuń
    2. Powiem Ci w sekrecie, że piszę do Ciebie z zaświatów;-) Żyję Taito, jeszcze nie zrobiłam krzywdy nikomu i sobie moim nowym samochodem:P

      Pokaż koniecznie. Nie mogę się doczekać;) Cóż za porównanie. A może bardziej jak kapcie do których przywykłaś? Wiesz, dobrze czasami wyjść na miasto, czuć się kobieco, ale równie dobrze potem założyć luźne, domowe ubrania i czuć się dobrze w swojej skórze. Nie będę się jednak dłużej droczyć, bo muszę Ci się do czegoś przyznać. I u mnie w marcu Irlandia nie wzbudziła takiego "wow" w sercu jak zwykle. Moje serce jest dzikie, wolne i gna do innych już lądów...

      Ups. To niedobrze. Jak to mawiają-szczęście w nieszczęściu.

      Usuń
    3. I jak tam jest, po tej drugiej stronie? Opowiadaj ;)

      Zdecydowanie pokażę, bo takie perełki trzeba pokazywać innym! Myślę, że spodobałoby Ci się w tym miejscu. Ładnie, czysto, sielsko i przytulnie.

      Porównanie z kapciami jak najbardziej może być, choć nie byłoby moim pierwszym wyborem.

      Właśnie, właśnie - o ten brak "wow" chodzi i o to dzikie i wolne serce! W takich chwilach czuję, że mam więcej wspólnego z dzikimi mustangami na amerykańskiej prerii albo końmi z Camargue niż z rodzajem ludzkim... Może dlatego, że sama jestem nieujarzmiona? Może właśnie dlatego tak kocham konie? A tak na marginesie, to choć nie wierzę w zabobony i horoskopy, to jeden z nich cudnie mnie opisuje. Choć z tą powabnością, zdolnościami aktorskimi i niechęcią do pedanterii to akurat pojechali ;) I z tym, że mi nie przeszkadza to, że świat mnie nie rozumie: https://marhan.pl/znaki-zodiaku/107-wodnik-20-stycznia-18-lutego/249-wodnik-charakterystyka-ogolna

      Zastanawiam się, czy i Ciebie AŻ tak dobrze opisuje ten horoskop? Dasz znać?

      Usuń
    4. Zgadzam się niemal ze wszystkim poza dwoma: nigdy nie lubiłam być w centrum zainteresowania, jakoś nie widzę siebie w roli przywódcy,a może szkoda. Bo zaprzepaściłam jakieś tam szanse. Druga kwestia-to jasne, mam zasady, ale nie czuję ciśnienia na małżeństwo. Moje zwykłe powiedzenie to: jak już kiedyś jakimś cudem wyjdę za mąż..;) Z resztą. Trochę mnie znasz. Sama oceń koleżanko;)

      Usuń
    5. Ah, wcięło mi większość komentarza. Pisałam jeszcze o tym, że dla mnie Irlandia w porównaniu z Portugalią to taki odgrzewany kotlet. Niewiele może mnie tam już zaskoczyć, natomiast Portugalia jako nowy, niepodbity, egzotyczny ląd mnie pociąga.

      Popatrz ile nas się tu zebrało dzikich, nieujarzmionych;)

      Mam nadzieję, że nie pozwolisz nam długo czekać na relację;)

      Usuń
    6. Droga Rose, pozwolę sobie (żyję nadzieją, że nie będziesz miała nic przeciwko) wtrącić powiedzonko mojego byłego dyrektora. To tak a propos "ciśnienia na małżeństwo". Dyrektor, niemłody już kawaler, zapytany wprost na jakiejś zakładowej imprezie, kiedy się wreszcie ożeni, odpowiedział - "Droga pani, w wyborze teściowej ostrożności nigdy za wiele". Ileż to istnień ludzkich, dałoby się przed wieloletnimi męczarniami ustrzec, rozpowszechniając tę maksymę. ;) No i życzę szczęścia w poszukiwaniu właściwej teściowej, lub pozostawaniu szczęśliwą singielką.

      Usuń
    7. Trochę Cię znam, ale jednak Ty sama wiesz najlepiej, co jest prawdą, a co nie :)

      Uśmiałam się z tego Twojego rzekomego "nurzania się w rozpuście", które ma być niebezpieczne dla Twojego zdrowia, a także z ograniczonych możliwości fizjologicznych ;)

      O to, to! Czyli jednak wiesz, jak się czuję! Walia jest nowa, fascynująca i dlatego mnie kusi. Irlandia nadal piękna i ukochana, ale jednak już nie tak ekscytująca.

      Nawet mnie to nie dziwi. Jak mawiają: swój swojego znajdzie!

      Na wpis o wspomnianym irlandzkim miasteczku trochę trzeba będzie poczekać, bo dopiero muszę go napisać. W międzyczasie pewnie posłużę się jakimś "gotowcem" - czymś, co już dawno napisałam.

      Zielaku - dyrektor był nie tylko człowiekiem z poczuciem humoru, ale także taktownym. O takie intymne sprawy się nie pyta. Po prostu. Odpowiedź świetna i jakże prawdziwa. Teściowe potrafią - a jakże! - napsuć krwi.

      Usuń
    8. Taito, myślę, że te opisy są dosyć uniwersalne. Mam wiele dylematów jeśli chodzi o gwiazdy. Znam innych strzelców i wiem jakimi są ludźmi, znam również siebie, więc nie zaprzeczę, że strzelce mają niesamowicie rozbudowane poczucie wolności i niezależności, odsuną każdego kto robi zamach na ich niezależność. Wiem, że mają silną i często krnąbrną osobowość, nie podążają z prądem, ale zwykle pod prąd. Zwykle kochają podróże, nie mają stałego miejsca i są ludźmi ciekawymi. To z obserwacji. Natomiast-powtórzę się opisy znaków zodiaku są dosyć uniwersalne. Ja znalazłabym i sporo w Wodniku kwestii pasujących do mnie;)

      Mi się najbardziej spodobała rubaszna dobrodusznośći wesołość;) :

      Strzelec nie ma w sobie nic z podstępnego lisa. Idzie przez życie z odkrytą przyłbicą i uniesioną głową. W stosunku do bliźnich jest szczery, otwarty i serdeczny. Czasem aż za bardzo szczery, co mu się często poczytuje za nietakt, za brak delikatności. Co ma w sercu -- to ma i na ustach. Nie potrafi dusić w sobie urazów, knuć po cichu zemsty. Idzie przed siebie wesoło, pełen energii, optymizmu i jakby rubasznej dobroduszności.

      Znak ten nie lubi natomiast wszystkiego co sztuczne, efektowne, nienaturalne, monotonne, rutyniarskie, obskurne, małostkowe, pedantyczne, podstępne. Poza tym Strzelec nie znosi podlizywaczy, usłużnych dworaków, wyrachowanych, fałszywych przyjaciół, których toleruje, nieraz i chętnie, Lew. W Strzelcu tkwi dużo poczucia sprawiedliwości. Oburza go do głębi każda podłość, każde łajdactwo, każda krzywda i wyzysk, choćby to nie dotyczyło jego osoby. Można powiedzieć, że Strzelec ma "sportowe" podejście do życia: razi go każdy faul i w takich wypadkach głośno protestuje, a nawet chętnie interweniuje.

      Oj to pasuje bardzo! :D

      Oj Taito. Nie każ czekać nam długo;)

      Zielaku, jakże mogłabym Ci mieć za złe. Dziękuję za miłe słowa. Taita ma całkowitą rację-o takie sprawy nie powinno się pytać.

      Usuń
    9. Miłe Panie,
      w zasadzie nie należy pytać o tak osobiste sprawy, i tu się z Wami zgadzam. Jednak spieszę donieść, że dyrektor miał nie tylko duże poczucie humoru ale też trzy lata do emerytury. Rozumiecie więc, że pytanie koleżanki wszyscy traktowali po części retorycznie a po części z przymrużeniem oka. ;)

      Tak jest Taito, nie daj nam długo czekać. Może być ten "gotowiec" byle szybko. :D

      A co ze zmianą awatara na coś zbliżonego do Twojej płci?

      Usuń
    10. Ale mi wiercicie dziurę w brzuchu o ten nieszczęsny awatar :) Jak zmienię na cokolwiek innego, to dacie mi żyć? ;)

      Usuń
    11. Nie spróbujesz, to się nie dowiesz.;) Ja to nawet delikatnie wypowiem się o nowym awatarze, ale bój się Sokolego Oka. :D

      Usuń
    12. Sokole Oko

      Zielaku przyjacielu, żeby tak mną straszyć publicznie ... no wiesz ... nie godzi się to :D

      Usuń
    13. To już oficjalne - Sokole Oko ogłoszone zostało Internetowym Postrachem. Wygląda na to, że pełnisz funkcję szeryfa ;)

      Usuń
    14. "Przyjacielu"? Sokole Oko, czuję się zaszczycony. Serio.
      Ale z tym PUBLICZNYM straszeniem to nie przesadzaj. Toć my tu, w kameralnym towarzystwie konwersujemy i cieszymy oczy twórczością Taity, kobiety klona Telly'ego Savalasa. ;)

      Usuń
    15. Sokole Oko

      Oj tam zawstydziłeś mnie i pąsem oblana teraz ...

      O właśnie ... a awatar nadal nie zmieniony. Ona nas w ogóle nie słucha i nie poważa ... skandal

      Usuń
    16. Ha! Nasze postulaty zostały w dniu dzisiejszym zaaprobowane przez egzekutywę i awatar zmieniono. :) Co prawda nadal pozostał rodzaju męskiego chyba, że chodzi o wodę. Tak, woda to zdecydowanie rodzaj żeński. Albo wyspa. :)
      Tak więc ogłaszam, że odnieśliśmy maleńki sukces w zmienianiu świata na piękniejszy. :) I taki kurs będziemy trzymać mam nadzieję. :D :D :D

      Usuń
  6. Sokole Oko

    nie możliwe żebym tego nie komentowała. Święcie byłam przekonana, że jak czytałam to nie raz i nie dwa to jednak coś skrobnęłam a widzę, że nie.

    Też ciekawa jestem tego miejsca po odjeździe turystycznego naporu. Może zaskakuje jeszcze piękniej niż w okresie najazdu Hunów ?? kto wie ... musisz wrócić na jesieni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do mnie niestety nic wcześniej nie dotarło.

      Bardzo chętnie bym wróciła, ale to już raczej nie w tym roku :(

      Usuń