Kiedy
stałam na wschodnim barbakanie tej imponującej budowli, przeszła mi przez głowę
żartobliwa myśl: jeśli faktycznie wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, to do
Conwy zdecydowanie prowadzą wszystkie mosty.
Naprzeciwko
mnie równolegle biegły trzy mosty spinające obydwa brzegi rzeki Conwy: każdy z
nich w zupełnie innym stylu, żaden nie będący tym oryginalnym, powstałym w tym
samym czasie, co sam zamek. Aczkolwiek ten środkowy, ukończony w 1826 roku dzięki
uzdolnionemu szkockiemu inżynierowi, Thomasowi Telfordowi, najbardziej wpisuje
się w zamkowy klimat, bo taki też był cel jego autora. Niegdyś był również budowlą rewolucjonizującą
życie w XIX-wiecznym Conwy - dzięki niemu już nie trzeba było korzystać z
łodzi, by przeprawić się na drugą stronę estuarium. Obecnie służy już tylko do
ruchu pieszego, ale nadal zalicza się go do chlubnego grona pierwszych
wiszących mostów drogowych na świecie.
Po
jego prawej stronie biegnie nieco młodszy, ale również dziewiętnastowieczny,
most kolejowy wybudowany przez wybitnego angielskiego inżyniera, Roberta
Stephensona. Nie jest on co prawda tak
urodziwy jak jego sąsiad, ale nie mniej ciekawy - dziś jest to już jedyny
przedstawiciel tego typu projektu stosowanego przez Stephensona.
W
pierwotnym zamyśle ten most również miał być wiszący, jednak ostatecznie
zaniechano realizacji tego pomysłu z obawy, że most wiszący nie będzie
wystarczająco bezpieczny i solidny dla ciężkich pociągów. Zdecydowano się na tę
obecną formę w kształcie "tuby". Biorąc pod uwagę, że od blisko
dwustu lat wygląd mostu praktycznie się nie zmienił [poza wzmocnieniem go
żeliwnymi kolumnami] - była to słuszna decyzja.
Z
całej trójki najmłodszy jest lewy most drogowy. Wybudowano go w drugiej połowie
XX wieku i to on odciążył wiszący most Telforda, przejmując na siebie ciężar
codziennego ruchu. Ciężar niemały,
zważywszy na fakt, że do wczesnych lat 90. XX wieku Conwy słynęło ze
swoich korków drogowych. Dopiero budowa obwodnicy poprawiła tę frustrującą
sytuację.
Ale
dość o mostach, bo to nie one są największą atrakcją tego miasta i to nie dla
nich ściągają tu tłumy turystów z całego świata. Chlubą miasta są wspaniale
zachowane mury miejskie wespół z imponującą cytadelą górującą nad miastem.
Całość jest tak piękna, że już dawno temu umieszczono ją na liście Światowego
Dziedzictwa UNESCO.
Zamek,
proszę państwa, to mokry sen każdego chłopca. Albo - jak w moim przypadku -
dziewczynki. Każdego dziecka, które w dzieciństwie z zapałem budowało zamki z
klocków i marzyło, by kiedyś zwiedzać te najprawdziwsze, największe i
najbardziej okazałe. Zamek Conwy taki właśnie jest. Wybudowany z rozmachem w
zaledwie cztery lata (1283-87) za ogromną jak na ówczesne czasy kwotę 15 000
funtów, znienawidzony przez Walijczyków, reprezentował sobą wszystko to, co
utożsamiano z królem Edwardem I, który najechał Walię i się w niej rozpanoszył:
władzę, siłę i terror.
Conwy
Castle był jednym z najpotężniejszych walijskich zamków króla Edwarda I,
wchodzących w skład jego "Żelaznego Pierścienia", mającego za zadanie
tłumienie bojowniczych zapędów Walijczyków. Był kijkiem na niesfornych
walijskich rebeliantów, maszynką do zabijania. Zaprojektowano go z
pieczołowitością, wzniesiono w najbardziej korzystnym miejscu - na skalnym
wzniesieniu, co z miejsca uniemożliwiałoby wrogom ewentualnie podkopanie się, a
mury miejskie wyposażono w 22 baszty oddalone od siebie o ponad czterdzieści
metrów.
Co
ciekawe, te wszystkie militarne zabezpieczenia, w jakie wyposażono zamek, nie
miały żadnego znaczenia w starciu z ludzkim umysłem, przebiegłością i sprytem. Otóż
1.04.1401 roku Walijczycy zrobili niezły "żart prima-aprilisowy"
angielskim najeźdźcom. Wykorzystali moment, w którym zamkowy garnizon przebywał
akurat na nabożeństwie z okazji Wielkiego Piątku, a bramy strzegła tylko dwójka
- najwyraźniej niezbyt rozgarniętych - strażników. Tu, podobnie jak w przypadku
wojny trojańskiej, kluczem do sukcesu
było... drewno. Pomysłowi Walijczycy nie musieli jednak porywać się na żmudną
budowę ogromnego konia trojańskiego. Wystarczyło, że przebrali się za Bogu
ducha winnych stolarzy, by uzyskać dostęp do zamku, a następnie zamordować
strażników pełniących wartę i przejąć zamek na długie piętnaście tygodni. Zryw
ten był zdecydowanie godny pochwały, jednak Walijczycy nie mieli tyle
szczęścia, co Grecy i w ich przypadku nie było happy-endu. Ostatecznie
wynegocjowano kapitulację, w wyniku której dziewięciu rebeliantów zostało
straconych.
Ciągnące
się przez jakieś 1300 metrów mury obronne były dla nas czymś na kształt
przystawki. To właśnie od tych starych, tu i ówdzie nadgryzionych przez ząb
czasu, murów, będących cudownym, średniowiecznym reliktem, rozpoczęliśmy naszą
przygodę z zamkiem. Mury mają nad nim tę przewagę, że są w zasadzie dostępne
całą dobę [poza małym, przyzamkowym odcinkiem], a do tego bezpłatne. Co za tym idzie - można je podziwiać w
dogodnej dla nas porze, bez pośpiechu, który jest tu wyjątkowo niewskazany.
Spacer
nimi jest naprawdę przyjemny, choć raczej nie zalicza się do tych lekkich i
bezmyślnych, które można by odbyć z zawiązanymi oczami. Nawierzchnia może być
zdradliwa, wyłomy w murze bywają mniejsze i większe, warto zatem patrzeć pod
nogi, choć czasami trudno oderwać wzrok od widoków rozpościerających się przed
nami i mieć na oku dzieci, jeśli już się je ze sobą wzięło na taką wycieczkę. A
gdyby komuś na pewnym etapie z jakiegoś powodu znudziło się spacerowanie, to zawsze
może skorzystać z jednego z sześciu "wyjść". Każdy z tych sześciu
punktów oddalony jest o kilka minut drogi.
Spacerując
po murach obronnych - czule okalających i hermetycznie zamykających w swych
objęciach stare miasto, niegdyś przeznaczone tylko dla angielskich osadników -
łatwo zapomnieć o tej brutalnej historii i rozlewie krwi. Przez te wszystkie
minione stulecia pojęcie zamku się zredefiniowało. Zaryzykowałabym stwierdzenie,
że Conwy Castle, ten niegdyś znienawidzony symbol opresji, jest dziś dumą
Walii. Jej ambasadorem. Jej magnesem na turystów. Jej zamkowym celebrytą. Bo
przecież gdyby nie ta imponująca, średniowieczna twierdza i jej wspaniale
zachowane mury, nie byłoby atencji UNESCO i grubych milionów płynących z
turystycznego biznesu.
Prawdę
zatem powiadają, że ze zła może zrodzić się dobro.
WOW! Słów mi brakuje. No przepiękny zamek. Jak zapoznam się z tekstem napiszę więcej.
OdpowiedzUsuńAle już teraz mogę napisać, że architektonicznie i miejscówkowo TEN zamek podoba mi się bardziej od poprzedniego. No, cudo.
Kurczę! Można tu jakoś powiększyć czcionkę, aby WOW miało odpowiedni rozmiar, odzwierciedlając wrażenie jakie wywołały fotki zamku i okolic? Śliczny zamek. Zazdroszczę Ci do tego stopnia, że nachodzi mnie myśl, iż nie wiedzą co czynią ci, którzy się na dzieci decydują. I później muszą tyle lat wyrzekać się radości zwiedzania świata.
UsuńPisz nam tak jeszcze.
Ale się cieszę, że zamek Ci się spodobał, Zielaku! Nawet przez myśl mi nie przyszło, że zrobi na Tobie TAKIE wrażenie. Coś mi mówi, że to chyba będzie Twój ulubieniec, skoro już teraz twierdzisz, że podoba Ci się bardziej niż Beaumaris. Te pozostałe, które za jakiś czas tu zobaczysz, nie są już tak spektakularne. Albo inaczej: moje zdjęcie takie nie są :)
UsuńA skoro o czcionce mowa, to co sądzisz o tej, którą mam we wpisach? Dobrze Ci się czyta ten tekst? Ja nie do końca jestem do niej przekonana, wydaje mi się, że mogłaby być odrobinę bardziej czytelna i przejrzysta, bo mam wrażenie, że tekst jest nieco "ściśnięty". Niestety, nie do końca potrafię zapanować nad czcionką na tym blogu. Bloger automatycznie wymusza mi jej zmianę, za każdym razem, kiedy wklejam swój wpis do okienka edycji wpisu.
E, no nie mów tak! Dzieci mają swoje plusy. Kto - jak nie nie one? - poda Ci na starość szklankę wody? ;) [ten argument nigdy do mnie nie przemawiał, to tak na marginesie].
Zielaku, ten zamek jest na wyciągnięcie Twojej ręki. Bliżej niż Ci się wydaje, naprawdę! Od biedy możesz udać się na krótki weekendowy wyjazd do Walii, choć oczywiście szczerze polecam dłuższe pobyty, bo kraj jest fantastyczny! To naprawdę nie wymaga nie wiadomo jakich kosztów ani nie wiadomo jak długiego urlopu. Może wkrótce napiszę Ci coś więcej na ten temat w mailu.
Sokole Oko
OdpowiedzUsuńo kurcze kilka minut trzeba iść od wejścia do wejścia ?? ogromny ten zamek w takim razie ale fajnie zachowany. Najmniej przepadam za totalnymi ruinami za które trzeba zapłacić wstęp i jeszcze człowiek się nie potrafi domyśleć jak to kiedyś wyglądało z kawałka ściany i resztek baszty. A takie prawie w całości zamki uwielbiam.
Ta historia stolarzy porażająca. Takie zamczysko, tak chronione i w tak prosty sposób przejęte. Szok !
No wiesz, mam tu na myśli takie żółwie tempo :) W te kilka minut wliczone jest przystawanie i podziwianie widoków, a jest na czym oko zawiesić :) Ale to fakt - zamek sam w sobie jest całkiem spory i trzeba poświęcić trochę czasu na jego dokładną eksplorację. A kiedy dodasz do tego jeszcze spacer murami - warto! - to spokojnie możesz zarezerwować sobie ze dwie godziny na całość. Ja szłam wolno, bo raz, że upał mnie spowalniał, a dwa, że momentami czułam się niekomfortowo, bo mam lęk wysokości, a te barierki wydawały mi się niewystarczająco wysokie. Zdaje się, że nie sięgały mi nawet do pasa, więc spokojnie mogłabym wywinąć koziołka, gdybym się za bardzo przechyliła przez nie.
UsuńNiesamowite, nie? Aż wierzyć się nie chce, że tak ufortyfikowany zamek został zdobyty w taki infantylny sposób!
Sokole Oko
UsuńOhoho widzę, że faktycznie zmiana awatara nastąpiła. Widziałam, że się już Zielak cieszył z tej zmiany :)
Cudny zamek takie lubię. A historia faktycznie infantylna ale pokazuje, że nie siła wygrywa czasami ale spryt.
Nastąpiła, bo przecież żyć mi nie dawaliście, więc dla świętego spokoju zmieniłam :)
UsuńNo ja nie wiem, czy on naprawdę się cieszył z tej zmiany ;) Bardziej mi to wyglądało na kolejne zastrzeżenia ;)
Dokładnie! Jakie to prawdziwe i takie życiowe. Spryt wygrywa, jak pokazuje chociażby historia z Dawidem i Goliatem.
Sokole Oko
UsuńA tam zaraz nie dawaliśmy żyć. Długo się opierałaś :)
Musimy go koniecznie zapytać :D
Dziewczynka spełnia swoje zamkowe marzenia;)
OdpowiedzUsuńGodne i poczciwe zamczysko. Miła dla oka okolica. Wyobraziłam sobie siebie spacerującą tymi murami w tej pieknej, walijskiej scenerii. Pomysł zdobycia zamku zacny.
Sporo do obejścia, ah i te mosty! Mosty mają w sobie coś wyjątkowego. Widzę, że słońce Was nie potraktowało łagodnie podczas tych wakacji.
Jedna rzecz, która mi się rzuca mocno droga koleżanko w oczy-czy Ty aby nie przesadziłaś z poprawianiem zdjęć? Hę?
O! Bardzo mnie zaintrygowałaś takim stwierdzeniem. A możesz je bardziej rozwinąć? To znaczy, co dokładnie wydaje Ci się przesadzone? Wszystkie fotki czy może kilka konkretnych? Naprawdę mnie to interesuje. Ciekawa jestem Twojej opinii.
OdpowiedzUsuńJasne, że spełniam. Wiesz przecież, że uwielbiam zamki i zawsze mają one u mnie pierwszeństwo nad innymi zabytkami. Co ciekawe, mimo że widziałam ich dosłownie setki, zwiedziłam kilkadziesiąt, to ciągle odczuwam niedosyt, a wybierając się do nowego kraju, zawsze rozpatruję go od strony twierdz do zwiedzenia.
Mosty i latarnie to moje kolejne ulubione elementy architektury. Uwielbiam! Ale na ten wymarzony będę musiała jeszcze długo poczekać. W międzyczasie planuję odwiedzić inny, europejski, ale o tym na razie cisza, bo nie są to plany na najbliższe tygodnie.
Generalnie wszystkie, ale najbardziej piąte. Zdaje mi się, że widzę pikseliki.
UsuńWcale Ci się nie dziwię bo i ja uwielbiam zamki. U mnie kolejność jest taka: wielka woda, widoki natury, latarnie, zamki, mosty. Dodałabym jeszcze łódki, łódeczki, statki, kutry...
Ciekawa jestem czy dobrze w myślach odgaduję Twój wymarzony most. A jeszcze bardziej jestem ciekawa czy Ty wiesz jaki jest mój wymarzony;)
Przyznam, że nie wiem, o co Ci chodzi, bo zdjęcia wyglądają tak jak zawsze i nie przeszły żadnej dodatkowej obróbki. Nic ponad to, co zawsze, czyli delikatna poprawa kontrastu. Służę "surowym" oryginałem, jeśli chcesz zobaczyć, jak wygląda to zdjęcie bez żadnej poprawy. Chętnie przy okazji poznam opinię pozostałych czytelników, więc jeśli to czytacie, to proszę o wyrażenie swojego zdania, bo może faktycznie zdjęcia wyglądają wg Was źle i nienaturalnie, a tylko ja uważam, że wszystko z nimi OK. Byłabym wdzięczna za opinie, bo ma to dla mnie duże znaczenie.
UsuńJa to nawet mam problem ze sklasyfikowanie tych obiektów, bo uwielbiam wszystko, co wymieniłaś. Najlepiej jak te wszystkie elementy występują w tym samym miejscu :)
A czy nie jest tak, że Twój wymarzony most jest także moim? TGG in SF?
Do zdjęć Taity przywykłem i już nie zwracam uwagi na to, co wcześniej "uwierało" mnie w oczy, a podziwiam zawartość. Nie wiem, jakim aparatem Taita fotografuje obecnie, ale niektóre modele mają opcję HDR (High-dynamic-range). Podobnie mają też aparaty smartfonów. Nie zagłębiając się w szczegóły, chodzi o to, że algorytm graficzny sam rozjaśnia zbyt ciemne elementy obrazu lub przyciemnia zbyt jasne. Przez co niezależnie od warunków oświetlenia niweluje nadmierne kontrasty. I to właśnie może wydawać się nienaturalne w odbiorze zdjęcia, kiedy nasłonecznione elementy mają tyle samo szczegółów co zacienione. Bez opcji HDR, aparat dobiera czas i przesłonę do punktu pomiaru światła wybranego przez fotografującego i mamy wtedy ciemną twarz na tle jasnego nieba, wyraźne osoby pod jasną plamą mostu itd. A właśnie, most... Co ludzie widzą w tej czerwieni? A co powiecie na spacer po Millau Viaduct? Albo Beipanjiang Bridge? Nie są tak sławne, ale mogą przyprawić o pampersa. :)
UsuńOMG, jakie mosty! Zielaku, toż to cuda nowożytnego świata! Przyznam, że nie znałam ich wcześniej, ale z miejsca skradły moje serce! Do Chin co prawda się nie wybieram, ale ten we Francji jest zdecydowanie w moim zasięgu, tak więc wielkie dzięki za zwrócenie mojej uwagi na nie! Obejrzałam sobie filmiki o nich na YouTube - dobrze, że nikt mnie nie widział, bo miałam minę jak cielę patrzące na malowane wrota. Wzroku nie mogłam oderwać. Cuda, po prostu cuda! Swoją drogą, to lektor z filmiku o Millau Viaduct stwierdził, że przy jego budowie zginęło ponad 230 osób. Ktoś z widzów to zakwestionował. Ciekawa jestem, gdzie leży prawda. A skoro już o śmierci mowa, to nawet jeśli budowa tych inżynierskich cudów nie pochłonęła żadnych istnień ludzkich, to i tak jestem pewna, że te mosty będą przyciągać samobójców. Sama nie wiem, czy bym przeżyła wizytę na nich - ja to umieram w czasie jazdy po drogowym "rollercosterze" na Achill Island... ;) Taki ze mnie kozak.
UsuńAch, no i dziękuję, Zielaku, za zabranie głosu u wyrażenie swojej opinii. Jak już pisałam wyżej - lubię znać Wasze zdanie w różnych kwestiach.
PS. Weekend! ;)
Ha! Jeśli służysz oryginałem to i będziesz pisać do mnie maila, więc ja w to wchodzę bez wahania!;)
UsuńCzy to możliwe, aby wszystkie te obiekty były w jednym miejscu? Hm?
Chyba znalazłyśmy jedno wspólne marzenie;) Czy ten drugi znajduje się w kraju południowym w Europie?;)
Zielaku, otóż to, zdjęcia wyglądają jakby ktoś poszalał z funkcją HDR. Nigdy wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, więc wnioskuję, że tak nie było.
UsuńCo do mostów to wybacz, ale kwietniowy most w Lizbonie czy Golden Gate podobają mi się dużo, dużo bardziej :)Pampersy będą na inne okazje;)
Czyli Ty to wszystko zaplanowałaś ;) Znasz mnie już trochę, więc najpierw postanowiłaś skrytykować zdjęcia w nadziei, że zmobilizujesz mnie do napisania maila ;)
UsuńNie miałabym nic przeciwko! Niestety jeszcze nie odkryłam takiego miejsca.
Oczywiście, że tak. Chodzi o Vasco da Gamę :)
A co do fotek, to tak, jak wspominałam wcześniej. Nie była to żadna nowa obróbka, żaden nowy program ani technika. Nie planuję też zmiany klimatu zdjęć, więc jeśli się Wam nie podobają, to mogę w ogóle ich nie zamieszczać [Taita robi focha] - dla mnie byłoby to idealne rozwiązanie, bo ich wybór i obróbka to prawdziwy pain in the ass :) To przeważnie przez nie opóźniam kolejne publikacje postów.
Stanowczo odcinam się od obiekcji Rose!!! ;) Nie wyobrażam sobie tego bloga bez zdjęć. A na problemy z wyborem i obróbką, mogę podesłać czopki przeciwbólowe. :D Żeby pain killer nie miał zbyt dalekiej drogi.
UsuńDroga Rose, wybaczam. :) Mostów na świecie jest tak wiele i w tak różnych formach, że każdy znajdzie sobie coś pod swój gust. I żeby nie było, mnie także podobają się czerwone mosty. ;)
Miłego weekendu.
Z całkowitą pewnością tak było;)
UsuńAh! Byłam pod tym mostem, ale mgła była taka, że widziałam zaledwie jego fundamenty. Za pierwszym razem widziałam go z samolotu, ponieważ nie zdążyłam go zobaczyć. Dzielnica Oriente nigdy mi nie jest po drodze, gdy do niej pojechałam jeszcze tylko się w tym utwierdziłam. Za to most 25 kwietnia widziałam wiele razy i byłam w jego pobliżu, przejechać przez niego nie przejechałam.
Dobrze już, dobrze;) Ty i foch? Nie spodziewałabym się tego po Tobie;)Zawsze miałam Cię za bardzo stabilną emocjonalnie:D
Wiesz jak ja to rozwiązałam? Nie obrabiam zdjęć. Brzydkie po prostu kasuję, a na bloga wklejam tylko te najlepsze.
P.S. Nie chciałabyś wiedzieć jak wygląda prawdziwy pain in the ass;)
Zielaku to ja poproszę o te czopki;)
UsuńUff.
Miłego weekendu.
Hehe, dzięki za dobre chęci, Zielaku, ale czopki zostawię sobie na przyszłość jako ostatnią deskę ratunku :)
UsuńRose, jako kobieta powinnaś doskonale wiedzieć, że my z natury nie jesteśmy stabilnie emocjonalnie. Nie na darmo mówi się o nas, że jesteśmy tak stabilne jak powierzchnia szklanki wody trzymanej przez człowieka z Parkinsona, któremu w dodatku palą się spodnie ;) Sama prawda! Ja potrafię się wzruszyć do łez słuchając muzyki, oglądając romantyczną scenę tańca w "Zaklinaczu koni" albo filmiki ze zwierzętami - gdzie tu logika i stabilność emocjonalna?
UsuńNo właśnie, ze złego może jednak powstać coś dobrego, jak ten zamek. Tak piękny i majestatycznie górujący nad miastem. Z jaka radością patrzę na tak stare mury i budowle. Piękno, choć historia zamku i jego cel - okrutne. Jak pieknie piszesz, Taito. Z ciekawością czytałam Twoj tekst. Ja uwielbiam podróże i historię, i odkrywanie nowych miejsc... Uczta dla oczu. Pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuńImagiku, dziękuję Ci pięknie za te ciepłe słowa!
UsuńJa również uwielbiam podróże, ale to już pewnie doskonale wiesz. Świat jest tak piękny, że żal byłoby zamknąć się na jego urodę i spędzić życie w swoich czterech ścianach.
Trzymaj się ciepło i zdrowo :)
Piękny zamek i piękne miejsce. Jak Ty wyszukujesz takie perełki ?
OdpowiedzUsuńDzięki, Elso! To akurat jeden z najpopularniejszych zamków w Walii, więc nie kosztowało mnie to zbyt wiele. Trochę paliwa i parę funtów za wstęp ;)
UsuńTych rejonów Europy nie znam w ogóle, nigdy nie byłam ani w Anglii, ani w Walii, ani w Irlandii.
UsuńWszystko przed Tobą, Elso! :) Wyspy nie zając, nie uciekną ;) Może pewnego dnia obudzisz się i stwierdzisz, że - dla odmiany - masz ochotę wybrać się na bliższą wyprawę :)
UsuńSokole Oko
OdpowiedzUsuńA co do zdjęć to ja nie widzę różnicy. Piękne jak zawsze i jak zawsze jestem zaskoczona jedynie tym ile na nich słońca. Nadal Irlandia kojarzy mi się z deszczem, wiatrami i chłodem choć nie mówię, że to słuszne skojarzenia. Tak więc zdjęcia jak dla mnie perfekcyjne.
Wielkie dzięki za zabranie głosu, dobra kobieto ;)
UsuńA co do pogody, to to był akurat najcieplejszy dzień w czasie naszego urlopu. Co najmniej 26 stopni i dość wysoka wilgotność powietrza. Jako że nie przewidziałam takich upałów, smażyłam się w ciemnych ubraniach, bo głównie takie ze sobą zabrałam, jako że wydały mi się najbardziej praktyczne na przeprawę promem, zwiedzanie etc.