sobota, 2 maja 2020

Rok temu o tej porze...



Kiedy jakieś niecałe dwadzieścia lat temu czytałam "Proces" Kafki, nawet przez myśl mi nie przeszło, że kiedyś sama będę prowadzić surrealistyczne życie niczym jej główny bohater, nieszczęsny Józef K. Niby wolna, ale jednak ograniczana jakimiś absurdalnymi nakazami. "Aresztowana" mimo że nic złego nie zrobiłam. Na siłę izolowana od tego, co bliskie mojemu sercu. Zmuszona rezygnować ze swojej wolności przemieszczania się w imię wyższego dobra. 

Nie przyszło mi to do głowy nawet rok temu, kiedy beztrosko spacerowałam po pięknych plażach Connemary, dokarmiałam tamtejsze konie i osiołki, przebywałam w lokalach gastronomicznych i cieszyłam szeroko pojętą wolnością. Tamtejsza codzienność wydawała się wtedy taka oswojona i normalna. Tak było zawsze, i tak zawsze miało być. 

Nie miałam też pojęcia, jak bardzo prorocze okażą się moje słowa - "będzie się działo!" - kiedy pisałam w grudniu podsumowanie minionego roku. Nie tak sobie to wszystko wyobrażałam. Chciałam przede wszystkim kontynuować dobrą podróżniczą passę z 2019 roku, kiedy to przez siedem miesięcy w roku odbywałam większe i mniejsze, bliższe i dalsze wyprawy. Ten obecny miał być jeszcze lepszy pod tym względem, i choć jego początek - styczeń i luty - zapowiadał się tak obiecująco, potem wszystko posypało się jak domek z kart. Marzec i kwiecień spędziłam zatem w domu, a raczej w trasie dom-praca-dom, grzecznie nie wychylając się nawet o centymetr zza mojego hrabstwa. 
 Renvyle Beach
Czasami myślę sobie, że mogło być jeszcze gorzej. Że ta cała zaraza mogła dopaść nas jesienno-zimową porą, kiedy świat jest szary, bury i ponury. Innym razem zaś - że łatwiej byłoby mi siedzieć w domu na tyłku właśnie wtedy, kiedy za oknem byłaby szaruga zamiast pięknego słońca i zieleni. 
 Spójrzcie na ten piękny kasztanowiec w Letterfrack!
I choć w normalnych okolicznościach pewnie spędziłabym ten długi majowy weekend w jakimś ukochanym zakątku wyspy, zostaję w domu, mimo że już mnie skręca z tęsknoty za dzikim zachodem Irlandii. 
 Renvyle Beach. Jeszcze jedna piękna plaża Connemary
Wczoraj po raz pierwszy w tym całym zamieszaniu natrafiłam na kontrolę drogową, więc miałam namacalny dowód na to, że ostrzeżenia o zwiększonej liczbie policjantów na drodze nie są pustymi groźbami. Mam jednak pewne wątpliwości do skuteczności takich działań. Młodziutki i nieopierzony Garda, pewnie świeżo wyrwany z Templemore, i który na dobrą sprawę mógłby być moim synem, gdybym inicjację seksualną zaczęła jakieś cztery lata wcześniej, niż to miało miejsce, specjalnie nie drążył, gdzie i po co jadę. Miałam wprawdzie przygotowaną przepustkę z kliniki, ale wystarczyło, że podałam jej nazwę i wymieniłam moje osiedle, by mnie bez problemów przepuścił. A co gdybym to wszystko wymyśliła? Podała fałszywy powód? Też pewnie by mnie przepuścił, w dodatku błogosławiąc na drogę. A w to, że ludzie kłamią jak z nut akurat nie wątpię. Zastanawiam się, czy mieliście już styczność z punktami kontrolnymi na drogach i czy to wszystko odbywało się u Was tak samo jak u mnie, czyli "na słowo". 
 Tullycross. Uwielbiam irlandzkie chaty kryte strzechą!
Wyjątkowo ładna pogoda nie sprzyja izolacji i kwarantannie, a zakazany owoc zawsze smakuje lepiej, co już dawno potwierdziły choćby czasy prohibicji i delegalizacji prostytucji i narkotyków. Ludzie zawsze będą wyłamywać się i łamać zakazy. Zresztą, już od ponad dwóch tygodni mam nieodparte wrażenie, że znacznie zwiększył się ruch na drodze. Jako że mój dom znajduje się dość blisko głównej drogi, a okno w łazience mam przeważnie zawsze uchylone, codziennie rano jeszcze przed wyjściem do pracy wiem, że nie będę jedyną jej użytkowniczką. 
 Kylemore Abbey zawsze w remoncie niczym Sagrada Familia
Jeśli Wam również tęskno do "tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych", to może uda mi się pokrzepić Wasze serca garścią ładnych irlandzkich widoków. Tak było rok temu. Dziś mam wrażenie, że od tamtego maja dzieli mnie cała wieczność. 

W długi majowy weekend mieliśmy problem z dojazdem do naszego B&B i przebiciem się przez ulicę Tullycross, gdzie akurat odbywał się cieszący się sporą popularnością - już czternasty z rzędu - Connemara Mussels Festival. Mała wioska tętniła wtedy życiem, dziś pewnie świeci pustkami. Festiwal zakończył swój żywot, ale jego organizatorzy zapewniają, że już pracują nad czymś, co mogłoby go godnie zastąpić. 
 The Lodge, Letterfrack. Pub, restauracja, hostel
Pytacie czasem o lokale gastronomiczne w Connemarze. My od zawsze stołowaliśmy się w restauracji The Lodge w Letterfrack, ale jako że jest to przybytek, który był dość wcześnie zamykany na zimę (bodajże już w październiku) i otwierany dopiero późną wiosną na nadejście sezonu turystycznego, z konieczności przerzuciliśmy się na Veldon's Seafarer, która leży o rzut beretem od The Lodge. 
 Veldon's Seafarer, Letterfrack
W międzyczasie musiało zmienić się kierownictwo w The Lodge, bo któregoś niezbyt pięknego dnia obwieszczono nam, że w tym miejscu już nie honoruje się karty lojalnościowej, którą mieliśmy (friends & family - 10%), a przegrzebki z Derryinver, które zawsze tu zamawiałam, zaserwowano mi w inny niż zazwyczaj sposób. 
 Renvyle Beach
Ponadto sama restauracja zaczęła jakby bardziej niż zwykle aspirować do rangi tych bardziej luksusowych. Po raz pierwszy dane nam było poznać szefa kuchni, "Marko", który albo miał wyjątkowo świetne geny, albo faktycznie był tak młodziutki, na jakiego wyglądał. Marko przywitał się i oznajmił, że to on będzie dla nas gotował, a potem na długo ku niezadowoleniu Połówka i naszej kobiecej uciesze, przycupnął u naszego stolika i z autentyczną pasją opowiadał o kolejnych potrawach. A kiedy dowiedział się, że dzięki niemu i jego czekoladowemu musowi przeżyłyśmy tutaj z Ronnie wyjątkowo intensywny orgazm kulinarny, napuchł z dumy, że za jednym razem zadowolił dwie kobiety i hojnie zaoferował, że może nam zaserwować jeszcze jeden taki mus (oczywiście "on the house"!), skoro aż tak bardzo nam smakował. Urzekające, sami przyznajcie! 
Urocza wioska Tullycross
The Lodge ma zatem taką bardziej wyrafinowaną aurę niż jej konkurentka, Veldon's Seafarer, gdzie raczej nie poznacie jej szefa kuchni, ale nie oznacza to, że wśród jej klienteli znajdują się sami arystokraci ;) Bo oprócz restauracji jest tu także hostel, a także pub, i to właśnie z niego podszedł kiedyś do naszego stolika dziarskim krokiem pewien motocyklista, dzierżąc w ręku kufel Guinnessa. W czasie tej krótkiej rozmowy oznajmił mi, że widział, jak robiłam zdjęcia motocyklom na parkingu, zdradził nam, że jego eksdziewczyna była Polką, a nawet zademonstrował swoją znajomość wulgarnej polszczyzny. Niestety nie dane nam było poznać naszego towarzysza bliżej, bo wkrótce wrócił z łazienki Połówek i nasz stolik zrobił się nagle za mały dla czterech osób. Połówek bowiem, potwierdzając mądrość porzekadła "jak Polak głodny to zły", zaczął roztaczać wówczas tak mocną aurę "back off, dude!" (a może to było "fuck off, dude"?) i zachowywać się tak terytorialnie, że doprawdy nie zdziwiłabym się, gdyby nagle podniósł nogę i obsikał nasz stolik ;) Nasz nowy znajomy sprawniej ode mnie odczytał niewerbalne sygnały innego samca i tak szybko się ulotnił, że nie zdążyłam nawet przeprosić go za niecodzienną gburowatość Połówka.
Kylemore Abbey - opactwo sióstr benedyktynek nad malowniczym jeziorem Pollacapall
 
 Veldon's Seafarer
W Veldon's Seafarer również jest pub i możliwość noclegu, ale tutaj nigdy nie spotkała mnie żadna przygoda. Wystrój, jak sama nazwa wskazuje, utrzymany jest w morskim klimacie: śruby napędowe, sieci, boje... Atmosferę zaś określiłabym jako bardziej swojską, niezobowiązującą i swobodną. Po tym jak jednego wieczoru zjedliśmy tu przepyszny chowder, kolejnego dnia również się tam stawiliśmy, chcąc przed powrotem do domu urządzić ponowną ucztę naszym kubkom smakowym. Tym razem mieliśmy jednak pecha. Nie dość, że stolik, przy którym usiedliśmy, lepił się do moich rąk, albo one do niego, to w restauracji nadal serwowano menu śniadaniowe, bo na chowder i kilka innych potraw zabrakło składników (według wersji kelnerki: zamówienie nie dotarło na czas). Zamówiliśmy zatem sconesy i kawę, a kelnerka bez mrugnięcia okiem przyjęła zamówienie, nie dopytując nawet, jaką kawę sobie życzymy, więc kiedy olśniło nas, że tego nie sprecyzowaliśmy, trzeba było wyruszyć na jej poszukiwanie i dopowiedzieć szczegóły. Obydwa miejsca jednak uważam za godne polecenia, a tych, którzy chcą typowej atmosfery starego, tradycyjnego pubu, odsyłam do pobliskiego Paddy Coynes w Tullycross. 

Pomimo tej całej nieco pesymistycznej sytuacji, w której się znaleźliśmy za sprawą wirusa, nadal wierzę, że jeszcze będzie pięknie. I choć nie robię konkretnych planów wyjazdowych, często wyobrażam sobie swoje przyszłe wycieczki po Irlandii, a w myślach pokonuję granice swojego hrabstwa i zapuszczam daleko, daleko od niego. Dzięki temu, co się dzieje, zrozumiałam też, że moje marzenia o życiu na małej irlandzkiej wyspie, bądź gdzieś na zachodnim wybrzeżu, mają jak najbardziej rację bytu. 
W tym zrujnowanym zamku Renvyle mieszkała kiedyś królowa piratów, Grace O'Malley. Miało w nim miejsce także wesele, których uczestników - w stylu "Gry o Tron" - napadł i wyrżnął w pień wrogi klan. Dom obok to noclegownia The Olde Castle. Uwielbiam ten zakątek półwyspu Renvyle, ale jeszcze nigdy tu nie nocowałam.  W latach 70. XX wieku zamek wystąpił w filmie "The Purple Taxi".
 Tullycross
 Kilkanaście lat temu, kiedy trafiłam tu przypadkiem, zakochałam się w tym widoku od pierwszego wejrzenia. Urzekły mnie cisza i błogość, jakimi emanował ten zakątek. Konie na pobliskim pastwisku też pewnie nie pozostały bez znaczenia ;) Do dziś mi nie przeszło! 
 Wielki miłośnik jabłek. I jeden z najwdzięczniejszych modeli, jakich miałam :)

A jak Wy sobie radzicie?

30 komentarzy:

  1. Najbardziej tęsknię za wycieczkami właśnie, bo jako introwertyk nie muszę spędzać czasu z z ludźmi, czuję się zupełnie dobrze w swoim towarzystwie, nigdy się nie nudzę... ale brak wycieczek... no nie wiem ile jeszcze wytrzymam.

    Mój mąż był wielokrotnie kontrolowany - większośc czasu w sposób podobny, jak Ty. Trafiali sie jednak i bardziej rygorystyczni: wymagali listu od pracodawcy. Poza tym Garda przetrzepywala pociąg, rozliczała dokładnie ludzi i para zarobiła po 2500 na łebka z natychmiastową wysiadką. Więc kontrolują.

    Zdjęcia urzekające.... aż boli w środku z żalu, że nie można.

    Uśmiałam się z tej sytuacji "znaczenia terenu". Mój małzonek w wielu sytuacjach ma podobnie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz zatem tak jak ja! Kontaktu z ludźmi mi nie brakuje, bo po pierwsze - codziennie mam z nimi styczność w pracy, a po drugie - zawsze było mi bliżej do introwertyczki niż ekstrawertyczki. Jednak ta niemożliwość wyskoczenia nad ocean chociaż na jeden dzień daje mi się mocno we znaki. Z reguły o tej porze roku inicjowałam swój sezon podróżniczy, a teraz nawet nie wiem, czy uda mi się gdziekolwiek pojechać w najbliższych miesiącach. Cieszę się chociaż, że miałam urlop w lutym i że udało mi się odwiedzić boski Donegal.

      Garda przetrzepująca pociąg? Wow! Ostro! To ja ewidentnie na jakichś mięczaków albo leni natrafiłam ;) Wielkie dzięki za tę informację, utwierdziło mnie to w przekonaniu, że powinnam grzecznie siedzieć na tyłku i czekać na pozwolenie ruszenia się ;)

      Nie ukrywam, generalnie bardzo lubię, kiedy mężczyzna jest rycerski i daje mi odczuć, że jestem jego, ale w tym konkretnym przypadku takie zachowanie było zdecydowanie niepotrzebne, bo to nawet nie był żaden podryw (ot, facet zobaczył dwie samotne kobiety przy stoliku, więc przysiadł się pogadać o wszystkim i o niczym, jak to w irlandzkim pubie...), a mnie było zwyczajnie głupio, że sytuacja tak się potoczyła.

      O proszę! Nie wiedziałam, że Twój "gentle giant", uosobienie łagodności, potrafi zamienić się w samca alfa ;)

      Usuń
    2. Ja już inaugurowalam sezon ogródkowy i nawet z moją sąsiadką-przyjaciolką siedzialysmy na lezaczkach, łamiąc zasady odizolowania społecznego. No ale w ogrodzie, na świeżym powietrzu... Bez wyrzutów po ponad miesiącu wypiłyśmy kawę 🙂. I tyle w tej kwestii, bo na resztę muszę czekać. Też przeglądam zdjęcia i marzę, że może tu a moze tam... Oby nie okazało się że nigdzie!

      Może mój miał takie doświadczenia, bo dojeżdża do Dublina, więc jest cały czas w okolicach stacji kolejowej, na autostradzie, itp.
      Teraz już mniej kontrolują, ale okres okołowielkanocny był gorący.

      Wiem o co ci chodzi z tą rycerskością i byłam w bardzo podobnej sytuacji. Z tym że jakoś tak zareagował i nie dał sobie wytłumaczyć,że postawił nas oboje w niezręcznej sytuacji.
      Tak, potrafi być właśnie taki😉

      Usuń
    3. Jestem pewna, że nie byłaś jedyną, która tak "zaszalała" ;) Wydaje mi się, że ludzie coraz częściej będą lekceważyć te nakazy dystansowania się, tym bardziej teraz, kiedy lato niemal w pełni ;), a wirus wcale nie okazał się tak straszny, jak go malowano.

      Na podróże też jeszcze nie jest za późno - wierzę, że zanim upłynie ten rok, uda nam się wybrać na kilka fajnych wycieczek po Irlandii. A ja może nawet znów popłynę do Walii albo Szkocji :)

      O tak, Wielkanoc i długi majowy weekend z pewnością były najbardziej gorącym okresem.

      To nie pierwszy przypadek, kiedy Marsjanin nie rozumie Wenusjanki ;)

      Usuń
  2. To u nas, na prowincji, kontrole są nieco rzadsze i mniej restrykcyjne. Taką mam przynajmniej nadzieję. Małżonkę kontrolują, dość często, ale to w pobliżu Kilkenny. I to raczej na głównych drogach, bo kilka razy zdarzyło mi się jechać jakimiś regionalnymi i... nic. Barrow Way na odcinku miedzy Carlow a Graiguenamanagh też nie jest kontrolowana.
    Ach! Piękne zdjęcia. Ja też ostatnio przeglądam starsze fotki i filmiki z rodzinnych i samotnych wycieczek. Żal mi ludzi, którzy dotąd uważali, że jedyną formą fotografii jest selfie i teraz mogą pooglądać samych siebie. I nawet doszedłem do wniosku, że nieudane zdjęcia też odświeżają wspomnienia.
    Dzisiaj na przejażdżce rowerowej spotkałem znajomych z Leighlinbridge. Kobieta jest pielęgniarką i mówiła, że obecnie wszelkie zgony podczepiane są pod niemiłościwie panującego nam wirusa. Wierzyć, nie wierzyć? Jak dotąd nie znam osobiście nikogo kto by zachorował i ciężko przeszedł COVID-19 a nawet nie mam znajomych, którzy by taką osobę znali. Więc może lock down pomaga, a może zagrożenie nie jest tak wielkie jak je malują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam, że na wylotówkach i autostradach kontrole są znacznie częstsze, ale jako że ostatnio z nich nie korzystam, to naturalnie nie miałam okazji się przekonać. Pomimo tego, że codziennie dojeżdżam do pracy, to był pierwszy checkpoint, na jaki natrafiłam. U mnie za to regularnie stoi speed van, bo na odcinku, który pokonuję, było sporo wypadków (sama pamiętam cztery z nich, przy czym co najmniej dwa śmiertelne), a przecież mieszkam tu od "niedawna".

      Dziękuję bardzo za miłe słowa! Wielką radość mi nimi uczyniłeś! :) I chyba nawet nie zauważyłeś krzywego horyzontu, którego nie wyprostowałam, albo po prostu byłeś tak miły, że taktownie przemilczałeś to niedociągnięcie ;) I nie bój się nigdy mi ich wytykać, jak to zresztą kiedyś już zrobiłeś w poście o Mayo, bo zależy mi na progresie. To żadna tajemnica, że jestem totalną amatorką. Konstruktywna krytyka mile widziana!

      Przeglądanie starych zdjęć to jedyne, co mi teraz pozostało. Lepszy rydz niż nic! Może przy okazji zaowocuje to publikacją archiwalnych fotek, jak to miało miejsce w tym przypadku.

      "Żal mi ludzi, którzy dotąd uważali, że jedyną formą fotografii jest selfie i teraz mogą pooglądać samych siebie". <3

      Chyba zaczynam coraz bardziej wierzyć w to, że zagrożenie jest zdecydowanie przesadzone...

      Usuń
    2. Też podoba mi się to stwierdzenie: "żal mi ludzi...." Zgadzam się z tym w całości!

      I z tą całą pandemią... też już zaczynam wątpić, że jest to tak zjadliwe.
      Zaczynam w tym wszystkim wietrzyć drugie dno - może nie powinnam, bo i tak prawdy my, maluczcy nie dojdziemy, więc po co sobie nerwy psuć -i zwyczajnie boję się co za chwilę stanie się z gospodarką. W zasadzie już się stało, teraz tylko następuje większa zapaść.

      Usuń
    3. Będzie dobrze, Hrabino, choć media skutecznie dbają o to, by nakręcać spiralę strachu. Właśnie wyczytałam, że na ludzi wracających do pracy może czaić się kolejne śmiertelne niebezpieczeństwo - choroba legionistów! - z powodu bakterii przebywających w A/C i instalacjach wodnych... Jak to wszystko czytam, to przypomina mi się tekst ze "Śmierci na 1000 sposobów" - to cud, że jeszcze żyjemy, skoro codziennie czyha na nas tyle niebezpieczeństw!

      Jeszcze nie jest za późno, by uratować gospodarkę. Z tego, co mówił Varadkar, wynika, że Irlandia zacznie powoli wracać do normalności już od osiemnastego maja. To już niedługo!

      Usuń
  3. Sokole Oko

    My już od tygodnia możemy wrócić na wypady do lasu. Oczywiście musimy chodzić na zewnątrz w maseczkach i zachowywać bezpieczne odległości ale lasy nam otwarli i można spacerować co oznacza że przestali nas już sprawdzać. Ale wcześniej były kontrole drogowe i nawet osiedlowe. Koleżanka w pracy mówiła że jej szwagier pracuje na zmiany i wraca przed północą i ponoć 2 x sprawdzali go już pod domem na parkingu skąd wraca o takiej porze.

    Co do samego wirusa oczywiście, że wszystko jest grubo przesadzone poza tym u nas jest już opinia, że większość osób ten wirus przeszła w łagodnej formie tylko nie badała się i nie wie. Jest groźny dla chorych na cukrzycę, astmę i nowotwory i dla starszych ale dla innych chyba nie bardzo groźny. Bardziej niż sam koronawirus groźny jest brak badań i dostępu do lekarzy jaki teraz mamy i na którym cierpią ludzie którzy mieli umówione lata wstecz zabiegi i badania. U mnie w pracy koleżanka przed 50-tką dostała z początkiem marca udaru i jest w ciężkim stanie. Zbieraliśmy się ostatnio na nią żeby mogła prywatnie porobić badania bo z naszego NFZ każą jej przeczekać i nic nie robią. To jest straszne, że przez wirus umrze wielu chorych na inne choroby bo mają wstrzymane leczenie a tu każdy dzień się liczy.

    Ja osobiście uważam, że też przechorowałam już tą zarazę. W lutym leżałam plackiem z grypą która 6 dni nie puszczała i kaszel miałam taki aż do wymiotów. Nie potrafiłam leżeć na płasko musiałam spać na siedząco. Męczyłam się potem z tym kaszlem jeszcze miesiąc a jak byłam u lekarza to cała poczekalnia siedziała z tym samym co ja i wszyscy kaszleli. Tym bardziej to mnie zdziwiło, że nigdy od dziecka nie miewam przy infekcjach kaszlu. Mam katar, mam gorączkę ale kiedy ostatnio miałam kaszel nawet rodzice nie pamiętają. Stąd podejrzewam, że ja już zaliczyłam to świństwo i w pracy kilka osób podobnie właśnie przełom stycznie i lutego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, słyszałam, ale z tego, co kojarzę, Polska zareagowała szybciej niż Irlandia, więc my jesteśmy troszkę opóźnieni. Ale i tutaj zaczyna pojawiać się już światełko w tunelu. Z nadejściem osiemnastego maja mają zacząć poluzowywać nam pasa ;)

      Niesamowite jest to, jak wszystko szybko się zmieniło - jeszcze pod koniec minionego roku widok ludzi w maseczkach stanowił dla nas niejako kuriozum, a teraz sami w nich pomykamy ;) Łudzę się, że z tego kryzysu da się wycisnąć coś dobrego, że choć część ludzi bardziej doceni to, co miała/ma, a innym z kolei wejdzie w krew nawyk lepszej higieny.

      Poruszyłaś ważną kwestię - tak, straszne jest to, ile pacjentów z przypadłościami innymi niż COVID-19 zostało nagle zaniedbanych przez służbę zdrowia.
      Udar przed pięćdziesiątką brzmi okropnie (nie, żeby kiedykolwiek brzmiał dobrze, jednak, kiedy coś takiego przytrafia się komuś w wieku starczym, wtedy patrzy się na to jak na coś naturalnego i nieuchronnie powiązanego z wiekiem...) - mam nadzieję, że się z tego wykaraska! Bardzo ładny gest z Waszej strony!

      Tak rzadko miewasz kaszel? Wow! U mnie nierozerwalnie jest on związany z przeziębieniem, które przytrafia mi się od czasu do czasu. Rzadko mam za to gorączkę albo katar.

      Usuń
  4. Ahoj!

    Nie tylko Tobie tęskno, chociaż zapewnie Cię to nie pociesza. Czytając Twój post przypomniałam sobie Twojego maila z poradami gdzie warto zajrzeć w okolicach Connemary.

    Wczoraj oglądałam film Oświadczyny po irlandzku i nie mogłam oprzeć się nieustannemu wrażeniu: tam miałam być! Tam miałam być!

    Ponad trzy miesiące siedzę w domu i gdyby nie remont i praca pewnie już dawno bym nie wytrzymała, ale przecież nie można narzekać. Prawda? Nikt by nie przypuszczał z końcówką roku, że czekają nas takie "atrakcje". Przełożyliśmy nasz lot na wrzesień, a teraz zastanawiamy się czy to w ogóle będzie możliwe we wrześniu, aby postawić nogę na szmaragdowej wyspie.

    Tymczasem można podróżować pomiędzy sypialnią a kuchnią;) Cały czas łudzę się, że świat wróci do normalności. I pozostaniemy wszyscy nie tylko zdrowi, ale przy zdrowych zmysłach.

    Co do kontroli to mieliśmy kontrolę w długi weekend. Najpierw graniczną i dostaliśmy papierek, że nie jedziemy z innego kraju i nie potrzebujemy kwarantanny, a potem policyjną nieopodal ruin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to mnie nie pociesza? Przecież nic tak nie cieszy Polaków jak nieszczęście innych ;)

      Coś mi się wydaje, że Wy jesteście w zdecydowanie lepszej sytuacji, skoro mogliście bez problemów pojechać do Krakowa. Ja nie wyściubiam nosa poza swoje hrabstwo, a o to teraz szczególnie trudno, bo pogoda jest fantastyczna - praktycznie codziennie intensywne słońce. Przez cały weekend czułam się jak na wakacjach... Nic to, odbiję to sobie w drugiej połowie roku.

      We wrześniu już będzie normalnie! :) Lot przełożony, ale rozumiem, że cała reszta pozostaje bez zmian i udacie się na zachód? Ciekawa jestem, czy Irlandia przypadnie do gustu Twojemu ukochanemu :)

      Post był pisany między innymi z myślą o Tobie i Tobie podobnym ;) Nie wiem jednak, czy The Lodge nadal funkcjonuje, bo coś tam za dużo zmian ostatnio. Widziałam na ich facebookowej stronie, że pozmieniał się wystrój, menu również, nie serwują już kolacji, a w miejscu restauracji jest jakaś kawiarenka z owcą w nazwie. Szkoda, bardzo lubiłam to miejsce.

      Usuń
    2. Proszę Cię...Obie wiemy, że nie jesteśmy typowymi Polkami;)

      Nie ma już formalnego zakazu, można jeździć w celach rekreacyjnych, dziś otworzyli galerie handlowe, ale jeśli chcesz znać moje zdanie-nic dobrego z tego nie wyniknie. Naprawdę. Kiedy nie mogliśmy wychodzić, ratowałam się kawą na balkonie.

      Ha! Zobaczymy. Konkurencja pod postacią minionej podróży w Portugalii jest spora;)

      Nie bywam tam na tyle często, aby mieć ulubione miejsca. Oby do września było normalnie! W momencie, kiedy się dowiedzieliśmy o mieszkaniu, wiedzieliśmy, że to będzie dla nas jedyny urlop w tym roku, a koronaświrus pomieszał dosłownie wszystko. W marcu zawsze trafiałam na cudowną pogodę, a we wrześniu-trudno przewidzieć jak będzie. Przypomniałaś mi właśnie, że powinnam również napisać w sprawie ewentualnego przełożenia noclegu.

      Usuń
    3. Wow, nieźle poluzowali Wam pasa!

      Faktycznie, Portugalia ubiegła Irlandię! Oj, trudno będzie Zielonej Wyspie ją pobić! Do pierwszego razu zawsze pozostaje sentyment. Szczególnie jeśli jest taki udany jak ta Wasza pierwsza wspólna podróż!

      Ja z kolei bywam dość często. Connemara jest od dłuższego czasu najczęściej odwiedzanym przeze mnie zakątkiem wyspy.

      Skoro już teraz otworzyli Wam galerie, a ludzie zaczęli masowo wychodzić na ulice, to wrześniowe loty tym bardziej powinny odbyć się bez żadnych problemów. Zakładając oczywiście, że wirus zostanie do tego czasu okiełznany.

      Marzec nie był zły, ale to kwiecień był przepiękny: niesamowicie słoneczny i suchy. A u mnie padało chyba nie więcej niż pięć-sześć razy w ciągu całego miesiąca! Trzeba było pilnować kwiatów, bo ziemia była sucha jak wiór...

      Usuń
    4. Niebawem wybory, więc utrzymują, że do wyborów wszyscy będą zdrowi, a pandemia w Polandii się uspokoi:P

      Nigdy nie mów nigdy, może nie będzie tak źle;) K. podobnie jak ja nie przepada za słońcem..W Portugalii ciągle na nie narzekał. Zobaczymy na co będzie narzekać w Irlandii (hihi).

      Wiem, masz u mnie za to plusa. No, mogłabyś częściej zdjęcia podrzucać:P

      Susza i u nas jest problemem, szczęśliwie w ostatnich dniach trochę popadało.

      Usuń
    5. Haha :)

      Ja również nie przepadam za upałem i intensywnym słońcem, lubię jednak ciepło i wygrzewanie się w ogródku :) I choć marzy mi się dom nad oceanem, to jednak absolutnie nie chciałabym mieszkać na Wyspach Kanaryjskich albo Karaibach! Irlandia całkowicie skradła moje serce.

      Podrzucać te zdjęcia, których nie skomentowałaś nawet jednym słowem? ;) W tym roku i przez kilka miesięcy następnego muszę jeszcze zostać tu, gdzie mieszkam, ale zaczynam na poważnie rozważać przeprowadzkę na zachód :)

      Usuń
    6. Wyobraź sobie, że mi nie jest w ogóle do śmiechu z tego powodu;) Nasze województwo póki co jest epicentrum zakażeń. Choruje ogrom ludzi z pobliskich kopalni.

      Ostatnio stwierdziliśmy, że lato to jest takie byle jakie. Wiosna i jesień są kolorowe, ciekawie odbijają się w przyrodzie, a lato to już taka musztarda po obiedzie. Rozumiem Cię. Moje serce skradła już dawno temu, w dzieciństwie.

      No wiesz! Mogłabym powiedzieć to samo:P Czyżbyś również lubiła oceaniczną bryzę i smaganie wiatrem w twarz?

      Usuń
    7. Kilkukrotnie natrafiłam na tę informację w sieci, za każdym razem myślałam sobie, że to niesamowicie niefortunnie dla Ciebie. Mimo wszystko jestem dobrej myśli - nic Wam nie będzie, taki cynk dostałam ;)

      Hmm, nie do końca się zgadzam. Od wiosny chyba wolę jednak lato, bo choć ta pierwsza potrafi skutecznie oszałamiać magnoliami, żonkilami, hiacyntami, tulipanami i kwitnącymi drzewami, to jednak taki stan nie utrzymuje się zbyt długo. Lato jest bardziej kolorowe i dłużej takie pozostaje. I moje kochane rododendrony i piwonie wtedy kwitną! Mówię tu o irlandzkiej wiośnie (luty, marzec, kwiecień) i lecie (maj, czerwiec, lipiec).

      Lubię smaganie :) Jakkolwiek by to nie zabrzmiało!

      Usuń
    8. No właśnie nie do końca niestety. Właśnie mamy przymusową kwarantannę od siebie :(

      Zdaje się, że w Irlandii wiosna i lato są szybciej niż w Polandii. Cóż, musiałabym przyjechać i sprawdzić. Dwa razy byłam latem w Irlandii i nigdy pogoda mnie nie przekonała. Zdecydowanie lepszą pogodę miewam w marcu, a i ceny biletów są wówczas o niebo korzystniejsze.

      Mała, perwersyjna dziewczynka :P

      Usuń
    9. Co Ty piszesz?! O nie!

      Wiosna na pewno przychodzi wcześniej, właśnie w lutym, choć czasami zdarza się, że jeszcze w marcu mamy opady śniegu. To chyba jednak i tak nie pobije polskiej białej Wielkanocy, kiedy ludzie lepili zające zamiast bałwanów :) Lipiec bywa kapryśny i deszczowy, czasami więcej słońca jest faktycznie w marcu/kwietniu, w sierpniu często czuć już jesień - sporo osób rozpoczyna wtedy sezon grzewczy, a w powietrzu unosi się zapach torfu. Poza tym podróże poza sezonem mają swój urok :)

      Haha. Nie wiem, o czym mówisz! A raczej o kim! :) Poza tym chciałam delikatnie zaznaczyć, że to TY wywołałaś temat smagania, o!

      Usuń
    10. Dwie osoby u K. w pracy w piątek źle się poczuły. Czekamy na wieści jutro.

      Pamiętam taką Wielkanoc, kiedy lepiłam bałwana;) Dokładnie, w lipcu trafiałam na niezbyt dobrą pogodę. Zapach torfu powiadasz? Pomieszany z zapachem frezji?:P

      Smagania wiatrem moja droga;)

      Usuń
    11. Ja również czekam na jakieś wieści od Ciebie, bo przepadłaś jak kamień w wodę. Mam nadzieję, że nic złego się u Was nie wydarzyło.

      Intrygujący bukiet zapachowy ;)

      Usuń
    12. Na szczęście na razie nie. Zobaczymy jak będzie dalej. Dziękuję za troskę!

      Usuń
  5. Ja do huty jeżdżę ledwie z jednego końca wioski na drugi. Jak bym koło zapasowe wyrzucił i tylne siedzenie, to bym pewnie na luzie na firmowy parking dojechał, także z Gwardią Irlandzką nie miałem do czynienia, ale koledzy dojeżdżający z bardziej peryferyjnie rozsianych włości donoszą, że na kontrole drogowe wpadają z regularnością faz księżyca. Zwykle jednak na widok firmowego logo na piersi oficerom widmo braku papieru toaletowego zagląda w oczy i nawet służbowego glejtu nie wymagają.

    Byłem kiedyś w Letterfrack. Nie pamiętam przy jakiej okazji, ale jeśli się to powtórzy, uroczyście ślubuję zawitać to The Lodge, bowiem taka interakcja z szefem kuchni bardzo się mi podoba. Kiedyś wpadłem do knajpki w Warszawie. Takiej, do której nie przychodzi się na głodnego, a raczej na drinka i przekąskę. Dość długo wgapiałem się w menu, więc pani z obsługi zaoferowała, że pomoże. Przycupnęła przy moim fotelu, zadała kilka pytań, po czym wróciła ze szklanką Czarnego Rosjanina z jedną tylko kostką lodu, za to wielkości kostki Rubika. W punkt trafiła, bowiem nie znoszą pokruszonego lodu w Czarnym Rosjaninie, który szybko się rozpuszcza, rozwadnia drinka i pozbawia go kawowego posmaku.
    Pełen jestem uznania dla ludzi, którzy miast odrabiać pańszczyzną, podnoszą to, co robią do poziomu rzemiosła.
    A dla Połówka nie byłby taki surowy. Obsikiwanie terenu mamy zakorzenione od czasów prehistorycznych i nie jest to bynajmniej cecha wyłącznie męska. Kiedyś byłem na lokalnej dyskotece masajskiej w Tanzanii. To było bodaj dziesięć lat temu. Ja nie jestem specjalnie tańczący, więc popijałem łiskacza przy stole podczas gdy reszta grupy ruszyła na parkiet. A z nimi Anieśka, choć wcześniej zapytała uprzejmie czy nie będę miał nic przeciwko. Raz po raz słała mi uroczy uśmiech z parkietu, ale gdy wdałem się w rozmowę z niezwykle atrakcyjną Dunką (i jej chłopakiem), rozsiadła się mi na kolanach z prędkością atakującej kobry. Postąpiłbym tak samo, przed instynktem pierwotnym niekoniecznie należy się bronić.
    Podsumowując, ... jeszcze tylko dwa tygodnie Taito. Pal licho sklepy, puby i takie tam. Byle tylko w teren można było wyjść. Jeszcze nigdy nie spędziłem urlopu w Irlandii, ale chyba to się zmieni. Jeśli w lipcu nie polecę do Polski, to myślę o Wicklow Way. 130 km z trampka w 7 dni. It's going to be Legen .... wait for it...
    Trzymaj się ciepło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale cudny, ciekawy i długaśny komentarz! Dziękuję!

      "Pełen jestem uznania dla ludzi, którzy miast odrabiać pańszczyzną, podnoszą to, co robią do poziomu rzemiosła" - a zatem Marko powinien przypaść Ci do gustu, bo od razu widać, że to prawdziwy pasjonat. Jeszcze nigdy nie natrafiłam na kogoś, kto z taką pasją opowiadałby o kuchni i taką dumą prezentował swoje dania. Widać, że ten chłopak robi to z miłości.

      Podsyłam linka, jeśli chcesz rzucić okiem na dania, które tan serwują i opinie klientów:
      https://www.tripadvisor.ie/Restaurant_Review-g315873-d6612726-Reviews-or10-The_Lodge-Letterfrack_County_Galway_Western_Ireland.html

      To jedna z tych nieco droższych restauracji (za zupę płaciłam jakieś 7 euro, za trzy-cztery przegrzebki z solirodem i czarnym puddingiem - 28 euro, wspomniany w poście mus to też jakieś 7 euro), ale warta odwiedzenia.
      Dawno w niej nie byłam, więc nie mogę wypowiadać się na temat tego, jak obecnie wygląda jakość usług, ale kiedyś zdecydowanie wyróżniała się na tle innych. A jeśli będzie zamknięta, to uderzaj do Veldon's Seafarer na chowder (o ile lubisz, ja uwielbiam!) i nie tylko :)

      Poza tym naprzeciwko Veldon's jest Connemara National Park - doskonała odmiana od wysokich gór (ileż można?!) i alternatywa do Wicklow Way ;) Diamond Hill to nie Elbrus ani Kilimandżaro, ale lepszy rydz niż nic. No chyba, że już go zdobyłeś, co by tłumaczyło wizytę w Letterfrack :)

      Zachowanie Anieśki akurat mnie nie zdziwiło (doskonale do niej pasuje), Połówka natomiast tak, bo nie było w jego stylu.

      "Pal licho sklepy, puby i takie tam. Byle tylko w teren można było wyjść" - dokładnie tak! W teren i do biblioteki! Pech chciał, że zamknęli mi ją zaraz po tym, jak złożyłam zamówienie na kilkanaście ciekawych pozycji!

      Spędzaniu urlopu w Irlandii to moja ulubiona forma wypoczynku :) Może i Ty się choć trochę do niej przekonasz.

      Usuń
    2. Wicklow Way. Piękne plany. A z namiotem czy od B&B do B&B? Na YT jest kilka filmików z tej trasy. Widziałem i mnie też marzy się taki urlop. Trzymam kciuki i życzę realizacji. Ja jak na razie wędruję raczej po płaskim. Odcinki Barrow Way w okolicy miejsca zamieszkania. Mam nadzieję jednak, że kiedyś znajdę kogoś do towarzystwa i będzie szansa na kilkudniową wędrówkę.

      Usuń
    3. Nie twierdzę bynajmniej, że Irlandia nie oferuje żadnych atrakcji, ale przytłaczającą większość z nich można oblecieć w ciągu weekendu. Względnie długiego weekendu. Stąd na urlop wolę wypuścić się nieco dalej. Względnie znacznie dalej.

      Także Connemara National Park mogę zaliczyć, jak sobie zacznę odbierać konsekwentnie kolekcjonowane godziny. Bo teraz sobie przypomniałem, że w Letterfrack byłem przy okazji wypadu na Twelve Bens. Także byłaś blisko.

      Tymczasem jak już urlop spędzać w Irlandii to pożytkując, go na coś, na co zwykle czasu nie starcza. I tu wracamy do Wicklow Way, które po głowie chodzi mi już od kilku ładnych lat, a teraz pojawia się okazja na realizację.

      Po lockdownie prosto do biblioteki!? Jestem przekonany Taito, że nie jestem pierwszym, który Ci to mówi, ale jesteś jedyna w swoim rodzaju :)

      Usuń
    4. Z namiotem, ale z myślą, żeby kilka nocy spędzić w B&B. Wszystko zależy od pogody, formy i chyba przede wszystkim od tego, czy do tego czasu noclegownie dostaną zielone światło od wirusologów, żeby przyjmować gości.

      Też miałem kiedyś Borrow Way pod nosem, ale do teraz nie zdawałem sobie nawet sprawy z jej istnienia. Teraz mam za miedzą Tipperary Heritage Way - 56 km zwykle do odhaczenia w dwa dni. Jakoś jednak trzeba wrócić, więc liczę 4. Jak zniosą restrykcje, to może od tego zacznę przygotowania to Wicklow Way

      Usuń
    5. To wszystko najświętsza prawda, ale można też wynająć domek wakacyjny nad oceanem i tam spędzić cały tydzień :) Jest to niewątpliwie piękna sprawa dla miłośników morza, ale tutejsze realia wyglądają tak, że czasem niestety bardziej opłaca się wynająć taką posiadłość w cieplejszych, południowych stronach Europy.

      Przed Wicklow Way nie mam absolutnie zamiaru Cię powstrzymywać :) Wręcz przeciwnie! Masz moje błogosławieństwo na drogę, przyjazne klepnięcie w plecy i okrzyk zagrzewający do boju - "Go for it!". You go, boy! ;) Z przyjemnością poczytam o Twoich wrażeniach i pooglądam fotki z lądów, które są w moim zasięgu podróżniczym, a jednocześnie w kręgach zainteresowań :)

      Hmm, dlaczego ten "komplement" zabrzmiał tak, jakby nim nie był? ;) Brzmi to trochę jak "pep talk" skierowany do... upośledzonego dziecka ;) No, ale jak słusznie odkryłeś, jestem amiszką i dobrze mi z tym :) I tak - nadal nie cierpię wszelkich czytników i e-booków! "Zabijajacze" przyjemności!

      Usuń