poniedziałek, 12 października 2020

When The Leaves Come Falling Down

Dni mijają zdecydowanie za szybko. Niepostrzeżenie przechodzą w tygodnie, a tygodnie w miesiące.

Jesień znów mnie zaskoczyła niczym zima polskich drogowców. Przyszła trochę za wcześnie odziana w szaty utkane z brązowych, miedzianych i ciemnozielonych nici, mokre od wilgoci i deszczu, nieprzyjemne w dotyku od zimnego powietrza.

Przyszła pachnąca ciężkimi nutami, esencją ziemi, drewna, torfu i lasu. Czasami, by zrobić jej na przekór, wyciągam z szafy ciężki i kanciasty flakon z magiczną zawartością. Magiczny nie dlatego, że w butelce miałby skrywać się dżinn. Jest w nim wyciąg z lata, cały ogród kwiatowo-owocowy: pomarańcze, jeżyny, porzeczki, fiołek, jaśmin i piwonia... Tak właśnie kiedyś pachniały beztroskie wakacyjne dni, skąpane w morskiej wodzie, rozświetlone promykami słońca.

Zanurzam wtedy nos w zatyczce i biorę głęboki wdech, by przypomnieć sobie, jak pachniało lato, a potem... potem odkładam je na półkę. Te perfumy stanowią zbyt cenną zawartość, by się nimi spryskać. I nie jest to kwestia pieniędzy, a tego, że nigdzie już nie mogę ich dostać. Dlatego ostatecznie spryskuję się czymś innym, czymś, co wywołałoby aprobujący uśmiech jesieni, czymś, co mnie otuli niczym najcieplejszy pled, i być może przy okazji pomoże chociaż chwilowo zamaskować chłodny powiew melancholii, którą okryła mnie jesień.  

Bo ta jak zwykle przyszła w towarzystwie swoich mar i demonów - w końcu schyłek roku to ich sezon, a ciemność stanowi nierozerwalną część ich naturalnego środowiska. Halloween i Wszystkich Świętych są tuż za rogiem.

Najczęściej próbuję, nieudolnie niczym Syzyf, zatrzymać upływ czasu, ale teraz odliczam dni do długiego weekendu. I wizja kolejnego lockdownu mi niestraszna. A nawet cieszyłabym się na myśl o nim, gdyby nie to, że w moim przypadku i tak nic to nie zmieni.

Dziwny to był rok i równie dziwne było lato.

Rok bez grillowania, bez wykorzystywania wszystkich mebli ogrodowych, bez kąpieli w oceanie, bez feerii barw w moim ogrodzie, który jeszcze do niedawna stanowił jakże potrzebną przystań dla pszczół. Bez piwonii we flakonie. Mój krzak bezlitośnie zniszczyła jedna z wichur, a na bukiet ciętych kwiatów nigdy nie udało mi się natrafić w sklepie.

Biorąc jednak pod uwagę przeciągający się lockdown i to, że nie wiązałam z latem większych nadziei, to i tak było ono nad wyraz udane i satysfakcjonujące. Zrealizowałam znaczną część moich podróżniczych marzeń związanych z ukochanym zachodem wyspy, mimo że jeszcze do niedawna nie śmiałabym śnić, że mi się to uda.  

A kiedy pewnego sierpniowego dnia YouTube podsunęło mi nowy singiel Walking On Cars, myślałam, że lepszej końcówki lata nie mogłabym sobie wymarzyć.

Znasz ten moment, kiedy długie miesiące czekasz na nowy album cenionej grupy, a potem z wielką ekscytacją zasiadasz do jego odsłuchania, zamykasz oczy, kiedy słyszysz pierwsze dźwięki piosenki, która na pewno stanie się jedną z Twoich ulubionych, a potem uśmiechasz się z wielką aprobatą, bo to jest właśnie "to". Ze mną było nie inaczej.

Kiedy tylko usłyszałam mój ulubiony głos wyśpiewujący piosenkę, która uderzyła mnie prosto w serce, mimowolnie się uśmiechnęłam. Ten dzień nie mógł być lepszy. Jednak parę godzin później moje euforyczne "oh yeah, babe!" skierowane do śpiewającego Patricka zastąpiło pełne żalu "oh no!!!". Jeszcze tego samego dnia grupa ogłosiła swój rozpad, niszcząc tym samym moje marzenia o usłyszeniu tego albumu na żywo.

Kiedy parę lat temu pocieszałam Ronnie po tym, jak jej ulubieńcy muzyczni zakończyli wspólną przygodę, nie sądziłam, że jakiś czas później sama będę przez to przechodzić, i że... to może być aż tak smutna wiadomość. "Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono".

To doświadczenie dobitnie pokazało mi, że pewnych rzeczy nie należy odkładać w nieskończoność. Na jutro, na później, na potem. Czasami jutro po prostu nie nadchodzi. To jeszcze jedna przywara naszej egzystencji - pozorna pewność. Myślisz, że masz jeszcze na wszystko czas. Nie masz. Masz tylko tu i teraz. A i to "tu i teraz" może skończyć się w mgnieniu oka.

Ktoś jeszcze naprawdę potrzebuje dowodów na potwierdzenie tej tezy? Myślałam, że koronawirus utarł już wszystkim (cieknący) nos.

Świat się zmienia. Tu chyba z założenia nie ma miejsca na constans. Ziemia kręci się, czy tego chcemy, czy nie. Nawet jeśli nasz prywatny świat właśnie legł w gruzach, a my desperacko pragniemy, by wszystko inne też zatrzymało się choć na chwilę w ramach żałoby i szacunku, tak się nie dzieje.

Kto z nas powiedziałby - choćby na początku tego roku - że za parę miesięcy pójdziemy śladami Azjatów i będziemy masowo chodzić w maseczkach? Ja na pewno nie.

A świat technologii cyfrowej? Ktoś jeszcze za tym wszystkim nadąża bez zadyszki? Tu to dopiero wszystko zmienia się szybciej niż kobiece humorki.

Zmiany są dobre, jasne, ale niektóre z nich budzą większy bądź mniejszy smutek. I to właśnie poczułam, kiedy w zeszłym tygodniu udałam się do mojego miejscowego "centrum handlowego". O porze, w której normalnie byłoby tam dość tłoczno, w środku było tak pusto, że w pierwszym momencie rozejrzałam się wokół siebie w obawie, że może o czymś nie wiem i że sklepy są zamknięte. Nie były.

Tego dnia w zasadzie niewiele załatwiłam, bo tylko z jednego (z trzech sklepów) wyszłam zadowolona - z papierniczego. W drogerii zabrakło mi trzydziestu przeklętych eurocentów, bym mogła kupić interesujące mnie perfumy, i choć przez sekundę przeszło mi przez myśl, by zapytać ekspedientkę, czy zamiast 93 euro mogę zapłacić 92,70 (nie miałam przy sobie karty płatniczej), doszłam do wniosku, że nie będę żebrać. Ostatecznie wyszło mi to prawie na plus - ten sam zapach znalazłam tego samego dnia online z 15% zniżką. Szkoda tylko, że akurat był wyprzedany. To jednak nie było najgorsze rozczarowanie.

Najbardziej zawiodła mnie jednak wizyta w sklepie muzycznym i kolejna nieudana próba kupna płyty CD. Tęskno mi trochę za tymi czasami, kiedy w najzwyklejszym Tesco, czy nawet w Dunnes Stores zalegały na półkach liczne płyty CD i DVD. Że nie wspomnę o sklepach specjalistycznych typu HMV czy Xtra-Vision. Po tych dwóch ostatnich już dawno pozostało tylko wspomnienie. O ile jednak nie miałam żadnych problemów z kupnem "Colours", z najnowszą "Clouds" Walking On Cars już tak łatwo nie jest.

Zamaskowana jakbym właśnie szykowała się do napadu na pobliski bank, ale jednak pełna nadziei, zapytałam o nią pracownika sklepu muzycznego, ale usłyszałam tylko "sorry?". I wtedy mnie oświeciło. Biorąc pod uwagę, że nie jestem Beverly Goldberg i nie potrafię wrzeszczeć, a także to, że oddzielał mnie od niego nie tylko pleksiglas, ale także moja maseczka, która działała jak tłumik, szybko zrozumiałam, że patrząc na mnie, widzi tylko parę niebieskich oczu wyczekująco w nim utkwionych i brwi uniesione w niemym znaku zapytania, a całej reszty może się jedynie domyślać, bo nawet nie ma opcji czytania z ust. Rozbawiło mnie to, więc zsuwając nieco maskę, rzuciłam tylko dwa kluczowe hasła, ale operacja i tak zakończyła się porażką.

Choć moim życiowym motto są słowa Hawkinga: "However bad life may seem, there is always something you can do and succeed at. While there's life, there is hope", to jednak chyba niczego innego mi w ostatnim czasie tak bardzo nie brakuje jak właśnie nadziei... Gdyby tylko można było pójść sobie do sklepu i ją kupić. Choćby tylko kilkanaście gramów.

Są jednak w naszym życiu rzeczy bezcenne, a jednocześnie darmowe. I do takich zaliczam leżenie na kuchennej zimnej podłodze i obserwowanie moich kolczastych gości. Uśmiecham się, widząc tłuściutką kulkę naszpikowaną kolcami  - jeszcze jedno uratowane życie. O los tego jeżyka jestem spokojna, zdecydowanie zdoła się zahibernować, o ile wcześniej nie zginie pod kołami jakiegoś samochodu... Pytanie tylko, co z tym mniejszym, którego kiedyś widziałam...

W wolnych chwilach zbieram orzechy dla wiewiórki i umilam sobie czas, gromadząc prezenty świąteczne.

Jesień, jakakolwiek by nie była, też ma swoje plusy.  

24 komentarze:

  1. Dobry wieczór mimo jesiennej melancholii!

    Widzę, że i Ciebie dopadła nasza mniej ulubiona przyjaciółka. Zwykle lubię jesień, ale ta przychodzi do mnie z bliżej nieokreślonymi smutkami, wieczną chandrą. Może to ta myśl, że rok ma się ku końcowi i był to jeden z bardziej dziwacznych w naszym życiu. Pandemia utrudniła i pokrzyżowała wiele moich planów. Mimo to, chociaż może absurdalnie to zabrzmi-jest i wiele plusów.

    Ja się akurat przed lockdownem trzęsę, bo dla mnie on jest jak złośliwy Leprechaun. Ilekroć zaplanuję coś fantastycznego-szach=mat, jest to niemożliwe do zrealizowania. Zamiast zaręczyć się w ukochanej Irlandii, zaręczyliśmy się w Krakowie. Również go kocham, ale jest to innego rodzaju miłość. Urodziny K zamiast w japońskiej restauracji, spędziliśmy w japońskim samochodzie (nie popluj monitora proszę). Wydaliśmy krocie na dostawy, żeby popchnąć remont w trakcie kiedy po raz pierwszy w Polskę uderzyła pandemia.

    Mimo to odkryłam inne rzeczy. Mianowicie, że ten niespokojny czas wbrew pozorom pozwolił mi zwolnić i więcej czasu spędzić z bliskimi. Nie ukrywam, że home office bardzo mi się podoba. Dodatkowo jeszcze nigdy tak mnie nie ekscytowało odkrywanie pobliskich miejsc. O większości z nich nie miałam bladego pojęcia.

    Nawet nie wiedziałam, że zespół się rozpadł. To straszne!Podobnie straszne są kosmetyki, które wychodzą z obiegu.

    Liczę na to jednak, że ta jesień przyniesie nam coś dobrego. Naprawdę na to liczę, chociaż czasami jestem zmęczona tą ciągłą nadzieją na to, że będzie normalnie. Cokolwiek to dziś oznacza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry wieczór, Rose :)

      Widzę, że doskonale się orientujesz w temacie, bo fachowo to ujęłaś: "bliżej nieokreślone smutki". Masz rację, koniec roku zdecydowanie nie pozostaje tutaj bez znaczenia - jego schyłek zawsze działa na mnie refleksyjnie i siłą rzeczy wymusza rachunek sumienia. I tu, chcąc być uczciwą, muszę stwierdzić, że dałam parę razy ciała.

      Mnie również pandemia pokrzyżowała trochę turystycznych planów, głównie tych związanych z wiosennymi wycieczkami, ale też... pomogła w zrealizowaniu innych. Paradoksalnie to właśnie przez nią wreszcie się zmobilizowałam i zabrałam za te marzenia, do których niemrawo przymierzałam się od dobrych paru lat. Zatem, jak słusznie zauważyłaś, pomijając jej oczywiste wady, miała też swoje plusy.

      Dla mnie lockdown oznacza w tym momencie w zasadzie tylko jedno - ryzyko, że nie uda mi się już w tym roku zaliczyć jesienno-zimowego pobytu w domku latarnika. Na pewno nie będę mieć przez niego mniej pracy, więcej czasu, i nie sądzę niestety, by szef się mnie pozbył (nadal próbuję rozgryźć, które z nas ma "syndrom sztokholmski" i dlaczego nie możemy się rozstać, mimo że już dawno powinniśmy...) ;) Doskonale jednak rozumiem, że w Twoim przypadku wiąże się on z większymi niedogodnościami, bo ja nie jestem w trakcie rewolucji życiowej :)

      Oj tam, oj tam ;) Miało być orientalnie z tymi urodzinami, wyszło oryginalnie i kameralnie :) Mam tylko nadzieję, że tym razem żaden funkcjonariusz prawa Wam nie przeszkadzał!

      Co do odkrywania pobliskich miejsc - słusznie powiadają, że najciemniej pod latarnią i że cudze chwalimy, a swego nie znamy.

      Nic nie wskazywało na to, że grupa się rozpadnie, może właśnie dlatego był to dla mnie taki szok. Jeszcze w zeszłym roku wiedziałam, że pracują nad nowym materiałem, czekałam więc na album, a nie na wieści o rozpadzie. Ogromnie się jednak cieszę, że udało mi się w grudniu pojechać na ich koncert - gdybym wtedy tego nie zrobiła, teraz bym sobie tego nie wybaczyła! Szkoda tylko, że skończyło się na jednym (wspaniałym) razie. I choć wiem, że są lepsi wykonawcy (sam Patrick przyznał, że nie jest najlepszym muzykiem na świecie), ta grupa miała dla mnie wyjątkowe znaczenie i byłam z nią najbardziej związana emocjonalnie. Pozostaje mi czekać na jego solowy album...

      Obyś miała rację.

      Usuń
    2. Dobry wieczór;)

      To jak tam? Przegoniłaś smutki?

      Mam nadzieję, że masz się dobrze mimo zarządzonego sześciotygodniowego lockdownu ;)
      Haha! Nie, tym razem żadna policja nas nie śledziła spodziewając się nieobyczajnych czynów;)

      Wiadomo dlaczego się rozpadli? No właśnie! Całe szczęście, że Ci się udało jeszcze być na ich koncercie! Dzięki Tobie przesłuchałam na spotify na EP.

      Co do perfum, zrób rekonesans w Polskim internecie, bo wydaje mi się, że bywają dostępne ;)

      Usuń
    3. Nawet bardzo dobry! :)

      I tak, i nie. Może nie tyle przegoniłam, co po prostu oswoiłam się z nimi.

      W zasadzie to ten lockdown w niczym mi nie przeszkadza i nie dotyka mnie osobiście.

      Może to i dla nich lepiej ;) Choć swoje na pewno widzieli, to jednak głęboko wierzę w to, że moglibyście zgorszyć nawet policjantów! ;)

      Nie mam pojęcia, nie podali powodu: https://www.instagram.com/p/CEJNrxjFki9/
      Wiadomo natomiast, że każde z nich nad czymś tam pracuje. Przesłuchałam próbki, które udostępnił Patrick, podobają mi się, więc na pewno kupię jego pierwszy solowy album.

      To super, że przesłuchałaś (dobra dziewczynka!), mam tylko nadzieję, że coś wpadło Ci w ucho :)

      No właśnie zrobiłam - ceny podobne do tych na ebay ;) Nie jestem do końca przekonana do kupna, obawiam się, że część może być niestety "przeterminowana", a już na pewno nie kupiłabym tych używanych przez kogoś, bo nigdy nie wiadomo, jak były przechowywane... Wiesz, kupiłam sobie ostatnio inne (w drogerii, a zatem w sprawdzonym miejscu), które miałam już wcześniej, i mam wrażenie, że coś z nimi nie tak - kolor jakby bledszy, a i trwałość pozostawia wiele do życzenia mimo że to woda perfumowana, a nie toaletowa...

      Usuń
    4. Nie wiem czy oswojenie się jest dobre, ale zawsze to jakiś progres.

      No co Ty! my jesteśmy niewiniątkami! To oni mają okropne i obrzydliwe myśli. Piliśmy jedynie herbatę z termosu, a oni się spodziewali Bóg jeden wie co;) Zboczeńcy!

      Może to jest właśnie powód? Każde chciało ugrać coś dla siebie.

      Oczywiście, wyobraź sobie, że i ja nie mogę się oprzeć urokowi wykonawcy;)

      Długo się nie chwaliłaś swoimi kosmetycznymi upodobaniami, a więc wywołuję Cię do tablicy! Dawaj! Zawsze mnie czymś inspirujesz! Ja muszę powiedzieć, że mój ostatni nabytek to Nuxe w wersji kwiatowej i jest o niebo lepszy od tradycyjnego! Poza tym kocham moje serum z Ministerstwa Dobrego Mydła! Co do perfum-nabyłam niedawno Idole Lancome, ale nic nie przebije La Vie Belle, które leży na mnie jak ulał!

      Usuń
    5. Czasami po prostu trzeba zaakceptować pewne rzeczy :( To, wbrew pozorom, całkiem ważny krok, by móc odciąć się od tego, co Cię ściąga w dół, i ruszyć przed siebie.

      "My jesteśmy niewiniątkami"?! Hahaha, dobry żart, uśmiałam się :)) Kogo Ty chcesz oszukać, Pinokio? ;) Uważaj, żeby Twój drewniany nos, który teraz zapewne nabrał niebotycznej długości, nie zniszczył Ci ekranu! ;) Cieszę się, że nic nie piłam, kiedy czytałam te kłamliwe słowa, bo na pewno bym się zadławiła i miałabyś mnie na sumieniu! ;) Oni po prostu przejrzeli Was na wylot i wiedzieli, czego się po Was spodziewać ;) Lata praktyki robią swoje - od razu domyślili się, co z Was za gagatki!

      Prawdopodobnie tak. Pewnie zamarzyła im się nieograniczona swoboda w tworzeniu własnej muzyki. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby to rozstanie było właśnie pomysłem Patricka, który już chyba ma prawie gotowy album. I ku mojej uciesze, wydaje się pozostać wierny swoim korzeniom - nie spodziewam się po nim jakiejś rewolucji w brzmieniu.

      Pytałam, czy coś Ci wpadło w uszy, a nie w oko ;) Ale prawdę powiedziawszy, wcale, ale to wcale Ci się nie dziwię, że nie możesz mu się oprzeć - he is sooooo hot! Ma niesamowicie zmysłowe usta, przepiękne oczy, a do tego wspaniały głos! A tak swoją drogą - stało się! To chyba pierwszy przedstawiciel płci męskiej, który podoba się zarówno Tobie jak i mnie! Wydawało mi się, że mamy odmienny gust w stosunku do mężczyzn i ich części ciała! Znów mnie zaskakujesz!

      Bardzo chętnie, ale to może już nie dziś? W zasadzie to niewiele się zmieniło w mojej kosmetycznej rutynie, a nowych odkryć chyba nie było. Teraz testuję nowe masło do ciała, bo na gwałt potrzebowałam jakiegoś balsamu :) Nuxe już niestety nie jest dostępny w Bootsie! :( I nie wiem, czy uwierzysz, ale w niedzielę zastanawiałam się właśnie nad kupnem w ciemno Idole, bo spodobał mi się opis nut zapachowych (w drogerii już nie ma testerów), i doszłam do wniosku, że mógłby przypaść mi do gustu, albo właśnie La Vie est Belle, bo jesienno-zimową porą mam ochotę na coś cięższego.





      Usuń
    6. To prawda. Często również potrzeba czasu albo spotkania innej energii, która poprowadzi w dobrą stronę.
      Cieszę się, że Cię na samą noc rozbawiłam;)Z moim nosem wszystko w porządku (chyba). Nie jesteśmy takimi hardcorami, żeby tak nocą, przed wejściem do kościoła...To oni mieli brudne myśli:P

      No to mamy winowajcę;) Taki urokliwy urwis. Skąd Ty tak wszystko wiesz mądra głowo? Stalkujesz biednego chłopaczka?;)

      To prawda. Podoba mi się! O ja Cię! I co my z tym teraz zrobimy? Musimy wymyślić jak się będziemy nim dzielić i w które dni;)

      Dobrze, dziś Ci odpuszczam. Wypadałoby, abym sama poszła spać, żeby nie wstać o dziesiątej. Zimową porą lubię Burberry. Wiem, że to inna półka, ale cóż. Idole wydaje mi się idealny na lato, z kolei La vie belle na każdy czas. Czasami zimową porą używam również Chanel Chance, ale wolę ją zostawiać na wyjątkowe okazje. Zatem mówię dobranoc. Sweet dreams Taito.

      Usuń
    7. Jasne że nie! Jak się ma diabła za skórą, to fizyczną niemożliwością jest zbliżenie się do świątyni Bożej! ;) Musi wtedy strasznie piec i boleć ;)

      Ależ skądże, ja i stalkowanie ;) Po prostu wsadziłam nos tam, gdzie trzeba i wszystkiego się dowiedziałam ;) A na instagramie Patricka natrafiłam właśnie na jego oświadczenie, które praktycznie było "przyznaniem się do winy":
      https://www.instagram.com/p/CEJOXmOlw6B/

      A tu masz próbkę, gdybyś chciała dowiedzieć się, czego się spodziewać po jego albumie: https://www.instagram.com/p/CE7ZQ-Dpx-g/
      https://www.instagram.com/p/CEjSPCXpPik/

      Hmm, nie chcę Cię straszyć, ale mamy poważny problem, bo ja, moja droga, NIE lubię się dzielić moim mężczyzną! ;) Co nam pozostało? Skoro obydwie lubimy wild, wild west, to chyba jedynie pojedynek w stylu kowbojów (cowgirls?) ;) Akceptujesz wyzwanie? Czy wolisz walkę w kisielu? (nie masz szans, dziewczynko, jestem od Ciebie silniejsza, większa i cięższa!) ;)

      Ale jakie Burberry? Mają przecież sporo zapachów :) Kiedyś używałam tego "zwykłego" (z samym "Burberry" w nazwie), ale potem jakoś przerzuciłam się na inne.

      OMG, już prawie druga, a ja za sześć godzin muszę być w pracy, w tym za ponad cztery powinnam być już na nogach! Chyba już nie ma sensu się kłaść! ;) Żartuję, naprawdę idę do łóżka :) W ciągu dnia pewnie będę nieprzytomna, ale i tak dzięki za miłą pogawędkę :))

      Słodkich snów i przyjemnego dnia :)

      Usuń
    8. Chyba mnie z kimś pomyliłąś moja droga;)

      Muszę Ci się przyznać, że ja jestem dinozaurem i nie posługuję się instagramem, ale nie omieszkałam sprawdzić podesłanych linków.

      Przecież on nie jest Twój, heloł;) Pojedynek cowgirls sounds good :P

      Mam nadzieję, że nie będziesz dziś przeze mnie senna i nie będziesz na mnie klnąć w myślach;) Miłego dnia!

      Usuń
    9. Wykluczone, Ciebie nie można z nikim innym pomylić!

      Ty jesteś dinozaurem? To co ja (nieistniejąca w jakichkolwiek social mediach) mam powiedzieć? Ty chociaż masz fb z tego, co kojarzę. Spokojnie, nie musisz umieć w instagram, by zapoznać się z tymi linkami :)

      No niestety nie jest, ale pomarzyć można ;) To była tylko hipotetyczna odpowiedź ;) A skoro nie jest mój, to nie widzę sensu przeprowadzania jakiegokolwiek pojedynku! Swoja drogą, cwane posunięcie z Twojej strony, przebiegła lisico - wiedziałaś, że ze swoją wagą piórkową nie masz ze mną szans, więc postawiłaś na swój refleks i rewolwerowy pojedynek ;)

      Pewnie Cię zaskoczę, ale biorąc pod uwagę, że to była moja trzecia noc z rzędu, kiedy zasnęłam dopiero po drugiej, to byłam w nad wyraz dobrej kondycji psychicznej i fizycznej :) I nawet nie musiałam kłamać szefowi, kiedy zapytał "how are you today?" :) Noc z Tobą zadziałała na mnie wyjątkowo pokrzepiająco ;) Widzisz, jakie masz magiczne właściwości? :) Lekarze powinni przepisywać Cię na receptę :)

      Usuń
    10. Jak to nie istniejesz w social mediach? Śmigasz po instagramie jak wytrawna instagramerka, poza tym wybacz, ale co jak co-blogger to również social media;)

      Zgadzasz się na ugodowy rozejm? Każda z nas będzie musiała obejść się smakiem;) Zapomnij o wadze piórkowej, aktualnie przypominam raczej zawodnika wagi ciężkiej :D

      Oho, wygląda na to, że zadziałałam jak dobry antybiotyk na duszę, Ty się jeszcze zastanów;) Na dłuższą metę nieprzespane noce mogą Ci dodać kilogramów izmarszczek :D

      Usuń
    11. Instagram przeglądam incognito, a blog jest tak niszowy, że się nie liczy ;) Nawet największe agencje wywiadowcze o nim nie słyszały ;)

      Haha :) Chyba zacznę do Ciebie pieszczotliwie mówić "sumo" ;) I tak - zgadzam się! Nie będziemy sobie przecież włosów z głowy wyrywać przez jakiegoś faceta ;) Girl power ;)

      Kiedy tu nie ma się nad czym zastanawiać! :) A poza tym - mnie już raczej nic nie zaszkodzi ;) A tak całkiem serio - to ostatnio mam wrażenie, że po tych "nieprzespanych" funkcjonuję lepiej niż wtedy, kiedy śpię 8-9 godzin. A może po prostu ta wizja długiego weekendu zadziałała na mnie w taki pobudzający i optymistyczny sposób? Przekonam się w następnym tygodniu!





      Usuń
    12. Jaki niszowy? Dobrze pamiętam jak nie schodziłaś z pierwszych stron onetu, nie ze mną te numery :P
      Co to to nie! Mogę Ci trochę swoich włosów oddać jeśli chcesz;) Girl power rządzi!

      Mi do dobrego funkcjonowania potrzeba tak 7.30, 8 h. Poniżej i powyżej jestem nieprzytomna. Niestety rzadko kiedy tyle śpię.

      Usuń
    13. Kiedy to było! Nie tęsknię za sensacyjnymi tytułami, jakie nadawano moim wpisom o emigracji, ale uczciwie przyznaję, że dzięki nachalnej promocji Onetu, trafiło do mnie sporo fajnych czytelników (w tym chyba właśnie Ty!). Szkoda tylko, że to grono z biegiem czasu się trochę wykruszyło, ale narzekać i tak nie mogę, bo fakt, że mam tutaj stałych bywalców bardzo cieszy.

      Gdyby to było takie proste! Jako że historia lubi się powtarzać, to moje znowu zaczęły wypadać na jesień.

      Ja mam trochę mniejsze potrzeby :) Wczoraj za wcześnie położyłam się do łóżka (a była przecież zmiana czasu), więc dziś dla równowagi planuję posiedzieć dłużej, tym bardziej, że jutro kolejny dzień wolnego :) Uwielbiam trzydniowe weekendy!

      Usuń
  2. Sokole Oko

    Ja też jakoś się na jesień jeszcze psychicznie nie przygotowałam. A szczególnie na to, że od dawna wstaję do pracy jak jest ciemno i docieram do niej jak jeszcze w pełni jasno nie jest. A za chwilę będę też po ciemku wracała. No i leje ... cały tydzień bez przerwy ma u mnie lać. Zimno, depresyjnie i ogólnie jakoś tak dołująco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psychicznie jak psychicznie, ale w moim przypadku to chyba fizyczne dostosowanie się do jesiennych warunków było najtrudniejsze. Dwa pierwsze tygodnie września miałam wyjęte z życiorysu - nie dość, że późno wracałam do domu, to do tego jeszcze chodziłam spać z kurami, i miałam dosłownie dwie (a przy korzystnych wiatrach - trzy) godziny "czasu wolnego" po pracy.

      Oj, to wstawanie, kiedy za oknem ciemno jest prawdziwym koszmarem... Mam wrażenie, że im starsza się robię, tym gorzej mi to przychodzi!

      Czy Ty czasem nie należałaś do tych szczęśliwców, którzy kończą pracę już o trzeciej?

      Ciepłej, pogodnej, kolorowej i słonecznej jesieni życzę. I dużo ciekawych pozycji do czytania - widziałam, że nadal utrzymujesz imponujące tempo! :)

      Usuń
    2. Sokole Oko

      Należę do tych szczęśliwców którzy pracują 7-15 dojeżdżają godzinę do pracy czyli wychodzę z domu o 6.00 jak jest ciemno i wracam po 16.00 a jak przestawimy czas za 2 tygodnie to powrót też będzie już po ciemku.

      Tak czytam ostro ale w międzyczasie oglądam outlendera strasznie się wciągnęłam :D

      Usuń
    3. O kurczę, codziennie tracisz dwie godziny na dojazd? To zmienia postać rzeczy - już Ci nie zazdroszczę!

      Sprawdzę, czy jest na Netfliksie i może kiedyś w wolnej chwili rzucę na niego okiem. Ostatnio, co prawda, nie po drodze mi z serialami, ale mimo wszystko dzięki za cynk.

      Usuń



  3. Ciekawi mnie, jakie to perfumy o zapachu lata? Zdradzisz?

    Tak, w tym roku jesień przyszła jakoś tak niespodziewanie.... Zawsze byłam choć trochę przygotowana na tę porę, choćby przez specyficzny zapach w powietrzu, a w tym roku jakoś to przegapiłam, albo... nie wiem co się stało.
    halloween bedzie ciekawe w tym roku, tak mniemam. U nas dom nie zostanie przybrany - chyba pierwszy raz - i dzieciaki nie pójdą po cukierki. Mój A. nie chce ryzykować(dodatkowo) ze złapie wirusa i pójdzie siedzieć w domu. Dzieci podeszły do tego zaddziwiająco dobrze.
    Ciekawe jak inni? Młoda przyniosła wieści ze szkoły, że dzieci zamierzaja chodzić; słodycze wystarczy zapakowac w torebki foliowe(tony plastiku!!!!) i rozdawac w rękawiczkach. Nie wiem, jakoś to do mnie nie przemawia.

    Ten rok był dziwny, tak, jak piszesz. Niby wiem, że tyle miesięcy minęło, niby tyle się zdarzyło, ale jakoś czuję brak czegoś. Sama nie wiem czego. Mój A. powiedziałby, że wymyślam:)
    Wizja kolejnego zamknięcia też mnie nie przeraża(książki, filmy), gdyby nie to, że trzeba będzie dzieci pilnować ze zdalną nauką! Brrrr!


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Eau de parfum II Gucci. Już od dawna nie ma ich w obiegu. Jak się dobrze i głęboko pogrzebie w sieci, to można znaleźć parę sztuk na portalach aukcyjnych za iście bajońskie sumy (np. 50 ml za... 250 euro, podczas gdy mój flakon o pojemności 75 ml kupiłam jakieś osiem, może dziewięć lat temu na wyprzedaży za połowę ceny - oryginalna wynosiła 80 euro). Ciekawa jestem, czy przypadłby Ci do gustu. Ty, z tego, co pamiętam, gustujesz w trochę cięższych nutach i używasz "trucizny" Diora?

      Po przeczytaniu Twojego komentarza specjalnie spytałam mojej znajomej Irlandki, czy wybiera się na trick-or-treating w tym roku, ale odpowiedziała, że sama jeszcze nie wie.

      Rozumiem Waszą niechęć do wysyłania dzieci, ale nie bardzo rozumiem, czemu chcecie zrezygnować z dekorowania domu (o ile to lubicie)? Widziałam już kilka ozdobionych domów na osiedlu, mam jednak wrażenie, że normalnie byłoby ich znacznie więcej o tej porze.

      Nawet nie wiesz, jak często czuję się bezsilna i zrezygnowana, kiedy patrzę na to, jak ludzie bezmyślnie zaśmiecają środowisko wokół siebie. W ostatnim czasie to zjawisko się niesamowicie nasiliło. Miasto niemal tonie w jednorazowych maseczkach beztrosko wyrzuconych przez ich właścicieli, na mojej trasie do pracy pojawiło się kilka worków ze śmieciami wyrzuconymi z samochodu, a mój własny szef (46 lat!!!) niemal codziennie odbiera plik listów, a później zgarnia wszystkie koperty (+ inne papiery) i wyrzuca do kosza z general waste. Za każdym razem wyciągam je stamtąd i ostentacyjnie wrzucam do kubła recyklingowego, ale rzygam już tym wszystkim... Nobody gives a fuck.

      Doskonale Cię rozumiem. Bez względu na to, co powiedziałby Ci mąż, ja Ci mówię, że nie wymyślasz, kochana. I hear you!

      Też szukam ratunku w książkach - jak dobrze, że je mamy! Póki co chyba jednak nie zanosi się na zamknięcie szkół, przynajmniej u nas.

      Dziękuję za komentarz i poświęcony czas, Hrabino :) Ach, no i miłego weekendu :)

      Usuń
  4. Wow! ale masz pamięć! Tak, uwielbiam zapach trucizny od Diora:) Twojego Gucciego nie znam, ale przyznam się, że perfumy kupowałam kiedyś bardzo rzadko i nie bardzo mnie interesowały. Potem dostałam od teściowej bodajże złote Jadore Diora, a dopiero potem od męża Poison. Generalnie miałam szczęście(a może nieszczęście)być obdarowywana perfumami. Teść, teściowa, szfagierka, ciotki.... rozdawałam je potem, bo ile można miec perfum?

    Dekorowanie domu na Halloween już mi przeszło. W tym roku dzieci posegregowały wszystko i co za dziecinne;) - oddały do SH. W domu rozstawiły kilka dekoracji i też jakoś specjalnie nie garną się do dekorowania. Na naszym osiedlu, w mojej najbliższej okolicy, widziałam dwa domy!!! udekorowane. Normalnie było tego pełno.

    Śmieci... ludzie mają w duzej mierze wywalone na segregację. Maseczki i rękawiczki gumowe u nas też wszedzie leżą powywalane. Smutny widok... sama staram się uczyc dzieci segregacji i mądrego kupowania. I pochwalę ci się, że przeszliśmy na wagowe liczenie za śmieci, bo general waste możemy wysypywać raz na miesiąc lub półtora osiągając przy tym bardzo małą wagę, jak na 4 osoby + koleżanki dzieci. I w mojej opinii, jeśli ludzie zaczęliby - każdy od siebie, nie oglądając się na innych - dbać o choćby segregację, byloby trochę lepiej. Choć myślę, że obecny konsumpcjonizm nie pomaga w tym wszystkim.

    Szkoły wytrwały i oby dalej ruszyły po przerwie! Zupełnie inaczej wygląda nauka i zachowanie dzieci, które systematycznie uczęszczają na lekcje.

    Te komentarze u Ciebie, u mnie, odpowiedzi, traktuję jak konwersację:) Piszę niezbyt często, ale czasem długo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo lubię "J'adore", właśnie niedawno ponownie je sobie kupiłam, bo już mi brakowało tego zapachu, natomiast "Poison" nigdy nie miałam. Perfumy to jeden z lepszych prezentów dla mnie - chyba nic innego (z rzeczy materialnych) nie cieszy mnie tak jak właśnie ulubiony zapach, książki, a także płyty CD i DVD.

      Haha, i rozbawiłaś mnie tym tekstem: "(...) bo ile można mieć perfum?" - ja bym Ci odpowiedziała, że DUŻO :)) Dobrze, że nie widziałaś mojej "kolekcji"! Ja niestety jestem taką dziwaczką, która nie zawsze ma ochotę pachnieć tym samym zapachem. Nie wiem, czy to moja zmienna kobieca natura, czy coś jeszcze, ale są takie dni, kiedy dana woń mnie po prostu drażni (miewam też tak ze smakami) i muszę mieć jakąś alternatywę :) A poza tym, to wiadomo, że nie każde perfumy są odpowiednie na każdą okazję, no i inaczej układają się na skórze latem, inaczej jesienią.

      Wybrałam się ostatnio na spacer wieczorową porą, by przy okazji pooglądać dekoracje innych, i też stwierdzam, że wcale nie ma ich tak dużo, jak w minionych latach. Ja nigdy nie dekorowałam domu na zewnątrz, teraz też nie będę. Nawet dyni nie kupiłam, mimo że w minioną niedzielę widziałam piękne i dorodne w Dunnes Stores za 4 euro za sztukę (niektórym sąsiadom już zgniły przed domami...).

      Ja mam trzy kubły - general waste, recycle i compost. Ten pierwszy spokojnie może być opróżniany raz na półtora miesiąca, może nawet dwa, recyklingowy regularnie idzie co dwa tygodnie, a z kompostowym różnie bywa. Zimą rzadziej się go opróżnia, latem przeważnie raz na dwa tygodnie, czasami rzadziej, jak zapuszczę trawę w ogródku ;)

      Z całego serca dziękuję Ci za Twoje wysiłki, Hrabino, i odpowiedzialną postawę. I zdecydowanie zgadzam się z tym, co napisałaś. Gdyby każdy zaczął od siebie, zmiany byłyby szybko widoczne. Niestety nadal nie brakuje chamów, którzy wyrzucają odpadki na ulicę i jeszcze szyderczo dodają, że robią to z "troski", bo gdyby nie ich śmieci, to nie byłoby pracy dla osób, które to sprzątają... True story. [']

      Domyślam się, że odetchnęłaś na taką wieść :)

      Ja również tak je traktuję - mają dla mnie duże znaczenie. A długie komentarze są jak najbardziej mile widziane. Zdecydowanie wolę je niż te jednozdaniowe. Teraz już ich nie miewam, ale w przeszłości często zdarzało mi się czytać: "Fajny blog, zapraszam do siebie". Pewnie doskonale wiesz, co mam na myśli :)

      Usuń
  5. Wiesz, to nie tak, że mam tylko jeden czy dwa zapachy. Teraz jestem zakochana w 5th Avenue od E.Arden i tego najczęściej używam. Ale dwa inne stoją na półce. Tylko w moemncie, kiedy systematycznie dostawałam flakoniki, zrobiło mi się tego z 10. W dodatku nie wszystkie do mnie przemawiały. Swego czasu moja szfagierka miła fisia na punkcie perfum. latała często, kupowała tego tony i wszystkim rozdawała. do mnie trafiały jeszcze te, które inni dostali, a też im nie podeszły:) i tak flakoniki wędrowały wśród rodzin:)

    A 5th avenue kupiłam sobie sama w samolocie. Wtedy leciała sama polska załoga. Mnie zapamietali, bo oprócz Izy, wszystkie moje dzieci sidziały porozrzucane po samolocie i kiedy zamawiały, to do mnie przychodzili po płatności:) nawet proponowali, że może jakoś przesadząpasażerów, żeby dzieci były bliżej, choć dziewczyny absolutnie nie narzekały. I tak od słowa do słowa: od dzieci do płątności, od płątności, do oferty i w koncu zaczęłam sprawdzać testery. Potem dołączyła do mnie jeszcze jedna babka, i jeszcze jedna... i cały tył samolotu był jak perfumeria. Główna stewardessa powiedziała, zebyśmy posiedziały sobie z tymi perfumami i poczekały, zanim zapach się rozwinie(czy jakoś tak) i wtedy podejmiemy decyzję. A na koniec chyba wszyscy kupili i to tylko ja tak skromnie, bo jedne:)
    ale dzieki tej chwili odczekania, wiedziałam, że ten jeden jest dla mnie.

    A przy okazji lotów, to dopiero niedawno odkryłam że mogę zrobić zakupy na lotnisku w Dublinie i poczekają na mnie do powrotu!!! Pochwaliłam się tym przed znajomymi, jak jakimś odkryciem na miarę epoki, a oni na to, że już dawno tak robią:) Taki mam zapłon z niektórymi nowinkami.

    też mamy trzy, ale dodatkowo ja mam kompostownik, więc do brązowego trafia bardzo mało. Już 3 miesiące stoi i nadal nie mam połowy. Recycling ledwo mieszczę w dwóch tygodniach(a mamy ten większy) ale zwykłe, mimo że potem objętościowo wydaje się sporo, to wagowo jest tego mało. Stąd nasz plan został zmieniony na wagowy. W wakacje, kiedy nas nie ma lub tylko A. urzęduje, płącimy tylko ryczałt za wywóz. Poza tym w ten właśnie sposób ucze dzieci: nie kupuj czegoś, co za chwilę ma wylądować w koszu; wybieraj owoce i warzywa na wagę, bez opakowań. Procez ciężki czasem, bo łatwiej chwycić plastik, tak z nawyku, po prostu, niż pomyśleć. I czasem myślę, że moje słowa idą jak krew w piach, ale może kiedyś to zaowocuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, teraz wszystko rozumiem :) Już myślałam, że coś jest ze mną nie tak przez to, że muszę mieć kilka do wyboru ;) Choć nie mam takiego problemu, bo perfumy przeważnie sama sobie kupuję (czasami dostawałam je od Połówka albo jego mamy, ale ona poruszała się tylko po bezpiecznym terenie i zawsze kupowała mi jeden sprawdzony zapach, podobnie zresztą jak ja jej, haha), to i tak jakiś czas temu postanowiłam pozbyć się kilku sztuk i z przyjemnością oddałam je na cele charytatywne mojego SPCA.

      Rozbawiło mnie moje własne wyobrażenie tej samolotowej scenki :) Dzięki, że się nią podzieliłaś :) Sam zapach zaś mnie zaintrygował, wydaje się mieć w sobie interesujące nuty, więc jeśli kiedyś będę mieć okazję go obwąchać, to nie odmówię sobie tej przyjemności :)

      A ja o tym nie wiedziałam! Możesz zatem odetchnąć - nie jesteś ostatnią niedoinformowaną! :) I choć w najbliższej przyszłości nie wybieram się na lotnisko, to jednak dobrze o tym wiedzieć!

      Brązowy kubeł zdecydowanie zrewolucjonizował moje życie - wcześniej "wszystkie" odpady lądowały w general waste. Teraz trafia tam właściwie tylko żwirek z kuwety. A ponadto już nie muszę zużywać plastikowych worków, by spakować do nich trawę, przez co koszenie stało się łatwiejsze i przyjemniejsze :)

      Twoja praca, Aniu, może czasami wydawać się orką na ugorze, ale wierzę, że ta nauka nie pójdzie w las (masz bystre dziewczyny!) i to kiedyś autentycznie zaprocentuje! Nie poddawaj się :)

      Usuń