Downhill Demesne to spuścizna po anglikańskim biskupie Derry - Fredericku Augustusie Hervey’u, który posiadał również tytuł czwartego hrabiego Bristol. Hervey urodził się w arystokratycznej rodzinie w 1730 roku, a zanim dobił do czterdziestki, miał kasy jak lodu, był biskupem Derry, a także królewskim kapelanem Jerzego III, pierwszego króla Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii. Jurek zwykł pieszczotliwie nazywać Fryderyka „nikczemnym prałatem”, na co ten drugi w dużej mierze sobie zapracował, choćby dość nietypowym jak na duchownego stwierdzeniem, że jest... agnostykiem.
Obydwaj panowie byli ciekawymi postaciami: król Jurek był obdarzony świetną pamięcią, a także dużą inteligencją. Ze względu na swoje zamiłowanie do wsi i rolnictwa dorobił się przydomka „król-farmer”, z którego zresztą był bardzo dumny. A tak poza tym miał czerwono-szare przebarwienia na zębach i sikał na czerwono, jako że dręczyły go porfirie wątrobowe, do których przyczyniła się wieloletnia kumulacja arszeniku w jego organizmie. W ówczesnych czasach arszenik stosowano w wielu… lekach, kremach, a także w pudrach do peruk. Jako że ten wpis poświęcony jest biskupowi Fryderykowi, a nie królowi Jurkowi, to już przechodzę do jego nietuzinkowej osoby.
Nietuzinkowej to zdecydowanie dobre słowo, albowiem życie biskupa było dalekie od cichego i ascetycznego żywota skromnego duchownego. Niedługo po objęciu swojej posadki Fryderyk zaczął uchodzić za najbardziej światowego, popularnego i ekscentrycznego duchownego w całym Kościele Irlandii. W istocie był dziwakiem pierwszej klasy. Na szczęście takim niegroźnym.
W czasie swoich wypraw do Rzymu lubił na przykład obwieszać się złotymi łańcuchami niczym murzyński raper. Zasady „mniej znaczy więcej” chyba jeszcze wtedy nie odkryto, więc można mu wybaczyć. Na szczęście swojego modowego looku nie kompletował dresami z kilkoma paskami, lecz przyodziewał się w gustowne – albo i nie - czerwone bryczesy, a na głowę zakładał biały kapelusz z szerokim rondem. Fantazji i poczucia humoru zaprawdę nie można mu było odmówić.
Jak już wspomniałam wcześniej – ekscentryczny biskup dysponował niezłą fortuną (jego roczny dochód był dwukrotnością tego, ile król Jurek musiał zapłacić za kupno Pałacu Buckingham), ale szczęśliwie dla ludności Derry i chyba też całego świata, duszenie grosza nie sprawiało mu przyjemności. Fryderyk okazał się hojnym filantropem. Budował drogi i aktywnie angażował się w sprawy Irlandii.
Grobla Olbrzyma
To właśnie on odpowiedzialny jest za wypromowanie największej atrakcji Irlandii Północnej – Giant’s Causeway zwanej Groblą Olbrzyma, na która składa się około 40 tysięcy bazaltowych kolumn powstałych jakieś 50-60 milionów lat temu. Poniekąd to on był jej „odkrywcą”. W tamtych czasach jeszcze nie śniło się japońskim turystom o tym cudzie przyrody. Dziś Grobla jest nie tylko w ich przewodnikach, lecz chyba także w każdym innym szanującym się bedekerze.
Jednym z zamiłowań biskupa Fryderyka była wulkanologia, mimo że kiedyś, na dwa lata przed tym jak został biskupem, o mało co nie zginął w czasie wspinania się po Wezuwiuszu. W tamtych czasach wulkan był dość aktywny, a pech chciał, że w czasie jednej z jego erupcji biskupa uderzył fragment skały. Dla niego był to najwidoczniej znak z nieba, że ma prowadzić badania nad wulkanami.
Grobla Olbrzyma była zatem dla niego niezwykle apetycznym kąskiem, do którego chętnie i często wracał. Zonk polegał jednak na tym, że jego diecezja znajdowała się w hrabstwie Derry, nie zaś w Antrim, gdzie jest słynna Grobla.
W obecnych czasach przemieszczanie się z Derry do Antrim nie jest wielkim problemem. Wtedy jednak było - na podróż trzeba było poświęcić nawet cały dzień. Zaradny biskup wykoncypował zatem, że czas wybudować w tym hrabstwie wakacyjną rezydencję, z której miałby rzut beretem do bazaltowych kolumn. I tak powstał okazały Downill House.
Inną pasją biskupa były podróże po Europie. To na cześć Fryderyka, który – nie zapomnijcie – był czwartym hrabią Bristol, ponad dwieście hoteli na całym świecie zwie się dziś Hotelami Bristol. Jako że Fryderyk był kolekcjonerem sztuki, często przywoził sobie ze swoich wypraw pamiątki w postaci obrazów mistrzów pędzla - ot, takie tam "skromne" suweniry. Jego rezydencja Downhill zaczęła w pewnym momencie coraz bardziej przypominać galerię sztuki – znajdowały się w niej różne rzeźby, a także obrazy m.in. Rembrandta, Tycjana, Rafaela Santi i Carravagio. Pech chciał, że w maju 1851 roku w jego domu wybuchł pożar. Ogień całkowicie zniszczył bibliotekę i wiele rzeźb. Udało się jednak uratować większość cennej kolekcji obrazów biskupa.
W czasie jednej z podróży
do Włoch Fryderyk zapałał miłością do świątyni Westy w Tivoli, niedaleko Rzymu.
Ale jako że nie mógł jej kupić i przywieźć do Irlandii jak innych swoich łupów,
postanowił ją... skopiować. I tak w latach 80. XVIII wieku powstała Mussenden Temple, malownicza
świątynia na skraju klifu, którą zadedykował swojej krewnej, Frideswide
Mussenden.
Wieść gminna niesie, że Fryderyka i jego młodziutką kuzynkę łączyły nie takie znowu niewinne stosunki. Biedaczka zmarła jednak w wieku 22 lat i nie mogła korzystać z wdzięcznego budynku wybudowanego specjalnie dla niej. Ponoć zawsze była wątłego zdrowia, a szkodliwe plotki o romansie z biskupem tylko jej zaszkodziły.
Mussenden Temple za to przetrwała, mimo że rok po roku matka natura próbuje wyrwać to, co do niej należy. Klif, na którym wzniesiono świątynię systematycznie ulega erozji. Kiedyś wokół niej spokojnie mógł przejechać koń z powozem. Dziś ten sam koń leżałby na plaży poniżej. Wnętrze świątyni wyglądało zupełnie inaczej niż obecnie. Puste i gołe ściany wypełniały niegdyś regały z książkami. Mimo takiej, a nie innej lokalizacji nie wilgotniały one, ze względu na to że budynek był nieustannie ogrzewany.
Fryderyk był także wielkim zwolennikiem równości i tolerancji religijnej. Wiedział, że Irlandia nie zazna spokoju, dopóki w jej granicach będą trwać walki religijne i będzie panować dyskryminacja. Dlatego sam dokładał swoje cegiełki do budowania pokoju i szerzenia tolerancji. Z braku katolickiej świątyni w okolicy zezwalał księżom na odprawianie raz w tygodniu Mszy św. w podziemiu Mussenden Temple. Pięknym gestem z jego strony było również finansowe wspomaganie katolików i prezbiterian. Swego czasu na plaży u podnóża świątyni urządzał wyścigi dla anglikańskich i prezbiteriańskich duchownych. Nagrody jak zwykle były symboliczne i skromne - plebanie. Takim to małym człowiekiem z dużym gestem był biskup Fryderyk.
Warte odnotowanie jest to, że ludzie docenili jego szczodrość i po śmierci biskupa katolicy, protestanci i prezbiterianie wspólnie zrzucili się na budowę pamiątkowego obelisku w rodzinnych stronach Fryderyka, w Anglii. Zanim jednak Fryderyk umarł, zaczął coraz więcej czasu spędzać poza granicami Irlandii. Być może dlatego, że wyspa ostatecznie nieco go rozczarowała, a upragniona tolerancja religijna nie nadeszła. Posiadłością Downhill zarządzał w tym czasie jego kuzyn, Henry Bruce, brat wspomnianej wcześniej Frideswide’y. Rezydencja pozostała w rękach rodziny aż do połowy XX wieku. Po pozbawieniu jej dachu w 1950 roku popadła w ruinę. Całkiem malowniczą ruinę wypadałoby dodać.
Ależ ciekawe rzeczy opisałaś! Niebywale te kolumny bazaltowe, wydaje się, że są stworzone sztucznie, zachęciłaś mnie do poszukania i doczytania więcej. A postać biskupa to też intrygująca sprawa.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa, Małgorzato :) Skoro doczytałaś, to być może natrafiłaś na legendę o dwóch olbrzymach. W Szkocji również jest coś podobnego - jaskinia zbudowana z takich właśnie bazaltowych kolumn:
Usuńhttps://www.wildernessscotland.com/blog/scotlands-giants-causeway-fingals-cave/
(Wiemy kto)
OdpowiedzUsuńo żesz Ty ... z tym arszenikiem że się tak bezwiednie truli to nie wiedziałam :O
I hotele Bristol, że mają taką zamierzchłą historię to też nie wiedziałam.
Co ja w zasadzie wiem hmmm...
BTW: Jak z nowym wpisem czekasz na mój komentarz to już możesz go dawać :P
Arszenik to jeszcze nic - a co mieli powiedzieć średniowieczni ludzie na te wszystkie dziwaczne receptury, które zalecali im ówcześni "lekarze"?
UsuńNie uwierzysz, ale ten wpis kosztował mnie całe sobotnie popołudnie! Zresztą, sama niedługo zobaczysz, dlaczego tak długo nad nim siedziałam. Akurat wklejałam do niego zdjęcia, kiedy zostawiłaś tutaj ten komentarz, nie chciałam się jednak rozpraszać, więc dopiero teraz piszę :)
nie wiem które sobotnie popołudnie bo przecież wiemy, że siedziałaś nad nim już od zeszłego tygodnia :D
UsuńW zeszły weekend robiłam research, i choć miałam już prawie wszystko w głowie, to jakoś nie potrafiłam przelać tego wszystkiego na papier - brakowało mi wstępu! Codziennie zabierałam się za ten wpis, dopiero wczoraj udało mi się go stworzyć. Nawet nie wiesz, jaka ulga!
Usuńmyślę, że ulga porównywalna z długą nieobecnością w toalecie spowodowaną zatwardzeniem ;) zarówno to cielesne jak i to umysłowe bywa równie upierdliwe choć nie ma nic wspólnego z pierdami :D
UsuńDobra to już mnie uspokoiłaś bo myślałam, że Ci to tydzień zajęło :O
Akurat w tym wypadku nie cierpiałam na zatwardzenie intelektualne - po prostu brakowało mi okazji, by przysiąść i to wszystko spisać. No i w sumie można powiedzieć, że zajęło mi to tydzień, bo tak jak wspomniałam Ci w mailu - "przygotowywałam się do napisania" :) A tak w ogóle, to... od dobrych paru lat chciałam opisać Annascaul, ale dopiero news o odnalezieniu wraku mnie do tego zmotywował.
Usuńzaiste potrzebujesz mocnych bodźców żeby coś opisać po latach :D
UsuńOj tam, oj tam ;) Im dłużej czegoś nie opisuję, tym mniejsze szanse na to, że to zrobię - cieszę się więc, że odnalezienie wraku Endurance tak na mnie zadziałało. A Wasz odzew jest niesamowity - dziękuję! :)
Usuń