sobota, 23 grudnia 2023

Chwilo, trwaj!

Deszcz miarowo pada za oknem, czyli święta znów będą zielone (i mokre!), wbrew chwytliwym tytułom artykułów, które widziałam jakiś czas temu w gazecie, i które mamiły takich jak ja wizją białego Bożego Narodzenia. Śnieg nadal jest na wyspie deficytowym towarem, a przynajmniej o tej porze roku. Pewnie pojawi się w lutym albo marcu - rychło w czas. Prognoza na najbliższe dni jest bowiem bezlitosna: deszcz w przeróżnych odmianach.


Ale on też ma swój urok, przyznaję. Najbardziej uwielbiam go wtedy, kiedy - tak jak teraz - mogę zaszyć się w swoim przytulnym i czystym gniazdku, bez konieczności wyściubiania nosa na zewnątrz. Za to z wszystkim, czego mi potrzeba do szczęścia w zasięgu ręki. Moim wygodnym fotelem, musztardowym, puchatym kocem i stosem książek świeżo odebranych z biblioteki. Już drżę z ekscytacji na myśl o tych wspaniałościach.


Rozpoczęłam dwie z nich: "Everything" poruszający memuar Irlandki, której mąż dopuścił się dzieciobójstwa, a także (momentami wstrząsającą) "Flesh & Blood" i od żadnej nie mogę się oderwać! Wiem, że tematyka wybitnie ponura, ale jak już nieraz wspominałam, fascynuje mnie ludzka psychika i jej ciemne zakamarki. To, że wbrew temu, co o sobie myślimy, w zasadzie każdy z nas może stać się potworem pod wpływem pewnych bodźców. Ta druga książka doskonale o tym świadczy.


Wreszcie mogę bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia oddać się przyjemnościom. Wczoraj nareszcie udało mi się zakończyć wszystkie przedświąteczne przygotowania, ze sprzątaniem łącznie. Choć nie wykluczam zrobienia jeszcze jednego ciasta - makowca, którego jestem wielką fanką. Zazwyczaj robię ten klasyczny, ale w tym roku natrafiłam na YT na filmik z obiecującą roladą makową dla ludzi takich jak ja, hołdujących idei "dużo maku, mało ciasta".


Nie do końca pełna wiary we własne umiejętności - bo jednak nie jestem świstakiem i nie specjalizuję się w zawijaniu - zabrałam się za realizowanie receptury. Pierwszą przeszkodę napotkałam dość szybko - głupia piana nie chciała mi się ubić na sztywno, najwidoczniej nie osuszyłam pojemnika zbyt dokładnie, i na dnie pozostało trochę wody z mycia, ale machnęłam na to ręką i taką sflaczałą wymieszałam z twarogiem (tak, z TWAROGIEM, i nie - nie robiłam sernika, tylko makowca) i odrobiną cukru, bo nie miałam erytrolu, który był w oryginalnym przepisie. Na szczęście nie wpłynęło to znacząco na roladę. Może ciasto wyszło przez to nieco niższe niż powinno, ale nie miało to żadnego przełożenia na smak. Dość powiedzieć, że rolada jest spełnieniem moich kulinarnych marzeń - pyszna, wilgotna i ma niewiele ciasta. Poczęstowałam Połówka kawałkiem i to był mój błąd! Tak mu posmakowała, że niedługo później przydybałam go w kuchni na podkradaniu kolejnego kawałka! Teraz mam niepożądaną konkurencję! Na szczęście mam jeszcze puszkę maku na pozbyciu.


Choć chyba jesteśmy kwita, bo Połówek przeszedł samego siebie i zrobił najpyszniejszy bigos ever. Zawsze wychodził mu bardzo smaczny, ale w tym roku to już naprawdę przesadził! W ramach rewanżu też mu wyjadałam, jak nie patrzył, a co! Nie moja wina! Mógł nie robić takiego dobrego. Powiadam Wam: mucha nie siada! Chyba muszę wyrzucić wagę na śmietnik, żeby po świętach nie patrzyła na mnie z wyrzutem.


Gdybym mogła, zatrzymałabym czas, aby wystarczająco nacieszyć się tym wszystkim, tą całą okołoświąteczną atmosferą: cudownymi choinkami, ciepłym światłem lampek, dekoracjami, spowolnionym trybem życia, harmonią w duszy i poczuciem szczęścia. A tu już zaledwie kilka dni grudnia pozostało! Ten tegoroczny będę wyjątkowo miło wspominać - miałam bowiem znacznie więcej wolnego niż w jakimkolwiek innym grudniu w przeciągu kilkunastu minionych lat życia na wyspie, i na nowo odkryłam radość, jaką niesie ze sobą spowolniony tryb życia. Styl życia, który nie jest zdominowany przez pracę.

Im starsza się robię, tym bardziej doceniam proste i małe przyjemności. To wszystko, o czym pisałam na samym wstępie: dom, dobre towarzystwo i książki, koc, mruczące koty zwinięte w kłębek, gorącą kąpiel w zimny i mokry dzień, dach nad głową, święty spokój. Nic z tych rzeczy nie jest nam dane na zawsze, a tak często o tym zapominamy.


Nie oznacza to jednak, że na starość stałam się całkowitą ascetką, która nie potrzebuje do szczęścia żadnych dóbr materialnych. O nie. Co jak co, ale uwielbiam umilać sobie życie. Wczoraj więc dotarł do nas przedwczesny prezent świąteczny - bezprzewodowy odkurzacz pionowy, i po szybkim teście, mogę jedynie stwierdzić, ze tak jak do tej pory żadne z nas nie kwapiło się do odkurzania naszym monstrum, tak teraz chyba będziemy toczyć o to boje! Kruszyć kopie, strzelać z łuku, walczyć wręcz, cokolwiek... Wygrany będzie mógł w nagrodę odkurzyć cały dom, a w bonusie nawet samochód! Od wczoraj odkurzanie stało się przyjemnością i frajdą. Owszem, nowe cudo nie jest idealne, bo opróżnianie pojemnika na kurz miało być "bezdotykowe", ale już teraz widzę, że bez wpychania palców do środka się nie obędzie, ale to głównie dlatego, że ja mam długie kłaki i one niejako blokują swobodny wyrzut śmieci. Gdyby tylko z takim samym ociąganiem się wypadały mi z głowy, jak z odkurzacza...!

A ponieważ mam już wolne od sprzątania i gotowania, i cierpię na nudę, to postanowiłam ponownie zsumować wszystkie tegoroczne komentarze, aby przekonać się, kto w tym roku był najbardziej pracowitą mróweczką, a kto nygusem.

Pracownikiem Roku 2023 zostaje (tu wielkiego zaskoczenia nie ma)... drum roll... Polly! 109 komentarzy! Gratulacje! Cóż, Polly nie da tak łatwo się zdetronizować, po raz kolejny pokazała, że ma w sobie coś z polityka - jak dobierze się do koryta, to już nie odpuści ;) A cały ranking wygląda następująco:

1. Polly - 109 komentarzy

2. Ania - 35

3. Elsa - 32

4. MartaS - 23

5. Mo. - 19

6. Teatralna - 15

7. Zielak - 11

8. Magdalena Brud-Pietrzyk - 7

9. Misza - 6

10. Kalina i Odnowiona Ja - 5

11. Jael - 4

12. Małgorzata i Klaudia - 2

13. Dublinia, Kerryman, Krystyna, Melody Jacob i Monika - 1

Moi drodzy komentatorzy, dziękuję Wam serdecznie za poświęcony czas, za wtrącanie Waszych trzech groszy, co jest oczywiście zawsze tutaj mile widziane. Cieszę się ogromnie, że chciało się Wam marnować na mnie czas, i życzę Wam fantastycznych świąt, szampańskiej zabawy w sylwestra, i pięknego 2024 roku. No i tradycyjnie, żebyśmy się tutaj spotkali za rok. W takim samym, albo nawet powiększonym gronie!

Love you :)

46 komentarzy:

  1. Dzisiaj od nocy sypie śnieg, ale to jest taka centymetrowa pierzynka, na nic więcej się nie zanosi. Poza tym zapowiadają dwa dni pełne deszczu.
    Pamiętam, że w Szwajcarii w grudniu raczej też śnieg pojawiał się przelotnie. W styczniu i w lutym dopiero królował. Czasami tylko w górach, a doliny były zielone.

    Deszcz lubię i nie stanowi dla mnie problemu. Chcemy z mężem gdzieś wyskoczyć pobuszować w dziczy, mamy takie ciuchy, że spoko, przemoczenie nam nie groźne.
    Najbardziej wtedy lubię powroty do domu. Jest już ciemno, fajnie jest sobie wtedy glebnąć we wannie, potem grzaniec i jakiś film. Przykładowo, bo scenariusz może być przeróżny. :) I tak nam pykną te 3 dni wolnego. ;)

    Nie lubię makowców. Jedyne z makiem ciasto jakie mogę zjeść, to seromak. :P Aczkolwiek zaintrygowała mnie ta rolada, skoro twaróg tam dodałaś...

    Styl życia, który nie jest zdominowany przez pracę. – Marzę o tym stanie na cały rok. Praca być musi, a reszta to kwestia stanu umysłu też po trosze. Rodzaju pracy również.

    Spoko, wiesz, że lubię pisać, a blogi traktuję jak listy, do których jest podpięta klawiatura. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, że komentarz dopiero niedawno się ukazał, ale z niewiadomych przyczyn trafił do spamu. Gyby nie potwierdzenie na maila, nawet bym nie wiedziała, że jest. Ale wyszło mi to na dobre, bo znalazłam tam jeszcze inny komentarz i musiałam zaktualizować ranking, przez co znów zmieniła mi się czcionka. Grr!

      My nawet centymetrowej pierzynki nie mieliśmy, a bardzo, bardzo bym chciała. Tak, tutaj podobnie - jeśli już się pojawia, to przeważnie pod koniec zimy: luty, marzec. Toż przecież słynna Bestia ze Wschodu była właśnie w tym okresie.

      Ja też lubię, bez deszczu nie ma życia! Absolutnie nie chciałabym żyć w kraju, w którym przez 3/4 roku, albo nawet więcej, świeci intensywne słonce. To zdecydowanie nie dla mnie. Choć kto wie, może na starość mi się odmieni ;)
      TAK! Masz rację - deszcz właśnie bardziej pozwala doceniać te małe życiowe przyjemności: koc, wannę, ogień, TV, czy grzańca, choć ja akurat praktycznie nie pijam alkoholu (bardzo rzadko mi się to zdarza), więc procenty są mi zupełnie obojętne.

      No co Ty, makowiec to najlepszy wynalazek świata! (zaraz po odkurzaczu bezprzewodowym) ;) Koooocham! :)) Specjalnie dla Ciebie podlinkowałam w tekście tę roladę, gdybyś chciała rzucić okiem :) To jakaś specjalna, niskokaloryczna rolada dla ludzi na diecie keto, ale trafiłam na nią przypadkiem i bardzo mi się spodobała. Nie żałuję, że zrobiłam.

      Chyba każdemu życzyłabym takiego stylu. Życie przecieka nam między palcami, kiedy większość dnia spędzamy w pracy. Zaniedbujemy dzieci, rodzinę, przyjaciół, a wszystko to w imię pieniędzy. Obiecujemy sobie, że to dla ich dobra, że wszystko im wynagrodzimy, jednak często to tylko czcze obietnice dla uciszenia własnych wyrzutów sumienia. Niestety, smutne realia są takie, że wiele osób po prostu musi tyrać, by żyć na w miarę przyzwoitym poziomie.

      Tak czy siak, dziękuję :) I ogromnie przepraszam, że jeszcze nie odpowiedziałam Ci na poprzedni komentarz, mam to na uwadze i wkrótce nadrobię zaległości. Potrzebuję tylko odpowiedniego momentu, bo nie chciałam pisać na kolanie.

      Usuń
    2. Normalka na blogspocie. ;) Czytając komentarze na blogach, zawsze sprawdzam skrzynkę "komentarze" i dodatkowo zaglądam do "spam", bo tam regularnie kogoś znajduję.

      Jeżeli obie podostajemy na starość reumatyzmów, to z pewnością nam się odmieni. ;P

      Herbata grzaniec też jest pyszna, mam kilka rodzajów w domu. Wszak nie zawsze można wypić alkohol, a w moim trybie życia to już rzadkość. Kupiłam sobie na te święta, ale wyobraź sobie, że nie mam ochoty jak na razie. 🤣 Wielki kubeł czerwonego barszczu, przebił grzańca.

      To dotyczy nie tylko pracoholików skupionych na tym by zarabiać. Nie biorę nigdy nadgodzin, chodzę wg grafiku i nie cwaniakuję z czasem pracy, nie zostaje po godzinach (chyba, że jest gorąco i trzeba, ale tak to się nie wychylam). Pracuję dlatego, że trzeba - płacić rachunki, podatki, kupować jedzenie, mieć na paliwo i ewentualne inne potrzeby. No i żeby nie być darmozjadem. Ale większość czasu spędzam w pracy. Zaniedbuję rodzinę, przyjaciół, ciągle tylko odwołuję spotkania, a wszystko to w imię systemu. Teoretycznie więc nie tyram na zabój, ale nawet zwykły grafik pracy, ta norma wypracowanych godzin, to jest duży bilans czasowy.

      Wiesz, że nie musisz mnie przepraszać, odpiszesz jak będziesz mogła i miała na to ochotę. ;)

      Usuń
    3. Co ciekawe, ja nie miałam z tym wielkiego problemu, choć słyszałam, że u innych blogerów to się bardzo często zdarza. Dopiero niedawno mi się to przytrafiło, więc teraz będę częściej zaglądać do spamu. W sumie to warto zrobić sobie z tego nawyk - ostatnio gmail wrzucił mi do spamu bardzo ważnego, ale nieoczekiwanego maila.

      Tego właśnie się obawiam. Zauważyłam, że starsi ludzie uwielbiają ciepło. Swoją drogą, niby taka prozaiczna kwestia, a ważne, by w związku też się dobrać pod tym względem. Ja na przykład nie znoszę duszących i wysokich temperatur w domu, wolę rześkie powietrze, więc prawdziwą udręką byłoby dla mnie przebywanie w takim pomieszczeniu, gdzie jest 26 stopni. Przestałam odwiedzać znajomych, u których takie temperatury były normalką w zimie, nie szło wytrzymać.

      Masz może na myśli grzaniec Loyda: zbójnicki, śliwkowy, grzeszny i kozacki? Bo jeśli tak, to i u mnie on gości :)

      O to właśnie chodzi, że nawet nie trzeba być pracoholikiem, by mieć poczucie życia uciekającego między palcami. Nic dziwnego, skoro pięć dni w tygodniu, albo nawet sześć, człowiek poświęca pracy. Ile to ja razy miałam wrażenie, że swoje najlepsze i najbardziej produktywne godziny spędzam w pracy ;) Wystarczy trochę więcej wolnego i od razu spostrzegam, że mam więcej zapału do życia, a mniej zaległości pozazawodowych.

      Usuń
    4. Nie ufaj internetowi. W ogóle.

      Na szczęście mój mąż woli optymalne temperatury, ja wręcz chłodne, ale mamy kompromis. Wolę siedzieć w bluzie, ale mieć świeże powietrze (całą noc mam lekko rozszczelnienie okno w sypialni), mąż zaś włączył w salonie kaloryfer, co już mnie doprowadza do szewskiej pasji. Nie jest gorąco, ale moje kwiatki odczuwają zmianę. W salonie mam tropiki i jakaś zima ten pokój obowiązuje! 🤦‍♀️ Na szczęście to jest lekko ciepły kaloryfer, nie ma tragedii.
      Za to teraz nie lubię rodziców odwiedzać, bo u nich wszystkie kaloryfery chodzą na maksa. Ja w dzieciństwie miałam całą zimę katar, który przechodził jak ręką odjął, kiedy wychodziłam na dwór. Dlatego zimą rodziców zapraszamy do nas. :D

      Też, mam różne. Dorwałam też w Lidlu tzw. "Zimowe smaki" i tam był grzaniec.

      Jeśli nie miewam wolnego od pracy, bo taki zapieprz jest (czyli jak to w grudniu), moja wydajność słabnie. Nie mam werwy do gadania z klientami, częściej o czymś zapominam.
      Zaraz kończę pisać, pakuję żarcie i jadę do roboty. Piątek i sobota też pracujące. A mąż w handlu nie robi i ma dużo wolnego, jedzie sobie z przyjacielem na ryby, poza tym pogoda na ten tydzień w Łodzi klaruje się przepiękna, a ja będę siedzieć w robocie.
      Tak, bardzo często mam wrażenie, że dużo tracę, chociaż uważam, że szef układa bardzo dobre grafiki. W porównaniu z innymi pracami, jest to naprawdę dla mnie w życiu sukces. Ale mimo wszystko obowiązkowa liczba godzin miesięcznie na etacie, czasami mnie dobija.

      Usuń
    5. Ja mało komu ufam, więc nie mam problemów z wprowadzeniem tej rady do swojego życia :)

      Ja mam tak samo! Wolę w razie potrzeby okryć się kocem, czy założyć cieplejszy sweter, ale mieć rześkie powietrze, którym świetnie się oddycha, niż kisić się w 25 stopniach. Poza tym ciepło mnie rozleniwia i usypia. Chyba sama siebie w ten sposób hartuję, bo rzadko kiedy łapię jakieś przeziębienie, nie wspominając o grypach czy zapaleniach oskrzeli/płuc.
      A rodzice nie narzekają, że im u Was za zimno, bo to notoryczny problem ze zmarzluchami. Ci znajomi, o których pisałam Ci w poprzednim komentarzu, zawsze narzekali, że u nas jest za chłodno. Na szczęście już się nie spotykamy - nigdy nie byliśmy szczególnie blisko.

      Tych lidlowych nie znam, nawet nie wiedziałam, że takie mają.

      Wcale, ale to wcale mnie nie dziwi. Teraz jestem bardziej wypoczęta, ale kiedy codziennie spędzałam w pracy długie dni, to miałam zdecydowanie mniej energii do życia. W ogóle bardziej negatywnie to się przekładało na wiele aspektów mojego życia. Na razie jest dobrze, pracuję mniej, a stan konta jeszcze nigdy tak dobrze nie wyglądał ;) Serdecznie współczuję tego kontaktu z klientami, bo doskonale wiemy, jak to wygląda. Jak się nie uśmiechasz, nie jesteś skora do żarcików i nie tryskasz nadmiarem energii, to niektórym może się to nie podobać, a stąd już krótka droga do narzekania na personel. Czasami mam wrażenie, że wszyscy przymusowo powinni odbyć w swoim życiu takie szkolenie pt. "praca z marudnym klientem" - prawdziwa szkoła życia ;)

      Usuń
    6. Rodzice nie wspomnieli nigdy o tym, że im zimno. Zawsze jakieś okno gdzieś jest otwarte, nie mówili, że im wieje. A powiedzieliby gdyby było im zimno. ;)

      Zawsze powtarzam, że mam w pracy poligon treningowy w kontaktach z ludźmi.

      Usuń
  2. Ja od zawsze doceniam małe przyjemnosci, ale z wiekiem jednak jeszcze bardziej. Kupionymi sobie lub otrzymanymi fajnymi przedmiotami też zawsze się cieszę jak dziecko hihi. Koniec roku to u mnie jednak taki sam zachrzan albo i większy niż w pozostałe dni, bo rok się kończy, a tu jeszcze tyle do zrobienia (niektóre instytucje dbają o to, bym się nie nudziła zbytnio ani nie rozleniwiła przez te kilka wolnych dni).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym właśnie pisałam :) Poza tym często te małe przyjemności nic nie kosztują, albo są prawie darmowe. Cieszę się, że człowiek zmienia się z upływem czasu. Kiedy byłam podlotkiem, cieszyło mnie, kiedy miałam w szafie sporo torebek, butów, biżuterii... Z czasem porozdawałam prawie wszystkie, bo i tak z nich nie korzystałam. Uwielbiam robić prezenty i większą frajdę mam z ich dawania niż otrzymywania.

      O tak, pod koniec roku niektórzy się budzą i przypominają sobie, że wreszcie wpadałoby pozamykać pewne sprawy, z którymi im się wcześniej nie spieszyło. Też miałam ostatnio taki przypadek. Sprawa toczyła się wolnym tempem (nie z mojej winy) od 2-3 miesięcy, ale nagle panika przed świętami, że już teraz trzeba ją skończyć, bo koniec roku!

      Usuń
  3. ale fajna blotka !!!! tyle domowych zdjęć ! moja ulubiona seria :D

    No nic będę komentować na raty. Piękne dekoracje (te kokardki czerwone to moja mama dawała na choinkę zerknę dziś czy nadal je ma :) )

    Super ciacho i pierniczki. Ja makowca średnio lubię moja mama robi sero-mak a ciotka z kolei mak wyżera łyżką prosto z puszki :)

    Jak jesteś taką fanką powinnaś robić makówki :)

    Książki niezły przegląd właśnie sobie zamówiłam te poniedziałki w biblio i po świętach odbiorę. Czytałam trochę Grocholi ale tego nie kojarzę :)

    A reszta potem bo teraz się zbieram powoli do wyjścia na kolejną nasiadówkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale fajny entuzjastyczny komentarz :) Pierwotnie nie było tu żadnych zdjęć, bo wpis publikowałam o bardzo późnej porze, ale na drugi dzień zrobiłam kilka na szybko, żebyś miała co oglądać ;) Miło wiedzieć, że cenisz sobie takie domowe wpisy :)

      Kupiłam w tym roku trzy opakowania, bo fajnie wyglądają na choince, w ogóle bardzo lubię to świąteczne połączenie czerwieni i zieleni. Piękne :)

      Ciastka są szybkie i nieskomplikowane, za to obłędne w smaku. Pierniki wyglądają jak uciekajcie i nie wracajcie (Połówka trochę poniosło i zrobił za grube, przez co po upieczeniu wyglądają jak ludziki Michelin), ale pachną niesamowicie korzennie i dobrze smakują :)
      Kocham Twoją ciotkę, swój człowiek! :)) Wczoraj rano zrobiłam jeszcze jednego makowca, tym razem jednak nie roladę tylko zwykłe ciasto. A tych makówek to w życiu nie jadłam, nigdy nie gościły na naszym świątecznym stole. W rodzinnych stronach Połówka robili z kolei kluski z makiem, którymi oczywiście nie pogardziłabym :)

      Kocham książki, nawet te z biblioteki. Ubolewam tylko nad tym, że mam limit 12! Przeważnie zamawiam cały stos, a potem mam wielką radochę :) Ten teraźniejszy jest bardzo, bardzo udany. Skończyłam już obydwie książki, o których pisałam, dziś napocznę kolejną, mam nadzieję, że też będzie super lekturą :) Grochola bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła w ostatnim czasie. Chciałam przed świętami napisać jeszcze innego posta, takiego bardziej książkowego, ale już nie zdążyłam. Może jeszcze to nadrobię, to wtedy więcej napiszę co i jak.

      Dobrej zabawy, będę czekać :)

      Usuń
    2. no taki w moim stylu :D Całe szczęście nie trafiłam tu jak nie było zdjęć.

      Pisałam Ci wiele razy że lubię zdjęciowe dodatki do wpisów. Fajnie zobaczyć o czym piszesz np. rolada makowa nie trzeba sobie wyobrażać bo dałaś foto.

      Mama ma te kokardy tylko sobie je teraz przyczepiła do bombek. Zrobiłam Ci foty i podeśle na maila :)

      Chude pierniki nie powinny być robione przecież im grubsze tym lepsze :D ale powiem Ci że bigos to u nas nie jest potrawa świąteczna raczej noworoczna :)

      Kluski z makiem mnie nie powalają wiem co to jest ale nie moja bajka. A makówki na pewno by Ci zasmakowały zerknij na jakiś przykładowy przepis i zobaczysz że są łatwe może sobie zrobisz na nowy rok :)

      Książkę już mam ale jeszcze nie sprawdziłam czy czasem już jej nie czytałam :D

      Co do takiego leniwego czasu i odpoczynku to zdecydowanie masz rację. Jako, że opieprzałam się cały ten rok i wypoczęłam jak nigdy dotąd to w tym temacie mogłabym całą rozprawkę napisać.

      Kupuj jajka na wróżby !!!

      Usuń
    3. O ile na wyjazdach jestem niereformowalną turystką z Azji, fotografuję wszystko i wszystkich, o tyle w domu nie chce mi się robić zdjęć. Tu się zachowuję jak przysłowiowa baletnica, której przeszkadza róg spódnicy - a bo musiałabym wyciągać aparat (!), a bo ciemno w domu i światło nie takie... Tysiąc wymówek.

      A kokard na zdjęciu jak nie było, tak nie ma, no ale bez pośpiechu, nie ma presji :) Napiszesz maila, kiedy będziesz mieć wenę. Nie będę przecież jak ten kocioł, co przyganiał garnkowi :)

      Zgadzam się - chude jest złe! ;) No właśnie miałam wrażenie, że każdy robi chude, a ja wolę grubsze, choć nie jestem jakąś wielką fanką pierników. W moim rodzinnym domu zawsze był bigos na święta - fajnie poczytać o tych różnicach w bożonarodzeniowym menu.

      Kiedyś zerknę na ten przepis ;)

      Ale jaką książkę, bo chyba coś mi umknęło? Grocholę? Tę ze zdjęcia skończyłam dzisiaj. W ogóle jestem z siebie dumna, bo niemal błyskawicznie rozprawiłam się z moim stosem. Cztery już gotowe do oddania, piąta prawie w połowie przeczytana (ale to Manson, bardzo obszerna jest, 600 stron), a szósta nieruszona.

      Człowiek czasami nie zdaje sobie sprawy, ile traci, spędzając całe swoje dni w pracy... Ach, gdyby tak wygrać grube miliony na loterii i później pracować tylko z nudów ;)

      Usuń
    4. eeee w domu to się cyka i nie kombinuje przecież to nie zdjęcia domu na sprzedaż ;)

      Ha ha właśnie Ci posłałam jak żeś kleciła tego komcia. Dobra ale zapomniałam o kokardach zaraz Ci dośle z telefonu.

      U nas sie robi pierniki tak na 1 cm :) a bigos zawsze był ale na sylwestra i nowy rok żeby nie gotować tylko po imprezach odgrzać gotowy :)

      Nie prowokuj mnie bo Ci wyszukam i wkleje.

      Tak, mam Grochole właśnie :) ale jeszcze nie zaczęłam.

      Coś takiego by mnie urządzało ;) w sumie teraz sobie myslę, że nawet taka praca na pół etatu to już byłby wypas :D

      Usuń
    5. A skąd Ty to wiesz? A nuż jakiś czytelnik chciałby wynająć albo kupić? ;) Nie wiesz, jaka tragiczna sytuacja na rynku nieruchomości w Irlandii? Teraz każda nieruchomość jest w cenie! :))

      Widziałam, ale nie dałam się rozproszyć, dzielnie dokończyłam komentowanie i zajęłam się czytaniem maila :) Już spieszę z odpowiedzią! (żarcik taki)

      Nowy rok to nowi my ;) Trzeba zacząć go lekko i zdrowo, a nie od ciężkostrawnego bigosu ;)

      Jak już masz wklejać to może na maila, a nie tutaj ;)

      Wszystko lepsze od codziennej pracy od świtu do nocy ;) A jak wszyscy wiemy, w grudniu o to nie jest trudno :)

      Usuń
    6. no przecież nie jesteśmy zainteresowani kupnem Twojej chałupy :D

      E tam te przesądy noworoczne. I tak po kilku tygodniach nikt tego już nie honoruje i nie pamięta to można się napchać kapuchą a co tam ...

      Ok żeby inni nie skorzystali rozumiem :D

      Ano nie ale już się dzień wydłuża :)

      Usuń
    7. Mów za siebie ;)

      Słabi odpadają w przedbiegach, ale ci wytrwali dzielnie się trzymają :)

      Nie, żeby nie zaśmiecać bloga ;)

      W ślimaczym tempie, ale jednak się wydłuża. Może to i lepiej, bo ostatnio mało światła, oj mało. Zwłaszcza w te deszczowe i pochmurne dni. Słońca u nas jak na lekarstwo.

      Usuń
  4. Pogoda w Polsce nie odbiega w tym roku od tej, którą opisujesz, choć przez chwilę wczoraj była nadzieja na białe święta. Wesołych i Radosnych Świąt mimo wszystko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, właśnie sprawdziłam, jak to wygląda w moich rodzinnych stronach i jest bardzo podobnie. Szkoda, bo białe święta mają swój niepowtarzalny urok.

      Wielkie dzięki, Karolino, za wizytę, komentarz i życzenia :) Również życzę Ci wspaniałego Bożego Narodzenia :)

      Usuń
  5. Wesołego po Świętach 🙂.
    Wow, zdobyłam zaszczytne piąte miejsce, nie powiem żebym się nie cieszyła.
    Mam fajową anegdotę związaną z odkurzaczem, też pionowym, którego szczęśliwą posiadaczką jestem już prawie dwa lata. Do tego momentu historia wydaje się być zwyczajna ale uważaj, jej śmieszność zaczyna się teraz bo podczas niedawnych porządków w piwnicy znaleźliśmy karton od odkurzacza, który postanowiliśmy wyrzucić. Ku naszemu zdumieniu okazało się, że w kartonie jest część do mycia podłóg, którą można dołączyć do tej tylko odkurzajacej. Zakup odkurzacza był spontaniczny, podyktowany głównie ofertą cenową, możliwość mycia podłóg w ogóle mi umknęła. I tak jak Wy teraz ścigacie się do odkurzania tak my do mycia podłogi. Chyba jeszcze nigdy nie było u nas tak czysto 😃.
    Życiowe przyjemności mamy podobne a stosik zacny. Duży masz wybór polskich książek w bibliotece?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wesołego :)
      Ty to faktycznie jesteś niepoprawną optymistką - ktoś inny by narzekał, że tak nisko, że podium umknęło, że to, że tamto, a Ty jesteś zadowolona, jakbyś co najmniej otrzymała srebrny medal :) Gratulacje, to całkowicie Twoja zasługa, ja tylko głosy liczyłam.

      Haha, takiego rozwinięcia się nie spodziewałam, myślałam, że znajdziesz w tym pudle dodatkowe końcówki, a tu nakładka do mycia podłóg! Takiej to ja nie mam, ale oprócz zwykłego mopa dysponuję też Flash Speed Mopem (w Ameryce, zdaje się, zwie się to Swiffer), którym można czyścić na sucho i na mokro, i muszę powiedzieć, że to też był świetny zakup. Za pomocą mokrych chusteczek można błyskawicznie wyczyścić łazienkowe płytki na ścianach (i podłodze, oczywiście), a tymi suchymi zebrać kurz z sufitu i zakamarków. Też znacząco ułatwia życie. Czasami wykorzystuję go też do mycia okien. Jeśli masz jeszcze jakieś inne fajne gadżety godne polecenia, to ja oczywiście chętnie się o nich dowiem :)

      Ale zobacz, to tylko udowadnia, że nawet takie nudne czynności domowe mogą być frajdą, jeśli tylko ma się odpowiedni sprzęt. Przed zakupem bezprzewodowego odkurzacza korzystałam z tego tradycyjnego i pomimo tego, że Henryk się uśmiecha (jeśli nie znasz, to sobie wyszukaj "odkurzacz Henry"), to praca nim wcale nie należała do przyjemności, a już na pewno nie wyzwalała mojego uśmiechu. Odkurzanie klatki schodowej było koszmarem!

      Kocham irlandzką bibliotekę, nie wiem, co ja bym bez niej zrobiła! Nie mam pojęcia, jaki dokładnie mają nakład polskich książek, ale jest ich tu od groma! Przeważnie jest tak, że jak czegoś potrzebuję, to akurat jest dostępne. U mnie to działa tak, że te polskojęzyczna literatura jest "porozrzucana" po wszystkich bibliotekach na wyspie. Siedząc w domu zamawiam sobie, co tylko zechcę, a po kilku dniach mam to do odebrania w swojej lokalnej bibliotece. Jeśli jakaś książka jest dostępna na drugim krańcu Irlandii, to mi ją przywiozą za darmo. Kiedyś się za to płaciło, teraz już nie. Nie ma żadnych opłat, ani za członkostwo, ani za brak zwrotów na czas, ani za zamawianie pozycji z innych bibliotek. No sama powiedz, jak nie kochać?! Tylko czytać, czytać i czytać! :) Dla mnie idealna opcja, bo choć uwielbiam buszować w księgarniach, nabywać książki i je wąchać, to jednak mam ograniczoną przestrzeń w domu i nie mam regałów, by je wszystkie pomieścić.

      Usuń
    2. Swiffera mam ale takiego do wycierania kurzu i muszę przyznać, że żadna to frajda w porównaniu z myjącym odkurzaczem 😃. Ale dużo ułatwia. A Henry'ego znam.
      Takie biblioteki i podejście do czytelnika to ja rozumiem i szanuję. Tak dla zaspokojenia ciekawości sprawdzę *kiedyś, jak to wygląda w DE.
      * Zapewne wtedy, kiedy zabraknie mi miejsca na nowe regały.

      Usuń
    3. Wiadomo, że nic się nie porównuje do odkurzania bezprzewodowym sprzętem, ale i tak lepszy rydz niż nic :) Zanim go nie nabyłam, nie miałam pojęcia, że płytki na ścianach można umyć tak szybko, łatwo i przyjemnie!

      Ja również - wspaniała inicjatywa, tak powinno być wszędzie, może ludzie chętniej sięgaliby po książki wtedy? Wiadomo, że nie wszyscy, ale...

      Usuń
    4. A w rankingu jestem zaraz za moją kochaną Martulinką co jeszcze podnosi wartość zdobytego miejsca. Cieszę się zatem podwójnie.

      Usuń
    5. No to skoro pozostajecie w takiej zażyłości, to wejdź Marcie po plecach i za rok będziesz na trzecim miejscu ;) Marta na pewno nie będzie miała nic przeciwko, ba! Pewnie sama pomoże Ci się wspiąć :)

      Usuń
    6. A w życiu! I bardzo się cieszę Jej czwartym miejscem 😃. Po dzisiejszym dniu idę z Martą łeb w łeb, sama sobie zaktualizowałam zestawienie 🙂

      Usuń
    7. Haha, obawiam się, że to tak nie działa :) Z przykrością donoszę, że tegoroczny ranking został już zamknięty wraz z publikacją tego wpisu, a komentarze pod nim zamieszczone wpadną do blogowego Trójkąta Bermudzkiego i do niczego już nie zostaną wliczone ;) Ale jeszcze nic straconego - wraz z nadejściem nowego wpisu i 2024 roku licznik zostanie wyzerowany :) Kto wie, może pod koniec następnego roku będziesz błyszczeć na podium? :)

      Usuń
  6. Nie pamiętam białych świąt. Ogólnie jest mi wszystko jedno jaka w grudniu panuje pogoda, ale szkoda mi dzieci. Ja, gdy byłam mała, non stop bałwanki, sanki, kuligi, iglo, bitwy na śnieżki... była radość, było szczęście z zimy. Mimo, że nosy i uszy czerwone aż szczypały, to było fajnie i rzadko chorowałam. Teraz zaczyna się listopad i ja zaczynam smarać i kaszleć. Jak w zegarku. Nie wiem, czy zima kiedyś naprawdę była zimą, czy tylko ja ją tak pamiętam? Bardzo ciekawe tytuły, które chętnie poznam bliżej :) Makowce są pycha, sama uwielbiam różnego rodzaju ciasta :) W tym roku (jak co roku) nie wyrobiłam się na święta. W przyszłym roku lepiej się zorganizuję, znów to sobie obiecuję! :D Nie jest mi przykro z tego powodu, święta u mnie zawsze są szalone i tak jakby na ostatnią chwilę, mimo, że długo się do nich przygotowuję :)
    Wszystkiego najlepszego z okazji już skończonych świat, ale zbliżającego się sylwestra! Cudownej zabawy (ja w tym roku chyba z polsatem) i Szczęśliwego Nowego Roku! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że mamy identyczne wspomnienia, Klaudio. Dlatego właśnie zdarzy mi się zatęsknić za zimą z prawdziwego zdarzenia - te wspomnienia z dzieciństwa mają swój niepowtarzalny urok. Teraz już tak nie jest. Świat poszedł do przodu, z postępem, i nasze rozrywki z dzieciństwa straciły rację bytu. Ach, no i brak śniegu ma kluczowe znaczenie ;)
      Jak najbardziej dobrze pamiętasz - kiedyś to było! ;) W latach mojego dzieciństwa zima naprawdę była zimą. Było od cholerki śniegu, stąd te wszystkie zabawy na śniegu, kuligi, skrzypiący śnieg pod nogami w drodze na pasterkę, budowanie igloo i murów obronnych, zza których atakowało się przeciwnika, szczypiący mróz... Pomimo tego mrozu naprawdę chętnie przebywało się na podwórku.
      Nie obchodzę sylwestra, ale życzenia jak najbardziej przyjmuję :) Wszystkiego najlepszego dla Was :)

      Usuń
  7. No cóż wypadłam poza podium, ale widzę, że moja Monisia depcze mi po piętach, albo nawet już mnie wyprzedziła. Rywalizować nie będziemy, bo prawdziwe przyjaciółki ze sobą nie rywalizują, prawda? Uściski na nowy rok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, ja z Twojego czwartego miejsca cieszę się tak, jakbym sama zajęła pierwsze. Najważniejsze jest to, że w kwalifikacji jesteśmy blisko siebie ❤️

      Usuń
    2. Oj tam, jakby tak poprzestawiać cyferki, to miałabyś taką samą liczbę jak Elsa, która Cię przegoniła :) Możesz być z siebie dumna - na dwadzieścia sześć postów, które napisałam, Ty zostawiłaś mi 23 komentarze. Toż to świetny wynik :) Dziękuję Ci bardzo za to :)

      Usuń
  8. Może załapię się w przyszłym roku choć na ostatnie miejsce wśród komentujących. :) Nie pamiętam, czy u Ciebie komentowałam, czytałam parę wpisów, ale chyba nie miałam wówczas nic do napisania. A jak bloga nie umiem dopisać do listy blogów, a że bloger coś pozmieniał, że od roku, czy dwóch nie umiem tego zrobić to jest problem, bo zwyczajnie zapominam. Przypominam sobie, jak ktoś u mnie zagości. I żeby nie było, że stosuję zasadę symetryczności- coś za coś- raczej jest to wynikiem sklerozy starczej.
    Twoje upodobanie do niespiesznego spędzania czasu w przyjemny sposób jest mi bardzo bliskie. A że jestem już wolna zawodowo to mogę się delektować nim niemal bez ograniczeń (niemal, bo jednak życie zawsze niesie nam jakieś zobowiązania rodzinne, czy innego rodzaju). Mimo wielu różnic widzę pewne podobieństwo - podobnie jak Ty uwielbiam czytać, zaszyć się w ciepły kocyk i cieszyć ciepełkiem domowego ogniska. Uwielbiam makowiec z dużą ilością maku, mokry i makowy, a ciasto jedynie ma służyć temu, aby się trzymał kupy. W tym roku udało mi się kupić niemal idealną roladę makową, która ma tyle maku, co twoja na zdjęciu. Udało mi się też przygotować przepyszny bigos. Był tak dobry, że moja gościni zjadła mi pół garnka bigosu i musiałam zrobić drugi. Też wyszedł niezły. A nie robiłam od dobrych kilku lat. Zazdroszczę zakupu dobrego odkurzacza, bo mój zwykły staromodny nie zachęca do korzystania.
    Dobrego czasu poświątecznego i świetnego wykorzystania wolnego od pracy czasu. Małgosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Guciamal! Nie spodziewałam się Ciebie u mnie, bo wspominałaś kiedyś u Mo., że masz problemy z komentowaniem moich wpisów, z tego co kojarzę, pisałaś, że w ogóle nie możesz tego zrobić, chyba nawet jako anonim, a tu piękny komentarz z konta Google.
      Problemy z logowaniem nadal istnieją, nie zniknęły jak za dotknięciem magicznej różdżki, ale czasem wystarczy zmienić przeglądarkę, albo po prostu wykazać się uporem ;) Jak zapomnę wejść do kogoś z Google Chrome i Mozilla Firefox nie chce mnie zalogować, to w okienku do komentowania kilkukrotnie wybieram opcję "konto Google" i odświeżam. Przeważnie działa. Ach, no i trzeba zaakceptować pliki cookies.

      Zawsze możesz sobie dodać bloga do zakładki pod paskiem adresu. Wtedy będzie skutecznie przypominał o swoim istnieniu, jako że do paska adresu ciągle się zagląda i coś wpisuje :)
      Wiadomo - nie ma żadnego przymusu komentowania, miło jednak, kiedy czytelnicy się odzywają, wtedy nie ma poczucia, że pisze się w próżnię, a jednocześnie jest to fajna forma gratyfikacji dla autora.

      Zaciekawiłaś mnie tymi różnicami :) O tak, dobrze to ujęłaś - ciasto ma trzymać mak w ryzach. Choć powiem Ci, że później zrobiłam też tradycyjnego makowca, z większą ilością ciasta, tzn. ciasto na dole i kruszonka u góry i był przepyszny. Mam też wrażenie, że z upływem dni robił się coraz lepszy. Z bigosem też tak bywa - ostatki najsmaczniejsze.

      Odkurzacz zrobił ogromną różnicę - teraz już nie wzdrygam się na myśl o odkurzaniu. Może nieco za drogi, ale mimo wszystko warto zainwestować w coś, co umili i ułatwi nam życie.

      Usuń
    2. Właśnie zmiana przeglądarki sprawiła to, że mogę komentować. Dochodziło już do tego, że nie mogłam nawet u siebie odpowiadać na komentarze. Natomiast dodawanie adresu do listy ulubionych blogów stało się dla mnie niemożliwe od dwóch lat chyba. Próbowałam na różne sposoby, pytałam innych, stosowałam ich podpowiedzi, żeby nie było, zanim zaczęłam ci odpisywać spróbowałam ponownie z nowej przeglądarki dopisać kilka adresów, na które od dwóch lat zaglądam, jak mi się przypomni, a dodać nie mogę. Dopisałam, zapisałam, wyszłam i nic. Będę próbowała dalej co jakiś czas. Może w końcu się uda.

      Usuń
    3. Najważniejsze, że udało Ci się zostawić po sobie ślad - dziękuję bardzo i doceniam :)

      Doskonale znane są mi te problemy związane z blogowaniem - dziś, nie wiedzieć czemu, Twój komentarz trafił do spamu (wczoraj zaś nie), często po edycji wpisu samoistnie zmienia mi się wielkość i rodzaj czcionki, tak jak stało się w tym przypadku. No... nudno na pewno nie jest :) Platforma blogowa dba o to, byśmy się nie nudziły ;)

      Udanego sylwestra i obfitującego w wiele wspaniałych przygód nowego 2024 roku - oby był lepszy niż poprzednik!

      Usuń
  9. aaaaa kurczę blade nie pieczone zapomniałam się odnieść do najważniejszego czyli mojego zwycięstwa komciowego. O mięczaki no nikt nawet się do mnie nie zbliżył na wyciągnięcie ręki ani nogi ...
    Może i u mnie posucha ale jak widać bywam na salonach i widać mnie oj widać ha !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przestań już, bo ja tu siedzę i trzęsę się - już mnie brzuch boli od śmiechu! Najpierw uśmiałam się z maila (obiecuję, że nie odpiszę przed nowym rokiem!), a teraz jeszcze mi dołożyłaś tymi mięczakami, co to nie zbliżyli się do Ciebie na wyciągnięcie ręki ani nogi :))) Żeby Ci trochę utrzeć nosa powiem, że sporo z tych Twoich komci było bardzo krótkich, o! No, ale nie da się zaprzeczyć faktom - spisałaś się nie na 102, ale na 109 :)

      Usuń
    2. nie liczy się w tym wypadku jakość a ilość także nawet jak była sama kropka w komentarzu też mam zaliczone :D

      Usuń
    3. Haha, no nie wiem, nie wiem, musiałabym poważnie to rozważyć. Samej kropki nie było, ale zdaje się, że najkrótszy komentarz zostawiła Teatralna, a mimo to zaliczyłam jej go, więc chyba masz rację :)

      Usuń
    4. no czyli taka panowała statystyczna zasada :)

      Usuń
  10. Opuszczasz się MOJA DROGA ... ja już życzenia złożyłam na blogu a tu cisza ... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo ile można składać życzeń, już to zrobiłam za pomocą kartki :) Nie lubię składać życzeń, dzwonić z nimi, etc.

      Usuń
    2. ja nie mówię żeby mnie ale jakbyś tak na blogu dała to już masz pierwszy wpis tego roku na dobry początek ;)

      Usuń
    3. Raczej nie, bo to byłaby taka zapchajdziura ;) Nie przypominam sobie, bym to robiła w przeszłości, wolałabym rozpocząć nowy rok jakimś normalnym wpisem, a nie życzeniami, których, jak już ustaliłyśmy, nie lubię składać :)

      Usuń
    4. bardzo racjonalne podejście no cóż w takim razie znów wygram ilością wpisów na blogu za rok mimo, że przyznaję opindalam się równo :D

      Usuń