sobota, 8 listopada 2008

Ballaghmore Castle

O istnieniuBallaghmore Castle dowiedziałam się całkiem przypadkiem i w zupełnie zwyczajnysposób. Pewnej niedzieli surfowałam sobie po Internecie w poszukiwaniu atrakcjiturystycznych i tym oto sposobem odkryłam istnienie tego zamku. Wchodzę więc najego stronę internetową, przeglądam fotki i myślę sobie: „wow, ale super zamek!To jest to, czego szukam.” Podekscytowana swoim odkryciem, biegnę do MojegoPołówka, by podzielić się z nim dobrą nowiną. Podczas gdy on zapoznaje się zobiektem mojego zainteresowania, ja rozpoczynam przygotowania do wyjazdu.Wrzucam do torebki aparat, baterie, małą butelkę wody i już jestem gotowa.


  


Słońcetowarzyszy nam przez całą drogę. Po kilku brzydkich dniach wreszcie nadeszłapiękna i słoneczna pogoda. Grzechem byłoby siedzieć w domu w ten ciepły dzień,kiedy tyle pięknych miejsc na nas czeka. Po jakiejś godzinie drogi docieramy docelu. Zamek spoczywa nieopodal drogi głównej otoczony pastwiskami i drzewami.Jest mały, dużo mniejszy niż myślałam. To w zasadzie wieża mieszkalna. Jak naswój wiek prezentuje się całkiem przyzwoicie.


  


Kierujemy siędo domu przylegającego do zamku. Domostwo nie wywiera na mnie zbyt dobregowrażenia. Budynki są stare i raczej zrujnowane. Wyglądają też na dośćzaniedbane. Zza ogrodzenia groźnie ujadają psy. Pewnie z chęcią wbiłyby w naszęby. Całej sytuacji przyglądają się dwa białe konie, spokojnie przy tymprzeżuwając pokarm. Choć znajdują się tuż obok parkingu, nie mam do nichdostępu. Próbuję się do nich przedostać, ale rezygnuję, widząc, że oddziela nasbardzo podmokła łąka. Szkoda. Chętnie bym je pogłaskała, kocham te zwierzęta.


  


Pukamy do drzwii czekamy. Po bardzo krótkiej chwili po drugiej stronie drzwi pojawia sięszczupła, starsza kobieta w fioletowym dresie. Nie budzi mojej sympatii. Bezzbędnych formułek grzecznościowych przechodzi do sedna sprawy i prosi o 10 euroza wstęp do zamku. W zamian wręcza nam ulotkę i prowadzi do drzwi zamkowych.Wygląda na znudzoną i pozbawioną życia. Ostrzega, by uważać na strome schody iznika. Na tym kończy się jej rola. Pozostawieni sami sobie zapalamy światło iruszamy na pierwsze piętro. Wnętrze wygląda niezwykle mrocznie. Mimo żeoświetla je światło, w zamku panuje półmrok.


  


Przemieszczającsię od jednej komnaty do drugiej, utwierdzam się w przekonaniu, iż BallaghmoreCastle idealnie nadawałby się do zorganizowania tu zabawy z okazji Halloween,nie jest natomiast zbyt ciekawym obiektem turystycznym. Oprócz kilku starychmebli, znajdują się tu głównie łóżka i materace. Od kiedy przeszedł on w ręceobecnej właścicielki, Grainne Ni Cormac, alias Pani Pocałuj-Mnie-W-Tyłek, zaodpowiednią opłatą udostępniany jest na wszelkiego typu uroczystości i imprezy.Za 2000 euro można go wynająć na weekend, a za 500 euro więcej na cały tydzień.Za tę kwotę nie zostałabym w nim nawet na jedną noc. Wnętrze mnie wyjątkowoodpycha. Nie wiem, czy Pani Pocałuj-Mnie-W-Tyłek w ogóle go sprząta, ale nic nato nie wskazuje. O ile jeszcze jestem w stanie zrozumieć wszechobecne pajęczyny[powiedzmy, że to część wystroju wnętrza], o tyle nie jestem w staniezaakceptować brudnych, wręcz usyfionych łazienek.


  


Po zwiedzeniuwszystkich pomieszczeń zgodnie stwierdzamy, iż zamek nie jest wart nawet tychpięciu euro. Rozczarowani jesteśmy nie tylko jego wnętrzem, lecz takżewłaścicielką. We wręczonej nam ulotce antypatyczna Grainne przedstawia i zameki siebie w samych superlatywach. Z zawartych w niej informacji jasno wynika, żewłaścicielka z przyjemnością zabawia turystów historiami o mieszkającym tuniegdyś rodzie Fitzpatrick. Może zabawia większe grupy, nas niestety niezaszczyciła żadnymi historyjkami. Od początku sprawiała wrażenie niezadowolonej- zupełnie jakbyśmy jej właśnie przeszkodzili w oglądaniu milionowego odcinkackliwej telenoweli brazylijskiej. Po zainkasowaniu opłaty, udała się do domu ityle ją widzieliśmy.


  


Z uczuciemniedosytu skierowaliśmy się więc w stronę parkingu i ruszyliśmy w dalszą drogę.Mimo wszystko nie żałuję, iż tu przyjechaliśmy. Nigdy nie byłam w tychokolicach. Niezbyt mnie on zachwyciły – podobnie zresztą jak wspomniany zamek.Dzięki tej niedzielnej wycieczce dowiedziałam się, jak wygląda tutejsze stronyi zrozumiałam, że za pomocą odpowiedniej reklamy prawie każdy zamek "brzydkiekaczątko" można przeobrazić w pięknego łabędzia.

 

11 komentarzy:

  1. W koncu zyjemy w epoce fotoszopa... Tylko po co wlascicielka zadawala sobie tyle trudu robiac strone internetowa i drukujac ulotki, skoro najwidoczniej nie ma ochoty udostepniac zamku zwiedzajacym. A moze to taka nowa formula : za 2000 euro mozesz sobie posprzatac lazienke... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. ~inessa18.blog.onet.pl8 listopada 2008 12:41

    Tak to już bywa, widocznie właścicielka postanowiła, że sobie zarobi na turystach, przy minimum jakiegokolwiek wysiłku. Tak już jest gdy człowiek myśli, jak tu zarobić, żeby się nie narobić. No może i pomysł miała dobry, ale jak ta zła opinia pójdzie w świat, to wątpie żeby długo jeszcze ciągnęła w taki sposób ten interes.Co do zdjęć, te koniki rzeczywiście są urocze :) Też lubię, wręcz kocham, zwierzęta, także jedną cechę mamy wspólną ;).Pozdrawiam serdecznie.P.S. Dziękuję za dodanie mnie do linków, jest mi bardzo miło :).

    OdpowiedzUsuń
  3. promyczek83@op.pl8 listopada 2008 13:30

    No to kobiecina chce sobie zarobic łatwym kosztem...Ale pomimo wszystko, ja uwielbiam stare zamki:)I ta sypialnia z tymi łózkami .... ech :):)

    OdpowiedzUsuń
  4. Grainne to taki antypatyczny typek ;) Wyglądała jak burza gradowa, więc nie wdawaliśmy się z nią w dyskusje. Zapłaciliśmy, oglądnęliśmy i odjechaliśmy.Swoją maskę zadowolenia zakłada pewnie tylko wtedy, kiedy ktoś wręcza jej 2000 euro i informuje, że chce wynająć zamek na cały weekend. Dla pięciu euro nie będzie się fatygować opowiadaniem historii i uśmiechaniem się ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja wprost uwielbiam zamki! Mój Połówek też, więc z pasją je odkrywamy i zwiedzamy :) Absolutnie nie żałuję, że tam pojechaliśmy, nawet pomimo tego, że właścicielka zachowywała się jak bazyliszek ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę wysiłku ją to kosztowało, bo po kupnie zamku musiała go jeszcze odrestaurować i umeblować ;) Ja tam nie chcę rozpuszczać złych plotek o niej - niech dalej sobie funkcjonuje i dba o swój przybytek ;) Może po prostu miała zły dzień i niefortunnie trafiło na nas ;) Ps. Przy bliższym poznaniu pewnie więcej wspólnych cech, by się znalazło.

    OdpowiedzUsuń
  7. promyczek83@op.pl9 listopada 2008 11:48

    :) Ja to nawet uwielbiam same ruiny:) Wyobrażam sobie, gdzie co mogłoby być:)

    OdpowiedzUsuń
  8. To już kolejna opinia o tym zameczku i tej kobiecie. Podobno jest pazerną Angielką:)Szkoda, że nie podobały Ci się te strony. ja mieszkam w Co. Laois od pięciu lat. Są tu miejsca piękne i warte zobaczenia. Anka

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj, hrabino :) Kobieta była naprawdę antypatyczna w stosunku do nas - nigdy nie spotkałam tak odpychającej właścicielki zamku. A sama wieża też jest bez rewelacji - nie wróciłabym tam. Laois nie jest złe i zgadzam się, że są tam ciekawe i ładne miejsca jednak prawda jest taka, że całe "Midlandy" wypadają blado przy tak widokowych hrabstwach jak Cork, Clare, czy na przykład Donegal. Zamiast klifów mamy tu torfowiska i bagna, a to są mało ciekawe widoki ;) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  10. no tak, chcę czy nie chcę, musze się z tym zgodzic:)) choć dla mnie to i tak piękne miejsca, bo tak naprawdę dopiero w tamtym roku miałam okazję gdziekolwiek pojechać. ja zaczynam swoją przygodę z Irlandią, a ze względu na małe dzieciaki nie planujemy nigdy dalekich wypadów. Niemniej jednak wszystko przed nami; tymczasem lubię zaglądać do Ciebie i poczytywać, oglądać. pozdrawiamAnka

    OdpowiedzUsuń
  11. Prawdziwą sztuką jest docenianie tego, co się ma, a Ty jak widzę, umiesz to robić :) Cieszę się, że potrafisz dostrzec urok miejsca, w którym mieszkasz. Zgadza się - z dziećmi podróżowanie jest utrudnione, ale nie niemożliwe. Może jak będą większe, będziecie mogli pozwolić sobie na zwiedzanie odległych stron Irlandii. A tymczasem czuj się na mojej stronie jak u siebie w domu :) Oglądaj fotki, czytaj relacje i inspiruj się :) Być może za niedługo sama będziesz mogła zobaczyć te same miejsca - tym razem jednak na własne oczy.Miłego weekendu życzę :)

    OdpowiedzUsuń