wtorek, 4 listopada 2008

Irlandzka "Usterka"

Witajcie drodzyCzytelnicy. Tak, dobrze widzicie – to nie Taita. Na pewno spodziewaliście sięjej kolejnego posta, ale muszę Was rozczarować: dziś Taita nie wystąpi! Zamiastniej będę ja – jej słynny Połówek. Powodem takiego stanu rzeczy jest fakt, żedziś na tym blogu poczytacie o sprawach bardziej fachowych, które – jak sobiewymyśliła Taita – lepiej od niej przedstawi chłop. A że jakoś nie potrafię jejodmówić, to właśnie czytacie moje męskie wypociny.


Tyle tytułemwstępu – czas przejść do konkretów. Pamiętacie taki program „Usterka”? Leciałokiedyś coś takiego bodajże na TVN i pokazywało, jak jeden cwaniak psuje jakieśurządzonko, a potem jego niczego nieświadomi koledzy po fachu muszą je naprawićpod czujnym okiem wszechobecnych, acz dobrze zakamuflowanych kamer. Na koniecokazywało się, czy spece znali się na rzeczy i czy nie oszukiwali klientów.Zastanawiacie się pewnie, dlaczego o tym piszę. Otóż dlatego, że ostatniowystąpiłem niejako w irlandzkiej wersji „Usterki”. Chociaż jej zasady byłytrochę inne…


Wszystkozaczęło się w poniedziałkowy wieczór, kiedy zadzwonił do mnie pewien jegomość –nazwijmy go Liam – i oznajmił mi, iż jest hydraulikiem i przysyła go naszlandlord celem zamontowania zmiękczacza do wody. Umówiliśmy się na wtorek rano.Liam okazał się nietypowym Irlandczykiem, bo spóźnił się tylko siedem minut. Pokrótkich oględzinach udał się do samochodu po sprzęt. Pogadałem z nim chwilkę, anastępnie udałem się do pracy, zostawiając go pod opieką Taity, która akuratwtedy była szczęśliwą posiadaczką wolnego wtorku. Dwie godziny później wszystkobyło zainstalowane, a Taita z przejęciem opowiadała mi o tym, iż zmiękczaczjest tak wielki, że zajmuje pół szafki, która dodatkowa musiała zostać poddanagruntownej przebudowie przy użyciu piły i wiertarki. Umowa najmu obliguje nasjednak do zaakceptowania każdego „ulepszenia” wymyślonego przez landlorda, więcdość szybko przyjęliśmy do wiadomości fakt, iż zmiękczacz zostaje z nami nastałe. Wieczorem jednak Taita postanowiła zrobić pranie i właśnie wtedy zaczęłysię cyrki. Najpierw pralka zatrzymała się po kilku minutach i poczęstowała naskomunikatem, że zawór węża doprowadzającego wodę nie jest w pełni otwarty.Wgramoliłem się więc pod zlew i odkręciłem kurek, który faktycznie był otwartyzaledwie do połowy. Zadowolony z szybkiego rozwiązania problemu włączyłemwznowienie prania i zasiadłem tuż obok Taity przed telewizorem. Po chwilistwierdziliśmy jednak, że pralka zachowuje się za cicho, więc zostałemwyznaczony na ochotnika do sprawdzenia przyczyny tego niecodziennego bądź cobądź zjawiska. Okazało się, że nasza dzielna pralka znów się obija, apretekstem do takiej postawy jest komunikat „wyczyść pompę”. Przetestowałemstary patent informatyków, według którego, jak coś nie działa, to trzebawyłączyć i włączyć. Znów „wyczyść pompę”. Pomyślałem sobie, że pewnie jakaśskarpetka wkręciła się w bęben i przedostała aż w okolice pompy, więc – zniekłamaną niechęcią – spuściłem wodę z pralki, aby znaleźć winowajcę. Nieznalazłem niczego. Postanowiłem dać pralce ostatnią szansę: wcisnąłem przycisk„wznów” i z radością powitałem fakt, że program przeskoczył z prania napłukanie. Niestety radość nie trwała zbyt długo – wkrótce komunikat „wyczyśćpompę” pojawił się po raz kolejny. Postanowiłem dać sobie na wstrzymanie – wkońcu za naprawy takich urządzeń odpowiedzialny jest landlord.


W środę ranopowiadomiłem przedstawicieli landlorda, że pralka nie działa. Byli bardzoniepocieszeni, bo nie tak dawno temu wymieniali nam wadliwy egzemplarz, wktórym padł programator. Zasugerowałem, żeby przysłali tego hydraulika, bo możepo prostu coś źle podłączył: w końcu przed zainstalowaniem zmiękczacza wszystkodziałało należycie. Usłyszałem, że to pewnie zbieg okoliczności, ale zapewnionomnie, iż sprawa zostanie załatwiona w trybie pilnym. Potem kilka razy im sięjeszcze przypominałem, ale kiedy w piątkowy wieczór nadal nie było należytejreakcji z ich strony, postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Uruchomiłemnieszczęsną pralkę i spróbowałem ponownie. „Wyczyść pompę” – rzekła uparciucha.Kombinowałem na różne sposoby, ale bezskutecznie. Po ponad godzinie zmagańzapadła męska decyzja – trzeba operować! Po spuszczeniu wody i położeniu pralkina boku stwierdziłem, że pompa jest gorąca, co mogło świadczyć o tym, że albojest zepsuta, albo problem znajduje się w wężu odprowadzającym wodę. Odłączyłemgo od pralki i dmuchnąłem weń. Poczułem opór. „Mam cię!” – pomyślałem, z ulgąuświadamiając sobie, że pompa jest w porządku. Odkręciłem drugi koniec węża iznów dmuchnąłem: powietrze przeszło bez oporów. To mogło oznaczać tylko jedno –problem znajdował się w kolanku pod zlewem. Zdemontowałem je i zniedowierzaniem wyjąłem z niego taką oto zatyczkę:


  

Cholerstwoblokowało cały odpływ, więc trudno się dziwić, ze pompa nie działała jaknależy. Po prostu woda nie miała którędy uchodzić. Szybkie oględziny i jużwiedziałem, co się stało. Zatyczka nie mogła tam się dostać przez węża, któryna końcu miał usztywnione zagięcie – przeszkodę nie do pokonania dla tejwielkości obiektu. Nie była ona też częścią instalacji hydraulicznej – jakimśregulatorem przepływowym – bo brak otworu sprawiał, że woda w ogóle nie miałaprawa się przez nią przedostać. Zawołałem Taitę i oświadczyłem jej, że mamy doczynienia z sabotażem. „Montuję wszystko i zobaczymy, co się stanie bezzatyczki” – powiedziałem i kilkanaście minut później z zaciśniętymi kciukamioczekiwaliśmy na to, jak pralka zachowa się w momentach, w których przyjdziejej wypuścić wodę. Już samo to, że pompa nie rzęziła, było dobrym znakiem. Kunaszej radości pralce udało się bezproblemowo przebrnąć przez cały cyklszybkiego prania.


W sobotęobudził się przedstawiciel landlorda i zgłosił gotowość zresetowania (sic!)pompy. Oświadczyłem mu, że już sobie sam poradziłem, a prawdziwy problem tomają oni – z hydraulikiem. Pokrótce opowiedziałem mu, co znalazłem w kolankuzlewowym i wyjaśniłem, dlaczego fakt, iż to tam było, nie był przypadkiem, leczwynikiem celowego działania Liama. Agent landlorda był zaskoczony: „Tonajlepszy hydraulik w mieście! Dlaczego miałby robić takie rzeczy?!” „Toproste” – odpowiedziałem. „Jest świetnym hydraulikiem, więc zna wszystkieniecne sztuczki, jak chociażby ta z zatyczką. Większość ludzi nie zna się napralkach i boi się grzebać w tego typu urządzeniach, żeby przypadkiem czegośnie popsuć. Awaria zbiegła się w czasie z instalacją zmiękczacza, więc landlordnie wzywałby serwisantów od pralki, tylko kazałby sprawdzić wszystkohydraulikowi, który tenże zmiękczacz podłączał. Liam wróciłby więc na miejscezbrodni, pościemniałby, że coś sprawdza i wreszcie oświadczyłby, że pompa jestzepsuta. Kupiłby nową i udałby, że ją wymienia (lub faktycznie by ją wymienił,bo gdybyśmy ciągle żyli nadzieją, że przy kolejnej próbie pralka zadziała, topompa by w końcu siadła). W międzyczasie usunąłby także zatyczkę blokującąodpływ i wszystko zaczęłoby działać jak należy. A Liam cieszyłby się z kasy zarobociznę oraz najprawdopodobniej z darmowej pompy, na którą potem mógłbynaciągnąć kolejnych klientów. Za wszystko zapłaciłby landlord, a na naspatrzyłby krzywo, myśląc sobie, że cholerne Polaczki zepsuli drugą pralkę wciągu pół roku.”


Tak oto cwaniakgenerujący usterki został rozszyfrowany. Nie wiem, jak się potoczyły jegodalsze losy. Podobno zajmował się hydrauliką we wszystkich domachadministrowanych przez agenta naszego landlorda. Czy próbował tego numeru winnych domach? Ile usterek sam wywołał, by na nich zarobić? Tego nie wiem. Pewnejest jedno: nic dziwnego, że uchodził za najlepszego hydraulika w mieście. Zpewnością jego największą zaletą była skuteczność w wykrywaniu usterek.Zwłaszcza tych, które sam sprokurował. Nie wierzcie hydraulikom! I pod żadnympozorem nie zostawiajcie ich bez należytej kontroli!

 

Połówek Taity

44 komentarze:

  1. Połówku Taity, nie strasz mnie! Obecnie mam przeprawy między innymi i hydraulikami, którzy ponownie powinni zawitać do mnie w tym tygodniu. Mam tylko nadzieję, że naszym fachowcom nie przyszłoby do głowy takie przewrotne działanie, bo i po co? Musieliby jeszcze raz do mnie przyjeżdżać, a lepiej przecież posiedzieć w biurze :-) Liczę na typowo norweskie lenistwo :-)Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakieś dwa lata temu, jak wprowadzaliśmy sie do naszego mieszkania też mieliśmy niezłą przeprawę. Hydraulicy dewelopera źle podłączyli nam wodę do pieca. A tak wogóle to wszystko zależy na kogo się trafi... Mój tato całe życie zawodowe był hydraulikiem, ale nigdy nie wpadł na tak genialny pomysł...

    OdpowiedzUsuń
  3. Maro, nie strasze Cie, tylko ostrzegam ;) Nasza przygoda uczy, ze lepiej jest nadzorowac prace tego typu fachowcow, bo w kazdym zawodzie znajda sie czarne owce. W koncu okazja czyni nie tylko zlodzieja, ale takze oszusta.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Widocznie Twoj tato to uczciwy czlowiek :)Ale niestety nigdy nie mozesz byc pewna, kto wlasnie majstruje Ci przy odplywie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. A mowia, ze to tylko Polacy potrafia kombinowac ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie jest wykluczone, ze nasz Liam mial polskich wspolpracownikow, od ktorych nauczyl sie kombinowania ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja się tylko zastanawiam, czemu on nam tej soli do dziś nie przywiózł? ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Prawdopodobnie teraz jestesmy dla niego solą w oku ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. hie, hie. Pooor Liam ;) Oki, zabieram się do pracy :) Do zobaczenia w domu :)

    OdpowiedzUsuń
  10. to zależy od odpływu - przeważnie wiem ;))

    OdpowiedzUsuń
  11. aga.stankiewicz@onet.eu4 listopada 2008 16:17

    No to Taita na pewno dumna i szczęśliwa jest że ma Ciebie w domu :))) Rozwiązałeś zagadkową awarię, brawo. Ciekawe tylko od kogo się cwaniak tego nauczył... Szkoda mi ludzi których nabrał na swoje cudowne zdolności... Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
  12. promyczek83@op.pl4 listopada 2008 16:32

    a ja już się wystraszyłam, że naszej Taicie coś się stało....ale przecież "widziałam" ją przed chwilą na moim blogu:) Hehehe fajnie mieć takiego Połówka :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Widzę, że już wróciłaś do domu :) Byłam rano na Twoim blogu, ale nie było nowego posta. A cała ta sytuacja z hydraulikiem przypomina mi Wasze problemy z Passatem i mechanikiem. Cwaniacy się znaleźli. Cóż, wszystko jednak ma swój kres. Powinni byli się liczyć z tym, iż kiedyś wpadną. Zgubiła ich pewność siebie i niedocenianie klientów.Pozdrawiam Cie gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  14. promyczek83@op.pl4 listopada 2008 16:34

    A jeszcze dodam :)Jakoś nigdy nie korzystaliśmy z usług hydraulika ....i chyba całe szczęście :):)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ty czarnowidzu ;) Żyję i mam się dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Haha, żartownisia ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. My też nie ;) No popatrz - pierwszy raz i taki trefny ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. promyczek83@op.pl4 listopada 2008 16:54

    Hehehe jak przeczytałam :TU Połówek Taity" serce mi zamarło :P

    OdpowiedzUsuń
  19. promyczek83@op.pl4 listopada 2008 17:16

    No właśnie, ale przez takie coś można się zrazić do dalszego ufania fachowcom:)Ale jak już mowa o fachowcach, mój kuzyn remontował łazienkę od podstaw.... a gościu , który to remontował, umawiał się z nimi i albo przychodził albo sobie nie przychodził, zaznaczył, że w poniedziałki nie przychodzi bo nie pracuje, żeby pecha nie miec hehehe dobry co nie?

    OdpowiedzUsuń
  20. Czyżby Liam miał naszych polskich nauczycieli hydraulików :))))Pozdrawiam serdecznie i gratuluję umiejętności ...naprawienia... pompy :)))

    OdpowiedzUsuń
  21. Miło poznać wszem i wobec rozsławianego Połówka i gratuluję odwagi że się ujawniłeś. Co zaś do rzeczonych usterek to z punktu widzenia tego, co niejedno na Wyspach już widział całość problemu tkwi w angielskiej mentalności. Jedna hydraulik dba o swoją pracę tzn wie że landlord pewnie nie ma wyjścia bo się nie zna a skoro ma fachowca to fachowiec zrobi. Po drugie jakby landlord się znał na tym nie potrzebowałby hydraulika a skoro ten może przyjść dopiero w sobotę tzn będzie miał zapłaconą wyższą stawkę. No i po trzecie może najważniejsze- nie wiem czy Irlandczycy również- ale Wyspiarze wychodzą z założenia że tylko specjalista wie jak rozszyfrować tajną wiedzę zawartą w wszelkiego rodzaju instrukcjach a jeśli w takowej jest napisane -"w razie problemów skontaktuj się z specjalistę (ew serwisantem) to tak robią, bo skoro tak napisano to tak ma być. Takich przykładów fachowości mogę też mnożyć. Choćby pierwszy z brzegu. Kiedyś u mnie w fabryce zgasło w pewnym momencie światło. Przyszedł elektryk- oczywiście było to po godzinach- zaczął sprawdzać czy aby nie ma gdzieś przebicia. Po godzinie plątania się po fabryce i udawania że szuka stwierdził że niczego nie może znaleźć, podstawił więc drabinę i wymienił bezpiecznik. Pozdrawiam z deszczowej Anglii

    OdpowiedzUsuń
  22. W każdym razie co by nie rzec u rzeczonego hydraulika to masz chłopie przechlapane.

    OdpowiedzUsuń
  23. Szczerze mowiac, gdybysmy akurat nie potrzebowali pilnie pralki, to pewnie czekalibysmy na reakcje landlorda i hydraulikowi mogloby sie upiec ;) A tajemnicza awaria pozostalaby zagadka ;)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  24. My z poprzednia pralka tez mielismy ciekawa historie. Nie chciala odwirowywac prania, wiec landlord wezwal serwisanta. Gosc przyjechal i wyjal kulke plywakowa. Przetestowal na pustym bebnie i dzialalo prawidlowo. Zajelo mu to wszystko niecale 15 minut. Gwarancja wygasla, wiec wystawil rachunek na 80 euro (landlordowi oczywiscie). Niestety z praniem w srodku pralka nie chciala dzialac tak dobrze, jak bez prania. Wtedy landlord przyslal... Liama, ktory bez zbednych ceregieli stwierdzil, ze kulka plywakowa to znana sztuczka serwisantow od pralek. Byc moze sam ja stosowal?

    OdpowiedzUsuń
  25. Jak kazdy szanujacy sie facet, obsluge pompy mam w malym paluszku ;)Pzdr :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Dobrze kombinujesz z ta mentalnoscia ;) To samo zauwazylismy tu w Irlandii: "po co mam to robic, skoro od tego jest specjalista, ktory sie na tym zna?" W rezultacie malo ktory uzytkownik w ogole zaglada do instrukcji. Czasem jak przychodza do nas firmy ze swoimi komputerowymi problemami, to chcialoby sie im wprost powiedziec, ze przy takich sytuacjach obowiazuje zasada RTFM (read the f*cking manual). No ale klient nasz pan, wiec trzeba te zasade ubierac w piekne slowa i gornolotne metafory ;)Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie da sie ukryc, ze moja znajomosc z rzeczonym hydraulikiem ulegla pewnym zawirowaniom ;) Ale tak to juz bywa, jak sie wali z grubej rury ;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Po pierwsze..na poczatku myslalam,ze mi sie ktos na bloga mojej Taitki wlamal i juz mialam ktosiowi pare slowek napisac...ale okazalo sie,ze to nie ktosik tylko sam Polowek i w dodatku za przyzwoleniem oblubienicy hehhe.Po primo-jestem w szoku jak to ludzie robia kariere i staja sie jedynymi, najlepszymi eksperatmi w okolicy-hehhe nie dziwie sie dlaczego...Dobrze miec takiego speca w domu-teraz wiem,ze Taitka trafila w dobre raczki ehhe. Caluski Ellutka

    OdpowiedzUsuń
  29. Brawa dla Polowka taitowego za swietna notke! :)Wow, mojego bym wolami nie zaciagnela do napisania notki. Chyba. W sumie nie pytalam ;) Co do irlandzkich specjalistow, to juz znam ich dobrze i trzymam sie z daleka. Nachodzi mnie jednak skojarzenie z poskim kombinatorstwem, dotychczas myslalam, ze w ten sposob kombinuja tylko Polacy. A tutaj prosze bardzo - Irlanczyk. Ciekawe tylko, kto go tego nauczyl... ;)Pozdrawiam Was serdecznie oboje! PS: Ciekawa jestem wielce Polowkowego zdania na temat filmowej wersji "Pierwszego prawa magii", bo podobno jest takze wielkim fanem Goodkinda. Ja juz sciagnelam, obejrzalam i... sie zalamalam.

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie, nie. To nie zaden wlamywacz ;) To tylko ja ;)A co do trafienia w dobre rece, to nie mnie to oceniac ;)Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  31. Mnie Taita nie musiala dlugo namawiac ;) I wyglada na to, ze chyba jest zadowolona z efektu, bo juz zlozyla u mnie zamowienie na kolejne notki. Wplynelo tez do mnie jej podanie o to, bym wyglosil tu oredzie noworoczne, ale jeszcze sie waham :-PWidze, ze dodalas notke u siebie nt serialu, wiec odpisze Ci pod nia :) Ale to dopiero w trakcie weekendu, bo czuje, ze bedzie to dluzsze wypracowanie, a na pisanie takiego w pracy pozwolic sobie zbytnio nie moge ;)Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Wszystko cacy, tylko jeśli Anglicy i Irlandczycy mają podobną mentalność to przeczytanie manuala nie załatwia sprawy. Do tego musiałby się pojawić instruktor, który przez pół dnia (albo i dłużej) wyjaśniałby sens i ukryte treści w tymże manualu zawarte. Tak już mają niestety, że przełożenie tego co jest napisane na to jak to zrobić sprawia im olbrzymie problemy. Inna rzecz że druga cecha wyspiarskiej mentalności to właśnie przywiązanie do instrukcji tzn przeciętny Polak jak mu się dzieje coś z kompem to nim pójdzie do serwisu (no chyba że komp jest na gwarancji) grzebie, kombinuje i szuka rozwiązania a jak już rzeczywiście nie da rady to szuka specjalisty a Anglik w razie problemów bierze w rękę instrukcję i jeśli w niej pisze że w razie W dzwoń po speca to tak robi. A spec też człowiek i chce żyć i do tego zarobić. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  33. Czekam z niecierpliwoscia! Tymczasem zasiegne innych opinii na forum powiesci i serialu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  34. W mieszkaniach w ktorych dotychczas wynajmowalismy zawsze bylo cos nie tak: odplyw pralki zle ułożony - woda ze zlewu dostawala sie do pralki :). Okna i drzwi PCV nie domykające sie. Poprawienie wszystkiego to byla tylko kwestia kilku minut, Oni chyba naprawde nie wiedzą co robią .....

    OdpowiedzUsuń
  35. kurde Polowek, respect!

    OdpowiedzUsuń
  36. Jak my sie wprowadzalismy do obecnego domu, to pierwsza rzecza, jaka zrobilem, bylo wyregulowanie spluczek w lazienkach, bo poza jedna wszystkie sie zacinaly. Fuszerka to chyba wyspiarski znak rozpoznawczy ;)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  37. Cos w tym jest, ze wyspiarze wola sie nie brac za naprawe, tylko odniesc do fachowca. I masz racje, ze Polacy lubia kombinowac i robic samemu. Jak jeszcze pracowalem w Polsce, to mialem przypadek, ze klient probowal sam naprawiac skaner i pekla mu szyba przy rozkladaniu na czesci pierwsze ;) Nagminne byly tez sytuacje rodem z dowcipu: rozkrecil, skrecil i zostaly mu czesci ;)

    OdpowiedzUsuń
  38. Malo brakowalo, a mialbym na sumieniu Promyczka ;-)

    OdpowiedzUsuń
  39. Miałam takiego speca od pieca gazowego, jak nie urok to przemarsz wojsk, dłubał, dłubał a i tak co miesiąc z piecem coś nie tak i za każdym razem 200 złotych i oczywiście a to wymiana czujnika a to jakiejś płytki. To był spec , prawie sąsiad z budynku obok. Pewnego dnia, gdy po jego wizycie po dwóch tygodniach znów piec nie działał, wezwałam w końcu innego fachowca. jedyne co zrobił to wyregulował zapłon i stwierdził, że tylko to było konieczne , żadne wymiany czujników i płytek, pokazał mi tylko mały guziczek pod spodem, gdyby piec nie zaskoczył ( to była cała tajemnica) skasował 50 złotych i od roku piec się nie skarży. Jak mogłam być tak naiwna to pierwsze pytanie a drugie- dlaczego sąsiad robił mnie w konia? Mówię mu dzien dobry , gdy go mijam, ale krew mnie zalewa....PS- emigrowałam nie z powodu pieca ale całokształtu:))))

    OdpowiedzUsuń
  40. Cóż mój znajomy swego czasu przeprowadził remont kapitalny silnika do malucha (fiat 126p) i zostało mu parę elementów z tegoż ustrojstwa o których nie miał bladego pojęcia czy są potrzebne a jeśli tak to do czego. Ale o ich przydatności przekonał się w czasie próbnej jazdy. Znam też takich dwóch sprytnych którzy chcieli metodą chałupniczą przeprowadzić remont silnika do Yamachy. W końcu po wielu nieudanych próbach stwierdzili że mój kolega im pomoże więc wzięli to wszystko władowali na hura do dwóch skrzyń i temuż koledze zawieźli uznając że chyba jednak bez fachowca ani tusz

    OdpowiedzUsuń
  41. Jak widac, najciemniej pod latarnia. Na szczescie juz Cie nie naciaga :)

    OdpowiedzUsuń
  42. Czyli krotko mowiac: Polak potrafi :) Jak malo kto ;)

    OdpowiedzUsuń
  43. też mam jakąś awersję do hydraulików... może to przez mass media;p

    OdpowiedzUsuń
  44. Mnie niestety doświadczenie nauczyło, że należy ich obdarzać ograniczonym zaufaniem. Dobrze, że chociaż mechanika mamy znajomego i sprawdzonego, bo też się nasłuchałam wielu nieciekawych historii o tej grupie fachowców...

    OdpowiedzUsuń