środa, 18 marca 2009

Wychowywanie - trudna rzecz

Czytałam ostatnio w Internecie artykuł traktujący odzieciach od najmłodszych lat spędzających wiele godzin przed telewizorem ikomputerem. Brzmi znajomo, nie sądzicie? Podejrzewam, że większość z Waszauważyła, iż jest to dość popularny problem w dzisiejszych czasach i mogłabyprzedstawić nam swoje obserwacje. O tym, jak treść tego artykułu odnosi się dorealiów w których żyję, przekonacie się za chwilę.

 

Otóż po przeanalizowaniu mojego środowiska wyłoniłam zniego dwie irlandzkie rodziny, z którymi mam bliższy kontakt. Dwie przeciętnerodziny ludzi na poziomie, ludzi w mniej więcej podobnym wieku, z pociechami wniezbyt rzucających się w oczy różnicach wiekowych. Każda z tych rodzindorobiła się dwójki dzieci i wybudowała / kupiła duży i okazały dom na kredyt.Każda z nich prowadzi przyzwoite życie, rodzice są czynni zawodowo, bardzosympatyczni, żyją w małych miejscowościach i tu chyba kończą się cechy wspólnetych dwóch rodzin. Różni ich jedna zasadnicza rzecz – sposób wychowywaniaswoich dzieci.

 

Rodzina A, to ci rodzice, których latorośle są dwiemadziewczynkami w wieku 4 i 2 lat. Szkraby, jakby nie patrzeć. Blondyneczki,słodkie i inteligentne, z czego starsza coraz bardziej zaczyna demonstrowaćswoje pazurki i twardy charakterek. Młodsza, ciągle będąca jeszcze niewinnym bobasem, bardzo zależnym od swoich rodziców, ma mniej upierdliwą naturę.Szybko się jednak uczy – od swojej starszej siostry. Od kilku dobrych miesięcyzagłębia się w tajniki sztuki wymuszania.

 

Lubię i to bardzo rodziców tych dzieciaków, lubię równieżdzieci, ale nie lubię patrzeć na to, co dzieje się w tym domu. Ona i On –dwójka nauczycieli po trzydziestce, ludzie, którzy bezlitośnie dokonują gwałtuna wszelkich zasadach dobrego wychowania dzieci. Ludzie, którzy – chociażbyjako nauczyciele – powinni mieć podstawowe pojęcie o pedagogicznym podejściu dodzieci i o umiejętnym ich wychowywaniu. Ludzie ewidentnie wyznający zasadębezstresowego wychowywania, wyjątkowo nieasertywni w stosunku do swoichpociech. W tym domu nie ma jasno wytyczonych reguł, które rodzice moglibyodnosić do swojej rozbrykanej dwójki. Nie ma codziennego, ważnego dla dzieckaharmonogramu dnia, jest za to jedna czynność dominująca każdy dzień – długie,wielogodzinne oglądanie telewizji. Bo rodzice są aktywnymi praktykantami zasady„wszystko, aby dzieci siedziały cicho”. W tym domu rodzice nie chcą i nie lubiąsłyszeć płaczu swoich dzieci, a te mistrzowsko uczyniły z tego faktu narzędzieterroru rodzicieli. Dzieci już dawno przekonały się, że płacz, zwłaszcza ten spazmatycznyi histeryczny, jest w stanie zapewnić im wszystko, czego chcą: nową zabawkę,zmianę planów rodziców, czy pójście brudnym do łóżka.

 

Pokój dzieci to ich twierdza. To taka kopia wypożyczalnipłyt dvd. Jestem miłośniczką dobrego kina, ale moja skromna filmoteka jestNICZYM w porównaniu do setek animowanych filmów tych dzieci. W centralnympunkcie pokoju od dawien dawna stoi telewizor, ukochana zabawka dziewczynek.Wokół niego walają się stosy porozrzucanych płyt. Można z nich urządzić swoistąloterię – wylosować jedną z płyt, odczytać dzieciom tytuł, a one zawsze zeszczegółami opowiedzą przebieg całej bajki. Znają je wszystkie na pamięć.Oglądały je setki razy. Z nosem przyklejonym do telewizora, bo ich ulubioną pozycjąjest siedzenie na kolanach w odległości góra dwudziestu pięciu centymetrów odszklanego ekranu.

 

Rodzina B to zupełne przeciwieństwo tej przedstawionejwyżej. Ona ambitna i bardzo sympatyczna lekarka, ciągle się dokształcająca irobiąca publikacje, bodajże od siedmiu lat żyjąca w Irlandii. On – jeden znajsympatyczniejszych Irlandczyków, jakich poznałam, uwielbiający swoją żonę idzieci. Obydwoje po trzydziestce, pełni życia, ciągle podsycający iskrępozytywnego szaleństwa, która tli się w ich duszach. Ich pociechy to trzyletnisynek i prawie półroczna córeczka. Niesamowite dzieciaki, grzeczne i ułożone,od początku swojego życia mądrze wychowywane przez rodziców. W tym domu nigdynie ma krzyków, kłótni i nerwowej atmosfery. Dzieci, choć są ogromnie kochane,nie są absolutnie rozpieszczane. Obydwoje wychowywani są według tego samegoschematu. Ich pierworodna pociecha doskonale wie, że rodzice są nieczuli nabunt i płacz. Kiedy przekonał się, że wymuszanie nie skutkuje, zaprzestałswoich niecnych praktyk.

 

W tym domu rodzice od zawsze stawiali na aktywny rozwójswoich dzieci. Zamiast siedzieć godzinami przed telewizorem, dziecko spędzałoczas na świeżym powietrzu. Radośnie biegało po zielonych połaciach pól,poznawało otaczający go świat, jego zapachy i smak. Rzadko kiedy ogląda filmyanimowane, jako że rodzice stawiają na słowo czytane i na zabawy z różnymiedukacyjnymi przedmiotami.

Uwielbiam patrzeć na tę rodzinę, bo kiedy się ichobserwuje, nie sposób nie zauważyć miłości i szczęścia emanujących od tychludzi. Przyznam, że ta dwójka rodziców jest dla mnie modelowym przykłademidealnej rodziny. Podziwiam ich za to, że zawsze znajdą czas na zabawy zdziećmi, mimo że obydwoje są praktycznie zawsze pochłonięci i zmęczeni pracą.Są niewątpliwie przykładem na to, że można prowadzić życie zawodowe, dbać odom, przyrządzać smaczne obiady i umiejętnie wychowywać dzieci. I tu potwierdzasię prawdziwość powiedzenia „chcieć to móc”.

 

Czasem odnoszę wrażenie, że współcześni rodzice zbytczęsto idą na łatwiznę. Że nie do końca zdają sobie sprawę z powagi obowiązkówrodzicielskich, jakie na nich spoczywają. Że nie rozumieją, iż dobra materialnenie mogą zastąpić dzieciom namacalnej obecności rodziców – towarzystwa do zabawi gier, do rozmów i beztroskich chwil spędzonych z nimi ot, tak po prostu, zpotrzeby serca. Proza życia, zwykłe zmęczenie, a czasem lenistwo, to wszystkosprawia, że życie wielu rodziców sprowadza się do takiego błędnego koła. Czasemzdają sobie sprawę ze swoich zaniedbań rodzicielskich, czasem usiłują walczyćze sobą, wmawiając sobie, że dziś jest ostatni dzień, kiedy proszące o zabawędziecko znów odsyłają do komputera czy telewizora. Ale to nie jest ostatnidzień. Gdzieś w głębi siebie zdają sobie sprawę, że jutro historia znów siępowtórzy. I pojutrze także.

23 komentarze:

  1. Bez urazy Taito, ale latwo jest sie wypowiadac na tematy wychowywania dzieci i krytykowac innych, gdy nie ma sie wlasnych pociech. Masz racje, ze nalezy poswiecac czas dzieciom, ze nic nie zastapi milosci i ze komputer i telewizor to zadne rozwiazanie. Sama bede starac sie unikac ich jak ognia. Jednak w ciagu mojego krotkiego macierzynstwa nauczylam sie, ze nie krytykuje innych za to, co robia ze swoimi dziecmi dopoki sama nie bede na tym samym etapie jak oni i bede borykac sie z takimi samymi problemami. Kazdy czlowiek jest inny,ma inne potrzeby, problemy, frustracje, kazdy zwiazek, kazda rodzina to zupelnie inna bajka. A takich idealnych rodzin jak Twoja znajoma to jest bardzo niewiele.Tez naczytalam sie madrych ksiazek, kiedys bylam au-pair i zapewnialam, ze pewnych rzeczy z noworodkiem robic nie bede a zycie zweryfikowalo moje plany. Kazde dziecko jest inne, ma inne potrzeby.Ciesze sie, ze masz takie trzezwe podejscie do tej sprawy, ale znam wiele matek, ktore wypowiadaly sie w podobny do Ciebie sposob a ich zycie rodzinnie obecnie wyglada inaczej. Mimo wszystko zycze powodzenia, jesli kiedys zdecydujesz sie na zalozenie rodziny.

    OdpowiedzUsuń
  2. promyczek83@op.pl18 marca 2009 12:15

    Co do wygłaszania własnych osadów to fakt czasami to prawda, bo wiem, że dzieci potrafią byc naprawdę jak diabły i żadne prośby grożby czy miłe słowa do nich nie docierają.Znam taką parę, Ona lekarz i to psycholog ma syna nie wiem czy z ADHD, ale ręce nad nim załamuje i aż płacze bo nie wie co z nim zrobić, nikt i nic nie pomaga. Ale i ja wiem, że wielu ludzi sadza dzieci przed tv, czy przed kompem tylko po to, zeby mieć od nich spokój. I to jest prawda. Wychowanie to trudna sprawa, myślę, że trzeba kierować się sercem, przeciez każda matka chce najlepiej dla swych dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oo, właśnie wróciłam z Twojego bloga, a tu komentarz od Ciebie.Wracając do tematu... Z dziećmi miałam do czynienia więcej niż Ci się wydaje, nie mam jednak zamiaru zamieszczać szczegółów na blogu. Nie uważam, bym nie mogła wypowiadać się na temat sposobu wychowywania dzieci, tylko dlatego, że sama ich nie mam. Doskonale zdaję sobie sprawę, że każde dziecko jest inne, niektóre są wyjątkowo łatwe w wychowywaniu, inne zaś niezwykle wymagające, ale to nie usprawiedliwia absurdalnego zachowania niektórych rodziców. Zauważ, jak często narzekamy na współczesną młodzież, jak często ją krytykujemy, nie dopatrując się przyczyn jej zachowania w błędach popełnionych przez rodziców. Niestety, w wielu przypadkach - poprzez nieumiejętne zachowanie - to właśnie rodzice doprowadzili do problemowej sytuacji typu: "moje dziecko ma 3,5 roku i ciągle musi być karmione przez rodzica" lub "mój czterolatek nie potrafi nawet częściowo się ubrać i ciągle pije z kubka niekapka". Litości. Jeśli umiejętnie prowadzi się malucha, zna jego potrzeby i choć trochę psychologię dziecka, to naprawdę można uniknąć wielu poważnych błędów wychowawczych. Mnóstwo problemowych sytuacji można rozwiązać, ale do tego trzeba trochę chęci, czasu i mądrości rodzica...Na zakończenie dodam, że trochę śmieszą mnie zachowania rodziców uzurpujących sobie prawo do oceniania siebie i dzieci tylko przez innych rodziców. Bo źle wychowane dziecko to nie jest problem TYLKO rodzica, ale CAŁEGO społeczeństwa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie o tym piszę - nie można pozwolić, by dziecko siedziało przez kilka godzin przed telewizorem! No ludzie, bez jaj, proszę. Jak można świadomie tak krzywdzić swoje dziecko? Moja znajoma w ogóle nie zabiera dzieci na spacery, mimo że ma koło domu duży ogród. One siedzą przed telewizorem w odległości 20-30 cm przez kilka dobrych godzin! Wyobrażasz to sobie? Jej problem polega właśnie na tym, że ona nie potrafi być asertywna w stosunku do swoich pociech. Moim zdaniem w wychowywaniu nie wystarczy się kierować tylko sercem, bo często najlepsze intencje wywołują najgorsze efekty... Tu trzeba także kierować się rozumem. Znaleźć złoty środek, a nim nie jest niestety tv ani dvd.Kierowanie się tylko i wyłącznie sercem, czyli pozwalanie dziecku na wymuszanie ("bo ono tak bardzo płakało") kończy się najczęściej tym, że rodzic nie potrafi wyegzekwować pewnych zachowań od dziecka. To z kolei objawia się często bezstresowym wychowaniem lub mówiąc dosadnie - puszczeniem dziecka samopas. I błędne koło gotowe. Kochać dziecko absolutnie nie oznacza pozwalać mu na wszystko. A tak niestety rozumuje bardzo wiele rodziców. Wracając jeszcze na chwilę do mojej koleżanki - kiedy jej córka wymusza na przykład siedzenie poza fotelikiem dziecięcym, ona się na to potrafi zgodzić [bo "wszystko, żeby mała nie płakała"]. Czy w tym przypadku - ryzykując życie własnego dziecka - moja znajoma kieruje się rozsądkiem? Nie. Sercem - bo jest zbyt litościwa na to, by włożyć dziecko do fotelika, przypiąć pasami i ruszyć w drogę. Na zakończenie napiszę tylko tyle, że widziałam już mnóstwo łez biednych rodziców, którzy błagali o jakąś radę. Nie pytaj, czy mi ich żal.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam wiele zaprzyjaźnionych rodzin z dziećmi. Nie ma modelowej rodziny - każda jest inna i wszystkie dzieciaczki są inne. Wśród nich są i tacy, których dzieci godzinami oglądają telewizję, są też tacy gdzie telewizor dziecko może oglądać max 30 minut dziennie. Córka moich sąsiadów - 6-cio latka - jest dzieckie strasznie rozpuszczonym , mimo że rodzice poswięcają jej dużo uwagi i telewizor i komputer są w tym domu rzadkością, a małą uwielbia książki. A znowu córeczka moje koleżanki uwielbia bajki na dvd, ogląda je bardzo często i jest grzecznym i milusim dzieckiem. Wczoraj w radiu słyszałam, o chłopcu, który od 5-go roku życia animuje postacie, robi filmiki i umieszcza je w internecie. oczywiście pod okiem taty. Złego wychowania nie mozna zrzucać na tv czy kompa, tylko na rodziców, któzy nie dorośli do swej roli. Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  6. Taita mimo, że bezdzietna jeszcze, to dobrze to zanalizowała :)Wiem z własnego doswiadczenia, że włączenie dziecku telewizora to idealny sposób na ciszę i spokój w domu.I stosuję, czasem ten złoty środek, owszem, nie przeczę ale z umiarem..Malwina ma swój czas na obejrzenie swoich ulubionych bajek, to jakaś godzinna dziennie (poobiednie lezakowanie ).Wiem, że dzieci sa dosć podatne na uzależnienie od telewizji i gdyby im tego nie ograniczać mogłyby tak siedzieć cały dzień.Było by to owszem bardzo wygodne ale do czego to prowadzi ???

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest jeszcze model C - rodzice, którzy od dawna pozostają głusi na wrzaski pociech i dzieci, które mimo wszystko próbują zwrócić w ten sposób na siebie uwagę. Tych widuje się na mieście najwięcej. Dzieciak drze się w niebogłosy, a matka niczym nie zrażona skanuje sklepowe półki. Kiedyś natrafiłem na taką parkę w TESCO. Kobieta złapała mnie jak zniesmaczony patrzyłem na jej rozryczaną pociechę i rzuciła do mnie z wyrzutem: "Tak, to jest dziecko, więc płaczę. Nie ma się na co patrzeć". Jakie to oczywiste...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ile domow tyle wzorcow, kazdy ma swoja teorie na wychowanie dzieci i dopoki sie milusinskim krzywda nie dzieje to jest ok. U mnie bywa roznie, w zaleznosci od sytuacji i dnia. Czasem dzieci ogladaja bajki a czasem tv jest wylaczony pol dnia. Pawel ma w pokoju kompa z podlaczonym netem ale nie naduzywa tego-wiecej czasu spedza z kolegami na dworze jak jest pogoda i to mnie cieszy,bo prawde mowiac balam sie tego neta u Niego w pokoju-ale widze,ze nie bylo powodow.Jedno jest pewne-dzieci u mnie krzykiem i buntem niczego nie osiagnal, jestem glucha na wrzaski z podowu nerwow czy wymuszania czegos...tego nie slysze i Bzik wie,ze nie ze mna takie numery. Ma 3 lata i umie za siebie przepraszac a Ja Mu zawsze wybaczam i prosze,by to sie wiecej nie powtorzylo....Dlatego tez pisze,ze roznie to bywa,ale jedno wiem-staram sie jak moge..Caluski Ella

    OdpowiedzUsuń
  9. A propos bezstresowego wychowania to mam jedną taką nauczkę w postaci dzieci moich sąsiadów. Obydwaj robili co chcieli i mieli wszystko co chcieli choć rodzicom nie przewalało się. W efekcie jeden osiemnastkę obchodził w zakładzie karnym a drugi ma wyrok w zawiasach, skończył tylko gimnazjum i od powrotu do kraju jeszcze nie widziałem go trzeźwym. Wycohwanie bezstresowe owszem ale do pewnych granic plus odrobina wyobraźni i zdrowego rozsądku u rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  10. aga.stankiewicz@onet.eu19 marca 2009 10:58

    Dla mnie też ta druga rodzina jest super :)) Rodzice widać wypracowali sobie bardzo dobry model wychowania i się go trzymają... Ale same zobaczymy jak nam pójdzie z własnymi dziećmi ;))) Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  11. promyczek83@op.pl19 marca 2009 17:08

    No właśnie sercem , kierowac się sercem dla swoich pociech , tzn. robić to co będzie dla nich dobre...nie uleganie im. Dzieci to mali szantażyści, jeżeli będą wiedzieli, że mama raz ulegnie zrobi to kolejny i kolejny.To taki brak autorytetu rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  12. wienew@onet.eu19 marca 2009 20:39

    Niestety świat jst pełen zabieganych, niewiele rozumiejących ludzi. Zdarza się, że ktoś jest nawet teoretycznie zorientowany w tych sprawach lecz gdy sam znajdzie się w roli rodzica ... jakby doznawał długoterminowej amnezji. Wiele lat uczymy się, by wykonywać jakiś zawód, a jak długo trwa edukacja do roli rodzica? To smutne - ot taka rzeczywistość.

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej, Wienew. Wydawało mi się, że zostawiłam wczoraj komentarz na Twoim blogu, tymczasem dzisiaj ze zdziwieniem odkryłam, że go tam nie ma. Widocznie zaginął w akcji - zdarza się ;)A wracając do poruszonego tematu - zgadzam się z tym, co napisałaś.

    OdpowiedzUsuń
  14. Dokładnie tak - oni stosowali pewne metody wychowawcze praktycznie od narodzin swojego pierwszego dzieciaczka. Opłaciło się - efekty są super. I wilk syty i owca cała. Dzieci są kochane i szczęśliwe, a rodzice nie mają z nimi problemów. No i mają więcej czasu dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Smutny model rodziny, niestety.Nigdy nie byłam zwolenniczką tak zwanego "bezstresowego wychowania". Jedną z najgorszych rzeczy, jakie mogą zrobić rodzice, to pozwolić dziecku wejść im na głowę. Ps. Coś się nam kontakt ostatnio urwał. Ach ten cholerny czas... A raczej jego brak. A Ty wiesz, że u mnie ostatnio "upały"? :]

    OdpowiedzUsuń
  16. Ella, bez wazeliny - Ty jesteś naprawdę dobrą i przede wszystkim rozsądną matką. To widać, uwierz mi! :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Drogi Miszo :) Opisana przez Ciebie sytuacja, to już w ogóle inna bajka ;) Może ciężko w to uwierzyć, ale czasem ignorowanie dziecka polegające właśnie na takiej "znieczulicy" na jego krzyki jest bardzo wskazane. To taka próba sił na płaszczyźnie rodzic - dziecko. Jak dasz się pokonać i ulegniesz, już po Tobie ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Nawet wiem, co Malwina uwielbia oglądać ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Zdolna bestia z tego malucha ;) Jeśli ktoś umiejętnie pokieruje jego promocją, to być może czeka go bardzo obiecująca przyszłość :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Zawsze wydawalo mi sie, ze dziecku nalezy poswiecac czas, ze trzeba sie z nim bawic, czytac mu. Po przyjezdzie do Irlandii zobaczylam zupelnie inny styl wychowywania dzieci... Dodam jeszcze tylko, ze 11-letni syn naszych sasiadow byl regularnie przywozony przez radiowoz, nieprzytomny z przepicia/przecpania czy co on tam sobie zapodawal. Ja moje dziecko wychowam zupelnie inaczej. Mam nadzieje, ze podolam - wychowanie to trudna rzecz...

    OdpowiedzUsuń
  21. Po pierwsze, mozesz sobie pisac, co chcesz. To Twoj blog. Powtorze tylko, ze jest o wiele latwiej wyrazac sady, gdy nie jest sie osoba uczestniczaca.Po drugie, nie znam zadnych rodzicow, ktorzy uzurpuja sobie prawo do bycia krytykowanymi tylko przez innych rodzicow, bo zadni rodzice nie lubia byc krytykowanymi przez nikogo, tym bardziej przez innych rodzicow. Tak jak zaden czlowiek nie lubi byc krytykowany przez innego czlowieka. Proste.Po trzecie, zgadzam sie Twoimi teoriami na temat wychowywania dzieci, milosci, rozwoju itd., bo kazdy, kto ma troche zdrowego rozsadku mysli podobnie i tu zadna z nas nic nowego nie wnosi. Po czwarte, teraz mamy komputery i DVD, kiedys bylo starsze rodzenstwo i podworko. Tak jak teraz, tak i wtedy ludzie pozbywali sie swoich dzieci. Teraz strach jest je wypuscic na dwor, wiec pozostaja multimedia. Zli rodzice byli, sa i beda i tutaj nic sie nie zmieni. Po piate, jesli chodzi o CALE spoleczenstwo, to dopiero za dwadziescia lat sie okaze, komu i co wyszlo na lepsze, czy bieganie po polu czy ogladanie kreskowek. Nie ma reguly. Znam osoby, ktore otoczone byly nadzwyczajna opieka i miloscia ze strony rodzicow, i teraz jako dorosli nie bardzo moga odnalezc sie w tym swiecie i delikatnie mowiac,nie zawsze jest u nich wszystko z glowa w porzadku. Poza tym, skad my mozemy wiedziec jak bedzie wygladalo spoleczenstwo w przyszlosci? To, co jest dla nas nienormalne, jak np. ogladanie telewizji czy komputera godzinami, to w przyszlosci bedzie czyms naturalnym. Dzieci od samego poczatku beda rosnac w symbiozie z komputerem. W koncu postep cywilizacyjny trwa, nawet jesli nie podoba nam sie kierunek, w ktorym zmierza ludzkosc.Po szoste, moze zostaniesz pedagogiem, jesli tak sie przejmujesz losem dzieci i calego spoleczenstwa. A moze cos juz robisz w tym kierunku, a ja o tym nie wiem?No to... to by bylo na tyleSaludos!

    OdpowiedzUsuń
  22. e a od kiedy to w Irlandii ciepło? no chyba że o innych upałach mowa. Ale ja w temacie rozumienia aluzji to tak trochę jak Kubuś Puchatek tzn rozumek malutki. A tak a propos nie o to chodzi by dziecko robiło co zechce, ale by wiedziało ile może i do jakiej granicy nie może się posunąć. A to wcale nie takie proste. A co do czasu to chyba mamy coś wspólnego- bo niby jestem bezrobotny a na nadmiar wolnego czasu raczej nie narzekam. Ale na gg zawsze czas znajdę

    OdpowiedzUsuń
  23. Czesc Taito tak to prawda co zalwazylas, to jest normalny styl wychowywania dzieci w Irlandii,i ze swieca szukac takiej rodziny gdzie dzieci maja wyznaczone granice. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń