sobota, 4 lipca 2009

Lea Castle - zamek ukryty w zieleni

Ozamku Lea, a ściślej mówiąc o jego ruinach, rzadko kiedywspomina się w irlandzkich przewodnikach. Mimo że znajduje się onw sąsiednim hrabstwie, przez długi czas nie wiedziałam o jegoistnieniu. Dowiedziałam się zupełnie przypadkiem, a osobą, któramnie oświeciła była Pełnoletnia, moja blogowa znajoma. Wtedywłaśnie bliżej się nim zainteresowałam, by pewnej słonecznejniedzieli udać się w miejsce jego położenia.


  


Dotrzećdo zamku można tylko pieszo, więc zostawiamy auto w ustronnymmiejscu, licząc, że po powrocie zastaniemy je w nienaruszonymstanie. Na naszej drodze pojawia się pierwsza furtka, a za nią dośćmocno zaminowane i zryte krowimi kopytami pole. To wszystko sprawia,że droga do ruin nie należy do zbyt przyjemnych. Spalona słońcemtrawa stanowi idealne miejsce kamuflażu wizytówek, którepozostawiło pasące się tu wcześniej bydło.


  


Mimoże uważnie spoglądam pod nogi, nie udaje mi się uniknąćnajgorszego. Jeden fałszywy ruch i moja prawa noga ląduje w samymśrodku sprytnie zamaskowanego krowiego placka. Z obrzydzeniemwycieram w trawę swoje czerwone sandały i palce u poszkodowanejnogi. No, tak, zapomniałam o pierwszej regule przezornegopodróżnika: jeśli chcesz bez uszczerbku dotrzeć do małopopularnych irlandzkich zabytków, zawsze zabieraj ze sobąbuty przeciwpowodziowe i kombinezon chroniący przed materiałamiradioaktywnymi.


  


Popokonaniu zaminowanego pola, wkraczamy na mniej niebezpieczny teren.Nie ma tu już przykrych niespodzianek, jest natomiast długa i gęstatrawa, a wśród niej ledwo widoczny, misternie wydeptany śladprowadzący do ruin. Obok w leniwym rytmie płynie sobie „Coś, CoKiedyś Było Rzeką Barrow, a Teraz Jest Ściekiem”.


  


Zopowiadań Sympatycznego Irlandczyka, na którego wpadamy wdrodze powrotnej dowiadujemy się, że kiedyś można było tupływać. Kiedyś, kiedy Sympatyczny Irlandczyk był dzieckiem [a tobyło daaawno temu]. Teraz Ściek ogrodzony jest drutem kolczastym,ale i bez niego nikt dobrowolnie nie chciałby tam wskoczyć. Niktprzy zdrowych zmysłach i bez zapędów samobójczych.


  


Bryłazamku sprawia wrażenie niewielkiej, ale nic bardziej mylnego.Wystarczy dokładniej się jej przyjrzeć, by domyślić się, iż wczasach świetności zamek miał imponujące rozmiary. Do naszychczasów przetrwał jednak w szczątkowej wersji, na dodatekmocno porośniętej przez krzewy i bluszcz. Wygląda tak, jakbywszyscy o nim zapomnieli.


  


Tensam Irlandczyk opowiada nam, iż kilkanaście lat temu zamek był wdużo lepszym stanie. Jego mury były odsłonięte i przede wszystkimnie było tutaj taakieej dżungli. I faktycznie – kilka dni późniejnabywam irlandzki film, gdzie ku mojemu zaskoczeniu pojawia się LeaCastle w zdecydowanie bardziej zadbanej formie. Teraz, żebydokładnie go obejrzeć, trzeba przedzierać się przez krzaki,chwasty i inne zielska.


  


MójMr Right, który z powodu słonecznej pogody założył krótkiespodenki, ma dość spore problemy z przebrnięciem przez gęstąkępkę bujnych pokrzyw. Przechodzę przez nie pierwsza, jako że mamdługie spodnie, ale i to niewiele daje. W akcie desperacji Połówekchwyta kawałek jakiegoś konara, który ma mu posłużyć jakomaczeta. Tak zaopatrzony staje do walki z pokrzywami i zaczynaintensywnie wymachiwać kijem na wszystkie strony, co stanowi takzabawny widok, że o mało nie kładę się na glebie i nie zwijamsię ze śmiechu. Dzielny rycerz, niczym Don Kichot walczący zwiatrakami ;)


  


Wśrodku ruin znajduję kilka różnych otworów i…garstkę porzuconych śmieci. Kilka puszek po irlandzkim piwie,nakrętki po Coca-Coli, pety. Standard. Zamek jest jednak na tyleciekawy, iż można tu spokojnie spędzić godzinę. Liczne zakamarkizachęcają, by się z nimi bliżej zapoznać i na nowo przetrzećdawno nie odwiedzane szlaki. Są też zrujnowane schodki prowadząceGdzieś Na Zamkową Górę. Niewielkie wyjście na szczycietego ciemnego tunelu umożliwia podziwianie okolicy z lotu ptaka.Gdziekolwiek sięgnąć okiem – tam ZIELONO. Soczyście zielono.


  


Udającsię w kierunku auta, znów brniemy w trawie. Jednocześniecieszymy się, że nasze niedogodności kończą się na krowichplackach i bujnych zaroślach. Mogliśmy przecież w ogóle tunie dotrzeć. Z rozmowy z Sympatycznym Irlandczykiem dowiedzieliśmysię, że rok temu, kiedy lato było latem tylko z nazwy, a deszczpadał prawie każdego dnia, Ściek wystąpił ze swego koryta izalał cały teren otaczający zamek. Brnięcie w takim szambie todopiero byłby hardcore…

23 komentarze:

  1. Niektórzy mówią, że jak wdepniesz w krowi placek będziesz bogata. Ale oni pewnie też wdepnęli, to co innego mieli powiedzieć...

    OdpowiedzUsuń
  2. renatad7@poczta.onet.pl4 lipca 2009 10:38

    kiedys w podstawowce usiadlam na wycieczce szkolnej w taki placek i bogata nadal nie jestem;)tutaj ruin wzbogaconych puszkami,i innym smieciem jeszcze chyba nie widzialam.co nie znaczy,ze takich ozdobnikow nie ma.po prostu nie przypominam sobie.za to w Hiszpanii,w miescie Ronda poszlam kiedys obejrzec dom miejscowego zamoznego czlowieka-zabytek rzecz jasna.bilet za 7 euro musialam zakupic,a po wejsciu o zgrozo,wysypisko smieci.mialam nawet zdjecie,jednak stwierdzilam,ze bez sensu bedzie najezdzac na syf w Hiszpanii,bo rownie dobrze tutaj moge taki odnalezc.pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. ~pełnoletnia4 lipca 2009 11:19

    Bez kaloszy by sie nie obyło ;)Podziwiam Cię, że znalazłaś informacje dotyczące tego zamku, bo ja przyznam szczerze, szukałam i nie natrafiłam na żadne. O nazwie już nie wpominając!!! Może dlatego zamek tak zarósł. Zresztą nie ma do niego bezpośredniego dojścia, jak zresztą pisałaś i trzeba niestety, wędrować po polach pełnych krów i przekraczać ogrodzenia z drutów kolczastych. Może także dlatego nie jest on taki popularny. Ale na mnie wywarł niesamowie wrażenie. Po pierwsze - jest wielki! Ileż tam było kiedyś komnat i ludzi :) Jakbym mogła, kupiłabym ziemię z tym zamkiem i wybudowała się pośród ruin adaptując ich część na nowoczesny budynek mieszkalny :) Chyba zagram w totka!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. ~pełnoletnia4 lipca 2009 16:48

    Zapomniałam napisać, że zrobiłaś takie samo ujęcie schodów prowadzących na górę :) Na moim blogu jest takie samo ujęcie. Coś magicznego jest w tym korytarzyku :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś chyba ściemniają, a Ty kolego odezwij się wreszcie na blogu, bo zaglądam tam codziennie i ciągle NIC :) Muszę też donieść, że robisz się sławny - Połówek poinformował kumpla z pracy o Twojej przygodzie ze squashem ;) ... tak, była fala śmiechu ;)Pozdrawiam serdecznie i czekam na newsy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam okazję zobaczyć kilkadziesiąt zamków i muszę niestety przyznać, że często trafiam na zaśmiecone ruiny - szczególnie tych zamków, które nie są atrakcjami turystycznymi. Te popularne są zazwyczaj wyglancowane na wysoki połysk ;) Ale to jeszcze nic. Ostatnio widziałam tak usyfiony zamek, że włosy mi się zjeżyły na głowie. Dzieło lokalnych meneli, którzy zrobili z niego prawdziwą spelunę...

    OdpowiedzUsuń
  7. Wbrew pozorom znalezienie jego nazwy wcale nie było takie trudne ;) Kiedyś przez przypadek natrafiłam na nią w przewodniku i domyśliłam się, że to jest ten zamek. No i miałam rację :) A ruiny faktycznie wskazują na to, że kiedyś była to potężna twierdza, z czteroma basztami zresztą... Co prawda nie należy on do moich ulubionych, ale bardzo mi się spodobał. Jest mroczny, tajemniczy i przede wszystkim wolny od turystów :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Korytarzyk fajny, ale dość ciasnawy i w miarę niebezpieczny - trzeba uważać na te zrujnowane schodki. Fajnie jednak posiedzieć sobie na szczycie ruin, pooglądać okolicę i...poczuć się jak pani na włościach ;) A właśnie, kiedy Ty tam byłaś? Nie kojarzę miesiąca, a pytam, bo nie chce mi się buszować w Twoim archiwum ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję Taitko za wspaniałą wycieczkę. Uwielbiam takie miejsca.A tak nawiasem mówiąc...krowi placek to szczęście...Pozdrawiam cieplutko :))

    OdpowiedzUsuń
  10. No to pięknie, teraz już wszyscy wiedzą. A kolejna notka już powstaje, bom też sobie gdzieś pojechał. Tyle że w bólach powstaje i powoli, bo niedospany jestem, a przez mało kreatywny. Może jutro...

    OdpowiedzUsuń
  11. Zapowiada się obiecująco - zatem poczekam cierpliwie :) A tak na marginesie, albo jesteś TAK szybki, albo przez przypadek skomentowaliśmy swoje blogi o tej samej godzinie ;) Czyżby synchronizacja komci? ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Miledo, ciężko w to uwierzyć, kiedy ma się na swojej stopie kawałek obrzydliwego i śmierdzącego krowiego placka ;) Pozdrawiam serdecznie :) Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeniosłam się z deszczowo- burzowej Polski do soczysto zielono- niebieskiej Irlandii :) Macie widzę z Połówkiem talent do wynajdywania takich ciekawych, niby to ukrytych miejsc :) Fajnie, że nie ulegacie komercji i nie zwiedzacie jedynie podstawowych miejsc każdego turysty ;p Zabaw z ustawieniami w aparatku nie było? :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Znów zostałem oddelegowany do odpisania na komentarz ;)Tym razem nie było żadnych eksperymentów z opcjami aparatu. Generalnie rzecz biorąc, byliśmy dosyć zawiedzeni ograniczonymi możliwościami sfotografowania zamku. Ze względu na to, że jest on mocno zarośnięty wszelkiej maści krzakami, było zaledwie kilka miejsc, z których można było zrobić w miarę znośne ujęcia. Na domiar złego jedyna strona, z której zamek był bardziej odsłonięty, akurat o tej porze dnia była kiepska do fotografowania, bo trzeba było pstrykać pod słońce.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Eksperta się zawsze oddelegowuje do odpowiedzi :) A najbardziej ambitne zdjęcia to te robione pod słońce. Świadczy o pełnej profesce fotografa ;D Ja się z Ciebie nie nabijam, broń Boże, po przypomniało mi się jak na niektórych wycieczkach mój kolega właśnie najbardziej stosuje tą metodę :) I nawet się kładzie na ziemi. Nie wiem czy od tego mają wyjść ładne zdjęcia? Jakoś mu nie wychodzą :) Natomiast Wam (Tobie) wyszły fotki rewelacyjne, mimo niesprzyjających warunków. I wcale nie słodzę, tylko podziwiam. Zwłaszcza za chęć zwiedzania i poznawania nowych miejsc :)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja też czasem przyjmuję dziwne pozycje podczas robienia zdjęć. Można dzięki temu uzyskać dosyć ciekawe ujęcia. A Taita wręcz ubóstwia robić mi wówczas fotki drugim aparatem. W takich przypadkach przeważnie jest mniej zdjęć obiektu, przy którym się gimnastykowałem, niż tych ze mną w roli głównej w momencie owej gimnastyki ;)Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. ~pełnoletnia8 lipca 2009 16:24

    A ja tam byłam w sierpniu 2008 :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Krowie placki przynosza szczescie!!! Pieknie.. jak zwykle, a ja jak ZWYKLE nie moge odciagnac oczu od zieleni.... caluje... zalogowalam sie dzis, a tu takie info u Petroneli i Invitady... jakos mi ciezko...

    OdpowiedzUsuń
  19. Będzie dobrze, naprawdę w to wierzę! Btw, dobrze, że wróciłaś i zrobiłaś relację z urlopu :) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  20. Veritko, ja nie znoszę tłumów i komercji, więc często zdarza mi się wyszukiwać miejsca mało znane za to bardzo klimatyczne. Lubię takie opuszczone i niby zapomniane zamki, o których nie wspominają żadne przewodniki. Może ciężko w to uwierzyć, ale czasem są one dużo bardziej interesujące niż te polecane we wszystkich bedekerach. A co do kolegi gimnastykującego się w trawie w czasie robienia fotek, to mój Połówek też tak ma. A ja... No cóż :) Ja mam z tego niezły ubaw i...całkiem spore portfolio dziwnych Połówkowych pozycji :) Połówek na kolanach, Połówek na brzuchu, na boku, etc ;) A wiesz, jakie wypasione fotki można czasem zrobić w takiej odlotowej pozycji? Kiedyś szczęka mi opadła, jak zobaczyłam efekt Połówkowego tarzania się w trawie przy fotografowaniu pewnego ważnego irlandzkiego kamienia i... pieska, który cały czas się wpychał w kadr. Może kiedyś je opublikuję, to zobaczysz :) A co do zabaw z opcjami aparatu, to jest to domena Połówka :) On jest "grrrreat photogrrrapherrr" w tym związku [jak podsumował go pewien Hindus] ;) Zresztą jego aparat jest lepszy i nowszy od mojego, więc co będę się ośmieszać moim "staruszkiem" ;)Ps. Na maila postaram się odpisać już wkrótce :) No i za parę dni oddeleguję Połówka na pocztę, by wysłał Ci list ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Już sobie sprawdziłam i faktycznie takie samo ujęcie, z tym że Twoja wersja jest ciemniejsza [też taką mam]. Przy okazji natrafiłam na relację z wyprawy do Donegalu, więc odświeżyłam sobie pamięć :) Dzięki i pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  22. czy ten zamek to okolice limericka jesli tak to bylam tam i musze przyznac ze wrazenie robi nie z tej ziemi warte obejrzenia

    OdpowiedzUsuń
  23. No niezupełnie, zależy co rozumiesz poprzez "okolice Limericka" :) Zamek znajduje się koło Portarlington w hrabstwie Laois.

    OdpowiedzUsuń