Dziś z innej beczki.
„Tajemnicazaginionej skarpety” brzmi jak tytuł jednej z powieści królowej kryminału,Agathy Christie, jednak nim nie jest. Sprawa jest bardziej przyziemna i błaha.
Wspomnianaskarpeta – główna bohaterka mojego dzisiejszego posta – jest moją własnością.Nabyłam ją dawno temu drogą zakupu z katalogu i mocno się do niej przywiązałam.Bardzo. Wbrew pozorom to nie jest taka sobie zwykła skarpeta. Oczywiścienazwanie jej „magiczną” jest lekkim przegięciem, ale mimo wszystko pozwolę sobietak ją określać. Otóż, skarpeta ta wraz z połączeniem odpowiednio nawilżającegokremu do stóp działa rewelacyjnie. Przed pójściem do łóżka smaruje się stopykremem, zakłada na nie skarpety, a po przebudzeniu: tah-dah, stópki sądelikatne i gładkie, jak skóra niemowlaka.
Tak więc zawszewtedy, kiedy włączał mi się złowrogi alarm „Rough Feet”, magiczne skarpetyokazywały się moim wybawieniem. Aż do pewnego dnia… Było to wtedy, kiedy mojestopy stanowczo zażądały pedicure’u kosmetycznego, a ja rzuciłam się naposzukiwanie magicznych skarpet, co by nie skończyć jako zaniedbana ogrzyca zszorstkimi kopytami. Szukałam ich 20 minut i NIC. Przerzuciłam zawartośćwszystkich moich szuflad z bielizną, sprawdziłam szafki, łóżko, czy aby niezawieruszyły się gdzieś w środku po poprzednim użyciu i nadal NIC. Zajrzałamnawet pod łóżko i... znalazłam smętnie zwiniętą zgubę. Problem polegał tylko natym, iż zamiast dwóch sztuk była jedna! Druga zaginęła w akcji. Zniknęła niczymkamfora. Poszukiwania nadal nie przynosiły efektu, a ja ciągle opłakiwałambolesną stratę. Znalezioną skarpetę ulokowałam na parapecie w sypialni, by wwidocznym miejscu cierpliwie czekała na odnalezienie jej towarzyszki.
I dziś nadszedłten dzień. Jako że ostatnio byłam „extremely busy” i nie miałam czasu naodpoczynek, a co dopiero na sprzątanie domu, nieco go uświniłam [tak, tak,dobrze przeczytaliście: ja, Taita, fanatyczka porządku, ładu i czystościogłaszam wszem i wobec, że zamieniłam swoje cztery kąty w chlew], dziśpowiedziałam: B A S T A! Korzystając z dnia wolnego od pracy, zakasałam rękawy,uzbroiłam się we wszelkiego rodzaju szmaty, spryskiwacze, gąbki i przystąpiłamdo walki z batalionami równie bojowo nastawionych bakterii.
Po wykonaniumisji w łazienkach i toalecie wyciągnęłam na światło dzienne odkurzacz.Standardowo już otworzyłam go, by sprawdzić stan worka na śmieci, a tam… ozgrozo… „What the fuck??” - myślę sobie - co w wersji ocenzurowanej będziebrzmiało mniej więcej tak: „ooo, a co to??”. W środku worka COŚ dziwnego, cośco nie wygląda jak zwykłe skupisko farfocli wszelakich. Dotykam tego CZEGOŚ, ato moja poszukiwana i opłakiwana rzewnymi łzami skarpeta. A raczej to, co zniej zostało. No, fanta*****stycznie! Niech mi ktoś powie, powinnam się śmiaćczy płakać w tym momencie, bo ja blondynką jestem i wszystko, co jest związanez myśleniem jest mi dalekie i obce.
Na domiarzłego, jakby to nie było wystarczające nieszczęście, skarpetka nie leżała sobiezwinięta gdzieś w kącie worka [heellooł, czy worek ma kąty??], tylko tak niefortunniezawiesiła się na wężu doprowadzającym śmieci, że wszystkie farfocle, normalniebłąkające się po domu, wpadały do jej środka, co w efekcie utworzyło swegorodzaju balon. No cóż, czemu mnie to nie dziwi? W takich przypadkach przecieżZAWSZE muszą się skumulować wszystkie prawa Murphy’ego.
Na zakończeniemoja zguba [w wersji mocno oczyszczonej]:
A oto fotkauwieczniająca szczęśliwe połączenie moich magicznych skarpet:
To tyle nadzisiaj.
W gruncierzeczy to chyba był szczęśliwy dzień?
witaj w klubie :) ja sprzatam tylko w soboty i to nie w kazda :) jak wybywam na weekend, to nie musze :) a co do magicznych przedmiotow... cholera, chyba ostatnio nie mam takiego :)czlowiek z krwi i kosci sie liczy czy nie? ;)Pozdrawiam cieplo, chociaz deszczowo (LOL)
OdpowiedzUsuńLacze sie w bolu po utracie wiernego towarzysza walki z brzydkimi stopami. teraz bedziesz musiala poswiecac na to dwie noce. jedna na prawa druga na lewa ;D
OdpowiedzUsuńA to pech !!! Coś mi się wydaje, że nie będziesz w stanie jej oczyścić, żeby była taka jak ta druga. A może ci się uda ? Myślę, że ja bym wyczyściła, bo czasem bardzo cierpliwa jestem, ale tylko czasem. :))) Mnie się podobne rzeczy nieraz zdarzają nawet bez odkurzacza, gdy mój kiciuś położy się na coś ciemnego, bawełnianego, wtedy trzeba cierpliwie włoski wyciągać, albo rzecz wyrzucić. :)))Pozdrawiam serdecznie. :)))
OdpowiedzUsuńWitam syna marnotrawnego ;) No ja też sprzątam generalnie w soboty [albo niedziele, wstyd przyznać], bo tylko wtedy mam na to czas. Z reguły zawsze mam porządek w domu, ale ostatnio zrobiłam wyjątek i trochę zapuściłam chatę ;) No, ale od wczoraj znowu wszystko lśni, więc jestem usatysfakcjonowana :)
OdpowiedzUsuńHie, hie! :) Aż tak źle nie będzie ;) Już ja ją doprowadzę do użytku zewnętrznego ;)
OdpowiedzUsuńRozyno, ja tam jestem pozytywnie nastawiona: pralka, 30 stopni, Persil, quick wash i skarpeta będzie jak nowa :)
OdpowiedzUsuńFajne skarpetki. Też muszę sobie takie sprawić, bo moje stopy wołają o pomstę do nieba :-) Ostatnio udało mi się wciągnąć odkurzaczem kocią myszkę. Nie przyznałam się do tego, żeby kot na mnie wilkiem nie patrzył za wciągnięcie ulubionej zabawki :-)Uściski!
OdpowiedzUsuńTak mi się wydaje, że na tym zdjęciu to ta sama skarpeta, tylko wyprana w proszku Wizir:) Super proszek!!! Pozdrawiam Cię "Piękna Stopo":)
OdpowiedzUsuńRozwaliłeś mnie tą "piękną stopą", Jurku :) Irlandia pozdrawia Polskę :)
OdpowiedzUsuńKot by Ci tego nie wybaczył, Maro ;) Serdeczne pozdrowienia i uściski dla Ciebie :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że skarpeta się odnalazła. A odkurzaczowi bym pokazała gdzie pieprz rośnie. Musiał zjeść skarpetę??? :)))))Pozdrawiam Taitko i ściskam mocno :)))
OdpowiedzUsuńAle się uśmiałam. Rewelacyjny wpis. A wracając do tematu, tu w Kolumbii nie używamy takich skarpet. W każdą sobotę kolumbijska kobieta paraduje do gabinetu kosmetycznego w celu pielęgnacji swoich stóp i dłoni ;) Widzisz jak tu dobrze ;) I prawda jest taka, że latynoski są niezwykle zadbane w tym temacie.
OdpowiedzUsuńPrzetrzepałam mu worek! [jakkolwiek by to nie zabrzmiało] ;)
OdpowiedzUsuńEwuniu :) Cieszę się, że się podobało, i że w natłoku zajęć ciągle znajdujesz czas, by tu zaglądać :)Powinnam się wstydzić, bo ja do gabinetu kosmetycznego zaglądam raz na kilka miesięcy ;)Serdeczne pozdrowienia dla Ciebie i Mario :)
OdpowiedzUsuńtaito,serdecznie dziekuje za kartke.doszla przed chwila doslownie.pieknie tam.ta czesc Irlandii byla juz opisana na tylu blogach,tyle zachwytow o niej przeczytalam,ze musze tam kiedys zajechac:)
OdpowiedzUsuńW gruncie rzeczy za mój komentarz powinno posłużyć :D i wystarczy... Mam nadzieję, że skarpetka nadaję się do użytku (po jej uprzednim doprowadzeniu do stanu "sprzed")
OdpowiedzUsuńTo jedna z fundamentalnych zasad wszechświata - jedna skarpetka zawsze ginie. Nie do uniknięcia jak przypływ. Dlatego uważam, że wszystkie skarpety powinny być identyczne i sprzedawane na sztuki, nie pary :)
OdpowiedzUsuńZatem wygląda na to, że Połówek prawidłowo wysłał ;)
OdpowiedzUsuńNie było tak źle, jak się obawiałam :) Czysta i świeżutka leży w szufladzie i czeka na misję ;)
OdpowiedzUsuńWolność, równość i swoboda skarpetkom! ;)
OdpowiedzUsuńOOO Dżizys :)))))Na tej pierwszej fotce wygląda jak jakaś średniowieczna ciżemnka :)Prawdziwa "Tajemnica zaginionej ciżemki" czy jak to tam szło :)))
OdpowiedzUsuńOooh my God, kogo ja tu widzę? Moniq79 :) Czym sobie na to zasłużyłam? ;) Pozdrowienia Kochana, mam nadzieję, że czujecie się już lepiej :)
OdpowiedzUsuńCóż złośliwość rzeczy martwych. Ostatnio przez dwa dni bezskutecznie szukałem pewnej bluzy. Przewaliłem i sprawdziłem wszystkie możliwe kąty i nic. I nagle po kilku dniach bluza znalazła się. Oczywiście nikt nie wie jakim cudem i gdzie była. Ambie nie spasowała czy jak?
OdpowiedzUsuńNawet w najwiekszym natloku, moment na Taite i kawe sie znajdzie. Lubie Cie czytac ;) Pozdrowienia...
OdpowiedzUsuńEwuniu, czuję się zaszczycona. A tak na marginesie, to już od jakiegoś czasu planuje napisać do Ciebie maila i jakoś mi się to nie udaje ;)
OdpowiedzUsuńWitam, Alku :) Długo kazałeś mi na siebie czekać :) Cieszę się, że znów Cię tutaj widzę i czytam :) A co do bluzy, to powiem tyle: standard ;) Skąd ja to znam :) No, ale patrzmy na pozytywną stronę, ważne że w ogóle się znalazła :)Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam że z tym czekaniem tak wyszło ale .... czasu ostatnio wolnego mi brakuje ot co. Nawet wieczorami rzadko jestem na necie. Ot życie. Na moje to wedle wojskowej terminologii ambie nie spasowała. A amba to takie dziwne stworzenie, które jest żarłoczne i wszystkożerne ale którego jeszcze nikt nie widział. Pozdrowionka
OdpowiedzUsuńTeż pewnie chciałbyś, żeby doba była dłuższa? ;) A co do amby, to pamiętam ;) Przybliżyłeś mi jej sylwetkę w jednym mailu ;) Pozdrowienia i nie przemęczaj się :) Trzeba też z życia korzystać!
OdpowiedzUsuńZaglądam, zaglądam chociaz rzado komentuję.Czujemy się już dobrze chociaż wczoraj wszystko jakby wróciło. Wiktor miał jakiś jednodniowy nawrót, byłam przerażona i poraz drugi spakowałam torbę do szpitala . Na szczęście to była jednodniówka i dzis jest już w dobrej formie.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń