Nietrudno trafić w Irlandii na namacalne pozostałości po czasach zamierzchłych. Kamienne kręgi, ufortyfikowane wieże, dolmeny, forty i zamki to tylko część bogatego dziedzictwa tego kraju. Często budzą one nie tylko podziw, ale przede wszystkim zdziwienie. Rodzą szereg pytań. Dla tych, którzy chcieliby lepiej zrozumieć specyfikę czasów, w których przyszło żyć naszym przodkom, powstały takie miejsca jak Irish National Heritage Park.
Narodowy Park Irlandzkiego Dziedzictwa Narodowego, leżący w Ferrycarrig niedaleko Wexford, to swego rodzaju muzeum na świeżym powietrzu. O miejscach takich jak to mówi się, że tutaj historia ożywa: opuszcza karty książek i wkracza w trójwymiar. Nabiera innego charakteru - bardziej konkretnego, żywego i przekonującego. Tego typu ośrodki są zatem doskonałym miejscem do odbycia ciekawej lekcji historii - nie tylko dla dzieci, lecz także dla dorosłych.
Skansen obejmuje 35 akrów ziemi. Usytuowany jest w malowniczym miejscu, tuż obok estuarium rzeki Slaney. To teren obfitujący w mokradła, pagórki i drzewa. Ta specyfika terenu powoduje, że przemieszczanie się pomiędzy siedemnastoma punktami wytyczonymi na turystycznym szlaku dostarcza miłych wrażeń i ułatwia "teleportację" do przeszłości. Spacerujemy po nierzadko wilgotnych ścieżkach, wdychamy czyste powietrze i przyswajamy wiedzę. Proces przyjemny dla ciała i pożyteczny dla ducha.
Irish National Heritage Park serwuje turyście łatwo przyswajalną Irlandię w pigułce. Ośrodek nie obejmuje co prawda całego okresu tutejszej historii, ale pokrywa jej sporą część: od epoki kamienia, poprzez czasy wczesnochrześcijańskie, kończąc na okresie wczesnonormańskim, czyli początku XII wieku.
To ponad 8000 lat historii odtworzonej w konstrukcjach naturalnej wielkości. To prymitywne chaty zbudowane z drewna i uszczelniane gliną, tajemnicze i wciąż budzące wiele pytań konstrukcje dolmenów i kamiennych kręgów. Wizyta w skansenie to także niepowtarzalna okazja, by zobaczyć, jak wyglądał tradycyjny crannóg [sztuczna wysepka], stocznia Wikingów i jak toczyło się życie w grodzisku.
W zagrodach możemy z kolei podziwiać Tamworth pigs - stare, poczciwe irlandzkie świnki o rdzawym kolorze sierści i długich nogach. Nieopodal nich pasą się urocze Jacob sheep jakże odmienne od powszechnie występujących białych owiec, które notabene 1 500 lat temu były wyjątkowo rzadko spotykane. Wtedy przeważały owce czarne i brązowe. Białe były dla rolników tym, czym dla bibliofilii jest biały kruk. Takie zwierzę o śnieżnobiałej wełnie było warte dwa, a nawet trzy razy więcej od owcy o ciemnym umaszczeniu.
Jacob Sheep, o których wspominałam tutaj nie wyginęły. Żyją, ale są tu [a także w UK] niezbyt często spotykane, mimo że są wielce cenioną odmianą ze względu na bardzo dobry instynkt macierzyński i walory smakowe swojego mięsa.
Z owcami sąsiadują krowy. Nie są może tak charakterystyczne i zjawiskowe jak ich poprzedniczki, ale równie cenione. To krowy rasy Kerry. Hodowano je nie tylko dla skór i mięsa, lecz także dla produktów mlecznych, które konsumowano pod różnymi postaciami. Warto wspomnieć, że mleko tych krów jest szczególnie polecane dzieciom, a także tym, którzy mają problemy z przyswajaniem tłuszczu. Jest ono wyjątkowo łatwo przyswajalne i trawione.
Skansen można zwiedzać sam na sam ze sobą i irlandzką historią, lub w towarzystwie przewodnika. Zrobicie, jak zechcecie, aczkolwiek ja polecałabym Wam opcję pierwszą. Ja zwiedzałam z przewodnikiem w licznej, około czterdziestoosobowej grupie i wizyta w tym parku nieco mnie rozczarowała. Wtedy nie wiedziałam, że można wypożyczyć sobie audioprzewodnik po polsku i dać się poprowadzić głosowi sympatycznego Tuana McCarrolla. Zaoszczędziłabym trochę czasu, unikając męczącego rytuału charakterystycznego dla grup. Tup, tup, teraz po kolei wchodzimy do chatki, tup, tup, teraz patrzymy tutaj, tup, tup, wychodzimy. Pojedynczo, pojedynczo! - to obraz, który do dzisiaj mnie prześladuje. Nigdy więcej.
W dniu mojej wizyty oprowadzanie z przewodnikiem kończyło się na stoczni Wikingów. Dalej, do normańskiego zamku i okrągłej wieży można było podejść samemu, nikt jakoś się do tego specjalnie nie wyrywał. Może to i lepiej.
O ile rekonstrukcję wieży uważam za udaną i bardzo realistyczną, o tyle zamek jest wprost żałosny. Mam nadzieję, że z czasem zrobią coś bardziej sensownego z tą repliką, bo jest ona po prostu karykaturalna. Zdecydowanie odstaje od poziomu innych konstrukcji. Nie urzekł mnie także wikiński drakkar, ale jestem w stanie przymknąć na to oko - urodzie oryginalnych łodzi Wikingów trudno dorównać. Kompleks jako całość prezentuje się jednak korzystnie i warto się z nim zapoznać.
Wiem, że to zabrzmi jak banał :) ale wrażenia z takiej wycieczki, w plenerze zazwyczaj w głównej mierze zależą od pory roku, pogody, zagęszczenia "zwiedzaczy" :)) ja byłam w Heritage Park dwa razy - w styczniu i w maju. I jak to wspominam to tak jakbym była w dwóch różnych miejscach :) zima - porażka.. a w lecie - cudowne wspomnienia, do tego sama sobie chadzałam po "ścieżkach", prawie nikogo nie było i można było się cieszyć ciszą, zielenią i fajnymi kadrami bez "zwiedzaczy" w tle :)) cieszę się Titanio, że zawitałaś do Wexford c.; podczytuję Cię często i z utęsknieniem czekałam na jakąś "wycieczkę" w te rejony (jakiś czas temu spędziłam tu kawałek brzemiennego w skutki czasu :D )pozdrawiam gorąco i trzymam kciuki za dalszy zapał do poznawania i ob fotografowywania :))
OdpowiedzUsuńtak tak, my też zdecydowanie wolimy sami bez przewodnika ... każdy przecież ogląda coś innego i przy czymś innym chciałby spędzić więcej czasu.
OdpowiedzUsuńJa chętnie korzystam z usług przewodnika, ale tylko wtedy, gdy mogę go mieć na wyłączność :) Grupowe zwiedzanie zdecydowanie nie jest dla mnie, bo mam zbyt mocno rozwiniętą potrzebę "samotności". Zwiedzając w licznej grupie ciężko czasami zrobić porządne zdjęcie, bo albo czasu brak, albo zbyt dużo przypadkowych osób w kadrze. To duży minus dla mnie.
OdpowiedzUsuńJaki tam banał? Toż to święta prawda :) To są istotne czynniki mające duży wpływ na jakość wycieczki. Przywiązuję do nich dużą wagę. Do INHP zapewne nie wrócę, bo wolę "konkurencję" - Craggaunowen Project to jest to, czego szukałam. Kapitalne miejsce. Napiszę o nim za jakiś czas. Widziałaś crannóg? Ja miałam pecha, bo akurat wtedy atrakcja ta nie była udostępniana zwiedzającym. Zimą wszystko wygląda gorzej, dlatego rzadko wtedy podróżuję. Dziś na przykład jest u mnie zimno, bardzo deszczowo i wietrznie. Ostatnia rzecz, o jakiej marzę, to ubrać się, wyjść na zewnątrz i dać się wychłostać wichurze. Najchętniej nie wychodziłabym z łóżka.Szkoda, że wcześniej nie napisałaś, iż poczytałabyś o czymś z tamtych stron. Jestem otwarta na propozycje czytelników :) Zwiedzam różne strony wyspy, nie opisuję jednak wszystkiego, bo po prostu nie mam na to czasu i możliwości. Pozdrawiam serdecznie i udam, że nie zauważyłam, iż pisząc "komcia" myślałaś o Titanii ;)
OdpowiedzUsuńO jee, w Irlandii nawet świnki są rude, ale numer;D A tak całkiem serio to i ja mam mieszane uczucia co do przewodników...
OdpowiedzUsuńHejka!Świetne miejsce! Lubie takie :-) Historia opowiedziana w taki właśnie żywy i naturalny sposób jest bardzo interesująca i pouczająca. Takie ożywione skanseny niejednokrotnie są lepsze aniżeli martwe eksponaty muzealne. Zapewne wiesz ale podobny park znajduje się nieopodal Omagh tyle, że opowiada historię emigracji Irlandczyków za Wielką Wodę tuż po Wielkim Głodzie na przełomie 19 wieku. Byłem tam 2 razy i za każdym razem wychodziłem stamtąd niezmiernie usatysfakcjonowany.pozdrowienia z deszczowego Longford! ;-)
OdpowiedzUsuńRose, czy bardzo będziesz zaskoczona, jak stwierdzę, że żyję tutaj od ponad pięciu lat, ale dopiero w INHP po raz pierwszy stanęłam oko w oko z irlandzką świnią?
OdpowiedzUsuńW tym roku udało mi się dotrzeć do Ulster American Folk Park i byłam w pełni usatysfakcjonowana wizytą w tym miejscu. Parking pękał w szwach, pogoda była piękna, a wycieczka bardzo udana. Od dawna przymierzam się do opisania tego miejsca, ale kiepsko mi to wychodzi. Warto też odwiedzić Bunratty Folk Park.
OdpowiedzUsuńWitam :-) Ja preferuję zwiedzanie bez przewodnika, nie lubię ciągnąć się z grupą, mogę nie usłyszeć szczegółów o których mówi przewodnik, które i tak zaraz zapomnę za cenę samotności, wczucia się w atmosferę danego miejsca. Zwykle zwiedzam mało popularne miejsca, więc nieraz jestem jedyną osobą (wraz z K oczywiście!) osobą w danym miejscu. Tak wolę ;-) Ale nie umniejszam znaczenia przewodników, nie każdy jest taką Zosią-samosią jak ja! Lubię natomiast czytać informacje na temat danego miejsca i rozmowę z mieszkańcami. Z naszych wakacji przywieźliśmy całą masę informacji o których nikt nawet nie wspomniał w przewodniku. To wszystko z takich właśnie rozmów z ludźmi u których mieszkaliśmy.A właśnie! Korzystałaś kiedyś z couchserfing lub hospitality club? Dobrego dnia! Ja dziś znów jadę na Śląsk Ściskam:-)
OdpowiedzUsuńJak widac skansen przygotowany na przyjecie zwiedzajacych, wszystko wysprzatane, pozamiatane sciezki i nawet swinka umyta. Tak nas rozpuscilas Taito do zwiedzania autentycznych ruin zamczysk, ze taki skansen to jakby tania podroba. Wszystko jednak trzeba zaliczyc wiec tym razem padlo na to miejsce. Dobrze jednak, ze pokazujesz co i jak bo moze ktos przed wizyta tutaj znajdzie (jak zwykle) na twoim blogu rzetelny opis i swietne zdjecia. Dla jednych bedzie to magnesem i przyjada z wielka checia a inni zastanowia sie czy jechac. Ja bylam i mialam za przewodnika Taite czego kazdemu zycze i pozdrawiam przewodnika bardzo serdecznie:)
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam. Przewodnicy, piloci, biura podróży - to wszystko jest potrzebne. Są ludzie, którzy lubią, jak ktoś inny wszystko za nich zorganizuje, jak poprowadzi ich za rękę. Są też tacy, którzy preferują mieć sprawy w swoich rękach, być sobie samemu sterem, żeglarzem i okrętem. Ja akurat należę do tej drugiej grupy. Spotkałam tutaj kilku naprawdę fajnych i sympatycznych przewodników, dzięki którym bardzo pozytywnie wspominam dane atrakcje turystyczne. Były też jednak takie sytuacje, w których zwiedzanie grupowe okazało się sporym niewypałem. I do tych miejsc zapewne już nie powrócę. Nie, nigdy nie korzystałam ze stron tego typu. Raczej sceptycznie do nich podchodzę. Miłej niedzieli życzę.
OdpowiedzUsuńWiesz, Renatko, chyba nie do końca zgodziłabym się z tym, że skansen był przygotowany na przyjęcie zwiedzających. Niektóre aspekty INHP powinny być bardziej dopracowane. Zabrakło mi poczucia, że jest to miejsce do perfekcji wypieszczone. Nie narzekam jednak, bo nie było źle. Nie żałuję, że tam pojechałam. Miejsca tego typu są potrzebne. Ja na przykład jestem wzrokowcem i choć nie brakuje mi fantazji, lubię sobie popatrzeć na konkretne repliki, by mieć lepszy pogląd na to, jak wyglądało życie w dawnych czasach. Pozdrawiam serdecznie z deszczowej wyspy. Mam nadzieję, że u Ciebie jesień jest przyjemniejsza.
OdpowiedzUsuńA tak z ciekawości: dlaczego sceptycznie? Czy słyszałaś jakieś negatywne historie na ten temat? Ja bardzo preferuję ten typ podróżowania, nie tylko dlatego, że "śpię za darmo" ale dlatego, że często mam okazję jeść bardzo egzotyczne rzeczy, zobaczyć jak mieszkają inni, poznać masę świetnych, otwartych ludzi i dla mnie dane miejsce, kraj to ludzie, którzy tam mieszkają, nie tylko zabytki. Sądzę, że dużo lepiej znam Ukrainę, Rumunię i Włochy właśnie dlatego, że spędziłam wiele godzin rozmawiając z mieszkańcami, czego bym nie doświadczyła po prostu wynajmując pokój. Ale to prawda, to nie podróż dla każdego ;-) Często mnie ludzie pytają o to i czuję że wzbudzam podziw haha.Również miłej niedzieli, ja jestem już na Śląsku :DCiumek
OdpowiedzUsuńNie, nie słyszałam, to nie o to chodzi. Jest to całkiem ciekawy pomysł na podróżowanie, poznawanie różnych krajów i ludzi. Nigdy jednak nie brałam takiej opcji pod uwagę, bo uważam, że to po prostu nie dla mnie. Rozmowy z tubylcami są bardzo ważne i tak jak piszesz, dzięki temu można nie tylko lepiej poznać dany kraj, ale przede wszystkim dowiedzieć się rzeczy, których nie ma w przewodnikach.
OdpowiedzUsuńBardzo to może nie, ale jednak zaskoczona;) Powiedz mi w ogóle skąd ten mit o rudych Irlandczykach, co?
OdpowiedzUsuń;-) My ostatnio mieszkaliśmy między innymi u pary Białorusko-Rosyjskie która pół roku spędza na Ukrainie, na Krymie a pół w Indonezji, Nelapu itp i przegadaliśmy całą mase godzin o tych ich wyprawach, dali nam masę wspazówek, opowiedzieli co zwiedzać u nich w mieście, do tego gotowali nam typowo rosyjskie potrawy. Było super ;-) Pytałam o te negatywne opinie bo wiem, że mogą się zdarzyć. Sądzę, że to też dobry pomysł na zwiedzenie danego kraju za nie tak wielkie pieniądze. Podejrzewam, że nie byłoby mnie stać na objazdówkę po Włoszech gdyby nie hospitality. Myślę, że nocleg w Mediolanie kosztowalby majątek. A jak Twoje następne podróżnicze cele? Ściskam
OdpowiedzUsuńNo wiesz, przeprowadzono badania na całkiem przypadkowej grupie 1000 leprechaunów i wyniki były jednoznaczne: Irlandczycy są mali, rudzi, brodaci, a do tego złośliwi ;)
OdpowiedzUsuńMajątek to raczej nie - my zawsze płaciliśmy jakieś 40 euro od osoby za nocleg w hotelu. Hilton to nie był, ale większych powodów do narzekania nie mieliśmy.
OdpowiedzUsuńKurcze, poza brodą to całkiem pasuje do mojego opisu;D Może ja się nie urodziłam w Polsce?;)
OdpowiedzUsuńJa tez nie znosze tego tupania z grupa, raz jeden skorzystalam z tej uslugi i nigdy wiecej! Zdecydowanie wole audioprzewodniki :)
OdpowiedzUsuńAudioprzewodnik ma dużą zaletę - można go wyłączyć w każdym momencie :)
OdpowiedzUsuńMoże Ty jesteś żeńską odmianą leprechauna? ;)
OdpowiedzUsuńCo za odkrycie, i co ja teraz z tym zrobię?;)
OdpowiedzUsuń