piątek, 8 czerwca 2012

That's what life is all about

Jedno z popularnych powiedzeń mówi: thank God it’s Friday – dzięki Bogu jest piątek. Po ostatnim weekendzie miałam ogromną chęć sparafrazować nieco to stwierdzenie i westchnąć z rozrzewnieniem: thank God for weekends. Panie Na Wysokościach, dozgonne dzięki za weekendy, szczególnie za te długie, które pod postacią Bank Holidaya kilka razy w roku uszczęśliwiają sporą część irlandzkiego społeczeństwa.


Co prawda znaczną część soboty – pierwszy raz od niepamiętnych czasów – spędziłam w pracy, ale wizji dwóch romantycznie i ciekawie zapowiadających się dni niewiele rzeczy byłoby mi w stanie popsuć. I pomimo tego, że w niedzielny poranek wsiadałam do naszego Rollsa w strugach deszczu, podświadomie czułam, że będzie super. I tak było – od pierwszego łyka kawy na pobliskiej stacji benzynowej, po którym świat wydał się jeszcze piękniejszy, przez nocleg w malowniczo usytuowanym Glasshouse Hotel w Sligo, aż po romantyczne spacery wieczorową porą i odkrywanie kolejnych atrakcji wyspy.


Odwiedziłam znane mi strony, ponownie zawitałam też do opisywanego ostatnio hrabstwa Leitrim, a także natrafiłam na swoich ścieżkach na zwyczajnych, ale jakże sympatycznych ludzi, dzięki którym hrabstwo Sligo już zawsze kojarzyć mi się będzie z jego serdecznymi mieszkańcami. Postaram się jak najszybciej opisać i pokazać to, co przeżyłam i zobaczyłam. Łatwo nie będzie, bo nadmiar wrażeń ciągle mnie rozpiera, czasu nie przybywa, a w międzyczasie przygotowuję się do kolejnego, znacznie dłuższego wyjazdu, który czeka mnie już w przyszłym tygodniu.


Naładowałam baterie i po raz kolejny przekonałam się, że w życiu chodzi o to, by sprawiać sobie małe przyjemności. That’s what life is all about, gdyby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości. Czasami po prostu trzeba wyjechać na chwilę z domu – nawet jeśli jest to miejsce, które szczerze się uwielbia. Warto niekiedy przenocować w innym miejscu, popatrzeć na inne środowisko, dać się porwać spontaniczności i szaleństwu. Mogłam po jakichś dwóch godzinach jazdy wrócić do domu i przespać się w swoim łóżku. Ale wtedy rano nie obudziłyby mnie odgłosy żyjącego miasta. Po przebudzeniu nie zobaczyłabym ze swojego okna nieruchomej sylwetki Knocknarea, nie wyszłabym na taras i nie wypiłabym kawy przeciągając się leniwie i pozwalając słońcu na pieszczenie skóry promykami, a orzeźwiającej bryzie na rozwiewanie świeżo umytych włosów. Po raz kolejny uświadomiłam sobie też, że nie chciałabym żyć zamknięta w swoich czterech ścianach.


Natrafiłam ostatnio na pewnego bloga, którego autor wydawał się najwyraźniej w ogóle nie rozumieć idei i sensu podróżowania. Nie jestem wielką podróżniczką i nie wstydzę się do tego przyznać. Objechanie całego świata nie jest moim planem. Są miejsca, które chcę zwiedzić, ale są też takie zakątki, których oglądać nie chcę i nie muszę. Uwielbiam podróżować w aucie, zwiedzać i podziwiać najróżniejsze atrakcje turystyczne, ale w tym swoim zamiłowaniu podróżniczym jestem też nieco wygodnicka. Przyzwoity nocleg z łazienką musi być, spanie pod mostem odpada, a wielogodzinne loty i kilkukrotne przesiadki są dla mnie mało atrakcyjne. Ale nie rozumiem, jak człowiek w pełni zdrowy i sprawny ruchowo może na własne życzenie zamknąć się na otaczający go świat – NIC nie oglądać i nie zwiedzać. Nawet najbliższej okolicy. Żyć tak, jakby wokół nie było nic, co sięga poza jego widnokrąg.


Uwielbiam wyruszać w trasę. Bo podróżowanie jest dla mnie… udawaniem. Udawaniem, że poza „tu i teraz”, tą odbywaną wycieczką, nie ma nic więcej. Nie ma problemów, nie ma nadchodzącej wielkimi krokami rutyny i szarej rzeczywistości, która wraz z zakończeniem wycieczki ze złośliwym uśmieszkiem znów zapuka do moich drzwi. Podróżuję tak, jakby nie było jutra. I wtedy zazwyczaj nie ma mnie dla świata – bardzo rzadko spoglądam na telefon, nie biorę ze sobą laptopa, nie czytam SMS-ów, jakby z obawy, że coś może popsuć tę moją chwilę szczęścia.


Ktoś mądry powiedział dawno temu, że podróże wzbogacają i poszerzają nasze horyzonty. Nie mylił się.

35 komentarzy:

  1. też lubię długie weekendy ale wolne tym razem miałam tylko wczoraj. Co do telefonów to ja biorę go na urlop ale piszę tylko do mamy, że dotarłam cała na miejsce i potem już nie używam ;D nie odpisuję na sms-y i proszę zawsze w pracy, żeby nie pisali do mnie tekstów typu: jak tam na wakacjach ...BTW: kiedy się przenosisz bo zostało mi już tylko 5 blogów na onecie z tych które czytam ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację mówiąc , że w życiu trzeba sobie sprawiać drobne przyjemności.Ja również lubię zwiedzać i poznawać innych ludzi.Za 8 godzin będę w Irlandii.Wtorek i środa zwiedzamy Connemarę i Kylemore Abbey.Oby niebiosa były łaskawe dla nas i za dużo żeby nie padało.Życzę udanego dłuższego wyjazdu, zwiedzenie ciekawych miejsc i poznanie fajnych ludzi.Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. wyjezdzac gdzies z laptopem, to mija sie raczej z celem. ja nie traktuje wyjezdzania jako ucieczki od szarej rzeczywistosci, bo staram sie, mimo ostatnio dziwnych przeciwnosci losu, rzeczywistosc kreowac na kolorowo. mi w mojej rzeczywistosci rzadko sie nudzi.ale mam glod odkrywania tego, co nawet za rogiem. nie sadze, ze kiedys bedzie mnie stac, aby wyjechac do Tybetu, czy Nepalu, ale na tyle, na ile moge, probuje jechac i ogladac to, na co mnie stac. z drugiej strony tez rozumiem, ze ludzie maja dzieciaki, partnerow i zafundowac takie wyjazdy na przyklad 4-osobowej rodzinie, to jest bardzo duzy koszt. wtedy tez sa inne obowiazki, nie kazdy czlonek rodziny lubi jezdzic, trzeba isc na kompromisy itd. to zlozony temat i zalezy, z ktorej perspektywy sie na to patrzy:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyobraź sobie, że też tak robię. Informuję mamę o wyjeździe i powrocie, a potem odkładam telefon i sięgam po niego tylko po to, by nastawić budzik. Ostatnio nie miałam ani czasu ani natchnienia, by popracować nad nowym blogiem. Ale spokojnie, wszystko w swoim czasie. Cieszę się, że wreszcie udało Ci się pokonać Onet.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pani Barbaro, przepraszam, że jeszcze nie odpowiedziałam na maila. Może jutro uda mi się to naprawić. U mnie pogoda była dzisiaj okropna - od samego rana padał deszcz. Ze wstępnej prognozy wynika, że we wtorek i środę powinno być całkiem przyzwoicie w Connemarze. Mam wielką nadzieję, że Pani urlop będzie bardzo udany. Wspaniałych chwil z córką życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie. Bo to ma być urlop także od wynalazków typu komputer, telewizor, iPhone, etc. Ja też nie mogę narzekać na nudę, ale mimo wszystko za dużo u mnie rutyny. Każdy dzień w pracy, a potem po przyjściu do domu wygląda mniej więcej tak samo. Dlatego podróże są dla mnie doskonałą odskocznią od codzienności. I gdybym nie odczuwała tego głodu, o którym wspominasz, to pewnie siedziałabym zamknięta w domu. Fakt, z dzieciakami już nie jest tak łatwo. Do podróży - jak już kiedyś zauważyłyśmy - trzeba mieć odpowiedniego partnera. No chyba, że ktoś lubi podróżować bez towarzystwa. Ja nie. A u mnie koszmarek pod względem pogody. Od wczoraj intensywne opady. Wygląda na to, że los mi sprzyjał, bo w czasie weekendu miałam naprawdę ładną pogodę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Taito, wiele ciekawych wraże u Ciebie, jak zwykle. Podzielam Twoją pasję bycia w drodze. Dla mnie to jednak nie udawanie. Z rozkoszą odkrywam, że uwielbiam być w podróży. Przemierzone kilometry, spotykane osoby są nie lada wzbogacającym doświadczeniem. Dla mnie to zdobywanie, poznawanie świata od jego dobrej strony, odkrywanie pięknych miejsc. Czasami w codzienności kursując pomiędzy pracą a domem trudno znaleźć te aspekty egzystencji. Nie rozumiem podobnie jak Ty ludzi, którzy żyją w czterech ścianach i nie są ciekawi świata. Jedną z największych moich życiowych obaw jest ta, że niewiele zdążę zobaczyć, zbadać własnymi stopami, a świat jest piękny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie żałuję żadnego swojego wyjazdu. W każdym nowym miejscu staram się najpierw dostrzec pozytywne strony. Bardzo to banalnie brzmi, ale z każdego odwiedzonego zakątka coś wyniosłam. I nie mam tu na myśli skradzionych przedmiotów ;) Myślę, że bardzo podobnie odbieramy i przeżywamy podróżowanie. To "udawanie, że poza tu i teraz nie ma nic innego" to dla mnie tylko jeden z wielu aspektów podróżowania. Długo mogłabym pisać, czym jest dla mnie zwiedzanie i poznawanie świata.

    OdpowiedzUsuń
  9. to już nawet nie chodzi o odpowiedniego partnera, jeśli w grę wchodzą dzieciaki. wydaje mi się, że to żaden odpoczynek ciągnąć się całą gromadą na przykład do Francji. przecież taki lot z dwójką małych dzieciaków musi być strasznie męczący. a potem szara codzienność z taką różnicą, że w słońcu. rozumiem też, że dzieciarni trzeba coś nowego pokazać i dlatego trzeba się ruszyć z domu.najchętniej wyłączałabym też telefon, tylko jadąc pojedynczo nie byłoby to najrozsądniejsze. nigdy nie biorę laptopów, miałam telefon z internetem, sprzedałam, bo bez sensu. mam najzwyklejszy i mi wystarcza. mocno "niegadżetowa" jestem:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Prześlę Ci słowa Św. Augustyna, które bardzo mi się podobają “The world is a book and those who do not travel read only one page.” Z tego co pamiętam obie dokładnie planujemy swoje wyjazdy, więc tu chyba nie ma mowy o pomyłkach, złych miejscach. Przynajmniej taką mam też nadzieję na przyszłość:)Rozumiem o co Ci chodzi, stąd ja również nie lubię zabierać laptopa ze sobą, wrażenia wolę spisywać na kartce...

    OdpowiedzUsuń
  11. To kolejny ciekawy temat jest. Ja również nie jestem "gadżeciarą", już bardziej "blacharą", bo lubię dobre, mocne i szybkie auta [to ważne, jak się dużo podróżuje] :) Przez wiele długich lat cudownie współpracowało mi się z moją starą i poczciwą Nokią, ale potem dostałam pod choinkę smartfona i trzeba było z wielkim żalem odłożyć bidulkę na półkę. Mam smartfona, ale tak naprawdę go nie potrzebuję, bo korzystam z niego tak, jak z normalnego telefonu, czyli: budzik, SMS-y, odbieranie i wykonywanie rozmów. Sporadycznie korzystam z internetu i czasami jak mi się nudziło, to za pomocą telefonu czytałam blogi. Nie odczuwam żadnej presji, by posiadać najnowsze wynalazki - iPhony, iPady, xBoxy, Play Station, itd nie robią na mnie żadnego wrażenia. To zależy, co kto lubi. Mam znajomą, która ma czwórkę małych dzieci. Razem z mężem i swoją gromadką regularnie jeżdżą na zagraniczne wakacje. Czasami autem, czasami samolotem się przemieszczają. Byli z małymi dziećmi w Nowej Zelandii, w Malezji, we Włoszech, w Belgii... Gdyby im to nie pasowało, to by nie jeździli. Racja, jak się jest samemu w podróży, to lepiej nie mieć wyłączonego telefonu. Zresztą ja mojego też nie wyłączam, tylko rzadko po niego sięgam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Święta prawda świętego Augustyna :) Owszem, planuję, ale podróż to mimo wszystko jedna wielka niewiadoma. Często robimy coś spontanicznie. Czasami przejeżdżamy koło znaku informującego o danej atrakcji turystycznej i postanawiamy tam jechać. Niekiedy zamieszczam na swojej liście kilka zabytków, a potem okazuje się, że nie jestem w stanie zrealizować tego planu. Po prostu nie wszystko można przewidzieć. Lubię mieć jednak zarys wycieczki, wiedzieć, gdzie jadę i czego się tam spodziewać. Niewypałów podróżniczych miałam mało, ale zdarzały się - nawet tu w Irlandii. Ale i tak nie żałuję tych przejechanych kilometrów.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzięki Tobie i woim wyjazdom inni też mogą "bywać" :). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzięki Tobie i Twoim zdjęciom inni też mogą "bywać' i zwiedzać. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Oj, ale mi się nawkładało:)

    OdpowiedzUsuń
  16. tez mam znajomych z dzieciakami i lubia razem wyjezdzac. to z mojego punktu widzenia takie wyjazdy musza byc meczace, bo to zbytnio nie rozni sie od dnia codziennego. ale nie wiem, nie mam dzieciakow.powiem tak, fajnie, gdyby samochodu nie bylo trzeba pchac:)))

    OdpowiedzUsuń
  17. Zdzisławie, radością trzeba się dzielić. Świat jest piękny, jeśli nie można gdzieś pojechać, to warto chociaż pooglądać zdjęcia. Ja się cieszę, że ten blog gromadzi miłośników Irlandii i podróżowania. Miłej niedzieli życzę.

    OdpowiedzUsuń
  18. Z dziećmi to już zupełnie inny typ podróżowania jest - trzeba się nastawić na większą ilość odpoczynku, na atrakcje bardziej rodzinne, itd. Mało które dziecko wytrzyma intensywny tryb zwiedzania, a poza tym nie wszędzie można z nimi wejść - bo przecież nie będziesz np. wdrapywać się na ruiny, kiedy masz ze sobą kilkulatka ;) Tym bardziej jeśli nie masz ze sobą innego dorosłego. Poza tym dzieci mają tendencję do marudzenia, wolę podróżować bez nich :) Wydaje mi się, że to jest tak: jeśli ktoś bardzo lubi zwiedzać, to nie zrezygnuje z podróżowania tylko dlatego, że rodzina mu się powiększyła. Dzieci utrudniają podróżowanie, ale nie czynią go niemożliwym. A bez auta nie wyobrażam sobie życia. Mieszkam w małym mieście i samochód zdecydowanie ułatwia mi życie. Bez niego prawdopodobnie mało co bym zwiedziła, a poza tym miałabym nawet problem z dostaniem się do pracy - połączenia autobusowe są tu dość kiepskie. Auto to WIELKA wygoda i choć podatek za nie, ubezpieczenie, paliwo pożerają sporą część kasy, to i tak wolę płacić. Wtedy przynajmniej nie jestem uziemiona.

    OdpowiedzUsuń
  19. Najważniejsze, że się udało :) Komentarze publikują się z niewielkim opóźnieniem.

    OdpowiedzUsuń
  20. Widzę jakieś brzydkie rzeczy dokleiły się do cytatu. Dokładnie o tym piszę. Ja nie potrafiłabym pojechać na drugi koniec Polski nie mając noclegu. Choć przyznam ostatnio spotykam loty tak tanie, że zaczynam się zastanawiać nad nocowaniem na lotniskach....Podobnie jak Ty muszę mieć zarys, a w samej podróży różnie się dzieje. Czasami okazuje się, że coś co chcę zobaczyć jest niedostępne...Czasami gubię się i znajduję coś, czego nie miałam w planach a czym jestem zachwycona:)

    OdpowiedzUsuń
  21. tutaj w małym miasteczku też samochód jest bardzo pomocny, bo często autobusów nie ma, a nawet jesli są, to raz na dwie godziny i ostatni o 18.00 na przykład. ale ja w Edynburgu, a jezdzić teraz po Edynburgu to samobójstwo:) Princess Street nadal rozkopana, objazdy, korki nie z tej ziemi. ciekawe, kiedy tę linię tramwajową skończą? tramwaje też potrzebne chyba tylko do tworzenia większych korków:)pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  22. Inaczej sprawa wygląda w wielkim mieście, wtedy auto może być zbędne - szczególnie jeśli ktoś nie wychyla się poza swoje miasto. Poza tym w wielkich miastach parkingi są dość drogie, a nie każda firma zapewnia pracowniczy parking. Moja znajoma ma właśnie taki problem.

    OdpowiedzUsuń
  23. Cześć. Mam prośbę - mogłabyś napisać trochę o symbolach Irlandii (zwłaszcza tych związanych z Celtami)? Z góry dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Co konkretnie by Cię interesowało? Na razie nie mogę obiecać, że niedługo pojawi się taka notka, bo wyjeżdżam na urlop i przez jakiś czas mnie nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  25. Taito :-) Bardzo spodobał mi sie Twój tejst o podrozowaniu, filozofii podrozy, ze tak to nazwę :-) Ja w podrozowaniu lubię też samo zmęczenie się, pracę mięśni, wdychanie świeżego powietrza. My raczej wolimy zwiedzanie przyrody niż miast i zamków, one jakby przy okazji, bo gdzieś trzeba spac, przez jakieś większe miasto przejechać to można zobaczyć co oferują. ale najbardziej lubimy własnie chodzenie po górach, wyprawy rowerowe, spacery. Odnośnie podrozowania z dziećmi to zgodzę się z Uną że pewnie musi to być dość męczące. Trochę mnie to przeraża bo kiedyś pewnie b ędziemy o nich mysleć a unieruchomienie nas w domu równałoby się zastrzeleniem nas. I byłoby chyba bardziej humanitarne. A planujecie jakąś wyprawę za granicę w te wakacje? Pozdrawiam ciepło, wracam do pracy, chciałam tylko zrobić sobie chwile relaksu z Twoim blogiem :-)

    OdpowiedzUsuń
  26. Raczej nie bylibyśmy dla siebie (Ty, K., ja i Połówek) idealnymi partnerami podróżniczymi, bo preferujemy nieco inny typ zwiedzania. Przyrodę uwielbiam, ale lubię zobaczyć coś poza nią. Rzadko jadę gdzieś tylko po to, by popatrzeć sobie na krajobraz. Dla mnie auto jest na pierwszym miejscu, bo dzięki niemu mogę się dostać nawet do najdalszych zakątków wyspy. Poza tym uwielbiamy zamki i to często "pod nie" organizujemy sobie wyprawy. Za wielkimi miastami nie przepadam, ale to nie zmienia faktu, że lubię czasem do nich zajrzeć. Chociażby po to, by przekonać się, jak dobrze jest mi w moim kilkunastotysięcznym mieście :)Ja też zgadzam się z Uną. Takie podróżowanie musi być męczące. Byłam dzisiaj na lotnisku, przed nami stało kilka rodzin jadących na wakacje - dzieci u boku, do tego wielki wózek z OGROMNĄ ilością bagaży. Nie chciałabym być na ich miejscu. Właśnie mamy wolne i jesteśmy już na urlopie.

    OdpowiedzUsuń
  27. ~Cwirek Supertramp18 czerwca 2012 01:27

    Hello!Druga połowa piątku rzeczywiście z reguły jest uwielbiana. Ale nie dla wszystkich niestety a może inaczej, nie zawsze. Ty jak rozumiem masz z góry ustalone wolne weekendy? U mnie w pracy niestety tak kolorowo nie ma i z tygodnia na tydzień jest różnie z offami, ogólnie dwa dni wolnego z rzędu trudno jest trafić, no chyba, że się o to osobiście spytam. Piątek popołudniu i wieczorem był przeze mnie ubóstwiany w momencie chodzenia do szkoły :) A na drugim biegunie znienawidzony niedzielny wieczór :),,Nadmiar wrażeń ciągle mnie rozpiera'' - świetnie się to czyta, widzę, że wróciła Ci werwa w podróżowaniu/pisaniu po ostatniej zniżce formy? Fajnie, fajnie :) Ja w sumie moją wyprawę roku zakończyłem i teraz jak już coś się na horyzoncie będzie pojawiało to bardziej spontanicznie a już na pewno nie tak długo jak to miało miejsce w słonecznej Francji.Piszesz, że bez sms-ów, laptopa - dla mnie to drugie w podróży raczej nie istnieje, komórka też głównie służy za zegarek i budzik ale jeśli o gadżety elektroniczne chodzi, to bez aparatu fotograficznego się nie ruszam, to jest podczas podróży dla mnie rzecz święta.Samochód? Owszem, owszem, korzystam bardzo często, bo jak pisałaś ,,można się nim dostać w najdalsze zakątki wyspy'' ale zdarzył mi się niepowtarzalny i niezapomniany włóczęgowski wyjazd bez samochodu :) Wiązało się to z pewnie mniejszą mobilnością ale za to była, wydaje się, większa przygoda, improwizacja i spontaniczność. Przemieszczaliśmy się może i wolniej ale jakoś nam się to udawało.Wygody? Nie musi być łazienki z ubikacją, nie musi być miękkiego łóżka. Można na dziko, ,,pod mostem'' właśnie, czy w strugach deszczu. Taka forma turystyki również mi odpowiada. Choć oczywiście w hotelu również mógłbym nocować, jestem raczej elastyczny w tych kwestiach :)Czyli wychodzi Taito, że i Ciebie dopada choroba zwana rutyną i codziennością? Jakoś takie to życie na obczyźnie szaro-bure się stało... Nie zawsze oczywiście, bo są i kolorowsze jego strony ale czyżby dorosłość taka właśnie była? A może nie potrafimy odpowiednio sobie jej zorganizować i dlatego takie odczucia? A może ja nie potrafię?pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  28. ~Cwirek Supertramp18 czerwca 2012 01:39

    Podłączę się :)Macie rację, że z dziećmi nie da się dotrzeć wszędzie, trzeba wycieczki odpowiednio selekcjonować. Czy jest gorzej? Na pewno inaczej a z drugiej strony bywają podróżnicy, w sensie, że mąż i żona, którzy już kilkumiesięczne dzieci biorą ze sobą na długie, często dzikie wyprawy. Wszystko się da, zależy tylko od osobowości rodzica. Ja na własnej skórze przeżywam podróżowanie z córką i pomimo, że są to wycieczki raczej takie właśnie rodzinne, że tak powiem niedzielno-spacerowe :), to są fajne. Spokojnie, w miejsca do tego przystosowane (np. wózkiem aby dotrzeć wszędzie), odkrywamy i poznajemy świat. Po drugie fajnie aby dziecku bakcyla od małego podrzucić, że nie tylko komputery ale właśnie wyjazdy w teren, bliżej natury, bliżej historii, do sportu. Trzeba aktywnie spędzać czas i trzeba dostosowywać się do sytuacji. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  29. Też uważam, że warto zapoznawać i oswajać dzieci z podróżowaniem i spędzaniem czasu na świeżym powietrzu. Znam takich ludzi, o których piszesz. Wierzę, że przemieszczanie się z dziećmi może być fajne, ale sam pewnie przyznasz, że to już to nie to samo, co samotne podróżowanie. Jeśli wyciągnęłam słuszne wnioski czytając Twój blog, to chętnie korzystasz z okazji, by powłóczyć się po wyspie i po świecie bez córki i żony :) Nie widzę w tym nic złego, nie zrozum mnie źle, tylko to jest właśnie to, o czym pisałam powyżej - inaczej jest samemu, a inaczej z dzieckiem lub całą gromadką potomków. Pozdrawiam serdecznie, Ćwirku. Fajnie, że znów pojawiłeś się w blogosferze :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Tak, pamiętam, również nie mogłam się doczekać piątkowego popołudnia. W sumie nigdy z tego nie wyrosłam :) A weekendy mam zawsze takie same, czyli dwa dni wolnego pod rząd. Bardzo sporadycznie pojawiam się w pracy w sobotę. Za to Połówek pracuje sześć dni w tygodniu, więc mamy tylko jeden dzień wspólnego relaksu, który możemy wykorzystać na podróżowanie. Pamiętam Twoją wyprawę na wyspy Aran, podziwiam Cię za to dostosowywanie się do surowych warunków podróżowania. Śmiem twierdzić, że płeć męska jest mniej wymagająca pod względem potrzeb i luksusów w czasie przemieszczania się. Ja jednak muszę mieć łazienkę. Najlepiej na własne potrzeby, a nie do ogólnego użytku. Stara się robię, to zwiększają mi się wymagania ;) Bez aparatu nie wyobrażam sobie podróży - zawsze upewniam się, że mam ze sobą aparaty, naładowane baterie, ładowarki, etc. Kiedyś z powodzeniem podróżowaliśmy bez nawigacji. Jednak potem nabyliśmy ją i teraz nie ruszamy się także bez GPS-a. Zdecydowanie ułatwia życie - zwłaszcza za granicą, kiedy podróżuje się po zupełnie nieznanych drogach. Co do mojej werwy w tworzeniu i podróżowaniu, to zniechęciłam się mocno do bloga po problemach technicznych z onetem. Jednak nawet jak nie pisałam na blogu, to cały czas gdzieś jeździłam. Mam za sobą wiele naprawdę udanych wycieczek, ale ciągle planuję nowe :) Trzeba korzystać z pogody i lata :) Moje życie jest w znacznej mierze złożone z rutyny, taka prawda, zatem staram się wykonywać czynności wykraczające poza nią.Mam nadzieję, że Wasze wakacje we Francji były bardzo udane. Już nie mogę się doczekać relacji :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Bardzo lubię takie miłe niespodzianki w podróży. Często przypadkowo natrafialiśmy na jakąś fajną atrakcję - zdarzało się, że była ona lepsza niż to, co sobie zaplanowaliśmy. Warto mieć jakieś plany, ale spontaniczność też jest wskazana :)

    OdpowiedzUsuń
  32. ~Cwirek Supertramp20 czerwca 2012 02:14

    Oczywiście, że z dziećmi odpada wiele rożnych opcji podróżowania. Trzeba to tylko rozdzielić: jechać rodzinnie, bardziej spokojnie (przynajmniej do momentu aż dziecko samo da radę np. wspinać się po górach czy innych ruinach) a innym razem zaszaleć samemu bądź z kimś drugim Tobie podobnym. Dobrze rozszyfrowałaś, dwa niedawne wyjazdy (Carrowkeel i Ballindoon) były typowo samotne, w miejsca, w których dziecko mogłoby się nudzić. Samemu również lepiej i łatwiej jest jeśli idzie o fotografowanie, gdzie jak wiadomo pośpiech nie jest wskazany. Co do rodzin zabierających bardzo małe dzieci w dalekie i długie podróże, to ja chyba nie byłbym aż tak odważny :) Co nie zmienia faktu, że ich w jakiś sposób podziwiam.;)

    OdpowiedzUsuń
  33. ~Cwirek Supertramp20 czerwca 2012 02:42

    Jak pisałem teraz mam offy ruchome ale był moment, jeszcze w mojej poprzedniej pracy, że przez chyba rok też miałem weekendy wolne. Niby fajnie, bo wiesz na czym stoisz i możesz sobie coś zaplanować ale z drugiej strony, np. nie załatwisz wszystkich spraw urzędowych (chyba, że na lunchu). Ale i tak drogi do domu ze szkoły w piątek popołudniu (szczyt szczęścia był gdy kończyło się np. o 14 :-) nic nie przebije :).Arany rzeczywiście długo zostaną w mojej pamięci :) Ale namiastkę tego, a w pewnych sytuacjach identycznie bądź bardzo podobnie, mieliśmy na Ukrainie. O wiele większy spontan aniżeli wyjazd samochodowy Achill-Connemara-Aran. Być może jest to prawda, że chłopom do szczęścia wiele nie trzeba ale znajdą się zapewne niewiasty, które w podróży też chętnie mogą się sponiewierać :) Chyba nie ma reguły. Popatrz też na to z tej strony, że gdy na przykład przez pewien okres czasu żyjesz tylko za pan brat z przyrodą bez łóżka i łazienki to po powrocie do domu docenisz to po stokroć i poczujesz prawdziwy smak ciepłej wody i miękkość poduszek ;)Francja? Czuje, że minie trochę czasu aż się za nią zabiorę - najpierw muszą się skończyć ME ;)

    OdpowiedzUsuń
  34. Wszystko ma swoje uroki. To tak jak z posiadaniem dzieci. Wiele rodziców twierdzi, że fajnie było bez nich, ale jeszcze lepiej jest z nimi. I pomimo tego, że nieraz nieźle dostają od nich w kość, nie pozbyliby się ich za nic na świecie. Jak się ma dziecko, to wszystko się zmienia. Podróżowanie z dziećmi też może być fajne - trzeba tylko dopasować miejsce do podróżników. A tak w ogóle, to myślę, że ważne jest, by nie pozbywać się swoich pasji tylko dlatego, że rodzina się powiększyła. Wydaje mi się, że u Was jest zachowana równowaga - jest czas na rodzinne wypady, jest też pora na samotne wędrówki. I to jest fajne.

    OdpowiedzUsuń
  35. Święta prawda, nie od dziś wiadomo, że najbardziej doceniamy to, co utraciliśmy. Takie przerwy w "cywilizowanym życiu" z wszystkimi jego wygodami też są potrzebne. Chociażby po to, by przypomnieć sobie, co tak naprawdę jest ważne w naszej egzystencji. Masz rację. Wolne weekendy są fajne, ale kiedy pracuje się na cały etat od wczesnych godzin porannych do późnego popołudnia, to czasem zwyczajnie nie ma możliwości załatwienia niektórych spraw. Mnie często irytują np. krótkie godziny otwarcia banków.

    OdpowiedzUsuń