W zasadzie to nie wiem, po co nadal to robię. Bardziej chyba z przyzwyczajenia niż z potrzeby. Od dobrych paru lat z okazji siedemnastego marca stawiam się co roku na okolicznościowej paradzie - niekoniecznie w miejscu mojego zamieszkania.
Parady w małych mieścinach mają tendencję do bycia przewidywalnymi i nieco nudnymi, toteż żadna z obejrzanych jeszcze nie rzuciła mnie na kolana. Tkwię ‘w rozdarciu’ – z jednej strony chciałabym czegoś bardziej ekscytującego, barwnego, czegoś, co pokazałoby mi, że Irlandczycy potrafią się dobrze bawić, z drugiej strony jestem zbyt wygodnicka albo leniwa, by szukać niezapomnianych bodźców w stolicy. Kiedy pomyślę o tych tłumach przeciskających się po dublińskich ulicach, o tych korkach, to momentalnie tracę chęć na zapoznanie się z największa irlandzką paradą.
W tym roku miało być ciekawiej. Miało być Galway, ale nie wyszło. Podsuwam Wam zatem zdjęcia z małej parady z małego miasteczka, jakich w Irlandii wiele. Rewelacji nie było, ale czuję jakąś dziwną ulgę i satysfakcję, że byłam i zaliczyłam kolejną paradę. Nawąchałam się spalin z rur wydechowych przejeżdżających motorów, nieco zmokłam i choć warunki nie sprzyjały, udało się zrobić parę fotek. Tak dla potomności. I dla ciekawskich.
Irlandczycy mają swoje święto narodowe, swój Dzień Św. Patryka, a ja mam długi, trzydniowy weekend. Miło kłaść się do łóżka ze świadomością, że w poniedziałek nie trzeba iść do pracy.
Jest pierwsza ciekawska. Zastanawiałam się całe popołudnie czy świętujesz. Mam nadzieję, że Cię to satysfakcjonuje po wczorajszym zamartwianiu się;) Dobrego odpoczynku Taito.
OdpowiedzUsuńWczoraj właśnie myślałam o Tobie :) i o tym czy napiszesz o kolejnej paradzie :))
OdpowiedzUsuńMiło wiedzieć, że tyle osób o mnie myśli :)
OdpowiedzUsuńMiałam nie pisać, bo parada była dość kiepska, a ja nie miałam nic ciekawego do przekazania, wiem jednak, że niektórzy chcieliby rzucić okiem na fotki, więc to dla nich zrobiłam tego krótkiego posta.
Serdeczne pozdrowienia, Elso :)
Niezawodna Rose! Ty chyba nigdy nie będziesz mieć dość Irlandii i wszystkiego, co z nią jest związane, co?
OdpowiedzUsuńŚwiętuję, świętuję. Dwa ostatnie dni minęły mi bardzo szybko, dziś za to mam zamiar nieco przystopować. Zrobiłam półtoragodzinną rundę na świeżym powietrzu, co jeszcze bardziej polepszyło mój humor, zaliczyłam prysznic, a teraz mam zamiar się obijać przy książce :) Nawet wiesz, o której mówię. Life is good, jak to zwykła mawiać moja koleżanka blogowa [pozdrowienia, Olu!].
Pozazdrościć. Ja wczoraj i dziś w pracy :(. Jedno co mnie pociesza to Wielka Kumulacja. Za mą ciężką pracę i oddanie firma płaci mi wg stawki godzinowej, na którą składa się cały szereg zmiennych i bonusów. I wczoraj właśnie, po raz bodaj drugi w historii, wszystkie premie skumulowały się w jeden dzień. Mało sobie dziś z wrażenia nie kupiłem felg do roweru za €150. Szczęśliwie przyszło opamiętanie... :)
OdpowiedzUsuńNo cóż, wszystko ma 'plusy dodatnie i plusy ujemne'. Fajnie posiedzieć sobie w domu przez trzy dni, ale dla takich kumulacji to i ja chętnie spędziłabym niedzielę w pracy. Tym bardziej, że jak mniemam, będziesz miał potem dzień wolny w środku tygodnia, a to czasami lepsze niż wolna niedziela...
OdpowiedzUsuńZawsze możesz na mnie liczyć:) Jasne, że nie. Ja zieloną wyspę zawsze i wszędzie:))
OdpowiedzUsuńŚwiętuj, świętuj póki masz ku temu okazję i wolne od pracy.Chyba muszę wziąć z Ciebie przykład, tylko świeżego powietrza wokół brak. Pewnie, że Life is good.
W Austrii też świętowali Irlandczycy w Irish Pub :)
OdpowiedzUsuńWidzę spore zmiany w onecie przez co jakość zdjęć jest dużo lepsza! Pozdrowienia :)
Zdjęcia byłyby jeszcze lepszej jakości, gdyby Onet nie wymuszał zmiany ich wielkości. Jeszcze do niedawna mogłam zamieszczać większy rozmiar.
OdpowiedzUsuńIrlandczycy nie zapominają o swoim święcie, nawet jeśli są poza granicami kraju :)
Szkoda, bo nie ma to jak poranne dotlenienie się: dzień budzi się do życia, ptaki śpiewają, ludzie jeszcze śpią, cisza i błogość wokół. I uskrzydlająca muzyka w słuchawkach :)
OdpowiedzUsuńPamiętam paradę w 2008 r w Belfaście, było kolorowo, głośno i wesoło a dzięki tegorocznemu świętu miałem syna w domu, skorzystali z wolnych dni i odwiedzili rodziców razem z dziewczyną. Pozdrawiam, nadrobiłem zaległości (polsusne hlasim, jak mówił Szwejk). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa nigdy nie brałam udziału w paradzie w wielkim mieście, ale przyznam, że coraz częściej myślę o tym, bo te małomiasteczkowe powoli zaczynają mnie nudzić.
OdpowiedzUsuńSzybko się uporałaś z zaległościami :)
Pozdrawiam serdecznie :)